Kolejka, skała, wrzosy i jaskinia w Beskidzie Śląskim.
Kolejka, skała, wrzosy i jaskinia w Beskidzie Śląskim.
Uwaga, uwaga. W końcu nastąpił ten dzień. Pobiłem swój rekord w ilości wycieczek na rok. Dotychczas to było 13, a w niedzielę, w góry w tym roku pojechałem 14sty raz. (wiem, że niektórzy to w Tatrach są tyle w ciągu miesiąca...no ale to nieszlachetni anty sprzętowcy fotograficzni więc się z nimi nie porównuje ). To tak tytułem wstępu.
Skończyły się wakacje, nastał rok szkolny. Na niedzielę zapowiadają ładną pogodę, to rzucam propozycję wycieczki na Jurę, na co żona odpowiada, a może pojedźmy do Szczyrku? No to jedziemy.
Jeszcze tylko proponujemy znajomym spacer, podsyłając im atrakcje i wieczorem w sobotę dogrywamy szczegóły.
Rano spotkanie na stacji benzynowej - ekipa ta sama co zawsze, w tym roku już drugi raz i pijąc kawę wybieramy ostateczną wersję wycieczki.
W Szczyrku pod kolejką na Skrzyczne zostawiamy rodziny, a my jedziemy zostawić jedno z aut na przełęczy Salmopolskiej. Zjeżdżamy drugim na dół i...w końcu ruszamy na szczyt!
Kolejką. A co!
Wygodnie siedząc na kanapę, powoli zostawiamy za sobą gwar. Lekko kołysząc się, mijamy hotel, zaglądając w okna pokoi, a chwilę później wyprzedzamy turystów, którzy wędrują szlakiem. Za nami pozostają też drewniane chaty, które, niezwykle się nam podobają .
Docieramy do stacji przesiadkowej (na zdjęciu wyżej) znajdującej się na hali Jaworzyna i przesiadamy się na drugą część kolejki.
Pod szczytem.
Po dwudziestu minutach jesteśmy na szczycie. Zapinamy bluzy, wkładamy kaptury, gdyż wieje zimny wiatr i ruszamy na platformę widokową obejrzeć co widać wokół. A jest co oglądać:
Widok na północ, na Magurę oraz Bramę Wilkowicką, czyli rozległą przełęcz dzielącą Beskid Śląski i Mały. Zalesiona kopa, to Skalite.
Tu widok na Kotlinę Żywiecką, z widocznym Jeziorem - Zbiornikiem Żywieckim.
W kierunku Żywieckiego.
Po obejrzeniu widoków, po zrobieniu zdjęcia prawie grupowego ( J. ) schodzimy, za zimy wiatr jest... Omijamy schronisko i ruszamy ku samemu szczytowi. Idąc na kopułę, wspominam córce, że Skrzyczne to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego i opowiadam, o tym, że jest taka inicjatywa, jak korona gór Polskich, czyli zdobywanie najwyższych szczytów pasm górskich w naszym kraju - oczywiście nie wnikam, w szczegóły, jak i ile razy się ta korona mija, ale mówię jej, że jak będzie chciała, to możemy zdobywać te najwyższe (na serio) góry. Pod tabliczką oznajmiającą, że jesteśmy na szczycie, robię jej zdjęcie; zobaczymy co wyniknie z czasem z tego naszego zdobywania .
Zostawiamy za sobą nadajnik RTV i ruszamy ku głównej atrakcji.
Skrzyczne 1257 m npm.
Nasza trasa na dziś:
Nie ma na co czekać, więc drałujemy. Już z daleko widać, że wysoko w górach, jesień już jest. Na dole jeszcze zielono, u góry już kolorowo. A to potwierdzenie:
Czyż jesień nie jest piękna?
Choć zimna. To znaczy dziś jest zimno, więc dopiero w resztkach lasu, porastającego Małe Skrzyczne posilamy się - w lesie po prostu nie wieje i w słońcu jest przyjemnie. Mimo chłodu turystów jest całkiem sporo i nic w tym dziwnego. Miejsce piękne, pogoda piękna, to szkoda w domu siedzieć.
Po krótkiej chwili ruszamy dalej. Mijamy kolejkę, którą w ramach Pętli Szczyrkowskiej można wrócić do miasta. Obserwujemy ciekawy patent, z boku gondoli są haki, na których rowerzyści wieszają rowery. Obok górnej stacji znajdują się dwie trasy rowerowe i jedną z nich rowerzyści ruszają.
My tymczasem mijamy ogromne kałuże, oraz rosnące obok ścieżki grzyby:
Muchomory zostawiamy w spokoju i powoli wychodzimy z lasu. Jest już południe, po rannym błękitnym niebie nie ma śladu, szkoda, że również widoczność spadła (jadąc jedynką, już koło Tychów było widać Beskidy). Szkoda, ale i tak jest ładnie. Przed nami widać grań biegnącą do Baraniej Góry:
A obok szlaku, mienią się kolorami hale, barwami żółci, brązów i czerwieni...a w tle Babia Góra, ledwo widoczna:
Widok na pasmo Babiej (z lewej), oraz Pilsko ( z prawej):
Gdy schodzimy, w widoczny wcześniej zielony, odrastający las, to odwracając się możemy obejrzeć resztki lasu, oraz halę poniżej z kikutami martwych drzew. Oraz szlak i turystów, a z prawej wieżę na Skrzycznem.
Nasz cel coraz bliżej. Pokazuję go córce i reszcie naszej ekipy.
Pokazuję im też małą kępkę wrzosów rosnących obok ścieżki, sam się go tu nie spodziewałem.
Malinowska Skała, widać nawet samą skałę. Nasz cel.
Jagody i wrzosy...
Opowiadam córce, jak w czasach szkoły zdobyłem Baranią. Mówię jej, że wtedy te góry porastał las, że widoków nie było. Tak samo było na Skrzycznem. Mówię, że skała, do której zmierzamy, była w lesie i nie robiła takiego wrażenia jak dziś. Rozmowa schodzi na temat kornika i tak przemierzamy kolejne metry.
Niemniej plusem braku lasu, są widoki. A te są piękne. Na przykład na odległy Beskid Mały, Makowski i Żywiecki, otaczający Kotlinę Żywiecką:
Przed nami, jedno z dwóch podejść. Nasza grupa się rozciągła, córka ciągnie mocno do przodu, więc ruszmy zdobyć (w końcu - to jej słowa) górę:
Po krótkim wysiłku, cel osiągnięty. Jesteśmy pod wychodnią. Tu trzeba chwilę poczekać, by zrobić sobie zdjęcie, bo oczywiście robimy pamiątkowe.
Na tej wycieczce, większość trasy, przechodzimy razem 😍
Obok skały robimy przerwę. Zjadamy kanapki, odpoczywamy. Ja w między czasie robię zdjęcia.
Na Skrzyczne i trasę którą przeszliśmy:
Na Żywiec:
Na las, porastający Kościelec:
oraz na nasz następny cel, Malinów:
Czas ruszyć, tym bardziej, że obok pali się grill/ognisko i unoszący się zapach pieczonych kiełbas drażni nozdrza. Czeka nas teraz zejście, początkowo dość ostro opadającą ścieżką, gdzie kilkoro z nas, zalicza lekki uślizg. Mnie cieszy fakt, że od północy wiatr zaczyna rozwiewać chmury, co powoduje piękny widok:
Dość szybko jednak osiągamy wypłaszczenie, czyli przełęcz pod Malinowem. Tu spotykamy trochę kolorowych roślin i kwiatów.
Wrzosy:
i inne:
No i borówki na tle błękitnego nieba, z niewielką ilością malowniczych chmur:
Pozostaje nam już tylko podejść pod Malinów. Szlak wiedzie nas ścieżką, z pod której wyłaniają się zlepieńce, z których jest zbudowana góra, grzbiet biegnący od Malinowskiej Skały do Kotarza, tak zwane zlepieńce z Malinowskiej Skały. Występują one tylko tu, oraz w najwyższych partiach Beskidu Śląsko-Morawskiego. Obok nad stokiem stoją wychodnie, które można spotkać w masywie góry. Na stokach znajduje się tu też kilka jaskiń, min najdłuższa jaskinia polskiego fliszu karpackiego - Jaskinia Wiślańska, oraz Jaskinia Malinowska, do której idziemy.
Tu rozpoczynamy podejście...
a tu czekamy na resztę
Specjalnie zabraliśmy czołówki, więc gdy docieramy pod jaskinię, bierzemy je i ruszamy na zwiedzenie. Jaskinia jest pomnikiem przyrody, ale w przeciwieństwie do innych jaskiń w masywie Malinowa, oddana do zwiedzania. A od dwóch lat, dość łatwo można do głównego ciągu wejść, gdyż zainstalowano metalowe drabiny i klamry.
Otwór jaskini:
Szczelina wejściowa ma ok 10m głębokości i prezentuje się tak:
Widok z dołu na otwór wejściowy:
Kolejna drabina, następnie niżej schodzimy po błotnistym dnie, pomagają w tym klamry:
Tak się to prezentuje z dołu, na ścianie wspomniane klamry:
Córka zawsze chciała wejść do jaskini, więc schodzimy. Niestety ale mokre i śliskie skały, oraz spore kroki, które trzeba zrobić, by zejść w dół, jak i ciemność powoduje, że schodzi tylko z pierwszej drabiny. Ja ruszam dalej, ale muszę zaraz wracać, by dotrzymać jej towarzystwa. Gdy wychodzimy, ja schodzę raz jeszcze i kawałek idę dalej.
Jaskinia jest sporą atrakcją, schodzi do niej sporo osób. Jak większość, tak i my docieramy tylko do głównego ciągu. Na głowę kapią krople wody. Wychodzę, czyszczę ubłocone ręce i choć zwiedziłem niewiele, to jestem zadowolony. Po ćwierćwieczu znów schodzę pod ziemię...
Po niedługim odpoczynku, ruszamy dalej. Wszyscy się cieszą, bo podejścia pozostało nam niewiele.
Sam Malinów jest porośnięty, więc droga nam mija szybko, tym bardziej, że po chwili już schodzimy. Końcówka zejścia, znowu jest średnia, bo stroma, z kruszyzną, ale gdy się zaczynają pytania, ile jeszcze, to punkt na mapie pokazuje, że do przełęczy pozostało nam z 10 minut. I w końcu jest przełęcz:
Część z nas zjeżdża do Szczyrku, gdzie idziemy zająć stolik w restauracji, bo w brzuchach nam burczy z głodu, gdy M. wraca po resztę. Szczyrk zakorkowany, zatłoczony, na obiad trzeba poczekać trzy kwadranse, więc gdy wjeżdżają talerze, to pochłaniamy wszystko. Z racji, iż zrobiło się już późno, ruszamy do domu, odpuszczając spacer po mieście. Dzieciaki szybko w autach odpadają, a my powoli się wleczemy w korkach na jedynce, już chwilę za Bielskiem...cóż, nie dziwota, w tak piękny dzień warto było pobyć w górach!
Liczbowo, jak to z dziećmi, optymalnie
I znów był super, przyjemnie, więc znów zaczynamy myśleć, kiedy by tu znowu razem pojechać...
Skończyły się wakacje, nastał rok szkolny. Na niedzielę zapowiadają ładną pogodę, to rzucam propozycję wycieczki na Jurę, na co żona odpowiada, a może pojedźmy do Szczyrku? No to jedziemy.
Jeszcze tylko proponujemy znajomym spacer, podsyłając im atrakcje i wieczorem w sobotę dogrywamy szczegóły.
Rano spotkanie na stacji benzynowej - ekipa ta sama co zawsze, w tym roku już drugi raz i pijąc kawę wybieramy ostateczną wersję wycieczki.
W Szczyrku pod kolejką na Skrzyczne zostawiamy rodziny, a my jedziemy zostawić jedno z aut na przełęczy Salmopolskiej. Zjeżdżamy drugim na dół i...w końcu ruszamy na szczyt!
Kolejką. A co!
Wygodnie siedząc na kanapę, powoli zostawiamy za sobą gwar. Lekko kołysząc się, mijamy hotel, zaglądając w okna pokoi, a chwilę później wyprzedzamy turystów, którzy wędrują szlakiem. Za nami pozostają też drewniane chaty, które, niezwykle się nam podobają .
Docieramy do stacji przesiadkowej (na zdjęciu wyżej) znajdującej się na hali Jaworzyna i przesiadamy się na drugą część kolejki.
Pod szczytem.
Po dwudziestu minutach jesteśmy na szczycie. Zapinamy bluzy, wkładamy kaptury, gdyż wieje zimny wiatr i ruszamy na platformę widokową obejrzeć co widać wokół. A jest co oglądać:
Widok na północ, na Magurę oraz Bramę Wilkowicką, czyli rozległą przełęcz dzielącą Beskid Śląski i Mały. Zalesiona kopa, to Skalite.
Tu widok na Kotlinę Żywiecką, z widocznym Jeziorem - Zbiornikiem Żywieckim.
W kierunku Żywieckiego.
Po obejrzeniu widoków, po zrobieniu zdjęcia prawie grupowego ( J. ) schodzimy, za zimy wiatr jest... Omijamy schronisko i ruszamy ku samemu szczytowi. Idąc na kopułę, wspominam córce, że Skrzyczne to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego i opowiadam, o tym, że jest taka inicjatywa, jak korona gór Polskich, czyli zdobywanie najwyższych szczytów pasm górskich w naszym kraju - oczywiście nie wnikam, w szczegóły, jak i ile razy się ta korona mija, ale mówię jej, że jak będzie chciała, to możemy zdobywać te najwyższe (na serio) góry. Pod tabliczką oznajmiającą, że jesteśmy na szczycie, robię jej zdjęcie; zobaczymy co wyniknie z czasem z tego naszego zdobywania .
Zostawiamy za sobą nadajnik RTV i ruszamy ku głównej atrakcji.
Skrzyczne 1257 m npm.
Nasza trasa na dziś:
Nie ma na co czekać, więc drałujemy. Już z daleko widać, że wysoko w górach, jesień już jest. Na dole jeszcze zielono, u góry już kolorowo. A to potwierdzenie:
Czyż jesień nie jest piękna?
Choć zimna. To znaczy dziś jest zimno, więc dopiero w resztkach lasu, porastającego Małe Skrzyczne posilamy się - w lesie po prostu nie wieje i w słońcu jest przyjemnie. Mimo chłodu turystów jest całkiem sporo i nic w tym dziwnego. Miejsce piękne, pogoda piękna, to szkoda w domu siedzieć.
Po krótkiej chwili ruszamy dalej. Mijamy kolejkę, którą w ramach Pętli Szczyrkowskiej można wrócić do miasta. Obserwujemy ciekawy patent, z boku gondoli są haki, na których rowerzyści wieszają rowery. Obok górnej stacji znajdują się dwie trasy rowerowe i jedną z nich rowerzyści ruszają.
My tymczasem mijamy ogromne kałuże, oraz rosnące obok ścieżki grzyby:
Muchomory zostawiamy w spokoju i powoli wychodzimy z lasu. Jest już południe, po rannym błękitnym niebie nie ma śladu, szkoda, że również widoczność spadła (jadąc jedynką, już koło Tychów było widać Beskidy). Szkoda, ale i tak jest ładnie. Przed nami widać grań biegnącą do Baraniej Góry:
A obok szlaku, mienią się kolorami hale, barwami żółci, brązów i czerwieni...a w tle Babia Góra, ledwo widoczna:
Widok na pasmo Babiej (z lewej), oraz Pilsko ( z prawej):
Gdy schodzimy, w widoczny wcześniej zielony, odrastający las, to odwracając się możemy obejrzeć resztki lasu, oraz halę poniżej z kikutami martwych drzew. Oraz szlak i turystów, a z prawej wieżę na Skrzycznem.
Nasz cel coraz bliżej. Pokazuję go córce i reszcie naszej ekipy.
Pokazuję im też małą kępkę wrzosów rosnących obok ścieżki, sam się go tu nie spodziewałem.
Malinowska Skała, widać nawet samą skałę. Nasz cel.
Jagody i wrzosy...
Opowiadam córce, jak w czasach szkoły zdobyłem Baranią. Mówię jej, że wtedy te góry porastał las, że widoków nie było. Tak samo było na Skrzycznem. Mówię, że skała, do której zmierzamy, była w lesie i nie robiła takiego wrażenia jak dziś. Rozmowa schodzi na temat kornika i tak przemierzamy kolejne metry.
Niemniej plusem braku lasu, są widoki. A te są piękne. Na przykład na odległy Beskid Mały, Makowski i Żywiecki, otaczający Kotlinę Żywiecką:
Przed nami, jedno z dwóch podejść. Nasza grupa się rozciągła, córka ciągnie mocno do przodu, więc ruszmy zdobyć (w końcu - to jej słowa) górę:
Po krótkim wysiłku, cel osiągnięty. Jesteśmy pod wychodnią. Tu trzeba chwilę poczekać, by zrobić sobie zdjęcie, bo oczywiście robimy pamiątkowe.
Na tej wycieczce, większość trasy, przechodzimy razem 😍
Obok skały robimy przerwę. Zjadamy kanapki, odpoczywamy. Ja w między czasie robię zdjęcia.
Na Skrzyczne i trasę którą przeszliśmy:
Na Żywiec:
Na las, porastający Kościelec:
oraz na nasz następny cel, Malinów:
Czas ruszyć, tym bardziej, że obok pali się grill/ognisko i unoszący się zapach pieczonych kiełbas drażni nozdrza. Czeka nas teraz zejście, początkowo dość ostro opadającą ścieżką, gdzie kilkoro z nas, zalicza lekki uślizg. Mnie cieszy fakt, że od północy wiatr zaczyna rozwiewać chmury, co powoduje piękny widok:
Dość szybko jednak osiągamy wypłaszczenie, czyli przełęcz pod Malinowem. Tu spotykamy trochę kolorowych roślin i kwiatów.
Wrzosy:
i inne:
No i borówki na tle błękitnego nieba, z niewielką ilością malowniczych chmur:
Pozostaje nam już tylko podejść pod Malinów. Szlak wiedzie nas ścieżką, z pod której wyłaniają się zlepieńce, z których jest zbudowana góra, grzbiet biegnący od Malinowskiej Skały do Kotarza, tak zwane zlepieńce z Malinowskiej Skały. Występują one tylko tu, oraz w najwyższych partiach Beskidu Śląsko-Morawskiego. Obok nad stokiem stoją wychodnie, które można spotkać w masywie góry. Na stokach znajduje się tu też kilka jaskiń, min najdłuższa jaskinia polskiego fliszu karpackiego - Jaskinia Wiślańska, oraz Jaskinia Malinowska, do której idziemy.
Tu rozpoczynamy podejście...
a tu czekamy na resztę
Specjalnie zabraliśmy czołówki, więc gdy docieramy pod jaskinię, bierzemy je i ruszamy na zwiedzenie. Jaskinia jest pomnikiem przyrody, ale w przeciwieństwie do innych jaskiń w masywie Malinowa, oddana do zwiedzania. A od dwóch lat, dość łatwo można do głównego ciągu wejść, gdyż zainstalowano metalowe drabiny i klamry.
Otwór jaskini:
Szczelina wejściowa ma ok 10m głębokości i prezentuje się tak:
Widok z dołu na otwór wejściowy:
Kolejna drabina, następnie niżej schodzimy po błotnistym dnie, pomagają w tym klamry:
Tak się to prezentuje z dołu, na ścianie wspomniane klamry:
Córka zawsze chciała wejść do jaskini, więc schodzimy. Niestety ale mokre i śliskie skały, oraz spore kroki, które trzeba zrobić, by zejść w dół, jak i ciemność powoduje, że schodzi tylko z pierwszej drabiny. Ja ruszam dalej, ale muszę zaraz wracać, by dotrzymać jej towarzystwa. Gdy wychodzimy, ja schodzę raz jeszcze i kawałek idę dalej.
Jaskinia jest sporą atrakcją, schodzi do niej sporo osób. Jak większość, tak i my docieramy tylko do głównego ciągu. Na głowę kapią krople wody. Wychodzę, czyszczę ubłocone ręce i choć zwiedziłem niewiele, to jestem zadowolony. Po ćwierćwieczu znów schodzę pod ziemię...
Po niedługim odpoczynku, ruszamy dalej. Wszyscy się cieszą, bo podejścia pozostało nam niewiele.
Sam Malinów jest porośnięty, więc droga nam mija szybko, tym bardziej, że po chwili już schodzimy. Końcówka zejścia, znowu jest średnia, bo stroma, z kruszyzną, ale gdy się zaczynają pytania, ile jeszcze, to punkt na mapie pokazuje, że do przełęczy pozostało nam z 10 minut. I w końcu jest przełęcz:
Część z nas zjeżdża do Szczyrku, gdzie idziemy zająć stolik w restauracji, bo w brzuchach nam burczy z głodu, gdy M. wraca po resztę. Szczyrk zakorkowany, zatłoczony, na obiad trzeba poczekać trzy kwadranse, więc gdy wjeżdżają talerze, to pochłaniamy wszystko. Z racji, iż zrobiło się już późno, ruszamy do domu, odpuszczając spacer po mieście. Dzieciaki szybko w autach odpadają, a my powoli się wleczemy w korkach na jedynce, już chwilę za Bielskiem...cóż, nie dziwota, w tak piękny dzień warto było pobyć w górach!
Liczbowo, jak to z dziećmi, optymalnie
I znów był super, przyjemnie, więc znów zaczynamy myśleć, kiedy by tu znowu razem pojechać...
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Faktycznie w tym roku jeździsz często na wycieczki.
Trasa bardzo podobna do naszej niedawnej z Dobromiłem.
Kolorki lekko jesienne, ale tylko lekko
Jaskinia jest wypasiona!
Trasa bardzo podobna do naszej niedawnej z Dobromiłem.
Kolorki lekko jesienne, ale tylko lekko
Jaskinia jest wypasiona!
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
laynn pisze:(wiem, że niektórzy to w Tatrach są tyle w ciągu miesiąca...no ale to nieszlachetni anty sprzętowcy fotograficzni więc się z nimi nie porównuje )
Pana prowokacja trafiła w próżnię.
sprocket73 pisze:Trasa bardzo podobna do naszej niedawnej z Dobromiłem.
Ja bym to nazwał plagiatem.
sprocket73 pisze:Kolorki lekko jesienne, ale tylko lekko
Prawdopodobnie sprzęt fotograficzny został źle użyty
P.s. Widać, że to córka prowadzi Cię po szlakach.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:w próżnię.
Następnym razem postaram się bardziej.
sprocket73 pisze:w tym roku jeździsz często na wycieczki.
A jak wspomniał Piotr
Piotrek pisze:to do końca roku pewnie
jeszcze ich trochę będzie.
Choć nie biję się z rekordem, tym bardziej, że urlop spowodował, że 3 wycieczki wskoczyły in plus.
Dobromił pisze:Prawdopodobnie sprzęt fotograficzny został źle użyty
Czyżby zamiast zooma, trzeba użyć stałki? A może nie ta przesłona ?
Dobromił pisze:Ja bym to nazwał plagiatem.
No cóż, obym kiedyś w końcu w Tatrach tego czegoś użył
Piotrek pisze:Podejście ze Szczyrku jest nudne i upierdliwe
Na Skrzyczne, od Szczyrku podchodziłem dwa razy. Raz szlakiem (chyba zielonym), na praktykach studenckich, drugi raz wcześniej, w wakacje byliśmy ze znajomymi w domkach gdzieś w okolicy Olimpijskiej i z niej poszliśmy stokówką, a następnie z kolegą idealnie pod górną kolejką. Oj nas wtedy to umordowało
Wtedy jeszcze weszliśmy na Klimczok, a tak to imprezowaliśmy
Ostatnio zmieniony 2021-09-07, 08:08 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
wspominam córce, że Skrzyczne to najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego i opowiadam, o tym, że jest taka inicjatywa, jak korona gór Polskich, czyli zdobywanie najwyższych szczytów pasm górskich w naszym kraju - oczywiście nie wnikam, w szczegóły, jak i ile razy się ta korona mija, ale mówię jej, że jak będzie chciała, to możemy zdobywać te najwyższe (na serio) góry.
i już od małego wkręcasz dziecko w jakieś dziwne inicjatywy, to prawie jak byś je ochrzcił :p
A tak na poważnie: moim zdaniem te kolejne korony, diamenty i inne coraz bardziej dobijają coś takiego jak spontaniczne i radosne przeżywanie gór. Bo jednak dla wielu ludzi stały się wyznacznikiem przebywania w nich.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:te kolejne korony, diamenty i inne coraz bardziej dobijają coś takiego jak spontaniczne i radosne przeżywanie gór
Uważam, tak samo, ale sam stwierdziłem, że fajnie byłoby poznać każde pasmo. Czy przez pryzmat najwyższej góry? Raczej już nie.
A dziecko, czy dla niego jest samo przebywanie w górach atrakcyjne? Na pewno nie tak jak my (w sensie miłośników wędrówek itd), więc stąd wymyślanie kolejek, skał i jaskiń jako atrakcji. Plus akurat byliśmy na najwyższym szczycie pasma, pierwszy raz, to jej powiedziałem, że ludzie zdobywają takie coś.
Pudelek pisze:to prawie jak byś je ochrzcił
Teraz to brutalnie przesadziłeś
Co do koron, diamentów i innych ustrojstw to bardziej "szokuje" mnie ciągłe wymyślanie nowych. To rzeczywiście może "zabić" uduchowione podejście do turystyki.
P.s. Byłem i jestem w trakcie jednej Korony. Z 14 mam 11. No chyba , że ktoś stworzy WPKT
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:ktoś stworzy WPKT
Wojewódzki Park Kultury Turystycznej??
laynn pisze:Uważam, tak samo, ale sam stwierdziłem, że fajnie byłoby poznać każde pasmo.
ale do tego chyba nie trzeba zdobywać żadnej korony Jak dla mnie to wszystko przypomina robienie GSB - czasem wiedzie on przez tak beznadziejnie nudny teren i omija ciekawsze okolice, ale ludzie trzymają się go uparcie "bo GSB"
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:Wojewódzki Park Kultury Turystycznej??
Wystarcza mi Park Miejski w Żywcu
Wielka Piracka Korona Tatr.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Pudelek pisze:ale do tego chyba nie trzeba zdobywać żadnej korony
No a ja przecież żadnej nie zdobywam. Nigdy nie liczyłem GOTów, nie zbierałem oznak. Zawsze z z tej organizacji się wyśmiewałem.
I jak córa będzie chciała coś takiego robić, to też będziemy to robić po naszemu, a nie z jakąś organizacją. I w takim pomyśle, "korona" gór polskich mi się podoba.
Pudelek pisze:dla mnie to wszystko przypomina robienie GSB
Ja od samego początku chodzenia po górach wyznaczałem sobie cele, niezwiązane z jakimiś szlakami. Choć czasem mi chodzi po głowie przejście jakiegoś szlaku od kropy do kropy (głównie Mały SB), to, abstrahując od tego, że nie mam czas na takie coś, bo po pierwsze ostatnio wolę krótsze wycieczki z rodziną, niż długie łażenie samemu, po drugie, właśnie czas, tzn również uważam, że te długie szlaki są średnio poprowadzone i zamiast iść np 4 dni po nim, to wolę (a raczej wolałbym, bo dawno już nie byłem plecakowiczem) w te cztery dni być w kilku ciekawszych miejscach niż iść jakimś nudnym odcinkiem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 24 gości