Wstaję rano bardzo niespiesznie. Nie chce mi się wychodzić z namiotu. Zimno w stópki (wniosek: Jutro śpię w dwóch parach skarpet). Jem śniadanie i powoli nabieram odwagi do wyjścia. Podobno wcześniej było ładnie. Teraz już nie jest. Wręcz przeciwnie. Zaczyna się robić pochmurno. "Nie sprawdziły się te twoje prognozy" - słyszę. Cóż
Zanim wejdziemy dziś na interesujący nas szlak w kierunku Pośredniej Polany, mamy spory kawał do przejścia asfaltem. Idziemy powoli z jednej miejscowości do kolejnej, by zatrzymać się w końcu w Osádce. Nie bez powodu! Zaczęło trochę mocniej padać. Panowie, korzystając z okazji, postanawiają wyciągnąć śliwkową Borovičkę. Mnie ona niezbyt zachęca, więc przyjmując pozycję "na polskiego menela", kładę się na przystanku, próbując chwilę pospać i odpocząć. Po chwili i świeżym łyku Borovički podjeżdżają do nas dwa samochody na polskich blachach, dopytując o jakieś lokale gastronomiczne w pobliżu. Podobno również nocują w Hotelu Choč, więc prawdopodobnie spotkamy się wieczorem. Jednego z panów, jak mi się słusznie wydaje, rozpoznaję z Chatki pod Potrójną sprzed półtora roku. Dowiedzieli się interesujących ich rzeczy i ruszyli dalej. My posiedzieliśmy jeszcze chwilę topiąc w Borovičce smutki i Karola.
Deszcz ustał, więc postanowiliśmy ruszyć dalej. Plan jest taki, żeby dotrzeć do miejscowości Leštiny, a tam wsiąść do busa, który jedzie ok. 13.00. Przy okazji mamy zobaczyć tam kościół. Jako że wsie położone są bardzo blisko siebie, szybko docieramy na miejsce i kierujemy się w stronę kościółka. Panowie wychodzą na górę, aby zobaczyć go z bliska. Ja jestem tak ukontentowana widokiem z daleka (tak, naprawdę nie chodziło o te schody i fakt, że trzeba iść pod górę), że decyduję się zostać niżej
Po chwili spotykamy się wszyscy na przystanku i wsiadamy do nadjeżdżającego busa, który przewozi nas... dalej o następne 3 km
Dojeżdżamy do Wyżnego Kubina i wszystkie lokale na pierwszy rzut oka są zamknięte. Jeden podobno do 14.00. Eco z Pudelkiem i Kamką postanawiają przejść się jeszcze nieco dalej, aby sprawdzić, czy tam czegoś nie ma. My z Młodym rozsiadamy się na przystanku, więc korzystając z okazji uskuteczniam toaletę. Tonik do twarzy, podkład, puder, róż, eye-liner, tusz do rzęs, pomadka do ust - makijaż gotowy
Zamawiamy posiłek i piwo. Ten pierwszy smakuje chyba wszystkim oprócz nadwornej marudy. Fuuu. Mięso. Fuu. Pieczeniowe. Fuu. W sosie... Zjadam ze smakiem zupę, popijam piwem, nadgryzam mięsa i czuję się zadowolona. Popijam kolejnym piwem. Gotowa do drogi!
Teraz czeka nas tylko podejście szlakiem na Chocz. Nie do końca przyjemnym szlakiem. Eco zapowiada nam, że czeka nas długie, strome podejście pod górę. Jesteśmy z tego powodu bardzo rade! ;P Opuszczamy panów i niedługo później, na najbardziej płaskim z płaskich odcinków zatrzymuję się na chwilę, by... wpaść do błota! Uroczo! Spodnie - brudne. Kurtka - brudna. Torba na aparat - brudna. Nawet George jest brudny!
Na Pośredniej Polanie natykamy się najpierw na grupę studentów przy ognisku na zewnątrz. My jednak postanawiamy wejść do Hotelu Choč, by trochę się ogrzać, może przebrać. W środku jest drugie ognisko, a także grupa, która spotkała nas przed południem na przystanku. Na początku nas nie poznali. Byli zdziwieni, że w ogóle doszliśmy, gdyż sądzili, że ze względu na naszą nietrzeźwość nie ma szans... Trochę zdziwiona oczekuję odpowiedzi, skąd im przyszło do głowy, że jesteśmy tak "niemocni"
Po dłuższej chwili nadchodzą nasi drodzy Panowie iii... Eco zalicza gwoździka! Dosłownie! Zderza się z futryną, co kończy się dziurą w głowie. Pogotowie-neska przychodzi na pomoc, wyciągając pół apteki z plecaka, ale Eco zgadza się wyłącznie na wodę utlenioną. Nawet plastra nie chce dać sobie założyć, nie mówiąc już o szyciu, a przecież wzięłam igłę i nici! Czarną! Zlałaby się z włosami i nawet nie byłoby widać
Decydujemy się na rozłożenie namiotów, twierdząc, że w nich chyba będzie cieplej niż w hotelu. Poza tym środek jest mocno zadymiony, więc namiot wydaje się być lepszym pomysłem. Następnie dołączamy do studentów, wyciągając nasze, kończące się już zasoby jedzenia i niekończące się baterie alkoholu (chyba się dobrze przygotowaliśmy na ten wyjazd
(Osobom, które się odważyły to przeczytać, gratuluję. Jednocześnie przepraszam za uszczerbek na zdrowiu psychicznym
