Słoneczne Sudety.
Słoneczne Sudety.
Dzień dobry.
Jak to uczą w pieśniach, bajkach, legendach i podaniach ludowych Polska leży od Morza Bałtyckiego do Tatr. Te Tatry są, plus - minus, po środku Pięknego Południa Kraju. Natomiast po bokach leżakują inne góry. Np. Bieszczady na wschodzie i Sudety na zachodzie. W obu do tej pory nie byłem. Zmieniło się to ...
Nasz malutki i sympatyczny Klub Górski Zdobywcy raz za czas organizuje Rajdy. Tak wyszło, że 7 Rajd miał odbyć się w Sudetach. W dniach 30 maja - 2 czerwca 2013. Podobno się odbył. Z racji dreszczów niespokojnych nie jestem tego do tej pory pewny.
Zapisy się odbyły, pieniądze wpłaciliśmy, wszelkie szczegóły zostały dograne. 19 osób melduje się na parkingu i o 4.38 w czwartek 30 maja ruszamy z kopyta na zachód. 20 osób ( jeden dołączy po drodze ) to idealna grupa. Wszyscy się znają, a jak nie znają to poznają i później nie będą mylić się kogo poznali. Bus pomyka a my myślimy jak to będzie. Prognozy są jednoznaczne - będzie źle. Było gorzej. Na razie odbieramy w Bielsku ostatniego osobnika, Wielebnego Heńka, i jazda. Do Nysy Kłodzkiej. Tam część osób idzie na mszę, a 5 osobników idzie zwiedzać o poranku miasteczko. Ładne miasto. Czekamy na kościelnych, pakujemy się i ruszamy do celu. Wg rozpiski pierwszego dnia mieliśmy nawiedzić Góry Sowie. W słońcu, z widokami i z radością na obliczach. W sumie to radość objawialiśmy. Poza tym innych zapowiedzianych czynników nie było. A ponoć widok z wieży na Wielkiej Sowie jest miły. Myśmy go nie widzieli. Ledwo co wieże było widać. Nic to - prawie wszyscy weszliśmy na wieżę, zdobywając w ten sposób szczyt jednego ze szczytów Korony Gór Polskich ( czy jak to się zwie ). Podniesieni na duchu zatrzymujemy się na pewien czas pod daszkiem ( inne osobniki robiły tam grilla, było sympatycznie ), a potem, minimalnie osuszeni, ruszamy w dół. Do schroniska. Takiego małego i miłego. Kolejna próba suszenia ubrań, rozmowy przy stole i czas iść. Doszliśmy - bus czekał. Pisząc w skrócie - Przełęcz Jugowska - Wielka Sowa - Schronisko Sowa - Przełęcz Sokola. A Karpacz już czeka ... Mamy tam 20 osobowy domek dla nas. O fajnej nazwie - literacko roślinnej - Jaskier. Trochę rzadko używany ... Wchodzę pierwszy do naszego pokoju, a ryj mi oplata piękna pajęczyna framugowa. Nic to, pająki się wyniosły na nasz widok - 5 dzielnych pancernych. Zasiedlamy pokój, próbujemy wysuszyć ubranie i czas na wieczór. Czyli to co dzieje się na każdym Zlocie turystycznym. Część artystyczno - dramatyczna. Dwie gitary, skrzypce i harmonijka oraz soliści i chór. Dobranoc.
31 maja wita nas ścianą deszczu. Z przerwą na śniadanie. Jak tylko wyszliśmy z budynku jadalni zaczęło padać z powrotem. Takie to sudeckie niebo gościnne. Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie niejakiej Śnieżki. Całe 1602 metry, ponoć najwyższy szczyt w okolicy, Czesi czują się tam wyżsi, jakieś dziwne domki tam stoją. Trzeba wyjść. A najpierw wyjechać. W strugach deszczu dojeżdżamy kolejką na niejaką Kopę. Bileter pyta się mnie czy mamy jakąś karę. Odpowiadam, że tak. Ze współczuciem rozumie mnie. Na Kopie zbiegamy z krzesełek, biegniemy do budynku a tam drzwi zamknięte. Zbrodnia. Zaczynamy już wznosić okrzyki bojowe. Bar otwierają. Następuje próba suszenia i rozmowy turystyczne. W wyniku burzy mózgów decydujemy, że ruszamy zdobyć ten straszny szczyt. Szczyt schowany w chmurach, deszczu i gradzie. Po lewicy mijamy coś pomalowanego na żółto. Dom Śląski. Wejdziemy do niego w drodze powrotnej. I czas na straszne łańcuchy, straszne kamienie, straszne stopnie, straszne krzyże i straszne budynki na szczycie. Do jednego z nich nieopatrznie wchodzimy. Nic to - w drodze powrotnej nastąpił cud przejściowy ... np. zobaczyliśmy Śląski Dom i jego okolice. Następnie zobaczyliśmy wnętrze tegoż budynku. Bardzo, bardzo ładne. Ogólnie pisząc ładne te schroniska w okolicy. I blisko siebie bytujące. W sam raz dla turystów ceniących wygodę. Czyli np. mnie. Idziemy dalej - Strzecha Akademicka, Samotnia, Wang. Cuda działy się dalej - gdzieś tak od Samotni zobaczyliśmy niebieskie niebo. Apogeum słonecznej pogody było wtedy jak zwiedzaliśmy Wang. Piękne to miejsce. Kościół a skromny. Bez pychy i kiczu. Kończymy zwiedzanie, schodzimy na parking - Śnieżka w całej okazałości - bus czeka i ruszamy na kwaterę. Czas na część artystyczno - dramatyczną. Dobranoc.
1 czerwca wita nas ścianą deszczu. Nawet w trakcie śniadania deszcz nie zrobił sobie przerwy. Taki ambitny był. My też ... Przed nami Góry Izerskie. Celem dnia - Wysoki Kamień i Wysoka Kopa. Pisząc w skrócie - tego dnia byliśmy około 7 godzin w terenie i w domku na Wysokim Kamieniu. Padało 7 i pół godziny. Kilku osobników poszło na Wysoką Kopę, większość aż tak walnięta nie była. Mi za to podobały się skałki w okolicy. I ładne kamienie obok nieczynnej kopalni kruszczu. Wieczorem to co zwykle. Dobranoc.
2 czerwca wita nas burzą. Trwała ona gdzieś tak od 3 w nocy. Tak waliło, że zaczęliśmy się zastanawiać czy tego dnia, ostatniego, jest w ogóle sens gdzieś turystycznie wychodzić. Śniadanie, oczekiwanie na poprawę pogody i na koniec decyzja - Szczeliniec Wielki. Czyli Góry Stołowe. Szukamy w miarę suchych ubrań, pakujemy resztę rzeczy i ruszamy na ostatni cel wyjazdu. Jedziemy przez miejscowości, które w najbliższych dniach staną się "bohaterami" mediów. Już w niedzielę wyglądało to strasznie. My natomiast mieliśmy jedyny, całkowicie bezdeszczowy dzień na szlaku. Jak podjechaliśmy pod początek szlaku to przestało padać. Jaki jest Szczeliniec wielu wie - dla mnie coś wspaniałego, najlepszy punkt Rajdu. Chcę tam wrócić. Dłuższy czas spędzamy na tarasie obok schroniska, a potem kupujemy bilety i wnikamy w jeszcze wspanialszy niż niżej, skalny świat. Prawie taki jak w Beskidzie Śląskim ... Cuda, Małpoludy, cuda, Tron Liczyrzepy, piękne Piekło, Koński Łeb i inne atrakcje. Wrócę tam.
No i czas na powrót w dom. Dojechaliśmy ( w deszczu ) do Żywca o 20.30. Wrócimy w Sudety !!!
Jak to uczą w pieśniach, bajkach, legendach i podaniach ludowych Polska leży od Morza Bałtyckiego do Tatr. Te Tatry są, plus - minus, po środku Pięknego Południa Kraju. Natomiast po bokach leżakują inne góry. Np. Bieszczady na wschodzie i Sudety na zachodzie. W obu do tej pory nie byłem. Zmieniło się to ...
Nasz malutki i sympatyczny Klub Górski Zdobywcy raz za czas organizuje Rajdy. Tak wyszło, że 7 Rajd miał odbyć się w Sudetach. W dniach 30 maja - 2 czerwca 2013. Podobno się odbył. Z racji dreszczów niespokojnych nie jestem tego do tej pory pewny.
Zapisy się odbyły, pieniądze wpłaciliśmy, wszelkie szczegóły zostały dograne. 19 osób melduje się na parkingu i o 4.38 w czwartek 30 maja ruszamy z kopyta na zachód. 20 osób ( jeden dołączy po drodze ) to idealna grupa. Wszyscy się znają, a jak nie znają to poznają i później nie będą mylić się kogo poznali. Bus pomyka a my myślimy jak to będzie. Prognozy są jednoznaczne - będzie źle. Było gorzej. Na razie odbieramy w Bielsku ostatniego osobnika, Wielebnego Heńka, i jazda. Do Nysy Kłodzkiej. Tam część osób idzie na mszę, a 5 osobników idzie zwiedzać o poranku miasteczko. Ładne miasto. Czekamy na kościelnych, pakujemy się i ruszamy do celu. Wg rozpiski pierwszego dnia mieliśmy nawiedzić Góry Sowie. W słońcu, z widokami i z radością na obliczach. W sumie to radość objawialiśmy. Poza tym innych zapowiedzianych czynników nie było. A ponoć widok z wieży na Wielkiej Sowie jest miły. Myśmy go nie widzieli. Ledwo co wieże było widać. Nic to - prawie wszyscy weszliśmy na wieżę, zdobywając w ten sposób szczyt jednego ze szczytów Korony Gór Polskich ( czy jak to się zwie ). Podniesieni na duchu zatrzymujemy się na pewien czas pod daszkiem ( inne osobniki robiły tam grilla, było sympatycznie ), a potem, minimalnie osuszeni, ruszamy w dół. Do schroniska. Takiego małego i miłego. Kolejna próba suszenia ubrań, rozmowy przy stole i czas iść. Doszliśmy - bus czekał. Pisząc w skrócie - Przełęcz Jugowska - Wielka Sowa - Schronisko Sowa - Przełęcz Sokola. A Karpacz już czeka ... Mamy tam 20 osobowy domek dla nas. O fajnej nazwie - literacko roślinnej - Jaskier. Trochę rzadko używany ... Wchodzę pierwszy do naszego pokoju, a ryj mi oplata piękna pajęczyna framugowa. Nic to, pająki się wyniosły na nasz widok - 5 dzielnych pancernych. Zasiedlamy pokój, próbujemy wysuszyć ubranie i czas na wieczór. Czyli to co dzieje się na każdym Zlocie turystycznym. Część artystyczno - dramatyczna. Dwie gitary, skrzypce i harmonijka oraz soliści i chór. Dobranoc.
31 maja wita nas ścianą deszczu. Z przerwą na śniadanie. Jak tylko wyszliśmy z budynku jadalni zaczęło padać z powrotem. Takie to sudeckie niebo gościnne. Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie niejakiej Śnieżki. Całe 1602 metry, ponoć najwyższy szczyt w okolicy, Czesi czują się tam wyżsi, jakieś dziwne domki tam stoją. Trzeba wyjść. A najpierw wyjechać. W strugach deszczu dojeżdżamy kolejką na niejaką Kopę. Bileter pyta się mnie czy mamy jakąś karę. Odpowiadam, że tak. Ze współczuciem rozumie mnie. Na Kopie zbiegamy z krzesełek, biegniemy do budynku a tam drzwi zamknięte. Zbrodnia. Zaczynamy już wznosić okrzyki bojowe. Bar otwierają. Następuje próba suszenia i rozmowy turystyczne. W wyniku burzy mózgów decydujemy, że ruszamy zdobyć ten straszny szczyt. Szczyt schowany w chmurach, deszczu i gradzie. Po lewicy mijamy coś pomalowanego na żółto. Dom Śląski. Wejdziemy do niego w drodze powrotnej. I czas na straszne łańcuchy, straszne kamienie, straszne stopnie, straszne krzyże i straszne budynki na szczycie. Do jednego z nich nieopatrznie wchodzimy. Nic to - w drodze powrotnej nastąpił cud przejściowy ... np. zobaczyliśmy Śląski Dom i jego okolice. Następnie zobaczyliśmy wnętrze tegoż budynku. Bardzo, bardzo ładne. Ogólnie pisząc ładne te schroniska w okolicy. I blisko siebie bytujące. W sam raz dla turystów ceniących wygodę. Czyli np. mnie. Idziemy dalej - Strzecha Akademicka, Samotnia, Wang. Cuda działy się dalej - gdzieś tak od Samotni zobaczyliśmy niebieskie niebo. Apogeum słonecznej pogody było wtedy jak zwiedzaliśmy Wang. Piękne to miejsce. Kościół a skromny. Bez pychy i kiczu. Kończymy zwiedzanie, schodzimy na parking - Śnieżka w całej okazałości - bus czeka i ruszamy na kwaterę. Czas na część artystyczno - dramatyczną. Dobranoc.
1 czerwca wita nas ścianą deszczu. Nawet w trakcie śniadania deszcz nie zrobił sobie przerwy. Taki ambitny był. My też ... Przed nami Góry Izerskie. Celem dnia - Wysoki Kamień i Wysoka Kopa. Pisząc w skrócie - tego dnia byliśmy około 7 godzin w terenie i w domku na Wysokim Kamieniu. Padało 7 i pół godziny. Kilku osobników poszło na Wysoką Kopę, większość aż tak walnięta nie była. Mi za to podobały się skałki w okolicy. I ładne kamienie obok nieczynnej kopalni kruszczu. Wieczorem to co zwykle. Dobranoc.
2 czerwca wita nas burzą. Trwała ona gdzieś tak od 3 w nocy. Tak waliło, że zaczęliśmy się zastanawiać czy tego dnia, ostatniego, jest w ogóle sens gdzieś turystycznie wychodzić. Śniadanie, oczekiwanie na poprawę pogody i na koniec decyzja - Szczeliniec Wielki. Czyli Góry Stołowe. Szukamy w miarę suchych ubrań, pakujemy resztę rzeczy i ruszamy na ostatni cel wyjazdu. Jedziemy przez miejscowości, które w najbliższych dniach staną się "bohaterami" mediów. Już w niedzielę wyglądało to strasznie. My natomiast mieliśmy jedyny, całkowicie bezdeszczowy dzień na szlaku. Jak podjechaliśmy pod początek szlaku to przestało padać. Jaki jest Szczeliniec wielu wie - dla mnie coś wspaniałego, najlepszy punkt Rajdu. Chcę tam wrócić. Dłuższy czas spędzamy na tarasie obok schroniska, a potem kupujemy bilety i wnikamy w jeszcze wspanialszy niż niżej, skalny świat. Prawie taki jak w Beskidzie Śląskim ... Cuda, Małpoludy, cuda, Tron Liczyrzepy, piękne Piekło, Koński Łeb i inne atrakcje. Wrócę tam.
No i czas na powrót w dom. Dojechaliśmy ( w deszczu ) do Żywca o 20.30. Wrócimy w Sudety !!!
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Malgo Klapković pisze:Żeby nie było Ci przykro
No dobra ... Jakoś to przeżyję
Malgo Klapković pisze:osiągnęłam wtedy aż 1758m!
Co za bydlę ?
P.s. Weteranem Sudetów ( odwiedzał je jeszcze za czasów dinozaurów ) jest użytkownik Piotrek.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Malgo Klapković pisze:Bydlę o imieniu Wierch, a nazwisku Trzydniowiański.
Znam, bywałem. Wrócę.
Piotrek pisze:W końcu żeś wyjechał poza powiat.
Jak zostanę emerytem to wyjadę po raz drugi.
Ostatnio zmieniony 2013-07-17, 12:09 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Wizjon pisze:Zapomniałeś o dinozaurach....
To czwartego dnia. Tworzy się.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości