Część VI - Rudawy Janowickie, czyli zamek i skałyRuszamy w góry. Poranek jest bardzo przyjemny.

A rudawskie lasy urokliwe. Zielone i wilgotne.

Zamek Bolczów.

Ruin jest całkiem sporo.

Schodkami można wyjść na najwyższy poziom.

Zamek zapamiętałem najlepiej z mojej bytności w tych stronach w 2009 roku, głównie dlatego, że jak tu byliśmy to lało najmocniej. Dzisiaj pogoda zupełnie inna.

Ruszamy w skałki.

Jest ich tu naprawdę ogromna ilość.

Ukochana w jakimś dziwnym nastroju - włazi wszędzie gdzie się da.

Jak tylko widzimy jakieś ze szlaku, to przebijamy się, żeby dokładniej pooglądać. I tak mam świadomość, że wszystkich nie zaliczymy.

Czasem z oddalenia widać tylko kawałek, a po podejściu okazuje się, że jet to kawał skały.

Tobi radzi sobie doskonale. Wskakuje na półeczki, nie boi się wysokości.

A przy tym widać jak dobrze kontroluje wszystko, nie panikuje. Doświadczony jest.

Potem było zdobywanie Skalnego Mostu opisane w poprzedniej części.
Następnie skałka Piec. Fajna, ale po Skalnym Moście nie robiła już takiego wrażenia.

Choć Tobi się popisywał jak zwykle. Niezły jest, że się utrzymuje na takim nachyleniu.

Idziemy na Lwią Górę. Szlak schodzi z szerokiej drogi.

Rudy strumyk.

Starościńskie Skałki na Lwiej Górze - fajne miejsce.

Nie tak łatwo dostępne.

Oficjalna ścieżka zachodzi od tyłu.

A na najwyższą skałkę jest cywilizowane wejście.

Krzyżna Góra i Sokolik. Mieliśmy tam być dzisiaj, ale już nie zdążymy. Wcale mnie to nie martwi, kolejny dzień w tych górach spędzę z przyjemnością.

Ukochana robi sobie odpoczynek na szczycie, a ja z Tobim eksplorujemy.


Wyłażę na skałkę obok. Tobi nie dał rady. Po chwili zadziwił mnie i wyszedł do mnie sam, pomyślałem, że odkrył łatwiejsze wejście.

Przyznam się, że to miejsce było mocno niebezpieczne. Jak mi Tobi pokazał, którędy tu wszedł, to prawie zawału dostałem. Stwierdziłem, że jak tak dalej będziemy kusić los, to się doigramy...

Jeszcze tylko sesja z Ukochaną i można wracać.

Oczywiście postanowiłem że zejdziemy inna drogą, takim fajnym wąwozikiem.

Który kończył się takim fajnym uskokiem. Dlatego od dołu nie próbwaliśmy tędy.

W drodze powrotnej wymyśliłem zejście przy Piecu, aby zobaczyć go od dołu. To tez kawał skały.

Takie przewieszki to już nie dla pieska...

Skałek nie było końca. Ta wyglądała jak ułożona z klocków.

Wracamy prosto do Janowic szeroką drogą, szlakiem żółtym. Chciałem jeszcze Ukochanej zrobić żart, że trzeba wyjść na górę z Zamkiem Bolczów, ale w ogóle się nie przejęła i chciała już obijać szlakiem, jakby w ogóle dzień nie był męczący.

Myślałem, że Kolorowe Jeziorka będą najfajniejszym dniem, a już kolejnego dnia było zdecydowanie fajniej. W każdym z tych dni zrobiłem ponad 300 zdjęć, na skałkach ciut więcej. To się rzadko zdarza
C.D.N.