Den skandinaviske fjellkjede 21.08-03.09.2014
Dom Gigantów – część pierwsza - 21-25.08.2014
21.08
Niewiele brakowało a wycieczkę zakończylibyśmy już na starcie.
Dziesięć minut od lotniska zorientowaliśmy się, że nasze dokumenty zostały w skanerze;)
Szybki powrót, błagalne modlitwy i w ostatniej chwili meldujemy się na odprawie. Waga w porządku, od razu po nas Pan życia i śmierci zamknął stanowisko, uffff lecimy!:)
Wybraliśmy się w pięć osób, dwie pary i pasażer na gapę Pan Śmiecio.
Czasami dreptaliśmy razem, czasami własnymi ścieżkami, tylko Pan Śmiecio nie odstępował mnie na krok.
W opowieści skupię się głównie na mojej wersji przygody, może kiedyś pozostali uzupełnią relację swoimi wrażeniami i perypetiami.
Liniami lotniczymi Ryanair z lotniska w Modlinie wystartowaliśmy w kierunku Portu Lotniczego Moss-Rygge oddalonego od centrum Oslo o 66 kilometrów.
Bilety kosztowały nas po 59zł plus bagaż rejestrowany 25€ (po sezonie 15€) jeden na dwie osoby.
Uprzedzając zawczasu pytania dlaczego nie pojazdem czterokołowym?
Cenowo zliczając - promy, paliwo, opłaty za drogi - kontra - przelot, pociągi, autobusy - wychodzi na jedno.
Objazdówki mnie nie kręcą. Podróżując autem gdzieś tracę smak przygody. Podjechać na najbliższy parking, wejść i zejść, to nie dla mnie.
Oczywiste, że autem można zobaczyć więcej, tylko że największe atrakcje Norwegii podziwiałem interaktywnie wielokrotnie bez wychodzenia z domu;)
Wygodniej? Tak, jedzenie nosiliśmy na plecach, ale 35kg bagażu na parę to nie jest jakiś przesadnie wielki ciężar.
I awaria. Nie wyobrażam sobie tego, żeby zepsute auto rozwaliło mi całą wycieczkę, a mechanikiem nie jestem;)
Wylądowaliśmy przed północą. Strefa wolnocłowa na przylotach, nie spotkałem się z takim rozwiązaniem na innych lotniskach.
Trudno nie skorzystać z okazji - sześciopak norweskiego piwa za 55 koron, „na lądzie” w takiej cenie nigdzie nie znajdziemy.
Szybki przepak z bagaży podręcznych do plecaków i na noc, po drodze opróżniając puszki na ławce, ruszyliśmy na dworzec kolejowy w Rygge oddalony niecałe 4km od lotniska.
Na norweskich dworcach nie można koczować, bezdomni mogą zapomnieć o okupowaniu dworcowych ławek, ale my mieliśmy bilety na pierwszy pociąg, więc noc spędziliśmy zupełnie legalnie;)
Bilety kupiłem już w Polsce na stronie przewoźnika.
https://www.nsb.no
Kupując wcześniej można skorzystać z oferty Minipris, w której na dowolną trasę, na dowolny rodzaj pociągu, bez względu na ilość przesiadek, bilet kosztuje od 249 koron.
Od czasu do czasu można trafić na chwilową promocję z biletami po 199 koron.
Bilet standardowy na długich trasach np. z Rygge do Bodø to już niebagatelna suma 1644 korony.
Pociąg BM71
22.08
Z Rygge dojechaliśmy do Oslo, w którym mieliśmy czas na dwugodzinny poranny rekonesans. Na starcie z plecakami napełnionymi w 100% trzeba przyznać, że zwiedzanie jest ciut uciążliwe;)
Na śniadanie skonsumowaliśmy mocno dojrzałe banany w cenie 10 koron za kilogram.
Kolejną przesiadkę mieliśmy w Lillehammer. Kompletna zlewa skutecznie zniechęciła nas do zwiedzania. Miasto mieliśmy w planach jeszcze raz, więc strata nie była aż tak odczuwalną. Udaliśmy się tylko do sklepu Biltema w celu nabycia kartuszy z gazem.
Gaz kupimy w normalnej „polskiej” cenie: 230g – 39,90 koron, 450g – 59,90 koron. Na stacjach benzynowych zapłacimy nawet o 100% więcej.
W Rimi bądź w Kiwi a może to była Rema1000, już nie pamiętam;) bo w kolejnych miastach odwiedzanie marketów było jak rytuał w myśl piosenki „Hera, koka, hasz, LSD”, pozwoliłem sobie na coś, co wyglądało jak półkilowa słodka buła, nazywało się julekake, a okazało się być bożonarodzeniowym drożdżowym plackiem, którego smak łaził za nami już przez cały wyjazd;) Cena do 30 koron, mój bliski terminu ważności nabyłem za dychę.
Inne duże sklepy godne polecenia to Coop i Bunnpris a z żabkowatych Joker.
Może trochę za dużo piszę o cenach, ale spodziewałem się, zgodnie ze stereotypami, że wycieczka do Norwegii mocno wypróżni nam kieszenie. Cóż, Polak potrafi, biegli w wyszukiwaniu marketowych promocji, w Norwegii poradzimy sobie równie dobrze;)
Podróż koleją zakończyliśmy w Ottcie, w której na dworcu znajduje się punk informacji turystycznej. Godzinę połapaliśmy stopa, bezskutecznie ale miejsce było dość kiepskie i poszliśmy na ostatni autobus do Lom, dzisiejszy cel naszej podróży.
Komunikacja autobusowa w Norwegii swoje kosztuje i za odcinek około 60km z Otty do Lom zapłaciliśmy ponad 100 koron na głowę.
Szukając połączeń korzystałem z poniższych stron:
https://reiseplanlegger-ekstern.ruter.no
http://www.ruteinfo.net/en/
http://nri.websrv01.reiseinfo.no/
Posiłkując się informacjami znalezionymi tutaj:
http://www.visitnorway.com/pl
http://www.visitoslo.com/
http://www.visitandalsnes.com/
http://www.mojanorwegia.pl/
A najlepszą moim zdaniem mapę Norwegii znajdziemy tutaj:
http://ut.no/kart/
Nie kupiliśmy ani jednej mapy, wszystko co nam było potrzebne wydrukowaliśmy właśnie na tej stronie.
Oslo i tutejsze „gołębie”.
[img]https://lh5.googleusercontent.com/-SukB2BORKS8/VC_0PuaKSWI/AAAAAAAAE-k/mzUs5af1z7Y/w927-h695-no/pr%2B%281%29.JPG][/img]
Otta to małe miasteczko leżące u zbiegu rzek Otty i Gudbrandsdalslågen.
Leżące w pobliżu dwóch parków narodowych – Rondane, który jest siedliskiem dzikich reniferów, oraz Dovrefjell, w którym mieszkają piżmowoły.
Piżmowół na dworcu w Ottcie.
Zdjęcie z okna autobusu. Całą drogę pociągiem i autobusem jechaliśmy wzdłuż fiordów i rzek. Nabawiłem się kompleksów widząc ogrom wody w Norwegii. Nasze największe rzeki wyglądają dość skromnie przy tutejszych potokach, które ledwo spłynęły z gór.
Kościół klepkowy w Lom z XII wieku, wyczyszczony tylko od frontu;)
Rzeka Bøvra
Rzeka Otta, miejscami wąska i wartka, w szerokich dolinach nie tworzy koryta, płytko wypełniając sobą całą dostępną przestrzeń.
Lom i okolice.
Noc spędziliśmy na polu namiotowym w Lom, cena 80 koron za osobę.
Po podróży wypadało doprowadzić się do porządku i dobrze wypocząć.
Jutro doliną rzeki Visy (Visdalen) dotrzemy do Dom Gigantów – Jotunheimen.
23.08
Alternatywnie popołudniu mieliśmy autobus do samego schroniska.
Trochę poszwędaliśmy się po Lom i poszliśmy spróbować złapać stopa.
Podzieliśmy się parami, tym razem okazało się to zbędne, bo złapaliśmy wielkiego busa, do którego zmieściliśmy się w komplecie;)
Udało nam się dotrzeć aż do Hoft, na skrzyżowanie z prywatną szutrową drogą do schroniska Spiterstulen. Stąd do schroniska jest już tylko 17 kilometrów.
Dziewczyny po chwili złapały kolejnego stopa z Czechami, którzy zatrzymali się chyba tylko dlatego, że nie wiedzieli czy dobrze jadą, bo na ich gpsie tej drogi nie było:)
Do auta zmieściły się dziewczyny i najcięższe plecaki a my obiecaliśmy, że będziemy machać na auta, choć dobrze wiedziałem, że nic z tego nie będzie, bo jakoś mi to nie pasowało, żeby wozić się na tym odcinku. Visdalen bardzo chciałem pokonać na własnych nogach;)
Mój kompan zbierał grzyby, podkreślam zbierał, bo później wcale nie chciał ich jeść, czyżby nie ufał sobie sam?;) ja na kolację skonsumowałem je z wielką przyjemnością:)
Po drodze mijaliśmy takie cuda:
A gdy poszedł w krzaczory w poszukiwaniu wodospadu, ja wlazłem na stado krów.
Kilka byków tam było, więc mimo iż nasze beskidzkie zawsze wyściskam, postanowiłem obejść je łukiem między drzewami, a te krowy zaczęły za mną leźć. Czym ja głębiej w las, tym one szybciej za mną. No pytam się „ale czego wy ode mnie chcecie?”
W końcu z nieukrywanym wyrzutem w oczach odpuściły i udało mi się je obejść.
Dolina rzeki Visy wkraczamy do świata Gigantów - Jotunheimen.
Schronisko Spiterstulen 1106m n.p.m.
No tak kotów nie ma, to myszy harcują. Zanim dotarliśmy do schroniska, dziewczyny zdążyły poznać niejakiego Marka i zapędziły go do rozbijania namiotów. My przyszliśmy na gotowe, tylko Marek miał jakiś niepewny wzrok, chyba liczył, że nas krowy zjedzą
24.08
Pogodę już w Polsce zapowiadali nam deszczową przez cały wyjazd i na lampę nie liczyliśmy.
Mimo braku przychylności losu z samego rana wyruszamy w kierunku szczytu o nazwie Glittertind.
Przez wiele lat to Glittertind był uważany za najwyższy szczyt w całych Górach Skandynawskich, aż do czasu gdy wiatr zdmuchnął mu czapkę z głowy.
Obecnie ocenia się jego wysokość na 2452 bez i na 2465m n.p.m. z pokrywą lodową.
Ścieżka jest dobrze widoczna a szlak dobrze wymalowany. Oczywiście jak na norweskie standardy, gdzie większość szlaków jest oznaczona po prostu dużą czerwoną literką T.
Mimo całorocznej pokrywy śnieżnej, nachylenie szczytu od strony Spiterstulen nie wymaga używania raków, a najbardziej strome miejsca latem wolne są od lodu. Prawdopodobnie idąc od schroniska Glitterheim raki będą niezbędne.
Po większych opadach czy roztopach, dość problematycznym może okazać się przekroczenie potoków Skauta i Steindalselve.
Jeziorko Leirtjønne
Lato zmierza ku końcowi, a tutaj dopiero wiosna.
Oznaczenia na szlaku.
Na samym szczycie usiadła tak gęsta chmura, że nie widzieliśmy granicy pomiędzy niebem a śniegiem. A być może to oczy były już tak zmęczone wszechprzenikająca bielą?
Okulary zostały w domu, jeszcze w dniu wyjazdu zastanawiałem się czy jest sens je brać.
Źrenice zmniejszone do granic możliwości, nie byłem w stanie odczytać godziny na telefonie.
W tym mleku nawet nie miałem pewności czy jesteśmy na szczycie, czy jesteśmy na właściwym wierzchołku, a bałem się bardzo każdego następnego kroku, by nie spaść z nawisem.
Dopiero Marek, który wchodził na Glittertind następnego dnia, powiedział nam, że nasze ślady prowadziły na sam szczyt;)
Dolina Visy, przy pomocy lupy można dostrzec nasz żółty namiot;)
Stado reniferów w pobliżu schroniska, zoomy nam nie wyszły
Myśli kierują wzrok już ku dniu następnemu – Galdhøpiggen.
25.08
Kierowca busa stanowczo twierdził, że szykuje się nam piękna pogoda.
Marzyliśmy o tym by nasze polskie prognozy kłamały. Poranek dawał cień szansy;)
Schronisko Spiterstulen to ogromny kompleks budynków położony w dolinie Visy.
Pole namiotowe znajduje się po drugiej stronie rzeki.
Mostek znajdziemy po prawej stronie, po środku namioty, żółty nasz, a po lewej budynek sanitarny z kuchnią i łazienką, tak więc do schroniska nie mieliśmy potrzeby zbyt często zaglądać.
Cena na polu namiotowym 70 koron od osoby.
Dolina Visy – Visdalen, nasz wzrok często kierował się w tamtą stronę, kolejne dwa dni mieliśmy maszerować właśnie tamtędy w kierunku Gjendebu.
Może czas go przedstawić – oto Pan Śmiecio, na co dzień jest powiernikiem klucza od osiedlowego śmietnika.
Tak bardzo chciał zobaczyć kawałek świata, wciąż się upominał, że podstępem schował się przy śmietniku i chcąc nie chcąc, wyjścia nie było – pojechał;)
Glittertind w końcu pokazał nam swoje oblicze:)
Keilhaus topp 2355m n.p.m. od wschodu.
Rzut okiem na lodowiec Styggebrean.
Spiterhøe 2033m n.p.m.
Jeśli coś mieszam z nazwami, to zawczasu przepraszam, dopiero poznaję te góry;)
Tverråtindan 2309m n.p.m. i lodowiec Svellnosbrean.
Za kolejnym przedwierzchołkiem nareszcie raczył się nam ukazać – Galdhøpiggen 2469m n.p.m. najwyższy szczyt Gór Skandynawskich.
Na szczycie znajduje się mały schron, który obecnie funkcjonuje tylko jako bufet, ale myślę że w sytuacji krytycznej nie odmówili by pomocy.
Pracownik schodzi ze schronu raz na tydzień;)
Niestety ze szczytu mogliśmy podziwiać widoki tylko oczami wyobraźni, trzeba będzie szykować się na powtórkę;)
Całą drogę mijaliśmy się z dwoma izraelskimi alpinistami, na szczycie uraczyli nas świeżo parzoną herbatą po turecku i jeśli mnie pamięć nie myli armeńską a być może albańską nalewką;)
Wracaliśmy tą samą drogą, więc jeszcze raz, może w nieco innej odsłonie, bo pogoda była niezmiernie dynamiczna.
Pan Śmiecio ma duże parcie na szkło;)
Majestatyczny lodowiec Styggebrean, linie szczelin ukryte pod śniegiem potrafią budzić przerażenie.
Schronisko Juvvasshytta i jezioro Juvattnet, stąd prowadzi drugi, bardziej popularny szlak na szczyt.
I ta niezwykła pozioma chmura:)
[img]https://lh6.googleusercontent.com/-IcoVW0AEYvw/VDe8VbXwkdI/AAAAAAAAFHk/VHu-3jlnFfY/w927-h695-no/jt1b%2B%2824%29.JPG][/img]
Ostatnie spojrzenia na szczyt.
W wielu miejscach można przeczytać, że Galdhøpiggen jest wyjątkowo łatwym szczytem i wchodzą tam całe rodziny z dziećmi.
Jakiś czas temu nasi znajomi z Wrocławia ostrzegali nas żebyśmy nie bagatelizowali tego szczytu.
Cóż, mieli rację. Suma wzniesień mocno wzrasta idąc przez wszystkie przedwierzchołki. Częste zmiany pogody. Wysokie głazy, piarg, śnieg, to na pewno nie jest zwykła leśna ścieżka.
Nie twierdzę, że nie należy chodzić tam z dziećmi, ale jest to szczyt dla doświadczonych i odpowiedzialnych rodziców.
A to jak mantra powtarzane zdanie we wszystkich portalach i przewodnikach jest mocno naciągane i świadczy o tym, że autorzy zbytnio nie mają pojęcia o czym piszą.
Glittertind ponownie. Najtrudniejsza, najbardziej stroma część szlaku, widoczna zresztą na zdjęciu, znajduje się pomiędzy dnem doliny a linią śniegu.
Keilhaus topp od zachodu;)
Spiterhøe
Dolina Visy.
Za kilka godzin okaże się, że jutro jednak nią nie pójdziemy.
Dzięki uprzejmości Marka przedostaniemy się od razu do Gjendesheim.
Z jednej strony ciut szkoda, ale z drugiej na pewno czeka nas mniej kilometrów z pełnym obciążeniem i diametralnie wzrasta szansa na pewien szczyt, który do tej pory był rozpatrywany tylko jako opcja, gdyby wszystko układało się jak po maśle.
Aura zaserwowała nam całe spektrum swoich możliwości. Mieliśmy słońce, śnieg z zamiecią, deszcz, grad, burzę w oddali oraz tęczę.
Reniferów dzisiaj nie było, za to pod samymi namiotami pasły się nam owieczki;)
[img]https://lh5.googleusercontent.com/-5wv1pkk8oec/VDe8mjAiEBI/AAAAAAAAFJg/la4MEfoNNgM/w927-h695-no/jt1b%2B%2837%29.JPG][/img]
[img]https://lh6.googleusercontent.com/-mQcc-5oqXIg/VDg3jMBjnEI/AAAAAAAAFLI/fWTJApUIEhg/w834-h480-no/bez%C2%A0tytu%C5%82u.JPG][/img]
Den skandinaviske fjellkjede
Den skandinaviske fjellkjede
Ostatnio zmieniony 2015-04-11, 22:07 przez Vlado, łącznie zmieniany 3 razy.
znajome okolice, byłem tam w lipcu 2008 roku
Do Lom przyjechaliśmy autobusem z Bergen i spaliśmy na ławce pod supermarketem - wyspałem się świetnie Kościół w Lom z kolei zapamiętały in minus, bo to było jedyne miejsce w Norwegii, gdzie nie pozwolono mi robić zdjęć
Potem autobus pod schronisko, rozbiliśmy się mniej więcej tam gdzie Ty Tylko, że namiotów innych trochę było.
Na Galdhopiggen padał nam nawet trochę śnieg
A potem spaliśmy na kempingu w Lom w drodze powrotnej i nawet jedyny raz podczas wypadu byliśmy w knajpie na piwie
Do Lom przyjechaliśmy autobusem z Bergen i spaliśmy na ławce pod supermarketem - wyspałem się świetnie Kościół w Lom z kolei zapamiętały in minus, bo to było jedyne miejsce w Norwegii, gdzie nie pozwolono mi robić zdjęć
Potem autobus pod schronisko, rozbiliśmy się mniej więcej tam gdzie Ty Tylko, że namiotów innych trochę było.
Na Galdhopiggen padał nam nawet trochę śnieg
A potem spaliśmy na kempingu w Lom w drodze powrotnej i nawet jedyny raz podczas wypadu byliśmy w knajpie na piwie
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Dom Gigantów – część druga - 26-28.08.2014
26.08
Nie da się ukryć, że do Gjendesheim przywiódł nas urok grani Besseggen.
Na Jotunheimen mogliśmy przeznaczyć jeszcze trzy dni. To ciut więcej czasu niż potrzebowaliśmy na grań, chcieliśmy te dni wykorzystać intensywnie;)
Przez moje niedopatrzenie okazało się, że komunikacją nie będziemy mieli jak się stąd wydostać.
Cóż, jakoś to będzie, nie czas teraz o tym myśleć.
Chwilowo pożegnaliśmy się z naszymi kompanami (Oni mieli swoją koncepcję na nadchodzące dni) i w drogę.
Poprzez przełęcz pomiędzy Gjendehalsen a Veslfjellet wyruszyliśmy w kierunku jeziora Bessvatnet. Przekroczyliśmy rzeki Bessę i Russę, następnie idąc wzdłuż całego jeziora Russvatnet przez bagniste delty potoków Tjønnholåe i Blåtjønnåe dotarliśmy do Nedre Russglopet , skąd już przy światłach czołówek poszliśmy do Memurubu.
Gjendesheim i jezioro Gjende.
Nie pamiętam wycieczki, żebym tyle razy spoglądał za siebie.
Gjendehøe (1257m n.p.m.) i Knutshøe (1517m n.p.m.)
Droga numer 51
Sam Minister Środowiska życzył nam udanej wycieczki;)
Rzeka Sjoa z jeziorem Sjodalsvatnet oraz niezwykle kuszące połoniny, od Heimdalshøe po Stuttgongkampen, po drugiej stronie Sjodalen.
Jezioro Bessvatnet i Besshøe (2258m n.p.m.)
Jeziorka Besstjønnin i okolice.
Nautgardstinden (2258m n.p.m.) i Stornubben (2174m n.p.m.)
Jezioro Russvatnet oraz wielowierzchołkowe szczyty Veotinden (2267m n.p.m.) i Styggehøbreatinden (2232m n.p.m.)
Osada Russvassbue.
Przeogromna przestrzeń i kompletna pustka.
Jezioro Russvatnet urzeka „plażami” i mnogością miejsc na biwak.
Mostek na Blåtjønnåe widzieliśmy już bardzo daleka, niestety gdy doszliśmy, okazało się, że jest w remoncie. Niby wyglądał stabilnie, ale obawialiśmy się, że z pełnym obciążeniem, może być niewesoło, gdyby ktoś stracił równowagę.
Wróciliśmy więc na brzeg jeziora, zmieniliśmy buty i po kolana w wodzie przeszliśmy przez, przy ujściu dużo spokojniejsze, wszystkie odnogi delty Blåtjønnåe.
To była niezwykle odświeżająca dawka krioterapii dla obolałych stóp;)
Gloptinden (1678m n.p.m.)
Moje marzenie na jutro – Surtningssue (2368m n.p.m.) oraz Blåbreahøe (2196m n.p.m.)
Kollhøin (1925m n.p.m.)
Besshøe obeszliśmy prawie dookoła.
Czy ja już wspominałem, że cały czas spoglądaliśmy za siebie?
Gdyby nie to, że cały dzień nie mieliśmy zasięgu, że nie wiedzieliśmy co się dzieje z drugą parą, że na pewno Oni martwią się o nas, rozbilibyśmy się już kilka godzin wcześniej gdzieś nad tym bajkowym jeziorem;)
Zacisnęliśmy zęby, czołówki na głowę i w drogę do Memurubu.
Na przełęczy złapaliśmy zasięg, nasi kompani dawno po kolacji odpoczywali w namiocie, więc już nieśpiesznie dołączyliśmy do nich.
Zasypiałem przy gotowaniu, to był cudowny dzień:)
27.08
Moja Dama postanowiła zresetować się w uroczych okolicznościach Memurubu i jeziora Gjende. A ja wybrałem się na szczyt o niezwykle dźwięcznej nazwie – Sutrtningssue – siódmy co do wysokości szczyt Norwegi.
Prowadzą na niego dwa szlaki.
Pierwszy biegnący przez Raudhamran (1893m n.p.m.) i bardzo szybko wychodzący na grań. Moje wrażenia pewnie wynikają z samotnej wędrówki, podczas której zmysły się wyostrzają i dużo ostrożniej podchodzimy do wszelkich trudności, ale miałem poczucie jakbym szedł Orlą bez zabezpieczeń;)
Drugi biegnący wzdłuż doliny rzeki Muru – Memurudalen, dłuższy lecz zdecydowanie łatwiejszy. Oba równie malownicze.
Szlaki nie są oficjalnymi szlakami Norweskiego Towarzystwa Turystycznego (DNT) i nie znajdziemy na nich charakterystycznego „T”. Oznaczone są pionową czerwoną kreską i mam wrażenie, że zostały wyznakowane dzięki staraniom obsługi schroniska Memurubu.
Memurubu, Muru i Gjende.
Szlakowskaz, nazwy nieznacznie odbiegają od tych, które znam z mapy: http://ut.no/kart/
Memurudalen – dolina rzeki Muru i górujący nad nią szczyt Reinstinden (1756m n.p.m.)
Widok na Besshøe w różnych ujęciach towarzyszył mi przez cały dzień.
Jezioro Hesstjønne, kolejne świetne miejsce na biwak.
Sørtoppen (2251m n.p.m.) i okoliczne widoki.
Szczyty po drugiej stronie jeziora Gjende, m.in. Tjønnholstinden (2331 m n.p.m.) i Knutsholstinden (2341m n.p.m.)
Widok na jeziora Reinstindvatnet, Hinnotetjønne, aż po Langvatnet i okalające je szczyty.
Mój szczyt:) - Surtningssue (2368m n.p.m.)
Hellstugutinden (2345m n.p.m.), Memurutinden (2364m n.p.m.) oraz lodowce Vestre i Austre Memurubrean.
W pobliżu szczytu stoi Nødbu Surtningssue, niewielki schron ratunkowy. A w środku stolik i dwie ławeczki.
Na szczycie! No dobra kłamałem, nie byłem sam;)
Panorama ze szczytu. Napatrzyłem się za te wszystkie dni z wierzchołkami w mleku.
Czuję się już spełniony, a gdy pomyślę o tym co jeszcze przed nami…
Rozejście szlaków można łatwo przegapić;)
Przede mną już tylko zejście do Memurudalen i powrót doliną - nie, to nie jest zejście, to Góra zrzuca nas z siebie stromym piargiem, a każdy zły ruch wywołuje kamienną lawinę.
Patrząc na te Góry, mocno nadgryzione zębem czasu, zimne i przepełnione mrokiem, cały czas chodził za mną Dante Alighieri:
„Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki
Wzniosła mnie z gruntu potęga wszechwładna
Mądrość najwyższa, miłość pierworodna
Starsze ode mnie twory nie istnieją
Chyba wieczyste, a jam niepożyta”
ANKH - Brama
Jednocześnie bije od nich spokój, dobro i poczucie wolności. Wrażenie jakby nic złego nie mogło się wydarzyć.
Psalm 23:
„Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.”
Nawet jeśli nie zdecydujemy się na wysokie szczyty, warto tu zajrzeć dla samej doliny Muru. Przepiękne widoki i wodospady. Żłobienia w skałach, które w ogóle mi nie wyszły na zdjęciach, musicie uwierzyć na słowo;)
Po drodze znalazłem pięknego czerwonego, który wystarczył mi za całą kolację,
więc państwo ze zdjęcia, obok których znalazło się miejsce na nasze namioty, mimo iż pierwotnie miałem wobec nich plany kulinarne, zamiast do garnka trafili na matrycę aparatu.
28.08
Dzisiaj mamy w planach zmierzyć się z mitem Grani Besseggen;)
Szlak granią od Gjendesheim do Memurubu jest jednym z najczęściej odwiedzanych i najbardziej malowniczych szlaków w Jotunheimen jak i w całej Norwegii.
W pierwszej części podejścia bardzo ładnie prezentuje się Memurubu i dolina Muru, prawie identyczne zdjęcia prezentowałem dzień wcześniej, więc nie będę przynudzał.
Besshøe przez te trzy dni mieliśmy okazję podziwiać od każdej strony
Wspomnienie dnia wczorajszego – Surtningssue.
Jeziorko Bjørnbøltjønne z widokiem na oba powyższe.
A tam szliśmy przedwczoraj – jezioro Russvatnet.
Na łąkach w dole pasło się przeogromne stado reniferów.
Przypomniał mi się właśnie jeden, którego spotkaliśmy dwa dni wcześniej za jeziorem w Nedre Russglopet.
Głośno chrząkał, podbiegał w naszą stronę, a następnie szedł w bezpiecznej odległości, z wysoko uniesioną głową, równo z nami.
Już był późny wieczór, chyba słyszeliśmy, ale nie widzieliśmy innych reniferów. Nie powiem, trochę stracha nam napędził.
Gjende i Bjørnbøltjønne.
Jeziorka Øvre i Nedre Leirungen oraz dolina rzeki Leirungsåe a nad nią góruje szczyt Knutshøe (1517m n.p.m.)
Na dole jezioro Gjende u góry jezioro Bessvatnet, różnica poziomów około 400 metrów, a pomiędzy Besseggen (1638m n.p.m.)
Charakterystyczny kolor Gjende nadają glina i zmielone, rozpuszczone skały spływające strumieniami z lodowców, nazywane mlekiem lodowcowym.
Przewodnikowe zdjęcia przedstawiające grań ostrą jak ostrze noża, są mocno naciągane, miejsca na grani jest sporo, co prawda trzeba napracować się rękami, co z pełnymi plecakami jest dość męczące, ale grań jest do przejścia dla każdego przeciętnie sprawnego turysty.
Jezioro Bessvatnet.
Cały boży dzień „wlokłem ten ból przez Włocławek”, a moja Dama po dniu odpoczynku oczywiście śmigała jak młoda sarenka.
Przed nami ostatnie podejście na najwyższy wierzchołek na szlaku Veslfjellet (1722m n.p.m.)
Po drodze spotkaliśmy chyba wszystkich norweskich znajomych
Niemkę, której znaleźliśmy okulary pod Glittertind. Czechów, których poznałem w Nodbu Surtningssue.
Cały czas mijaliśmy się z parą Niemców, z którą nasze losy jeszcze się skrzyżują, ale o tym opowiem w następnej części.
Rzut okiem na całość.
Postanowiliśmy wzdłuż rzeki Bessy zejść do Besheim.
Lillehammer już chyba całkiem wybiłem sobie z głowy, będzie co robić następnym razem, najważniejsze by w jakikolwiek sposób dostać się do Otty.
Następnego dnia około 13:30 mieliśmy pociąg do Åndalsnes i kupione już bilety.
Po trzech godzinach o 21:00, wiedząc że nasi kompani są już w drodze do Otty, przynajmniej im się udało, postanowiliśmy na dzisiaj dać sobie spokój ze stopem. Trochę zmarzliśmy tak stojąc, od Bessheim biła wizja ogrzewanej hytty, długo się nie zastanawialiśmy, raz podczas całego wyjazdu, chyba możemy sobie na takie luksusy pozwolić?
26.08
Nie da się ukryć, że do Gjendesheim przywiódł nas urok grani Besseggen.
Na Jotunheimen mogliśmy przeznaczyć jeszcze trzy dni. To ciut więcej czasu niż potrzebowaliśmy na grań, chcieliśmy te dni wykorzystać intensywnie;)
Przez moje niedopatrzenie okazało się, że komunikacją nie będziemy mieli jak się stąd wydostać.
Cóż, jakoś to będzie, nie czas teraz o tym myśleć.
Chwilowo pożegnaliśmy się z naszymi kompanami (Oni mieli swoją koncepcję na nadchodzące dni) i w drogę.
Poprzez przełęcz pomiędzy Gjendehalsen a Veslfjellet wyruszyliśmy w kierunku jeziora Bessvatnet. Przekroczyliśmy rzeki Bessę i Russę, następnie idąc wzdłuż całego jeziora Russvatnet przez bagniste delty potoków Tjønnholåe i Blåtjønnåe dotarliśmy do Nedre Russglopet , skąd już przy światłach czołówek poszliśmy do Memurubu.
Gjendesheim i jezioro Gjende.
Nie pamiętam wycieczki, żebym tyle razy spoglądał za siebie.
Gjendehøe (1257m n.p.m.) i Knutshøe (1517m n.p.m.)
Droga numer 51
Sam Minister Środowiska życzył nam udanej wycieczki;)
Rzeka Sjoa z jeziorem Sjodalsvatnet oraz niezwykle kuszące połoniny, od Heimdalshøe po Stuttgongkampen, po drugiej stronie Sjodalen.
Jezioro Bessvatnet i Besshøe (2258m n.p.m.)
Jeziorka Besstjønnin i okolice.
Nautgardstinden (2258m n.p.m.) i Stornubben (2174m n.p.m.)
Jezioro Russvatnet oraz wielowierzchołkowe szczyty Veotinden (2267m n.p.m.) i Styggehøbreatinden (2232m n.p.m.)
Osada Russvassbue.
Przeogromna przestrzeń i kompletna pustka.
Jezioro Russvatnet urzeka „plażami” i mnogością miejsc na biwak.
Mostek na Blåtjønnåe widzieliśmy już bardzo daleka, niestety gdy doszliśmy, okazało się, że jest w remoncie. Niby wyglądał stabilnie, ale obawialiśmy się, że z pełnym obciążeniem, może być niewesoło, gdyby ktoś stracił równowagę.
Wróciliśmy więc na brzeg jeziora, zmieniliśmy buty i po kolana w wodzie przeszliśmy przez, przy ujściu dużo spokojniejsze, wszystkie odnogi delty Blåtjønnåe.
To była niezwykle odświeżająca dawka krioterapii dla obolałych stóp;)
Gloptinden (1678m n.p.m.)
Moje marzenie na jutro – Surtningssue (2368m n.p.m.) oraz Blåbreahøe (2196m n.p.m.)
Kollhøin (1925m n.p.m.)
Besshøe obeszliśmy prawie dookoła.
Czy ja już wspominałem, że cały czas spoglądaliśmy za siebie?
Gdyby nie to, że cały dzień nie mieliśmy zasięgu, że nie wiedzieliśmy co się dzieje z drugą parą, że na pewno Oni martwią się o nas, rozbilibyśmy się już kilka godzin wcześniej gdzieś nad tym bajkowym jeziorem;)
Zacisnęliśmy zęby, czołówki na głowę i w drogę do Memurubu.
Na przełęczy złapaliśmy zasięg, nasi kompani dawno po kolacji odpoczywali w namiocie, więc już nieśpiesznie dołączyliśmy do nich.
Zasypiałem przy gotowaniu, to był cudowny dzień:)
27.08
Moja Dama postanowiła zresetować się w uroczych okolicznościach Memurubu i jeziora Gjende. A ja wybrałem się na szczyt o niezwykle dźwięcznej nazwie – Sutrtningssue – siódmy co do wysokości szczyt Norwegi.
Prowadzą na niego dwa szlaki.
Pierwszy biegnący przez Raudhamran (1893m n.p.m.) i bardzo szybko wychodzący na grań. Moje wrażenia pewnie wynikają z samotnej wędrówki, podczas której zmysły się wyostrzają i dużo ostrożniej podchodzimy do wszelkich trudności, ale miałem poczucie jakbym szedł Orlą bez zabezpieczeń;)
Drugi biegnący wzdłuż doliny rzeki Muru – Memurudalen, dłuższy lecz zdecydowanie łatwiejszy. Oba równie malownicze.
Szlaki nie są oficjalnymi szlakami Norweskiego Towarzystwa Turystycznego (DNT) i nie znajdziemy na nich charakterystycznego „T”. Oznaczone są pionową czerwoną kreską i mam wrażenie, że zostały wyznakowane dzięki staraniom obsługi schroniska Memurubu.
Memurubu, Muru i Gjende.
Szlakowskaz, nazwy nieznacznie odbiegają od tych, które znam z mapy: http://ut.no/kart/
Memurudalen – dolina rzeki Muru i górujący nad nią szczyt Reinstinden (1756m n.p.m.)
Widok na Besshøe w różnych ujęciach towarzyszył mi przez cały dzień.
Jezioro Hesstjønne, kolejne świetne miejsce na biwak.
Sørtoppen (2251m n.p.m.) i okoliczne widoki.
Szczyty po drugiej stronie jeziora Gjende, m.in. Tjønnholstinden (2331 m n.p.m.) i Knutsholstinden (2341m n.p.m.)
Widok na jeziora Reinstindvatnet, Hinnotetjønne, aż po Langvatnet i okalające je szczyty.
Mój szczyt:) - Surtningssue (2368m n.p.m.)
Hellstugutinden (2345m n.p.m.), Memurutinden (2364m n.p.m.) oraz lodowce Vestre i Austre Memurubrean.
W pobliżu szczytu stoi Nødbu Surtningssue, niewielki schron ratunkowy. A w środku stolik i dwie ławeczki.
Na szczycie! No dobra kłamałem, nie byłem sam;)
Panorama ze szczytu. Napatrzyłem się za te wszystkie dni z wierzchołkami w mleku.
Czuję się już spełniony, a gdy pomyślę o tym co jeszcze przed nami…
Rozejście szlaków można łatwo przegapić;)
Przede mną już tylko zejście do Memurudalen i powrót doliną - nie, to nie jest zejście, to Góra zrzuca nas z siebie stromym piargiem, a każdy zły ruch wywołuje kamienną lawinę.
Patrząc na te Góry, mocno nadgryzione zębem czasu, zimne i przepełnione mrokiem, cały czas chodził za mną Dante Alighieri:
„Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki
Wzniosła mnie z gruntu potęga wszechwładna
Mądrość najwyższa, miłość pierworodna
Starsze ode mnie twory nie istnieją
Chyba wieczyste, a jam niepożyta”
ANKH - Brama
Jednocześnie bije od nich spokój, dobro i poczucie wolności. Wrażenie jakby nic złego nie mogło się wydarzyć.
Psalm 23:
„Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.”
Nawet jeśli nie zdecydujemy się na wysokie szczyty, warto tu zajrzeć dla samej doliny Muru. Przepiękne widoki i wodospady. Żłobienia w skałach, które w ogóle mi nie wyszły na zdjęciach, musicie uwierzyć na słowo;)
Po drodze znalazłem pięknego czerwonego, który wystarczył mi za całą kolację,
więc państwo ze zdjęcia, obok których znalazło się miejsce na nasze namioty, mimo iż pierwotnie miałem wobec nich plany kulinarne, zamiast do garnka trafili na matrycę aparatu.
28.08
Dzisiaj mamy w planach zmierzyć się z mitem Grani Besseggen;)
Szlak granią od Gjendesheim do Memurubu jest jednym z najczęściej odwiedzanych i najbardziej malowniczych szlaków w Jotunheimen jak i w całej Norwegii.
W pierwszej części podejścia bardzo ładnie prezentuje się Memurubu i dolina Muru, prawie identyczne zdjęcia prezentowałem dzień wcześniej, więc nie będę przynudzał.
Besshøe przez te trzy dni mieliśmy okazję podziwiać od każdej strony
Wspomnienie dnia wczorajszego – Surtningssue.
Jeziorko Bjørnbøltjønne z widokiem na oba powyższe.
A tam szliśmy przedwczoraj – jezioro Russvatnet.
Na łąkach w dole pasło się przeogromne stado reniferów.
Przypomniał mi się właśnie jeden, którego spotkaliśmy dwa dni wcześniej za jeziorem w Nedre Russglopet.
Głośno chrząkał, podbiegał w naszą stronę, a następnie szedł w bezpiecznej odległości, z wysoko uniesioną głową, równo z nami.
Już był późny wieczór, chyba słyszeliśmy, ale nie widzieliśmy innych reniferów. Nie powiem, trochę stracha nam napędził.
Gjende i Bjørnbøltjønne.
Jeziorka Øvre i Nedre Leirungen oraz dolina rzeki Leirungsåe a nad nią góruje szczyt Knutshøe (1517m n.p.m.)
Na dole jezioro Gjende u góry jezioro Bessvatnet, różnica poziomów około 400 metrów, a pomiędzy Besseggen (1638m n.p.m.)
Charakterystyczny kolor Gjende nadają glina i zmielone, rozpuszczone skały spływające strumieniami z lodowców, nazywane mlekiem lodowcowym.
Przewodnikowe zdjęcia przedstawiające grań ostrą jak ostrze noża, są mocno naciągane, miejsca na grani jest sporo, co prawda trzeba napracować się rękami, co z pełnymi plecakami jest dość męczące, ale grań jest do przejścia dla każdego przeciętnie sprawnego turysty.
Jezioro Bessvatnet.
Cały boży dzień „wlokłem ten ból przez Włocławek”, a moja Dama po dniu odpoczynku oczywiście śmigała jak młoda sarenka.
Przed nami ostatnie podejście na najwyższy wierzchołek na szlaku Veslfjellet (1722m n.p.m.)
Po drodze spotkaliśmy chyba wszystkich norweskich znajomych
Niemkę, której znaleźliśmy okulary pod Glittertind. Czechów, których poznałem w Nodbu Surtningssue.
Cały czas mijaliśmy się z parą Niemców, z którą nasze losy jeszcze się skrzyżują, ale o tym opowiem w następnej części.
Rzut okiem na całość.
Postanowiliśmy wzdłuż rzeki Bessy zejść do Besheim.
Lillehammer już chyba całkiem wybiłem sobie z głowy, będzie co robić następnym razem, najważniejsze by w jakikolwiek sposób dostać się do Otty.
Następnego dnia około 13:30 mieliśmy pociąg do Åndalsnes i kupione już bilety.
Po trzech godzinach o 21:00, wiedząc że nasi kompani są już w drodze do Otty, przynajmniej im się udało, postanowiliśmy na dzisiaj dać sobie spokój ze stopem. Trochę zmarzliśmy tak stojąc, od Bessheim biła wizja ogrzewanej hytty, długo się nie zastanawialiśmy, raz podczas całego wyjazdu, chyba możemy sobie na takie luksusy pozwolić?
Ostatnio zmieniony 2015-04-12, 18:10 przez Vlado, łącznie zmieniany 2 razy.
Chyba te prognozy z Polski, na szczęście, nie do końca się sprawdziły, bo non stop oglądam na Twoich zdjęciach połączenie bieli śniegu i błękitu nieba. I bardzo rozlegle widoki, na które przy niepogodzie nie byłoby jednak szans.
Na Galdhøpiggen też nie mieliśmy pogody - cały szczyt był w chmurach, a na dole tylko trochę lepiej. Też przydałoby się w końcu to powtórzyć.
Przy okazji Besseggen pisałeś o stadzie reniferów - udało Wam się je spotkać? Bo nam tak i to widowisko zatrzymało nas w miejscu na dłuugi czas!
Czekam na kolejny odcinek - ciekawa jestem, gdzie spędzicie ostatnią część wyjazdu. Skoro Andalsnes, to może okolice Drogi Trolli albo Alpy Romsdal?
Na Galdhøpiggen też nie mieliśmy pogody - cały szczyt był w chmurach, a na dole tylko trochę lepiej. Też przydałoby się w końcu to powtórzyć.
Przy okazji Besseggen pisałeś o stadzie reniferów - udało Wam się je spotkać? Bo nam tak i to widowisko zatrzymało nas w miejscu na dłuugi czas!
Czekam na kolejny odcinek - ciekawa jestem, gdzie spędzicie ostatnią część wyjazdu. Skoro Andalsnes, to może okolice Drogi Trolli albo Alpy Romsdal?
Wiolcia tak;) przez wyjazdem uznaliśmy, że co ma być to będzie, przecież przez cały czas nie może lać
Pogoda z prognozami rozjechała się o 180 stopni;)
Małemu stadku reniferów z bliska przyglądaliśmy się pod Spiterstulen.
Był jeszcze ten jeden odważny;) nad jeziorem Russvatnet.
A to przeogromne stado podziwialiśmy niestety tylko z góry:)
Skoro Åndalsnes, to i najbardziej polska z norweskich gór
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=h2L9uKW8Gis[/youtube]
Zapomniałem, że drugą część miałem przerobioną na tylko polskie znaki, już naprawiłem błąd:)
Piotrku i bez palm
Pogoda z prognozami rozjechała się o 180 stopni;)
Małemu stadku reniferów z bliska przyglądaliśmy się pod Spiterstulen.
Był jeszcze ten jeden odważny;) nad jeziorem Russvatnet.
A to przeogromne stado podziwialiśmy niestety tylko z góry:)
Skoro Åndalsnes, to i najbardziej polska z norweskich gór
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=h2L9uKW8Gis[/youtube]
Zapomniałem, że drugą część miałem przerobioną na tylko polskie znaki, już naprawiłem błąd:)
Piotrek pisze:Dość mroczne krajobrazy, nawet gdy pogoda słoneczna się trafiła.
Piotrku i bez palm
Ostatnio zmieniony 2015-04-12, 18:39 przez Vlado, łącznie zmieniany 1 raz.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
No właśnie Sokratesie mam chęć wrzucić kilka(dziesiąt) swoich starszych relacji, o ile zacne grono forumowiczów nie ma nic przeciwko temu?
Pamięć już nie ta i lepiej już nie będzie;) bloga żadnego nie planuję, więc chociaż na forum chciałbym mieć taki swój pamiętnik;)
Pamięć już nie ta i lepiej już nie będzie;) bloga żadnego nie planuję, więc chociaż na forum chciałbym mieć taki swój pamiętnik;)
Ostatnio zmieniony 2015-04-13, 19:32 przez Vlado, łącznie zmieniany 1 raz.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Kraina Trolli – 29.08.-03.09.2014
29.08
Zerwaliśmy się skoro świt z nadzieją, że dzisiaj ze stopem pójdzie nam łatwiej. Przez dwie godziny przejechało może kilkanaście aut.
Patrzymy, ktoś zwalnia i energicznie macha, to nasi znajomi Niemcy ze szlaku. „Staliście tutaj całą noc?” zapytali z przerażeniem w głosie.
Czy w Norwegii łatwo łapie się stopa? Kilka miesięcy temu odpowiedziałbym, że to kompletna porażka.
Po czasie, już bez emocji, stwierdzam, że bardzo łatwo, tylko nie ma kogo łapać…;)
Przez godzinę przejeżdża tyle aut, co na średnio ruchliwej, polskiej drodze w kilka minut.
W dodatku większość kierowców na widok autostopowicza ucieka na drugi pas, co wywoływało we mnie sporą frustrację;)
Lecz ujmując rzecz czysto statystycznie, stojąc nawet trzy godziny, stopa w Norwegii łapie się bardzo łatwo;)
Do pociągu mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc z dużym entuzjazmem przyjęliśmy propozycję Niemców, by zajechać jeszcze do Ridderspranget.
Jest to miejsce, w którym rzeka Sjoa mocno zwęża, tworząc malowniczy kanion.
Kibelek do bubowego wątku
W Ottcie a następnie w Åndalsnes, przelatując przez wszystkie markety, solidnie uzupełniliśmy zapasy.
Banany - 7 koron, makaron 1kg - 14 koron, sok pomarańczowy 100% 2L - 13 koron, krem czekoladowy - 12, awokado - 6 koron, groszek, kukurydza, cieciorka za 3-4 korony.
Taniocha jak w Biedronce;)
Z wyrobów mlecznych wciągaliśmy kulturmelk, niby maślanka ale smakuje bardziej jak kefir;)
W Polsce straszono nas bardzo cenami pieczywa, owszem są chleby po 40 koron,
ale już za 8-10 można kupić bardzo smaczny żytnio-pszenny chleb z otrębami:)
Romsdal – Åndalsnes – witamy w krainie Trolli.
Końcowa stacja niezelektryfikowanej linii kolejowej Raumabanen, biegnącej wprost bajeczną doliną Raumy – Romsdalen, przez środek górskiego pasma o nazwie Romsdalsalpene.
Pozwiedzaliśmy chwilę Åndalsnes i udaliśmy się na kemping, który będzie naszym domem przez najbliższe 4 dni.
30.08
Na pierwszy ogień wybraliśmy szlak o nazwie Romsdalseggen. Jak sama nazwa wskazuje, jest to szlak z widokami na Romsdal i całe pasmo Romsdalsalpene.
Åndalsnes leży nad Isfiordem, będącym częścią Romsdalfiordu, na wysokości kilku-kilkunastu metrów nad poziomem morza.
W tym roku mamy dużo szczęścia do wychodzenia w góry z poziomu morza;)
Nebba, pierwszy punkt widokowy, tuż nad dachami domów.
Góra Varden (1238m n.p.m.), biegnie przez nią kilkukilometrowy tunel.
Trolltindan, z najwyższym szczytem Store Trolltind (1788m n.p.m.), lodowiec Adelsbreen,
oraz Breitinden (1797m n.p.m.)
Romsdalstrappa, kolejny punkt widokowy, znajduje się na daleko wysuniętej metalowej rampie.
Zafascynowany patrzyłem na grę kolorów na granicy rzeki i fiordu.
Prosten (1263m n.p.m.) i Trollstolen (1141m n.p.m.)
Nesaksla (708m n.p.m.), otwarty schron w pełni wyposażony w sprzęt ratunkowy.
Żeby zobaczyć linię oceanu za ostatnim szeregiem szczytów, musieliśmy wejść jeszcze dużo wyżej:)
Isfjorden i północna część Romsdalsalpene.
Klauva (1512m n.p.m.), Kyrkjetaket (1439m n.p.m.) i Kjøvskartinden (1552m n.p.m.),
oraz inne równie kuszące pagóry, których nazw nie odważę się podać.
Część południowa. Dolina Isterdalen, to tędy wznosi się Droga Trolli.
W dole dźwięcznie brzmiąca miejscowość Brønnsletta.
A ponad wszystkim dostojnie stoją Biskup, Król i Królowa.
Bispen (1462m n.p.m.), Kongen (1614m n.p.m.) i Dronninga (1544m n.p.m.).
Jeszcze raz Varden.
Kilka ujęć ze szlaku.
Na Romsdalseggen dotarliśmy do miejsca o nazwie Åkesvarden (1140m n.p.m.)
Niewiele dalej szlak zaczyna schodzić do Isfjorden, my planowaliśmy wrócić tą samą drogą.
Szlak omija Blånebbę, najwyższy szczyt w tym widokowym masywie.
Jeśli jeszcze kiedyś dane będzie nam dotrzeć w te okolice, na pewno ją odwiedzimy;)
Blånebba (1320m n.p.m.) na wyciągnięcie ręki.
Ciut dalej Romsdalhorn (1550m n.p.m.) i Store Venjetind (1852m n.p.m.) - najwyższy szczyt pasma Romsdalsalpene.
Dolina Raumy – Romsdalen.
Dla tego widoku warto wyczaić dzień roku, godzinę, kiedy północne ściany Trolltindan dostają najwięcej światła.
Popołudniowa kąpiel w rzecze, woda może miała ze 4 stopnie.
Pierwsze wrażenia piorunujące, po chwili robi się całkiem ciepło i można nawet trochę popływać.
Kilka minut krioterapii i człowiek czuje się jak młody Bóg;)
Na lewo norweski Matterhorn, na prawo weselny orszak Trolli.
W takich okolicznościach przyrody mógłbym zamieszkać;)
31.08)
Postanowiliśmy choć raz „poczuć się jak japoński turysta”;) Wybraliśmy się więc autobusową linią turystyczną z Åndalsnes do Geiranger.
Autobus kursuje od 21.06 do 31.08, trafiliśmy na ostatni kurs w sezonie;)
Oprócz naszej czwórki w podróż wybrały się jeszcze tylko trzy Japonki:) W drodze powrotnej było ciut tłoczniej;)
Z głośników wydobywał się klimatyczny norweski folk, kierowca zatrzymywał się na wszystkich punktach widokowych, dając nam po kilka minut czasu na robienie fotek.
Trasa przejazdu wiedzie niezwykle widokową drogą nr 63, znaną z Drabiny Trolli – Trollstigen, Norddalsfiordu i Drogi Orłów – Ørnevegen.
Widok z okna.
Punkt Widokowy Trollstigplatå i okoliczne szczyty.
Biskupa już przedstawiałem, Alnestinden (1665m n.p.m.), Storgovfjellet (1629m n.p.m.) i Stigbotthornet (1622m n.p.m.).
Valldal.
Norddalsfjord.
Kierowca z pasażerami na pokładzie wjechał pod zakładowy dystrybutor. Nikt go nie kontrolował. Napisał tylko na karteczce ile zatankował. W bogatej Norwegii dystrybutor godny upadającego pekaesu, no bo w sumie po co marnować pieniądze skoro wciąż działa?
Wyobrażacie sobie coś takiego w naszej Polsce?
Na Ørnesvingen – Zakręcie Orłów obowiązkowo musieliśmy się zatrzymać.
Znajduje się tutaj punkt z widokiem na Geirangerfjord.
Geiranger.
Do portu zawijały coraz to większe jednostki.
Momentami robiło się naprawdę tłoczno:)
Planowaliśmy odwiedzić wodospad Siedmiu Sióstr i farmę Skageflå. Chodziła mi po głowie wycieczka kajakiem, ale 600 koron za dwójkę skutecznie ostudziło mój zapał. Fajną opcją jest motorówka z elektrycznym silnikiem, na którą wówczas gdzieś zabrakło nam ogólnego entuzjazmu. Ostatecznie znajomi wybrali się na rejs łodzią a my w dwójkę poszliśmy na lody a raczej na loda, pomyśleć nad dzisiejszym planem.
Uwierzcie po trzykilowym lodzie nie da się już nic zrobić. Siedząc na plaży przyglądaliśmy się bezmyślnie wpływającym do portu statkom, a gdy już mogliśmy wstać, poszwędaliśmy się Geiranger.
Wycieczka podobała mi się bardzo, choć sam fiord myślałem, że zrobi na mnie dużo większe wrażenie. Gdybyśmy byli na objazdówce pewnie by tak było, ale pejzaże które podziwialiśmy wędrując po Jotunheimen trudno będzie przebić.
I tak minął nam kolejny dzień:)
01.09
Początek naszego szlaku znajduje się przy punkcie widokowym Trollstigplatå. Nie bardzo potrafiłem pojąć dlaczego poprzedniego dnia wróciliśmy do Åndalsnes?
Przecież spokojnie mogliśmy zabrać majdan ze sobą i spać powyżej Trollstigen.
Z kempingu przez Brønnslettę doszliśmy do drogi nr 63 biegnącej wzdłuż Isterdalen.
Raczej z wybitnie luźnym nastawieniem ustawiliśmy się na skrzyżowaniu, na kilkugodzinne łapanie stopa najzwyczajniej nie mieliśmy czasu, uda się to dobrze, a jeśli przez godzinę nic nie złapiemy, to pójdziemy popatrzeć na Ścianę Trolli od dołu.
Na raty, kawałek z Wietnamką pracującą w pobliskim hotelu, kawałek z niemieckimi turystami, ekspresowo pokonaliśmy Trollstigen:)
Wkraczamy do świata Trolli;) Czyli wystarczy odrobina wiary i marzenia się spełniają?
Biskup, Król i Królowa w pełnej krasie:)
A nad nimi górują Finnan (1786m n.p.m.) i Alnestinden (1665m n.p.m.)
Stigbotthornet (1622m n.p.m.) i jezioro Stigbotnvatnet
Pierwsze spojrzenie na Ścianę Trolli.
Frokostplassen – jedyne na tej kamiennej pustyni porządne miejsce na biwak.
Storgrovfjellet (1629m n.p.m.)
I kilka innych ujęć z domu Trolli.
Prześwit, którym Storgrova spływa do doliny Istry, to zarazem świetny punkt widokowy z panoramą sięgającą za Romsdalfjord.
Weselny Orszak Trolli - Trollveggen z najwyższym szczytem Store Trolltind (1788m n.p.m.)
Północna Ściana Trolli - Trollryggen (1740m n.p.m.)
Trollryggen jest jedną z najtrudniejszych ścian wspinaczkowych w Europie, północne ściany alpejskich olbrzymów są przy niej dziecinną zabawą.
Wysokości bezwzględne pozwalają kojarzyć te szczyty z naszymi Beskidami, lecz mają one zupełnie odmienny, surowy wysokogórski charakter.
Trollveggen jest też bardzo „polską” górą.
W 1972 roku Tadeusz Piotrowski, Ryszard Kowalewski, Andrzej Dvorak i Wojciech Jedliński dokonali pierwszego zimowego przejścia Grani Trolli.
W 1974 roku Tadeusz Piotrowski, Ryszard Kowalewski, Wojciech Kurtyka i Marek Kęsicki jako pierwsi zimą przeszli ponad tysiącmetrową direttissimę Trollryggen.
https://www.youtube.com/watch?v=h2L9uKW8Gis
Dolina Raumy – Romsdalen półtora kilometra pod stopami a po drugiej stronie Blånebba (1320m n.p.m.) i grań ze szlakiem Romsdalseggen, którym wędrowaliśmy dwa dni wcześniej.
Najwyższy szczyt całego masywu Trolldindan - Breitinden (1797m n.p.m.)
Na pętelkę zrobiło się zbyt późno i wróciliśmy tą samą drogą.
Na parkingu pusto, na drodze pusto, wyboru nie ma, do Åndalsnes wracamy z buta.
Wzdłuż Trollstigen biegnie stary trakt Kløvstien , który obecnie służy turystom pieszym.
Można poznać na nim historię budowy Drabiny Trolli
i spojrzeć na nią z nieco innej perspektywy.
Za serpentynami wróciliśmy na asfalt i po kilku minutach jechaliśmy już z parą młodych norweskich wspinaczy, którzy bez końca mogliby opowiadać o okolicznych ścianach i szczerze nie kryli zdziwienia, że przez dwa tygodnie pobytu w Norwegii w sumie to nie widzieliśmy prawdziwego deszczu;)
Trollom serdecznie dziękujemy za gościnę;)
02.09
Przed nami już tylko długi powrót pociągiem z Åndalsnes do Rygge.
Przesiadki mieliśmy w Dombås i w Oslo.
Kościół w Dombås przykuł moją uwagę już w drodze do Åndalsnes.
Z okien pociągu wyglądał niezwykle atrakcyjnie, niestety z bliska okazało się, że jest to konstrukcja współczesna.
Przystanek w Oslo opisałem już wcześniej w innym wątku:
niekoczujac-na-lotnisku-vt2145.htm
Fiordy w okolicach Lillehammer i Oslo.
Zafascynowany jestem przebiegiem norweskich linii kolejowych.
03.09
Powrót do Polski.
Ostatnie spojrzenia na Skandynawię.
Helska kosa.
Delta Wisły.
Nogat.
Koniec.
Komplet zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10935395 ... 2NaNs5DBbA
Zdjęcia z Oslo:
https://plus.google.com/photos/10935395 ... O34x8uZhAE
Filmik z Trolltindan:
http://youtu.be/h2L9uKW8Gis
Titta på dem, sade trollmor. Titta på mina söner! Vackrare troll finns inte på denna sidan månen.
Spójrz na nich, powiedziała matka trolli. Spójrz na moich synów! Piękniejszych trolli nie znajdziesz po tej stronie księżyca.
John Bauer
29.08
Zerwaliśmy się skoro świt z nadzieją, że dzisiaj ze stopem pójdzie nam łatwiej. Przez dwie godziny przejechało może kilkanaście aut.
Patrzymy, ktoś zwalnia i energicznie macha, to nasi znajomi Niemcy ze szlaku. „Staliście tutaj całą noc?” zapytali z przerażeniem w głosie.
Czy w Norwegii łatwo łapie się stopa? Kilka miesięcy temu odpowiedziałbym, że to kompletna porażka.
Po czasie, już bez emocji, stwierdzam, że bardzo łatwo, tylko nie ma kogo łapać…;)
Przez godzinę przejeżdża tyle aut, co na średnio ruchliwej, polskiej drodze w kilka minut.
W dodatku większość kierowców na widok autostopowicza ucieka na drugi pas, co wywoływało we mnie sporą frustrację;)
Lecz ujmując rzecz czysto statystycznie, stojąc nawet trzy godziny, stopa w Norwegii łapie się bardzo łatwo;)
Do pociągu mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc z dużym entuzjazmem przyjęliśmy propozycję Niemców, by zajechać jeszcze do Ridderspranget.
Jest to miejsce, w którym rzeka Sjoa mocno zwęża, tworząc malowniczy kanion.
Kibelek do bubowego wątku
W Ottcie a następnie w Åndalsnes, przelatując przez wszystkie markety, solidnie uzupełniliśmy zapasy.
Banany - 7 koron, makaron 1kg - 14 koron, sok pomarańczowy 100% 2L - 13 koron, krem czekoladowy - 12, awokado - 6 koron, groszek, kukurydza, cieciorka za 3-4 korony.
Taniocha jak w Biedronce;)
Z wyrobów mlecznych wciągaliśmy kulturmelk, niby maślanka ale smakuje bardziej jak kefir;)
W Polsce straszono nas bardzo cenami pieczywa, owszem są chleby po 40 koron,
ale już za 8-10 można kupić bardzo smaczny żytnio-pszenny chleb z otrębami:)
Romsdal – Åndalsnes – witamy w krainie Trolli.
Końcowa stacja niezelektryfikowanej linii kolejowej Raumabanen, biegnącej wprost bajeczną doliną Raumy – Romsdalen, przez środek górskiego pasma o nazwie Romsdalsalpene.
Pozwiedzaliśmy chwilę Åndalsnes i udaliśmy się na kemping, który będzie naszym domem przez najbliższe 4 dni.
30.08
Na pierwszy ogień wybraliśmy szlak o nazwie Romsdalseggen. Jak sama nazwa wskazuje, jest to szlak z widokami na Romsdal i całe pasmo Romsdalsalpene.
Åndalsnes leży nad Isfiordem, będącym częścią Romsdalfiordu, na wysokości kilku-kilkunastu metrów nad poziomem morza.
W tym roku mamy dużo szczęścia do wychodzenia w góry z poziomu morza;)
Nebba, pierwszy punkt widokowy, tuż nad dachami domów.
Góra Varden (1238m n.p.m.), biegnie przez nią kilkukilometrowy tunel.
Trolltindan, z najwyższym szczytem Store Trolltind (1788m n.p.m.), lodowiec Adelsbreen,
oraz Breitinden (1797m n.p.m.)
Romsdalstrappa, kolejny punkt widokowy, znajduje się na daleko wysuniętej metalowej rampie.
Zafascynowany patrzyłem na grę kolorów na granicy rzeki i fiordu.
Prosten (1263m n.p.m.) i Trollstolen (1141m n.p.m.)
Nesaksla (708m n.p.m.), otwarty schron w pełni wyposażony w sprzęt ratunkowy.
Żeby zobaczyć linię oceanu za ostatnim szeregiem szczytów, musieliśmy wejść jeszcze dużo wyżej:)
Isfjorden i północna część Romsdalsalpene.
Klauva (1512m n.p.m.), Kyrkjetaket (1439m n.p.m.) i Kjøvskartinden (1552m n.p.m.),
oraz inne równie kuszące pagóry, których nazw nie odważę się podać.
Część południowa. Dolina Isterdalen, to tędy wznosi się Droga Trolli.
W dole dźwięcznie brzmiąca miejscowość Brønnsletta.
A ponad wszystkim dostojnie stoją Biskup, Król i Królowa.
Bispen (1462m n.p.m.), Kongen (1614m n.p.m.) i Dronninga (1544m n.p.m.).
Jeszcze raz Varden.
Kilka ujęć ze szlaku.
Na Romsdalseggen dotarliśmy do miejsca o nazwie Åkesvarden (1140m n.p.m.)
Niewiele dalej szlak zaczyna schodzić do Isfjorden, my planowaliśmy wrócić tą samą drogą.
Szlak omija Blånebbę, najwyższy szczyt w tym widokowym masywie.
Jeśli jeszcze kiedyś dane będzie nam dotrzeć w te okolice, na pewno ją odwiedzimy;)
Blånebba (1320m n.p.m.) na wyciągnięcie ręki.
Ciut dalej Romsdalhorn (1550m n.p.m.) i Store Venjetind (1852m n.p.m.) - najwyższy szczyt pasma Romsdalsalpene.
Dolina Raumy – Romsdalen.
Dla tego widoku warto wyczaić dzień roku, godzinę, kiedy północne ściany Trolltindan dostają najwięcej światła.
Popołudniowa kąpiel w rzecze, woda może miała ze 4 stopnie.
Pierwsze wrażenia piorunujące, po chwili robi się całkiem ciepło i można nawet trochę popływać.
Kilka minut krioterapii i człowiek czuje się jak młody Bóg;)
Na lewo norweski Matterhorn, na prawo weselny orszak Trolli.
W takich okolicznościach przyrody mógłbym zamieszkać;)
31.08)
Postanowiliśmy choć raz „poczuć się jak japoński turysta”;) Wybraliśmy się więc autobusową linią turystyczną z Åndalsnes do Geiranger.
Autobus kursuje od 21.06 do 31.08, trafiliśmy na ostatni kurs w sezonie;)
Oprócz naszej czwórki w podróż wybrały się jeszcze tylko trzy Japonki:) W drodze powrotnej było ciut tłoczniej;)
Z głośników wydobywał się klimatyczny norweski folk, kierowca zatrzymywał się na wszystkich punktach widokowych, dając nam po kilka minut czasu na robienie fotek.
Trasa przejazdu wiedzie niezwykle widokową drogą nr 63, znaną z Drabiny Trolli – Trollstigen, Norddalsfiordu i Drogi Orłów – Ørnevegen.
Widok z okna.
Punkt Widokowy Trollstigplatå i okoliczne szczyty.
Biskupa już przedstawiałem, Alnestinden (1665m n.p.m.), Storgovfjellet (1629m n.p.m.) i Stigbotthornet (1622m n.p.m.).
Valldal.
Norddalsfjord.
Kierowca z pasażerami na pokładzie wjechał pod zakładowy dystrybutor. Nikt go nie kontrolował. Napisał tylko na karteczce ile zatankował. W bogatej Norwegii dystrybutor godny upadającego pekaesu, no bo w sumie po co marnować pieniądze skoro wciąż działa?
Wyobrażacie sobie coś takiego w naszej Polsce?
Na Ørnesvingen – Zakręcie Orłów obowiązkowo musieliśmy się zatrzymać.
Znajduje się tutaj punkt z widokiem na Geirangerfjord.
Geiranger.
Do portu zawijały coraz to większe jednostki.
Momentami robiło się naprawdę tłoczno:)
Planowaliśmy odwiedzić wodospad Siedmiu Sióstr i farmę Skageflå. Chodziła mi po głowie wycieczka kajakiem, ale 600 koron za dwójkę skutecznie ostudziło mój zapał. Fajną opcją jest motorówka z elektrycznym silnikiem, na którą wówczas gdzieś zabrakło nam ogólnego entuzjazmu. Ostatecznie znajomi wybrali się na rejs łodzią a my w dwójkę poszliśmy na lody a raczej na loda, pomyśleć nad dzisiejszym planem.
Uwierzcie po trzykilowym lodzie nie da się już nic zrobić. Siedząc na plaży przyglądaliśmy się bezmyślnie wpływającym do portu statkom, a gdy już mogliśmy wstać, poszwędaliśmy się Geiranger.
Wycieczka podobała mi się bardzo, choć sam fiord myślałem, że zrobi na mnie dużo większe wrażenie. Gdybyśmy byli na objazdówce pewnie by tak było, ale pejzaże które podziwialiśmy wędrując po Jotunheimen trudno będzie przebić.
I tak minął nam kolejny dzień:)
01.09
Początek naszego szlaku znajduje się przy punkcie widokowym Trollstigplatå. Nie bardzo potrafiłem pojąć dlaczego poprzedniego dnia wróciliśmy do Åndalsnes?
Przecież spokojnie mogliśmy zabrać majdan ze sobą i spać powyżej Trollstigen.
Z kempingu przez Brønnslettę doszliśmy do drogi nr 63 biegnącej wzdłuż Isterdalen.
Raczej z wybitnie luźnym nastawieniem ustawiliśmy się na skrzyżowaniu, na kilkugodzinne łapanie stopa najzwyczajniej nie mieliśmy czasu, uda się to dobrze, a jeśli przez godzinę nic nie złapiemy, to pójdziemy popatrzeć na Ścianę Trolli od dołu.
Na raty, kawałek z Wietnamką pracującą w pobliskim hotelu, kawałek z niemieckimi turystami, ekspresowo pokonaliśmy Trollstigen:)
Wkraczamy do świata Trolli;) Czyli wystarczy odrobina wiary i marzenia się spełniają?
Biskup, Król i Królowa w pełnej krasie:)
A nad nimi górują Finnan (1786m n.p.m.) i Alnestinden (1665m n.p.m.)
Stigbotthornet (1622m n.p.m.) i jezioro Stigbotnvatnet
Pierwsze spojrzenie na Ścianę Trolli.
Frokostplassen – jedyne na tej kamiennej pustyni porządne miejsce na biwak.
Storgrovfjellet (1629m n.p.m.)
I kilka innych ujęć z domu Trolli.
Prześwit, którym Storgrova spływa do doliny Istry, to zarazem świetny punkt widokowy z panoramą sięgającą za Romsdalfjord.
Weselny Orszak Trolli - Trollveggen z najwyższym szczytem Store Trolltind (1788m n.p.m.)
Północna Ściana Trolli - Trollryggen (1740m n.p.m.)
Trollryggen jest jedną z najtrudniejszych ścian wspinaczkowych w Europie, północne ściany alpejskich olbrzymów są przy niej dziecinną zabawą.
Wysokości bezwzględne pozwalają kojarzyć te szczyty z naszymi Beskidami, lecz mają one zupełnie odmienny, surowy wysokogórski charakter.
Trollveggen jest też bardzo „polską” górą.
W 1972 roku Tadeusz Piotrowski, Ryszard Kowalewski, Andrzej Dvorak i Wojciech Jedliński dokonali pierwszego zimowego przejścia Grani Trolli.
W 1974 roku Tadeusz Piotrowski, Ryszard Kowalewski, Wojciech Kurtyka i Marek Kęsicki jako pierwsi zimą przeszli ponad tysiącmetrową direttissimę Trollryggen.
https://www.youtube.com/watch?v=h2L9uKW8Gis
Dolina Raumy – Romsdalen półtora kilometra pod stopami a po drugiej stronie Blånebba (1320m n.p.m.) i grań ze szlakiem Romsdalseggen, którym wędrowaliśmy dwa dni wcześniej.
Najwyższy szczyt całego masywu Trolldindan - Breitinden (1797m n.p.m.)
Na pętelkę zrobiło się zbyt późno i wróciliśmy tą samą drogą.
Na parkingu pusto, na drodze pusto, wyboru nie ma, do Åndalsnes wracamy z buta.
Wzdłuż Trollstigen biegnie stary trakt Kløvstien , który obecnie służy turystom pieszym.
Można poznać na nim historię budowy Drabiny Trolli
i spojrzeć na nią z nieco innej perspektywy.
Za serpentynami wróciliśmy na asfalt i po kilku minutach jechaliśmy już z parą młodych norweskich wspinaczy, którzy bez końca mogliby opowiadać o okolicznych ścianach i szczerze nie kryli zdziwienia, że przez dwa tygodnie pobytu w Norwegii w sumie to nie widzieliśmy prawdziwego deszczu;)
Trollom serdecznie dziękujemy za gościnę;)
02.09
Przed nami już tylko długi powrót pociągiem z Åndalsnes do Rygge.
Przesiadki mieliśmy w Dombås i w Oslo.
Kościół w Dombås przykuł moją uwagę już w drodze do Åndalsnes.
Z okien pociągu wyglądał niezwykle atrakcyjnie, niestety z bliska okazało się, że jest to konstrukcja współczesna.
Przystanek w Oslo opisałem już wcześniej w innym wątku:
niekoczujac-na-lotnisku-vt2145.htm
Fiordy w okolicach Lillehammer i Oslo.
Zafascynowany jestem przebiegiem norweskich linii kolejowych.
03.09
Powrót do Polski.
Ostatnie spojrzenia na Skandynawię.
Helska kosa.
Delta Wisły.
Nogat.
Koniec.
Komplet zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10935395 ... 2NaNs5DBbA
Zdjęcia z Oslo:
https://plus.google.com/photos/10935395 ... O34x8uZhAE
Filmik z Trolltindan:
http://youtu.be/h2L9uKW8Gis
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 52 gości