Czwartek, 15 sierpnia 2013 r. - ostatni dzień urlopu w Tatrach. Plan do wykonania - Rohacze. Pobudka o godz. 3:00. Kto normalny wstaje o tej porze? Tylko ktoś, kto kocha góry, dla którego są one sensem życia. Kilka minut przed 5 docieramy na parking i ruszamy w kierunku schroniska na Polanie Chochołowskiej. Oprócz naszej trójki zero ludzi na szlaku. Aż chce się zaśpiewać: "Jak dobrze wstać skoro świt". Nie będę opisywać jak szybko doszliśmy, ale Basi i mi marzły stopy w sandałach, Tomasz założył skarpety.
Po dotarciu do schroniska zmieniamy obuwie na bardziej odpowiednie i przez Dolinę Wyżnią Chochołowską ruszamy dalej. W lesie mijamy się z moja imienniczką Iwoną, z którą znamy się z fejsbukowej strony Milka Razem dla Tatr.
W drodze na Wołowiec widzimy koziczki.
Na szczycie robi się o dziwo jakby cieplej, można więc znów co nie co zdjąć. Czas mamy dobry, więc znów pozwalamy sobie na dłuższy postój i na sesję zdjęciową.
Jednak Ostry Rohacz nas woła... słyszę jak mówi "chodź Iva, chodź".
Pogoda trochę szaleje i przed pierwszymi łańcuchami zastanawiamy się co robić. Zawracać? Jesteśmy w zupełnie nieznanym sobie terenie, jeśli przyjdzie burza może być nieciekawie (no ale przecież cały dzień miało być tak słonecznie). Zapada decyzja. Idziemy. Wow! Ostry Rohacz jest fantastyczny, a widoki bajka.
Gdy schodzimy ze szczytu w kierunku Rohacza Płaczliwego pogoda nadal nie daje nam spokoju... Pełni wewnętrznych rozterek postanawiamy zawrócić. Czy to dobra decyzja? Kiedyś z bardzo podobnej pogody waliły pioruny i nie chcemy ryzykować. Po raz drugi tego dnia stajemy na szczycie Ostrego Rohacza i cały czas tęsknie wzdychamy do Płaczliwego. Ech...
Mamy nadzieję zobaczyć chociaż świstaki, ale niestety w tym roku tylko się z nas śmieją i nie wystawiają do zdjęć. Pogoda też się z nas śmieje, bo po dotarciu na Wołowiec chmury się oddalają. Zamiast Rohacza Płaczliwego pozostaje nam tylko płacz... Leżąc na Wołowcu mam trochę żal do siebie, że dałam za wygraną, ale z drugiej strony cieszę się, że zobaczyłam coś nowego. W końcu góry mi nie uciekną, zawsze będę mogła wrócić i wygrać nierówna walkę z pogodą, może następnym razem dostanę lepsze karty.
I na koniec moje ulubione zdjęcie
Dziękuję za uwagę i gratuluję wytrwałości
PS Kolejna relacja będzie bardziej aktualna, ale muszę jeszcze wytrwać tydzień
