Forum FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Statystyki Profil Zaloguj Albumy Kontakt

Poprzedni temat «» Następny temat

Spacerowicze na zimowym szlaku

Autor Wiadomość
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-02-01, 15:57   Spacerowicze na zimowym szlaku

3 stycznia szefowa mi oznajmiła, że muszę wykorzystać ubiegłoroczny urlop. Teraz zaraz. Nie bardzo mi się uśmiechało, bo pogoda mało fajna, ale co tam… I tak w ciągu 2 dni urodził się plan wyjazdu do Rabki Zdr. Nie bez znaczenia było to, że złapaliśmy tam kwaterę psiolubną i niskobudżetową :-o
Zatem w piątek, gdy okazało się, że prognoza pogody nie kłamała obiecując słońce, ruszyliśmy w bój ;)
Najtrudniejszy był ten pierwszy krok: przebić się zakopianką do Nowego Targu . Gdy najgorsze było już za nami, upchnęliśmy samochód pod jakimś wyciągiem , który dopiero był naśnieżany , i w towarzystwie mniej lub bardziej usaneczkowanych rodzinek z dziećmi różnego wzrostu, poczłapaliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Koliby na Łapsowej Polanie. Co prawda początkowo plan był bardziej ambitny, ale ponieważ nasza psica wykazywała rankiem dziwne objawy ( co chwila kładła się na chodniku i nie chciała iść dalej), postanowiliśmy zrobić sobie tylko spacerek i w razie czego wracać szybko do auta. Ale na szczęście okazało się to tylko chyba lenistwem lub niechęcią do dreptania chodnikowego, bo na widok pól, lasu i gór zwierzę wróciło do swej standardowej formy, czyli podskoków i radosnych swawoli :D Planów jednak już nie zmienialiśmy, bo bardzo nam się tam podobało. Asfalting się niebawem zakończył, by mógł rozpocząć się etap zaśnieżonej leśnej drogi, która w niedalekiej przyszłości zamieniła się w lodową ścieżkę. Po kilku krokach, a właściwie ślizgach, wyciągnęliśmy raczki z plecakowych zakamarków i...No właśnie :dev Trzeba je założyć na butki, a nie trzymać w ręku, ;) Łapiąc dziwne figury jakoś w końcu się ogarnęliśmy z tym sprzętem, i od tego momentu poczuliśmy, co znaczy być obiektem westchnień ! Właściwie nie my, tylko nasze raczki , hihihi
Mianowicie : wcześniej wspomniana rodzinkowa grupa oblukała nas dokładnie, a starszyzna wyjaśniała dzieciom, co to za dziwne łańcuchy mamy na butach , i dlaczego my idziemy, a oni mają problem :D
Z dumnie uniesionymi zatem głowami poszliśmy dalej , by po niedługiej chwili zachłysnąć się widokami z polany. No po prostu cud miód i słów brak



Przy schronisku całkiem sporo ludzisków, i kilka psiaków. Jak kto miał na czym usiąść, to i plażing uprawiał. My weszliśmy do środka, a tam…. ciemność :! Potrzebna była dłuższa chwila, by przyzwyczaić wzrok do delikatnego blasku świec zamiast oślepiającego blasku słońca …
Zasiedliśmy przy długim stole, psica zaległa pod stołem , zakupiliśmy dla siebie żurek i tu zdziwienie : nasz kujawski żurek jest kompletnie inny! Żur śląski również różni się smakiem od tego, który nam zaserwowano. Po raz pierwszy poczułam wiórki kiszonej kapusty w żurku. Cóż, co kraj to obyczaj, być może małopolska wersja jest właśnie taka ... W każdym razie w temacie żurku pozostaję lokalną patriotką : najlepszy jest kujawski :D
Posiliwszy się zupką, a w następnej kolejności rogalikami domowej roboty ( albowiem zostaliśmy poczęstowani tymi smakołykami przez nieletnich fanów naszej psiny, którzy przysiedli obok) , zwolniliśmy miejsce dla innych głodomorów przybyłych do koliby.
Jeszcze przywitać się turystką owieczką, która to stoi sobie wraz ze swym wilkiem cichutko tuz obok.



I wędrujemy dalej niebieskim szlakiem pod górkę, jeszcze śnieżną ścieżką, ale zawczasu pamiętając o raczkach. Tym razem obyło się bez dziwnych wygibasów, bo dokonaliśmy tej koniecznej czynności zanim pojawił się lód :P Po dotarciu do niebieskiej kropki przerzuciliśmy się na kolor czarny, a potem na zielony, by na kolejnej polanie znów rozdziawić dzioby i się zachwycać panoramą Tatr. Zdecydowanie czas nam się nie dłużył w tym miejscu. Potem było już gorzej: kamulce i błotne koleiny nie powodują u mnie wzrostu tempa marszu, wręcz przeciwnie ;) zaczynało zmierzchać, gdy wielce usatysfakcjonowani dotarliśmy do naszego auta. Rawka bez zbędnej zwłoki zaległa na swoim miejscu i musieliśmy ją budzić po dojechaniu do rabczańskiego lokum.

Sobotę przeznaczyliśmy na włóczęgę samochodową. Wiało okropniście, to co my będziemy się pieszo przemęczać ;) Ale może jednak, może chociaż coś... Na diademowej liście gór jest np. Bukowiński Wierch- najwyższy szczyt Beskidu Orawsko-Podhalańskiego ! Tyle to chyba i my damy radę :)
Zaparkowaliśmy przy strażakach w miejscowości Bukowina-Osiedle i poszliśmy polną drogą pod górkę. Tu nasz zwierz mógł się w końcu wybiegać. Wokół pola i pola i pola i pusto. Psie szczęście jest bardzo widowiskowe :) Ważniejsze są patyki i dziury w ziemi, kto by tam się zachwycał panoramami :) No ja jednak prozaicznie się zachwycam.



Długa ta wycieczka nie była, ale wymroziło i przewiało nas okrutnie. A że na obiad za wcześnie , to umyśliłam sobie kawę i ciasteczko w jakimś ciepłym lokum. Zatem pokonując wąskie i kręte drogi i drożyny (oczywiście nie najkrótszą i najszerszą możliwą drogą, wszak to ja jestem pilotem, a małżonek mój jedynie wykonawcą pilota poleceń ;) ), przez podhalańskie wioski i wioseczki, dotarliśmy do Jabłonki, gdzie w cukierni , co apetycznie się zwie „Orawskie ciacho”, skonsumowaliśmy różne słodkości. Ciąg dalszy samochodowego tournée wiódł już głównymi drogami przede wszystkim dlatego, że łańcuchy na koła zostały w naszym garażu, a ja zostałam obrazowo objaśniona, co może się wydarzyć na oblodzonej, wąskiej i zapomnianej przez drogowców bocznej ścieżynie....
Kościoły w Orawce i Podwilku obejrzeliśmy sobie z zewnątrz, i generalnie nasycaliśmy oczęta po raz pierwszy w życiu orawską okolicą.
Lokalne radio dawało nadzieję na bezwietrzną niedzielę. A Luboń Wielki czeka na mnie od... zawsze ;) No to z pewną taką nieśmiałością rzuciłam mężowi swemu hasło: wchodzimy żółtym, schodzimy niebieskim. Usłyszałam w odpowiedzi: mówisz-masz :)

Niedzielny poranek faktycznie powitał ciszą za oknem. Po wyjściu na balkon też głowy nie urwało ;)
Czyli plan Perci Borkowskiego realizujemy. Ruszyliśmy polną drogą pomiędzy łąkami przy najbliższym płocie założywszy raczki. Ekwipunek to był obowiązkowy.



Słońce grzało na potęgę, więc zanim weszliśmy w las, ja już zdążyłam zmienić czapkę na chustę , a kurtkę zastąpić polarem :lol : Rawka znów korzystała z braku ludzisków na szlaku i fikała koziołki na polach :)
Mniej więcej po godzinie marszu , zerknąwszy na mapę, doszłam do wniosku, ze podejrzanie szybko się przemieszczamy... Oczywiście nie przyszło mi do głowy, że to mógł być łatwiejszy odcinek szlaku, i to , co przed nami, dopiero da nam w kość :D A dokładnie tak było :) Zatrzymaliśmy się jeszcze chwilę przy kapliczce poświęconej żołnierzom AK



I już za chwilę przed naszymi oczami ukazało się gołoborze w całej swej pięknej krasie, przyprószone jedynie lekko śniegiem. I dopiero tam spotkaliśmy pierwszych turystów tego dnia. Każdy sobie radził po swojemu ;) Środkiem, albo bardziej z prawej albo bardziej z lewej... To złomowisko luźnych skał i trzeba bardzo uważać, żeby coś nie poleciało spod nóg. Kijki i raczki zaczęły przeszkadzać, trzeba było upchnąć to szybko w plecaku, zachowując jednocześnie jakoś równowagę . Po wdrapaniu się na górę koniecznie trzeba było znaleźć wygodny kamień, by móc napawać się widokami, jaki roztaczają się z tego miejsca. Oczywiście mieliśmy pod słońce, ale to kompletnie mi nie przeszkadzało, co zobaczyłam to moje :)
Dłuższa kontemplacja przy herbatce z pigwą zakończyła się , pora ruszać dalej. Ja myślałam, ze najtrudniejszy odcinek mamy już za sobą. Ale ciut się pomyliłam. Skończyły się głazy, a zaczęła się pionowa ścieżka. Psiak z napędem na 4 łapy, to miał łatwiej. My wspomagaliśmy się kijkami , a i tak zsuwaliśmy się co chwila. Dobrze, że sporo drzew, było na czym się zatrzymać :)
Odcinek ten nie jest jakoś strasznie długi, aczkolwiek długo się idzie :)
A zaraz potem jest już gwar i szum i tłumek. Dołącza bowiem czerwony szlak prowadzący z Glisnego, i wraz z naszym żółtym prowadzi do nieodległego szczytu. A tam jest stacja meteorologiczna. I schronisko. I tarasik widokowy. I wieje jak diabli! Kilka fotek zrobionych na szczycie być musi, choćby po to, by wysłać mms-y i powkurzać znajomych ;)



Ale ponieważ do schroniska nie można wejść z piesełem, a wiejący wciąż wiatr nie zachęcał do pikniku na polanie, w poszukiwania zacisznego miejsca dotarliśmy do lasu. No to już tam zostaliśmy ;)
Początkowo szlak niebieski idzie wraz z zielonym szeroką drogą, mijamy całe mnóstwo ludzi podchodzących pod górę, wyglądających na rozgrzanych, z rozpiętymi kurtkami :) Jeszcze nie wiedzą, że na szczycie będą owijać się szczelnie czym się da .
Po niedługim czasie szlaki się rozchodzą. My złazimy niebieskim, coraz mniej komfortowym. Na widok oblodzonych kamieni nie czekamy : zakładamy raczki



Pojedyncze ślizgawki za chwilę zamieniają się w szeroką lodową drogę. Biedna Rawka , pomimo pazurków na 4 łapkach, ledwo sobie radziła. A w zasadzie na lodzie nie radziła sobie wcale, wdrapywała się na „pobocze” ścieżki i przeciskała się w krzakach.
Zdecydowanie drogi w dół nie umiem pokonywać szybko. Jestem z gatunku tych, co to szybciej wejdą niż zejdą :rol l: A w ogóle to lubią posiedzieć na ławeczce w ładnym otoczeniu i zjeść kanapki popijając dobrą herbatką ;) No i taka ławeczka w bardzo odpowiednim momencie się nam napatoczyła, jak już żołądek zaczął przyrastać do kręgosłupa :) Psica dostała swoje przysmaki, my swoje i każdy był znów zadowolony. Po chwili dotarło towarzystwo, z którym podziwialiśmy widoki na gołoborzu, i znów mogliśmy chwilę pogawędzić. Dodatkowo dostałam bonusa w postaci usłyszanej rozmowy córki z tatą: około 12-letnia dziewczynka dosadnie ochrzaniła ojca, któremu papierek wypadł z kieszeni i go od razu nie podniósł :) Znaczy jest nadzieja dla naszego narodu :)
Posiliwszy ciało (umysł był posilony już wcześniej;) ) przemieściliśmy się dalej w dół, by po niedługim czasie zdjąć raczki i zacząć tonąć w błocie :o-o Skończył się las, słońce rozpuściło zamarznięte koleiny i jechaliśmy (nie można tego nazwać stawianiem kroków) sobie w skupieniu chwilowo bez bieżnika w obuwiu :rol ; Dotarłszy do betonowych płyt można było zacząć tupać , by z butów coś zwalić, ale ubłocone spodnie nie poddały się temu zabiegowi :) Mi to za bardzo nie przeszkadzało, za to widok generalnie czarnej psicy, która chwilowo stała się po części brązowa, dawał do myślenia: chyba zamiast na pizzę, udamy się do swego lokum, coby doprowadzić się do porządku
I tak tez uczyniliśmy. Po czym zagadaliśmy się z gospodarzem i już nigdzie nie poszliśmy ;)

Nastał poniedziałek: nasz ostatni dzień tutaj. Efektem poprzedniego wieczoru była chęć zobaczenia przełomu rzeki Białki w okolicy Nowej Białej. Ale to może najpierw skoczymy do Niedzicy? Albo wejdziemy na Grandeusa, albo na Żar, a najlepiej na jedno i drugie :) Wszak to ponoć najlepsze punkty widokowe w tej okolicy. No to zaparkowaliśmy w Dursztynie i poszliśmy sobie na spacerek czerwonym szlakiem na wschód.Oj, jak mi się tam podoba! Taką drogą to ja mogę bez końca :)



Minąwszy jakieś zabudowania weszliśmy w las, by początkowo łagodnie, a potem coraz bardziej stromo, wspinać się na ów Żar. Znów zaginął w akcji bieżnik z butów :) Ale jakoś daliśmy radę. Na grzbiecie szlak skręca w prawo. Głowa tez skręca: raz w prawo raz w lewo. Z jednej strony widać Jezioro Czorsztyńskie, z drugiej... czarne chmury :o-o A po chwili jest dziura ;) Tzn. jaskinia, zwana Dziurą Mutiego. Ponoć schowane są tam jakieś skarby, ale nasz pies niczego nie wywęszył ;) A po kolejnej chwili jest już szczyt z platformą widokową, stołem , miejscem na ognisko... pora na piknik w tych pięknych okolicznościach przyrody. Słoneczko grzeje, nic nie wiuźda, można się nasycić pustką, ciszą , spokojem... Pięknie jest . Tylko te czarne chmury jakoś szybko się zbliżają. Wolniutko zebraliśmy manatki, i po raz kolejny w dniu dzisiejszym zmieniliśmy plany. Zamiast zejść do Łapsz Niżnych i wracać drogą do Dursztyna, ja sobie z psicą pójdę do Falsztyna, a moja druga połowa w tym czasie dotrze do auta i po nas przyjedzie. Jak postanowili, tak zrobili. Co prawda na polanie Wapienne zostało we mnie zasiane ziarno watpliwości: iść dalej czerwonym i schodzić zgodnie z umową żółtym do Falsztyna, czy też skorzystać z zielonego, który właśnie odkryłam (na mojej wiekowej papierowej mapie tego szlaku nie ma) i schodzić do Frydmana.



Nie doszło do rzutu monetą, bo takowej nie miałam, zostałam jednak przy zaplanowanym żółtym. Potem sobie w brodę plułam, bo przy wejściu do wsi chyba wszystkie psy na nas czekały, a mój zwierz, pomimo tego, że jest bardzo towarzyski, to jednak tak głośnego powitania radośnie nie przyjął...
Wsiadałam do samochodu i pierwsze krople gradośniegu zaczęły spadać na ziemię... Jeszcze jakiś obiad w przydrożnej knajpce i... wchodząc do pokoju przypomniał mi się przełom Białki... Taaa, będzie na kolejny raz ;)
I to koniec pierwszego, przypadkowego, tegorocznego urlopu. Kolejny wyjazd planowany jest na marzec. Oby do wiosny zatem :)
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5838
Skąd: Kraków
Wysłany: 2022-02-01, 16:39   

Aktywnie spędzony krótki urlop. Wydało się, skąd jesteś (z Kujaw). Jako małopolanin chcę zaprzeczyć obecności kiszonej kapusty w żurku, raczej jest to jakiś bonus w prezencie od kucharza, któremu coś wpadło do kotła z żurkiem. Może przygotowywał w międzyczasie bigos.
Grandeus, Bukowiński Wierch - widzę, że lubisz chodzić też w nieoczywiste miejsca, plus, choć wyjście na Grandeusa pokrzyżowane przez pogodę. Kolejny plus za raczki.
Znajdziesz tu na forum jednego takiego, co chodzi z pieskiem, bratnia dusza.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
darkheush 
Beerwalker


Wiek: 51
Dołączył: 07 Lip 2013
Posty: 2626
Wysłany: 2022-02-01, 18:05   

Sebastian napisał/a:
Wydało się, skąd jesteś (z Kujaw).

A ja to wiedziałem :P
Sebastian napisał/a:
raczej jest to jakiś bonus w prezencie od kucharza,

Żurek z kapustą. Jako urodzony w Galicji potwierdzam. Jakaś pomyłka. To musiał być raczej bigos na winie, czyli co się nawinie to do gara :D
Sebastian napisał/a:
Znajdziesz tu na forum jednego takiego, co chodzi z pieskiem, bratnia dusza.

A my to co? W avatarze na mrówkojada Felicjan hr Zamoyski nie wygląda :P
Ostatnio zmieniony przez darkheush 2022-02-01, 18:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5520
Wysłany: 2022-02-01, 19:54   

Raczki należy mieć na nogach zawsze w trosce o zdrowie ratowników!
A jeszcze lepiej raki ;) Prawdę mówiąc nie rozumiem dlaczego, ale wszyscy na FB to mówią, więc coś w tym musi być. Osobiście nie mam raczków w ogóle. Jest mi wstyd.

Druga sprawa pies. Psu cierpią łapki, od mrozu i kamieni. No i nie wolno psa wprowadzać. Na zdjęciach widać, że Ty wprowadzasz. Popraw się!
Poza tym pieski są bardzo fajne. Bardzo :)
Twoja sunia jest bardzo niegrzeczna, że jak są ludzie w zasięgu wzroku to musi na sznurku iść?

Nie wiem o co chodzi z tą kapustą w żurze. Od robienia żuru mam Ukochaną - bardzo dobry robi. Zamiast kapusty w żurze wolę żeberka, takie rozgotowane, mięciutkie, żeby się rozpadały. A do tego przypieczane ziemniaczki.

Fajne trasy, takie nie do końca komercyjne.
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Prezes


Dołączył: 11 Lis 2013
Posty: 1922
Wysłany: 2022-02-01, 20:05   

sprocket73 napisał/a:
Raczki należy mieć na nogach zawsze w trosce o zdrowie ratowników!
A jeszcze lepiej raki

Znam jednego kolegę, który po długim i wyczerpującym dniu wsiadał w rakach do taksówki. Widocznie musiał o tym słyszeć.
 
 
włodarz 

Dołączył: 13 Maj 2014
Posty: 2653
Skąd: Góry Sowie
Wysłany: 2022-02-01, 20:40   

Dużo tych diademowych górek zostało do zdobycia?
_________________
Sudeckie Ilustracje
 
 
laynn
[Usunięty]

Wysłany: 2022-02-01, 20:45   

Ha, za Bukowiński Wierch i Żar plusa wielkiego masz :)
Pod BW byłem, na Żarze jeszcze wieży nie było, jak i widoków, bo mgła była, ale wejście od tych Stajni ( to te budynki), daje w kość. Krótkie, ale treściwe!

Żur z kapustą, to jakaś nowość, ktoś po prostu nie idzie utartą drogą, nie znacie się. (nie to, żebym go chciał zjeść :P )
 
 
Adrian 
Cieszynioki


Wiek: 40
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 9383
Wysłany: 2022-02-01, 20:48   

Nieplanowany urlop jest najlepszy, to się sprawdza ...
Dobry początek, życzę dalszych urlopów niespodzianek :)
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5838
Skąd: Kraków
Wysłany: 2022-02-01, 21:15   

sprocket73 napisał/a:
Od robienia żuru mam Ukochaną - bardzo dobry robi. Zamiast kapusty w żurze wolę żeberka, takie rozgotowane, mięciutkie, żeby się rozpadały. A do tego przypieczane ziemniaczki.

Powinieneś jeszcze wrzucić zdjęcia tych żeberek oraz ziemniaczków i koniecznie paragonu z zakupów produktów na obiad w spożywczaku ;)
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2022-02-01, 21:18   

Cytat:
Po raz pierwszy poczułam wiórki kiszonej kapusty w żurku. Cóż, co kraj to obyczaj, być może małopolska wersja jest właśnie taka

Bardzo możliwe, że dzień później pomidorowa też smakował nieco egzotycznie. Co by się zgadzało z pewnym trybem, że w poniedziałek jest kwaśnica, we wtorek żur na kwaśnicy a w środę pomidorowa na żurku na kwaśnicy.
W piątek bigos - z tego co odparowało :)

A ogólnie świetny wyjazd :ok
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5838
Skąd: Kraków
Wysłany: 2022-02-01, 21:22   

Podstawowa zasada jest taka, że w niedzielę rosół, a w poniedziałek pomidorowa.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Piotrek 


Wiek: 48
Dołączył: 06 Lip 2013
Posty: 10854
Skąd: Żywiec-Sienna
Wysłany: 2022-02-01, 22:16   

Oj, to może w restauracjach, gdzie z tradycją i kulturą podają zlewki ;) .

I jeszcze zapomniałem, że przecież jest zupa-krem. To coś co zawsze ma smak, a zarazem ciężko określić pochodzenie gęstości. W obecnych czasachpostępu i otwarcia na świat zupa-krem często zastępuję potygodniowy bigos. Jako bardziej wykwintna i nie zalatująca dworcową stołówką.
Osobiście nawet lubię, choć bigos jest u mnie bezkonkurencyjny :-)
Ostatnio zmieniony przez Piotrek 2022-02-01, 22:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sprocket73


Dołączył: 14 Lip 2013
Posty: 5520
Wysłany: 2022-02-01, 22:34   

Sebastian napisał/a:
i koniecznie paragonu z zakupów produktów na obiad

nigdy w życiu nie kupowałem żeberek... takie rzeczy są w spożywczaku?
_________________
SPROCKET
http://gorybezgranic.pl/n...-kim-vt1876.htm
 
 
Sebastian 


Wiek: 51
Dołączył: 09 Lis 2017
Posty: 5838
Skąd: Kraków
Wysłany: 2022-02-01, 22:47   

sprocket73 napisał/a:

nigdy w życiu nie kupowałem żeberek... takie rzeczy są w spożywczaku?

No chyba, że Ukochana poluje w podjaworznianskich lasach.
_________________
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Profil Facebook
 
 
Lidka 
Lidka


Dołączyła: 26 Sty 2022
Posty: 367
Wysłany: 2022-02-02, 04:12   

sprocket73, to młoda dziewoja i koniecznie musi się z każdym żywiołowo przywitać :D A, jak wiadomo, nie każdy lubi ... Kamieni nie lubimy obie, za to uwielbiamy polne drogi i przestrzeń ...

Cytat:
Felicjan hr Zamoyski

Bosko! Jak go wołacie, to chwilę trwa :lol

Po tych paru(dziesięciu) latach podróży wszelakich w końcu się nauczyłam, ze zawsze da się wrócić. Wcześniej czy później podrepczę i na Grandeusa .

Cytat:
wejście od tych Stajni ( to te budynki), daje w kość. Krótkie, ale treściwe!

O własnie, określenie idealnie oddaje ten odcinek :-o

włodarz, nie mam pojęcia . Na pewno dużo. Do emerytury mi zejdzie :D

Jako wielbiciele kulinarnych podróży trafiamy na różne dziwne rzeczy, niektóre smakują , inne nie. Żurek brzmiał prozaicznie i bezniespodziankowo, a tu... Wszak człowiek uczy się całe życie :-o
Ostatnio zmieniony przez Lidka 2022-02-02, 04:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Copyright © 2013 by Góry bez granic | All rights reserved | Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - mangi