Po powrocie z Karkonoszy, o których pisze i będzie pisał Pudelek, zahaczyłam o koncert SMKKPM w Krakowie, a w czwartek pakowałam się na kolejny wyjazd - "Z gitarą w Beskidy". Ja oczywiście bez gitary, chociaż zdarzało mi się kilka razy trzymać w rękach cudze ...
Oczywiście nie mogłam się ogarnąć z nikim komunikacyjnie i dopiero na miejscu dowiedziałam się, że miałam wiadomości, których nie odczytałam... W związku z tym postanowiłam dotrzeć do Chałupy Chemików autobusem. Po 14.00 byłam już w Rajczy, gdzie wskoczyłam na obiad, a następnie pojechałam autobusem do Ujsoł, by najszybszą drogą dotrzeć do chaty.
W piątek trochę sypało i niebo było raczej zasłonięte chmurami, więc celem było wyłącznie dojście do budynku.
Droga jest prosta i w ogóle nie męcząca. Niby jakieś podejście jest, ale w ogóle go nie czuć. Idzie się jak po prostym.
Po drodze jest kilka domów i leśniczówka. Zresztą dalej za chatą też jeszcze jest kilka gospodarstw.
Dosyć szybko dotarłam do chaty...
...a w środku zimno! Okazało się, że chata była nagrzewana i "zamieszkana" dopiero od 14.00, więc jeszcze musiało trochę potrwać, zanim się w niej ociepli. Chłopaki rozkładali sprzęt na koncertowanie i śpiewanki, a część osób już wyciągnęła gitary. W pewnym momencie było więcej gitar niż człowieków ;>
I tak sielankowo czekaliśmy na resztę kilkudziesięcioosobowej ekipy...
Później nastąpił czas koncertowo-śpiewankowy, a ja jak zwykle wtedy rzucam aparat za poduchę i skupiam się na dobrej zabawie. Wiedziałam, że w planach jest wschód słońca, ale nie do końca miałam zapał, choć widziałam w prognozach okno pogodowe... O 3.40 Ewcia ogłosiła, że w góry na wschód można się wybrać dwojako - z Meteorem bezszlakowo lub z Rafeem, który podjeżdża do Mładej Hory, a później idzie szlakiem. Pierwszej opcji w ogóle nie brałam pod uwagę. Meteor poszedł w grupie dwójkowej i brnęli ponoć chwilami w śniegu po pas.
My z Rafeem zaczęliśmy się ogarniać około 4.00. Pożyczono mi stuptuty, których nie wzięłam z domu, bo wciąż wahałam się, czy w ogóle pójdę w jakiekolwiek góry. Okazało się, że idziemy w ekipie trójkowej - ja, Rafee i Jacek. No, nie wiedzieli, kogo ze sobą wzięli, ale mieliśmy dużo czasu...
...który trochę stopniał, bo najpierw zakopał nam się samochód przy chacie, a później przy próbach parkowania na górze. Ostatecznie o 5.00 ruszyliśmy w drogę. Niebo rozgwieżdżone, chyba nic nie mogło nam zepsuć tego wschodu słońca!
Około 6.15 dotarliśmy do zboczy Muńcuła i rozglądaliśmy się za ekipą dwójkową, ale ani widu ani słychu.
Po drodze zupełnie lekko nie było, bo ewidentnie szlak nie jest często użytkowany, a w dodatku nasypało nam też trochę świeżego puchu w nocy. Na Hali na Muńcole już brnęliśmy w śniegu po kolana.
Zaczęło się robić kolorowo, więc zaczęliśmy wyciągać nasze aparaty
Mieliśmy jednak jeszcze sporo czasu do wschodu, więc postanowiliśmy iść na szczyt z nadzieją, że spotkamy ekipę dwójkową
Ja oczywiście ubezpieczałam tyły!
W końcu dotarliśmy na górę, ale tamtej dwójki nie było.
W związku z tym postanowiliśmy zejść na halę i poczekać w trójkę na wschód oraz ewentualnie na nich
Muńcoł jest o tyle fajny, że wschód jest dokładnie nad Tatrami! Chociaż nie mieliśmy zupełnie czystego nieba, więc nie było żółtej kulki
Czekaliśmy jednak z niecierpliwością, aż słońce trochę oświetli halę.
Było bezwietrznie i dość ciepło pomimo prawie -10 stopni, więc można było stać i nie martwić się, że skostniejemy
Nasza hala powoli zaczęła się rumienić.
I to chyba podobało nam się najbardziej...
Zapomnieliśmy nawet o herbacie i jedzeniu, a ostatnio jedliśmy jeszcze w piątek
Milion jednakowych zdjęć, ale co tam ;d...
Na Meteora i Paulę się nie doczekaliśmy, ale wrzucili na FB jakieś zdjęcia ze wschodu, więc wiedzieliśmy, że żyją. Po siódmej zaczęliśmy robić odwrót!
Wróciliśmy jeszcze pod szczyt dla zdjęcia pod tabliczką.
...a następnie zaczęliśmy tą samą trasą schodzić na dół, ale już w świetle dnia
I w dół, co też niewątpliwie przyspieszyło moje chodzenie...
Choć i tak jeszcze zatrzymywaliśmy się na zdjęcia
Ostatni rzut okiem na halę.
I w las!
Mieliśmy jeszcze odrobinę widoków na Kicarzu.
...a później już śmigaliśmy prosto w dół...
...co jakiś czas przechodząc przez przeszkody, które już wcześniej "zbadaliśmy" w wersji pod górę.
Przeszkód było kilka, ale wszystkie udało się "przeskoczyć"
Po 8.00 byliśmy już przy samochodzie.
Nie było łatwo, bo wracając znów się zakopaliśmy, więc dopiero o 8.40 wyszliśmy z samochodu, a o 9.30 wreszcie przyłożyłam głowę do poduchy, po ponad 24 godzinach bez snu O 12.00 zwabił mnie na dół jakiś ciepły obiad, ale koncerty miały się zacząć o 17.00, więc później dospałam jeszcze 1,5h. W sobotni wieczór znów koncertowaliśmy i śpiewaliśmy. Tym razem (prawie dosłownie) przytrzymano mnie do 3.00, ale postanowiłam wcześnie wrócić do domu, więc dłużej nie dałam rady wysiedzieć. O 7.30 zaserwowałam sobie pobudkę i razem z trójką chłopaków ruszyłam w drogę
To już piąta edycja "Z gitarą w Beskidy", organizowana niezmiennie przez Ewcię i Radka. Polecam osobom, które lubią połączyć góry i muzykę Wszystko odbywa się kulturalnie i na poziomie, a ludzie są kochani i życzliwi dla siebie
Galeria
Tymczasem pora pakować się na kolejny etap ferii ...
17.02.2018 Wschód "Z gitarą w Beskidy 5"
17.02.2018 Wschód "Z gitarą w Beskidy 5"
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Piotrek pisze:Jakiż to kontrast obyczajowy gdy się porówna tą impreze (wg Twojego opisu) z tym co Kefir ostatnio zastał na Lasku. Dwie chatki-dwa światy.
Przeczytałam właśnie relację kefira. Cóż, nie jestem w szoku, bo Mariusz nigdy jakiejś specjalnej dyscypliny nie trzymał w chatce, więc ma co ma. O ile my tam nie robiliśmy syfu, to np. sąsiadująca z nami impreza singli też mi się nie podobała, chociaż nie wymknęła się całkiem spod kontroli, ale np. ukradli mi pojemniki na żywność.
Tutaj, na naszych spotkaniach muzycznych jest chyba tak, że nie zjawiają się osoby zupełnie przypadkowe. Ludzie wiedzą, na co przyjeżdżają, pojawia się kilka zespołów, mnóstwo ludzi z instrumentami, dużo osób po pewnym czasie się już zna, ale jak wchodzą nowe (a też w pewnym momencie "weszłam"), to są fajnie przyjęte. Jedna dziewczyna robiła siarę, ale szybko ją poukładano. Oczywiście alkohol też jest, ale to jakoś tak wszystko fajnie się odbywa... Dlatego już się zapisałam na kolejne takie wyjazdy i nie mogę się doczekać!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- sprocket73
- Posty: 5939
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Ha... parę godzin temu stałem dokładnie w tym miejscu:
Zastanawiałem się, kto tak ładnie wydeptał
Zastanawiałem się, kto tak ładnie wydeptał
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości