Różne takie (górskie) historie
Zakazy zniesione, trzeba więc wybrać się ocenić, jak wiosna radzi sobie w górach. Na weekend pogoda zapowiada się średnio, więc na realizację misji "Rowerem w góry" wybieram wtorek. Dzień może nie najszczęśliwszy, bo dość mocno wieje, ale dam radę.
Po pracy wsiadam na swojego bicykla i jadę do Kóz. Wybieram swe ulubione drogi, które znam z licznych przejażdżek po okolicy.
Na nizinach wiosna w pełni, więc dojazd pod szlak trochę mi zajmuje. Jest biało, żółto i zielono, więc ten trójpak trzeba często fotografować.
W Kozach przerzucam się na szlak żółty. O ile jazda z zasłoniętymi ustami i nosem do tej pory mi nie przeszkadzała, kilkuminutowy podjazd trochę denerwuje. W sumie nie sam podjazd, a brak świeżego powietrza. No ale w lesie jeszcze nie jestem.
Chrobacza Łąka pyszni się przede mną. Jeszcze trochę muszę się powspinać.
W lesie wreszcie ulga - można oddychać. Szybko porzucam szlak żółty na rzecz stokówki prowadzącej pod sam szczyt.
Trochę jadę, więcej prowadzę. No dobra, nie będę zwalać na brak powietrza w czasie dojazdu. Po zimie i pracy z domu człek stracił resztki kondycji.
Na dole piękna wiosna. Im wyżej, tym jej mniej. Pąki na drzewach dopiero startują. Ale i tak jest pięknie!
Melduję się na Chrobaczej Łące. Autoportret w czasach zarazy.
Widok spod krzyża nie jest powalający. Gdzie nie spojrzę - płasko. I pod słońce, mglisto, więc udaję się pod schronisko.
Schronisko zamknięte, ale Felek krąży po okolicy. Uderzam na łąkę poniżej. Jest cudnie!
Ten widok akurat lubię. I zawsze mnie czymś nowym zaskakuje. W tamtym roku na cztery pobyty tutaj tylko raz (i po raz pierwszy) widziałam Tatry. Dziś są ledwo widoczne (na zdjęciu może ktoś dojrzy coś białego), ale za to woda jeziora ma niespotykany, mocno niebieski kolor.
Zdjęcia pstrykam jak opętana. To efekt uboczny kwarantanny.
Czas jednak wracać, by zdążyć przed zmrokiem do domu. Na powrót wybieram czarny szlak do Lipnika. To dla mnie nowość szlakowa.
Najpierw zjeżdżam do Przełęczy U Panienki, potem porzucam żółte znaki na rzecz czarnych. Im niżej, tym znów więcej wiosny.
Przed samym Lipnikiem wszystko już kwitnie. Jest pięknie!
Trochę mi jednak zeszło i trzeba się naprawdę pośpieszyć, by mnie noc w drodze nie zastała. Nawet na założenie kurtki się nie zatrzymuję (a zrobiło się chłodno), tylko daję po pedałach.
I się udaje. Parę chwil po zachodzie słońca melduję się w domu.
Piękny dzień to był... W górach wiosna dopiero zaczyna się rozkręcać, ale na dole piknie!
Po pracy wsiadam na swojego bicykla i jadę do Kóz. Wybieram swe ulubione drogi, które znam z licznych przejażdżek po okolicy.
Na nizinach wiosna w pełni, więc dojazd pod szlak trochę mi zajmuje. Jest biało, żółto i zielono, więc ten trójpak trzeba często fotografować.
W Kozach przerzucam się na szlak żółty. O ile jazda z zasłoniętymi ustami i nosem do tej pory mi nie przeszkadzała, kilkuminutowy podjazd trochę denerwuje. W sumie nie sam podjazd, a brak świeżego powietrza. No ale w lesie jeszcze nie jestem.
Chrobacza Łąka pyszni się przede mną. Jeszcze trochę muszę się powspinać.
W lesie wreszcie ulga - można oddychać. Szybko porzucam szlak żółty na rzecz stokówki prowadzącej pod sam szczyt.
Trochę jadę, więcej prowadzę. No dobra, nie będę zwalać na brak powietrza w czasie dojazdu. Po zimie i pracy z domu człek stracił resztki kondycji.
Na dole piękna wiosna. Im wyżej, tym jej mniej. Pąki na drzewach dopiero startują. Ale i tak jest pięknie!
Melduję się na Chrobaczej Łące. Autoportret w czasach zarazy.
Widok spod krzyża nie jest powalający. Gdzie nie spojrzę - płasko. I pod słońce, mglisto, więc udaję się pod schronisko.
Schronisko zamknięte, ale Felek krąży po okolicy. Uderzam na łąkę poniżej. Jest cudnie!
Ten widok akurat lubię. I zawsze mnie czymś nowym zaskakuje. W tamtym roku na cztery pobyty tutaj tylko raz (i po raz pierwszy) widziałam Tatry. Dziś są ledwo widoczne (na zdjęciu może ktoś dojrzy coś białego), ale za to woda jeziora ma niespotykany, mocno niebieski kolor.
Zdjęcia pstrykam jak opętana. To efekt uboczny kwarantanny.
Czas jednak wracać, by zdążyć przed zmrokiem do domu. Na powrót wybieram czarny szlak do Lipnika. To dla mnie nowość szlakowa.
Najpierw zjeżdżam do Przełęczy U Panienki, potem porzucam żółte znaki na rzecz czarnych. Im niżej, tym znów więcej wiosny.
Przed samym Lipnikiem wszystko już kwitnie. Jest pięknie!
Trochę mi jednak zeszło i trzeba się naprawdę pośpieszyć, by mnie noc w drodze nie zastała. Nawet na założenie kurtki się nie zatrzymuję (a zrobiło się chłodno), tylko daję po pedałach.
I się udaje. Parę chwil po zachodzie słońca melduję się w domu.
Piękny dzień to był... W górach wiosna dopiero zaczyna się rozkręcać, ale na dole piknie!
Ostatnio zmieniony 2020-04-23, 17:18 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn pisze:Kurcze ale zazdroszczę...
Co do zdjęć. Miałem w poniedziałek to samo. Potem co dzień mniej, ale w pierwszy dzień na spacerze... szaleństwo
Jakby się człowiek z postronka urwał...
Ale ja nie do końca, bo i tak jeździłam rowerem po okolicy w czasach "słusznie minionych" (niedawno). Ale pssst...
Adrian pisze:Wiosna jak pysk!
Fajne rejony z widokiem na jezioro
Chrobacza może nie jest jakaś ekstra, ale lubię ją za ten widok. No i za to, że jest blisko i to taki "awaryjny" szczyt, gdy dalej się człowiek nie może wybrać.
Fajna wiosna, w tych maseczkach to wg mnie fatalnie się jeździ nawet po płaskim. Ja mam cieniutkiego buffa, gdzie niby oddycha się normalnie, ale wystarczy trochę przyspieszyć, kilka mocniejszych oddechów i już zaczyna trochę być czuć brak powietrza. Żałuję, że nie mam takiego roweru bardziej górskiego, bo też bym się po takich mniejszych górkach pojeździł. Wprawdzie tam chyba się da w tych okolicach wjechać na sporo górek asfaltem, ale i tak z moim rowerem to wolę nie ryzykować. Trzeba zaopatrzyć się w jakiś nowy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 122 gości