Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)

Autor Wiadomość
sokół


Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 12257
Skąd: Bytom
Wysłany: 2020-12-02, 21:53   

Kurczak w dzisiejszych czasach to jest najgorsze gówno. Taka jest niestety prawda. Nawet cepra stać było kupić pałki na zlot.
Profil Facebook
 
 
ceper 


Dołączył: 02 Sty 2014
Posty: 8598
Wysłany: 2020-12-02, 22:21   

Przecież więcej bym nie zapłacił, jeśli miało iść na zmarnowanie. :rol
Pomyślałem sobie, że pewnie się schleją, to nie zauważą różnicy. :-/
Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać? :mys5
Grosik do grosika, pogan do pogana i ma się. :o-o
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-02, 22:41   

Pudelek napisał/a:
Cebula nie jest faszerowana antybiotykami, więc jest eko, a jak eko to drogo :lol


Ale patrz jakie to dziwne - antybiotyk w aptece - drogi. Cebula bez antybiotyku - droga, ale kurczak faszerowany antybiotykami - tani :lol
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2020-12-02, 22:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-02, 22:45   

Izabela napisał/a:
Tak to aktualnie wygląda, zachował się Belweder i domki Olza (takie tam były tylko 2) a reszta szkoda gadać...


Wyglada na to, ze tylko belweder sie nie zmienil!

Gdzie tu jest jakis portal teleportacji do 93 roku???? :P
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-02, 22:50   

ceper napisał/a:
Przecież więcej bym nie zapłacił, jeśli miało iść na zmarnowanie. :rol
Pomyślałem sobie, że pewnie się schleją, to nie zauważą różnicy. :-/
Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać? :mys5
Grosik do grosika, pogan do pogana i ma się. :o-o


Ty patrz! Ja myslalam ze tacy jak ty nie musza oszczedzac i takimi pierdolami zawracac sobie glowe! Że ze swoja magiczna bezdenna karta to nigdy nie pytasz ani o ceny noclegow ani pałek!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-02, 22:50   

W wiosce Zrazim wśród wysokich zarośli stoi ciekawy opuszczony kościół.





I akurat trafiamy na niewielką dziurę w chmurach! Na chwilę nawet błyska słońce! Cóż za niecodzienny i niesamowity widok!



Ciężkie, skrzypiące drzwi z ciekawą klamką i wywijastymi zawiasami, prowadzą nas do wilgotnych, ciemnych wnętrz.









Włazimy do środka.



Ogromna hala wypełniona jest brzękiem much. Skąd ich tutaj tyle? Na dworze w ogóle ich nie ma. Może przed deszczem się tu kryją? W jednym z kątów leży zdechły szczur, ale nie sądzę, żeby jeden szczur zwabił 500 much???

Nasze kroki, choćby stawiane najciszej, rozlegają się dudniącym echem…. Auu… Kabak odkrywa echo.. To źle… ;)

Kościół był chyba niegdyś ewangelicki. Na ścianach zachowało się sporo niemieckich napisów. Można się poczuć jak na Dolnym Sląsku!







A tu ślady dawnych liter i malowideł wyglądają nieco jakby się nakładały na siebie? Jakby to coś wstęgowato - wężowate przysłaniało ten napis spod spodu? A może to napisy z różnych czasów?



Ołtarz z podpisem ;)



Zdobienia sufitowe. Fajne motywy z niebieskimi, bławatkopodobnymi kwiatkami!





Resztki podłogowych kafelek.



Po kręconych, kamiennych schodach można wyleźć na balkonik. Tzn. "można było". Bo dziś go już nie ma, dechy zbutwiały i się zawaliły…







Kawałek dalej, w Stołężynie, trafiamy na kolejny obiekt z napisami sprzed lat. Wygląda na kaplicę grobową.



Część liter już odpadła, a w murze wyrosło drzewko!



Nieco ażurowe wnętrza…





Napotkany miejscowy opowiada, że w podziemiach kaplicy zachowała się jedna zdobiona trumna. Żeby tam wejść trzeba się przeczołgać przez jakąś dziurę. Ponoć kilkanaście lat temu, będąc w wieku gimnazjalnym, wiele razy włazili tam z kolegami i palili trawę siedząc w trumnie. I mieli potem ciekawe, erotyczne sny związane z dawnymi księżniczkami. Zapytałam, czy księżniczki ze snów były żywe czy zmumifikowane (jakoś to pierwsza myśl jaka mi się nasunęła ;) ), ale na tym etapie lokals się chyba nieco zmieszał i szybko zmienił temat na problemy w budowie jakiejś pobliskiej autostrady. Stąd pozostało drobne niedopowiedzenie jeśli chodzi o fantazje tutejszych gimnazjalistów ;)

W dziurę nie wpełzaliśmy. Raz, że nie bardzo wiedzieliśmy w którą. Poza tym zarówno księżniczki, jak i siedzenie w trumnie nie leży w zakresie naszych zainteresowań. A i nic do palenia nie mieliśmy ;)

Do kaplicy prowadzi aleja starych, bulwiastych drzew..







A tu na koniec spaceru rzut oka na miły, pobliski ogródek.




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-04, 13:15   

Nigdy wcześniej nie słyszałam o kopalni soli w Wapnie… Jak mowa o polskich złożach soli - to od razu na myśl przychodzi Wieliczka czy Bochnia. A w latach 50-tych i 60-tych najwięcej tego surowca było wydobywane właśnie w Wapnie!

A może dlatego nie obiło mi się to nigdy o uszy, bo już od ponad 40 lat kopalnia nie prowadzi wydobycia? Acz historia zakończenia jej działalności jest na tyle nietypowa i dramatyczna, że wciąż robi wrażenie..

W Wapnie na samym początku, jeszcze w XIX wieku, pozyskiwano gips. Sól odkryto przypadkiem przy kopaniu złóż gipsowych. Jej usytuowanie w otoczeniu sporej ilości wód podziemnych wskazywało na duże niebezpieczeństwo procesów wydobycia, ale później jakoś przestano się tym przejmować. Po wojnie kopalnia prężnie działała, otwierano kolejne poziomy wydobycia (łącznie z tymi skrajnie już niebezpiecznymi i podmywanymi). Sól była wyjątkowo czysta i dobrej jakości, szła na eksport i wszyscy się cieszyli. Jednak do czasu… Woda stopniowo zaczynała podciekać do wyrobisk, najpierw powolutku, potem coraz szybciej, aż w końcu w sposób niemożliwy już do zatrzymania. W 1977 roku stało się to, co się stać musiało. Woda wdarła się do kopalni w takich ilościach, że ziemia w mieście zaczęła się zapadać pociągając za sobą sporo budynków mieszkalnych. Była to największa katastrofa w historii polskiego górnictwa, a na pewno najbardziej spektakularna. Plus taki, że nikt nie zginął… Ale pół miasta się zapadło, kilkadziesiąt budynków uległo zniszczeniu a prawie półtora tysiąca ludzi musiało zostać przesiedlonych. Jak się można domyślić kopalnia już nigdy nie wznowiła wydobycia, miejscowość bez kopalni straciła rację bytu, a wiadomość o katastrofie przez wiele lat była utajniana.

Zdjęcia miasta z zapadliskami przypominają tereny po solidnym trzęsieniu ziemi! troche zdjęć archiwalnych np. TUTAJ: https://www.sadistic.pl/k...ie-vt171550.htm
A zawsze myślałam, że jeśli chodzi o zapadanie się pod ziemie - to Bytom ma niepodważalne 1 miejsce... A tu ci niespodzianka!

W 2010 roku nakręcno o Wapnie, kopalni i wspomnieniach sprzed lat film dokumentalny. Smutny, ale bardzo ciekawy i wciągający - można go obejrzeć TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=Hlw_EThGsv4

Współczesne badania ponoć wykazują, że część Wapna wciąż jest zagrożona zapadliskami, więc nie wiadomo czy kopalnia powiedziała już swoje ostatnie słowo… I podobno właśnie z tego powodu w centrum nie buduje się obecnie nowych domów, jak już to tylko na obrzeżach miasta.

Tego wszystkiego co napisałam powyżej - dowiedziałam się już po powrocie... Bo w miejsce to trafiamy przypadkiem, jadąc pomiędzy dwoma zaplanowanymi, opuszczonymi kościołami. Wzrok przykuwa ogromna ceglana budowla i komin. Nazwa "Wapno" oczywiście nic nam nie mówi... Idziemy więc się powłóczyć - zupełnie w ciemno, nie wiedząc praktycznie co zwiedzamy.

Obecnie część budynków dawnej kopalni jest opuszczona, a inne są zajmowane przez firmy przeładunkowe albo magazyny.







Niestety obejrzelismy tylko niewielką część kopalni. Sporo budynków jest niewidocznych z drogi, czai sie w tle od strony pól i wrecz nie potrafie zrozumieć jakim cudem je przeoczyliśmy. Albo jesteśmy ślepi albo brały w tym udział jakieś siły nieczyste! ;) Moja babcia zawsze na takie sytuacje mówiła "diabeł ogonem przykrył". Cóż... tak się kończy często zwiedzanie "na spontanie", bez dokładniejszego przygotowania. Człowiek nieraz pominie coś, co było w zasięgu ręki! Nie ma wyjścia - będzie trzeba tu wrócić.

Urwane tory wąskotorówki w cieniu największego komina.







Udaje mi się wejść tylko do jednej z opuszczonych hal. Inne (z tych które znalazłam ;) ) są dokładnie pozamykane albo przeganiają mnie pracownicy obecnie tam mieszczących się firm.

Tu mnie zawrócili…



Tędy się nie udało - zamknięte…



Tu już byłam prawie pewna swojego sukcesu! Ogromna hala, z sufitami wydającymi świstające odgłosy na wietrze...

















Boczne pomieszczenie też ślepo się kończy...



Lazłam jak po swoje, do momentu jak drogę przegrodziły mi pancerne drzwi… I nie udaje się wejść do wysokiej wieży, na szczyt której prowadzą kręconej schody.. A już oczyma wyobraźni widzę, jak wpełzam tymi schodami na górę.. Ale niestety - w szczelinę pod drzwiami weszła tylko ręka z aparatem…



A być może ze szczytu wieży udałoby się dostrzec pozostałe części kopalni... i dzisiejszy dzień potoczyłby się zupełnie inaczej?

Ceglane budynki widziana z oddali - z okolic stacji PKP..



Pomniki przypominające o historii miejscowości.



Ten najfajniejszy! Zrobiony z kopalnianych wagoników!







Kręcimy się też chwilę koło budynku stacyjki. Ona też, podobnie jak kopalnia, już nie działa…









Torowisko zarasta trawa i bardzo malownicze zioła wszelakie.







Stan fontanny jest też spójny z całością klimatu miejscowości.



Coś wlazło do opony! ;)




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-08, 19:24   

Zajeżdżamy do miejscowości Paterek, gdzie natrafiamy na wystawę/muzeum zabytkowych autobusów. Nie jest to wprawdzie aż tak rozbudowane i klimatyczne miejsce jak estońskie Jarva Jaanis https://jabolowaballada.b...rva-jaanis.html (które dosyć wysoko postawiło poprzeczke), acz tutaj autobusów też jest całkiem sporo.



Niestety nie udaje się nam nawiązać kontaktu z właścicielem - dzwonimy na przylepiony do jednego z autobusów telefon, dobijamy się do furtki okalającej pobliskie gospodarstwo. Tylko psy ujadają, a nikogo z przedstawicieli ludzkiego gatunku nie ma w domu na obecną chwilę. W obejściu też stoją autobusy, chyba takie w trakcie rekonstrukcji.



Trudno... idziemy pozwiedzać sami. Przemykamy więc wśród autobusów dość szybko, nie włazimy im do środka. Biorąc pod uwagę, że złomiarze tu nie szaleją - to zapewne jakaś kamera na nas patrzy... ;)

Sporo jest klasycznych “ogórków”. Część z nich jest w bardzo dobrym stanie i o lakierze na błysk, zapewne można je sobie wynająć na różne imprezy. Dominują blachy żółte.









Tu troszeczkę inny model, ale też ogórkowaty!



Część autobusów to przedstawiciele modeli, które jeszcze całkiem niedawno normalnie jeździły po naszych miastach. Jelcze, Ikarusy… Dokładnie takimi jeździłam do szkoły! A przecież to było jak wczoraj ;)













Takie Autosany się jeszcze czasem spotyka gdzieś w zaułkach bocznych dróg!



Tu też jeden takowy wygląda.



Do jednego okazu udaje się zajrzeć do środka, ze względu na niekompletność szyb.













Jest i przystanek autobusowy!



Dwie niebieskie marszrutki, a żadna na przystanek nie podjechała! ;)



A na koniec drobny przykład odmienności gustów moich i mojego dziecięcia! ;)




cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-09, 19:42   

Wieczorem zajeżdżamy w okolice jeziora Koronowskiego, utworzonego na rzece Brda. Napotykamy zatoczkę z ciekawymi korzeniami. Wygląda tak, jakby piachu wcześniej było więcej, a potem coś go wymyło, ziemia się zapadła, osunęła i zrobiło się urwisko. A korzenie zostały gdzie były dawniej.
A może ludzie to tak wydeptali chodząc się kąpać? Potem się okazuje, że w okolicach będzie takowych miejsc więcej!







Na biwak zatrzymujemy się kawałek dalej, za wsią Samociążek, nad jeziorem o dziwnej nazwie Kanał Lateralny.



Wieczór jest miły - hamak zawisa pod drzewem, a potem nawet zaliczam kąpiel - po zmroku, w ciemnych odmętach jeziora.



Wygląda na to, że oni coś ciekawego zauważyli!



Nad nami szaleją wiewiórki! I to te normalne, rude wiewiórki, których już tak dawno nie widziałam! Myślałam, że one wyginęły, że zostały wyparte przez ten podobny gatunek, ale brązowy. A tu prosze! Takie wiewiórki jak trzeba!







Przypływa też stadko kaczek.



Śladów po ogniskach nie ma tutaj żadnych, więc mamy obawy, coby się kto nie czepił. Palimy więc tylko pochodnie drwala w znalezionym nieopodal foliowym mini grillu. Jak to wszystko na świecie jest względne. Niby śmiecenie to zła rzecz, ale bardzo się cieszymy, że tego grilla ktoś cisnął w krzaki - bo nam się bardzo przyda! Pieczemy w nim też kukurydze….







A klimatu dopełnia czerwona porzeczka!



I nieco różowawy zachód słońca!



Wieczór jest wyjątkowo ciepły.. No właśnie taki za ciepły. W nocy zaczyna lać i nie przestaje. Na tyle mocno pompuje, że śniadanie decydujemy się zjeść kawałek dalej - pod dużą wiatą zaobserwowaną w drodze do Koronowa.

Poranek jest paskudnie zimny, koło 10 stopni. Klasyczny deszcz niby na chwilę przestaje padać, ale jest taka wilgotna, paskudna mgła, która włazi nawet pod wiatę, kpiąc sobie z dachu. I nawet tam po chwili jesteśmy cali mokrzy. Jak to cudownie, że zabrałam gumiaki dla wszystkich! Tak mnie ostatnio natchnęły różne youtubowe filmiki ze wschodu, które namiętnie oglądam. Tam czy na ryby, czy do leśnej chaty, czy na spływ, czy na opuszczone w środku tajgi, czy na długi marsz przez Czukotkę - gumiak najlepszym przyjacielem turysty! I jak my na tym wyjeździe to bardzo doceniamy!









Po drugiej stronie wody toną we mgłach różne domeczki, przystanie, pomosty.



Niektóre toną też w kwiatach!



Pobliski most jest bardzo ciekawy! Wygląda na zwodzony - tyle ma różnych mechanizmów!



Mieszkańcy Koronowa przeciwko czemuś protestują, ale nie do końca wiemy co jest przyczyną.



Rozlewiska Brdy zwane jeziorem Koronowskim zamierzamy przekroczyć promem. Acz widząc główność drogi prowadzącej w tamtą stronę, zaczynamy mieć nieco wątpliwości… Czy aby się nie okaże, że prom będzie w podobnym stanie jak ten z Księżych Młynów? ( https://jabolowaballada.b...sieze-myny.html )



Znaki też już nieco nagryzł czas…



Ale jest miła niespodzianka! Prom pływa! Woda chlupie i z góry, i z dołu, a pływadło niesie busia w dal - na przeciwległy brzeg.









Prom był wyprodukowany w stoczni Koźle. Czy to gdzieś w rejonie portu Koźle, którego ruiny kiedyś zwiedzaliśmy??



Jezioro we wszystkich odcieniach szarości...







Łazimy sobie wzdłuż jeziora, namierzając kolejne większe i mniejsze plaże pełne malowniczych korzeni. Wyglądają jak łapy, które się wyciągają w naszą stronę, a zastygają w bezruchu tylko wtedy, gdy na nie spojrzymy!









Kabak mimo ulewy dokazuje w piasku.



Suniemy dalej brzegiem. Piaszczysty kawałek się kończy, zaczynają się gliniaste, obrywiste skarpy. Ale drapieżne korzenie wciąż na posterunku! Wciąż podążają naszym śladem!







A tu chyba coś mieszka! Bobry? Borsuki? Lisy? Kabak od razu ma gotowy scenariusz! Do jednej z jam chce wepchnąć kanapkę z żółtym serem, a w drugą podziubać patykiem. I zobaczyć co lepiej zadziała w wywabianiu gospodarza. Pierwszy z pomysłów podoba jej się bardziej, bo przy okazji pozbyła by się kanapki, której konieczność konsumpcji wciąż nad nią wisi ;) No i znowu źli rodzice studzą ten wspaniały kabaczy plan! Ona nam chyba to wszystko kiedyś wypomni! “A pamiętacie jak w 2020 nie pozwoliliście mi ukłuć patykiem w kuper borsuka?”



Był też kabaczy plan wejścia na to drzewo, aby spróbować czy jabłka są aby odpowiednio słodkie ;)



Wieczorem jeszcze jedna wycieczka na piaszczystą plażkę, tym razem w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Jak zupełnie inaczej prezentują się pozwijane wężowiska korzeni, gdy okolica ma kolory! Przedziwne odczucie - być dwa razy w tym samym miejscu, a zupełnie jakby się odwiedzało nieznane wcześniej przestrzenie.













Jakie to jest cudowne jak chmury na chwilę pękną i zrobi się jaśniej i cieplej na świecie!









Stary, pogięty, skrzypiący pomost zaczyna nas teraz przyciągać z niewyobrażalną siła! Gdy był śliski od deszczu nie było raczej opcji na niego wleźć i nie zjechać.












cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-11, 17:37   

W miejscowości Wielonek szukamy ośrodka “Wrzos”. Są bowiem podejrzenia, że on może oferować klimaty, takie jak lubimy! Udaje się go odnaleźć i co najważniejsze wciąż działa, mimo “posezonia”. Ośrodek zawiera dużo domków typu Brda. Hmmmm… Tu jest chyba ich ojczyzna? Brda nad Brdą! :)





Nam się niestety dostaje inna, mniejsza chatynka - z racji na niewielki skład osobowy. Wszystkie domki są malowniczo utopione w zieleni!





Nasz domek nocną porą.





Tu jeszcze jeden rodzaj tutejszej zabudowy, takie barako - szeregowce!



Domek mobilny! Można sobie przestawić w inne miejsce, jak jedno ci sie znudzi ;)



Do chałupki dostajemy elektryczny kaloryferek. Rewelacja! Będzie jak podsuszyć gnijące już z wilgoci ciuchy!

A to nasz balkonik i oczekiwanie na zmniejszenie intensywności opadu, aby przemknąć do knajpy! ;)



W ośrodku jesteśmy tylko my i obsługa - miłe babeczki, które spotykamy w barze.



Sporo czasu spędzamy w tym przybytku. Ta pogoda to się tylko na bar nadaje…

Czy tylko ja tak kocham boazerie? Ścienne drewno, które skrzypi rozsychając się nocami na wszystkie możliwe dźwięki (dziwne, że nigdy nie robi tego za dnia! ;) ) i ten ciepły brązowo - złoty kolor bejcy!



Kawałek dalej jest chyba drugi ośrodek? Albo to dalej ten sam? Nie wiem. Ale mają tu fajną wiatę, o omszałym dachu. A dalej jest jakby scena ozdobiona obrazami. Z wiaty korzystamy - właśnie lunęło… Co przedstawia środkowy obraz? Według mnie to jest jezioro. Kabak twierdzi jednak, że to busio mknący przez lasy! ;)



Przedzierając się kolejnymi krzakami trafiamy na boisko…



Oraz klimatyczny częściowo - betonowy chodnik.



Pełno tu też placów zabaw z dawnych lat, które cieszą się ogromnym uznaniem przynajmniej ⅔ ekipy.





Podniebne szybowanie...Kto choć raz zaznał radości korzystania z prawdziwej huśtawki - już nigdy nie znajdzie uroku w tych plastikowych popierdułkach na łańcuszkach, które teraz wszędzie namiętnie montują. Tu mamy dwoje takich dzieci :)









Acz muszę przyznać, że tak wysoką huśtawkę, o takim zasięgu wahadła i takiej mocy - napotkałam chyba po raz pierwszy!





Rano leje i to z taką intensywnością, że cały świat zmienia się jedno wielkie bajoro. Zastanawiamy się kiedy domek zacznie przemakać... Albo busio.... Ze śniadaniem się więc nie spieszymy. Gdzieś do 13 sprawa zaokienna wygląda totalnie beznadziejnie.



Chwilową przerwę w opadach wykorzystujemy aby przemknąć do busia - i ruszyć na eksploracje okolicznych lasów, które skrywają niejedną atrakcję!


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-14, 20:26   

W Koronowie szukamy wielkiego mostu kolejowego na rzece Brda. Linia jest już nieczynna. Na mojej mapie to miejsce wygląda nieco dziwnie. Jest ten most na rzece, dalej wiadukt nad drogą, stacja Koronowo - i koniec trasy. Czy kiedyś biegła jeszcze gdzieś dalej? Czy po to tylko walnęli taki solidny most, żeby tory pociągnąć jeszcze kilkaset metrów?

Miejsce jest super, ale w strugach deszczu, mgle i szarościach chyba nie w pełni je doceniamy.. ;)









Szyna z napisem. Kabak koniecznie chce się pod nią przeczołgać ;)



Można by zejść na dół, nad rzekę, ale jakoś w tych warunkach niezbyt się nam chce...





Widoki porażają swoją głębią ;)



Przejście przez te krzaki (a inaczej nie da się wejść na nasyp) jest równoznaczne z przepłynięciem jeziora.





Kolejne ciuchy do wykręcenia i rzucenia na gnijącą pryzmę... W busiu zaczyna już pojawiać się ten niepokojący zapach, kojarzący się z budynkami po powodzi albo spiżarnią opuszczonego domu ;) Jak się siedzi w środku dłuższy czas - to człowiek do tego przywyka. Ale wracając ze spaceru, po otwarciu drzwi, uderza ten aromat starej piwnicy ;) A tu przed nami jeszcze ponoć tydzień takiej zabawy... Kabak kiwa główką: "Mniejsza o ubrania, ale grunt, żeby mi nie zgnił tygrysek!". W związku z tym są już próby spania z tygryskiem zawinietym w 3 worki. Niestety się nie da, worki tak szeleszczą, że ani kabak ani my nie jesteśmy w stanie usnąć.



Kolejny dzień i kolejna wycieczka w poszukiwaniu opuszczonego mostu kolejowego. Ten przecina już nie rzekę, ale jezioro Koronowskie - w dosyć wąskim jego miejscu. To dawna linia biegnąca z okolic Świecia, a kawałek za wiaduktem rozłażąca się na kilka stron - na Tucholę, Koronowo i Więcbork.

W Suchej jest fajny sklepik. Niby wszystko mamy, ale nie omieszkamy odwiedzić. Dodatkowy chleb, ser i nalewka napewno się wcześniej czy później przydadzą!



Za Klonowem zostawiamy busia na leśnym parkingu z ciekawą wiatą, o ścianach z pogiętych gałęzi. Wygląda na nową - i aż dziwnie, że taka fajna! Zwykle nowe wiaty budują wściekle równiusie - a tu taka sympatyczna odmiana!





Co najważniejsze - nie leje! Acz świat wokół jest mokry i ociekający jak szlag!









Chyba tak niedługo będzie wyglądał busio, nasze ubrania, śpiwory i my sami - jak się pogoda nie poprawi! ;)



Mijamy niewielkie jeziorko, o czarnej wodzie, zapachu butwiejącego drewna i mocno grząskich brzegach.





Dalej ruszamy nasypem dawnej kolei (lub raczej wręcz przeciwnie - tunelem, między dwoma nasypami ;)





Torowiska juz nie ma. Idziemy po prostu śieżką. Po drodze dużo jałowców i innych tujopodobnych drzewek.







Mały wiadukcik gdzieś po drodze. Poręcze zaczynają się już wtapiać w okoliczną przyrodę.







Kawałek przed mostem pojawiają się tory. Od razu więc idzie się sympatyczniej!





I w końcu nasz most! Wielki, solidny i nieco już rdzą i patyną nadgryziony.















Moje ulubione słupy tez tu mozna napotkać!



Wędkarska pływająca wiata.



Chmury spowijające horyzonty są malownicze, ale nie rokują za dobrze...



Rozsiadamy się na torach celem zapodania drugiego śniadania.



Ale ledwo wbijamy zęby w kanapki i nalewamy herbatkę... Co następuje? To co zawsze!! Zaczyna lać!!!! Same niecenzuralne słowa cisną się na usta! Toż można szału dostać z tą pogodą! Lekko rozmokłe kanapki trzeba więc zawinąć z powrotem, herbate z kubeczka wlać do termosa - i truchcikiem biec pod most - bo lunęło solidnie, żaden tam kapuśniaczek... Na szczęście zoczylismy pod mostem fajne "przepusty", które posłużą nam za wiaty... I nocować by tu sie dało!





Pod most prowadzą takie miłe schodki.



W królestwo ważek i nartników!







Kabak pod mostem dostaje jakiejś głupawki. Biega z parasolem, kłuje nas nim w kupry, śpiewa, rechocze i wręcz tarza się ze śmiechu.



Nie wiem co ją nagle opętało? Nawąchała się jakiś ziół albo co? Cos tu kwitnie pod mostem i pachnie bardzo aromatycznie. Nieco wiązówkę przypomina... ;)

Ostatni raz aż taki "napad obłędnego szczęścia" miała w Gruzji, w Uszguli, w wieku niemowlęcym. Tu fragment tamtej relacji: "Nie wiem co sie stalo dzis kabakowi, czemu akurat dzis ma taki rewelacyjny humor ale od kiedy wjechalismy do Uszguli caly czas podskakuje, fika nozkami, spiewa na caly pyszczek, smieje sie, zaczepia z kwikiem mijanych ludzi. Radosc i szczescie po prostu wylewa sie uszami". I nagle robi mi sie dziwnie... Jakieś deja vu! Czy ona wtedy nie miała na głowie tej samej chusteczki?? A chodzi w niej dość rzadko... Czy może to coś, zaklete jest w tą chustkę w biedronki??? ;)



Po pół godzinie zlewa przechodzi w mżawkę, więc powoli wypełzamy z nory.

Wracając znajdujemy jeszcze ceglany wiadukcik, gdzie dawniej droga przechodziła nad torami, których juz nie ma.










cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-15, 17:53   

A my dalej podążamy na północ. Po drodze ślad po dożynkach. Szkoda, że nie trafiliśmy tu w odpowiednim terminie :) Dzielne pszczółki!



Suniemy w okolice Folutowa. Ciemno, szaro, leje… Widziałam gdzieś w necie zdjęcie drewnianego wiatraka na piachach. Bardzo lubię i wiatraki, i piachy. Dziś wprawdzie piach nie będzie wygrzany, ale nie można mieć wszystkiego.

Okolice początkowo wydają się dość rokujące. Miłe, leśne, wyboiste drogi i malutkie przysiółki. Jedziemy to piachem, to przez kukurydze, to mijamy rozdroża pięciu dróg albo przydrożne malutkie kapliczki.











Wiatrak na piachu znajdujemy.. Tu wymarzyliśmy sobie biwak… ;) Już oczyma wyobraźni widzieliśmy jak kabak dokazuje w piasku, a obok płonie ognisko...



Obok stoją dwie stare chałupki. Wiejska sielanka po prostu ;) Krajobraz jak na ukraińskim Polesiu..





Ale nie... czekaj... coś nie pasi? Wiatrak wyzamykany na nowe kłódki. W jednej z chałupek jakaś ekipa napierdziela wiertarką… Przyjeżdża też ciężarówka wyładowana belami. Będą trzecią chałupkę stawiać? Niestety spory teren zajmuje tu ogromny hotel i do niego przylegający jakby park, więc macki komerchy rozlewają się po okolicach. Wiatrak i chałupki są już na tym terytorium hotelowym. Są już więc “pożarte”. Pojawia się jakaś wycieczka autokarowa, a potem z dzikich polnych dróg nagle wjeżdżamy busiem na jakiś kilkukilometrowy chodnik z kostki bauma. Nic tu po nas.. Jednak wodzi nas tu jakiś czas i nie możemy stąd tak szybko wyjechać. Np. drogi porobili jednokierunkowe. Co za zakichany labirynt! Folutowski plan zatem nam kompletnie nie wypalił. I tak bywa… Cóż.. nie zawsze świeci słońce...


Kolejnym punktem na trasie jest Nowy Podleś i jedna z najdziwniejszych opuszczonych konstrukcji jakie miałam okazje oglądać. Nawet nie wiem jak to nazwać. Na pewno to coś jest niedokończone. Budynek jest w stanie surowym, o betonowych ścianach i schodach. Nietypowy dom? świątynia? galeria sztuki szalonego artysty?







Część okien jest pusta i przewiewna, część zabetonowana. Przy wejściach kolumnady. Nad jednym z wejść napis po łacinie...



Przy drugim polski napis..





W środku trochę posprejowane, głównie jedna parka wyznawała swoją wielką miłość na wszystkich ścianach. Trochę też klimatów satanistycznych przebija ze ścian.









Przeszklona kopuła z kolejną porcją łacińskich sentencji.





Obecnie budowla jest zadaszona, ale nieco cieknąca i pełni rolę sralni dla bydła. Bo teren wokół wykorzystywany jako pastwisko, a krowy swobodnie wchodzą i do środka.

Na mapach miejsce jest oznaczone jako “opuszczona loża masońska”. Skąd komuś takie określenie przyszło do głowy? Czy chodziło o to, aby brzmiało równie tajemniczo jak wygląda?

Gdy wychodzę z budynku i robię zdjęcia z zewnątrz, zauważam kątem oka, że z lasu wychodzi jakiś koleś w roboczym ubraniu, pochlapanym jakby farbą czy lakierem. Może przyszedł po krowy? Koleś wybitnie idzie w moją stronę, więc zaczynam przypuszczać, że zaraz mnie stąd przegoni albo zacznie robić inne problemy - na ogrodzeniu wisiał zakaz wstępu i że teren prywatny. Podchodzi i pyta coś jakby w stylu: “Mar den?” Nie rozumiem. Mówię, że nie kumam, rozkładam ręce, kręce głową. On jeszcze kilkakrotnie powtarza swoje “mar - den??”, wykonując też jakby jakby gest wskazywania głową w stronę przeciwną niż szosa. Coś tam jeszcze burczy pod nosem w międzyczasie, ale to też nie jest w ząb zrozumiałe. Nie wiem czy nie rozumie po polsku, czy jest głuchy, bo też coś jakby na uszy pokazywał (ale pokazywał też na kieszenie). Czy może się wygłupia z nudów albo założył o coś z kolegami? Nie doszliśmy do porozumienia. Koleś ostatecznie odchodzi w stronę lasu skąd przyszedł, kopiąc po drodze kamienie.

cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-18, 17:32   

Budowla z Łapalic jest różnie określana. Nazywają ją największą w Polsce samowolą budowlaną lub najmłodszymi ruinami zamku. Na pewno jest to miejsce wyłamujące się z wszelakich schematów i porażające swoja orginalnością. I w pewnym sensie pasujące do mojej kolekcji “nietypowych domów” ;) (https://jabolowaballada.blogspot.com/2020/11/wrzesniowa-woczega-cz2-pipie-dom-z.html)

Historia zamku w Łapalicach ma swój początek w latach 80-tych. Gdański przedsiębiorca i producent mebli, zajmujący się również rzeźbiarstwem, otrzymuje pozwolenie na budowę domu z przylegająca do niego pracownią. Zbudował więc tak - jak mu zagrało w duszy. Z impetem i solidnym rozmachem. Wnętrza miały być galerią sztuki. Budowy jednak nie udało się ukończyć. Na drodze stanęli urzędnicy ze swoimi zakazami, a potem i problemy finansowe właściciela. Od tego czasu minęły dziesiątki lat, a akta związane z samowolą budowlaną walają się po sądach, są rozpatrywane, odwoływane, a urzędnicy pierdzą w stołki i czują się potrzebni.

Obecnie ponoć są jakieś plany zalegalizowania budowli i jej dokończenia. Jedno jest pewne - niedokończony zamek przerodził się w jedną z większych atrakcji turystycznych regionu i przyciąga duże ilości turystów (i to niekoniecznie wyłącznie tych, którzy interesują się miejscami opuszczonymi i ruinami). Pewnie gdyby nie zamek, to pies z kulawą nogą by się w Łapalicach nie pojawiał. No bo i po co? Nic innego ciekawego tam nie ma. Ale miejscowi czy gmina w dużej części są niezadowoleni z posiadania owej ciekawostki na swoim terenie (mimo że np. ochoczo czeszą kasę na parkingach). “Bo brzydkie”, “bo straszy”, “bo niebezpieczne”, “bo trzeba by coś z tym zrobić a najlepiej rozebrać”. Ludzie są dziwni. W wielu miejscach opowiada się o “promowaniu regionu”, stawaniu na głowie aby zainteresować i przyciągnąć turystów. Tutaj rejon sam się wypromował, turyści walą drzwiami i oknami - i zaś źle…

Włazimy na teren. Jest to chyba drugie (po “okraglakach”) takie miejsce opuszczone, gdzie człowiek czuje się jak na promenadzie w kurorcie. Nie ma atmosfery, która zazwyczaj towarzyszy porzuconym ruinom. Brak tu ciszy, pustki, poczucia osamotnienia i zawieszenia w niebycie. Są motocykliści na swoich ryczących maszynach, próbujacy sobie zrobić selfi stojac na tylnych kołach - tak aby wszystkie baszty zostały ujęte. Rowerzyści skaczą po schodach na swoich dwukółkich rumakach, starsze panie przechadzają się pod rękę, gawędząc o sanatoryjnych turnusach. Jest sesja ślubna, gdzie panna młoda ma suknię bufiastą i intensywnie różową. “Ta pani wygląda jak flaming!” - zauważa kabak. Fotograf prawie że przewraca statyw z gigantycznym aparatem - taki go łapie atak śmiechu. Nowożeńcom ów komentarz nie przypadł coś do gustu. Dowiadujemy się, że mamy bezczelne i niewychowane dziecko, a na dodatek narażamy je na niebezpieczeństwo. Stwierdzamy więc, że rzeczywiście czujemy się nieswojo w towarzystwie agresywnych ludzi przebranych za flamingi i czym prędzej się oddalamy odprowadzani wszelakimi bluzgami lub śmiechem (w zależności od posiadanego poczucia humoru). Są oczywiście też zakochane pary na różnych etapach zaawansowania znajomości, jest młodzież w wieku gimnazjalnym rozpalająca minigrila skrętami o charakterystycznie przyjemnym zapachu. Jest też pani, która zgubiła psa i przemierza korytarze poszukując nadaremnie swojego pupila. Echo odbija nawoływania “Tofiiiiik! Tooooficzkuuuuu!”. Brzmi to dosyć upiornie, zwłaszcza, że jednocześnie wyje gdzieś w oddali jakiś wiejski pies.

Ot miejsce bawi, cieszy i służy bardzo szerokiemu spektrum społeczeństwa, niezależnie od wieku, zainteresowań i ulubień - wszystkich nas połączyła dziś ta niecodzienna kupa pustaków! :)

Widok z bramy wejściowej. I teraz dylemat! Od której baszty zacząć zwiedzanie?



Wnętrza wypełniają różne ciekawe graffiti. Tutaj po kręconych schodach pnie się ośmiornica…



Koleś z fajeczką..



Czujemy się obserwowani!





Trzy szczerzuje :P (skądinąd miałam dużą zagwozdkę jak to słowo napisać ;)



A tu cztery!



Marchewkojad.



Inne malunki w klimatach bardziej mrocznych.. Teraz nie robi to wrażenia, ale jakby łazić korytarzami nocą?







A tu się nabrałam! Patrząc kątem oka naprawde myślałam, że jakiś koleś podlewa mur! :D





Tutaj zdążyli już zrobić drewniane sufity.







Akuku!



Akuku nr 2 - bardziej z oddali ;)



Ciekawy ten ozdobnik na dole. Kojarzy mi się z fontanną!



To miała być kaplica. Jak widać nadal niektórym służy w celach rytualnych.



A to chyba basen?





Ślimakami schodów włazimy do baszt...





Widoki z okien na kolejne skrzydła zamku.







Im dłużej tu łazimy - tym bardziej gigantyczne toto się nam wydaje!

















Wyżej już się chyba już nie da?



A naszym głównym celem jest znaleźć Buke! Jest to jedno ze ściennych graffiti - widziałam jej zdjęcie w internecie. Było podpisane, że zrobione w zamku w Łapalicach. To zdjęcie...



I jest plan aby sobie zrobić fotkę - Buba, Buka i Kabu :)

I mam wrażenie, że przeczesaliśmy zamek od piwnic po baszty. Chyba dobrych kilka godzin nam to zajęło. W niektórych miejscach byliśmy po kilka razy. Ale któreś jak widać przeoczyliśmy... :( Buki nie ma… Acz w jednym miejscu w piwnicy wyraźnie czuliśmy jej obecność. Wręcz namacalnie ciągnęło chłodem, temperatura spadła o chyba 10 stopni w porównaniu do pozostałego terenu. Było mrocznie i lodowato. Czuliśmy jej oddech na plecach, jakby podążała za nami krok w krok. Ale jej nie zobaczyliśmy. Schowała się skubana…



A nawet w zalany korytarz poszłam jej szukac!



Sporo czasu nam tu zeszło… Słońce się schowało.. Wieczorny sylwetka zamku prezentuje się dużo bardziej tajemniczo niż w słoneczny dzionek!




Marzy mi się tu nocleg - w jakiejś większej ekipie! :)



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8298
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2020-12-20, 21:11   

Fuu, to jednak paskudztwo.

buba napisał/a:
. W wielu miejscach opowiada się o “promowaniu regionu”, stawaniu na głowie aby zainteresować i przyciągnąć turystów. Tutaj rejon sam się wypromował, turyści walą drzwiami i oknami - i zaś źle…

bo to jednak jest różnica, czym się promuje. O, np. do Oświęcima ludzie walą drzwiami i oknami, a myślę, że wielu mieszkańców wolałby nie być kojarzone z Auschwitz ;) No i pytanie czy z takich tłumów miejscowi mają coś dla siebie. Bo jeśli tłum jedynie wpadnie, zadepta, naśmieci i ucieknie - to żaden z tego pozytyw ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6105
Skąd: Oława
Wysłany: 2020-12-20, 23:56   

Pudelek napisał/a:
Fuu, to jednak paskudztwo.


Takie brzydkie ze az ładne! :lol :lol :lol Moim zdaniem brzydota ma taki moment, ze za nim juz kazda koleja wiezyczka dziala na plus :lol

Pudelek napisał/a:
bo to jednak jest różnica, czym się promuje. O, np. do Oświęcima ludzie walą drzwiami i oknami, a myślę, że wielu mieszkańców wolałby nie być kojarzone z Auschwitz


Serio? To mnie zaskoczyles! Nie zarabiaja na oprowadzaniu wycieczek? folderkach, pamiątkach? A sporo osob pewnie i zanocuje w okolicy, i w sklepie kupi, moze do knajpy pojdzie. Myslalam ze takie Auschwitz to lokalsi traktuja jak kure co znosi zlote jajka.

Pudelek napisał/a:
No i pytanie czy z takich tłumów miejscowi mają coś dla siebie. Bo jeśli tłum jedynie wpadnie, zadepta, naśmieci i ucieknie - to żaden z tego pozytyw


Na nas zarobili 20 zl. 10 zl za parking (bo dalej stoi zakaz wjazdu) i 10 zl za kucyka na ktorym kabak objechal placyk. Moze nieduzo ale na ulicy nie lezy.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2020-12-20, 23:59, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group