laynn pisze:Poza tym ja jadę na jeden dzień. Może wyjazd w tereny mi nieznane, na kilka dni, znów spowodowałby u mnie dreszcz emocji
To chyba nie do konca kwestia dlugosc wyjazdu czy tego, ze jest to teren nieznany. Ja jadac na 2 godziny rowerem na Bobrek mialam dreszcz emocji i to solidny!
laynn pisze:Co do pogody. Ja chyba od dzieciństwa nie zmokłem w górach
Nie chcialbys moze pojechac z nami kiedys w Karpaty ukrainskie? Fundujemy przejazd wyzywienie i flaszke codziennie
laynn pisze:Buba, zwracam uwagę, że ja nie jestem takim turystom jak Wy, wędrujący wiele dni po górach. Bardzo chcę taką turystykę uprawiać...ale jeszcze jakiś czas.
Ja jestem klapkowicz, który raz na jakiś czas jedzie na jeden dzień w góry, czasem na dwa dni.
Chyba nas przeceniasz
My tez nie zawsze jezdzimy na dlugie wyjazdy! Jednodniowki tez potrafia sprawiac mega frajde. Wiesz poki co to jednym z bardziej udanych wyjazdow, na ktorych bylam, byl pewien wypad na Gore Swietej Anny w 2010 roku - na poltora dnia - bo w sobote do 14 pracowalam. I ten wypad byl jakis magiczny - nie mam pojecia dlaczego.. Bo szalu nie bylo - patrzac z boku byl taki jak setki innych wyjazdow. Ale cos go roznilo. Nie mam pojecia co.. Moze mi ktos jakis prochow dosypal do herbaty jak bylam za krzaczkiem? Czasem wydaje mi sie, ze nie jest wazne gdzie pojedziemy i urok wyjazdu nie zawsze zalezy od terenu, ktory przemierzamy. Ze to cos zabieramy ze soba w srodku albo przylatuje z wiatrem Moze to glupio zabrzmialo ale historia naszych wyjazdow to wybitnie potwierdza. Czasem wyjazd na weekend wspomina sie jakby trwal 2 tygodnie - i na odwrot! Acz jest to zupelnie nieprzewidywalne i ciezko to ocenic przed wyjazdem..
Dobromił pisze:Co Wam tak inni na szlakach przeszkadzają ?
Mysle, ze to wszystko sie sprowadza do tego po co sie jezdzi w gory. Kazdy pewnie ma inne powody - i w moich powodach miejsca na tłum nie ma No chyba ze to jest zlot forum to inna sprawa!
Piotrek pisze:To jest akurat bardzo ciekawa sprawa, nad którą tez się czasem zastanawiam, choć bardziej w stosunku do samego siebie.
Czy gdybym nie wziął aparatu/zapomniał, to miałbym tą samą frajdę? A może szedłbym byle przejść, bo i tak zdjęć/pamiątek nie będzie.
Kiedyś owszem, robienie zdjęć (w moim przypadku) było rzeczą drugo-trzeciorzędną, bo kliszy mało, aparat kiepski, więc zdjęcia sporadyczne albo w ogóle. A teraz przy cyfrówkach w zasadzie bez ograniczeń.
I wniosek mam taki, że gdybym zapomniał aparatu na trasę której nie znam, idę pierwszy raz to oczywiście bym się wkurzył ale samą wycieczką delektował do granic. Natomiast na szlaki często uczęszczane, które na pamięć znam, byłby poirytowany faktem, że może nie będę miał jakiegoś nowego ujęcia tego samego miejsca Albo faktem, że nie mam możliwości znalezienia jakiegoś nowego, ciekawego ujęcia z tej samej trasy. Natomiast samo przejście 10 raz tej same trasy bez aparatu było by mdłe.
Pudelek pisze:PS>Buba, czy miałabyś tak samo udany wyjazd na Polesie czy Gruzję, gdyby okazało się, że aparat zostawiłaś w domu?
Ja tez kiedys o tym myslalam (zwlaszcza w te momenty kiedy mi sie zjebal aparat na wyjezdzie) i brak aparatu napewno by mi mocno pokrzyzowal frajde z wyjazdu. Ale gdybym miala mozliwosc miec ze soba aparat z jednym guzikiem, ktory robi zdjecia bardzo złej jakosci, nieostre, ciemne czy cale zasnieżone albo w ciapki - to juz by bylo ok. Moja obsesja pamiatek i dokumentacji bylaby zaspokojona.
Pudelek pisze:sama sobie zaprzeczasz - przecież wschód/zachód słońca (o ile jest widoczny) oznacza dobrą pogodę
Dla mnie tak. Ale ostatnio gdzies w jakiejs grupie czytalam żale, ze zachod slonca byl zmarnowany bo nie bylo odpowiedniej ilosci chmurek i byl kiczowaty/powtarzalny/malo spektakularny/nijaki itp
Albo że przez cały tydzień w podlaskim piździ jak w kieleckim?
Jakby non stop lalo to wiadomo, ze do dupy. Bo czlowiek zaraz jest caly mokry i duza szansa ze sie przeziebi. Bo ani zrobic ogniska ani siasc na trawie ani pod sklepem. Nie cierpie jak na wyjezdzie leje czy jest zimno. Ale gdyby np. caly wyjazd bylo zachmurzone niebo i bylo w miare cieplo i nie lalo to bym uznala, ze wyjazd udany (o ile inne czynniki by dopisaly) i by mi nie przeszkadzalo ze zdjecia z wyjazdu sa szare i ciemne.
Choc z drugiej strony dziwnie czasem wychodzi - bo najbardziej udane "Podlasie" bylo wedlug mnie to w 2012 roku.. A wtedy mielismy najgorsza pogode. I mimo to jakos bylo najfajniej, najciekawiej, najweselej. Czy gdyby caly czas bylo slonce byloby jeszcze fajniej? Tego juz sie nigdy nie dowiemy!