lucyna pisze:Są jeszcze zakazy wydawane przez samorządowców, taki jest u nas w Bieszczadach w gminie Solina z siedzibą w Polańczyku.
tak, o tym pisałem wyżej, ale w myśl ustawy taki teren musi być odpowiednio oznakowany wraz z informacją, kto zakaz wydał
bton1 pisze:Ale nieznajomość prawa nie zwalnia z jego stosowania.
jaka nieznajomość prawa? przepisy w tym przypadku znam. To raczej brak informacji o właścicielu gruntu. Tak jak pisałem - w świetle powyższych przepisów samo biwakowanie na terenie prywatnym nawet gdy nie spytaliśmy się o zgodę, zagrożone mandatem nie jest.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie rozbije się pod chałupą gościa, nawet jeśli nie ma tam znaku.
Z tym rozbiciem się u kogoś na posesji to tak jakbyś pruł 200 km/h przez miasto, a potem mówił, że nie widziałeś znaku z ograniczeniem..
to niezbyt dobry przykład, bo 200 w Polsce nigdzie nie można pędzić... lepszy byłby taki: zatrzymują mnie w mieście, że jechałem 80 km/h, a to teren zabudowany. A ja na to "ale znaku nie widziałem". W wielu miastach są sytuacje, że wjeżdżając z jakieś podrzędnej ulicy nie ma znaku o obszarze zabudowanym - zatem kierowca z jego punktu widzenia jest poza nim i może jechać 90... potem zostaje jeszcze wykłócać się z policjantami.
lucyna pisze:Lasy Państwowe tworzą miejsca biwakowe, bardzo fajne są w Nadleśnictwie Stuposiany. Nie wiem czy można na nich rozbijać namioty w świetle prawa.
jeśli są odpowiednio oznaczone to jak najbardziej