Zapewne część osób dobrze wie, że już od kilkunastu lat ochoczo poluję na poradzieckie bazy, tajne "numerowane" miasta i wszelakie mniej lub bardziej pokruszone betony związane z czasami Zimnej Wojny, zalegające w zapomnieniu w zazwyczaj sosnowych lasach. Szukało się owych miejsc i w Polsce, i w różnych krajach byłego Sajuza.
Tym razem po raz pierwszy wyprawiamy się szukać tego tematu na terenach dawnej Czechosłowacji. Na łowy ruszamy razem z Chrisem i Piotrkiem.
Osada, której szukamy, jest obecnie opuszczona tylko częściowo. Zwą ją Ploužnice i jest chyba administracyjną dzielnicą Ralska. Spotkałam się też z nazwą Mimoň-6, acz nie jest to chyba sekretny radziecki kryptonim dla zmylenia wrogów, ale nazwa, która powstała póżniej. Część budynków jest zamieszkana, inne stoją sobie w zaroślach, a wiatr wieje w pustych otworach okien. Miejscowość znajduje się na terenach między Mimoniem a lotniskiem Hradcany (gdzie pewnie tez można znaleźć opuszczone hangary, ale spora część jest używana przez różne aerokluby). Osiedle powstało po 1968 roku, kiedy na ówczesny poligon Ralsko przybyła armia radziecka. Miejsce bardzo przypomina polskie Kłomino, Pstrąże czy Szczytnicę Kolonię. Gdzieś słyszałam, że te poligonowe bloki były charakterystyczne przez swoją "panelowość" i że przywożono je w kawałkach z Sajuza i składano na miejscu, nie korzystając z lokalnych materiałów. Nawet przewody czy włączniki były radzieckie. Ciekawe, że im się opłacało bardziej transportować niż odlać gdzieś na miejscu. W 1991 roku teren opustoszał i zaczął szukać swojego nowego przeznaczenia.
Wiosenna mozaika.
Bloki stoją bokiem do szosy, a przestrzeń pomiędzy nimi porasta młody, sosnowy las. Nie ma już okien, drzwi, framug, poręczy - nie wspominając o meblach czy innym wyposażeniu. Zostały tylko betonowe szkielety.
Eksplorację zaczynamy od piwnic. Dziwne tu mają te piwnice - trzeba pełzać na czworakach tak nisko jest strop. Tu chyba zachowało się najwięcej - może dlatego, że najmniej ludzi ma parcie, aby tu wpełznąć?
Są np. fragmenty starych gazet, które przenoszą nas w inną epokę. Ze zdjęć patrzą na nas czołgiści, zmoknięty, skłębiony tłum i imprezowicze z gitarą.
Nie wiem jaki to język? Napewno mało zrozumiały. Stawialiśmy chyba na kazachski?
Udaje się natrafić na kilka podartych kartek z zeszytu. Zapiski dotyczą czegoś o samolotach, ale czego dokładnie to rozkminić nie możemy.
Wala się też kawałek mapy. Taki z Czukotką. Papier jest jakby lekko laminowany, więc może dlatego udało mu się przetrwać mimo wilgoci i częściowego zakopania w ziemi?
Są też klasyczne podpisy rezerwistów.
I bajkowe malunki. Ciekawe w jakich okolicznościach powstały? Może zamknęli jakieś dzieci w piwnicy i ogarnęła je wena twórcza??
Jest też lekko niekompletny pingwinek - kabaczy łup. Ogólnie żadnych sprzętów z dawnych lat tu raczej nie znajdziemy. Pingwinek był jeden jedyny. Kiedyś chyba był nakręcany i chodził. A może pływał? Może to była zabawka do wody?
Skoro już obczailiśmy co na dole - trzeba spojrzeć na świat też z góry. Wejście na dach okazuje się być zadziwiająco łatwe, co nie jest regułą w takich miejscach.
Rozciąga się stąd super widok. Szpiczate góry z zamkami na szczytach. Białe, wypatroszone bloki zdają się nas otaczać zewsząd, sprawiając wrażenie jakby osiedle było większe niż jest w rzeczywistości. Dachowa papa zaczyna porastać młodymi sosenkami. Brzozy rzuciły się już wcześniej. Kilka okazów jest naprawdę solidnie wyrośniętych. Gdzie toto korzonki powpuszczało??
Ekipa w komplecie
Statyw mieliśmy baaaardzo klimatyczny!
Niektórzy na oknach hodują pelargonie - inni sosny!
Akuku!
Na niektóre balkony lepiej nie wchodzić - nie wyglądają zbyt pewnie...
Napisy wyskrobane w kostce przy oknach. Wołgograd, Taszkient, Sasza i Halina. Nie wiem czy to wyraz patriotyzmu lokalnego czy podkreślenia swojej odrębności w ujednoliconej zabudowie.
Jest też data jakiegoś ważnego wydarzenia, którego już nie poznamy. Właściciel mieszkania zabrał tą historię ze sobą w dalszą drogę.
Na ścianach prasówka z lat 80-90 tych. Jak to fajnie, że oni te gazety kleili jako tapety czy termoizolację. Leżące na stole czy szufladzie nie miałyby szans przetrwać, choćby dlatego, że tych ściennych nie można było ukraść czy użyć na rozpałkę w ognisku. Co jak co - ale kleje to mieli porządne! Stały się więc ciekawym artefaktem po kilkudziesięciu latach. Można poużywać na lekturze i przenieść się na chwilę w inne czasy.
Kadry zupełnie jak z Kłomina. Odarty ze wszystkiego beton + gazety. Podróż w czasie jest więc taka wieloaspektowa. Raz, że przenosi nas w okres działania osiedla, a dwa znów jakby był rok 2009 gdy włóczyliśmy się po blokowiskach pod Bornym Sulinowem.
Tu nieco owe "tapety" zrudziały. Zupełnie jakby zardzewiały!
Gdzie indziej zzieleniały tak totalnie!
A tu nawet mają naturalne, mięciutkie dywany!
Rzecz, która rzuca się w oczy, to pewna niezmienność przekazu. Niby dawne daty - a propaganda sukcesu taka sama jak teraz. Lata płyną a ludzie wciąż tacy sami - politycy, celebryci i dziennikarze ściemniają, a tępy lud wierzy we wszystko. Patrzą na nas gazety np. z 1991 roku i z podawanych w nich treści zdawałoby się, że ZSRR jest w szczycie potęgi i rozkwitu, że będzie trwał wiecznie. Dwie równoległe rzeczywistości - media i życie...
Przewija się tutaj kilka podstawowych prasowych tytułów. Jest oczywiście "Krasnaja Zwiezda", "Prawda" i "Komsomolska Prawda". Te zawsze występują masowo w podobnych miejscach. Musiały mieć duże nakłady, bo czy na ścianach czy w w kiblu, czy w mieszkaniach czy w magazynach do uszczelniania skrzyń - zawsze i wszędzie na posterunku w każdej bazie!
"Prawda" chyba miała najdłuższą historię.
Tu jednak w tej Czechosłowacji mieli większe zróżnicowanie. Pojawiają się tytuły, z którymi wcześniej nigdy się nie spotkaliśmy. "Uczitelskaja Gazeta", "Sowietski Sołdat"
Są też egzemplarze drukowane w językach poszczególnych republik. "Socjalistik Kazakstan" czy "Radiańska Ukraina".
A w piwnicach była jeszcze "Literaturna gazeta".
Różniste polityczne obrazki. Ujęcie humorystyczne, niby na wesoło.
Na skraju osiedla stoi opuszczona szkoła. Dzieci krasnoarmiejców zawsze miały swoją własną w takich okolicznościach.
Szkoła jest zdemolowana chyba jeszcze bardziej niż bloki. Z dawnych lat zachował się tylko jeden mural.
A tak powstawała powyższa fotografia Toperz uznał, że ciekawiej jest celować w druga stronę
Obecnie wnętrza dawnej szkoły służą imprezowiczom i graficiarzom.
Tu już nie wychodzę na dach. Tylko Chris z Piotrkiem się wyspinali po chybotliwej, lekko zdekompletowanej drabinie.
Widok z dachu (zdjęcie Piotrka)
Szkołę i pobliski (już współczesny) sklep otaczają zęby smoka.
Czy wspominałam, że zaczęło lać? Klimat okolicy staje się więc bardziej mroczny. I mokro-śliski.
Stary autobus, chyba teraz robiący za składzik. Może tu jeździł jeszcze za czasów świetności osiedla?
A tak prezentuje się zamieszkana część tej miejscowości.
Jest jeszcze most, który jest częścią nieistniejącej bocznicy kolejowej Mimoň - lotnisko Hradczany.
Nie ma już torowiska, acz miejscami widać jeszcze podkłady.
Przy wjeździe na most jest bunkierek. Ma swoje duże zalety - można się w nim schować przed deszczem.
Każdy się wspina po swojemu
Podpisy rezerwistów z 90-tego roku.
W ogóle to całe okoliczne lasy są nafaszerowane betonem. Zaglądam do kilku totalnie wypatroszonych ruinek. Nic nie ma ciekawego w środku. Zazwyczaj zalegają tam tylko nadpalone opony.
Klasyczne poligonowe płytówki.
Trafiają się też dziwne, omszałe, rozgałęzione bunkry. Bez oczywistego wejścia, tzn. chyba takowe były, ale są zawalone płytami lub tak szczelnie zamurowane. Są wprawdzie w lesie jakieś studzienki - pewnie którąś z nich dałoby się dostać do wnętrza bunkrów. A może gdzieś od strony wentylacji? Ale już nie chce się nam czochrać po mokrych krzakach.
Kolejnych betonów szukamy w lasach kawałek stąd. I tam uda się wleźć w mroczne, podziemne czeluście!
cdn
Czechy - Śladem poradzieckich baz (2023)
Czechy - Śladem poradzieckich baz (2023)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Lekko przerażające, ale takie miejsca chyba powinny mieć taki klimat.
Chyba tak
Acz wyjatkowo nie było żadnych upiornych laleczek nabitych na pal jak np. niegdys w Kłominie
Ostatnio zmieniony 2023-08-25, 14:35 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Za czasów, gdy w Czechosłowacji siedziała armia radziecka, powstały na jej terenach 3 magazyny głowic jądrowych (Javor 50, 51, 52). Miejsca były dobrze ukryte w przepaścistych lasach, z dala od ludzkich oczu.
(zdjęcie z aparatu Chrisa)
Podobne bazy znajdowały się również w Polsce (Podborsko, Templewo, Kolonia Brzeźnica) - w okolicy dwóch ostatnich bywaliśmy w 2009 roku, o czym wspomniane było w końcówce relacji: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... olska.html
Pewnego pięknego wiosennego dzionka mamy okazję odwiedzić miejsce o kryptonimie Javor - 52. W lekko siąpiącym deszczu ruszamy w knieje.
Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że las jak las. Jednak co chwilę wzrok zatrzymuje się na czymś, co wystaje z poszycia i raczej samo toto tu nie urosło
Główną atrakcją okolicy jest podziemny, dwukondygnacyjny budynek, który jak się okazuje nie jest tak prosto znaleźć. Wejście jest zakopane i wchodzi się tam przez lisią norę.
Lisia nora widziana od środka.
Pierwsze wrażenie to mrok. Nawet w świetle latarki jest czarno. Coś tu się solidnie jarało, wszystkie ściany i sufity są okopcone.
Zapach jest hmmm... charakterystyczny My też niedługo robimy się nieco bardziej czarni i aromatyczni niż wcześniej. Pięknie... drugi dzień wyjazdu, a my już usyfieni po uszy... Kolejne 8 dni będzie się z nas sypał dziwny czarny pył No bo przecież nie wypierzesz w kwietniu w terenie polara czy spodni....
Klimatu dodaje wszędzie obłażąca płatami farba.
Wnętrza okazują się dużo ciekawsze i lepiej zachowane od tych odwiedzanych niegdyś w Polsce. Ogólnie sporo maszynerii, która czort wie do czego miała słuzyć. Dużo rur i pokręteł.
Są miejsca, których przeznaczenie udało się odgadnąć
Różne tabliczki znamionowe można sobie poczytać.
Napisy w sadzy. Ciężko domniemywać z jakiego okresu pochodzą, acz chyba raczej są współczesne.
Jest tu też miejsce o przeznaczeniu biesiadnym, kanapy, stoliczek
A tu odpowiedź na pytanie, które ludzie często nam zadają: "Czemu wy ciągle łazicie w tych ciężkich buciorach"? Ot dlatego. Wbiło się w podeszwę chyba na centymetr!
Rdza i kropelki.
Krajobraz z rurą.
Dzielna ekipa cieszy się zwiedzaniem!
(zdjęcie z aparatu Piotrka)
Przemieszczanie między piętrami. Można łatwiej:
Można i bardziej ambitnie
Pozaglądalim we wszystkie dziury to i wyłazimy. Kręcimy się jeszcze chwilę po okolicznym lesie.
Napotykamy kilka hangarów.
Wszędzie rozsiane są też małe bunkierki. Prawie za każdym drzewem coś siedzi!
Leśny basen też utrzymany w klimatach.
"Mechaniczne jeżyny" - tak nazwał kabak drut kolczasty
Były tu też koszary, które obecnie są przerobione na ośrodek dla uchodźców, więc raczej niedostępne do zwiedzania. Zdjęć koszar więc nie będzie.
Śpimy przy wiatach geoparku. Jest coraz zimniej...
(zdjęcie z aparatu Chrisa)
Podobne bazy znajdowały się również w Polsce (Podborsko, Templewo, Kolonia Brzeźnica) - w okolicy dwóch ostatnich bywaliśmy w 2009 roku, o czym wspomniane było w końcówce relacji: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... olska.html
Pewnego pięknego wiosennego dzionka mamy okazję odwiedzić miejsce o kryptonimie Javor - 52. W lekko siąpiącym deszczu ruszamy w knieje.
Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że las jak las. Jednak co chwilę wzrok zatrzymuje się na czymś, co wystaje z poszycia i raczej samo toto tu nie urosło
Główną atrakcją okolicy jest podziemny, dwukondygnacyjny budynek, który jak się okazuje nie jest tak prosto znaleźć. Wejście jest zakopane i wchodzi się tam przez lisią norę.
Lisia nora widziana od środka.
Pierwsze wrażenie to mrok. Nawet w świetle latarki jest czarno. Coś tu się solidnie jarało, wszystkie ściany i sufity są okopcone.
Zapach jest hmmm... charakterystyczny My też niedługo robimy się nieco bardziej czarni i aromatyczni niż wcześniej. Pięknie... drugi dzień wyjazdu, a my już usyfieni po uszy... Kolejne 8 dni będzie się z nas sypał dziwny czarny pył No bo przecież nie wypierzesz w kwietniu w terenie polara czy spodni....
Klimatu dodaje wszędzie obłażąca płatami farba.
Wnętrza okazują się dużo ciekawsze i lepiej zachowane od tych odwiedzanych niegdyś w Polsce. Ogólnie sporo maszynerii, która czort wie do czego miała słuzyć. Dużo rur i pokręteł.
Są miejsca, których przeznaczenie udało się odgadnąć
Różne tabliczki znamionowe można sobie poczytać.
Napisy w sadzy. Ciężko domniemywać z jakiego okresu pochodzą, acz chyba raczej są współczesne.
Jest tu też miejsce o przeznaczeniu biesiadnym, kanapy, stoliczek
A tu odpowiedź na pytanie, które ludzie często nam zadają: "Czemu wy ciągle łazicie w tych ciężkich buciorach"? Ot dlatego. Wbiło się w podeszwę chyba na centymetr!
Rdza i kropelki.
Krajobraz z rurą.
Dzielna ekipa cieszy się zwiedzaniem!
(zdjęcie z aparatu Piotrka)
Przemieszczanie między piętrami. Można łatwiej:
Można i bardziej ambitnie
Pozaglądalim we wszystkie dziury to i wyłazimy. Kręcimy się jeszcze chwilę po okolicznym lesie.
Napotykamy kilka hangarów.
Wszędzie rozsiane są też małe bunkierki. Prawie za każdym drzewem coś siedzi!
Leśny basen też utrzymany w klimatach.
"Mechaniczne jeżyny" - tak nazwał kabak drut kolczasty
Były tu też koszary, które obecnie są przerobione na ośrodek dla uchodźców, więc raczej niedostępne do zwiedzania. Zdjęć koszar więc nie będzie.
Śpimy przy wiatach geoparku. Jest coraz zimniej...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 42 gości