Moje buszowanie po Beskidzie Małym
Moje buszowanie po Beskidzie Małym
Wiosną udało mi się wygospodarować nieco czasu, aby połazić po BM. W długi majowy weekend będąc w Wadowicach wyszłam sobie ze trzy razy w górki. Pogoda sprzyjała, zwłaszcza pierwszego dnia. W drugim było nieco gorzej, a trzeciego z rana chmury, a potem piękne słoneczko.
1. niby prosty spacerek, ale dość przydługawy: Dzwonek- dzikie zejście-wałęsanie się bez szlaku po ścieżkach i drogach siutrowych-polanka pod Iłowcem-Gorzeń Górny-ścieżka rowerowa-Wadowice.Zeszło mnie od dziewiątej rano do prawie piątej po południu. Najfajniejsze tego dnia było to,że pierwszy raz udało mi się z Goryczkowca czyli Dzwonka dojrzeć Tatry.
Widoczek na Babią:
Jaroszowicka Góra
Na pasmo Bliźniaków:
Są i Tatry:
Ciąg dalszy drogi:
Widok z polany:
I zejście do Gorzenia:
Czosnek niedźwiedzi w dużych ilościach. Fajnie to wygląda.
Dworek Zegadłowicza tradycyjnie zamknięty.
2. Inwałd-Przełęcz Biadasowska-Pańska Góra-Andrychów
Przy nieco gorszej pogodzie, ale bez deszczu.Zaczynam w Inwałdzie od Wapiennika Dolnego.
Obok opuszczone gospodarstwo:
Dalej do Przełęczy Biadasowskiej w większości asfaltem przez las:
Z przełęczy na Zagórnik:
Dalej szlak prowadzi przez las, ale zbaczam nieco i udaje mi się trochę czasu spędzić na widokowej polance:
Po wyjściu z lasu na Biadasów robi się dość przyjemnie i widokowo:
Biadasów to przysiółek wsi Zagórnik. Idę w kierunku Pańskiej Góry.
Pod Pańską Górą ogródki działkowe, a i sama góra nic specjalnego-las głównie. Przy zejściu ucinam sobie długą pogawędkę ze starszym małżeństwem, które siedzi przy ognisku. Później idę do centrum Andrychowa, lokuję się na ławce w parku, gdzie spędzam sporo czasu.
Wychodzi nawet słoneczko, czyli jest nadzieja na ładną pogodę.
Wczesnym wieczorkiem wracam busem do domu.
W wolnym czasie wrzucę ciąg dalszy.
1. niby prosty spacerek, ale dość przydługawy: Dzwonek- dzikie zejście-wałęsanie się bez szlaku po ścieżkach i drogach siutrowych-polanka pod Iłowcem-Gorzeń Górny-ścieżka rowerowa-Wadowice.Zeszło mnie od dziewiątej rano do prawie piątej po południu. Najfajniejsze tego dnia było to,że pierwszy raz udało mi się z Goryczkowca czyli Dzwonka dojrzeć Tatry.
Widoczek na Babią:
Jaroszowicka Góra
Na pasmo Bliźniaków:
Są i Tatry:
Ciąg dalszy drogi:
Widok z polany:
I zejście do Gorzenia:
Czosnek niedźwiedzi w dużych ilościach. Fajnie to wygląda.
Dworek Zegadłowicza tradycyjnie zamknięty.
2. Inwałd-Przełęcz Biadasowska-Pańska Góra-Andrychów
Przy nieco gorszej pogodzie, ale bez deszczu.Zaczynam w Inwałdzie od Wapiennika Dolnego.
Obok opuszczone gospodarstwo:
Dalej do Przełęczy Biadasowskiej w większości asfaltem przez las:
Z przełęczy na Zagórnik:
Dalej szlak prowadzi przez las, ale zbaczam nieco i udaje mi się trochę czasu spędzić na widokowej polance:
Po wyjściu z lasu na Biadasów robi się dość przyjemnie i widokowo:
Biadasów to przysiółek wsi Zagórnik. Idę w kierunku Pańskiej Góry.
Pod Pańską Górą ogródki działkowe, a i sama góra nic specjalnego-las głównie. Przy zejściu ucinam sobie długą pogawędkę ze starszym małżeństwem, które siedzi przy ognisku. Później idę do centrum Andrychowa, lokuję się na ławce w parku, gdzie spędzam sporo czasu.
Wychodzi nawet słoneczko, czyli jest nadzieja na ładną pogodę.
Wczesnym wieczorkiem wracam busem do domu.
W wolnym czasie wrzucę ciąg dalszy.
Ostatnio zmieniony 2018-08-20, 09:18 przez Majka, łącznie zmieniany 1 raz.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
laynn pisze:Fajnie, że wróciłaś
Po zimowej przerwie
A dziękuję Zimę przespałam z misiami, a konkretnie z jednym Misiem. Miś ten przybył do nas zaraz po Bożym Narodzeniu i w ogóle zajmuje cały mój wolny czas.Teraz już podrósł, więc mogę ruszyć się z domu.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
3. Dużo opisywać nie trzeba-po prostu Leskowiec z Ponikwi. Pierwszy raz w tym roku. Najpierw Groń JPII, później wyżerka w schronisku, Leskowiec na końcu. Z rana chmury, potem słoneczko. Widokowo cienizna, ale ja tam łażę z potrzeby serca , nie dla widoków.
Kilka fotek:
w Beskid Mały wracam na krótko na początku czerwca, ale o tym napiszę później.
Kilka fotek:
w Beskid Mały wracam na krótko na początku czerwca, ale o tym napiszę później.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Na początku czerwca znów jestem w Wadowicach, trzy dni dosłownie. Pomimo upalnej i bardzo zmiennej pogody udaje mi się trochę pobuszować.
4.Klecza Górna-Bystra-Jaroszowicka Góra-Świnna Poręba-Czartak.
Niedługi spacerek, który okazuje się w dużej części drogą na oślep przez chaszcze.Na początku bardzo przyjemnie obok stacji kolejowej i przez wieś, potem polnymi drogami z widokiem na Pogórze Wielickie.
Po wejściu w las szlak jest fatalnie oznakowany, poza tym zarośnięty chaszczami, przez które trzeba się mocno przedzierać. Co kawałek zwalone drzewa i tak z pół godziny.
Później już przyjemna szeroka droga i oznakowanie w porządku.W którymś momencie odchodzę nieco od szlaku, po pojawia się fajna polanka z całkiem sympatycznym widokiem.
Ławeczka pod szczytem-miejsce ,żeby odpocząć i coś zjeść.
Szlak żółty z Kleczy Górnej w pewnym momencie łączy się z czarnym z Łękawicy i razem wprowadzają na szczyt, całkowicie zalesiony zresztą.
Zatrzymuję się tylko , żeby zrobić fotkę i od razu schodzę w stronę Świnnej Poręby. Po wyjściu z lasu znajoma polanka, na niej poziomki, leżenie w trawie ( co skutkuje przywiezieniem do domu kleszczy-sztuk dwie ) Ładne widoki na zaporę w Świnnej Porębie i okoliczne górki.
Po godzince schodzę w kierunku osiedla Gołębiówka.
Mijam most na Skawie.
I jestem przy głównej ulicy wzdłuż której idę do Czartaka. Tam rozsiadam się wygodnie w knajpie z klimą, bo upał jak diabli tego dnia. Zamawiam Margaritę i coś do picia, a potem dzwonię po taksówkę, bo nie chce mi się dymać 5 kilometrów asfaltem albo ścieżką rowerową, a że jest to boże ciało czy coś w tym stylu, to żadne busy nie jeżdżą. I tyle.Wiem jednak na pewno,że szlakiem z Kleczy na Jaroszowicką już w życiu nie pójdę, chyba,że odchaszczują.
Następny dzień będzie ciekawszy, bo upalnie-ulewny.
4.Klecza Górna-Bystra-Jaroszowicka Góra-Świnna Poręba-Czartak.
Niedługi spacerek, który okazuje się w dużej części drogą na oślep przez chaszcze.Na początku bardzo przyjemnie obok stacji kolejowej i przez wieś, potem polnymi drogami z widokiem na Pogórze Wielickie.
Po wejściu w las szlak jest fatalnie oznakowany, poza tym zarośnięty chaszczami, przez które trzeba się mocno przedzierać. Co kawałek zwalone drzewa i tak z pół godziny.
Później już przyjemna szeroka droga i oznakowanie w porządku.W którymś momencie odchodzę nieco od szlaku, po pojawia się fajna polanka z całkiem sympatycznym widokiem.
Ławeczka pod szczytem-miejsce ,żeby odpocząć i coś zjeść.
Szlak żółty z Kleczy Górnej w pewnym momencie łączy się z czarnym z Łękawicy i razem wprowadzają na szczyt, całkowicie zalesiony zresztą.
Zatrzymuję się tylko , żeby zrobić fotkę i od razu schodzę w stronę Świnnej Poręby. Po wyjściu z lasu znajoma polanka, na niej poziomki, leżenie w trawie ( co skutkuje przywiezieniem do domu kleszczy-sztuk dwie ) Ładne widoki na zaporę w Świnnej Porębie i okoliczne górki.
Po godzince schodzę w kierunku osiedla Gołębiówka.
Mijam most na Skawie.
I jestem przy głównej ulicy wzdłuż której idę do Czartaka. Tam rozsiadam się wygodnie w knajpie z klimą, bo upał jak diabli tego dnia. Zamawiam Margaritę i coś do picia, a potem dzwonię po taksówkę, bo nie chce mi się dymać 5 kilometrów asfaltem albo ścieżką rowerową, a że jest to boże ciało czy coś w tym stylu, to żadne busy nie jeżdżą. I tyle.Wiem jednak na pewno,że szlakiem z Kleczy na Jaroszowicką już w życiu nie pójdę, chyba,że odchaszczują.
Następny dzień będzie ciekawszy, bo upalnie-ulewny.
Ostatnio zmieniony 2018-06-18, 15:27 przez Majka, łącznie zmieniany 1 raz.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
5. Z rana piękna pogoda, szykuje się upał. Standardowo bus do Andrychowa, stamtąd kolejny na Praciaki i moja od zeszłego roku ulubiona droga przez osiedle Potrójna ( szlak chatkowy).Chwilę idę wspólnie z kobietą i jej dorosłym synem. Mieszkają na osiedlu, opowiadają o życiu w górach, o tym jak codziennie schodzą w dół i wychodzą z powrotem, często z ciężkimi zakupami. Zresztą teraz też niosą kilka tobołków. Później oni odbijają na wąską ścieżkę, która stanowi skrót, a ja dalej za drogą.Mijam fragmenty lasu i pojedyncze domy.
Odsłaniają się pierwsze widoki.
Docieram do Przełęczy Zakocierskiej i odbijam na żółty szlak.
Zatrzymuję się przy Zbójnickim Oknie.
I na dłuższą chwilę przy chatce, a ta zamknięta na głucho, wokół żywej duszy. Rozsiadam się wygodnie przy stole i rozpoczynam biesiadę.
Ucinam sobie pogawędkę z gościem, który pilnuje chatki, robię mu fotkę.
Wracam na Przełęcz Zakocierską, a stamtąd już prosto na Potrójną. Od Przełęczy Kocierskiej idą chmury i zaczyna pomrukiwać coraz bardziej, ale nad Potrójną póki co błękitne niebo i słońce.
Nie udaje mi się długo posiedzieć na szczycie, chmury napływają w bardzo szybkim tempie, potem zaczyna kropić.Huczy też dość mocno, a ja boję się burzy.Zostaje więc chatka. W środku gospodarzy mama Rafała, bardzo sympatyczna. Zamawiam colę i siedzę, rozmawiamy. Później to już pada na dobre. Przychodzi jeszcze kilka zmokniętych osób.
Siedzę około godziny.Wreszcie deszcz ustaje, przejaśnia się, więc pora wracać.Gospodyni pokazuje mi drogę na skróty. Pewnie jeszcze nieraz z niej skorzystam, bo rzeczywiście skróty są duże. Koło jednego z domów pod szczytem siedzą właściciele i chwilkę z nimi rozmawiam. Mówią,że tam wcale nie padało, zresztą świadczy też o tym sucha nawierzchnia. Na dole jestem dość szybko, mam sporo czasu, robię więc jeszcze fotki.
Później idę na przystanek, gdzie na busa czekają już dwie kobiety i facet, wszyscy z Andrychowa. Jest jeszcze z 20 minut czasu, więc snujemy opowieści o okolicznych górkach. W trakcie rozmowy okazuje się,że mamy wspólnych znajomych.Świat to jednak globalna wiocha jest.
Wieczór spędzam na rynku w moim mieście i niech kto powie,że nie jest pięknie...
Następnego dnia wracam do domu i w temacie Beskid Mały to na razie tyle.
Odsłaniają się pierwsze widoki.
Docieram do Przełęczy Zakocierskiej i odbijam na żółty szlak.
Zatrzymuję się przy Zbójnickim Oknie.
I na dłuższą chwilę przy chatce, a ta zamknięta na głucho, wokół żywej duszy. Rozsiadam się wygodnie przy stole i rozpoczynam biesiadę.
Ucinam sobie pogawędkę z gościem, który pilnuje chatki, robię mu fotkę.
Wracam na Przełęcz Zakocierską, a stamtąd już prosto na Potrójną. Od Przełęczy Kocierskiej idą chmury i zaczyna pomrukiwać coraz bardziej, ale nad Potrójną póki co błękitne niebo i słońce.
Nie udaje mi się długo posiedzieć na szczycie, chmury napływają w bardzo szybkim tempie, potem zaczyna kropić.Huczy też dość mocno, a ja boję się burzy.Zostaje więc chatka. W środku gospodarzy mama Rafała, bardzo sympatyczna. Zamawiam colę i siedzę, rozmawiamy. Później to już pada na dobre. Przychodzi jeszcze kilka zmokniętych osób.
Siedzę około godziny.Wreszcie deszcz ustaje, przejaśnia się, więc pora wracać.Gospodyni pokazuje mi drogę na skróty. Pewnie jeszcze nieraz z niej skorzystam, bo rzeczywiście skróty są duże. Koło jednego z domów pod szczytem siedzą właściciele i chwilkę z nimi rozmawiam. Mówią,że tam wcale nie padało, zresztą świadczy też o tym sucha nawierzchnia. Na dole jestem dość szybko, mam sporo czasu, robię więc jeszcze fotki.
Później idę na przystanek, gdzie na busa czekają już dwie kobiety i facet, wszyscy z Andrychowa. Jest jeszcze z 20 minut czasu, więc snujemy opowieści o okolicznych górkach. W trakcie rozmowy okazuje się,że mamy wspólnych znajomych.Świat to jednak globalna wiocha jest.
Wieczór spędzam na rynku w moim mieście i niech kto powie,że nie jest pięknie...
Następnego dnia wracam do domu i w temacie Beskid Mały to na razie tyle.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
W sierpniu tradycyjnie spędzam nieco czasu w Wadowicach, dokładnie osiem dni. Połowę z nich poświęcam na górki, drugą część na innego typu rozrywki.
Jest ciepła słoneczna niedziela. Standard-rano bus do Ponikwi i Leskowiec. Przy schronisku sporo ludzi, ale bez problemu znajduję miejsce na ławkach i również bez większej kolejki i długiego czekania udaje mi się zjeść coś na gorąco. Później na szczyt, ludzi niewiele, raczej sporo przemieszczających się. Zachowując wszelkie środki ostrożności ( wykoszona trawa, preparat przeciwko kleszczom i komarom) robię sobie kilkugodzinną plażę.
W drodze powrotnej spotykam kobietę, która zna drogę przez Czoło-bez szlaku. Chętnie przystaję na jej propozycję wspólnego złażenia. Droga okazuję się być nie dość ,że krótsza, to jeszcze dużo wygodniejsza niż szlak. W dodatku już pod koniec po wyjściu z lasu ładna polanka. Moja towarzyszka drogi szuka jeżyn, a ja wykorzystuję ten czas na fotki.
Na przystanek docieramy grubo przed czasem, więc siadamy na murku przy Ponikiewce i rozmawiamy, głównie o wypadach w góry.
Bus przyjeżdża nieco wcześniej niż powinien, miły kierowca otwiera drzwi i zaprasza nas słowami: "Chodźcie baby, bo pewnie zmęczone jesteście" No to wchodzimy i wracamy do domu.
Następnego dnia rano jadę do Andrychowa, a stamtąd po kilku minutach czekania łapię busa do Targanic. Wysiadam w Brzezince Górnej. Jakiś kilometr asfaltem w górę i jestem na szlaku.
Z Przełęczy Targanickiej kierunek Trzonka.
Mijam zabudowania osiedla Złota Górka i wchodzę w las.
Przy kapliczce zatrzymuję się na dłuższą chwilę, bo dość ciekawy to obiekt, choć wnętrze robi na mnie przygnębiające wrażenie.
Jest też ławeczka i małe źródełko. Na początku sierpnia odbywa się tu odpust i wtedy są tłumy, a tego dnia na całym szlaku nie spotkałam ani jednego turysty, nie licząc chłopa na motorze.
Zostawiam kapliczkę i ruszam dalej w kierunku chatki "Limba".
Jest poniedziałek, więc oczywiście chatka zamknięta i dookoła żywej duszy, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Siadam na ławce, wyciągam picie i kanapki, robię sobie dłuższy odpoczynek.
Po jakiejś godzinie ruszam dalej. mijam kolejne widokowe polany. Są tu również pojedyncze domy. Widoki z polan piękne, zwłaszcza fajnie prezentuje się Żar.
Planuję wracać żółtym szlakiem do centrum Targanic, jednak czeka mnie niemiła niespodzianka.Szlak zamknięty ze względu na wycinkę drzew. Wracam więc na Przełęcz Targanicką i w dół do Brzezinki Górnej.Po drodze pstrykam ostatnie fotki. W Brzezince jest rondo, a przy nim przystanek busa i sklep spożywczy.
Na przystanku czeka już kilka osób, bus przyjeżdża dosłownie w ciągu kilku minut. Wycieczka bardzo fajna, szkoda tylko, że wszechobecne słupy energetyczne i druty psują nieco krajobraz.
Jest ciepła słoneczna niedziela. Standard-rano bus do Ponikwi i Leskowiec. Przy schronisku sporo ludzi, ale bez problemu znajduję miejsce na ławkach i również bez większej kolejki i długiego czekania udaje mi się zjeść coś na gorąco. Później na szczyt, ludzi niewiele, raczej sporo przemieszczających się. Zachowując wszelkie środki ostrożności ( wykoszona trawa, preparat przeciwko kleszczom i komarom) robię sobie kilkugodzinną plażę.
W drodze powrotnej spotykam kobietę, która zna drogę przez Czoło-bez szlaku. Chętnie przystaję na jej propozycję wspólnego złażenia. Droga okazuję się być nie dość ,że krótsza, to jeszcze dużo wygodniejsza niż szlak. W dodatku już pod koniec po wyjściu z lasu ładna polanka. Moja towarzyszka drogi szuka jeżyn, a ja wykorzystuję ten czas na fotki.
Na przystanek docieramy grubo przed czasem, więc siadamy na murku przy Ponikiewce i rozmawiamy, głównie o wypadach w góry.
Bus przyjeżdża nieco wcześniej niż powinien, miły kierowca otwiera drzwi i zaprasza nas słowami: "Chodźcie baby, bo pewnie zmęczone jesteście" No to wchodzimy i wracamy do domu.
Następnego dnia rano jadę do Andrychowa, a stamtąd po kilku minutach czekania łapię busa do Targanic. Wysiadam w Brzezince Górnej. Jakiś kilometr asfaltem w górę i jestem na szlaku.
Z Przełęczy Targanickiej kierunek Trzonka.
Mijam zabudowania osiedla Złota Górka i wchodzę w las.
Przy kapliczce zatrzymuję się na dłuższą chwilę, bo dość ciekawy to obiekt, choć wnętrze robi na mnie przygnębiające wrażenie.
Jest też ławeczka i małe źródełko. Na początku sierpnia odbywa się tu odpust i wtedy są tłumy, a tego dnia na całym szlaku nie spotkałam ani jednego turysty, nie licząc chłopa na motorze.
Zostawiam kapliczkę i ruszam dalej w kierunku chatki "Limba".
Jest poniedziałek, więc oczywiście chatka zamknięta i dookoła żywej duszy, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Siadam na ławce, wyciągam picie i kanapki, robię sobie dłuższy odpoczynek.
Po jakiejś godzinie ruszam dalej. mijam kolejne widokowe polany. Są tu również pojedyncze domy. Widoki z polan piękne, zwłaszcza fajnie prezentuje się Żar.
Planuję wracać żółtym szlakiem do centrum Targanic, jednak czeka mnie niemiła niespodzianka.Szlak zamknięty ze względu na wycinkę drzew. Wracam więc na Przełęcz Targanicką i w dół do Brzezinki Górnej.Po drodze pstrykam ostatnie fotki. W Brzezince jest rondo, a przy nim przystanek busa i sklep spożywczy.
Na przystanku czeka już kilka osób, bus przyjeżdża dosłownie w ciągu kilku minut. Wycieczka bardzo fajna, szkoda tylko, że wszechobecne słupy energetyczne i druty psują nieco krajobraz.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
sokół pisze:Ponoć już ten żółty szlak otworzyli, tzn da się przejść, trza było ryzykować.
Jak otworzyli, skoro zaraz na początku wisi dupna tablica z napisem, że wstęp wzbroniony, bo ścinka drzew ? Nie będę ryzykować, coby mi się jakie drzewo na łeb zwaliło.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
sokół pisze:Wiesz ile takich tablic wisi na szlakach? Osobiście mijałem ich chyba z 50, może sto. No i myślisz, że były faktycznie jakieś utrudnienia?
No fakt jest,że gdzie człowiek wejdzie do lasu, to słychać piły, ale z tablicami w tym roku nie miałam wcześniej do czynienia. Widać albo mam szczęście albo za mało łażę.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 95 gości