Zjeżdżamy z głównej drogi i rozpoczynamy podjazd do miasta.
Morella - bo tak nazywa się miasto, do którego przyjechaliśmy ma długą historię.
Pierwsze osady powstały tu za czasów Iberów, a więc jeszcze przed przybyciem rzymian.
Przez wąską bramę wjeżdżamy za mury i rozpoczynamy szukanie parkingu. Mijamy linie żółte (zakaz parkowania), linie zielone (miejsca parkingowe dla mieszkańców) a jak są białe (czyli gdzie wolno parkować), to te są zajęte.
W końcu dojeżdżamy na parking, gdzie zostawiamy auto - teraz jeszcze trzeba zapłacić w parkometrze. Bilonem...a my mamy tylko banknoty. Spotkane małżeństwo nie mówi po angielsku, więc z początku wychodzi, że mamy problem ale po chwili wołają nas i rozmieniają nam na drobne. Teraz parkometr, z którym mam trochę problemy, ale w końcu płacę 4e - za całą dobę

bo podczas klikania przeskoczyła pozycja na kilka godzin, a że za mną robi się kolejka to nie chcę przedłużać. Uff możemy rozpocząć zwiedzanie...od kawy.
Tę zamawiamy - oczywiście sporo taniej niż w Polsce (1,5e?), w barze La Neverra, znajdującym się pod zamkiem, obok jednej z bram.
Ale to na co zwróciłem uwagę, to że w podłodze jest okno a pod nim spora komora:

ciekawe co tam się znajdowało...?
Siadamy pod parasolami i wsłuchujemy się w rozmowy dwóch grup mieszkańców. Bliższa nam grupa młodych dziewczyn głośno rozmawia, ale grupa starszych panów, wcale nie jest cichsza. Jak ktoś narzeka na naszych rodaków, zapraszam do Hiszpanii


Zamek stąd prezentuję się...nie aż tak spektakularnie jak z oddali.

Po kawie czas ruszyć na zwiedzanie. Przechodzimy przez bramę:

i rozpoczynamy spacer wąskimi uliczkami:

Jest dość ciepło. Na ścianach znajduje spora ilość różnych kapliczek, pranie powiewa na balkonach i tylko ludzi nie ma...

W ten sposób docieramy pod wejście na zamek. Za wejście pobierają od osoby 5e, więc szybka decyzja - idziemy zwiedzać. Mijamy arenę do walk byków i wdrapujemy się na mury. Im wyżej tym ciekawsze widoki za nami. Na przykład na mury, tą arenę, dachy domostw oraz wzgórza, które okalają miasto wokół:

Przechodzimy przez bramę w Barbacanie

następnie przez kolejną - główną:

W skale, na której zbudowano zamek są też różne zabudowania, jakby doklejone do ścian. Na przykład Pałac Gubernatora:

Wchodzimy do tego budynku (Palau del Governador), który został zbudowany z wykorzystaniem jaskini. Znajduje się tu makieta miasta, oraz wystawa historyczna:

Widok na jaskinię "od dołu":

i "z góry":

Na górnej kondygnacji znajduje się sala z telewizorem, na którym wyświetla się film po hiszpańsku więc szybko podążamy dalej. Do jednego z pomieszczeń trzeba przejść kucając. Z okien są piękne widoki, takie jak z murów, więc ruszamy dalej zwiedzać.
Podążamy dalej wzdłuż murów. Z nich mamy widok na:
Convent de Sant Francesc - Klasztor św. Franciszka, zbudowany między XIII a XIV wiekiem:

Na murach stoi armata, jest baszta. Na zamek jeszcze trochę drogi nas czeka:

W końcu docieramy do schodów, które prowadzą na zamek górny* (jak go nazwałem), na końcu których czeka nas kolejna brama:

z wyślizganymi kamieniami:

i w końcu dotarliśmy na górny dziedziniec*. Widok z wejścia - po środku to studnia, a raczej dostęp wody, która tu jest zbierana podczas deszczu - woda w nim była.

Oraz widok na zabudowania i mury wokół dziedzińca:


Tak przy okazji, jesteśmy na samym szczycie skały, a ta ma 1070 metrów wysokości. Miało nie być gór, a tu proszę, jeden szczyt zdobyty

To pora na widoki jakie się z samej góry rozpościerają wokół. Oto kilka z nich:




Są też widoki na okoliczne góry.


Czas schodzić, zaglądamy jeszcze do budynków, jak zwykle zastanawiam się, jak tu życie za świetności tego miejsca wyglądało. Dziś są one puste, w jednym z nich znajduje się wystawa ze starymi zdjęciami zamku i okolic.
Schodząc zaglądamy jeszcze w te miejsca, w których nie byliśmy, na dach* barbakanu (wyżej):

Oraz plac z pomnikiem generała Cabrery:

Pod nim widać klasztor:


Tu też widać ogrom skały, na której stoi zamek:

a same mury porasta mur kwiatów:


Zza nich wystają wieża i kopuła kościoła Santia Maria (La Basílica Arciprestal Santa María la Mayor):


Ufff, zmęczeni, gorącem, dreptaniem, wspinaniem wychodzimy na miasto. Nad nami latają sępy:

Czy nas zjedzą?
