Pierwsze podsumowanie ostatniego roku
: 2020-01-05, 14:02
Po raz pierwszy piszę tego typu podsumowanie tu na forum. Jakoś do tej pory nigdy nie było czasu, zresztą niedługo i tegoroczny się skończy, więc póki mam urlop, pobombarduję Was jeszcze trochę swymi wycieczkami.
W tym roku przeróżnych aktywności górskich, górsko-rowerowych, rowerowych i krajoznawczych było 121. Nie piszę dni, bo niekiedy były to parogodzinne wypady lub dni „dojazdowe”, gdzie turystycznej aktywności było mało lub aktywność ta zaczynała się po południu. Na połówki tego nie będę dzielić, bo nie chodzi o aptekarską dokładność. Ważne, że było dobrze. Nie udało się zrealizować pewnych planów, były miejsca, do których nie dotarłam i szkoda mi tego. Ale nie da się wszystkiego, a było sporo naprawdę fajnych wypadów. Krótkie podsumowanie napiszę na końcu.
STYCZEŃ
Tegoroczna zima w Beskidach okazała się dla mnie wtopą. Nasypało dużo śniegu i zrobiły się świetne warunki, ale dni słonecznych było niewiele. A jak już się trafiły, to albo nie mogłam się w góry wybrać, albo byłam chora. Dość powiedzieć, że żaden wyjazd prawdziwie zimowy nie był słoneczny.
Zaczynam Kozią Górą z Bystrej w „Sześciu Króli”. Na popołudnie muszę być w pracy, więc to krótki wypad na początek roku. Jest szaro, buro i sypie śnieg, ale i tak jest fajnie, bo klimatycznie. Jeszcze klimatyczniej jest na kolejnym wypadzie – w większej ekipie wychodzimy z Sopotni na Halę Miziową. Poprzedni dzień był przepiękny i słoneczny, ale końskimi dawkami leczyłam wtedy przeziębienie. Niedziela nie jest już niestety taka, mimo tego to najlepszy beskidzki wypad tej zimy. Wspaniale oblepione świerczyny na Hali Miziowej, specyficzne „dziwne” światło i jedyne wyjście na rakietach tej zimy.
LUTY
W lutym realizujemy szybkie wyjście na Magurkę z Wilkowic, by zobaczyć Skałę Czarownic. Potem są ferie i czas wykorzystany maksymalnie co do dnia. Na początku jest Łódź, gdzie mam prelekcję o naszej podróży rowerowej, potem wyjazd na osiem dni do Jordanii. Odwiedzonej już przeze mnie lata temu, ale odświeżonej w doborowym towarzystwie w tym roku.
Wracam i już kolejnego dnia jadę łapać zimę na Błatniej. I jest słońce, ale to praktycznie końcówka zimy, śniegu nie ma już na drzewach i widać, że to ostatnie podrygi przed wiosną.
Za to kolejne dni są rekompensatą za tę niepełną górską zimę. Spędzamy cztery dni w Sudetach: najpierw dwa na biegówkach w okolicach Jakuszyc, gdzie na deskach zwiedzamy Góry Izerskie, potem dwa słoneczne wyjścia w Karkonosze. Ten na Halę Szrenicką opisywałam na forum. Wreszcie po latach niepogody Sudety puściły (w przeciwieństwie do tegorocznych Beskidów).
Tu relacja: sudety-wreszcie-puscily-hala-szrenicka-po-zimowemu-vt4992.htm
MARZEC
Marzec jest górsko słaby, ale to taki nijaki miesiąc na pograniczu pór roku. Mimo wtopy ceprowego auta docieram na zlot w Stryszawie. Pierwszego dnia na góry już nie ma szans, ale „krajoznawczo” zwiedzam Muzeum Zabawki Drewnianej w Stryszawie. Kolejnego dnia jest ciężkie wyjście na Jałowiec, po którym obiecuję sobie, że już nie piję kolorowych wódek z Pudlem!
W tym miesiącu zaczynamy też, po przerwie zimowej, rowerowanie. Oprócz paru lokalnych wycieczek po raz pierwszy jadę rowerem na Chrobaczą Łąkę. To zresztą będzie szczyt najczęściej przeze mnie odwiedzany tego roku (cztery razy, w tym dwa razy rowerem).
KWIECIEŃ
W kwietniu po falstarcie wiosny ląduję w śniegu na Pogórzu Ciężkowickim. Pogody nie ma, gdy dreptamy w okolicach Jamnej, za to lepiej jest drugiego dnia, na Pogórzu Wiśnickim. Tu przy okazji taki mały bonus – oglądamy słynne palmy w Lipnicy Murowanej w Niedzielę Palmową.
Potem jest Wielkanoc i kilkudniowy wyjazd na Pogórze Bukowskie, w Bieszczady i Beskid Niski. Wiosna jest jeszcze słaba, ale parę dni wolnego to okazja, by pojechać gdzieś dalej. I jest fajnie, choć mroźnawo. Ale to też jeden z tego typu trudnych wyjazdów, gdy ciało jest gdzie indziej, a głowa też gdzie indziej. Wtedy za sprawą ciężkiego okresu w pracy. Mimo wolnego i pięknych okoliczności przyrody wokół trudno mi uchronić myśli od latania tam, gdzie nie powinny. Większość tego wypadu spędzamy na rowerach, rowerem kręcę się też dużo po moich okolicach, szukając wiosny.
Relacja z wielkanocnego wypadu w "Beskid Barwinkowy", ciągle niedokończona: beskid-barwinkowy-vt4856.htm
MAJ
Maj jest deszczowy. Tradycyjnie na majówkę jedziemy na Słowację. Na krótko, bo prognozy nie zachęcają. I tak musimy modyfikować plany i „upchać” w jeden dzień Vapec i Strażow. Dwa dni się udają, trzeciego leje, więc tylko zwiedzamy jedną „strażowską” wioskę i ruiny zamku w Koseckim Podhradiu i wracamy przez Oszczadnicę (tu jeszcze zahaczamy o kasztel) do domu.
Relacje tu: bardzo-krotka-majowka-vt4595.htm
Potem jest już bliżej: Kiczera i Żar z Porąbki, a pod koniec maja szlak, na który dawno już chciałam się wybrać – Cieńków z Wisły.
Cieńków: tropem-nalepek-gbg-vt4654.htm
Rowerowo też jest ciekawie – z inspiracji laynna i sprocketa wybieramy się na Orawę. Wyjazd błotnisty, trudny, ale na tyle świetny, że w ten region postanawiamy wrócić jeszcze tego roku. Poza tym kilka kolejnych rowerowych wypadów lokalnych, między innymi w okolicach Pszczyny.
Orawa: poznawanie-orawy-vt4894.htm
CZERWIEC
W czerwcu górsko atakujemy „dziwny” szlak – nieistniejące już przejście ze Zwardonia przez Jaworzynę.
Potem zaczynają się wakacje i ostatni tydzień czerwca spędzamy w górach Słowacji: w Murańskiej Planinie i Górach Stolickich. Jest gorąco, trochę dziko i ciekawie, bo to miejsca zupełnie dla nas nieznane. Do Korony Gór Słowacji dopisuję dwa kolejne szczyty.
Rowerowych wycieczek jest więcej, z tych ciekawszych wypad na Girovą w Czechach, kolejny raz na Chrobaczej ze zjazdem do Żarnówki oraz Magurka i Czupel z Wilkowic.
Girova: girova-rowerowa-petelka-z-jaworzynki-vt4665.htm
Oprócz tego od lutego uskuteczniam przeróżne spacery, jest też wypad do Krakowa, bardziej na koncert, ale przy okazji oglądam szopki krakowskie na Plantach, trafia się nawet bardziej „ekskluzywny” hotelowy pobyt. Jest więc różnorodnie.
I tak dotarliśmy do połowy roku. Ciąg dalszy nastąpi.
W tym roku przeróżnych aktywności górskich, górsko-rowerowych, rowerowych i krajoznawczych było 121. Nie piszę dni, bo niekiedy były to parogodzinne wypady lub dni „dojazdowe”, gdzie turystycznej aktywności było mało lub aktywność ta zaczynała się po południu. Na połówki tego nie będę dzielić, bo nie chodzi o aptekarską dokładność. Ważne, że było dobrze. Nie udało się zrealizować pewnych planów, były miejsca, do których nie dotarłam i szkoda mi tego. Ale nie da się wszystkiego, a było sporo naprawdę fajnych wypadów. Krótkie podsumowanie napiszę na końcu.
STYCZEŃ
Tegoroczna zima w Beskidach okazała się dla mnie wtopą. Nasypało dużo śniegu i zrobiły się świetne warunki, ale dni słonecznych było niewiele. A jak już się trafiły, to albo nie mogłam się w góry wybrać, albo byłam chora. Dość powiedzieć, że żaden wyjazd prawdziwie zimowy nie był słoneczny.
Zaczynam Kozią Górą z Bystrej w „Sześciu Króli”. Na popołudnie muszę być w pracy, więc to krótki wypad na początek roku. Jest szaro, buro i sypie śnieg, ale i tak jest fajnie, bo klimatycznie. Jeszcze klimatyczniej jest na kolejnym wypadzie – w większej ekipie wychodzimy z Sopotni na Halę Miziową. Poprzedni dzień był przepiękny i słoneczny, ale końskimi dawkami leczyłam wtedy przeziębienie. Niedziela nie jest już niestety taka, mimo tego to najlepszy beskidzki wypad tej zimy. Wspaniale oblepione świerczyny na Hali Miziowej, specyficzne „dziwne” światło i jedyne wyjście na rakietach tej zimy.
LUTY
W lutym realizujemy szybkie wyjście na Magurkę z Wilkowic, by zobaczyć Skałę Czarownic. Potem są ferie i czas wykorzystany maksymalnie co do dnia. Na początku jest Łódź, gdzie mam prelekcję o naszej podróży rowerowej, potem wyjazd na osiem dni do Jordanii. Odwiedzonej już przeze mnie lata temu, ale odświeżonej w doborowym towarzystwie w tym roku.
Wracam i już kolejnego dnia jadę łapać zimę na Błatniej. I jest słońce, ale to praktycznie końcówka zimy, śniegu nie ma już na drzewach i widać, że to ostatnie podrygi przed wiosną.
Za to kolejne dni są rekompensatą za tę niepełną górską zimę. Spędzamy cztery dni w Sudetach: najpierw dwa na biegówkach w okolicach Jakuszyc, gdzie na deskach zwiedzamy Góry Izerskie, potem dwa słoneczne wyjścia w Karkonosze. Ten na Halę Szrenicką opisywałam na forum. Wreszcie po latach niepogody Sudety puściły (w przeciwieństwie do tegorocznych Beskidów).
Tu relacja: sudety-wreszcie-puscily-hala-szrenicka-po-zimowemu-vt4992.htm
MARZEC
Marzec jest górsko słaby, ale to taki nijaki miesiąc na pograniczu pór roku. Mimo wtopy ceprowego auta docieram na zlot w Stryszawie. Pierwszego dnia na góry już nie ma szans, ale „krajoznawczo” zwiedzam Muzeum Zabawki Drewnianej w Stryszawie. Kolejnego dnia jest ciężkie wyjście na Jałowiec, po którym obiecuję sobie, że już nie piję kolorowych wódek z Pudlem!
W tym miesiącu zaczynamy też, po przerwie zimowej, rowerowanie. Oprócz paru lokalnych wycieczek po raz pierwszy jadę rowerem na Chrobaczą Łąkę. To zresztą będzie szczyt najczęściej przeze mnie odwiedzany tego roku (cztery razy, w tym dwa razy rowerem).
KWIECIEŃ
W kwietniu po falstarcie wiosny ląduję w śniegu na Pogórzu Ciężkowickim. Pogody nie ma, gdy dreptamy w okolicach Jamnej, za to lepiej jest drugiego dnia, na Pogórzu Wiśnickim. Tu przy okazji taki mały bonus – oglądamy słynne palmy w Lipnicy Murowanej w Niedzielę Palmową.
Potem jest Wielkanoc i kilkudniowy wyjazd na Pogórze Bukowskie, w Bieszczady i Beskid Niski. Wiosna jest jeszcze słaba, ale parę dni wolnego to okazja, by pojechać gdzieś dalej. I jest fajnie, choć mroźnawo. Ale to też jeden z tego typu trudnych wyjazdów, gdy ciało jest gdzie indziej, a głowa też gdzie indziej. Wtedy za sprawą ciężkiego okresu w pracy. Mimo wolnego i pięknych okoliczności przyrody wokół trudno mi uchronić myśli od latania tam, gdzie nie powinny. Większość tego wypadu spędzamy na rowerach, rowerem kręcę się też dużo po moich okolicach, szukając wiosny.
Relacja z wielkanocnego wypadu w "Beskid Barwinkowy", ciągle niedokończona: beskid-barwinkowy-vt4856.htm
MAJ
Maj jest deszczowy. Tradycyjnie na majówkę jedziemy na Słowację. Na krótko, bo prognozy nie zachęcają. I tak musimy modyfikować plany i „upchać” w jeden dzień Vapec i Strażow. Dwa dni się udają, trzeciego leje, więc tylko zwiedzamy jedną „strażowską” wioskę i ruiny zamku w Koseckim Podhradiu i wracamy przez Oszczadnicę (tu jeszcze zahaczamy o kasztel) do domu.
Relacje tu: bardzo-krotka-majowka-vt4595.htm
Potem jest już bliżej: Kiczera i Żar z Porąbki, a pod koniec maja szlak, na który dawno już chciałam się wybrać – Cieńków z Wisły.
Cieńków: tropem-nalepek-gbg-vt4654.htm
Rowerowo też jest ciekawie – z inspiracji laynna i sprocketa wybieramy się na Orawę. Wyjazd błotnisty, trudny, ale na tyle świetny, że w ten region postanawiamy wrócić jeszcze tego roku. Poza tym kilka kolejnych rowerowych wypadów lokalnych, między innymi w okolicach Pszczyny.
Orawa: poznawanie-orawy-vt4894.htm
CZERWIEC
W czerwcu górsko atakujemy „dziwny” szlak – nieistniejące już przejście ze Zwardonia przez Jaworzynę.
Potem zaczynają się wakacje i ostatni tydzień czerwca spędzamy w górach Słowacji: w Murańskiej Planinie i Górach Stolickich. Jest gorąco, trochę dziko i ciekawie, bo to miejsca zupełnie dla nas nieznane. Do Korony Gór Słowacji dopisuję dwa kolejne szczyty.
Rowerowych wycieczek jest więcej, z tych ciekawszych wypad na Girovą w Czechach, kolejny raz na Chrobaczej ze zjazdem do Żarnówki oraz Magurka i Czupel z Wilkowic.
Girova: girova-rowerowa-petelka-z-jaworzynki-vt4665.htm
Oprócz tego od lutego uskuteczniam przeróżne spacery, jest też wypad do Krakowa, bardziej na koncert, ale przy okazji oglądam szopki krakowskie na Plantach, trafia się nawet bardziej „ekskluzywny” hotelowy pobyt. Jest więc różnorodnie.
I tak dotarliśmy do połowy roku. Ciąg dalszy nastąpi.