Pudelek pisze:Widać zatem, że dobrze iż ominęliśmy Barborkę... co tam było nie tak? Jeszcze kilka lat temu schronisko bardzo chwalono.
Dużo by pisać.
Byłam tam pierwszy raz i więcej nie pojadę. Było nas 14 osób - dobrzy znajomi z dawnego pl.rec.gory, z całej Polski (Poznań, Wrocław, Krosno, Tarnobrzeg, Kraków, Częstochowa i ja ze Śląska, spotykamy się w takim lub zbliżonym gronie dwa razy w roku, za każdym razem w innych górach)
Ogólnie czuliśmy się intruzami, który przeszkadza personelowi, a nie gośćmi.
Takie przykłady - pierwszego dnia po przyjeździe w schroniskowej restauracji zamówiliśmy sobie kolację i czekali na nią około 2 godz. Tymczasem kelnerka co 10 minut podchodziła do nas i pytała, czy chcemy coś jeszcze do picia. Gdyby było coś dobrego to bym zamówiła, ale piwo było tylko "koncernowe" i to jeden gatunek, którego akurat nie lubię (Gambrinus).
W piątek już o 7.15 zbudziło nas jakieś strasznie głośne wiercenie. Okazało się, że tuż za ścianą remontują taras. No trudno, ale czemu w takim razie mimo, że wolne było całe schronisko to zakwaterowano nas w pokojach tuż obok tego tarasu ?
Ta sama sytuacja powtórzyła się w sobotę.
Prysznic jeden na całe piętro z zapchanym brodzikiem i urwanym wieszakiem.
Meble śmierdziały czymś nieokreślonym.
Był tam "pokój wspólny" coś w rodzaju świetlicy z telewizorem, tyle że telewizor nieczynny.
Chcieliśmy tam wspólnie zjeść sobie śniadanie ze swoich produktów a do tego kupić herbatę lub kawę w bufecie. Nie wolno. Herbatę można spożyć tylko na miejscu w jadalni ale ani w jadalni ani też w tej sali świetlicowej nie wolno wyjąć własnych produktów. Można jeść u siebie w pokoju, ale tam nie wolno zabrać herbaty.
Jak rozłożyliśmy jedzenie w świetlicy to ze 3 razy przyszedł ktoś ze schroniska nas opierniczyć. Mimo, że nie robiliśmy żadnego bajzlu.
Zabraliśmy jedzenie i poszli do pokojów. Na szczęście kilka osób miało palniki i w pokojach ugotowaliśmy sobie tą herbatę. Ale cały miły nastrój szlag trafił, bo chcieliśmy sobie to śniadanie zjeść razem.
Ostatniego dnia w niedzielę kilka osób w tym ja poszło sobie na Pradziada, a parę zostało w schronisku. Pokoje trzeba było opróżnić do 10, więc się spakowaliśmy i włożyli plecaki do samochodów. No i te parę osób czekało na nas w jadalni, zamówili sobie herbatę i czekało na nią 1,5 godziny. ledwo zdążyli wypić zanim wróciliśmy.
Uprzedzając to co napisze Buba - jak się decyduję spać pod namiotem, lub w szałasie - to wiem czego się spodziewać i na co liczyć. Ale jak płacę w schronisku około 40 zł za nocleg (240 koron) to oczekuję nieco wyższego standardu oraz oczekuję tego aby być traktowana jak gość a nie jak intruz.