Na upalny dzień Leskowiec
Na upalny dzień Leskowiec
Upał daje się we znaki od jakiegoś czasu, ale skoro wybrałam się na tydzień do Wadowic, to choć raz należałoby iść w góry, bo plątania się po okolicznych Dzwonkach czy innych pagórkach nie liczę. Wyszło mi, że będzie to Leskowiec. W tym roku jeszcze nie został zaszczycony moją obecnością, więc akurat jest ku temu okazja.
Rano w czwartek na przystanku w Wadowicach wsiadam do busa i już po niespełna 20 minutach ląduję na końcowym przystanku w Ponikwi, skąd prowadzi szlak niebieski.W zasadzie szlak zaczyna się w Wadowicach, ale idzie głównie drogą. Jedynym bardziej atrakcyjnym miejscem na tej trasie jest przejście przez Łysą Górę,ale przy tym upale odpuszczam sobie.Wycieczkę zaczynam więc w Ponikwi.
Dość szybko wchodzę w las, a potem już całkiem ślamazarnie pnę się do góry. Upał na szczęście w lesie niezbyt daje się we znaki, ale mnie jakoś specjalnie się nie spieszy, więc przystaję co jakiś czas na fotki i nawodnienie organizmu mineralną.
Na ławeczce pod Jaworzyną zwaną obecnie Groniem JP II siadam na dłuższą chwilkę. Po kilku minutach przysiadają się do mnie pierwsi spotkani tego dnia turyści, nie licząc dwóch nastoletnich rowerzystów, którzy minęli mnie na początku szlaku. Rozmawiamy sobie o górach, wymieniamy spostrzeżenia na temat przebiegu wycieczki.
Czas leci szybko i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Najpierw na Groń, a stamtąd widoki całkiem całkiem, ale raczej tylko na okoliczne szczyty.
Potem mijam obiekt, który niespecjalnie leży w kręgu moich zainteresowań.
I po chwili już jestem przy schronisku.
Włażę do środka. Jest południe, więc postanawiam zjeść wczesny obiad. Zamawiam naleśniki z serem i zimną colę.
A potem, tak jak tu kiedyś obiecałam, robię wizytację...kibla. Fotek nie wykonuję, bo trochę głupio, ale daje słowo,że jest czyściuteńko.
W upale ruszam na szczyt.
Na Leskowcu żywej duszy. Upał zaczyna dawać się we znaki na odkrytym terenie. Ku mojemu zdziwieniu widoków w tym dniu żadnych. Ledwo można dostrzec Królową. Nie mam coś ostatnio szczęścia do sprzyjających widokom warunków. No nic trudno. Robię kilka fotek, rzucam plecak i włażę do wiaty. Tu przyjemny cień i dużo chłodniej. Kładę się na ławce i leżę chyba z pół godziny.
Wreszcie od strony Targoszowa przychodzi para zdyszanych turystów. Wchodzą do wiaty i trochę rozmawiamy. Zaczynają się też pojawiać kolejne osoby. Czas mija nieubłaganie, wracam więc pod schronisko. Siadam na ławce jeszcze na chwilkę, żeby sie napić i dojeść kanapkę. Potem zaczynam schodzić . Najpierw szlakiem serduszkowym, z którego są fajne widoki na Bliźniaki i Łysą Górę.
Dochodzę do miejsca, gdzie szlak serduszkowy łączy się z niebieskim i zielonym, a potem już dość szybko w dół niebieskim do Ponikwi na przystanek, w busa i do Wadowic. Pomimo upału i słabych widoków wycieczka bardzo przyjemna i udana.
Rano w czwartek na przystanku w Wadowicach wsiadam do busa i już po niespełna 20 minutach ląduję na końcowym przystanku w Ponikwi, skąd prowadzi szlak niebieski.W zasadzie szlak zaczyna się w Wadowicach, ale idzie głównie drogą. Jedynym bardziej atrakcyjnym miejscem na tej trasie jest przejście przez Łysą Górę,ale przy tym upale odpuszczam sobie.Wycieczkę zaczynam więc w Ponikwi.
Dość szybko wchodzę w las, a potem już całkiem ślamazarnie pnę się do góry. Upał na szczęście w lesie niezbyt daje się we znaki, ale mnie jakoś specjalnie się nie spieszy, więc przystaję co jakiś czas na fotki i nawodnienie organizmu mineralną.
Na ławeczce pod Jaworzyną zwaną obecnie Groniem JP II siadam na dłuższą chwilkę. Po kilku minutach przysiadają się do mnie pierwsi spotkani tego dnia turyści, nie licząc dwóch nastoletnich rowerzystów, którzy minęli mnie na początku szlaku. Rozmawiamy sobie o górach, wymieniamy spostrzeżenia na temat przebiegu wycieczki.
Czas leci szybko i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Najpierw na Groń, a stamtąd widoki całkiem całkiem, ale raczej tylko na okoliczne szczyty.
Potem mijam obiekt, który niespecjalnie leży w kręgu moich zainteresowań.
I po chwili już jestem przy schronisku.
Włażę do środka. Jest południe, więc postanawiam zjeść wczesny obiad. Zamawiam naleśniki z serem i zimną colę.
A potem, tak jak tu kiedyś obiecałam, robię wizytację...kibla. Fotek nie wykonuję, bo trochę głupio, ale daje słowo,że jest czyściuteńko.
W upale ruszam na szczyt.
Na Leskowcu żywej duszy. Upał zaczyna dawać się we znaki na odkrytym terenie. Ku mojemu zdziwieniu widoków w tym dniu żadnych. Ledwo można dostrzec Królową. Nie mam coś ostatnio szczęścia do sprzyjających widokom warunków. No nic trudno. Robię kilka fotek, rzucam plecak i włażę do wiaty. Tu przyjemny cień i dużo chłodniej. Kładę się na ławce i leżę chyba z pół godziny.
Wreszcie od strony Targoszowa przychodzi para zdyszanych turystów. Wchodzą do wiaty i trochę rozmawiamy. Zaczynają się też pojawiać kolejne osoby. Czas mija nieubłaganie, wracam więc pod schronisko. Siadam na ławce jeszcze na chwilkę, żeby sie napić i dojeść kanapkę. Potem zaczynam schodzić . Najpierw szlakiem serduszkowym, z którego są fajne widoki na Bliźniaki i Łysą Górę.
Dochodzę do miejsca, gdzie szlak serduszkowy łączy się z niebieskim i zielonym, a potem już dość szybko w dół niebieskim do Ponikwi na przystanek, w busa i do Wadowic. Pomimo upału i słabych widoków wycieczka bardzo przyjemna i udana.
Na tym forum jedynie moralny i właściwy duchowo to przystanek Woodstock - jedni twierdzą, że jedyną atrakcją jest błotko, inni przebąkują o piekle na ziemiMajka pisze:na przystanku w Wadowicach
Ochłody można zaznać w Grocie Komienieckiego, do której zamierzam się udać po nawiedzeniu Leskowca i zaznaniu odnowy duchowej. Potem odwiedzę kolegów w Andrychowie (jeśli jeszcze żyją) i pójdziemy na jednego...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Majka pisze:Po kilku minutach przysiadają się do mnie pierwsi spotkani tego dnia turyści, nie licząc dwóch nastoletnich rowerzystów, którzy minęli mnie na początku szlaku. Rozmawiamy sobie o górach, wymieniamy spostrzeżenia na temat przebiegu wycieczki.
No, u Dobromiła masz przewalone!
Kibelki czyste? Może nas czytają?
Ceper Grota Komonieckiego. A na Woodstock sama bym pojechała, jakbym była nieco młodsza. Jeździłam na różne Rawy, Jarociny i Brodnice. Wspominam bardzo pozytywnie.
Sokół nie chodziło mi o to,że na rowerach, tylko bardziej o to,że dzieciaki, to i pogadać nie bardzo było o czym. Co do kibli, może nie o czytanie forum biega, tylko bardziej o nieprzychylny werdykt w klasyfikacji.
Sokół nie chodziło mi o to,że na rowerach, tylko bardziej o to,że dzieciaki, to i pogadać nie bardzo było o czym. Co do kibli, może nie o czytanie forum biega, tylko bardziej o nieprzychylny werdykt w klasyfikacji.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Też byłem przekonanany o Komonieckim (i pierwotnie tak było), ale chciałem dokładniej zobaczyć trasę, którą przeszłaś i zerknąłem na mapę BM ze strony www.razemnaszlaku.pl - uznałem słowo pisane za ważniejsze niż moja pamięć (początki sklerozy) i stąd ten błąd
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Na Leskowcu byliśmy .. ho ho , a może i dawniej .
Wtedy schronisko wewnątrz wyglądało strasznie mroczne . Na pytanie czemu woda w kranach ledwo ciurka padła odpowiedź : ... a , bo rury mamy zalezione ...
I to określenie przeszło do naszego kanonu powiedzonek różnych .
Dziś widzę ,że wymagania na wyższym poziomie bo i kibelki mają być czyste
Nie wiem kto był wtedy kierownikiem , ale był to gość z jajami . To była zima i gościli tam także narciarze (był tam taki ministoczek ) , miejsce na narty było w narciarni .Stosowne napisy informowały o tym i o zakazie wnoszenia nart na werandę . Ale analfabetyzm w naszym narodzie zawsze był rozwinięty to i wtedy kilka par nart stanęło na werandzie schroniska .
Szef nie zdzierżył , szybkim krokiem wszedł na werandę , otworzył drzwi na zewnątrz i energicznymi ruchami wychrzanił wszystkie narty , ciskając nimi na prawo i lewo
Poskutkowało
Wtedy schronisko wewnątrz wyglądało strasznie mroczne . Na pytanie czemu woda w kranach ledwo ciurka padła odpowiedź : ... a , bo rury mamy zalezione ...
I to określenie przeszło do naszego kanonu powiedzonek różnych .
Dziś widzę ,że wymagania na wyższym poziomie bo i kibelki mają być czyste
Nie wiem kto był wtedy kierownikiem , ale był to gość z jajami . To była zima i gościli tam także narciarze (był tam taki ministoczek ) , miejsce na narty było w narciarni .Stosowne napisy informowały o tym i o zakazie wnoszenia nart na werandę . Ale analfabetyzm w naszym narodzie zawsze był rozwinięty to i wtedy kilka par nart stanęło na werandzie schroniska .
Szef nie zdzierżył , szybkim krokiem wszedł na werandę , otworzył drzwi na zewnątrz i energicznymi ruchami wychrzanił wszystkie narty , ciskając nimi na prawo i lewo
Poskutkowało
Ostatnio to chyba znikąd nie ma widoków. Wczoraj byliśmy na Łabowskiej i też widokowo do bani, choć nieco lepiej niż z Leskowca. A z jedzeniem moim zdaniem schronisko Leskowiec się popsuło. Naleśniki były jadalne, ale nic specjalnego.Wczoraj jadłam o niebo lepsze.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 17 gości