Tatry 2017

Relacje z Tatr polskich i słowackich.
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Tatry 2017

Postautor: sokół » 2017-07-14, 10:09

Wstęp

Czekania tyle, a jak przyszło co do czego, to prognozy pogody zagrały nam na nosie. Pokazało ledwie kilkanaście stopni (i to w porywach) i wielkie zlewy. Chcąc nie chcąc, pojechaliśmy więc na wakacje, ale zaopatrzeni we wszelakie grube rzeczy. Co zrobić...
Planów tym razem nie mieliśmy. W zasadzie nie liczyliśmy na wiele. Mieliśmy działać spontanicznie, planując wieczorem dnia poprzedniego w oparciu o dwadzieścia różnych prognoz, w tym na najlepszą. Na kolano, które boli, jak ma padać. Bolało.

Część Pierwsza - w chmurze.

Kolano bolało od rana. Właściwie całą noc też. Rankiem zaparkowaliśmy pojazd w Siwej. Za dychę. I mimo dużej kolejki na traktoropociąg typu Rakoń (piękna rzecz) udało się nam do niego wskoczyć. Było nieźle. Ruszyliśmy w kierunku schroniska na Chochołowskiej, nie do końca wiedząc, gdzie pójdziemy.
Obrazek

Na szczęście dość szybko nam zleciało mało ciekawe przejście doliny. I w międzyczasie postanowiliśmy, że pierwszego dnia to raczej coś na rozgrzewkę będziemy robić, a nie jakieś tam wyrypy na dzień dobry.
Ze zwierząt występowała krowa. Julka bardzo nie chciała jej pogłaskać. Bo jej będzie śmierdzieć ręka. A krowa była bardzo przyjazna. Oblizała mi całą rękę aż po łokieć. Muchy goniły za mną do końca dnia.

Obrazek

Chwilkę siedzimy przed schroniskiem, a potem wbijamy się w błotnisty szlak na Grzesia. Stopniowo nabieramy wysokości i pojawiają się oczekiwane widoki.

Obrazek

Atrakcją tego dnia są graniczne słupki. Julka zalicza każdy po kolei.

Obrazek

A pogoda jest taka, jaką każdy widzi. Chłodno, jak na lipiec. Wietrznie. Zmiennie, niestabilnie. Czasem wyskakuje słońce, za moment przychodzi chmurzysko i robi się mordor.

Obrazek

No ale na szczęście na Grzegorza nie jest daleko, więc niebawem stajemy na jego malowniczym szczycie.

Obrazek

Obrazek

Wieje dość mocno, na szczęście w plecy, ale mniejsi turyści muszą się mocno trzymać słupków granicznych, żeby ich nie zwiało.

Obrazek

Obrazek

Chwilkę siedzimy, pięć sekund zastanowienia się, analizy warunków pogodowych i ruszamy w tunel kosówek wyłaniający się przed nami.

Obrazek

Zerkamy z zaciekawieniem na brakujący nam wciąż fragment rohackiej perci z Pacholą i Salatynem. Przy okazji zauważamy, że im wyżej, tym ciemniej.

Obrazek

Po drodze odkrywamy Wielkie Jezioro Łuczniańskie (Velke Lucne Pleso), do którego oczywiście leci masa kamieni - stały punkt programu.

Obrazek

A to moja banda wakacyjna, w drodze.

Obrazek

Obrazek

Do Rakonia coraz bliżej. Fajny ten szlak jest na rozgrzewkę. Zresztą nie szedłem nim dobrych kilka lat, więc co nieco trzeba sobie przypomnieć.

Obrazek

A ludzi na szlaku mało. Co prawda przed nami widać dość dużą, zogranizowaną "bandę", ale tak to pojedyńcze osoby się zdecydowały pójść wyżej. Większość siedzi na dole, widzimy ich doskonale z góry, jak się przemieszczają na polanie.

Obrazek

Obrazek

A widoczność, choć nie powala, daje nam sporo radości. Widać Starorobociański na przykład.

Obrazek

Oraz Ornak z Trzydniowiańskim.

Obrazek

A my posuwamy się do przodu, od słupka do słupka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przed Rakoniem dopada nas ciemna, złowieszcza chmura. Robi się ciemno. Jest klimat.

Obrazek

Czarnowidząca żona oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła wróżyć rychłej ulewy, burzy, gradobicia, końca świata... No, a że chmury faktycznie były ciemne, trudno było lekceważyć te krakanie.

Obrazek

W każdym razie ubieramy się cieplej i trawersujemy sobie Rakonia, bo się nam nie chce iść na jego nudny szczyt.

Obrazek

Plus jest taki, że dwie minuty szybciej osiągamy siodło pod Wołowcem, a i ścieżynka też jest bardziej przyjazna niż grzbietowa, kamienista droga.

Obrazek

Obrazek

Wieje jak ch. No i ciemniej się zrobiło. Wołowiec schował się w chmurze. Myślimy, co robić. Bo się zaciągnęło nieźle. Iść żeby iść? Bez widoków?

Obrazek

Decyduje Julka. Chce iść. Bo nigdy nie była w chmurze. Po pół godzinie spełnia swoje marzenie. Chyba sobie inaczej to wyobrażała. Coś mówiła o wacie cukrowej. Za dużo bajek....

Obrazek

Na górze szybko się okazuje, że sytuacja jest bardzo zmienna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziewczyny chowają się przed wiatrem w rowie grzbietowym, ja idę upolować zauważonego wcześniej kamzika.

Obrazek

Na moment przejaśnia się nieco więcej...

Obrazek

Obrazek

Po czym zaczyna padać, wiać jeszcze bardziej i w takich to okolicznościach oddalamy się na tyle gwałtownie, na ile pozwala osuwający się spod nóg piarg.
Dwadzieścia minut dłuży się niemiłosiernie, w dodatku w połowie zejścia Julka MUSI siku. Ech...

Odbijamy do Wyżniej Chochołowskiej. Pięć minut po zejściu z grani wychodzi słońce. Ot, taka ironia losu. Ale wychodzi coś jeszcze. Taki bonus.

Obrazek

W palącym słońcu obniżamy się do doliny.

Obrazek

Oczywiście nie obywa się bez problemów, bo Julka panicznie boi się owadów. Lubi tylko biedronki i motylki, ale duża mucha na kamieniu albo bąk na kwiatku to już przeszkoda trudna do pokonania. No i słowo, które wywołuje paniczny lęk - szerszeń.

No ale w końcu się udaje zejść po ludzku do wygodnej drogi

Obrazek

A nawet załapać się na ostatni kurs Rakonia.

No i jak tylko wsiedliśmy do auta, lunęło i to porządnie.

Tak minął pierwszy, rozruchowy dzień.
Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14657
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2017-07-14, 10:18

sokół pisze: Ale wychodzi coś jeszcze. Taki


Uroczy typ.

sokół pisze:No i jak tylko wsiedliśmy do auta, lunęło i to porządnie.


To się nazywa wyczucie sytuacji :)
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
laynn

Postautor: laynn » 2017-07-14, 10:20

sokół pisze:A to moja banda wakacyjna, w drodze.

Najlepsza!
sokół pisze:Oraz Ornak z Trzydniowiańskim.

A za nimi?

Bonus rewelacja!
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-07-14, 10:24

Smreczynski.
Vision

Postautor: Vision » 2017-07-14, 10:44

Dobre zdjęcia niektóre, szczególnie te pionowe. :DD

No i jakoś tak potulnie wyglądają te Twoje dziewczyny jak nie one, takie jakieś grzeczne. :) Szczególnie ta mała, brakuje mi serdecznych pozdrowień dla taty. ;)
Ostatnio zmieniony 2017-07-14, 10:45 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2017-07-14, 10:49

Ja na miejscu szczura bym Was zjadł. :P
Dzięki pogodzie ma zazdrość będzie mniejsza, chociaż nikomu niczego nie zazdroszczę
Vision pisze:brakuje mi serdecznych pozdrowień dla taty.
Rozkręci się później.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-07-15, 09:24

Część druga - PPK

O świcie zrywamy się z łóżek. Po deszczu ani śladu. Prognozy w miarę pozytywne. Idziemy łowić świstaki. Zapomniałem napisać, ze w Chochołowskiej były trzy sztuki. W tym jeden pół metra od nas, pod kamieniami. Julka się zakochała, bo widziała jego oczko. Zdjęcia wyszły wspaniale. Kawałek sierści i piękne kamienie. Trzeba się poprawić.

Pakujemy się w japońca (precz z busami) i fruuu do Jaworzyny. Parking pusty. Zostawiamy pojazd i idziemy na zastavkę. Za kilka minut podjeżdża wozidlo i za dwa i pół euro na trzy gęby podjeżdżamy sobie do Zdziaru.

Obrazek

Dość szybko się oczywiście okazuje, że błękitne niebo nie ma większych szans z szarymi chmurami, ale my nie przejmujemy się. Podążamy z zaciekawieniem w górę Doliny Mąkowej. Z zaciekawieniem, bo nigdy żadno z nas tu nie było. Aż dziwne, że ten szlak uchował się tak długo.

Obrazek

Najpierw oczywiście jest las, ale ten las jest zupełnie inny, niż w innych częściach Tatr. Jakiś taki bardziej zielony, bardziej tajemniczy. Mijamy kilka mostków. Nad potokiem, którego nie ma. Julka zrozpaczona, już chciała kamieniami rzucać do wody.

Obrazek

Później mamy nieco kłopotów. Upału może nie ma, ale ciepło jest na pewno. To nie szkodzi. Julka zapięta pod szyję. Trzeba przejść przez wielkie liście, trawy, a tam przecież milion owadów. Wszystkie tylko czekają na to, żeby Julkę pożreć. Kilka razy da się słyszeć dziwne jęki. To nie wilki. To Julka przebiega w panice obok muchy.

Obrazek

No ale sielanka się kończy i zaczyna się podejście na próg doliny Szerokiej. Takie dosyć konkretne. Mamy szczęście, że jest sucho, bo przy mokrej skale może tu być wesoło. Także w dół ten szlak jakoś taki mało przystępny mi się wydaje.

Obrazek

Największą atrakcją okazuje się być łańcuch, którym młoda szła do samego końca, aż w krzaki.

Obrazek

Wychodzimy na próg. Do przodu niewiele widać, bo szlak idzie takim łukiem, zresztą tyle tam krzaków i roślinności, że za każdym zakrętem myślisz, że zobaczysz przełęcz, a widzisz tylko kolejne łady kwiecia. Za to do tyłu otwiera się widok coraz to szerzej i szerzej.

Obrazek

Młoda zadowolona, bo pełno motylków. Magda z kolei urzeczona jednym z kwiatków.

Obrazek

Obrazek

Wreszcie powoli widać koniec, lub to, co końcem być może. Tu musi być pięknie wtedy, gdy jest pełne słońce. Gdy te łąki są podświetlone i kolory aż kłują w oczy. My mamy połowiczne szczęście. Mogła być totalna szarówa, a czasem coś się przebija.

Obrazek

Obrazek

No i ostatnia prosta, która okazuje się prostą dość długą. I łagodną. Z dołu wyglądało to na męki, u góry okazuje się przyjemnym spacerem. A w ogóle to byłem przekonany patrząc z dołu, że tam jest po prostu trawka i tyle. Taka, jak na Wołowcu albo Małołączniaku. A tam są łany krzaczorów sięgających do kolan!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kiedy mamy już pięć minut do siodła, dosłownie przy szlaku, no nie wiem, dziesięć metrów, może piętnaście, o w tym miejscu:

Obrazek

Tak, właśnie tam, znajdują się norki chomików tatrzańskich. No i wyobraźcie sobie, że jeden stary chomik pilnuje, a dwa młode w norce powyżej harcują w najlepsze. I za moment do starego dołączy jeszcze jeden chomik. Są tak blisko...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przyglądamy się im dość długo, w końcu wychodzimy na siodło, ignorując tym razem zupełnie tabuny kozic, które hasają sobie w tej okolicy. Trzy godziny podejścia to cena, jaką trzeba zapłacić za wyjście do góry, ale tam czeka nagroda.

Obrazek

Dodatkową atrakcją jest pies. Słowacki. Nawet można go głaskać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Psiak, owszem, słodki, ale ja tam wolę góry.

Obrazek

Mimo dość dużej ilości osób będących na przełęczy nie da się odczuć, że tu ciasno. I bez problemu udaje się nam znaleźć ławeczkę. Taką ławeczkę to bym chciał mieć przed domem. Codziennie bym tam siedział.

Obrazek

Ruszamy dalej. Teraz chyba najbardziej malowniczy odcinek. Wąziutką ścieżynką trawersuje się stoki Szalonego Wierchu. Lufa momentami jest dość duża, ale zupełnie się jej nie odczuwa, bo zamiast skał, wszędzie trawa. Odcinek kapitalny, szkoda tylko, że nie jest długi. Trwa może ze dwadzieścia minut.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No, nie wiem, jak bym tu szedł szybko za setnym razem, ale za pierwszym to szliśmy bardzo wolno, bo non stop robiliśmy zdjęcia i podziwialiśmy okolicę.

Obrazek

Rzut okiem do tyłu, na Płaczliwą

Obrazek

A tu właśnie jest Szalony Przechód i widoczna, wąska ścieżynka...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dobra, dość. I tak przesadziłem z reklamą tego miejsca. Niemniej - kto nie był - niech idzie. No warto, naprawdę.
My tymczasem docieramy na Szeroki Przechód.

Obrazek

I to właśnie stąd jest najpiękniejszy widok na Tatry Wysokie.

Obrazek

Każdy tu znajdzie coś dla siebie. Fanatycy pięknych widoków, romantycy. A także wspinacze.

Obrazek

Teraz krótkie, trzydziestominutowe zejście na PPK. Taki staaaaary skrót. PPK czyli Przełęcz Pod Kopą. Kiedyś magiczne miejsce. Teraz już nie jest magicznym. I jak ktoś schodzi z góry, to wrażenia nie robi.
Za to zejście jest także godne polecenia i widokowe. Ale dosyć tego. Zamilknę. Obejrzyjcie i oceńcie sami.

Obrazek

O przepraszam, ale ta pani nie jest elementem stałym w tej panoramie i gdy pójdziecie tam kiedyś, może jej tam nie być. Reszta powinna się znajdować na swoim miejscu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wystarczy. Chyba Was przekonałem do tego szlaku, co?

No i jesteśmy na tej PPK. I sobie schodzimy powolutku. Do Jaworzyny. Ale można zejść także na drugą stronę. Do Zielonego Stawu Kieżmarskiego. I wrócić autobusem do auta.

Obrazek

Obrazek

Zejście do Jaworzyny to także wąska, malownicza ścieżynka.

Obrazek

Obrazek

Niecała godzina w pięknej scenerii i już jesteśmy w dolinie.

Obrazek

Spotykamy niedźwiedzie, na szczęście są przyjazne.

Obrazek

I wygodną drogą zniżamy się ku cywilizacji, mijając kilka osób na krzyż, spoglądając też czasem za siebie, bo znów się zaciąga, tym razem dość poważnie.

Obrazek

Ale nie, nie lunie dzisiaj. Przechodzimy piękną Polanę Pod Muraniem, i asfaltem docieramy do auta.

Obrazek

Za parking nikt nie pobierał opłaty, mimo tabliczki z ceną (3,5 euro za dobę). Całość z popasami zajęła nam niecałe siedem godzin.

Jedziemy do Zakopanego. Po drodze mijając sznury samochodów stojących od Łysej Polany aż do Porońca. A dwa kilometry dalej, za granicą pusto...

W Zakopcu obiecany plac zabaw i piękna pogoda.

Obrazek

Obrazek

I to wszystko. Tą trasę polecam szczerze. Taki Wołowiec może się schować. To tak, jakby porównywać trabanta z mercedesem.
Ostatnio zmieniony 2017-07-15, 09:26 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn

Postautor: laynn » 2017-07-15, 09:41

sokół pisze:Wystarczy. Chyba Was przekonałem do tego szlaku, co?

Mnie przekonałeś. No zobaczymy, bo de facto moje nie ujawniane plany na ten rok się skończyły. Teraz będzie coś spontanicznie wymyślane (no mam plan na Cieńków...ale teraz czekam na pogodę sprocketową i kolory, więc nie koniecznie w tym roku może się udać, patrząc na moje szczęście do pogody...).
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-07-15, 16:10

Część trzecia - trzeba wierzyć do końca

Po Bielskich nastał trzeci dzień, słoneczny, ale "odpoczynkowy", czyli stragany, place zabaw...

Obrazek

A czwartego miało być pochmurnie, ale sucho, bez opadów. No, ewentualnie wieczorem mogło pokropić.
Podjechaliśmy więc do ronda i pomknęliśmy do Kużnic. I wtoczyliśmy się do Jaworzynki.

Obrazek

Plany nie były sprecyzowane. Oficjalnie była mowa o trasie Gąsienicowa - Liliowe - Czerwone Wierchy. Ale przewijała się także druga opcja. Skrajny - Zadni Granat. Przewijała się nieśmiale, ale na tyle długo, że była poważnie brana pod uwagę.

No ale po dwudziestu minutach od wejścia na szlak zaczęło padać i plany zaczęły się nieśmiało oddalać.

Obrazek

Na Karczmisku jeszcze jako tako to wyglądało.

Obrazek

Ale już zejście do Murowańca w strugach deszczu bardzo szybko uświadomiło mi, że dziś "uj z tego będzie".

Obrazek

Schowaliśmy się na schodach w Murowańcu, bo nie było miejsca w jadalni. Potem jakaś dziura się tam zrobiła, to dziewczyny poszły siedzieć, a ja twardo trwałem na murku przed schronem, kurząc i sprawdzając prognozy, które i tak miały się nie sprawdzić.

Obrazek

Przyszła jakaś wycieczka. Zakonnica tłumaczy dzieciakom, że mają spokojnie zająć miejsca w schronisku. Chciałbym widzieć jej minę za moment, jak weszli do środka.

Plany na dalszy dzień omawiamy sms-ami. Magda w śrdoku, ja na zewnątrz.

- Pada?
- Nie, ledwo, ledwo, ale zaraz może lunąć.
- Acha.
- Ale jakaś wycieczka z przewodnikiem idzie na Kasprowy.
- Acha.

Po kwadransie dziewczyny wychodzą. Udało mi się wybić im z głowy zejście do Brzezin. Nie wolno się poddawać.
Idziemy na Kasprowy. Bo się przejaśniło.

Obrazek

Kwadrans od schroniska znów zaczyna padać. Dobrze, że teraz. Nie, nie wracamy.
- To blisko. Jak bedzie źle to zjedziesz z młodą kolejką.

Podziałało. Idziemy. Idą tez dzieciaki z wycieczki. W bluzach, bez peleryn. A leje. Opiekun grupy chyba się z ujem na głowy pozamieniał.

Obrazek

Obrazek

Ale szlak szybko nabiera wysokości i stacja kolejki tuż, tuż.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcowym etapie podejścia przykrywa nas chmura. Robi się wilgotno. Dziewczynka z wycieczki od tego z ujem zamiast głowy nie umie oddychać. Uj podchodzi, każe pic jej wodę. Dziewczynka, na oko dziesięć lat jest przerażona. Na szczęście ma pięć minut do przełęczy. Uj prowadzi ją, ta cała blada. Na przełęczy innemu chłopaczkowi puściła się krew z nosa. Uj gada - wasi rodzice będą z was dumni.
Idę dalej, nawet nie myślę, co będzie dalej, bo bym musiał ujowi przyjebać.

Obrazek

Siedzimy w budynku stacji, bo wieje jak w Planicy. Pół godziny czekamy. W międzyczasie bezcenne widoki. Ludzie w krótkich rękawkach, z dziećmi, z wózkiem wysiadają z wagonika. Otwierają się drzwi stacji, do środka napierdziela lodowata mgła (u góry pokazuje jakieś 6 stopni) - miny ich bezcenne. Wydali 300 zł, w końcu robią słitfocie z kija selfie z napisem Kasprowy w środku.

My w końcu decydujemy się wyjść. Spróbujemy chociaż. Wychodzimy na szczyt. Wieje tak, że ciężko oddychać. Mgła, zacina deszczem. Prosto w ryj. Zalało mi zęby, więc nawet nie protestuję, gdy Magda woła, że z Czerwonych nici.
Czekajcie...

Pod pretekstem przepakowania czegoś w plecaku zwlekam, żeby jeszcze chwilkę poczekać... Chowamy się za obserwatorium.. dwie, trzy minuty...

I nagle..
Obrazek

No dobra, po kilku sekundach..

Obrazek

Deszcz zacina tak, że zalewa obiektywy. Ale to nic. Schodzimy kilkaset kroków niżej. Tu nie wieje, nie pada. Zaczyna się spektakl.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy stopniowo, a w dole chmury stopniowo się podnoszą. Musiało padać tam, w dole.

Obrazek

W Wysokich również niespokojnie. Ale jakże pięknie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

TOPR czuwa!

Obrazek

Pogoda znów się psuje. To już ostatnie podrygi okienka, na które niespodziewanie trafiliśmy.

Obrazek

Za Myślenickimi Turniami zaczyna padać. Nas już to nie rusza. Jesteśmy w lesie. Zadowoleni. I tak wyciągnęliśmy maksa z tego, co nam pogoda dała.

Obrazek

Obrazek

Pada do końca dnia. I całą noc. Ale udało się. Chociaż Kasprowy to takie nic, lepsze było iść tam, niż moknąć w zamglonych dolinach. Za wiarę do końca spotkała nas nagroda. Zacząłem wtedy wierzyć, że to będą udane wakacje (pod kątem wyjść w góry).
Awatar użytkownika
Piotrek
Posty: 10966
Rejestracja: 2013-07-06, 21:45
Lokalizacja: Żywiec-Sienna
Kontakt:

Postautor: Piotrek » 2017-07-15, 19:03

Bajeranckie to odsłonicie chmur :-)
Ciekawe czy Ci z wycieczki tego doczekali, bo jak nie to dzieciaki będą pamiętały tylko mgłę i giętkie nogi.
laynn

Postautor: laynn » 2017-07-15, 20:27

Tego opiekuna Tomek mogłeś tego zrzucić do żlebu pod Palcem. Curva!
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-07-15, 20:37

To był ksiądz. Tych mend nie tykam. Brzydze się.
Awatar użytkownika
vidraru
Posty: 2504
Rejestracja: 2017-01-27, 18:44
Lokalizacja: Kęty
Kontakt:

Postautor: vidraru » 2017-07-16, 08:53

Monkova Dolina jest obłędna! Dżungla. Nigdy wcześniej nie widziałam w Tatrach tak gęstych krzaczorów i wielkich kwiatów. Koniczyny jak piłki do ping-ponga a rdesty jak kufle do piwa :P No i faktycznie pod Siodłem całe zoo :D
Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2017-07-16, 12:44

Chyba własnie tego dnia z rana se głośno myślę: ja haruję w upale, sokół zaś byczy się w Taterkach, więc odrobina ochłody by nam się przydała. Żona dodała: deszcz potrzebny jest i to od zaraz, może być przelotny. :P
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/

Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-07-16, 14:13

Część czwarta - Błotne potwory

Jak już wcześniej wspomniałem, całą noc padało. Do południa także. Tośmy poszli do sali zabaw. Ale popołudniem miało się pojawić kilkugodzinne okno pogodowe. Grzechem byłoby nie spróbować z niego skorzystać.
Podjeżdżamy do Kir i ruszamy w pustą Dolinę Kościeliską...

Obrazek

Po drodze spotykamy barana - celebrytę, który nie ucieka, a wręcz przeciwnie. Daje się głaskać, z czego korzystają chyba wszyscy obecni w dolinie ludzie. Pewnie do wieczora go wygłaskali do łysego.

Obrazek

Obrazek

Okno pogodowe faktycznie jest. Staram się też znaleźć okna kadrowe. To przestrzeń w dolinie, która obejmuje widoki, a nie obejmuje ludzi. Kilka takich miejsc się znalazło, aczkolwiek trzeba było włazić w krzaki.

Obrazek

Po drodze jeszcze wyskakuje mi kolano (na prostej drodze) i mamy problem, bo spacer po płaskim sprawia mi ból. Chwila konsternacji, chrupnęło solidnie, wskoczyło wszystko na swoje miejsce. Ufff. Docieramy do Polany Pisanej. Okienko pogodowe powoli zaczyna się... przesłaniać chmurami.

Obrazek

Odbijamy od deptaka i po kilku chwilach osiągamy miejsce, w którym...nigdy nie byłem. Jest ślisko, wilgotno, pięknie. Jestem zauroczony. W dodatku ludzi może pięć - sześć. A to tylko dziesięć minut od szlaku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy do Rynku. Jakiś pan ostrzega nas, ze dalej nie można z dziećmi.
- Ona czeka na te łańcuchy.

Pan robi dziwną minę i oddala się. A dziewczyny pchają się na drabinę.

Obrazek

Łańcuchy są. Stromo jest i wchodzimy sprawdzonym już sposobem. Magda pierwsza. Julka za nią. A ja jak cień, osłaniając ciałem tyły. Julka radzi sobie dobrze, ale kilka razy mój brzuch okazuje się potrzebny, bo jak trzeba się podciągnąć to przecież lepiej oprzeć dupę na tacie i dopiero sunąć do góry. Jak zwał tak zwał, w ten opracowany przez nas sposób dostajemy się pod wylot Smoczej Jamy.

Obrazek

Teraz są dwie opcje. Obejść jaskinię albo przejść środkiem. Magda nie chce iść. Bo ciemno i nie mamy czołówek. Julka chce iść do jaskini.
- Tato, ja chcę pomarańczową latarkę!
Magda patrzy z politowaniem.
- Nie mamy czołówek.
Na to ja wyciągam dwie. Julka zakłada swoją i nim się podzieliliśmy z Magdą drugą sztuką, uciekła do groty.

Obrazek

Stój!
Dochodzę do niej i idziemy razem. Jest ślisko. Trzeba uważać. No ale to mała jaskinia. Dziesięć metrów prosto i łuk w lewo. Stamtąd już widać światło z wylotu.

Obrazek

Magda bierze czołówkę i wychodzi szybko do góry. My z Julką powoli. Jedno miejsce jest takie mało pewne, muszę się nieźle rozkraczyć, żeby ją asekurować. No ale w końcu dajemy radę i powoli wyłaniamy się z ciemności. Przejście zajmuje kilka minut.

Obrazek

Po wyjściu wszyscy zgodnie stwierdzili, że było zajebiście. Tylko że Julka cała upaprana w błocie. I ja też. Magda oczywiście czysta jak łza.

Obrazek

Teraz czeka nas kwadrans zejścia lasem i łąką do Polany Pisanej. Przy okazji zaciąga się na dobre.
Obrazek

Konkurs na najbrudniejsze spodnie bezapelacyjnie wygrywa Julka.

Obrazek

Zaczyna padać. Wracamy więc w deszczu. Mijając duchy w różnych kolorach. Przeważają żółte i niebieskie, ale są i różowe. Niedaleko wylotu doliny deszcz ustępuje. Jeszcze barany trzeba obejrzeć w zagrodzie.

Obrazek

I to by było na tyle z dnia. No, jeszcze obowiązkowy kurczak z rożna z frytkami w super budce nieopodal kwatery. Żarłem te kurczaki chyba pięć dni pod rząd. Aż nie mogłem na nie patrzeć. Oczywiście to nie były obiady, to były takie podwieczorki. :ryb

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości