Czasem słońce, czasem deszcz...
Czasem słońce, czasem deszcz...
Tatry śniły mi się po nocach, wszystko dlatego że od października ich nie wąchałam Miałam je zobaczyć dopiero w sierpniu, ale grafik urlopów strasznie się pomieszał i dostałam urlop wcześniej niż chciałam. Decyzja była bardzo szybka: "Kilka dni w Tatrach!"
Dzień 1.
A wszystko dlatego, że dałam się uwieść...
...górom, muchom i krówkom
Nocna podróż autobusem tym razem należała do bardzo przyjemnych. Co prawda nie spałam, ale się wyleżałam. Zamiast w Zakopanem wysiadłam w Nowym Targu, skąd zostałam porwana przez 2 złośliwe muchy. Gdybym wiedziała co mnie z nimi czeka, uciekłabym gdzie pieprz rośnie
Bez planu i celu (jeszcze) meldujemy się w Chochołowskiej, by wsiąść do ciuchci i leniwym krokiem udać się na Trzydniowiański Wierch.
Na pierwszy lans decyduję się jeszcze przed szczytem (i dobrze, bo na szczycie jakoś o tym zapominam)
Gdy już Trzydniowiański się poddał inwazji Much i Owcy czas na pierwszy posiłek w grach. Okazuje się jednak, że mój plecak zdominowany został przez krowy:
A tak poza tym jest pięknie
Takiego relaksu potrzebowałam
Czas jednak iść dalej. W stronę Kończystego!
Jest i Kończysty
Jest i mały lans
Naszym celem jest jednak dziś Jarząbczy i tam, robiąc dużo zdjęć, zmierzamy:
W końcu docieramy na miejsce:
Największą furorę robią rowerzyści, którzy pojawiają się gdzieś od słowackiej strony i z Jarząbczego zjeżdżają w stronę Kończystego
A my siedzimy, robimy zdjęcia. Postanawiamy też podejść na Jakubinę, ale czy ją osiągnęliśmy, do dziś jest to zagadką Według mapy mieliśmy iść 15 minut i tak też było No cóż będę musiała tam wrócić i sprawdzić raz jeszcze, bo wydaje mi się, że jednak tak, ale głowy nie dam sobie uciąć (tak to jest jak człowiek nie spał ponad 30 godzin i poszedł w góry )
Czas na odwrót i ostatnie zdjęcie na słupku
I tak kończy się dzień pierwszy na szlaku. Zostaje jeszcze dojście do schroniska i noc na glebie po kocykiem a właściwie to kolejna nieprzespana noc
C.D.N......
(Przepraszam za brak weny twórczej. Może opisując kolejne dni będę w lepszej formie umysłowej )
Dzień 1.
A wszystko dlatego, że dałam się uwieść...
...górom, muchom i krówkom
Nocna podróż autobusem tym razem należała do bardzo przyjemnych. Co prawda nie spałam, ale się wyleżałam. Zamiast w Zakopanem wysiadłam w Nowym Targu, skąd zostałam porwana przez 2 złośliwe muchy. Gdybym wiedziała co mnie z nimi czeka, uciekłabym gdzie pieprz rośnie
Bez planu i celu (jeszcze) meldujemy się w Chochołowskiej, by wsiąść do ciuchci i leniwym krokiem udać się na Trzydniowiański Wierch.
Na pierwszy lans decyduję się jeszcze przed szczytem (i dobrze, bo na szczycie jakoś o tym zapominam)
Gdy już Trzydniowiański się poddał inwazji Much i Owcy czas na pierwszy posiłek w grach. Okazuje się jednak, że mój plecak zdominowany został przez krowy:
A tak poza tym jest pięknie
Takiego relaksu potrzebowałam
Czas jednak iść dalej. W stronę Kończystego!
Jest i Kończysty
Jest i mały lans
Naszym celem jest jednak dziś Jarząbczy i tam, robiąc dużo zdjęć, zmierzamy:
W końcu docieramy na miejsce:
Największą furorę robią rowerzyści, którzy pojawiają się gdzieś od słowackiej strony i z Jarząbczego zjeżdżają w stronę Kończystego
A my siedzimy, robimy zdjęcia. Postanawiamy też podejść na Jakubinę, ale czy ją osiągnęliśmy, do dziś jest to zagadką Według mapy mieliśmy iść 15 minut i tak też było No cóż będę musiała tam wrócić i sprawdzić raz jeszcze, bo wydaje mi się, że jednak tak, ale głowy nie dam sobie uciąć (tak to jest jak człowiek nie spał ponad 30 godzin i poszedł w góry )
Czas na odwrót i ostatnie zdjęcie na słupku
I tak kończy się dzień pierwszy na szlaku. Zostaje jeszcze dojście do schroniska i noc na glebie po kocykiem a właściwie to kolejna nieprzespana noc
C.D.N......
(Przepraszam za brak weny twórczej. Może opisując kolejne dni będę w lepszej formie umysłowej )
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Nie wszystkie zdjęcia mi wchodzą, właściwie tylko trzy weszły.... ale co do Jakubiny, jeśli weszliście tam:
to znaczy, że zdobyliście szczyt. (bo to zdjęcie ze szczytu Jarząbczego)
edit... juz wszystkie wchodzą
to znaczy, że zdobyliście szczyt. (bo to zdjęcie ze szczytu Jarząbczego)
edit... juz wszystkie wchodzą
Ostatnio zmieniony 2014-07-06, 21:56 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
bton1 pisze:wracam pamięcią chętnie do tamtych rejonów
Tam nic ciekawego nie ma. Same góry.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
sokół pisze:ale co do Jakubiny, jeśli weszliście tam:
Tam w ciągu 15 minut nie dałoby się wejść
Malgo Klapković pisze: najwyżej sobie na fb podejrzę
Na fb już z 4 dni zdjęcia wrzuciłam, ale tam nie muszę ich zmniejszać (a to mnie strasznie irytuje)
Ładnie tak na urlop na samym początku wakacji?
Tak jakoś wyszło dawno nie brałam tak wcześnie urlopu, ale nie zawsze mogę wziąć tak jak sobie wymarzę. Na szczęście w sierpniu będę miała jeszcze kilka dni na wyjazd w Tatry
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
Dzień 2.
Plany były ambitne, ale rzeczywistość okazała się brutalna.
Po pierwsze - już nigdy więcej nie będę nocować w schronisku podczas MŚ w piłce nożnej. Po drugie zarezerwuję wcześniej pokój, żebym nie musiała słuchać jak krzyczą podczas meczu: "Gol!" "No jak on kur.. spiep... taką akcję" itp., w środku nocy.
Poza tym nie tak szybko przestanę wypominać złośliwej muszce jej stan skupienia tego dnia
Z planów mniej ambitnych miały być Rohackie Plesa. Ruszyliśmy więc kilka minut po 6:00 w stronę Grzesia. Nieśmiało wyciągam aparat i robię pierwsze tego dnia zdjęcia.
Sytuacja robi się jednak dramatyczna. Mucha nie jest w stanie iść szlakiem... a o lataniu w ogóle mowy nie ma... większość drogi w kierunku Grzesia musi przemierzać poza szlakiem. W końcu przychodzi taki moment, że 2 złośliwe muchy odpuszczają wejście na Grzesia jakieś 15-20 minut drogi od niego... To już druga taka sytuacja po Bystrej w zeszłym roku... hmmm... a mówiłam... "pochodzę po Tatrach sama "
Zostawiam muchy i gnam na Grzesia. Wieje strasznie. Muszę założyć kurtkę, a są momenty, że nie mogę utrzymać się na nogach W końcu jednak się udaje i docieram na szczyt.
Trochę boję się o aparat, ale ostatecznie ustawiam go na słupku, włączam samowyzwalacz i biegnę do krzyża. Udało się mam zdjęcie. Jedno z ostatnich podczas tego wyjazdu. (będzie jeszcze jakieś z dnia czwartego)
Zaczynam schodzenie i zderzam się z dwiema ogromnymi muchami pod Grzesiem. Przysiadamy na chwilę i robimy zdjęcia. (Większość zrobiłam z myślą o panoramach, ale że na urlopie jestem leniwa, panoramy z nich stworzę dużo później... może w długie zimowe wieczory będę miała więcej czasu)
Schodzimy do Chochołowskiej. Udaje mi się jeszcze przeforsować pomysł i skręcamy na Bobrowiecką Przełęcz, żeby zobaczyć cóż tam się znajduje. Tyle razy przechodziłam obok tego szlakowskazu i jakoś nigdy nie podeszłam te 5 minut. A tutaj fajna sielanka
Przy schronisku kolejny odpoczynek. Wietrzenie stóp, reklama rodzimej marki aleksandrowskich skarpet Nordhorn i powrót Chochołowską w japonkach. Zdjęć japonek nie posiadam. Może życzliwi turyści strzelali foty Do plecaka miałam jednak doczepione treki, więc pewnie nie stanowiłam dużej atrakcji.
Skutki halnego...
Docieramy do Zakopanego. Jemy. Muchy odlatują, a ja w końcu zostaję sama Okazuje się, że mam całkiem niezły widok z okna pokoju:
Zaczyna padać... za chwilę wychodzi słońce... Aby nie zmarnować do końca tak pięknego dnia zmierzam w kierunku Bachledzkiego Wierchu Oazy ciszy, spokoju, fantastycznych widoków na Tatry. Miejsca, w którym można się zrelaksować, pomyśleć...
Przegania mnie deszcz, który będzie padał całą noc, cały kolejny dzień... kolejną noc...
C.D.N.
Plany były ambitne, ale rzeczywistość okazała się brutalna.
Po pierwsze - już nigdy więcej nie będę nocować w schronisku podczas MŚ w piłce nożnej. Po drugie zarezerwuję wcześniej pokój, żebym nie musiała słuchać jak krzyczą podczas meczu: "Gol!" "No jak on kur.. spiep... taką akcję" itp., w środku nocy.
Poza tym nie tak szybko przestanę wypominać złośliwej muszce jej stan skupienia tego dnia
Z planów mniej ambitnych miały być Rohackie Plesa. Ruszyliśmy więc kilka minut po 6:00 w stronę Grzesia. Nieśmiało wyciągam aparat i robię pierwsze tego dnia zdjęcia.
Sytuacja robi się jednak dramatyczna. Mucha nie jest w stanie iść szlakiem... a o lataniu w ogóle mowy nie ma... większość drogi w kierunku Grzesia musi przemierzać poza szlakiem. W końcu przychodzi taki moment, że 2 złośliwe muchy odpuszczają wejście na Grzesia jakieś 15-20 minut drogi od niego... To już druga taka sytuacja po Bystrej w zeszłym roku... hmmm... a mówiłam... "pochodzę po Tatrach sama "
Zostawiam muchy i gnam na Grzesia. Wieje strasznie. Muszę założyć kurtkę, a są momenty, że nie mogę utrzymać się na nogach W końcu jednak się udaje i docieram na szczyt.
Trochę boję się o aparat, ale ostatecznie ustawiam go na słupku, włączam samowyzwalacz i biegnę do krzyża. Udało się mam zdjęcie. Jedno z ostatnich podczas tego wyjazdu. (będzie jeszcze jakieś z dnia czwartego)
Zaczynam schodzenie i zderzam się z dwiema ogromnymi muchami pod Grzesiem. Przysiadamy na chwilę i robimy zdjęcia. (Większość zrobiłam z myślą o panoramach, ale że na urlopie jestem leniwa, panoramy z nich stworzę dużo później... może w długie zimowe wieczory będę miała więcej czasu)
Schodzimy do Chochołowskiej. Udaje mi się jeszcze przeforsować pomysł i skręcamy na Bobrowiecką Przełęcz, żeby zobaczyć cóż tam się znajduje. Tyle razy przechodziłam obok tego szlakowskazu i jakoś nigdy nie podeszłam te 5 minut. A tutaj fajna sielanka
Przy schronisku kolejny odpoczynek. Wietrzenie stóp, reklama rodzimej marki aleksandrowskich skarpet Nordhorn i powrót Chochołowską w japonkach. Zdjęć japonek nie posiadam. Może życzliwi turyści strzelali foty Do plecaka miałam jednak doczepione treki, więc pewnie nie stanowiłam dużej atrakcji.
Skutki halnego...
Docieramy do Zakopanego. Jemy. Muchy odlatują, a ja w końcu zostaję sama Okazuje się, że mam całkiem niezły widok z okna pokoju:
Zaczyna padać... za chwilę wychodzi słońce... Aby nie zmarnować do końca tak pięknego dnia zmierzam w kierunku Bachledzkiego Wierchu Oazy ciszy, spokoju, fantastycznych widoków na Tatry. Miejsca, w którym można się zrelaksować, pomyśleć...
Przegania mnie deszcz, który będzie padał całą noc, cały kolejny dzień... kolejną noc...
C.D.N.
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
A sponsorem wyprawy była fioletowa krówka
No ładnie sobie spędziłaś urlop, bardzo ładnie, ciekawym bardzo co będzie w dalszych odcinkach
W programie Picasa jest seryjne zmniejszanie dowolnej liczby zdjęć, trzy kliknięcia i po sprawie. W InfranView też można
No ładnie sobie spędziłaś urlop, bardzo ładnie, ciekawym bardzo co będzie w dalszych odcinkach
Iva pisze: ale tam nie muszę ich zmniejszać (a to mnie strasznie irytuje)
W programie Picasa jest seryjne zmniejszanie dowolnej liczby zdjęć, trzy kliknięcia i po sprawie. W InfranView też można
Piotrek pisze:ciekawym bardzo co będzie w dalszych odcinkach
Będzie równie ciekawie a jeszcze zostało ich 3 i pół
Piotrek pisze:W programie Picasa jest seryjne zmniejszanie dowolnej liczby zdjęć, trzy kliknięcia i po sprawie. W InfranView też można
Picassy czasem używam do obróbki, ale nie znalazłam tam seryjnego zmniejszania, w ogóle nie znalazłam tam jakiegokolwiek zmniejszania (no cóż bycie blondynką zobowiązuje nawet farbowaną blondynką ) IrfanView nawet nie ściągnę, bo mam ograniczone możliwości komputerowe. Ale dzisiaj... w starym komputerze, na starym programie, Windowsowskim którego używałam do zmniejszania zdjęć, było to zmniejszanie zawsze pojedyncze, bo inne nie było mi potrzebne, znalazłam funkcję grupowego zmniejszania jestem z siebie dumna (chyba dlatego mi się udało, że mam odrosty )
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
Iva, że tak zapytam...byłaś na Jarząbczym 28 czerwca ? Bo teraz po tej Twojej relacji, skojarzylem, ze jednak to byłaś Ty
Dochodziłem na Kończysty Wierch, były tam tylko trzy osoby...przywitałem się i poszedłem dalej..a potem coś mi zaświtało, że skądś znam Tę Dziewczynę
I jeśli to byłaś Ty...to teraz jest mi głupio że mam taką krótką pamieć i że Cię nie poznałem
Dochodziłem na Kończysty Wierch, były tam tylko trzy osoby...przywitałem się i poszedłem dalej..a potem coś mi zaświtało, że skądś znam Tę Dziewczynę
I jeśli to byłaś Ty...to teraz jest mi głupio że mam taką krótką pamieć i że Cię nie poznałem
W programie Picasa jest seryjne zmniejszanie dowolnej liczby zdjęć, trzy kliknięcia i po sprawie. W InfranView też można
Zaznaczasz zdjęcia i klikasz na dole "Eksport". Pojawi się okienko w którym ustalasz rozmiar zdjęcia, jakość po zapisie, miejsce zapisu i nazwę folderu.
Wcześniej, jeżeli lubisz coś poprawiać to tak samo seryjnie możesz np. zwiększyć ostrość, zrobić sepie i.t.p. wybierając tym razem z paska na górze Zdjęcia->edycja grupowa
forse pisze:Iva, że tak zapytam...byłaś na Jarząbczym 28 czerwca ?
Tak
forse pisze:I jeśli to byłaś Ty...to teraz jest mi głupio że mam taką krótką pamieć i że Cię nie poznałem
yyyyyyy to wychodzi na to, że ja też mam krótką pamięć, bo też Cię nie poznałam
Piotrek pisze:Wcześniej, jeżeli lubisz coś poprawiać to tak samo seryjnie możesz np. zwiększyć ostrość, zrobić sepie i.t.p. wybierając tym razem z paska na górze Zdjęcia->edycja grupowa
To widziałam,
Piotrek pisze:Zaznaczasz zdjęcia i klikasz na dole "Eksport". Pojawi się okienko w którym ustalasz rozmiar zdjęcia, jakość po zapisie, miejsce zapisu i nazwę folderu.
ale tego nie muszę poszukać.
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 55 gości