Po śniadaniu w sobotę ruszamy ku nowej atrakcji.
Droga przez Łęczyce ma dużą lepszą nawierzchnie niż Droga Stu Zakrętów, więc bezproblemowo docieramy do Karłowa. Płacimy za parking i ruszamy.
Po drodze pozostałości starych czasów:
To wygląda fajnie, w przeciwieństwie do...drogi i placu przed wejściem w las. Prawie jak na Gubałówce, co chwila serki przypominające oscypki, piwo Opat po 10 złotych, magnesy...dziewczyny kupują fajne koszulki o dziwo w przyzwoitej cenie i ruszamy w tłumie do góry.
Dochodzimy do dwóch ogrodzonych ścieżek, stoją ostatnie bezpłatne toitoie (jak pisze na kartce), skorzystanie z których podobno jest czynem odwagi...
Idziemy lewą ścieżką...
Ścieżka fajnie pnie się wśród głazów do góry, szkoda tylko, że na szlaku trzeba palić papierosy i zasmrodzić innym...
Dochodzimy do krzyżówki szlaków i zaczynamy podejście pod schronisko.
Szybko do niego docieramy i...padam. Gubałówka, Krupówki, bądź Mielno. Czyli kicz, tandeta, budy i tłumy.
Tłumom się nie dziwię. Miejsce wszak przepiękne, widokowe, jest środek wakacji, sobota z piękną pogodą. Nie, na nie, nie będę narzekał, bo to było oczywiste, ale żeby taką komerchę odwalić...
Dobra, skupiamy się na widokach:
Szczeliniec Wielki to najwyższy szczyt Gór Stołowych - ma 919m npm. Niemiecka nazwa to Große Heuscheuer. Na szczyt szlak ułożył Franz Pabel, który został pierwszym przewodnikiem sudeckim.
Stoi na szczycie wspomniane schronisko, wybudowane w 1846r, w stylu tyrolskim, nazwane Schweizerai. Dziś do zaopatrzenia służy kolejka liniowa, ale kiedyś wszystko wnoszono na nogach:
Po płaskim, a przynajmniej takie sprawiające z daleka szczycie wiedzie trasa turystyczna. Ma ona 5km, więc ruszamy na nią.
Szybko okazuję, że z bliska wcale tak płasko nie jest
Pod tarasem;
i na nim:
Również i dziś mamy wszyscy radochę:
Szukamy skał ponazywanych, jedne trudniej nam się odnajduje, a inne łatwiej. O na przykład Małpoluda od raz poznajemy:
Spore przepaście są tej strony:
Ciekawe czy dostrzeżecie, którędy wiedzie trasa? Dla podpowiedzi, widać turystów
Zaczynamy zejście do Piekiełka:
Te schody robią na mnie niesamowite wrażenie:
Na dole panuje przyjemny chłód.
Jest też sudecka sosna w kontrze do pienińskiej
W końcu dochodzimy do południowych tarasów, w końcu bo córa zaczyna marudzić, ale nie dziwię się, już ponad godzinę idziemy tymi labiryntami:
Robią wrażenie:
Robimy pamiątkowe zdjęcia, tu ja :
I zaczynamy schodzić. Obiecuje córce, że po odcinku, na którym jest największe wytracenie wysokości wezmę ją na barana, więc końcówka trasy, to mała siłownia
Widać schody w dół...
I na koniec panorama Szczelinca z Karłowa.
W Karłowie idziemy do restauracji z fajnym placem zabaw. Fajne siedziska z palet na tarasie, fajnie opisana restauracja, prowadzona przez osoby dzierżawiące schroniska na Szczelincu (i Pasterkę), ale manu...no takie jakieś fanaberie. I ceny odpowiednie jak za fanaberie
Dziewczyny zostają na warsztatach, córa maluje sobie ma papierze czerpanym, a ja w tym czasie idę zwiedzić muzeum. Po jakimś czasie do mnie dołączają, już z pracami i wspólnie je zwiedzamy.
Przyznam szczerze, że całość mnie jakoś nie porwała. Najciekawsze pewnie są pokazy jak działała produkcja papieru czerpanego, ale te są o pełnej godzinie, a nam do niej sporo brakuje. Obejrzałem też z zaciekawieniem przyrządy do pomiaru wagi, rozciągłości itp, które pan pokazywał dzieciom, a te mogły np pokręcić sprzętem do sprawdzania rozciągłości (pewnie przekręciłem nazwy, terminy, ale wspomniałem, nie do końca mnie to interesowało).
Co innego ta sala:
Przepiękna!
Idziemy jeszcze na jakieś ciacho do miasta:
Miasto otrzymało prawa miejskie w 1346r, pierwsze wzmianki pochodzą z 1324roku, choć na przełomie X i XI wieku powstała w tym miejscu drewniana warownia.
Mijamy kościół par. pw. śś. Piotra i Pawła, z XVII w. :
by w uliczce obok rynku zjeść ciacho, popić kawą i uciekać przed burzą, choć w końcu nie pada, to w tym czasie Sosnowiec i Katowice burza dosłownie zatapia (np tunel pod rondem w Katowicach).
Rynek.
Wracamy na kwaterę. No właśnie, w sumie to mieszkamy w Dusznikach Z., bo Zieleniec to jedna z części miasta. Duszniki nie mają dzielnic, są za to integralne części miasta. Nie wiem czym to się różni, ale Zieleniec należy do takiej jednej części.
Osada leży na wysokości 800-960 m npm. Ja jestem zaskoczony, bo wydawało mi się, że będzie położona w dolinie, tymczasem leży w połowie zboczy Gór Orlickich. Po wjeździe do miasta naszym oczom ukazują się żurawie, widać powstające hotele.
Trafiamy na obchody 300stu lecia Zieleńca. W piątek do późnych godzin na szczycie Esplanda trwa festyn. W sobotę mijamy pochód:
My kwaterę mamy na południowym końcu osady, obok jest stok z kolejką kanapową i z niego robię zdjęcia:
Widok na północ, najprawdopodobniej to Góry Sowie.
Schronisko Orlica i kościół św Anny z 1902r.
Nie jeżdżę na nartach ale wrażenie zrobił na mnie lepsze niż beskidzkie kurorty.
W Zieleńcu są dwa sklepy. Niestety ceny...zabójcze. Jeden mamy pod nosem, ale po dokonaniu zakupów, dłuższą chwilę dochodzimy do siebie. Za magnes, pocztówkę z papieru czerpanego, kilka serków, trzy piwa płacimy więcej niż za obiad... Przy okazji piwa. Kupuję cztery lokalne. Piwo z nazwą miejscowości jest dziwne w smaku, słabe, totalnie nie mój gust, tym razem krzykliwa etykieta nie okazała się przypadkiem
W niedzielę po śniadaniu i spakowaniu się postanawiamy wjechać kolejką na granicę.
Choć z rana udaje mi się z okna złapać wschód słońca:
Wielka niecierpliwość zostaje nagrodzona
W dojście do Šerlicha przeszkadzają nam jagody:
ale po krótkim spacerze osiągamy szczyt, oraz górną stację kolejki:
Widoki marne, więc ruszamy ku schronisku:
Tam kupujemy lody i wracamy by zjechać na dół. Szkoda słabej przejżystości...
Zostało nam jeszcze jedno miejsce do zwiedzenia, a potem to w zależności od chęci. Mnie ono całkowicie zaskoczyło, może też przez nie myślałem, że Zieleniec leży w dolinie, do tego jakoś w mej głowie wyobrażałem sobie dolinę jako rozległą. Torfowisko pod Zieleńcem.
Tymczasem mijamy znów czarną beemkę i panów policjantów, po drodze również jest więcej policji, ale to pewnie związane z jakimś rajdem rowerowym. Przy przystanku zostawiamy (na parkingu) auto i zaczynamy...podejście!
Po krótkim podejściu wychodzimy na drogę i tu robi się płasko. Właśnie to mnie zaskoczyło, że trzeba podejść pod górę...a przecież rezerwat leży na wysokości 750-770 m npm.
Dochodzimy do oznaczenia rezerwatu:
Mijamy wiatę, następnie duże mrowisko i dochodzimy do odbicia ku wieży widokowej:
Jest i wieża. Oczywiście musimy ją zdobyć:
Widoki z niej są głównie na wierzchołki drzew, widać też Zieleniec, ale pogoda kicha, światło kicha, to zdjęcia też kicha:
Wracamy następnie ku drodze, mijamy kolejne przystanki i dochodzimy do kolejnej kładki:
Oczywiście od chwili służę jako baran. Jednak las nie jest tak ciekawy jak skały, zresztą to już trzeci dzień wycieczek, dziecko już chyba ma powoli dość, a tu takie słabe atrakcje.
Choć my z żoną żałujemy, że nie jesteśmy w okresie kwitnienia wełnianki...
Ja szukam też rosiczki, ale jej nie dostrzegam, więc wracamy na drogę i ruszamy...
https://1.bp.blogspot.com/9YwjerfVKJPft ... 16-h625-no[/img]
Ale nie w tę stronę. Droga wiedzie w kierunku Rozdroża pod Bieściem, a więc ku Górom Bystrzyckim...to w drugą stronę, innym razem wrócę w te góry.
A my wracamy. Mijamy kolorowe wody:
W tym miejscu też jest europejski podział zlewni Morza Północnego i Bałtyku. My wracamy się ku dolinie Bystrzycy Dusznickiej, której wody płyną do naszego morza, a za plecami zostawiamy wody które spłyną ku Północnemu morzu.
Dzięki tej krótkiej wycieczce odwiedzam trzy nowe pasma i co ważne dla mnie z moją rodziną. Góry Stołowe, Góry Orlickie i Góry Bystrzyckie, co prawda wycieczki nie były strasznie długie, ale na tyle się spodobały, że trzeba będzie w te góry wrócić, już może z plecakiem?
Z racji pory obiadowej, jemy go w Dusznikach Z., by po obiedzie wracać już do domu.
I tak kończymy nasz urlop. Urlop, który do końca nie wyszedł jak planowałem, choć dzięki temu poznałem nowe tereny.
Krótkie podsumowanie.
Przejechaliśmy ok 2200 km.
Zwiedziliśmy po części dwa kraje - Chorwację i Austrię. Mijając Słowację, oraz Słowenię.
Byliśmy w czterech nowych pasmach górskich:
- Alpach Gurktalskich wchodzących w skład Alp Noryckich
- Górach Stołowych
- Górach Orlickich
- Górach Bystrzyckich
Odbyliśmy kilka wersji zdobywania tychże gór:
- pieszo
- pieszo na barana
- wjeżdżając autem
- wjeżdżając kolejką kanapową.
Urlop się udał
dziękuje
Ps. Co najciekawsze, to z ostatniej części mamy najwięcej zdjęć, na których mamy banany...ciekawe czemu

. Teraz tu dopiero doszedłem odrabiając zaległości po urlopie, więc sobie na spokojnie całość przeczytam.