Into the wild (Kralova Hola)
Into the wild (Kralova Hola)
Za górami, za lasami, za Popradami, za dziurawymi drogami, mieszka sobie Liptovska Teplicka. W tej oto zanurzonej w lasach wiosce parkujemy pojazd sobotnim majowym rankiem. Szybkie przepakowanie manatek i ruszamy przez wieś eskortowani przez ludność autochtoniczną na początek żółtego szlaku. Przy okazji ludność ta uprzejmie tłumaczy nam którędy mamy maszerować i mocno drapie się po głowach w momencie, gdy wybieramy nie najkrótszy wariant doliną, ale opcję dookoła na Sedlo pod Dostankou. Naszym celem jest najpierw Pańska Hola 1429 mnpm, a z map wynika jasno iż od strony wspomnianej przełęczy należy spodziewać się rozległych widoków z licznych grzbietowych polan. Na początek mamy mocno pod górę, wzdłuż linii wyciągu narciarskiego. Po drodze mijamy słowackiego pasterza schodzącego w dolinę. Gość ładnie wprowadził nas w klimat grozy relacjonując swoje niedawne spotkanie z niedźwiedziem i pytając czy mamy broń, przy okazji uchylając klapę kamizelki, za którą wychylała się rękojeść rewolweru... Po tym spotkaniu każdy krzak, każda kępą świerkowej gęstwiny do końca wyjazdu będzie już szczeżyła do nas niedźwiedzie kły. Idziemy jednak ostro do góry, dla pewności podśpiewując i głośno rozmawiając. Z sedla pierwsze widoki na Teplickę, na wystające zza grzbietu Tatry, na Kralovą Holę – nasz główny cel wyjazdu.
Stąd odkrytym terenem wśród łąk i hal kierujemy się pasmem coraz wyżej w kierunku Pańskiej Holi. Jest to z pewnością najbardziej widokowy fragment dnia – na południu widzimy główną grań Niżnych Tatr, na wschodzie i zachodzie liczne boczne jej odnogi, a wisienką na górskim torcie są zamykające panoramę od północy Tatry Wysokie.
Coraz wyżej pnąc się osiągamy Pańską Holę, skąd ścieżka opada nieco w dół w kierunku południowo zachodnim. Wchodzimy w stary świerkowy las i gęste młodniki. Nagle widzę jak Gosia przekracza nieświadomie żmiję . Nabijamy się trochę z sytuacji, do czasu gdy 2 metry dalej na kałuży dostrzegamy świeży trop niedźwiedzia. Oblewa nas zimny pot. Niedźwiedzie pewnie czają się na co drugim drzewie – myślimy – więc raz po raz walimy kijkami o siebie hałasując ile się da, wciąż jednak napierając na przód. Nagle...wark...burk..pomruk..Nie, to nie miś, to burza właśnie dopadła grań Kralovej Holi i wyczynia tam niezłe harce. Co gorsza, idzie prosto na nas...do tego my też idziemy jej na czołówkę. Przez chwilę obserwujemy chmury i zastanawiamy się czy nie uciekać w dolinę – ta nagła kumulacja żmij, niedźwiedzi i piorunów na dosłownie kilku metrach szlaku trochę zbiła nas z tropu. Jednak i tak nie mamy wyjścia – musimy iść dalej do niebieskiego szlaku w dolinie i tamtędy ewentualnie można wracać ku wsi. Tymczasem ścieżka ostro opada z grani w dolinę, ponad 200 metrów tak mocno wypracowanego przewyższenia bierze w łeb. Gosia zdąża tym razem wyhamować przed kolejną żmiją, ale czymże jest żmija przeciw tej burzy, która czesze grań seriami piorunów niczym z kałacha.
A w dolinie cisza, spokój, słonko, sielsko, anielsko się zrobiło. Widzimy, że na przełęczy koło Andrejcovej coś jakby jaśniej, chyba nie leje, więc wrzucamy trójkę by dotrzeć tam jak najszybciej. Jeszcze dwa zakręty, jedno mocne podejście i jest główna grań z czerwonym szlakiem. Po kolejnych 10 minutach cieszymy się pustą utulnią pod Andrejcovą. Burza oddala się na wschód, a my możemy wybierać sobie apartamenty w utulni. Rozpalamy ogień i po chwili zaczyna schodzić się naród turystyczny. W ciągu 2 godzin w pustej utulni robi się tłok, a gwoździem programu jest dojście grupy 12 pań z przewodnikiem, które zalęgły się na wszystkich wolnych miejscach. Sympatyczne towarzystwo do łózek rozgania deszcz, który w końcu zaczął padać około 22.00.
Rankiem wychodzimy pierwsi. Z utulni na grań, na Andrejcową i dalej na Bartkovą i Orłovą. Podejście wyciska z nas trochę potu, ale w końcu osiągamy piętro hal nad Bartkovą. Tutaj czyha na nas kolejna bestia tatrzańska, z postaci świstaka pilnującego wejścia do swojej nory. Zwierz jest tak dziarski, że zapada się w kamienie dopiero jak dochodzimy na kilka metrów do niego. P
o Bartkovej przychodzi czas na Orłovą, skąd już ładnie prezentuje się Kralova. Jeszcze kilka obniżeń na przełęczy i w końcu ostateczne podejścia pod Holę. Jesteśmy w końcu na tej górze, która nas tak często wabiła, gdy przemykaliśmy okolicą w drodze do innych gór, a dotąd nigdy nie udało się tu zawitać.
Szybki popas i zaczynamy zejście do Teplicki szlakiem zielonym. Powiem krótko – szlag by go trafił. Tak nachylone zejścia to już nie na nasze nogi. Prawie połamanych wypluwa nas gęsta kosówka gdzieś na Sedlu Zaturna, stąd jeszcze staczamy swe obolałe cielska do doliny, gdzie asfaltem turlamy się ku końcowi trasy.
Pierwsza od wielu miesięcy dwudniowa wycieczka z plecakiem kosztowała nas sporo sił i pokazała naszej kondycji miejsce w szeregu. Raczej dość odległe miejsce
Stąd odkrytym terenem wśród łąk i hal kierujemy się pasmem coraz wyżej w kierunku Pańskiej Holi. Jest to z pewnością najbardziej widokowy fragment dnia – na południu widzimy główną grań Niżnych Tatr, na wschodzie i zachodzie liczne boczne jej odnogi, a wisienką na górskim torcie są zamykające panoramę od północy Tatry Wysokie.
Coraz wyżej pnąc się osiągamy Pańską Holę, skąd ścieżka opada nieco w dół w kierunku południowo zachodnim. Wchodzimy w stary świerkowy las i gęste młodniki. Nagle widzę jak Gosia przekracza nieświadomie żmiję . Nabijamy się trochę z sytuacji, do czasu gdy 2 metry dalej na kałuży dostrzegamy świeży trop niedźwiedzia. Oblewa nas zimny pot. Niedźwiedzie pewnie czają się na co drugim drzewie – myślimy – więc raz po raz walimy kijkami o siebie hałasując ile się da, wciąż jednak napierając na przód. Nagle...wark...burk..pomruk..Nie, to nie miś, to burza właśnie dopadła grań Kralovej Holi i wyczynia tam niezłe harce. Co gorsza, idzie prosto na nas...do tego my też idziemy jej na czołówkę. Przez chwilę obserwujemy chmury i zastanawiamy się czy nie uciekać w dolinę – ta nagła kumulacja żmij, niedźwiedzi i piorunów na dosłownie kilku metrach szlaku trochę zbiła nas z tropu. Jednak i tak nie mamy wyjścia – musimy iść dalej do niebieskiego szlaku w dolinie i tamtędy ewentualnie można wracać ku wsi. Tymczasem ścieżka ostro opada z grani w dolinę, ponad 200 metrów tak mocno wypracowanego przewyższenia bierze w łeb. Gosia zdąża tym razem wyhamować przed kolejną żmiją, ale czymże jest żmija przeciw tej burzy, która czesze grań seriami piorunów niczym z kałacha.
A w dolinie cisza, spokój, słonko, sielsko, anielsko się zrobiło. Widzimy, że na przełęczy koło Andrejcovej coś jakby jaśniej, chyba nie leje, więc wrzucamy trójkę by dotrzeć tam jak najszybciej. Jeszcze dwa zakręty, jedno mocne podejście i jest główna grań z czerwonym szlakiem. Po kolejnych 10 minutach cieszymy się pustą utulnią pod Andrejcovą. Burza oddala się na wschód, a my możemy wybierać sobie apartamenty w utulni. Rozpalamy ogień i po chwili zaczyna schodzić się naród turystyczny. W ciągu 2 godzin w pustej utulni robi się tłok, a gwoździem programu jest dojście grupy 12 pań z przewodnikiem, które zalęgły się na wszystkich wolnych miejscach. Sympatyczne towarzystwo do łózek rozgania deszcz, który w końcu zaczął padać około 22.00.
Rankiem wychodzimy pierwsi. Z utulni na grań, na Andrejcową i dalej na Bartkovą i Orłovą. Podejście wyciska z nas trochę potu, ale w końcu osiągamy piętro hal nad Bartkovą. Tutaj czyha na nas kolejna bestia tatrzańska, z postaci świstaka pilnującego wejścia do swojej nory. Zwierz jest tak dziarski, że zapada się w kamienie dopiero jak dochodzimy na kilka metrów do niego. P
o Bartkovej przychodzi czas na Orłovą, skąd już ładnie prezentuje się Kralova. Jeszcze kilka obniżeń na przełęczy i w końcu ostateczne podejścia pod Holę. Jesteśmy w końcu na tej górze, która nas tak często wabiła, gdy przemykaliśmy okolicą w drodze do innych gór, a dotąd nigdy nie udało się tu zawitać.
Szybki popas i zaczynamy zejście do Teplicki szlakiem zielonym. Powiem krótko – szlag by go trafił. Tak nachylone zejścia to już nie na nasze nogi. Prawie połamanych wypluwa nas gęsta kosówka gdzieś na Sedlu Zaturna, stąd jeszcze staczamy swe obolałe cielska do doliny, gdzie asfaltem turlamy się ku końcowi trasy.
Pierwsza od wielu miesięcy dwudniowa wycieczka z plecakiem kosztowała nas sporo sił i pokazała naszej kondycji miejsce w szeregu. Raczej dość odległe miejsce
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Cześć ludzie
No piękne te Niżne są, naprawdę, do tego prawie puste, np. na szlakach dojściowych na grzbiet poza tym pasterzem nie było żywego człowieka (nie żywego też nie).
I faktycznie Niżne Tatry są mocną ostoją niedźwiedzia, co zważywszy na rozległą powierzchnię i wspomnianą dzikość i pustki wcale nie dziwi.
Samemu na grani myślę, że nie powinno być problemu, misie trzymają się niżej, ruch turystyczny jednak trochę większy, tylko pewnie trochę dziwnie tak samemu chodzić
No piękne te Niżne są, naprawdę, do tego prawie puste, np. na szlakach dojściowych na grzbiet poza tym pasterzem nie było żywego człowieka (nie żywego też nie).
I faktycznie Niżne Tatry są mocną ostoją niedźwiedzia, co zważywszy na rozległą powierzchnię i wspomnianą dzikość i pustki wcale nie dziwi.
Samemu na grani myślę, że nie powinno być problemu, misie trzymają się niżej, ruch turystyczny jednak trochę większy, tylko pewnie trochę dziwnie tak samemu chodzić
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
Jak koleżanka do końca września obroni doktorat, a ja napiszę to co mam do napisania (dwie pozycje) to chcemy się z początkiem października wybrać na przejście całego grzbietu Niżnich Tatr. Marzę o tym od dawna, chociaż kawałki przechodziłam przy różnych okazjach, ale nigdy jakoś całości.
Tylko będę się musiała bardzo ale to bardzo ograniczać, jeżeli chodzi o zabranie rzeczy, bo zawsze mam tendencję do zabierania zbyt dużego i ciężkiego plecaka. W turystyce samochodowej lub autobusowej to nie przeszkadza, ale przy takiej wycieczce - bardzo.
Tylko będę się musiała bardzo ale to bardzo ograniczać, jeżeli chodzi o zabranie rzeczy, bo zawsze mam tendencję do zabierania zbyt dużego i ciężkiego plecaka. W turystyce samochodowej lub autobusowej to nie przeszkadza, ale przy takiej wycieczce - bardzo.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Ja coraz bardziej stawiam na minimalizm, nawet kupiłam mniejszy plecak (22-litrowy), w który spokojnie mogłabym się spakować na 2-3 dni, gdyby nie mój wielki aparat (często go przeklinam, dopiero po powrocie do domu widzę różnicę). Kupiłam sobie ręczniki turystyczne, te takie maleńkie, śmiałam się, że więcej miejsca zajmują skarpetki, do tego kosmetyki w wersji mini, nawet postanowiłam nie malować rzęs w górach więc też odpadło parę rzeczy z kosmetyczki. Jak pomyślę co sobie napakowałm na mojej zeszłorocznej, 4-dniowej wyrypie po Beskidzie Żywieckim, to jestem przerażona
Czy w Tatrach Niżnych też obowiązuje ten przepis o wędrowaniu w okresie czerwiec-październik?
Czy w Tatrach Niżnych też obowiązuje ten przepis o wędrowaniu w okresie czerwiec-październik?
Malgo Klapković pisze:Czy w Tatrach Niżnych też obowiązuje ten przepis o wędrowaniu w okresie czerwiec-październik?
Nie.
Ja też mam zwyczaj brania za dużo...
Ja się nad Niżnymi zaczynam zastanawiam. Na razie mam mapy. Tak jak na Fatry mapy kupiłem pół roku przed wycieczkami, tak tu też pewnie trochę czasu upłynie, bo te kupiłem w lipcu .
Malgo Klapković pisze:Czy w Tatrach Niżnych też obowiązuje ten przepis o wędrowaniu w okresie czerwiec-październik?
Nie, tam można wędrować cały rok, zresztą zimą sporo osób wędruje na skitourach lub rakietach. Są pozamykane niektóre odcinki szlaków dojściowych ze względu na lawiny.
Jest to zaznaczone na mapach.
W 22 litry nie spakuję się, nie ma takiej opcji. Więcej zajmuje sam śpiwór puchowy a tam jest niezbędny.
Ostatnio zmieniony 2015-08-07, 12:48 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Piękne góry i piękne okolice. Zapewne na Kralovą holę będę jeszcze w przyszłości wracał. Widoki ze szczytu są nie do opisania. To trzeba zobaczyć samemu.
Wam aura trochę sprawiła psikusa. No i te żmije i niedźwiedzie..., mi się jeszcze nie udało widzieć na żywo miśka na wolności, ale to zapewne wina tego iż za często w Karpaty nie jeżdżę
Wam aura trochę sprawiła psikusa. No i te żmije i niedźwiedzie..., mi się jeszcze nie udało widzieć na żywo miśka na wolności, ale to zapewne wina tego iż za często w Karpaty nie jeżdżę
laynn pisze:E czemu dziwnie? Czasem fajnie jest pobyć ze sobą samemu.
Ogólnie to masz rację, trochę źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że tak nieswojo bym się tam czuł idąc samemu.
Niskie są przepiękne ale również wymagające, dlatego to chyba dobry teren na trekking przed jakimś dalszym wyjazdem. A jak patrzę mapę, to ilość zakamarków, różnych innych bocznych grzbieow i szczytów jest powalająca .
--------------
***///***
--------------
***///***
--------------
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości