Moja przygoda rozpoczęła się w piątek po pracy. Niestety do Szczawnicy czekała mnie długa podróż, ale w dobrym towarzystwie, więc bez marudzenia (dobrze, z marudzeniem, bo głodna ;-)) wsiadłam do autobusu i popędziłam. Już w drodze do Krakowa widziałam, że piątek będzie dosyć słaby widokowo, ponieważ Beskid Wyspowy był mało widoczny, a czasem mam go jak na dłoni
Pod Bereśnikiem spotkaliśmy się z ekipą śląską, która przedreptała piątkowo 27 km (zazdroszczę
Następnego dnia miałam wstać na wschód słońca, ale nigdy mi to nie wychodzi
Pogoda nie rozpieszczała, zaczęło padać, ale i tak mocno kibicowałam naszej sobotniej wycieczce. Poczekaliśmy do 9.00 do otwarcia bufetu, zjedliśmy ciepłe śniadanko (ciekawe czy podają jajecznicę bez jajka
"Zbiegliśmy" do Szczawnicy, a stamtąd pojechaliśmy do Jaworek, skąd ruszyliśmy przez Wąwóz Homole na Wysoką.
Panowie nawet próbują się uśmiechać patrząc w moją stronę
Zmierzamy w stronę Wysokiej.
Widoki na górze jednak mocno zamglone, ale coś tam widać.
Z Wysokiej zmierzamy w stronę Szafranówki, zerkając co jakiś czas na odsłaniające się widoki.
Stamtąd pozostaje nam dotrzeć do Schroniska PTTK Orlica.
Jako że ruszyliśmy dosyć późno, to pod Orlicę dotarliśmy dopiero po 17.00, zatrzymując się na jedzonko - żurek z jajkiem (standardowo bez jajka
Spać poszliśmy dosyć wcześnie, więc już ok. 6.00 byłam wyspana
Po zrobieniu zdjęć zaszyłam się z powrotem w pokoiku na dwie godziny, czekając na bufetowe śniadanie i uskuteczniając lenistwo aż do 11.30, kiedy ruszyliśmy w drogę powrotną do domu (w którym niestety czeka praca
Widoczność znów nie porażała, więc Tatry tylko delikatnie majaczyły przez mgłę.
W Szczawnicy już nie zatrzymywaliśmy się na dłużej, tylko popędziliśmy na autobus.
W Krakowie zupełnie nie sprawdziłam się jako przewodnik, więc poszliśmy tylko zjeść i udaliśmy się do domu. Chwilę po wejściu do autobusu rozpoczęła się okropna ulewa, więc ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że pogodowo znów się udało, gdyż prawie nie zmokliśmy podczas pobytu w górach.
Link do zdjęć:
Pieniny

