Jedno z piękniejszych miejsc na ziemi - Krym
Jedno z piękniejszych miejsc na ziemi - Krym
To nie będzie ściśle biorąc relacja, gdyż na Krymie byłam w stosunkowo niedawnym czasie 4 razy - 3 razy po 2 tygodnie i raz tydzień, więc trudno opisywać tu wszystkie wyjazdy - zanudziłabym Was.
Ale chciałam pokazać kilkanaście zdjęć z tego pięknego miejsca, może ktoś się da skusić aby tam pojechać, wycieczka nie jest trudna logistycznie, ale trzeba jednak poświęcić na nią minimum 2 tygodnie, na krócej - nie warto.
O Krymie marzyłam od dawien dawna, będąc w roku 2008 na noclegu u pewnej Pani we Lwowie ona zaproponowała mi adres zaprzyjaźnionego Pana z Krymu, który wynajmuje niedrogie kwatery turystom.
Jakoś nie mogłam znaleźć towarzystwa na wyjazd, więc zorganizowałam obóz wędrowny
Z biurem "Wierchy" z Krakowa miałam wtedy taki układ że ja wymyślałam program, od początku do końca obóz organizowałam, rezerwowałam kwatery, kupowałam bilety a oni tylko to "firmowali" i sprzedawali miejsca, oczywiście pobierając za to pewien (znaczny) procent zysku. Ale i tak mi się to "opłacało", bo mogłam organizować wyjazdy, tam gdzie chciałam. W sumie prowadziłam dla tego biura około 10 wyjazdów tym 3 na Krym - i na te zawsze było najwięcej chętnych.
Na wszystkich wyjazdach na Krym mniej więcej połowę czasu poświęcaliśmy na góry, drugą połowę - na zwiedzanie, bo jest tam co zwiedzać. W niektórych miejscach byłam już więc po 4 razy ale nie żałuję, pojechałabym 4 kolejne razy, tak tam jest pięknie.
Za każdym razem 1 dzień poświęcaliśmy na leżenie na plaży (na zachodnim wybrzeżu, gdzie są piękne piaszczyste plaże)
W roku 2009 jechałam trochę "w ciemno" nie będąc tam sama wcześniej. Ale miałam wszystko tak dobrze przygotowane, że "zagrało" na 100 %. Nieocenioną pomocą służył nam też nasz Gospodarz, pan Rewzi - miejscowy Tatar, zamieszkały w przepięknym miejscu w Bakczysaraju, wąwozie pośród skał. U niego w ogrodzie mieszkaliśmy w takim specjalnym pawilonie dla turystów. Warunki były raczej spartańskie (toaleta to była dziura w podłodze) ale za to cena 40 UAH czyli około 15 zł za nocleg.
Na miejsce dojechaliśmy tak jak zaplanowałam pociągiem, przez Kijów, nocnym pociągiem ze Lwowa do Kijowa, cały dzień zwiedzanie Kijowa i znowu w nocy na Krym. Powrót na tej samej zasadzie przez Odessę, z całodziennym zwiedzaniem Odessy i potem jeszcze na koniec zwiedzanie Lwowa, z noclegiem we Lwowie.
Na miejscu wynajmowaliśmy 20-osobowego busa (kierowcą był kolega naszego gospodarza, bardzo miły pan) i on nas woził wszędzie gdzie chcieliśmy a potem po nas przyjeżdżał. Grupa za każdym razem liczyła około 20 osób.
Ten schemat powtarzałam przez 3 lata.
Za pierwszym razem udało się zrealizować 95 % założonego programu, mniej więcej po 50 % gór i zwiedzania. Nie udało się tylko wejść do jednego ze skalnym miast.
Mi się wyjątkowo podoba połączenie gór i morza, a również przepiękne i jedyne w swoim rodzaju skalne miasta.
Za drugim razem - w roku 2010 panowały niesamowite upały i niestety ze względów ochrony przeciwpożarowej zabroniono wejść do lasu. Przy początku każdego szlaku stali strażnicy leśni i nie wpuszczali. Dlatego wówczas nie byliśmy na Czatyr-Dag, ale za to pojechaliśmy do Eupatorii - jednego z ładniejszych miast na Krymie. Udało się też "przemknąć" do wszystkich skalnych miast.
Za to za trzecim razem - w roku 2011 było zdecydowanie więcej gór a także kilka jaskiń nieudostępnionych turystycznie (i dwie udostępnione).
Za czwartym razem w roku 2012 - to już całkiem inna bajka poprowadziłam typowo komercyjną wycieczkę z innego biura, wprawdzie więcej zarobiłam, spałam w luksusowym hotelu ale już mi się tak bardzo nie podobało. Poza tym było stanowczo za krótko gdyż na samo zwiedzanie Krymu mieliśmy tylko 4 dni.
W kolejnym poscie będą zdjęcia. Zainteresowanym służę również informacjami praktycznymi.
Ale chciałam pokazać kilkanaście zdjęć z tego pięknego miejsca, może ktoś się da skusić aby tam pojechać, wycieczka nie jest trudna logistycznie, ale trzeba jednak poświęcić na nią minimum 2 tygodnie, na krócej - nie warto.
O Krymie marzyłam od dawien dawna, będąc w roku 2008 na noclegu u pewnej Pani we Lwowie ona zaproponowała mi adres zaprzyjaźnionego Pana z Krymu, który wynajmuje niedrogie kwatery turystom.
Jakoś nie mogłam znaleźć towarzystwa na wyjazd, więc zorganizowałam obóz wędrowny
Z biurem "Wierchy" z Krakowa miałam wtedy taki układ że ja wymyślałam program, od początku do końca obóz organizowałam, rezerwowałam kwatery, kupowałam bilety a oni tylko to "firmowali" i sprzedawali miejsca, oczywiście pobierając za to pewien (znaczny) procent zysku. Ale i tak mi się to "opłacało", bo mogłam organizować wyjazdy, tam gdzie chciałam. W sumie prowadziłam dla tego biura około 10 wyjazdów tym 3 na Krym - i na te zawsze było najwięcej chętnych.
Na wszystkich wyjazdach na Krym mniej więcej połowę czasu poświęcaliśmy na góry, drugą połowę - na zwiedzanie, bo jest tam co zwiedzać. W niektórych miejscach byłam już więc po 4 razy ale nie żałuję, pojechałabym 4 kolejne razy, tak tam jest pięknie.
Za każdym razem 1 dzień poświęcaliśmy na leżenie na plaży (na zachodnim wybrzeżu, gdzie są piękne piaszczyste plaże)
W roku 2009 jechałam trochę "w ciemno" nie będąc tam sama wcześniej. Ale miałam wszystko tak dobrze przygotowane, że "zagrało" na 100 %. Nieocenioną pomocą służył nam też nasz Gospodarz, pan Rewzi - miejscowy Tatar, zamieszkały w przepięknym miejscu w Bakczysaraju, wąwozie pośród skał. U niego w ogrodzie mieszkaliśmy w takim specjalnym pawilonie dla turystów. Warunki były raczej spartańskie (toaleta to była dziura w podłodze) ale za to cena 40 UAH czyli około 15 zł za nocleg.
Na miejsce dojechaliśmy tak jak zaplanowałam pociągiem, przez Kijów, nocnym pociągiem ze Lwowa do Kijowa, cały dzień zwiedzanie Kijowa i znowu w nocy na Krym. Powrót na tej samej zasadzie przez Odessę, z całodziennym zwiedzaniem Odessy i potem jeszcze na koniec zwiedzanie Lwowa, z noclegiem we Lwowie.
Na miejscu wynajmowaliśmy 20-osobowego busa (kierowcą był kolega naszego gospodarza, bardzo miły pan) i on nas woził wszędzie gdzie chcieliśmy a potem po nas przyjeżdżał. Grupa za każdym razem liczyła około 20 osób.
Ten schemat powtarzałam przez 3 lata.
Za pierwszym razem udało się zrealizować 95 % założonego programu, mniej więcej po 50 % gór i zwiedzania. Nie udało się tylko wejść do jednego ze skalnym miast.
Mi się wyjątkowo podoba połączenie gór i morza, a również przepiękne i jedyne w swoim rodzaju skalne miasta.
Za drugim razem - w roku 2010 panowały niesamowite upały i niestety ze względów ochrony przeciwpożarowej zabroniono wejść do lasu. Przy początku każdego szlaku stali strażnicy leśni i nie wpuszczali. Dlatego wówczas nie byliśmy na Czatyr-Dag, ale za to pojechaliśmy do Eupatorii - jednego z ładniejszych miast na Krymie. Udało się też "przemknąć" do wszystkich skalnych miast.
Za to za trzecim razem - w roku 2011 było zdecydowanie więcej gór a także kilka jaskiń nieudostępnionych turystycznie (i dwie udostępnione).
Za czwartym razem w roku 2012 - to już całkiem inna bajka poprowadziłam typowo komercyjną wycieczkę z innego biura, wprawdzie więcej zarobiłam, spałam w luksusowym hotelu ale już mi się tak bardzo nie podobało. Poza tym było stanowczo za krótko gdyż na samo zwiedzanie Krymu mieliśmy tylko 4 dni.
W kolejnym poscie będą zdjęcia. Zainteresowanym służę również informacjami praktycznymi.
Pociągają mnie obszary określane modnym obecnie słowem "wielokulturowe", takie jak np. Górny Śląsk na którym mieszkam, jak bliski nam Spisz, czy trochę odleglejsza Bukowina na granicy Rumunii i Ukrainy.
Miejsca, gdzie obok siebie żyli w zgodzie przedstawiciele rożnych narodów, wyznający różne religie.
Takich obszarów, zwłaszcza naszej części świata przez która przetoczył się walec komunizmu jest coraz mniej. Ze Spiszu wysiedlono Niemców, którzy mieszkali tam od 800 lat, z radzieckiej Ukrainy wysiedlono Rumunów, z Beskidu Niskiego i z Bieszczadów wysiedlono Łemków i Bojków.
Wśród tych wszystkich miejsc Krym ma miejsce szczególne. Przez lata znanej historii, od starożytności po dziś zachodzą tam nieustanne zmiany - nakładanie się na siebie kultur wielu narodów, które kolejno chciały ten piękny kawałek ziemi ujarzmić.
Tych kolejnych narodów zajmujących Krym było od starożytności kilkanaście i każdy zostawił tam swoje ślady.
Tu niestety także przetoczył się walec stalinizmu, w latach czterdziestych wysiedlono z Krymu jego rodowitych mieszkańców - Tatarów Krymskich, Greków i Ormian. Tatarzy od roku 1990 powracają do swoich starych domów w podgórskich wioskach, ale te domy częstokroć bywają już zajęte.
A jednocześnie w takiej np. Eupatorii żyli obok siebie przedstawiciele siedmiu różnych wyznań, ich świątynie udało się nam zwiedzić w ciągu 4 godzinnego spaceru po mieście.
Niektórzy z nich przetrwali komunę i żyją tam nadal.
Więc najpierw dojazd - pociągiem do Przemyśla, marszrutką na granicę, pieszo przez granicę i kolejną marszrutką z granicy do Lwowa.
Piękny dworzec kolejowy:
Malownicze zaułki:
Potem podróż koleją, która sama w sobie stanowi niezwykłą przygodę, bo w "plackartnym" wagonie nigdy nie wiadomo, kto będzie z nami jechał.
A spotkania bywają przeciekawe.
Podróżowanie pociągiem na Ukrainie i w Rosji to osobny temat.
Należy podkreślić podstawową rolę "prowadnika" lub "częściej "prowadnicy" bo to ważne stanowisko zwykle zajmują kobiety.
"Prowadnica" to o wiele więcej niż konduktorka.
Zaprzyjaźnić się z "prowadnicą" to podstawa dobrej podróży.
"Prowadnica" ma pod opieką jeden wagon, w którym jest około 50 miejsc.
Przy wejściu do pociągu sprawdza bilety, wydaje wszystkim czystą pościel (zapakowaną w ładnych woreczkach, czasem w komplecie z jednorazowymi chusteczkami), a pod koniec podróży ją zbiera i liczy. Budzi podróżnych na właściwej stacji. Poza tym sprzedaje kawę i herbatę (za grosze), wydaje darmowy wrzątek, a czasem (spod lady) sprzedaje piwo lub coś mocniejszego. Zamyka ubikację 20 minut przed każdą stacją (w tzw. sanitarnej zonie) oraz 20 minut od ruszenia ze stacji ją otwiera. Rozstrzyga ewentualne spory o miejsce, interweniuje w razie rozróby.
To ostatnie to dla mnie teoria.
W ukraińskich pociągach nigdy nie spotkałam się z chamstwem i z rozróbami, chociaż impreza trwa tam właściwie na okrągło.
W wagonie podróżuje sporo rodzin z dziećmi, często małymi, ale zawsze jest z kim wypić. Odbywają się bardzo ciekawe rozmowy, można spotkać ciekawych ludzi. Cały 50-osobowy wagon jest jak jedna rodzina i pod koniec podróży wszyscy są ze sobą zaprzyjaźnieni.
Oczywiście najlepiej jest rozmawiać po rosyjsku lub ukraińsku (zależy od rejonu) ale po polsku też się da dogadać.
W każdej podroży spotkaliśmy w wagonie przynajmniej jedną osobę, która się chwaliła, że ma polskich przodków.
Jadąc na Krym i z powrotem pokonaliśmy 4 odcinki - Lwów - Kijów ok 12 godz., Kijów - Symferopol - 18 godz., Symferopol - Odessa - ok. 12 godz. i Odessa - Lwów ok. 14 godz.
Na niektórych stacjach, co 2-3 godz. są dłuższe 20 minutowe postoje, wówczas na stację wylega chyba cala wieś i sprzedaje co się da - domowe pierożki i drożdżowe ciasta (pyszne !), owoce, suszone ryby (bo jechaliśmy długo wzdłuż Dniepru).
Wsiadając do pociągu na 18 godzinną podróż nie trzeba nic kupować, bo wszystko kupi się po drodze, bardzo nieznacznie drożej.
No to jedziemy dalej w kierunku Krymu
Ze względów logistycznych - nie od razu.
Ponieważ bilety Lwów - Symferopol są praktycznie nieosiągalne już od wiosny, wobec tego najwygodniej jechać przez Kijów.
Jedzie się w nocy, a rano będąc wyspanym można zwiedzać miasto.
A w Kijowie zwiedza się przede wszystkim cerkwie.
(zdjęcia z roku 2010)
Ławra Pieczerska - Sobór Uspienski
Cerkiew św. Michała o złotych kopułach
Średniowieczna cerkiew zburzona do fundamentów w latach 30 XX w. odbudowana w latach 90.
Sofia Kijowska
Świątynia w stylu bizantyjskim z bardzo cennymi mozaikami wewnątrz (niestety nie wolno ich było fotografować)
Cerkiew św. Andrzeja
Też w ruinie po czasach komuny, teraz odrestaurowana.
Bardzo piękne jest jej wnętrze.
Kobiety mogą wchodzić do cerkwi tylko "odpowiednio" ubrane, to jest m.in w obowiązkowych chustach zakrywających włosy, tak więc zawczasu, jeszcze przed wyjazdem poinformowałam o tym dziewczyny.
Tu żeńska część obozu z roku 2010 (4-krotnie liczniejsza niż męska) w "strojach cerkiewnych", na terenie Ławry Pieczerskiej, wspaniałego zespołu świątyń, takiej "Ukraińskiej Częstochowy".
Poza tym "Andriejewski Spusk", uliczka artystów:
Głowna ulica miasta Chreszczatyk:
I sąsiadujący z nim Majdan Niepodległości, główny plac stolicy
No i na wieczór plaża nad Dnieprem i zimne piwo.
Piwo i zamoczenie nóg w Dnieprze było niezbędne, bo o godz. 22 temperatura na Chreszczatyku wynosiła 32 stopnie.
Masakra !
Tyle w maksymalnie dużym skrócie o stolicy Ukrainy, teraz już pojadę na Krym.
ciąg dalszy zaraz nastąpi.
Miejsca, gdzie obok siebie żyli w zgodzie przedstawiciele rożnych narodów, wyznający różne religie.
Takich obszarów, zwłaszcza naszej części świata przez która przetoczył się walec komunizmu jest coraz mniej. Ze Spiszu wysiedlono Niemców, którzy mieszkali tam od 800 lat, z radzieckiej Ukrainy wysiedlono Rumunów, z Beskidu Niskiego i z Bieszczadów wysiedlono Łemków i Bojków.
Wśród tych wszystkich miejsc Krym ma miejsce szczególne. Przez lata znanej historii, od starożytności po dziś zachodzą tam nieustanne zmiany - nakładanie się na siebie kultur wielu narodów, które kolejno chciały ten piękny kawałek ziemi ujarzmić.
Tych kolejnych narodów zajmujących Krym było od starożytności kilkanaście i każdy zostawił tam swoje ślady.
Tu niestety także przetoczył się walec stalinizmu, w latach czterdziestych wysiedlono z Krymu jego rodowitych mieszkańców - Tatarów Krymskich, Greków i Ormian. Tatarzy od roku 1990 powracają do swoich starych domów w podgórskich wioskach, ale te domy częstokroć bywają już zajęte.
A jednocześnie w takiej np. Eupatorii żyli obok siebie przedstawiciele siedmiu różnych wyznań, ich świątynie udało się nam zwiedzić w ciągu 4 godzinnego spaceru po mieście.
Niektórzy z nich przetrwali komunę i żyją tam nadal.
Więc najpierw dojazd - pociągiem do Przemyśla, marszrutką na granicę, pieszo przez granicę i kolejną marszrutką z granicy do Lwowa.
Piękny dworzec kolejowy:
Malownicze zaułki:
Potem podróż koleją, która sama w sobie stanowi niezwykłą przygodę, bo w "plackartnym" wagonie nigdy nie wiadomo, kto będzie z nami jechał.
A spotkania bywają przeciekawe.
Podróżowanie pociągiem na Ukrainie i w Rosji to osobny temat.
Należy podkreślić podstawową rolę "prowadnika" lub "częściej "prowadnicy" bo to ważne stanowisko zwykle zajmują kobiety.
"Prowadnica" to o wiele więcej niż konduktorka.
Zaprzyjaźnić się z "prowadnicą" to podstawa dobrej podróży.
"Prowadnica" ma pod opieką jeden wagon, w którym jest około 50 miejsc.
Przy wejściu do pociągu sprawdza bilety, wydaje wszystkim czystą pościel (zapakowaną w ładnych woreczkach, czasem w komplecie z jednorazowymi chusteczkami), a pod koniec podróży ją zbiera i liczy. Budzi podróżnych na właściwej stacji. Poza tym sprzedaje kawę i herbatę (za grosze), wydaje darmowy wrzątek, a czasem (spod lady) sprzedaje piwo lub coś mocniejszego. Zamyka ubikację 20 minut przed każdą stacją (w tzw. sanitarnej zonie) oraz 20 minut od ruszenia ze stacji ją otwiera. Rozstrzyga ewentualne spory o miejsce, interweniuje w razie rozróby.
To ostatnie to dla mnie teoria.
W ukraińskich pociągach nigdy nie spotkałam się z chamstwem i z rozróbami, chociaż impreza trwa tam właściwie na okrągło.
W wagonie podróżuje sporo rodzin z dziećmi, często małymi, ale zawsze jest z kim wypić. Odbywają się bardzo ciekawe rozmowy, można spotkać ciekawych ludzi. Cały 50-osobowy wagon jest jak jedna rodzina i pod koniec podróży wszyscy są ze sobą zaprzyjaźnieni.
Oczywiście najlepiej jest rozmawiać po rosyjsku lub ukraińsku (zależy od rejonu) ale po polsku też się da dogadać.
W każdej podroży spotkaliśmy w wagonie przynajmniej jedną osobę, która się chwaliła, że ma polskich przodków.
Jadąc na Krym i z powrotem pokonaliśmy 4 odcinki - Lwów - Kijów ok 12 godz., Kijów - Symferopol - 18 godz., Symferopol - Odessa - ok. 12 godz. i Odessa - Lwów ok. 14 godz.
Na niektórych stacjach, co 2-3 godz. są dłuższe 20 minutowe postoje, wówczas na stację wylega chyba cala wieś i sprzedaje co się da - domowe pierożki i drożdżowe ciasta (pyszne !), owoce, suszone ryby (bo jechaliśmy długo wzdłuż Dniepru).
Wsiadając do pociągu na 18 godzinną podróż nie trzeba nic kupować, bo wszystko kupi się po drodze, bardzo nieznacznie drożej.
No to jedziemy dalej w kierunku Krymu
Ze względów logistycznych - nie od razu.
Ponieważ bilety Lwów - Symferopol są praktycznie nieosiągalne już od wiosny, wobec tego najwygodniej jechać przez Kijów.
Jedzie się w nocy, a rano będąc wyspanym można zwiedzać miasto.
A w Kijowie zwiedza się przede wszystkim cerkwie.
(zdjęcia z roku 2010)
Ławra Pieczerska - Sobór Uspienski
Cerkiew św. Michała o złotych kopułach
Średniowieczna cerkiew zburzona do fundamentów w latach 30 XX w. odbudowana w latach 90.
Sofia Kijowska
Świątynia w stylu bizantyjskim z bardzo cennymi mozaikami wewnątrz (niestety nie wolno ich było fotografować)
Cerkiew św. Andrzeja
Też w ruinie po czasach komuny, teraz odrestaurowana.
Bardzo piękne jest jej wnętrze.
Kobiety mogą wchodzić do cerkwi tylko "odpowiednio" ubrane, to jest m.in w obowiązkowych chustach zakrywających włosy, tak więc zawczasu, jeszcze przed wyjazdem poinformowałam o tym dziewczyny.
Tu żeńska część obozu z roku 2010 (4-krotnie liczniejsza niż męska) w "strojach cerkiewnych", na terenie Ławry Pieczerskiej, wspaniałego zespołu świątyń, takiej "Ukraińskiej Częstochowy".
Poza tym "Andriejewski Spusk", uliczka artystów:
Głowna ulica miasta Chreszczatyk:
I sąsiadujący z nim Majdan Niepodległości, główny plac stolicy
No i na wieczór plaża nad Dnieprem i zimne piwo.
Piwo i zamoczenie nóg w Dnieprze było niezbędne, bo o godz. 22 temperatura na Chreszczatyku wynosiła 32 stopnie.
Masakra !
Tyle w maksymalnie dużym skrócie o stolicy Ukrainy, teraz już pojadę na Krym.
ciąg dalszy zaraz nastąpi.
Ostatnio zmieniony 2014-02-09, 12:54 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Z Kijowa na Krym jedzie się 18-20 godz. (zależy od pociągu).
Noclegi mieliśmy za każdym razem w Bakczysaraju, w południowo-zachodniej części półwyspu.
Jest to około 40-tysięczne miasto, dawna stolica Chanow Krymskich, a obecnie mieszka tam największy procent ludności tatarskiej.
Nasz gospodarz też jest Tatarem, urodził się w Taszkiencie, gdzie jego rodzina była zesłana przez Stalina.
Na Krym powrócili w roku 1991 r.
Bardzo przedsiębiorczy, a przy tym solidny i pracowity człowiek.
Widoczki z naszego miejsca noclegu:
Ten pierwszy to widoczek sprzed kibla.
A i oto kibelek:
I ogródek przed domem i nasze pranie ;-)
W Bakczysaraju zwiedza się piękny Pałac Chanów:
A w nim ogląda m.in. słynną Fontannę Łez o której pisali Puszkin i Mickiewicz.
Sale w pałacu:
Meczet:
Za meczetem jest cmentarz Chanów Krymskich:
Taki typowo krymsko-ukraiński obrazek:
Na przeciwko pałacu skalne "Sfinksy", też opisywane przez Mickiewicza.
Dalej paręnaście fotek ze Skalnych Miast jakich jest na Krymie kilkanaście, tych bardziej znanych 6.
Osobiście byłam w pięciu (w trzech z nich po dwa razy, w jednym 4 razy, ale warto !)
Skalne Miasta to były istniejące przeważnie od około V-VI w. n.e. aż do wieku XVII-XVIII twierdze położone na niedostępnych płaskowyżach.
Niektóre z nich upadły już w VIII-IX w. i te są najmniej zbadane (np. Tepe-Kermen), niektóre jak np. Mangup-Kale były ośrodkami niezależnych państw. Mangup - niezależnego księstwa Teodoro istniejącego do XV w. a będącego kontynuacją tradycji Bizancjum. Zostało zdobyte przez Tatarów w połowie XV w.
W Czut-Kale i w Mangup-Kale aż do XVIII w. mieszkali Karaimi - przedstawiciele odrębnego narodu i religii (zbliżonej do mojżeszowej, ale nie uznają Talmudu).
Zresztą dużo by pisać, lepiej pokażę zdjęcia.
Czufut-Kale:
Kenesa, czyli świątynia Kraimska w Czufut-Kale:
Widok z Czufut-Kale na sąsiedni płaskowyż:
Koleiny wyrzeźbione w wapiennej skale płaskowyżu
Cmentarz karaimski (Karaimi w celach religijnych używają języka i pisma hebrajskiego)
Tepe-Kermen
Widok na Tepe-Kermen:
W grotach Tepe-Kermen:
Widok z góry na sąsiednie płaskowyże (tu Kyz-Kermen):
Tepe-Kermen od południa:
Eski-Kermen
Cerkiew "Trzech Jeźdźców" z freskami
Skały w pobliżu:
Skalny klasztor Szułdan:
Skalny klasztor Kaczy Kalon:
I w końcu Mangup-Kale (wpisane na listę UNESCO).
Twierdza jest położona na stołowej gorze mającej ciekawy kształt dłoni z czterema "palcami"
Widok z czwartego "palca" Teszkli-Burun na trzeci - Czufut-Czegan-Burun
Cytadela:
Powierzchnia płaskowyżu:
Groty:
Skalna cerkiew:
W tych wszystkich skałach nie widziałam prawie śladów aby ktoś się wspinał. "Prawie" bo w samym Bakczysaraju była założona tyrolka, poza tym - żadnych spitów, ringów itd.
Noclegi mieliśmy za każdym razem w Bakczysaraju, w południowo-zachodniej części półwyspu.
Jest to około 40-tysięczne miasto, dawna stolica Chanow Krymskich, a obecnie mieszka tam największy procent ludności tatarskiej.
Nasz gospodarz też jest Tatarem, urodził się w Taszkiencie, gdzie jego rodzina była zesłana przez Stalina.
Na Krym powrócili w roku 1991 r.
Bardzo przedsiębiorczy, a przy tym solidny i pracowity człowiek.
Widoczki z naszego miejsca noclegu:
Ten pierwszy to widoczek sprzed kibla.
A i oto kibelek:
I ogródek przed domem i nasze pranie ;-)
W Bakczysaraju zwiedza się piękny Pałac Chanów:
A w nim ogląda m.in. słynną Fontannę Łez o której pisali Puszkin i Mickiewicz.
Sale w pałacu:
Meczet:
Za meczetem jest cmentarz Chanów Krymskich:
Taki typowo krymsko-ukraiński obrazek:
Na przeciwko pałacu skalne "Sfinksy", też opisywane przez Mickiewicza.
Dalej paręnaście fotek ze Skalnych Miast jakich jest na Krymie kilkanaście, tych bardziej znanych 6.
Osobiście byłam w pięciu (w trzech z nich po dwa razy, w jednym 4 razy, ale warto !)
Skalne Miasta to były istniejące przeważnie od około V-VI w. n.e. aż do wieku XVII-XVIII twierdze położone na niedostępnych płaskowyżach.
Niektóre z nich upadły już w VIII-IX w. i te są najmniej zbadane (np. Tepe-Kermen), niektóre jak np. Mangup-Kale były ośrodkami niezależnych państw. Mangup - niezależnego księstwa Teodoro istniejącego do XV w. a będącego kontynuacją tradycji Bizancjum. Zostało zdobyte przez Tatarów w połowie XV w.
W Czut-Kale i w Mangup-Kale aż do XVIII w. mieszkali Karaimi - przedstawiciele odrębnego narodu i religii (zbliżonej do mojżeszowej, ale nie uznają Talmudu).
Zresztą dużo by pisać, lepiej pokażę zdjęcia.
Czufut-Kale:
Kenesa, czyli świątynia Kraimska w Czufut-Kale:
Widok z Czufut-Kale na sąsiedni płaskowyż:
Koleiny wyrzeźbione w wapiennej skale płaskowyżu
Cmentarz karaimski (Karaimi w celach religijnych używają języka i pisma hebrajskiego)
Tepe-Kermen
Widok na Tepe-Kermen:
W grotach Tepe-Kermen:
Widok z góry na sąsiednie płaskowyże (tu Kyz-Kermen):
Tepe-Kermen od południa:
Eski-Kermen
Cerkiew "Trzech Jeźdźców" z freskami
Skały w pobliżu:
Skalny klasztor Szułdan:
Skalny klasztor Kaczy Kalon:
I w końcu Mangup-Kale (wpisane na listę UNESCO).
Twierdza jest położona na stołowej gorze mającej ciekawy kształt dłoni z czterema "palcami"
Widok z czwartego "palca" Teszkli-Burun na trzeci - Czufut-Czegan-Burun
Cytadela:
Powierzchnia płaskowyżu:
Groty:
Skalna cerkiew:
W tych wszystkich skałach nie widziałam prawie śladów aby ktoś się wspinał. "Prawie" bo w samym Bakczysaraju była założona tyrolka, poza tym - żadnych spitów, ringów itd.
Na Krymie jest mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzania.
Między innymi:
Sewastopol, Bałakława - baza atomowych łodzi podwodnych i samo miasteczko, Jałta, Ałupka, Sudak (Twierdza Genueńska i Nowy Świat) oraz Eupatoria.
Bałakława:
Rejs na "Srebrną Plażę", widok na Twierdzę Genueńską:
Samo miasteczko:
Sewatopol:
Chersonez Taurydzki, ruiny greckiego, rzymskiego i bizantyjskiego miasta:
Jałta
Pałac Carski w Liwadii, miejsce Konferencji Jałtańskiej.
Robi niesamowite wrażenie.
Na piętrze odtworzono apartamenty rodziny carskiej.
Gaspra (tylko z daleka):
Pałac Woroncowa w Ałupce:
Przepiękne ogrody schodzące ku morzu
Sudak
Twierdza Genueńska. Za pierwszym razem trafiliśmy akurat na "Festiwal Rycerski", więc dało się obejrzeć ciekawe obrazki.
Eupatoria.
Tam byłam tylko raz, w czasie drugiego wyjazdu.
Po kolei zwidzieliśmy następujące świątynie (niektóre niestety tylko obejrzeli z zewnątrz, bo były zamknięte)
Cerkiew ormiańska
Teke - świątynia derwiszów
Cerkiew p.w. św. Mikołaja zbudowana podobno na wzór Hagia Sofia
Meczet Dżuma-Dżami
Kienesy karaimskie - mała i wielka
Synagoga
Na koniec spacer po uliczkach Eupatorii
Obiad w karaimskiej restauracji
Oraz fotka całej grupy przed tablicą poświęconą Mickiewiczowi, który tam gościł w czasie swojego pobytu na Krymie.
B.
Między innymi:
Sewastopol, Bałakława - baza atomowych łodzi podwodnych i samo miasteczko, Jałta, Ałupka, Sudak (Twierdza Genueńska i Nowy Świat) oraz Eupatoria.
Bałakława:
Rejs na "Srebrną Plażę", widok na Twierdzę Genueńską:
Samo miasteczko:
Sewatopol:
Chersonez Taurydzki, ruiny greckiego, rzymskiego i bizantyjskiego miasta:
Jałta
Pałac Carski w Liwadii, miejsce Konferencji Jałtańskiej.
Robi niesamowite wrażenie.
Na piętrze odtworzono apartamenty rodziny carskiej.
Gaspra (tylko z daleka):
Pałac Woroncowa w Ałupce:
Przepiękne ogrody schodzące ku morzu
Sudak
Twierdza Genueńska. Za pierwszym razem trafiliśmy akurat na "Festiwal Rycerski", więc dało się obejrzeć ciekawe obrazki.
Eupatoria.
Tam byłam tylko raz, w czasie drugiego wyjazdu.
Po kolei zwidzieliśmy następujące świątynie (niektóre niestety tylko obejrzeli z zewnątrz, bo były zamknięte)
Cerkiew ormiańska
Teke - świątynia derwiszów
Cerkiew p.w. św. Mikołaja zbudowana podobno na wzór Hagia Sofia
Meczet Dżuma-Dżami
Kienesy karaimskie - mała i wielka
Synagoga
Na koniec spacer po uliczkach Eupatorii
Obiad w karaimskiej restauracji
Oraz fotka całej grupy przed tablicą poświęconą Mickiewiczowi, który tam gościł w czasie swojego pobytu na Krymie.
B.
Trzeci pobyt w roku 2011 był zdecydowanie bardziej "górski" a noclegi miałam zarezerwowane tym razem w trzech miejscach, na początku w bardzo sympatycznym hostelu w Sudaku.
Pokoje mieliśmy zarezerwowane i zadatkowane przez Internet. Do hostelu szliśmy bardzo długo, gdyż prawie każda zapytana o ulicę osoba kierowała nas w innym kierunku. W końcu zadzwoniłam do tego hostelu i okazało się że jesteśmy 150 m od niego. Hostel był w spokojnej i zielonej dzielnicy, jak na tamtejsze warunki raczej drogo (około 15 € za noc), ale za to wszelkie wygody i nawet klima, co pozwoliło nam wypocząć po 3 dniowej podróży.
Zaraz wskoczyliśmy pod prysznic, a potem poszli jeszcze "na miasto", bardzo hałaśliwe i gwarne. Plaża nie jest tam specjalna - wąska i kamienista. Za to kluby działają całą noc, w każdym gra inna muzyka, na jakimś balkonie wije się panna w tańcu na rurze, w innych klubach - tancerki w tańcu brzucha, a deptakiem trzeba się przeciskać przez rosyjskojęzyczny tłum. Ogólnie - nie są to klimaty, które lubię.
Kolejnego dnia z samego rana pojechaliśmy do Kurortnoje aby zwiedzić rezerwat Kara Dah - jedno z najciekawszych miejsc na Krymie.
Tam jest spokój, tylko wszechobecny dźwięk cykad, oprowadzał nas sympatyczny przewodnik, który bardzo dużo nam opowiadał o roślinach, geologii i to w tak prostym języku (po rosyjsku), że rozumiałam prawie wszystko.
Parę zdjęć z rezerwatu:
Początek trasy (autorka zdjęcia Ewa M.)
Widok z części wulkanicznej (skałka na pierwszym planie) na część wapienną:
Góra "Święta" - od kilkuset lat p.n.e. do dziś miejsce kultu (w czasach starożytnych Grecy czcili tam boga Asklepiosa):
Miejsce skąd po raz pierwszy w trakcie wycieczki widać było morze, a w dole skała "Morski Rozbójnik":
Widok na wulkaniczną część rezerwatu:
No i Złote Wrota, skałka ta ma ponad 30 m wysokości:
Złote Wrota w innym ujęciu :
Jeszcze parę fotek z rezerwatu:
Te górki nie są szczególnie wysokie, najwyższa ("Święta") ma niewiele ponad 500 m, ale liczą się od poziomu morza.
Rzut oka wstecz:
Widać ścieżkę, którą potem na koniec schodziliśmy:
Zbocze góry "Świętej" i dwa słonie (lub mamuty):
W zejściu:
Nasz przewodnik (po prawej) i słuchająca go część grupy:
Widok na tak zwany Grzbiet Magnetyczny:
Różne chabazie:
Czyżby zbliżała się burza ?
Zeszliśmy na brzeg morza i czekali na łódkę:
No i płyniemy:
Trochę kołysze, ale Złote Wrota coraz bliżej:
I przepłynęliśmy przez tą dziurę
Inni też płyną w kierunku Złotych Wrót:
Grzbiet Magnetyczny z dołu:
Płyniemy
No i dopływamy do Koktailbel, tam, na szczęście już po zejściu na ląd łapie nas w końcu solidna burza, za to my łapiemy marszrutkę i wracamy do Sudaku.
To był dopiero pierwszy dzień, a już tak bardzo intensywny
Kolejnego dnia opuszczaliśmy już Sudak przenosząc się w inne miejsce, ale kupiłam bilety na autobus dopiero na 17.30, więc całe przedpołudnie wykorzystaliśmy jeszcze na zwiedzanie.
Do około 16 pozwolono nam pozostawić spakowane plecaki na terenie hostelu, a tymczasem pojechaliśmy kursową "marszrutką" do Nowego Światu.
Kierowca rozsypującego się busika za ... dalał po serpentynach nad przepaścią z prędkością 80 km / h, a mi cały czas leżała na plecach jakaś obfita kobieta, która sama niestety nie ma drążka do trzymania się. Niestety nie mam zdjęć z tej jazdy, nie miałam jak wyjąć aparatu z futerału. Całe szczęście że to było tylko 10 km.
W Nowym Świecie wybraliśmy się na spacer do rezerwatu przyrody tzw. "Ścieżką Golicyna". Był to zamieszkały tutaj książę, który wprowadził na tym terenie uprawę winorośli, szczególnie zależało mu na wyprodukowaniu wina musującego, które mogłoby konkurować z francuskim szampanem. Poniekąd trochę mu się udało.
Grota, gdzie podejmował winem musującym swoich znajomych jest dostępna dla publiczności i niemiłosiernie zatłoczona:
Przylądek Kapczik, w tej chwili z powodu obrywów zamknięty dla turystów:
Inne landszafty
Ponieważ nawet po kąpieli w morzu było jeszcze trochę czasu wolnego - poszliśmy jeszcze zwiedzać Twierdzę Genueńską w Sudaku.
Niektórzy usiłowali się wspiąć na najwyższą cytadelę:
Ale stąd nastąpił odwrót:
No i tyle było w Sudaku, dotarliśmy z plecakami na dworzec autobusowy, autobusem do Biełogorska, gdzie już czekał umówiony telefonicznie samochód. Ostatnie 12 km przebyliśmy również umówionym wojskowym "gruzawikiem" z demobilu, gdyż droga która prowadziła do miejscowości Pszczelinoje, gdzie mieliśmy zamówiony pobyt nie nadawała się do przebycia żadnym innym środkiem transportu.
Zdjęć z jazdy niestety nie mam żadnych, bo wsiadłam do szoferki, a plecak z aparatem w środku został na pace. Bardzo tego żałuję, bo widoki z szoferki były zacne. Kierowca co chwila pokazywał mi "tutaj była wieś, ale została wysiedlona". Piękna pusta dolina z drzewami owocowymi, skąd znam "takie klimaty" ?
A rano obudziliśmy się w innym świecie:
Pszczelinoje jest to mała wioska licząca wszystkiego 7 mieszkańców i oddalono 12 km od najbliższej innej wioski, przy tym te 12 km nie da się przejechać niczym innym jak tylko ciężarówką, lub ewentualnie gazikiem.
Ciekawe jak jest tam zimą ?
Podobno spada do 4 m śniegu.
Ostatniej zimy przez 2 miesiące nie mieli prądu elektrycznego, bo druty się urwały pod naporem śniegu.
W sumie absolutny koniec świata. Za to - widoki w otoczeniu - wspaniałe:
Wioska jest w lewym dolnym roku, za nią tak zwana "Siewierna Jajła"
"Jajła" to na Krymie wapienny krasowy płaskowyż, zazwyczaj podziurawiony nieskończoną ilością jaskiń.
W "Karabli-Jajła" pod którą leży Pszczelinoje jest około 400 odkrytych już jaskiń, w tym niektóre studnie mają kilkaset m głębokości.
Pszczelinoje leży w dolince (po rosyjsku - Bałka) pomiędzy Karabli Jajłą a Siewierną (po naszemu - północną) Jajłą.
Jeszcze raz widoczek na Pszczelinoje, domów jest znacznie więcej niż mieszkańców, ale większość opuszczona.
Rano pojechaliśmy znanym już "gruzawikiem" na północne urwisko Karabli-Jajły, popatrzeć na morze.
Po drodze mała przygoda, zwaliło się na nas drzewo:
Kierowca kazał wszystkim wysiąść, odejść, rozpędził się i w ten sposób pozbył się drzewa. Trochę tylko wgniotło dach szoferki.
Dojechaliśmy na południowe urwisko i podchodzimy około 300 m deniwelacji na najwyższy punkt jajły - szczyt Kara-Tau (około 1260 m n.p.m.).
Tak wygląda krajobraz Karabli-Jajły - te dołki to leje krasowe, w każdym z nich już odkryta, lub potencjalna jaskinia.
A tutaj nasza ciężarówka:
Widok na morze (trochę kiepsko widać na zdjęciu, ale mimo nie najlepsze widoczności było widać nawet okolice Jałty odległe o jakieś 50-60 km):
Wracamy na "średni"poziom jajły na drugie śniadanko
A tak wygląda z bliska jajła z poziomu ciężarówki:
Ciągle mijaliśmy jakieś lejki krasowe, w końcu dojechaliśmy do Jaskini Królowej Lodu, która była naszym drugim celem tego dnia.
Do zejścia w dół - Wołodia, nasz tutejszy przewodnik założył sznurową drabinkę i dodatkowo nas na niej asekurował z góry
Autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Inni turyści - z Moskwy zjeżdżają w ten sposób
Jeszcze krajobrazy Karabli-Jajły:
Z powrotem do Pszczelinoje wróciliśmy "naszą"ciężarówką, każdy chce jechać w szoferce
I wieczorny widoczek na Pszczelinoje:
Kolejnego dnia znów mieliśmy "zmieniać bazę", ale rano jeszcze wyszliśmy na półdniową wycieczkę do kolejnej jaskini.
Była to jaskinia, gdzie wg naszego przewodnika była siedziba księcia Taurów - prehistorycznych mieszkańców wnętrza półwyspu - od których nosi on swoją nazwę "Tauryda". W jaskini jest studnia, gdzie ponoć wrzucano Greków, kiedy ich złapano.
Znów drabinka sznurowa - tym razem do wejścia - każdy sobie jakoś radzi
Jaskinia jest porośnięta wiekowym bluszczem
autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Tu podobno wrzucali Greków:
autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Zejście:
A tak rejon jaskini wygląda z daleka:
Wróciliśmy do Pszczelinoje, stamtąd około 14 wyjechali ciężarówką "do cywilizacji" w postaci szosy, która kiedyś była asfaltowa, dalej transportowym mercedesem do Biełogorska i stamtąd kolejnymi czterema środkami lokomocji do Bakczysaraju, gdzie zatrzymaliśmy się na kolejne 5 dni.
Pokoje mieliśmy zarezerwowane i zadatkowane przez Internet. Do hostelu szliśmy bardzo długo, gdyż prawie każda zapytana o ulicę osoba kierowała nas w innym kierunku. W końcu zadzwoniłam do tego hostelu i okazało się że jesteśmy 150 m od niego. Hostel był w spokojnej i zielonej dzielnicy, jak na tamtejsze warunki raczej drogo (około 15 € za noc), ale za to wszelkie wygody i nawet klima, co pozwoliło nam wypocząć po 3 dniowej podróży.
Zaraz wskoczyliśmy pod prysznic, a potem poszli jeszcze "na miasto", bardzo hałaśliwe i gwarne. Plaża nie jest tam specjalna - wąska i kamienista. Za to kluby działają całą noc, w każdym gra inna muzyka, na jakimś balkonie wije się panna w tańcu na rurze, w innych klubach - tancerki w tańcu brzucha, a deptakiem trzeba się przeciskać przez rosyjskojęzyczny tłum. Ogólnie - nie są to klimaty, które lubię.
Kolejnego dnia z samego rana pojechaliśmy do Kurortnoje aby zwiedzić rezerwat Kara Dah - jedno z najciekawszych miejsc na Krymie.
Tam jest spokój, tylko wszechobecny dźwięk cykad, oprowadzał nas sympatyczny przewodnik, który bardzo dużo nam opowiadał o roślinach, geologii i to w tak prostym języku (po rosyjsku), że rozumiałam prawie wszystko.
Parę zdjęć z rezerwatu:
Początek trasy (autorka zdjęcia Ewa M.)
Widok z części wulkanicznej (skałka na pierwszym planie) na część wapienną:
Góra "Święta" - od kilkuset lat p.n.e. do dziś miejsce kultu (w czasach starożytnych Grecy czcili tam boga Asklepiosa):
Miejsce skąd po raz pierwszy w trakcie wycieczki widać było morze, a w dole skała "Morski Rozbójnik":
Widok na wulkaniczną część rezerwatu:
No i Złote Wrota, skałka ta ma ponad 30 m wysokości:
Złote Wrota w innym ujęciu :
Jeszcze parę fotek z rezerwatu:
Te górki nie są szczególnie wysokie, najwyższa ("Święta") ma niewiele ponad 500 m, ale liczą się od poziomu morza.
Rzut oka wstecz:
Widać ścieżkę, którą potem na koniec schodziliśmy:
Zbocze góry "Świętej" i dwa słonie (lub mamuty):
W zejściu:
Nasz przewodnik (po prawej) i słuchająca go część grupy:
Widok na tak zwany Grzbiet Magnetyczny:
Różne chabazie:
Czyżby zbliżała się burza ?
Zeszliśmy na brzeg morza i czekali na łódkę:
No i płyniemy:
Trochę kołysze, ale Złote Wrota coraz bliżej:
I przepłynęliśmy przez tą dziurę
Inni też płyną w kierunku Złotych Wrót:
Grzbiet Magnetyczny z dołu:
Płyniemy
No i dopływamy do Koktailbel, tam, na szczęście już po zejściu na ląd łapie nas w końcu solidna burza, za to my łapiemy marszrutkę i wracamy do Sudaku.
To był dopiero pierwszy dzień, a już tak bardzo intensywny
Kolejnego dnia opuszczaliśmy już Sudak przenosząc się w inne miejsce, ale kupiłam bilety na autobus dopiero na 17.30, więc całe przedpołudnie wykorzystaliśmy jeszcze na zwiedzanie.
Do około 16 pozwolono nam pozostawić spakowane plecaki na terenie hostelu, a tymczasem pojechaliśmy kursową "marszrutką" do Nowego Światu.
Kierowca rozsypującego się busika za ... dalał po serpentynach nad przepaścią z prędkością 80 km / h, a mi cały czas leżała na plecach jakaś obfita kobieta, która sama niestety nie ma drążka do trzymania się. Niestety nie mam zdjęć z tej jazdy, nie miałam jak wyjąć aparatu z futerału. Całe szczęście że to było tylko 10 km.
W Nowym Świecie wybraliśmy się na spacer do rezerwatu przyrody tzw. "Ścieżką Golicyna". Był to zamieszkały tutaj książę, który wprowadził na tym terenie uprawę winorośli, szczególnie zależało mu na wyprodukowaniu wina musującego, które mogłoby konkurować z francuskim szampanem. Poniekąd trochę mu się udało.
Grota, gdzie podejmował winem musującym swoich znajomych jest dostępna dla publiczności i niemiłosiernie zatłoczona:
Przylądek Kapczik, w tej chwili z powodu obrywów zamknięty dla turystów:
Inne landszafty
Ponieważ nawet po kąpieli w morzu było jeszcze trochę czasu wolnego - poszliśmy jeszcze zwiedzać Twierdzę Genueńską w Sudaku.
Niektórzy usiłowali się wspiąć na najwyższą cytadelę:
Ale stąd nastąpił odwrót:
No i tyle było w Sudaku, dotarliśmy z plecakami na dworzec autobusowy, autobusem do Biełogorska, gdzie już czekał umówiony telefonicznie samochód. Ostatnie 12 km przebyliśmy również umówionym wojskowym "gruzawikiem" z demobilu, gdyż droga która prowadziła do miejscowości Pszczelinoje, gdzie mieliśmy zamówiony pobyt nie nadawała się do przebycia żadnym innym środkiem transportu.
Zdjęć z jazdy niestety nie mam żadnych, bo wsiadłam do szoferki, a plecak z aparatem w środku został na pace. Bardzo tego żałuję, bo widoki z szoferki były zacne. Kierowca co chwila pokazywał mi "tutaj była wieś, ale została wysiedlona". Piękna pusta dolina z drzewami owocowymi, skąd znam "takie klimaty" ?
A rano obudziliśmy się w innym świecie:
Pszczelinoje jest to mała wioska licząca wszystkiego 7 mieszkańców i oddalono 12 km od najbliższej innej wioski, przy tym te 12 km nie da się przejechać niczym innym jak tylko ciężarówką, lub ewentualnie gazikiem.
Ciekawe jak jest tam zimą ?
Podobno spada do 4 m śniegu.
Ostatniej zimy przez 2 miesiące nie mieli prądu elektrycznego, bo druty się urwały pod naporem śniegu.
W sumie absolutny koniec świata. Za to - widoki w otoczeniu - wspaniałe:
Wioska jest w lewym dolnym roku, za nią tak zwana "Siewierna Jajła"
"Jajła" to na Krymie wapienny krasowy płaskowyż, zazwyczaj podziurawiony nieskończoną ilością jaskiń.
W "Karabli-Jajła" pod którą leży Pszczelinoje jest około 400 odkrytych już jaskiń, w tym niektóre studnie mają kilkaset m głębokości.
Pszczelinoje leży w dolince (po rosyjsku - Bałka) pomiędzy Karabli Jajłą a Siewierną (po naszemu - północną) Jajłą.
Jeszcze raz widoczek na Pszczelinoje, domów jest znacznie więcej niż mieszkańców, ale większość opuszczona.
Rano pojechaliśmy znanym już "gruzawikiem" na północne urwisko Karabli-Jajły, popatrzeć na morze.
Po drodze mała przygoda, zwaliło się na nas drzewo:
Kierowca kazał wszystkim wysiąść, odejść, rozpędził się i w ten sposób pozbył się drzewa. Trochę tylko wgniotło dach szoferki.
Dojechaliśmy na południowe urwisko i podchodzimy około 300 m deniwelacji na najwyższy punkt jajły - szczyt Kara-Tau (około 1260 m n.p.m.).
Tak wygląda krajobraz Karabli-Jajły - te dołki to leje krasowe, w każdym z nich już odkryta, lub potencjalna jaskinia.
A tutaj nasza ciężarówka:
Widok na morze (trochę kiepsko widać na zdjęciu, ale mimo nie najlepsze widoczności było widać nawet okolice Jałty odległe o jakieś 50-60 km):
Wracamy na "średni"poziom jajły na drugie śniadanko
A tak wygląda z bliska jajła z poziomu ciężarówki:
Ciągle mijaliśmy jakieś lejki krasowe, w końcu dojechaliśmy do Jaskini Królowej Lodu, która była naszym drugim celem tego dnia.
Do zejścia w dół - Wołodia, nasz tutejszy przewodnik założył sznurową drabinkę i dodatkowo nas na niej asekurował z góry
Autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Inni turyści - z Moskwy zjeżdżają w ten sposób
Jeszcze krajobrazy Karabli-Jajły:
Z powrotem do Pszczelinoje wróciliśmy "naszą"ciężarówką, każdy chce jechać w szoferce
I wieczorny widoczek na Pszczelinoje:
Kolejnego dnia znów mieliśmy "zmieniać bazę", ale rano jeszcze wyszliśmy na półdniową wycieczkę do kolejnej jaskini.
Była to jaskinia, gdzie wg naszego przewodnika była siedziba księcia Taurów - prehistorycznych mieszkańców wnętrza półwyspu - od których nosi on swoją nazwę "Tauryda". W jaskini jest studnia, gdzie ponoć wrzucano Greków, kiedy ich złapano.
Znów drabinka sznurowa - tym razem do wejścia - każdy sobie jakoś radzi
Jaskinia jest porośnięta wiekowym bluszczem
autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Tu podobno wrzucali Greków:
autorka tego zdjęcia - Ewa M.
Zejście:
A tak rejon jaskini wygląda z daleka:
Wróciliśmy do Pszczelinoje, stamtąd około 14 wyjechali ciężarówką "do cywilizacji" w postaci szosy, która kiedyś była asfaltowa, dalej transportowym mercedesem do Biełogorska i stamtąd kolejnymi czterema środkami lokomocji do Bakczysaraju, gdzie zatrzymaliśmy się na kolejne 5 dni.
Od ok. roku marzy mi się podróż na Krym! A zaczęło się od tego, że robiłem pracę maturalną o podróżowaniu i wybrałem min. utwór "Droga nad przepaścią w Czufut-Kale". Tak mnie zainteresowała tematyka krymska (szczególnie krajobrazy), że przejrzałem już kilka przewodników po Krymie. Aczkolwiek ten powyższy jest najlepszy!
Kilka pytań, które na razie mi się nasuwają:
1. Przy "pałacyku" Gaspra byłaś kiedyś bliżej? Jest on do zwiedzania?
2. Można chodzić po wulkanicznej części rezerwatu Kara Dah?
3. Pewnie za każdym razem na pociąg kupowaliście bilety grupowe. Wiesz, ile może kosztować bilet ze Lwowa do Kijowa, a potem z Kijowa na Krym (nie grupowy)? Ciekawa jest opcja z powrotem przez Odesse, wcześniej tego nie rozważałem
4. Czy jest szansa, aby jechać w/w trasami nie rezerwując wcześniej biletów? Nie ukrywam, że nie lubię niczego rezerwować. Wolę jechać na spontana i się nie gonić, jeśli np. w Kijowie chciałbym zostać trochę dłużej lub krócej.
5. Jak zapatrujesz się na rozbijanie namiotu w górach? Ma to sens? Jest tam jakiś dostęp do wody pitnej? Czy raczej lepiej schodzić na noclegi niżej i tam rozbijać namiot? Ewentualnie są jakieś kempingi (może to być głupie pytanie )
6. W jaki miesiąc najlepiej się wybrać na Krym? Lipiec, sierpień, wrzesień?
7. Z jakiej mapy/map korzystałaś?
8. Jak oznaczenia szlaków w górach? Są tam w ogóle jakieś?
9. Z miejscową ludnością da się dogadać po angielsku, czy raczej nie ma szans?
10. Jak cenowo przedstawiają się wejścia do muzeów itp.?
Kilka pytań, które na razie mi się nasuwają:
1. Przy "pałacyku" Gaspra byłaś kiedyś bliżej? Jest on do zwiedzania?
2. Można chodzić po wulkanicznej części rezerwatu Kara Dah?
3. Pewnie za każdym razem na pociąg kupowaliście bilety grupowe. Wiesz, ile może kosztować bilet ze Lwowa do Kijowa, a potem z Kijowa na Krym (nie grupowy)? Ciekawa jest opcja z powrotem przez Odesse, wcześniej tego nie rozważałem
4. Czy jest szansa, aby jechać w/w trasami nie rezerwując wcześniej biletów? Nie ukrywam, że nie lubię niczego rezerwować. Wolę jechać na spontana i się nie gonić, jeśli np. w Kijowie chciałbym zostać trochę dłużej lub krócej.
5. Jak zapatrujesz się na rozbijanie namiotu w górach? Ma to sens? Jest tam jakiś dostęp do wody pitnej? Czy raczej lepiej schodzić na noclegi niżej i tam rozbijać namiot? Ewentualnie są jakieś kempingi (może to być głupie pytanie )
6. W jaki miesiąc najlepiej się wybrać na Krym? Lipiec, sierpień, wrzesień?
7. Z jakiej mapy/map korzystałaś?
8. Jak oznaczenia szlaków w górach? Są tam w ogóle jakieś?
9. Z miejscową ludnością da się dogadać po angielsku, czy raczej nie ma szans?
10. Jak cenowo przedstawiają się wejścia do muzeów itp.?
https://picasaweb.google.com/109771017774908094590
"It is hard to fail, but it is worse never to have tried to succeed." Theodore Roosevelt
"It is hard to fail, but it is worse never to have tried to succeed." Theodore Roosevelt
O, a ja już myślałam, że nikogo to nie zainteresuje
Tak, byłam, w środku jest luksusowa restauracja i zwiedzać się nie da, można iść na obiad ale bardzo drogo i nie wiem czy czasem nie za rezerwacją.
Ja w środku nie byłam tylko na tarasie.
Tam się chodzi z przewodnikiem, również po wulkanicznej części (mam przecież stamtąd zdjęcia). Bez przewodnika w zasadzie nie wolno i chyba nawet tego pilnują, gdyż na najwyższym szczycie jest baza wojsk rosyjskich.
Takich pilnowanych miejsc jest na całym Krymie bardzo niewiele, ale akurat niestety to nich należy przez tą bazę.
Bilety to osobna długa epopeja
Na pociągi nie ma biletów grupowych. Ale ogólnie bilety na pociąg są (mimo podwyżek od czasu jak tam byłam) nadal bardzo tanie.
Jest taka strona http://www.e-kvytok.com.ua/wps/portal gdzie można zakupić bilet przez Internet. A nawet jak się nie zakupi biletów - to można sprawdzić ile kosztują przechodząc przez kolejne etapy "kupna" nie dochodząc do zapłaty.
Są bardzo duże różnice pomiędzy poszczególnymi "klasami" biletów. My zwykle dla oszczędności jechaliśmy plackartnym ale czasem kupe.
Co do tej strony - obecnie aby kupić bilet trzeba mieć jakąś specjalną trójwymiarową kartę, jaką wydają tylko niektóre banki. Ja niestety nie mam. Ale w czasach kiedy kupowałam kupowałam przez Internet i płaciłam zwykłą kartą Inteligo.
Raczej marne szanse. Tzn. na sam Krym. Na trasach Lwów - Kijów jest dużo pociągów, podobnie Lwów-Odessa i tam chyba nie byłoby problemów. Ale bilety kupuje się na 40 dni wcześniej.
Bez żadnych problemów. Są wyznaczone miejsca na biwakowanie tzw. "stojanki" gdzie jest woda, czasem jakieś ławki. Są oznaczone na miejscowych (bardzo dobrych) mapach. Te mapy w skali 1: 50 000 dostanie też u nas w "Sklepie Podróżnika" a na miejscu wszędzie.
W tych miejscach biwakuje się legalnie i za darmo, jedyna wada, że są czasem zaśmiecone.
W sierpniu lub wrześniu. W lipcu jest za gorąco. Ale z kolei w sierpniu i wrześniu noce bywają zimne, temperatura spadała do 12-15 stopni, więc trzeba mieć raczej dobry śpiwór.
Jak wyżej - miejscowe bardzo dobre mapy, w dwóch częściach, jest też atlas.
Do kupienia w Polsce.
Szlaki są oznaczone numerkami. Są oznaczone na tych mapach co powyżej. Oznakowanie w terenie bardzo kiepskie, tak jakby go nie było. Trzeba mieć po prostu dobra orientację przestrzenną. Ale mając "bezszlakowe" doświadczenie w Beskidach dawałam sobie radę bez problemu. Na najwyższe góry są bardzo oczywiste i wygodne ścieżki i sporo osób tam chodzi.
Ja znam rosyjski, więc nie miałam żadnych problemów, po angielsku nawet nie próbowałam. Myślę że już prędzej po polsku. Z naszym gospodarzem rozmawialiśmy po polsku.
Raczej drogie.
Wtedy bilety były przeważnie po 40-60 UAH czyli 15-20 zł, ogólnie na same bilety wydaliśmy za każdym razem po około 500 UAH czyli 200 zł, ale warto !
Bilety są niestety do wszystkich skalnych miast, na "Ścieżkę Golicyna" w Nowym Świecie, do Kara Dag i do innych takich miejsc.
Zamieszczę jeszcze zdjęcia z wycieczek na najwyższe góry.
Tomek.P pisze:Od ok. roku marzy mi się podróż na Krym! A zaczęło się od tego, że robiłem pracę maturalną o podróżowaniu i wybrałem min. utwór "Droga nad przepaścią w Czufut-Kale". Tak mnie zainteresowała tematyka krymska (szczególnie krajobrazy), że przejrzałem już kilka przewodników po Krymie. Aczkolwiek ten powyższy jest najlepszy!
Kilka pytań, które na razie mi się nasuwają:
1. Przy "pałacyku" Gaspra byłaś kiedyś bliżej? Jest on do zwiedzania?
Tak, byłam, w środku jest luksusowa restauracja i zwiedzać się nie da, można iść na obiad ale bardzo drogo i nie wiem czy czasem nie za rezerwacją.
Ja w środku nie byłam tylko na tarasie.
Tomek.P pisze:2. Można chodzić po wulkanicznej części rezerwatu Kara Dah?
Tam się chodzi z przewodnikiem, również po wulkanicznej części (mam przecież stamtąd zdjęcia). Bez przewodnika w zasadzie nie wolno i chyba nawet tego pilnują, gdyż na najwyższym szczycie jest baza wojsk rosyjskich.
Takich pilnowanych miejsc jest na całym Krymie bardzo niewiele, ale akurat niestety to nich należy przez tą bazę.
Tomek.P pisze:
3. Pewnie za każdym razem na pociąg kupowaliście bilety grupowe. Wiesz, ile może kosztować bilet ze Lwowa do Kijowa, a potem z Kijowa na Krym (nie grupowy)? Ciekawa jest opcja z powrotem przez Odesse, wcześniej tego nie rozważałem
Bilety to osobna długa epopeja
Na pociągi nie ma biletów grupowych. Ale ogólnie bilety na pociąg są (mimo podwyżek od czasu jak tam byłam) nadal bardzo tanie.
Jest taka strona http://www.e-kvytok.com.ua/wps/portal gdzie można zakupić bilet przez Internet. A nawet jak się nie zakupi biletów - to można sprawdzić ile kosztują przechodząc przez kolejne etapy "kupna" nie dochodząc do zapłaty.
Są bardzo duże różnice pomiędzy poszczególnymi "klasami" biletów. My zwykle dla oszczędności jechaliśmy plackartnym ale czasem kupe.
Co do tej strony - obecnie aby kupić bilet trzeba mieć jakąś specjalną trójwymiarową kartę, jaką wydają tylko niektóre banki. Ja niestety nie mam. Ale w czasach kiedy kupowałam kupowałam przez Internet i płaciłam zwykłą kartą Inteligo.
Tomek.P pisze:
4. Czy jest szansa, aby jechać w/w trasami nie rezerwując wcześniej biletów? Nie ukrywam, że nie lubię niczego rezerwować. Wolę jechać na spontana i się nie gonić, jeśli np. w Kijowie chciałbym zostać trochę dłużej lub krócej.
Raczej marne szanse. Tzn. na sam Krym. Na trasach Lwów - Kijów jest dużo pociągów, podobnie Lwów-Odessa i tam chyba nie byłoby problemów. Ale bilety kupuje się na 40 dni wcześniej.
Tomek.P pisze:
5. Jak zapatrujesz się na rozbijanie namiotu w górach? Ma to sens? Jest tam jakiś dostęp do wody pitnej? Czy raczej lepiej schodzić na noclegi niżej i tam rozbijać namiot? Ewentualnie są jakieś kempingi (może to być głupie pytanie )
Bez żadnych problemów. Są wyznaczone miejsca na biwakowanie tzw. "stojanki" gdzie jest woda, czasem jakieś ławki. Są oznaczone na miejscowych (bardzo dobrych) mapach. Te mapy w skali 1: 50 000 dostanie też u nas w "Sklepie Podróżnika" a na miejscu wszędzie.
W tych miejscach biwakuje się legalnie i za darmo, jedyna wada, że są czasem zaśmiecone.
Tomek.P pisze:
6. W jaki miesiąc najlepiej się wybrać na Krym? Lipiec, sierpień, wrzesień?
W sierpniu lub wrześniu. W lipcu jest za gorąco. Ale z kolei w sierpniu i wrześniu noce bywają zimne, temperatura spadała do 12-15 stopni, więc trzeba mieć raczej dobry śpiwór.
Tomek.P pisze:
7. Z jakiej mapy/map korzystałaś?
Jak wyżej - miejscowe bardzo dobre mapy, w dwóch częściach, jest też atlas.
Do kupienia w Polsce.
Tomek.P pisze:
8. Jak oznaczenia szlaków w górach? Są tam w ogóle jakieś?
Szlaki są oznaczone numerkami. Są oznaczone na tych mapach co powyżej. Oznakowanie w terenie bardzo kiepskie, tak jakby go nie było. Trzeba mieć po prostu dobra orientację przestrzenną. Ale mając "bezszlakowe" doświadczenie w Beskidach dawałam sobie radę bez problemu. Na najwyższe góry są bardzo oczywiste i wygodne ścieżki i sporo osób tam chodzi.
Tomek.P pisze:
9. Z miejscową ludnością da się dogadać po angielsku, czy raczej nie ma szans?
Ja znam rosyjski, więc nie miałam żadnych problemów, po angielsku nawet nie próbowałam. Myślę że już prędzej po polsku. Z naszym gospodarzem rozmawialiśmy po polsku.
Tomek.P pisze:
10. Jak cenowo przedstawiają się wejścia do muzeów itp.?
Raczej drogie.
Wtedy bilety były przeważnie po 40-60 UAH czyli 15-20 zł, ogólnie na same bilety wydaliśmy za każdym razem po około 500 UAH czyli 200 zł, ale warto !
Bilety są niestety do wszystkich skalnych miast, na "Ścieżkę Golicyna" w Nowym Świecie, do Kara Dag i do innych takich miejsc.
Zamieszczę jeszcze zdjęcia z wycieczek na najwyższe góry.
Jeszcze parę obrazków z gór:
Wielki Kanion Krymu:
Za pierwszym razem przeszliśmy cały od poczatku do końca, za drugim - nie wpuścili nas, za trzecim - ja tylko do "Wanny Młodości", o czym poniżej.
Góry i morze:
Czatyr-Dag
Demerdżi
Takie coś tam np. jest w pełni na chodzie.
I zdjęcia z ostatniego "górskiego" pobytu, jeszcze raz skalne miasta oraz Czatyr-Dag
Z Bakczysraju od razu ruszamy na wycieczkę w znane mi już miejsca - najpierw do najbardziej znanego "skalnego" klasztoru, potem do skalnego miasta Czufut-Kale a potem kolejnego - Tepe-Kermen.
Klasztor tylko z zewnątrz, w środku nie można robić zdjęć.
Skalne miasto:
Fragmenty zachowanych budowli - grobowiec córki chana
W karaimskim domu można się napić pysznej kawy:
Widoczek na sąsiedni płaskowyż:
Mury miasta:
Cmentarz karaimski:
To już kiedyś było - widok na Tepe-Kermen:
W oddali przy takiej widoczności widać Czatyr-Dah
I już jesteśmy w Tepe-Kermen
Widok z płaskowyżu Tepe-Kermen na sąsiednie płaskowyże:
Na dole baza wojskowa i całe multum zardzewiałych pojazdów:
Już na dole - Tepe-Kermen z oddali:
I z większej oddali:
Od kolejnego dnia wynajęłam dla grupy busa i na wycieczki podwożeni byliśmy busem. Bez tego nie dałoby rady zrobić tego co było w planie, gdyż połączenia komunikacją publiczną są beznadziejne.
Kolejne skalne miasto - Mangup-Kale.
Ruiny świątyni bizantyjskiej:
Widok z jednej z jaskiń "Cytadeli" na sąsiedni cypel skalny:
W skalnej cerkwi położonej w ścianie skalnej ograniczającej Mangup-Kale
Baptysterium:
Schodzimy do szosy w okolicach wsi Ternowka i około 3 km trzeba przejść asfaltem, a potem skręcamy w polną drogę obok bardzo charakterystycznego punktu:
Idziemy kolejne 1,5 godz. w upale, aż wreszcie wszyscy padli:
I kolejne skalne miasto - Eski-Kermen:
Tą drogą w dolinie szliśmy wcześniej:
Kolejnego dnia wejście na najwyższy szczyt na wyjeździe Czatyr-Dah (1527 m n.p.m., drugi do do wysokości szczyt Krymu). Ale podejście nie jest specjalnie długie, gdyż startujemy z poziomu około 700 m, z przełęczy Angarskiej przez którą przechodzi szosa Symferopol-Jałta.
Z podejścia - z tyłu morze i inny ładny szczyt - Demerdżi (na którym byłam dwa lata wcześniej)
Przed samym szczytem:
Szczyt:
autorką tego zdjęcia jest Ewa M.
"Górne piętro" Czatyr-Dah Jajły z "dolnego piętra"
Ekipa doszła wreszcie do drogi:
A potem poszliśmy zwiedzać jeszcze dwie udostępnione turystom jaskinie (coś jak Demianowskie). Ja nie robiłam zdjęć - pokażę parę zdjęć koleżanki - Ewy M.
Kolejnego - ostatniego już pełnego dnia idziemy do wąwozu "Wielki Kanion Krymu", ale ja akurat miałam zły dzień, dopadła mnie tzw. "zemsta chana", całe szczęście nie tak bardzo ten chan się mścił.
W każdym razie dałam sobie spokój z pójściem do wyższych części wąwozu, poprzestałam na Jeziorku Szmaragdowym:
I na tak zwanej "Wannie Młodości":
Zdjęcia Ewy z wyższych partii wąwozu:
I ze zboczy ponad wąwozem:
Ścieżką Jusupowa zeszliśmy do miejscowości Sokolinoje
I tam czekamy na naszego busa:
A tak wyglądało nasze miejsce zamieszkania:
To już koniec, nie będę więcej męczyć.
Komplet zdjęć tutaj:
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2009
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2010
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2011
Wielki Kanion Krymu:
Za pierwszym razem przeszliśmy cały od poczatku do końca, za drugim - nie wpuścili nas, za trzecim - ja tylko do "Wanny Młodości", o czym poniżej.
Góry i morze:
Czatyr-Dag
Demerdżi
Takie coś tam np. jest w pełni na chodzie.
I zdjęcia z ostatniego "górskiego" pobytu, jeszcze raz skalne miasta oraz Czatyr-Dag
Z Bakczysraju od razu ruszamy na wycieczkę w znane mi już miejsca - najpierw do najbardziej znanego "skalnego" klasztoru, potem do skalnego miasta Czufut-Kale a potem kolejnego - Tepe-Kermen.
Klasztor tylko z zewnątrz, w środku nie można robić zdjęć.
Skalne miasto:
Fragmenty zachowanych budowli - grobowiec córki chana
W karaimskim domu można się napić pysznej kawy:
Widoczek na sąsiedni płaskowyż:
Mury miasta:
Cmentarz karaimski:
To już kiedyś było - widok na Tepe-Kermen:
W oddali przy takiej widoczności widać Czatyr-Dah
I już jesteśmy w Tepe-Kermen
Widok z płaskowyżu Tepe-Kermen na sąsiednie płaskowyże:
Na dole baza wojskowa i całe multum zardzewiałych pojazdów:
Już na dole - Tepe-Kermen z oddali:
I z większej oddali:
Od kolejnego dnia wynajęłam dla grupy busa i na wycieczki podwożeni byliśmy busem. Bez tego nie dałoby rady zrobić tego co było w planie, gdyż połączenia komunikacją publiczną są beznadziejne.
Kolejne skalne miasto - Mangup-Kale.
Ruiny świątyni bizantyjskiej:
Widok z jednej z jaskiń "Cytadeli" na sąsiedni cypel skalny:
W skalnej cerkwi położonej w ścianie skalnej ograniczającej Mangup-Kale
Baptysterium:
Schodzimy do szosy w okolicach wsi Ternowka i około 3 km trzeba przejść asfaltem, a potem skręcamy w polną drogę obok bardzo charakterystycznego punktu:
Idziemy kolejne 1,5 godz. w upale, aż wreszcie wszyscy padli:
I kolejne skalne miasto - Eski-Kermen:
Tą drogą w dolinie szliśmy wcześniej:
Kolejnego dnia wejście na najwyższy szczyt na wyjeździe Czatyr-Dah (1527 m n.p.m., drugi do do wysokości szczyt Krymu). Ale podejście nie jest specjalnie długie, gdyż startujemy z poziomu około 700 m, z przełęczy Angarskiej przez którą przechodzi szosa Symferopol-Jałta.
Z podejścia - z tyłu morze i inny ładny szczyt - Demerdżi (na którym byłam dwa lata wcześniej)
Przed samym szczytem:
Szczyt:
autorką tego zdjęcia jest Ewa M.
"Górne piętro" Czatyr-Dah Jajły z "dolnego piętra"
Ekipa doszła wreszcie do drogi:
A potem poszliśmy zwiedzać jeszcze dwie udostępnione turystom jaskinie (coś jak Demianowskie). Ja nie robiłam zdjęć - pokażę parę zdjęć koleżanki - Ewy M.
Kolejnego - ostatniego już pełnego dnia idziemy do wąwozu "Wielki Kanion Krymu", ale ja akurat miałam zły dzień, dopadła mnie tzw. "zemsta chana", całe szczęście nie tak bardzo ten chan się mścił.
W każdym razie dałam sobie spokój z pójściem do wyższych części wąwozu, poprzestałam na Jeziorku Szmaragdowym:
I na tak zwanej "Wannie Młodości":
Zdjęcia Ewy z wyższych partii wąwozu:
I ze zboczy ponad wąwozem:
Ścieżką Jusupowa zeszliśmy do miejscowości Sokolinoje
I tam czekamy na naszego busa:
A tak wyglądało nasze miejsce zamieszkania:
To już koniec, nie będę więcej męczyć.
Komplet zdjęć tutaj:
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2009
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2010
https://picasaweb.google.com/1172704525 ... 5/Krym2011
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
Krym rzeczywiście ma w sobie moc.
Do Wielkiego Kanionu zawsze chciałam się wybrać, ale jakoś nie było okazji. Dlaczego raz Was tam nie wpuścili?
A jak jest z dostępem do skalnych miast (oprócz Czufut-Kale, bo tam nie ma żadnych problemów). Czy łatwo po nich się poruszać? Jak byłam ostatni raz na Krymie, w 2005 roku zdaje się, to pojechaliśmy do Mangup Kale. Teren był dość rozległy i nie do końca było wiadomo, gdzie szukać tego skalnego miasta. Czy teraz jest łatwiej? W tych pozostałych niestety nie byłam (poza Czufut-Kale) - czy warto je zwiedzać?
Do Wielkiego Kanionu zawsze chciałam się wybrać, ale jakoś nie było okazji. Dlaczego raz Was tam nie wpuścili?
A jak jest z dostępem do skalnych miast (oprócz Czufut-Kale, bo tam nie ma żadnych problemów). Czy łatwo po nich się poruszać? Jak byłam ostatni raz na Krymie, w 2005 roku zdaje się, to pojechaliśmy do Mangup Kale. Teren był dość rozległy i nie do końca było wiadomo, gdzie szukać tego skalnego miasta. Czy teraz jest łatwiej? W tych pozostałych niestety nie byłam (poza Czufut-Kale) - czy warto je zwiedzać?
Ostatnio zmieniony 2014-02-11, 15:38 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiolcia pisze:Krym rzeczywiście ma w sobie moc. Dodasz jeszcze, Basiu, jakieś zdjęcia?
Do Wielkiego Kanionu zawsze chciałam się wybrać, ale jakoś nie było okazji. Dlaczego raz Was tam nie wpuścili?
A jak jest z dostępem do skalnych miast (oprócz Czufut-Kale, bo tam nie ma żadnych problemów). Czy łatwo po nich się poruszać? Jak byłam ostatni raz na Krymie, w 2005 roku zdaje się, to pojechaliśmy do Mangup Kale. Teren był dość rozległy i nie do końca było wiadomo, gdzie szukać tego skalnego miasta. Czy teraz jest łatwiej? W tych pozostałych niestety nie byłam (poza Czufut-Kale) - czy warto je zwiedzać?
Nie wpuścili bo był zakaz wstępu do lasów z powodu zagrożenia pożarowego (wtedy było tuż po wielkich pożarach w okolicach Moskwy).
Nie poszliśmy również na Czatyr-Dag z tego samego powodu, wszystkich wejść "szlakowych" pilnowano dość mocno.
Ale do skalnych miast udało się przemknąć, chociaż też nas straszono, że się nie da.
Inaczej się zresztą chodzi w grupie 2 osób, a inaczej 20, takiej 20-osobowej grupie jest trudniej.
Ja osobiście przeszłam przez cały Wielki Kanion w czasie pierwszego pobytu, też nie jest trudno, chociaż troszeczkę się trzeba "wspiąć".
Wszystkie skalne miasta w jakich byłam (a byłam w pięciu, wszystkich tych największych za wyjątkiem Bakły) są całkiem łatwo dostępne.
Do Mangup-Kale się płaci za wstęp.
Do Eski-Kermen też się płaci, ale weszliśmy od tyłu nawet nie wiedząc że się płaci. A za drugim razem już wiedziałam gdzie wejść
Byłam tez raz w Kyz-Kermen ale tam praktycznie nic nie ma, tylko taki skalny "półwysep" bez żadnych grot.
Jednak najbardziej ze wszystkich podobało mi się Tepe-Kermen, jest taką samotną "wyspą".
Do Mangup-Kale podjeżdża się nad takie jezioro, gdzie są jakieś knajpki, stargany z miodem, fioletową cebulą i z ziołami (jak wszędzie) i tam jest kasa.
Można również wejść "od tyłu" obok skalnego klasztoru, ostatni odcinek po drewnianej drabince. Myśmy tamtędy schodzili.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Basiu, bardzo się cieszę, że opisałaś te wyjazdy na Krym, mi się bardzo marzą te okolice, może wreszcie warto byłoby przestać marzyć i zacząć wcielać to marzenie w życie
Świetnie to opisałaś, jestem ciekawa czy wiedzę nt. miejsc zdobyłaś z przewodnika czy od przewodnika? Jest jakaś polska książka na ten temat? (Na pewno tak, tylko czy dobra?).
Jakie temperatury tam panują? Zauważyłam, że sporo osób ma bardzo opalone buźki i nie tylko, pewnie trzeba stosować mocne filtry, ja bym pewnie zjarała się już pierwszego dnia albo dostała udaru
Wielkie dzięki za tę relację
Świetnie to opisałaś, jestem ciekawa czy wiedzę nt. miejsc zdobyłaś z przewodnika czy od przewodnika? Jest jakaś polska książka na ten temat? (Na pewno tak, tylko czy dobra?).
Jakie temperatury tam panują? Zauważyłam, że sporo osób ma bardzo opalone buźki i nie tylko, pewnie trzeba stosować mocne filtry, ja bym pewnie zjarała się już pierwszego dnia albo dostała udaru
Wielkie dzięki za tę relację
Wiedzę zdobywałam z dwóch przewodników - to jest "Krym" "Pascala" oraz "Krym" "Bezdroży" (stare wydanie, bo nowe jest znacznie gorsze), trudno mi określić, który był lepszy, bo się wzajemnie uzupełniały. Poza tym bardzo dużo z Internetu, z bezpośrednich relacji zamieszczanych na forach, blogach itd. i w końcu od znajomych, którzy tam wcześniej byli.
Latem jest tam ciepło, ale nie o wiele cieplej niż u nas, jest tam bardzo przyjemny klimat, miejscami na wybrzeżu śródziemnomorski, zaś w głębi lądu - kontynentalny. Noce są dość zimne - w sierpniu i wrześniu bywało nawet 12-15 stopni.
Latem jest tam ciepło, ale nie o wiele cieplej niż u nas, jest tam bardzo przyjemny klimat, miejscami na wybrzeżu śródziemnomorski, zaś w głębi lądu - kontynentalny. Noce są dość zimne - w sierpniu i wrześniu bywało nawet 12-15 stopni.
Basia Z. pisze:Sofia Kijowska
Świątynia w stylu bizantyjskim z bardzo cennymi mozaikami wewnątrz (niestety nie wolno ich było fotografować)
podobno te mozaiki i w soborze w Ochrydzie uważane są za największe i najcenniejsze średniowieczne prawosławne mozaiki w Europie...
czy jacyś Karaimi jeszcze żyją na Krymie, czy tylko pozostały świątynie i restauracja z ich kuchnią? W Trokach jest ich garstka, podejrzewam więc, że na Ukrainie będzie niewielu więcej...
Ostatnio zmieniony 2014-02-13, 14:28 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości