Czantoria od czeskiej strony
Czantoria od czeskiej strony
Co można zrobić mając do dyspozycji pół wolnej soboty? Od razu przyszło na myśl pasmo najbliższe, czyli Beskid Śląski, ale co konkretnie? Hmm, w sumie dawno nie byłem na Wielkiej Czantorii, lecz to pachnie stonką... ale nigdy tam nie wchodziłem od czeskiej strony, więc jest jakiś pomysł!
Przyjeżdżamy do Nýdka i parkujemy na głównym placu i na dzień dobry kasują nas za parking, wrrr Plan szybkiego wyjścia na szlak torpeduje ta sympatyczna speluna zaraz obok
W środku kilku miejscowych, używających śląsko-góralskiej mieszaniny i słów na "k". Dziwują się, jak to, że z Polski, a wchodzimy na góry? Ano, my na odwrót
Szlak czerwony na górę wije się między gospodarstwami, niebo zachmurzone, widoczność słaba... Na polach sporo pasących się zwierząt.
Gdy wchodzimy w las dogania nas czeska wycieczka, wyjątkowo hałaśliwa Mija nas też kilku biegaczy - hardkorów...
Po drodze jest odbicie na pomnik Jiřího Třanovskego, czeskiego ewangelickiego kaznodziei ze Śląska Cieszyńskiego. Pomnik okazuje się tablicą, przymocowaną do skalnej ściany, będącej w przeszłości "Leśnym Kościołem" - miejsce, gdzie w ukryciu ewangelicy odbywali nabożeństwa na przełomie XVII i XVIII wieku.
Na chwilę wychodzi słońce...
Po jakiejś półtorej godzinie dochodzimy do granicy - do "schroniska" pod Czantorią. Trzeba przyznać, że od tej strony wygląda wyjątkowo szpetnie.
Od strony polskiej nieco lepiej, bo obito je częściowo drewnem, ale i tak niewiele zostało z dawnego schroniska Beskidenverein.
Po oczach walą zwłaszcza wielkie tablice z zakazem konsumpcji własnych zapasów... w środku jest zimno, bo drzwi otwarte na oścież. Kibel na klucz tylko dla klientów. Ceny piwa w koronach umiarkowane (w butelce tańsze niż lane), wybór jedzenia mały, ale generalnie jadalne (zwłaszcza gulasz).
To tak naprawdę bufet, bo noclegów już od dawna nie oferują. Ale w pobliskim polskim Ranczo to już w ogóle pusto.
Gdy ostatni raz szedłem szlakiem granicznym na szczyt to wokół był las. Teraz po polskiej stronie mocno wycięte...
Szczyt z oscypkami i piwopodobnymi sikami mijamy szybko, w kierunku Beskidka i następnie odbijamy z powrotem do Republiki Czeskiej na Rycerską Ścieżkę. Widać, że raczej mało uczęszczana (spotykamy jedną rodzinkę z dzieckiem).
Przez chwilę nawet siąpi, ale potem się przejaśnia - momentalnie robi się kolorowo i ciepło.
Ponownie pojawia się szlak czerwony, którym szedłem na górę. Tym razem idąc w dół ignorujemy odbicie do centrum Nydka, wybieramy spacer drogą, znacznie bardziej widokową niż ścieżka przez las.
Pani wyprowadza torebkę i niezadowoloną kozę
Za stadem krów i byczków sterczy jakaś żelazna konstrukcja... to góra skoczni narciarskiej. Wybudowano ją w latach 30. z inicjatywy polskich działaczy zaolziańskich, przebudowano po wojnie - można było oddawać skoki na 70 metrów.
Dziś zarasta, ale na dole, w dolinie Górskiego Potoku, są dwie mniejsze, wyremontowane, z igielitem.
Kawałek dalej penzion w budynku stylizowanym na drewnianą chatę - wygląda to lepiej niż standardowe potworki noclegowe w polskich Beskidach.
Wracamy na parking w Nydku - idę po okolicy sprawdzić, czy, jak pisało na tablicach Ścieżki Rycerskiej, jest tutaj 7 knajp na kilometr kwadratowy. Doliczyłem się 5-ciu, ale pozostałe pewnie też gdzieś się czają. Wszystkie otwarte, a tymczasem u nas coraz trudniej znaleźć na wsiach miejsce gdzie można się napić
Na koniec zaglądam jeszcze do kościółka św. Mikołaja - renesansowa świątynia wybudowana została w 1576 roku przez ewangelików. Potem zagarnęli go katolicy (więc ewangelicy pozbawieni świątyń potajemnie zbierali się po lasach) i częściowo przebudowali. Dziś są tu nabożeństwa i po polsku i po czesku...
Ogólnie to szybka, fajna wycieczka przy dość zmiennej pogodzie - dobra alternatywa dla wchodzenia na Czantorię od polskiej strony
Galeria: https://picasaweb.google.com/1103445063 ... iejStrony#
Przyjeżdżamy do Nýdka i parkujemy na głównym placu i na dzień dobry kasują nas za parking, wrrr Plan szybkiego wyjścia na szlak torpeduje ta sympatyczna speluna zaraz obok
W środku kilku miejscowych, używających śląsko-góralskiej mieszaniny i słów na "k". Dziwują się, jak to, że z Polski, a wchodzimy na góry? Ano, my na odwrót
Szlak czerwony na górę wije się między gospodarstwami, niebo zachmurzone, widoczność słaba... Na polach sporo pasących się zwierząt.
Gdy wchodzimy w las dogania nas czeska wycieczka, wyjątkowo hałaśliwa Mija nas też kilku biegaczy - hardkorów...
Po drodze jest odbicie na pomnik Jiřího Třanovskego, czeskiego ewangelickiego kaznodziei ze Śląska Cieszyńskiego. Pomnik okazuje się tablicą, przymocowaną do skalnej ściany, będącej w przeszłości "Leśnym Kościołem" - miejsce, gdzie w ukryciu ewangelicy odbywali nabożeństwa na przełomie XVII i XVIII wieku.
Na chwilę wychodzi słońce...
Po jakiejś półtorej godzinie dochodzimy do granicy - do "schroniska" pod Czantorią. Trzeba przyznać, że od tej strony wygląda wyjątkowo szpetnie.
Od strony polskiej nieco lepiej, bo obito je częściowo drewnem, ale i tak niewiele zostało z dawnego schroniska Beskidenverein.
Po oczach walą zwłaszcza wielkie tablice z zakazem konsumpcji własnych zapasów... w środku jest zimno, bo drzwi otwarte na oścież. Kibel na klucz tylko dla klientów. Ceny piwa w koronach umiarkowane (w butelce tańsze niż lane), wybór jedzenia mały, ale generalnie jadalne (zwłaszcza gulasz).
To tak naprawdę bufet, bo noclegów już od dawna nie oferują. Ale w pobliskim polskim Ranczo to już w ogóle pusto.
Gdy ostatni raz szedłem szlakiem granicznym na szczyt to wokół był las. Teraz po polskiej stronie mocno wycięte...
Szczyt z oscypkami i piwopodobnymi sikami mijamy szybko, w kierunku Beskidka i następnie odbijamy z powrotem do Republiki Czeskiej na Rycerską Ścieżkę. Widać, że raczej mało uczęszczana (spotykamy jedną rodzinkę z dzieckiem).
Przez chwilę nawet siąpi, ale potem się przejaśnia - momentalnie robi się kolorowo i ciepło.
Ponownie pojawia się szlak czerwony, którym szedłem na górę. Tym razem idąc w dół ignorujemy odbicie do centrum Nydka, wybieramy spacer drogą, znacznie bardziej widokową niż ścieżka przez las.
Pani wyprowadza torebkę i niezadowoloną kozę
Za stadem krów i byczków sterczy jakaś żelazna konstrukcja... to góra skoczni narciarskiej. Wybudowano ją w latach 30. z inicjatywy polskich działaczy zaolziańskich, przebudowano po wojnie - można było oddawać skoki na 70 metrów.
Dziś zarasta, ale na dole, w dolinie Górskiego Potoku, są dwie mniejsze, wyremontowane, z igielitem.
Kawałek dalej penzion w budynku stylizowanym na drewnianą chatę - wygląda to lepiej niż standardowe potworki noclegowe w polskich Beskidach.
Wracamy na parking w Nydku - idę po okolicy sprawdzić, czy, jak pisało na tablicach Ścieżki Rycerskiej, jest tutaj 7 knajp na kilometr kwadratowy. Doliczyłem się 5-ciu, ale pozostałe pewnie też gdzieś się czają. Wszystkie otwarte, a tymczasem u nas coraz trudniej znaleźć na wsiach miejsce gdzie można się napić
Na koniec zaglądam jeszcze do kościółka św. Mikołaja - renesansowa świątynia wybudowana została w 1576 roku przez ewangelików. Potem zagarnęli go katolicy (więc ewangelicy pozbawieni świątyń potajemnie zbierali się po lasach) i częściowo przebudowali. Dziś są tu nabożeństwa i po polsku i po czesku...
Ogólnie to szybka, fajna wycieczka przy dość zmiennej pogodzie - dobra alternatywa dla wchodzenia na Czantorię od polskiej strony
Galeria: https://picasaweb.google.com/1103445063 ... iejStrony#
Ostatnio zmieniony 2014-10-20, 23:35 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Mogę i ja odpowiedzieć,klasyka w wydaniu piwnym,Radegast, Ostravar itp.To lane piwa,a butelkowych większy wybór,np Kozel tmavy.A kiedyś w schronie piłem boróvkowe piwo..Pudel z tymi skoczniami to zaintrygowałeś mnię.Możesz dokładnie opisać gdzie są lub zrzut mapy?
Ostatnio zmieniony 2014-10-21, 09:19 przez Mirek, łącznie zmieniany 1 raz.
w knajpie na pewno był Radegast, co do drugiego nie jestem pewny... natomiast w chacie lany był Radegast 10 i 12, Zlaty Bazant i ciemny Kozel, Ostravara nie było. Plus kilka piw butelkowych, tak jak pisałem, generalnie tańszych niż lane odpowiedniki...
skocznie są w Nydku, przy potoku - od centralnego placu nalezy iść z 700 metrów na północ, w kierunku Góry
skocznie są w Nydku, przy potoku - od centralnego placu nalezy iść z 700 metrów na północ, w kierunku Góry
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
To już kwestia indywidualnego gustu,mnie generalnie czeska kuchnia smakuje.W Polsce drstkova polevka nie jest za bardzo znana,a to nasze flaczki tylko mniej gęste..Zelena polevka to kapuśniak z dużą ilością ostrej papryki i praktycznie jest czerwona.A langosz jest znany i popularny w całych Czechach,u nas raczej nie znany.W chacie kiedyś jadłem świetne topinki z ohniwym masem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 65 gości