Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Na południe - śladem ciepłych źródeł (2023)

Autor Wiadomość
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8322
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2023-11-08, 22:14   

buba napisał/a:
Wiem, że w Serbii sa rejony gdzie jakies miny mogą się pałętać (jak pamiętam te mapki co kiedyś oglądałam) wiec lepiej na zimne dmuchać.

przy granicy z Kosowem i w niektórych miejscach w górach, gdzie mogły spaść jakieś odłamki natowskich bomb. Ale reszta, czyli jakieś 99% kraju, jest bezpieczna. W sumie ja nigdy się nie zastanawiałem, czy gdzieś nie wylecę ;)
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-08, 22:38   

Pudelek napisał/a:
buba napisał/a:
Wiem, że w Serbii sa rejony gdzie jakies miny mogą się pałętać (jak pamiętam te mapki co kiedyś oglądałam) wiec lepiej na zimne dmuchać.

przy granicy z Kosowem i w niektórych miejscach w górach, gdzie mogły spaść jakieś odłamki natowskich bomb. Ale reszta, czyli jakieś 99% kraju, jest bezpieczna. W sumie ja nigdy się nie zastanawiałem, czy gdzieś nie wylecę ;)


Zdaje sobie sprawe, ze pewnie troche przesadzam. Acz ludzie mają rozne fobie - jedni boja sie wysokosci, a inni pająków. A ja sie panicznie boje min (moze w poprzednim wcieleniu na jakiejs wyleciałam? ;) W Karabachu w wielu miejscach to nawet siku robiłam na asfalcie bo sie bałam zejsc na trawe ;)
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-11-08, 22:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-10, 10:57   

Wjeżdzamy do Bułgarii. Przejście graniczne jest bardzo rozkopane, rowy wyryli chyba na 10 metrów głębokie. Nie wiem co oni tam zakopują. Budynek ładnie zarasta kwitnącymi krzaczkami.







Na dobre rozpoczęcie bułgarskich wojaży uderzamy do muzeum starych samochodów w miejscowości Koczerinovo. Piąty dzień wyjazdu a my już zwiedzamy drugie muzeum! Jak nie my! ;)

Miejsce zawiera przytłaczającą ilość wszelakiego dobra - rozlicznych skarbów przeszłości. Ale najpierw trzeba sforsować bramę. Ona sama już przypomina wjazd do jakiegoś dawnego kołchozu.



Machamy do kolesia za płotem, a on gestami daje nam do zrozumienia, że najpierw musi zamknąć w kojcu biegające wszędzie psy ras dużych. Jak się potem dowiadujemy zadaniem psów jest łapanie za tyłek złodziei. Bo tak jakoś dziwnie wychodzi, że jak złomy walają się na łące, to nikt na nie uwagi nie zwraca. Ale jak je zgromadzić i wyeksponować - to od razu wiele osób docenia i zauważa ich wartość.

Pierwsze co się rzuca w oczy w tym miejscu to natłok starych aut. Marki przeróżne, z zachodu i wschodu, a wszystkie śliczne! Stoją piętrowo - i na ziemi, i na dachu. Ciekawe jak je tam wsadzali na wysokości?











Wiele z nich zachowało stare, czarne rejestracje. Widać nie tylko w Polsce i Sajuzie był niegdyś w modzie ten kolor. Acz w Bułgarii na drodze nie spotkałam nigdy auta na takowych czarnych blachach.















Jeden egzemplarz wybija się innym kolorem rejestracji. Ciekawe czemu?



To chyba wyjątkowo stary model - chociażby biorąc pod uwagę pasażera ;)



Akuku!



Auta są rozsiane po całym terenie, wklinowane pomiędzy inne ciekawe eksponaty. Wystają spomiędzy traw, przytulają się do tyłów starych hal albo nieśmiało wysuwają noski spod zakurzonych plandek.















Są i te dla dzieci - drewniane lub blaszane, na które poluję od wielu lat - póki co nieskutecznie... Kabak mi wprawdzie już nie wlezie do środka, ale jako eksponat w domu ogromnie by cieszyło oczy!



Znaleźliśmy kiedyś takie na Ukrainie, w opuszczonym domu - ale jechalismy z plecakami w góry, więc nie było opcji go zabrać i nosić. Plecak i tak wbijał w ziemie. Rok później, gdy przyjechaliśmy tam autem - już go nie było. Może trzeba było ukryć w lesie? Zakopać pod samotnym dębem?? ;) Spotykałam też dwa razy takowe autka na giełdach staroci w Bytomiu, ale w cenach zbijających z nóg. Prawdziwe auto by szło za to kupić...

Są tu też na stanie traktory, powozy, przyczepki i inne mniej lub bardziej fragmentaryczne gadżety związane z tematem motoryzacji.









Sztabowa przyczepa mieszkalna.





A to chyba największa zagadka - do czego służy ta tajemnicza maszyna??



Jak są auta to nie może zabraknąć stacji benzynowej i warsztatu - w odpowiednio dobranym klimacie rzecz jasna! :)





Jest i składowisko pod dachem - cała ogromna hala wypełniona po brzegi eksponatami. Rzędem stoją motocykle. Horyzont zamykają telewizory.







Jest też zwarta ściana radioodbiorników, wszelakiej maści, produkcji i kształtów.





Na zbliżeniu.











Ten z gwiazdą urzekł mnie najbardziej!



Jest też wystawka odkurzaczy! Najbardziej podobają mi się te, które wyglądają jak rakiety! Tylko patrzeć jak wystartują i odlecą w siną dal!







W innych gadżetach też tu się dosłownie można kąpać - pływać, zanużyć po szyję! Można dostać oczopląsu. Człowiek nie wie gdzie patrzeć, co ogladać, w który kąt wbijać i w nim myszkować!













Nie brakuje też tabliczek - setek starych napisów ze ścian różnych zakładów czy dawnych ulic. BHP, ostrzegawczych, informacyjnych, propagandowych.















I jest to miejsce, ktore daje mi do myślenia. Że to nie tak, że ja mam za małe mieszkanie i dlatego moje pamiątki się nie mieszczą. Tu, w Koczerinovie, sobie uświadamiam, że przestrzeń nie ma znaczenia. To nie metraż - to stan umysłu. Każdą przestrzeń można zapchać, zastawić, zagospodarować, zawiesić - to tylko i wyłącznie kwestia czasu i rozmachu, z jakim puścisz wodze fantazji :) Ja np. nie zbieram starych dystrybutorów ze stacji benzynowych. I to nie dlatego, że nie chce, ale nie mam ich gdzie postawić. A gdybym je miała??

A do kompletu, gdzieś na skraju miejscowości, stoi takowy pomniczek.



cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8322
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2023-11-10, 13:02   

Patrzę na te "muzeum" i myślę, że to raczej składnica złomu... Niezabezpieczone przed deszczem i temperaturami, położone byle jak, bez żadnej konserwacji. Co prawda nie rozkradną ich złomiarze albo nie zardzewieją gdzieś w rowie, ale za to zardzewieją tutaj... Efekt będzie dokładnie ten sam.
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2023-11-10, 13:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-10, 14:17   

Pudelek napisał/a:
Niezabezpieczone przed deszczem


Część eksponatow jest pod dachem - w hali i mini garazach. Ale to tylko z połowa...

Cytat:
położone byle jak, bez żadnej konserwacji.


Jest w tym jakas naturalnosc. Napewno nie jest to takie klasyczne nadęte muzeum gdzie nie można przejsc za sznureczek i dotknąć eksponatu bo cie zlinczują.
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-11-10, 14:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8322
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2023-11-10, 14:59   

Tutaj bałbym się dotykać niektórych eksponatów, że się rozpadną ;)

Fajnie, że właściciel ma takie hobby (bo pewnie na tym nie zarabia), ale mimo wszystko wolałbym wiedzieć, że część z tych egzemplarzy przetrwa. A raczej patrząc na ich stan za 10, maksymalnie 20 lat prawie wszystko będzie tylko rdzą...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-10, 17:37   

Pudelek napisał/a:
Tutaj bałbym się dotykać niektórych eksponatów, że się rozpadną


To ze cos sie nie błyszczy i nie śmierdzi świeżym lakierem to nie znaczy od razu ze się rozpada ;)

Pudelek napisał/a:
(bo pewnie na tym nie zarabia)


Zarobek ma przypuszczalnie niewielki - za zwiedzanie nie ma ustalonych opłat - jest puszka do ktorej mozna cos wrzucic według uznania.

Cytat:
A raczej patrząc na ich stan za 10, maksymalnie 20 lat prawie wszystko będzie tylko rdzą...


Rdza tez ma swoj urok!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-11-10, 17:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pudelek


Dołączył: 08 Lip 2013
Posty: 8322
Skąd: Oberschlesien
Wysłany: 2023-11-10, 22:19   

buba napisał/a:
To ze cos sie nie błyszczy i nie śmierdzi świeżym lakierem to nie znaczy od razu ze się rozpada
buba napisał/a:
Rdza tez ma swoj urok!

no akurat na zdjęciach większość wygląda jak by się rozpadała :lol Rdza może i ma urok (jak dla mnie na autach nie ;) ), ale oznacza, że jak kabak będzie chciał za kilkanaście lat zobaczyć miejsca z wyjazdów dziecięcych, to tych samochodów już nie będzie...
_________________
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Ostatnio zmieniony przez Pudelek 2023-11-10, 22:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2023-11-11, 09:51   

Dla mnie to nie muzeum a wysypisko śmieci, mam tu podobne zdanie do Pudla - za kilka lat połowę z tego zniknie w kupie rdzy.
buba napisał/a:
Ale jak je zgromadzić i wyeksponować - to od razu wiele osób docenia i zauważa ich wartość

Po co tracić siły i łazić/jeździć po polach jak tu złom leży w jednym miejscu? :lol
logiczne ;)
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-11, 19:15   

Mam nadzieje, ze uda sie tam pojechac ponownie za 20 lat i napisać kolejną relacje! :) Sama jestem ciekawa wpływu czasu na to miejsce!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-12, 23:52   

Kolejna miejscowość na naszej trasie to Stob. Już z oddali widać w jakim celu tam zmierzamy. Właśnie tam planujemy wyleźć :)



Sama miejscowość, położona u podnóża rudych skałek, jest spokojna, sielska i prawie wyludniona. Domy oplatają winorośla, ryneczek z betonowym gierojem jest pełen kwiatów, a uliczkami czasem przemknie jakaś furmanka.







U wlotu dróg prowadzących na skałki stoją różne budy sugerujące, że czasami sprzedają w nich bilety wstępu czy pamiątki. Dzisiaj wszystko jest pozamykane. Może wieczór? Może środek tygodnia? Może przedsezonie? Trochę miałam obawy, że to miejsce może być zbyt turystyczne i tłoczne, ale widać moje obawy były zupełnie nietrafione. Na całej wycieczce nikogo nie spotykamy.

Miasteczko z góry prezentuje się równie miło jak z wcześniejszej perspektywy przemierzania krętych uliczek.





A tu chyba kiedyś była rzeka, ale jednak potem wybrała inne miejsce. Może jej się nie spodobało, że ją tak zabetonowali?



Początkowo w ogóle zaczynamy się zastanawiać czy poszliśmy w dobrą stronę. Pagórki są zielone, obłe, mało przepaściste. Tylko takie urwiska mijamy ;) To raczej nie to co widzieliśmy z oddali ;)



Pniemy się pod górę. Miejscowość zostaje gdzieś tam daleko u podnóża.



Mijamy szczątkowe podmurówki dawnej cerkwi. Na jej miejscu obecnie stoi kapliczka.







W końcu jednak coś rudego zaczyna majaczyć na horyzoncie!



Coraz bardziej malownicze wąwozy pojawiają się przed naszymi oczami!





W końcu docieramy nad te najbardziej spektakularne rozpadliny, najeżone dziesiątkami gliniastych kolców. Tutaj też pojawia się wiatr. Momentalnie - jakby wiatr był sprzężony z tym poszarpanym, rudym widokiem! Wcześniej na podejściu było duszno i jakby przedburzowo. A tu nagle powiew świeżości i jakby chłodu gór znacznie wyższych. Zabawne zjawisko!







Ciekawe, że to wszystko nie są twarde skały, tylko to jest zrobione jakby z błota? Gdyby się chcieć wspiąć na taką "skałkę" to ona by się zapewne pokruszyła. Zwraca uwagę też, że sporo słupów ma "czapeczkę" z dużego kamienia! :)





















W innych miejscach też wyrastają ze zboczy piramidki. Jak grzyby po deszczu!





Skałki skałkami, ale przemiło się tu wędruje głównie ze względu na dywany kwiatów pod nogami, na okolicznych łąkach czy zwieszających się nad urwiskami!











Całe dywany kwiatów, w większosći nieznanych nam gatunków. W sporej części kojarzą mi się z kwiatami ogrodowymi.













Dmuchawiec? Taki dość spory!



Fragmenty trasy są nieco przepaściste. Śmiejemy się, że to nasza mini - grań Konczeto. Bo rozważaliśmy czy nie spróbowac tam uderzyć w tym roku, mając pewien żal, że pogoda pokrzyżowała nam plany 18 lat temu. Ale nic z tego nie wyszło i tym razem - Piryn cały czas siedzi w chmurach... Mamy więc tu swoją "grań" - rudy mosteczek, gdzie na długości chyba 3 metrów można się nacieszyć przestrzenią pod stopami. Chyba dla większego komfortu psychicznego ludzie oblepili boki ścieżki wałem z gliny, przez co ten kawałek trasy przypomina tor bobslejowy ;)









Rozsiadamy się w jednym z bardziej widokowych miejsc. Tam gdzie ruda glina przeplana się z suchą, ostrą trawą, na którą stopniowo wkraczają pnące kwiaty. Ich kłosy kołyszą się na wietrze, a jego podmuchy w zależności od siły i kierunku wydobywają z poszarpanych fragmentów zboczy tak różne odcienie świstów, że nawet zastanawiamy się czy jakoś nie spróbować ich nagrać. Najpiękniejsze jest to, że siedzimy tu z pół godziny, rozkładamy cały piknik i nikt nie wchodzi nam na plecy. W Polsce w tak ładnym i łatwo dostępnym miejscu to byśmy już mieli na karku przynajmniej kilka ekip, drona nad głową i psa na kolanach. Tu na spokojnie pijemy jogurty, wcinamy banany i tylko z brzoskwiniami się nie udało, bo wybrały wolność. Wszystkie trzy, jedna za drugą, ślicznie i gęsiego, potoczyły się w przepaść. Fajnie skakały po obrywach w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca...







W oddali widać góry innego rzędu - czarne, zimne, pełne jeszcze płatów śniegu - zbocza Riły, które przeważnie siedzą w gęstej mgle.



Wieje stamtąd zimnem jak skurczybyk! Cieszymy się, że jesteśmy tu, a nie tam!





Kolejne miasteczko na naszej trasie zwie się mało oryginalnie jak na te okolice - Riła. Niebo staje się coraz bardziej... bułgarskie... Chyba jednak to byłby jakiś cud, jak by nam już pierwszego dnia nie dolało w tym pięknym kraju.



Przez miejscowość przemykamy bez zatrzymywania. Naszym celem jest wcześniej upatrzone miejsce, zdające się być dogodne biwakowo.

Po drodze miłe źródełko.



Droga pnie się na wzniesienie górujące nad miejscowością.



Docieramy na taką jakby hałdę, płaską u góry, wysypaną żwirem. Jest to najprawdopodobniej zrekultywowane wysypisko śmieci. Przynajmniej takie wnioski wyciągnęliśmy z lektury unijnych tablic - no że się do tego procesu dołożyli finansowo.



Na hałdzie stoi sobie samotny baraczek. Niestety jest zamknięty i tym razem nie posłuży nam za wiatę... Sądząc po wyposażeniu używają go okoliczni robotnicy leśni.







Okolica, mimo postindustrialnego charakteru i żużlowego podłoża, obfituje w całkiem ładne rośliny, o kolorowych bujnych kwiatach.





Budynki widziane w tle to coś na kształt bacówek - słuchać stamtąd rżenie koni i beczenie. Zwierząt jednak nie widać. Jakaś chudoba widmo!





Barwy horyzontu sugerują, że czeka nas niebawem kolejna zlewa...



Poźnym wieczorem naprzykrza się czwórka znudzonych, miejscowych gówniarzy. Świecą latarkami do busia, pukają w szyby, wołają: "policja otworzyć drzwi" - i rechotają jak debile. Biorą nas chyba za parkę, która przyjechała na barabara. Miejsce chyba często do tego służy, biorąc pod uwagę rodzaj śmieci pod nogami czy kilka aut, które z żalem odjechały widząc nas. Toperz w końcu się wkurzył, wyskoczył z busia i objechał gównierzy. Twarzą w twarz już jakoś nie byli tacy odważni, zaczęli się tłumaczyć, że jakiegoś klasztoru szukają i to pomyłka. Potem tylko wznoszą głupie okrzyki z oddali, ale na szczęście szybko im się to nudzi i odjeżdżają w cholerę.

Poranek jest taki, że Riła to się chowa w gęstych chmurach, to na chwilę wychodzi. Mgieł jest chyba jednak więcej niż braku mgieł.







Idąc za potrzebą spotykam za krzakiem intrygującą brunetkę. Patrzy mi głęboko w oczy i jest jakaś taka jakby trochę przestraszona? Nie wiem co ona tutaj robi, ale na wszelki wypadek idę szukać kibelka gdzie indziej. Nie lubię jak ktoś mi się przygląda w takiej sytuacji - nawet jak jest płaski i papierowy.



Później, gdy jemy śniadanie, przejeżdżają obok Niemcy w terenowych kamperach - jeden zrobiony na bazie niwy a drugi uaza :) Z tyłu na jednym wisi rower o dwóch różnej wielkości kołach, a na drugim hulajnoga z kierownicą z jelenich rogów! Oba auta są tak cudownie poobijane i pordzewiałe, że poczułam nagłą, palącą potrzebę nauki niemieckiego, aby się z tą ekipą zaprzyjaźnić! Niestety przejechali bez zatrzymania, tylko nam machali wesoło i titali klaksonami, więc nawet nie udało mi się zrobić zdjęcia ich wspaniałych wehikułów.

A na koniec ciekawostka - co robią Bułgarzy, aby kierowcy respektowali zakaz wyprzedzania? I tak przez kilkadziesiąt km! I nikt nie wyprzedzał! Magia! ;)





cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9418
Wysłany: 2023-11-13, 06:12   

Pewnie jakby przyjechać za kilka/kilkanaście lat, to te skały wyglądałyby zupełnie inaczej niż dzisiaj ?

Busio wiecznie żył nie będzie 😉 planuj kolejnego campera, może taki Uaz, tylko to ustrojstwo pali jak ruski smok :lol
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-13, 11:25   

Adrian napisał/a:
Pewnie jakby przyjechać za kilka/kilkanaście lat, to te skały wyglądałyby zupełnie inaczej niż dzisiaj ?


Może coś się obwali a coś narośnie?

Adrian napisał/a:
Busio wiecznie żył nie będzie 😉


Nic nie jest wieczne, my tez nie...

Adrian napisał/a:
planuj kolejnego campera, może taki Uaz, tylko to ustrojstwo pali jak ruski smok


Z uazem to taki problem, ze w dalekie kraje to sie jedzie raz czy dwa razy do roku, a w wiekszosci auto sie wykorzystuje na miejscu. A w Polsce nie ma gdzie wykorzystac terenowych własnosci. Gdybysmy mieszkali w takiej Bułgarii to na bank taka buchanka byłaby na oku!
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Ostatnio zmieniony przez buba 2023-11-13, 11:28, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
buba 


Dołączyła: 09 Lip 2013
Posty: 6108
Skąd: Oława
Wysłany: 2023-11-14, 23:32   

Wąska droga do ciepłych źródeł Rupite staje się na tym odcinku jeszcze węższa. A to dlatego, że na drogę wyłażą domy. Dwa opuszczone domy. Są zamknięte, do środka trzeba by wchodzić przez okna pierwszego piętra, więc to raczej nie nasza liga.





Te kolorowe taśmy kojarzą mi sie bardzo miło - ze starymi ośrodkami wypoczynkowymi gdzieś nad jeziorem.



Na rogu jednego z domów jest reklama hotelu w pobliskim miasteczku. Zwraca uwagę, że nie jest naklejona czy powieszona, ale wymalowana! Ktoś przyszedł z kubełkiem farby, pędzelkiem i pracowicie wymalował. Jak nie lubię reklam to ta mnie jakoś rozczuliła! (acz nie na tyle, aby tam iść nocować :P



Przy ruinach to i nawierzchnia staje się przyjemnie wyboista i kałużasta!



Po drugiej stronie drogi zieleń zarasta budynki i maszyny niezananego mi przeznaczenia.





Tutejsze ciepłe źródła są miejscem zagospodarowanym, ale w sposób, który zdecydowanie wpada w bubowe gusta :) Pylista atmosfera kurortu z dawnych lat unosi się w powietrzu :)



Na tyle jest tu fajnie, że spędzamy tu dwa noclegi (i jeszcze potem trzeci na powrocie!) Parkujemy pod skałami, przy niewielkiej ogrodzonej ruince, która nie mamy pojęcia do czego służyła. Szczyty toną we mgle, co biorąc pod uwagę ich mało imponującą wysokość, mocno świadczy o pułapie chmur i związanych z tym perspektywach na wieczór i kolejne dni ;)



Strzałka pokazuje na miejsce, gdzie wynajmują noclegi :P



Główne źródło i ujęcie tutejszej wody znajduje się za szczelnym drewnianym parkanem. Pewnie dlatego, że woda jest tam wrząca i chcą uniknąć ugotowanych na miękko turystów. Z tego co opowiadała jedna babka (o ile ją dobrze zrozumiałam) mieli przed laty taki przypadek "rosołku na ludzinie". Zrobienie poniższych zdjęć wymaga więc pewnych akrobacji.









Jak widać niektórzy nabierają stąd wrzątek czerpaczkami.



Dalej woda już nieco chłodniejsza (acz nadal nie bardzo nadająca się aby do niej wejść), spływa rudymi kaskadami w stronę kolejnych bajorek. Tu buchają najpiękniejsze pary, wieczorami i porankami tworzą się najlepsze mgły, no i tu można zapodać najlepsze inhalacje, bo całe powietrze zdaje się ociekać od wszelakich minerałów.





Koryta dla spływu wody są kierowane i kształtowane za pomocą parcianych worków i utkanych szmat, które po czasie obrastają minerałami, nabierają kolorów i stają się integralnym składnikiem krajobrazu. Jedynie jak się mocniej wpatrzyć to momentami wygląda to dziwnie np. jak kawałek takiego worka się urwie i płynie z prądem, poruszając się w wodzie i zdając się być czymś żywym! Raz się naprawdę nie na żarty wystraszyłam, że atakuje mnie jakaś zmutowana meduza!





Jako że nigdzie nie może być spokoju - tu też zaczęli psuć to miejsce. W tle widać szkielety budynków - budują hotele. Na razie to nie przeszkadza bo są w stanie surowym, acz jak je kiedyś skończą (a co gorsza zasiedlą) napewno wpłynie to niezbyt pozytywnie na klimat tego miejsca. Póki co pozostaje się cieszyć, że zdążyliśmy (może w ostatniej chwili) je zobaczyć i nacieszyć się w pełni jego cudowną atmosferą. Nie gaśnie też nadzieja, że może inwestor zbankrutuje albo szczęśliwie pożre go niedźwiedź, których ponoć w Bułgarii nie brakuje. Zostaną więc tylko niedokończone mury a źródła nie utracą nigdy swojego uroku :P



Ot... taka budowa... Na chwilę obecna całkiem w porządku to wygląda - takie nawet jakby lekko zapomniane.



Kolejne jeziorka i meandrujące potoczki mają różne temperatury, różne głebokości i co ciekawe - to się zmienia! Dziś gorąca kipiel jutro może okazać się ledwo letnia i na odwrót. Warto więc krążyć i wypróbowac wszystkie, aby odnaleźć swój ideał na daną chwilę :)









Kąpiel kąpielą, namaczanie w zupie swoją drogą, ale ważnym aspektem jest też nacieranie się błotem! I to nie tylko dla urody. Ma to też walory lecznicze! :)





Struktury i barwy nacieków to coś, czym można się zachwycać godzinami! Jak to sama przyroda ukulała takie artystyczne formy, wzorki, czasem istne rzeźby! Wiele z nich istnieje tylko kilka sekund, tylko mgnienie pozwalające cyknąć zdjęcie, a potem odpływają w siną dal albo zmieniają się nie do poznania w coś zupełnie innego.





















Pewnym problemem w okolicy źródeł są psy. Psy są upierdliwe, tłuką się pod busiem, mamy obawy, żeby nam tam czegoś nie poprzegryzały. Lubią się chować pod auta przed deszczem czy słońcem i ok, niech by se tam siedziały. Ale raz, że nie siedzą tylko grają w berka, a dwa że co wychodzisz z busia to trzeba uważać, żeby nie nadepnąć na ogon czy łapę bo wtedy mogą upalić. Psy są chyba bezpańskie, opiekunowie źródeł je czasem dokarmiają, ale nie przyznają się do ich posiadania.





Tu akurat są spokojne, bo mają przerwę śniadaniową. Takie byki, a wciąż piją mleko od mamy! Biedna ta mama! Wymiona to już prawie po ziemi ciągnie!



Młodzież uwielbia się też bawić włażąc pod tojtoja. To tak na marginesie dla tych, co lubią sobie pieska pogłaskać :P



Włażą też pod inne auta albo biegają ciągnąc za sobą wszelakie śmieci (znalezione albo porwane turystom)



Zaraz przy źródłach jest też knajpa.





Stoi niewielki baraczek, gdzie się zamawia i wiaty gdzie się pożera zakupione jadło. Przybytek jest bardzo miły, więc warto go odwiedzać przy każdej okazji.







Nie ma tu zbyt rozbudowanego menu i miłośnicy frykasów nie mają tu raczej czego szukać. Mają frytki, sałatkę szopską, kebabczi - kiełbaski z mielonego mięsa. Jest też drugie danie mięsne, które już nie pamiętam jak się nazywa, ale wygląda (i smakuje) jak kebabczi, na którym ktoś usiadł i przybrało formę raczej płaskiego kotleta. Są tez różne napoje, ale raczej nas one nie interesują. Zieloną herbatę robimy sobie sami, a kawałek dalej można kupić na straganie domowe wina w tysiacach odmian i smaków. Piwo w puszce i herbata minutka w naparstku nie leżą więc w zakresie naszych zainteresowań.

To coś w kubku to nie jest ani piwo ani herbata (ani urynoterapia :P ) To wino figowe!!!! :)



Do knajpy przytyka jeszcze jeden basenik, też zasilany wodą z ciepłych źródeł. Jest on dla tych, którzy cenią bardziej eleganckie warunki kapieli - jest płatny, nie ma w nim mułu, błota, nacieków. Nie kąpaliśmy się w nim - macałam wodę i była ledwo letnia... Wystygła, bo taki duży napuścili...





Chodzimy więc do tej knajpy i na śniadania, i na obiadokolacje. W innym przypadku byśmy musieli jeść z psami pod kiblem, bo tam stoi busio ;) A my wolimy odżywiać się w towarzystwie kotów. Też trochę żebrają, ale czynią to z większą gracją. Kot, cokolwiek by nie robił, ma nieporównywalnie więcej wdzięku! Murek otaczający knajpę jest jakąś magiczną granicą między królestwem psa i kota. Ani jedne ani drugie nie próbują tej granicy przekraczać.







Jeszcze odnośnie menu w knajpie i pewnych rozterek w ekipie - jednego wieczoru nie ma już kebabczi, są tylko sałatki i łażą dwa koty. Drugiego dnia są już kebabczi, ale jest tylko jeden kot... ;)

W okolicy jest też druga jakby knajpa, ale niestety okazuje się być nieczynna. Dzień wcześniej wprawdzie widzieliśmy snujące się wokół niej dymy grillowe i siedzieli jacyś ludzie, ale jest chyba otwierana tylko na imprezy okolicznościowe dla wąskiego grona znajomych osoby posiadającej klucze.





Idziemy też na spacer polami w stronę linii kolejowej. Stojąca przy drodze tablica wskazuje, że jest tam też jakiś monastyr, ale nie udało się go namierzyć.

Tuptamy sobie szutrową drogą u podnóża lekko skalistych górek.





Idziemy w czwórkę. Poszła z nami psia mama, która razem ze swoim przychówkiem roznosi nam podwozie busia. Próbujemy ją delikatnie przegonić i przekonać, aby jednak została ze swoimi dziećmi, ale się nie udaje. Wlecze się za nami, acz grzecznie trzyma dystans. Cóż więc zrobić - musimy się przyzwyczaić. Będzie więc ubogacać krajobraz na naszym zdjęciach, bo ma jakąś niesamowitą zdolność pchania się w kadr. Tu np. krajobraz ze srającym psem. Nawet bocian jest nieco zdegustowany :P



W krajobrazie dominują tu stepowe, płowe łąki i całe zagony ogromnych ostów. Są one wyższe od nas i chyba teraz jest ich czas kwitnienia. Widnokrąg zamykają wysokie góry. Gdzieś w tamtą stronę powinien być Piryn, acz czy to pod niego przynależy czy ma inne nazwy - to już nie wiemy.







Barwy horyzontu sugerują, że dziś również nie będzie suchego wieczoru...





Docieramy pod wiadukt, gdzie błotnista droga krzyżuje się z koleją.



Sama stacyjka Rupite nie okazuje się być zbyt ciekawa - ot plastikowy przystanek...



Lepiej wygląda sprawa z pociągami. Nie trzeba długo czekać. Jak na zawołanie przejeżdżają od razu ze trzy. Jeden jest krótki - lokomotywa i jeden wagon. W ogóle bułgarskie pociągi są bardzo sympatyczne. Przeważnie to stary tabor, jak za dawnych dobrych lat i u nas jeżdził. Tu dodatkowo solidnie zmalowany sprejami.







Znajdujemy też mostek zbudowany z nieużywanych już podkładów.



Co można zrobić na wycieczce, gdy dziecko zaczyna marudzić, że dalej nie pójdzie bo nóżki bolą?? Ok... Bolą nóżki to idź na rękach! :)





Najlepsze opary nad ciepłymi źródłami pojawiają się wieczorami i o poranku. Chyba po prostu wtedy gdy spada temperatura powietrza. Kąpiel w gęstych mgłach ma niewypowiedziany urok.







A i sympatyczniejszych ludzi się wtedy spotyka. Mamy okazję pogadać z jedną babką. Ochoty nie brakuje, domowego wina również. Ni cholery się jednak nie możemy zrozumieć. Niby języki w jakimś stopniu podobne, wiele słów ma zbliżone brzmienie, ale jednak główny sens wypowiedzi gdzieś umyka... Coś jednak udaje się dowiedzieć - np. o górach zwanych "Mur". Jest to pasmo na granicy bułgarsko - greckiej. Pasmo ma kilkadziesiat km długości, około 2 tysiące metrów wysokości i ponoć mało kto tam chodzi. Oprócz tego, że dawniej było mocno strzeżone przez pograniczników, pilnują go jakieś siły nieczyste i znikają tam ludzie. W zeszłym roku trójka macedońskich wędrowców przepadła bez śladu. Turyści rzadko tam chodzą. Nie ma za bardzo spektakularnych widoków (no i przeważnie na jego szczytach leży wał chmur), nie ma znakowanych szlaków czy jezdnych dróg. Gdzieś w górze jest ponoć ukryty tunel (o wojskowej przeszłości) prowadzący na grecką stronę. Gdy tylko ktoś zaczyna się nim interesować - spotykają go dziwne przeszkody. Na tym etapie naszej znajomej telefon wpada do bajorka. Skąpany w ciepłej, mineralnej wodzie nie chce się włączyć. Bez pomocy internetowego translatora nasza rozmowa staje się jeszcze trudniejsza. "Mur" jak widac uznał, że za bardzo pakujemy się z butami w jego tajemnicze sprawy.. Cóż... tunelu zatem szukać nie pójdziemy, ale z jutrzejszej trasy pooglądamy ów "Mur" z daleka. To chyba można zrobić, bez ryzyka konsekwencji?? ;)

Wieczorem przychodzi burza. Ta co nas próbowała zahaczyć przy kolejowym wiadukcie i szalała tam gdzieś daleko nad Pirynem. Leje całkiem solidnie i wali piorunami po okolicznych skałkach. Siedzimy więc w bajorze pod parasolem.



Ta sytuacja, ten moment, ten wycinek czasoprzestrzeni, ma tak niesamowicie nierealny i absurdalny klimat, że ciężko to opisać słowami. Jeziorko pustoszeje. Zostaje dosłownie kilka osób. Od ulewnego deszczu robi się chłodno, więc wszyscy starają się jak najbardziej zanurzyć w ciepłą wodę, by odciąć się od chłodnego powietrza (no chyba że ktoś wlazł do zbyt ciepłego bajora i akurat chce się schłodzić). Dziwna atmosfera sprzyja integracji. Obok nas taplają się dwaj Ukraińcy, którzy uciekli ze swojego kraju przed poborem do wojska (ponoć zrzucenie jarzma niewolnika kosztuje całkiem pokaźną sumę, a korupcja to wbrew pozorom rewelacyjna sprawa, bo może uratowac życie). Śmieją się, że idiotycznie by wyszło, gdyby uciekli od wojny, rakiet i wysłania na front, a jebnął ich piorun w bułgarskim ciepłym źródle. Jeden faktycznie walnął całkiem niedaleko... Chyba w ten duży transformator na skrzyżowaniu? Aż wibracja po ziemi poszła. Skądinąd ciekawe czy obecność w wodzie dużej ilości minerałów przyciąga pioruny czy właśnie nie? Babka z baru staje na wysokości zadania i zaczyna prowadzić sprzedaż obnośną kebabczi i piwa. Coś jednak idzie nie tak i przy sprzedaży kiełbasek niemieckim emerytom owe kiełbaski spadają z tacy i porywają je psy. Są jakieś sprzeczki kto płaci za danie. Do nas więc tace nie docierają. Babka fukając wraca knajpy. Psy w spokoju konsumują zdobycz. Niemcy wyjmują swoje kabanosy. Ukraińcy obalają kolejne wino ciesząc się, że udało się im szczęśliwie nawiać z kraju. Pioruny walą już tuż tuż, zaraz za tojtojem. Psy wyją bo kebabczi się skończyło. Zrywa się wiatr, który wywija parasole na drugą stronę. Fajne są wieczory na ciepłych źrodłach! :)

Po zmroku potwory wynurzyły się z błot i wyruszają na żer! Strzeżcie się!



Nie wspominałam jeszcze, że nie obyło się bez łupów. Na pobliskim śmietniku znalazłam koszulę! :) Ładna, kolorowa, czysta i idealna na mnie! Dlaczego wisiała na śmietniku? Rozważamy, że chyba są dwie opcje - ktoś zapomniał przy przebieraniu się i po nią nie wrócił. Albo komuś psy porwały i gdzieś rzuciły. Acz w drugim przypadku pewnie byłaby usyfiona. Nie znamy więc jej historii i chyba już zawsze pozostanie to dla nas tajemnicą. A koszula dołączy do mojej listy dziwnych ubrań, w których posiadanie weszłam w sposób nie do konca typowy.



Będąc w tym miejscu nie można przegapić tematu Baby Vangi. Właśnie tu, w Rupite, znajduje się miejsce kultu związane z ową postacią (bo tutaj została ona pochowana). Tematy związane z Vangą wielokrotnie przewijały się na naszych wyjazdach na wschód (w Polsce chyba nie jest zbyt modna - u nas nigdy o niej nie słyszałam). Śpiewali o niej pieśni samozwańczy prorocy w elektriczkach w Donbasie, na zakrapianych imprezach Ormianie i Gruzini powoływali się na jej przepowiednie. Znaleziona gazeta na plaży w Obwodzie Kaliningradzkim (która posłużyła nam do rozpalania ogniska i na serwetkę do podania pieczonych ziemniaków) zawierała artykuły o jej życiu i działalności. Temat Vangi był więc nam bliski, ale nie przywiązywałam do niego nigdy jakoś specjalnej uwagi. Fakt - zawsze wydawała mi się ciekawą osobą (bo zazwyczaj gustuję we wszelakich szamanach i jasnowidzach), ale nie na tyle, aby coś więcej o niej poczytać. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że czystym przypadkiem trafię "do źródeł" vangowej działalności.

Cechą charakterystyczną Vangi były zamknięte, jakby zarośniete oczy. Był to wynik wypadku w wieku nastoletnim, gdy najprawdopodobniej porwała ją trąba powietrzna. Czy straciła wzrok w wyniku upadku czy mechanicznego uszkodzenia oczu - chyba nie jest do konca jasne.

Zasłynęła tym, że znała przyszłość i przepowiadała ważne polityczne wydarzenia, podróżowała w czasie, uzdrawiała chorych i rozmawiała z duchami. Miała więc w posiadaniu cały pakiet bardzo przydatnych i pożądanych zdolności nadprzyrodzonych. Jak można przypuszczać była/jest postacią kontrowersyjną. Jedni otaczali ją uwielbieniem, a jej słowa bezgraniczną wiarą. Inni uważali za oszustkę czy siewcę propagandy celowo podsuniętą przez władze.

Na wejściu do vangowego ogródka (nie wiem jak to miejsce nazwać - czy to muzeum czy sanktuarium?) taka scenka. Niestety na zdjęciu nie bardzo to widać, ale koleś miał jeszcze fajkę w ręce. I tak fajnie się ustawił ;)



W parku stoi posąg Vangi, który wiele osób całuje w rękę albo obejmuje stopy.



Jest tu też cerkiew, na pierwszy rzut taka normalna.



Przy bliższych oględzinach zwracają uwagę malowidła na ścianie wejsciowej - takie nieco upiorne... To chyba miały być w zamyśle scenki z uzdrawiania chorych, ale wygląda jak zlot żywych trupów...





W podobnym stylu jest wykonany ikonostas.



Wybladłe twarze patrzą ci prosto w oczy, takim spojrzeniem osoby obłąkanej i zobojętniałej na wszystko. Jak jakieś zjawy czy dusze potępieńcze. Zresztą sama Vanga miała w sobie coś przerażającego - jakby za życia była już trochę nieżywa i wyszła z grobowca opowiadać co tam jest po drugiej stronie. Zimno się robi, mimo że to środek dnia a wokół sporo ludzi zwiedzających. Ale w nocy to na bank tu straszy - pewnie te zjawy schodzą z obrazów i zaczynają tu swoje rytualne pląsy. Tak tak... Siedząc wieczorem w ciepłych źródłach słyszeliśmy zza ogrodzenia jakieś bardzo dziwne odgłosy, acz myśleliśmy, że to pawie. Teraz mam wątpliwości czy to aby napewno pawie...



Typowy bułgarski wspominek za zmarłych. Taki jakim namiętnie tapetują słupy, przystanki autobusowe i opuszczone domy. Tu taki tematyczny.



Kolejne budynki pełnią funkcje izb muzealnych, gdzie można pooglądać wiele zdjęć z życia głównej bohaterki. Puszczają też filmy albo głos z megafonu coś opowiada.





Jak to w takich miejscach bywa są też wyeksponowane przedmioty codziennego użytku - krzesło gdzie siadała, łyżka, którą jadła, dokumenty, świadectwa itp.



Jest też lasek bambusowy, gdzie jak widać jest zwyczaj podpisywania się na łodygach.





Na pobliskich kramach zakupujemy pamiątki. Ja Czeburaszkę do mojej kolekcji:



A kabaczę kotka!



Zastanawia się potem jak tego kotka nazwać. Ja proponowałam "Vanga" - no bo raz, że tu kupione, a dwa, że też ma zamknięte oczka ;) Jak dla mnie imię idealnie dobrane! Kabakowi jednak jakoś mój pomysł nie przypada do gustu :P

A! Jeszcze o jednym nie wspomniałam! Jakoś tak wychodzi, że w czasie naszego pobytu w okolicach źródeł śmigneło tu z kilkanaście furmanek! Jest to pojazd nadal dość często spotykany w Bułgarii - ale zagęszczenie w tym miejscu naprawdę robi wrażenie!



















A jutro jedziemy do górskich diabłów!!! :)


cdn
_________________
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9418
Wysłany: 2023-11-15, 05:38   

Klimat jak z innej planety :)

Z jednej strony wygląda to przerażająco i mało zachęcająco, ale później widać że jest ok i nie wypali nam nóg jak tylko wejdziemy do wody :lol

Foto jak pieski walą z cyca mnie rozwaliło, tak rzadko się coś takiego widzi ...

No i wieczorne zdjęcie parujących źródeł, na żywo musi być fajny klimat, tylko czekać aż coś wylezie z tej mgły ;)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group