Maseczki. Są podobno po to, by chronić innych przed nami. Gdy widzę, jak spora część społeczeństwa używa maseczek, dochodzę do wniosku, że o wiele bardziej szkodzi sobie. Nie chodzi o covid, lecz o higienę. Rozwalają mnie na strzępy ludzie, którzy dopiero po wygodnym umoszczeniu się w pociągu nakładają maseczkę. I ci, którzy zanim ruszą "żić" z siedzenia, by wysiąść, już ją zdejmują. Dokładnie obmacując łapami. Bardzo to zdrowe i higieniczne...
Jest też spora grupa tych, którym się wydaje, że założyli maseczkę, ale nos jest odsłonięty... Kto wie, ile razy jedna maseczka jest w użyciu...
Ilu używa żelu 60-70%, zanim włoży/zdejmie maseczkę? Ilu czyści maseczkę (wielokrotnego użytku) po użyciu? Ilu w ogóle ma świadomość, jaką maseczkę użyło czy używa wielokrotnie?
Odstępy w sklepie... Są tacy, którzy chętnie wskoczyliby mi na plecy. W kolejce do kasy jest na to sposób, najpierw ja, a potem wózek. I nie ma mocnych...
Do rzeczy... Co do tematu wątku - nie tyle chodzi o covid, co o podejście do higieny. W moim przypadku - częstsze i dokładniejsze mycie rąk. Nie dotykam jedzenia rękami, jeśli przed chwilą ich nie myłem. W centrum miasta ani w sklepie (nieistotne, co ta "mądra" władza wymyśli, może np. zmniejszyć odległość z 1,5 m do np. 1,27 m) mojej gęby nikt dłuuugo nie zobaczy. Gdy widzę większą grupę przed sobą, to w miarę możliwości omijam. Nie wsiadam do busa, który ma przyciemnione szyby - to oczywiste, prawda? Aż głupio pisać...
Tak, wiem, podobno mam hardcore'owe podejście do tematu... I tak trzymać!!!
Kto z nas wygra, to pokaże czas...
