Ponad 2 miesiące totalnego offu górskiego i fotograficznego, nie sprawiło że tęskniłem za górami, czy za fotografią … Myślę że gdyby nie ten wyjazd, który był zaplanowany już od dawna, to off trwałby do dzisiaj.
Na szczęście wyjazd ostatecznie się odbył, mimo że z początkowej trójki, została nas dwójka, to udało się pójść, a zagrało prawie wszystko
O 13.00 ruszamy z Cieszyna do Soblówki, skąd startowaliśmy w stronę Muńcoła …
Plan był prosty na ten dzień, dojść pod chatkę na Muńcole, rozpalić ognisko i zjeść kiełbaskę
Oprócz tego, że udało się wyjechać, że spasowała nam pogoda i to idealnie (ciepła noc), to jedynym minusem był ten cholerny halny!
Na tym etapie wycieczki nam nie przeszkadzał, ale później …
Po zakupie dużego plecaka w Decathlon, jeszcze go nie przetestowałem z dużym obciążeniem, na szczęście spisywał się bardzo dobrze, mogę polecić z czystym sumieniem, pełna wygoda i komfort
Niestety Łukasz miał tylko mały nieusztywniony plecak z Karimorra, do którego miał dodatkowo przytwierdzony namiot, śpiwór i karimatę, tragiczna konstrukcja, nie uprzyjemniała noszenia, katorga
Na szczęście do celu nie mamy daleko.
Pierwszą przerwę robimy szybko, bo na końcu asfaltu, przy potoku, otwieramy piwko 0.0 póki jest jeszcze zimne i orzeźwiające ! Łukasz zaczął troszkę mocniej, bo dostał od Izy troszkę wiśniówki, którą wypija zaraz przy aucie, na później zostają mu tylko same owoce bez płynu, ale też mają kopa
Na przełęczy Kotarz robimy drugą przerwę, Łukasz robi sobie papierosy, uzupełniamy węglowodany z ciastek cynamonowych, ucinamy sobie pogawędkę z rodzinką, która zastanawia się jak schodzić ? Ruszamy w ostatnią prostą, z podejściem na dzień dobry ! Droga pod szczyt zleciała szybko i oczom naszym ukazała się piękna polana, skąpana w popołudniowym słońcu.
Po drodze mieliśmy już info, że chatka jest pusta
Po przyjściu idę sprawdzić źródło z którego woda ledwo kapie, podłożony czajniczek napełnia się po dłuższej chili, więc tragedii nie ma.
Rozkładamy majdan do spania w domku i bierzemy się za znoszenie drewna na ognisko, bo już byliśmy głodni.
Pierwszy raz halny wdał się we znaki podczas rozpalania ogniska, musiałem się przyłożyć bardziej
haOgień rozpalony, czas na kawę, później kiełbaski, a później jeszcze wpadła herbatka przywieziona przez Łukasza z Nepalu (zielona herbata w torebce, normalna
Robiło się już ciemno, halny niebezpiecznie rozdmuchiwał żar z ogniska, więc postanowiliśmy już więcej nie dokładać.
Łukasz w międzyczasie podjadał wiśnie alkoholowe, które lekko go zmiękczyły
I kiedy wydawało się, że już nic się dzisiaj nie wydarzy, widzimy jak w naszą stronę zbliżają się światła z końca hali, coś zbliżało się w naszą stronę …
Facet na kładzie podjeżdża jak do siebie, parkuje maszynę z boku domku i podchodzi się przywitać.
My w lekkim szoku, zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że było gość który remontował właśnie chatkę, bo o tym jeszcze nie wspomniałem, ale chatka w środku jest sztuka nówka, na podłodze płyty OSB, na ścianach boazeria, wszystko nowe i pachnące, klasa światowa
Siedzimy na zewnątrz, rozmawiamy …
Ja próbuję zrobić jakieś foty nocne, ale po pierwsze halny jak pieron ! Po drugie, zapiekł mi się polar na obiektywie i to tak na amen (odkręciłem go dopiero po dwóch dniach, kluczem francuskim, wcześniej mocno go fatygując śrubokrętem i nożem
Więc pomimo prób, za przeproszeniem, gó.no z tego wyszło, żadnego zdjęcia
Za to nowy kolega wyciągnął bimber, którym poczęstował Łukasza, podobno mocny jak diabli, kiedy Łukasz niedopitą końcówkę wylał na ognisko, to buchnęło ogniem jak z pieca
Kiedy ognisko dogasło, jakoś po 22, zebraliśmy się do spania, kolega jeszcze siedział i chyba kończył bimber
Noc dla mnie była dość słaba, nie dość że ostatnimi czasy słabo sypiam, to teraz miałem dwóch chrapiących towarzyszy
haZasypiam jakoś nad ranem … Halny nie odpuszczał całą noc i momentami dmuchał solidnie.
O 5.00 budzik Łukasza zaczął drzeć mordę !
Wstajemy na wschód, otwieramy drzwi, kolorki raczej słabe … Robimy kawę i czekamy, Łukasz chilluje na ławeczce pod domkiem, a ja z aparatem idę troszkę wyżej, zabieram stary kajfas i robię z niego statyw
Wschód się zaczął i co !? Żadnych kolorków, blady i taki jakiś dziwny ! Ale po dłuższej chwili słońce zaczyna strzelać promieniami, robi się ładny pomarańczowy kolor.
To nie był jakiś super piękny, czy spektakularny wschód, ale warto było wstać i to zobaczyć
Wracam do Łukasza, coś tam jemy, dopijamy kawę, pakujemy w między czasie sprzęt i około 7.30 ruszamy w stronę Rycerzowej, na śniadanie !
Poranek zrobił się lekko pochmurny, przynajmniej nie było nam gorąco … Co jakiś czas przebijało słońce, doszliśmy na skraj Hali Rycerzowej, do schroniska został już tylko kawałek, ale wcześniej zaglądamy do bacówki (nie jest w najlepszym stanie ), podziwiamy Małą Fatre, widok na Beskid Żywiecki i Śląski …
Wbijamy do schroniska, Łukasz pali na zewnątrz, ja zamawiam po jajecznicy i po kawie, takie śniadanko to ja rozumiem
Dopijamy kawę i ruszamy w dół, jakoś się zachmurzyło i w pewnym momencie zaczęło padać, duże krople spadają z nieba, po chwili przestaje, zrobiło się duszno i parno.
Jakoś toczymy się na dół, przy potoku robimy przerwę, tak jak wczoraj, urządzam sobie moczenie nóżek w potoku, po drodze zabieramy puszki po piwie, które wczoraj zostawiliśmy w depozycie
Było fajnie, choć nocka słabo przespana … Po kilku biwakach w ostatnich latach, mogę chyba stwierdzić, że chyba najlepiej spało mi się w hamaku na Kościelcu, a z kolei w namiocie jest wygodniej pod względem ekwipunku i tego, że się jest zamkniętym, chatka jest super pod wieloma względami, ale było strasznie twardo, więc najmniej wygodnie, takie krótkie przemyślenia … A z racji, że się nie zmiękczam, to nie mam tak łatwo jak większość, że gdzie się położę tam zasnę, muszę się męczyć
I taka to była wycieczka.
