Cerkwie, dżentelmeni, stopy, wiaty czyli wiosenne Bieszczady

Relacje z Beskidów od bieszczadzkich połonin po Beskid Śląsko-Morawski.
Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2018-04-20, 11:47

buba pisze:Wiolcia napisał/a:
Z tymi samochodami, co to pokazują, że jadą "lokalnie", to rzeczywiście jakaś plaga.

To jest jakas masakra... Widzisz dluga prosta droge przez las, jakies 3-4 km do kolejnej wsi, wlasnie tam gdzie chcesz dojechac. Po drodze zadnych skretow gdzie mozna zjechac. I tak ci pokazują..
Widzą 2 imigrantów lub bezdomnych ze Ślůnska i co mają zrobić? Więc im pokazują, że szybciej będzie w podskokach. :usmi
Ja naprzemiennie palcem wskazującym i tym od "fuck you" prezentuję ruchy. Przybyli tu pochodzić sobie, a nie jeździć. :rol
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14659
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2018-04-20, 12:49

Pod Dachem ...

Pasujecie do tła :D
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Awatar użytkownika
trotyl
Posty: 1042
Rejestracja: 2015-01-06, 00:12
Lokalizacja: Warka

Postautor: trotyl » 2018-04-20, 13:19

Zmienił się dzierżawca pod Honem ??? To nie ma tych dwoje z Sudetów ????
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8476
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2018-04-20, 15:45

buba pisze:Bardzo nie lubie łapac stopa w Polsce... Bo tylko sie czlowiek powkurwia...

nie generalizuję, bo pomijając pierwszy stop i (częściowo) Komańczę, to jechaliśmy prawie od razu. Tyle, że ten pierwszy nas wykończył psychicznie.

buba pisze:Jest szansa abym tez mogla posluchac?

kiedyś ząspiewamy z Eco :D

buba pisze:Kilkukrotnie nas ostatnio podwiezli gdzies kawalek - i nie maja problemu ze brudne buty,

tym razem to bardziej ubrudziliśmy się od stopa, niż stop od nas :D

Dzierżawca pod Honem wymienił się gdzieś jesienią podobno. Bardzo atrakcyjna dziewczyna tam jest teraz za barem, ale nie zdążyliśmy spytać czy pójdzie z nami do Siekierki :D
Ostatnio zmieniony 2018-04-20, 15:46 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
trotyl
Posty: 1042
Rejestracja: 2015-01-06, 00:12
Lokalizacja: Warka

Postautor: trotyl » 2018-04-20, 16:03

No to wszystko tłumaczy
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
Awatar użytkownika
nes_ska
Posty: 2931
Rejestracja: 2013-10-09, 15:58
Lokalizacja: Brzesko

Postautor: nes_ska » 2018-04-20, 17:15

Ja tam jadę za parę dni! Teraz jestem ciekawa, jak to wszystko wygląda.... :P Ale i tak będzie niekończąca się impreza, więc w sumie nie ma to aż takiego znaczenia ile zapłacę ;P
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Awatar użytkownika
trotyl
Posty: 1042
Rejestracja: 2015-01-06, 00:12
Lokalizacja: Warka

Postautor: trotyl » 2018-04-20, 17:59

Czekam na relację :) LPR poinformowany ???
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6264
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-04-20, 18:02

Pudelek pisze:nie generalizuję, bo pomijając pierwszy stop i (częściowo) Komańczę, to jechaliśmy prawie od razu. Tyle, że ten pierwszy nas wykończył psychicznie.


Na zeszlorocznym "Podlasiu" tez szału nie bylo... I dymalismy szesnastką z buta...

ceper pisze:Widzą 2 imigrantów


Ja to na imigranta chyba nie wygladam ;) a tez mi ciezko zlapac...

ceper pisze:Ja naprzemiennie palcem wskazującym i tym od "fuck you" prezentuję ruchy


Chociaz przekaz jasny, bez owijania w bawełne i zgrywania miłego
Pudelek pisze:kiedyś ząspiewamy z Eco
:lol

Jako 3 zwrotka po Trynkiewiczu? :P

Pudelek pisze:tym razem to bardziej ubrudziliśmy się od stopa, niż stop od nas


Takie stopy lubie! A co - krowy wiezli? :P

Pudelek pisze:Bardzo atrakcyjna dziewczyna tam jest teraz za barem


No to juz wiem co was przypiliło na to schronisko - mimo ceny, oddalenia od centrum itp
Ostatnio zmieniony 2018-04-20, 18:03 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
trotyl
Posty: 1042
Rejestracja: 2015-01-06, 00:12
Lokalizacja: Warka

Postautor: trotyl » 2018-04-20, 18:09

A czy wystrój wnętrza coś sie poprawił ???Onegdaj straszną nęcą tam pojeżdżało ..
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
Awatar użytkownika
nes_ska
Posty: 2931
Rejestracja: 2013-10-09, 15:58
Lokalizacja: Brzesko

Postautor: nes_ska » 2018-04-20, 21:08

trotyl pisze:Czekam na relację :) LPR poinformowany ???


Phii. Teraz Straż Pożarna. Reszta już mnie zna.

Pudelek, dajesz dalej, bo Ci zaśmiecę wątek, a tu już wiosnę widać, idzie dobre! <3 <3
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8476
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2018-04-20, 21:38

buba pisze: Na zeszlorocznym "Podlasiu" tez szału nie bylo... I dymalismy szesnastką z buta...

akurat wtedy kiedy stop był potrzebny to się zjawiał, poza tym szliśmy we trójkę, a to zawsze trudniej.

buba pisze: Takie stopy lubie! A co - krowy wiezli? :P

nie, tylko jakieś skrzynki

buba pisze: No to juz wiem co was przypiliło na to schronisko - mimo ceny, oddalenia od centrum itp

o cenach i obsłudze dowiedzieliśmy się na miejscu ;)

nes_ska pisze: Pudelek, dajesz dalej, bo Ci zaśmiecę wątek, a tu już wiosnę widać, idzie dobre! <3 <3

co nagle to po diable :P
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6264
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-04-23, 10:32

Pudelek pisze:akurat wtedy kiedy stop był potrzebny to się zjawiał, poza tym szliśmy we trójkę, a to zawsze trudniej.


I akurat jakos tak sie dziwnie zlozylo, ze te dwa najbardziej niezbedne stopy to byli Litwini ;)

Pudelek pisze:co nagle to po diable


Dawaj dalej - ja tez czekam!
Ostatnio zmieniony 2018-04-23, 10:32 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8476
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2018-04-23, 16:12

buba pisze:ze te dwa najbardziej niezbedne stopy to byli Litwini

ten drugi to był raczej litewski Polak ;)

Ale coś tym w tym jest, kiedyś do Goniądza mijały nas dziesiątki aut i zatrzymała się dopiero rodzina holenderska...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8476
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2018-04-24, 16:02

Górskim celem wyjazdu w Bieszczady było pasmo graniczne w okolicach trójstyku polsko-słowacko-ukraińskiego. Tamtejsze szlaki są znacznie rzadziej uczęszczane niż połonińskie, a dodatkową atrakcją miał być nocleg we wiacie po słowackiej stronie granicy. W przeciwieństwie do polskiej - całkowicie legalny!

Z Wetliny zamierzamy ruszyć zielonym szlakiem, a tu już na samym początku wisi kartka, że skorzystać należy z żółtego! Chyba ich po...ało! Z naprzeciwka schodzi jakiś facet, pytam się go o trasę...
- U góry pełno śniegu - informuje. - A na dole wycinka, ale nie na samej ścieżce.
No to ruszamy!

Lasy są jeszcze gołe, wyglądają bardziej jesiennie niż wiosennie.
Obrazek

Męczymy się mocno podchodząc pod Jawornik (zwany też Sękową). Postanawiamy zrobić sobie tutaj dłuższy postój, podczas którego zapadamy w drzemkę. Wybudza nas z nich spora grupa zorganizowanych turystów z jakiegoś koła. Na wieść o tym, iż zamierzamy dotrzeć do granicy, prawie zaczynają się żegnać.
- Przecież tam śniegu od groma!
Co prawda widzieliśmy z doliny plamy białego na szczytach, ale chyba trochę przesadzają! Zresztą nie mamy wyboru.

Na Jaworniku zaczyna się Bieszczadzki PN. Stoi tu żółta tablica z samymi zakazami. Oddychać jeszcze można?
Obrazek
Obrazek

Dalsza część trasy miała być mniej stroma, ale i tak daje w kość, więc co jakiś czas znów zrzucamy na chwilę plecaki. Mijana okolica wygląda cały czas tak samo: bukowy las bez liści.
Obrazek

Ponieważ z Wetliny wyszliśmy już po południu, więc i wieczór coraz bliżej, co widać po coraz dłuższych cieniach.
Obrazek

Pojawiają się pierwszy objawy śniegu, które wkrótce przechodzą w regularną białą pokrywę. To najgorsza wersja zimowego puchu, na jaką można trafić: ciężka, mokra, zapadająca się!
Obrazek
Obrazek

Zachód zbliża się szybkimi krokami a z tyłu za nami odsłania się Połonina Wetlińska.
Obrazek

Koniec dnia zastaje nas na polanie w okolicach Paprotnej. Trafiliśmy idealnie: cisza i rozległe widoki!
Obrazek
Obrazek

Nad górskie morze mocno wystaje jedna poszarpana grupa, która może być tylko Tatrami! Przejrzystość mamy dziś znakomitą, zatem bardzo dobrze widać szczyty odległe o 160-180 kilometrów! To prawdopodobnie mój rekord dalekich widoków, zdeklasował zimowe Sudety widziane z Baraniej Góry, które oddzielało "tylko" 138 kilometrów ;).
Obrazek
Obrazek

Tatry z tej pozycji oglądamy od słowackiej strony. Oprócz nich cała masa mniejszych i większych pasm - po prawej stronie dolnego zdjęcia Beskid Sądecki także oddalony o ponad 100 kilosów.
Obrazek
Obrazek

Około godziny 20-tej osiągamy granicę na Rabiej Skale (Jarabá skala). Jesteśmy mocno zmęczeni walką ze śniegiem, zaczynają nam też przemakać buty - na takie warunki żadna impregnacja nie pomoże, chyba tylko kalosze.

Z tego co kojarzyłem, to gdzieś w pobliżu powinien być słowacki schron, tyle, że nie pamiętam dokładnej lokalizacji. Przy węźle szlaków znajduje się z kolei tabliczka kierująca do polskiego "deszczochronu".
Obrazek

Zaczynamy schodzić granią w kierunku wschodnim. Schronu nie widać, za to po jakimś czasie widzimy z boku zarys polskiej wiaty, w którym siedzi facet w okolicach pięćdziesiątki i słucha smartfona.
- Jest tu gdzieś ta słowacka útulňa? - pytamy.
- Jest. Dwie godziny stąd pod Czerteżem.
- Dwie godziny? Niee, tu musi być jeszcze jedna.
- O drugiej nie słyszałem, a znam wiele takich bieszczadzkich chatek - odpowiada nieznajomy i czuję, że będą kłopoty.

Przeklinam w duchu fakt, że nie sprawdziłem przed wyjazdem dokładnego położenia tego słowackiego schronu, ale pierwotnie zakładaliśmy, że w ciągu dnia dojdziemy dalej. U Eco na mapie zaznaczono drugą wiatę za pobliskim szczytem, więc postanawiamy jednak jej poszukać.

Ten najbliższy szczyt to Czoło (Čelo). Przed podejściem robimy losowanie, które oczywiście przegrywam i ruszam samotnie bez plecaka wypatrując zaginionej wiaty. Szlak jest tu tak stromy, że prawie dostaję zawału i odpoczywam na każdym słupku granicznym. Mijam górę i zaczynam schodzić, ale naszego celu nadal nie widać!

Zmachany, wściekły i przemoczony wracam do Andrzeja, po czym cofamy się do deszczochronu. Zamiast wypasionej útulňi czeka nas nocleg pod dachem z dziurawymi ścianami! Nasz współlokator - bodajże Mundek - nie dziwi się, że znów nas widzi.

Ze zmęczenia łapią mnie dreszcze, więc bez zbędnych ceregieli wyciągam śpiwór i od razu się do niego pakuję na ławie. Bardzo szybko zasypiam, wkrótce to samo robi i Andrzej, więc na dobranoc nie łyknęliśmy nawet łyka z wybornych trunków, które przytargaliśmy w to miejsce.

Noc jest niespokojna... Mnie ciągle od strony lasu wieje w twarz wiatr. Eco słyszy z ciemności dziwne dźwięki, jakby jakiś czujnik sygnalizował zbliżanie się i oddalanie zwierzyny, przez co potem ma nieprzyjemne sny... Na szczęście żaden niedźwiedź nie postanowił złożyć nam wizyty, choć podczas rozkładania obozowiska całe żarcie zostawiliśmy w plecakach na pokuszenie...

Temperatura spadła do 6 stopni, czyli tragedii nie było, choć w porównaniu z dziennym upałem to różnica bardzo wyraźna.

Z powodu twardych desek budzę się co jakiś czas, aby zmienić pozycję. Czarne jak smoła niebo zaczyna powoli zmieniać swój odcień, potem robi się jeszcze jaśniej. Wschodu słońca nie mieliśmy możliwości stąd zobaczyć, co najwyżej nadejście nowego dnia - niedzieli.
Obrazek
Obrazek

Wstajemy niespiesznie. Poranek upływa nam na rozmowie z Mundkiem, który w Bieszczadach bywa często i dobrze zna okolice, ale inne góry już niekoniecznie. Konsumujemy lekkie śniadanie z dodatkiem czegoś na rozgrzanie ;).
Obrazek
Obrazek

Powietrze powoli się nagrzewa, ale już teraz widać, że to nie będzie taki klarowny dzień jak wczoraj, bowiem od strony słowacko-ukraińskiej nadciągają chmury.
Obrazek

Nogi wsadzam do mokrych butów, które nie miały szans przeschnąć w nocy. Żegnamy się z Mundkiem - on co prawda podąża w tą samą stronę co my, jednak zamierza wyjść później.
Obrazek

Z polany, na skraju której stoi deszczochron, możemy spoglądać na Połoninę Wętlińską, fragment Caryńskiej i Działu.
Obrazek
Obrazek

W drugą stronę Bieszczady słowackie i ukraińskie, czyli Bukovské vrchy i Бещади.
Obrazek

W niektórych miejscach całe połacie kwiatków.
Obrazek

Podejście pod Czoło niemal mnie wczoraj zabiło, teraz człowiek wypoczęty, więc wchodzi się znacznie lepiej. Polana z wiatą zostaje za nami.
Obrazek
Obrazek

Po przekroczeniu szczytu nasza wędrówka nabiera tempa: nie ma tu śniegu i poruszamy się głównie w dół lub po płaskim. Widoków brak, jedyną ciekawostką są pozostałości okopów z okresu Wielkiej Wojny.
Obrazek

Według szlakowskazu do przełęczy pod Czerteżem (sedlo pod Čierťažou) powinniśmy iść godzinę i 45 minut, ale skracamy ten czas o ponad pół godziny. W tym miejscu znajduje się słowacka wiata oraz polski chron. Nie wiem, czy dalibyśmy radę tu dotrzeć w nocy...
Obrazek

No dobrze, ale co się stało z útulňą, której szukaliśmy wczoraj? Wyparowała? To pytanie dręczyło mnie do końca wyjazdu, ale zagadka okazała się banalna do rozwiązania: niedokładnie przed wyjazdem studiowałem mapę :D. Faktycznie w Bieszczadach Słowacy wystawili dwie takie konstrukcje, ale ta druga to nie okolice Rabiej Skały, lecz znacznie bardziej na zachód przy przełęczy nad Roztokami Górnymi. Co prawda - jak już pisałem - na Andrzejowej mapie zaznaczono drugą wiatę za Czołem, ale nie wiemy, czy to błąd autorów, czy faktycznie kiedyś istniała i obróciła się ww wióry?

Schron pod Czerteżem od razu cieszy oko: solidny, pełne ściany, zamykany, z pięterkiem. Jest miejsce na ognisko i źródełko oddalone o kilkaset metrów. Wszystko to rzut beretem od granicznego słupka. Między nim a deszczochronem pół minuty drogi, a dwa zupełnie odmienne światy: tu możesz się legalnie przespać i rozpalić ogień, tam nawet zakaz przebywania po zmroku. Ta polska flora i fauna musi być znacznie bardziej wrażliwa na turystykę niż słowacka!
Obrazek

Jedyny minus to masa śmieci: większość poukładano pod drzewem, ale widać nikomu nie chciało się ich zabrać ze sobą. Zostawione produkty nie pozostawiają wątpliwości z jakiego kraju przyszli turyści.

Zarządzamy długą przerwę na solidne drugie śniadanie (lub wczesny obiad ;)). Do spożycia przygotowano same smakołyki: górnośląski wuszt, tyrolski szpek, wędzona kyjza. Do tego cebula i pierogi, wszystko do smażenia :).
Obrazek
Obrazek

Spędzamy tu dużo czasu, w ruch poszła też fana.
Obrazek
Obrazek

Kolejna część trasy nie będzie już taka łatwa i przyjemna. Po pierwsze - będziemy głównie podchodzić. Po drugie - wkrótce znów pojawi się mokry i ciężki śnieg (mniej więcej od wysokości 1000 metrów n.p.m.).
Obrazek

Na Czeteżu (Čerťaž) spotykamy słowacki szlak schodzący w dolinę, do wioski Nová Sedlica (Новоселиця, Újszék). Według początkowych planów także mieliśmy odwiedzić tą najbardziej wysuniętą na wschód osadę Słowacji, ale praktyka pokazała, że byłoby to karkołomne zadanie: wiele godzin drogi i masakryczne podejście. Życie zawsze weryfikuje takie pomysły, choć w przyszłości i tak chcielibyśmy tam zajrzeć.

Tymczasem idziemy dalej; niebieski szlak graniczny jest o tyle męczący, że nieustannie przemy w górę albo w dół, prawie brak płaskich odcinków. Żadnego kopca nie trawersujemy, musimy zaliczyć każdy szczyt. Tych mamy na swojej drodze cztery, ale zdobycie każdego zabiera wiele sił, bowiem szaro-biała maź stawia ciągły opór! Krótkie odcinki wolne od kopnego śniegu traktujemy jak błogosławieństwo!
Obrazek

Hrubki (Hrúbky) są całkowicie zalesione. Jedynym wyróżnikiem, oprócz tablicy, jest samotny grób radzieckiego porucznika Piotra Gładysza. Na swoje szczęście leży on po słowackiej stronie, więc nie dopadną go barbarzyńcy z IPN-u.
Obrazek

Dwudziestoletni Gładysz pochodził spod Stalino (noszącego obecnie nazwę Donieck) i miał być narodowości ukraińskiej. W październiku 1944 roku dowodził plutonem kompanii ciężkich karabinów maszynowych. Zginął 9 dnia tego miesiąca podczas walk na grani Karpat, być może od węgierskiej kuli, bowiem ten odcinek obsadzali także Madziarzy, będący jeszcze sojusznikami III Rzeszy. Pojawiają się czasem informacje, że został on zestrzelony jako lotnik, ale to prawdopodobnie miejscowa legenda, błędem ma być także nazwisko wykute na pomniku, gdyż w rzeczywistości nazywał się Gładyszew. O takie pomyłki w czasie wojennego chaosu nietrudno.
Obrazek

Gramolimy się dalej. Las nieco rzednie, robi się luźniej i odsłaniają skromne widoki na Rawki. Jezuu, jak to jeszcze daleko!
Obrazek
Obrazek

Kamienna (Kamenná lúka) to obrośnięta roślinnością kupa kamieni. Stąd znowu widać połoniny, a także Bieszczady ukraińskie.
Obrazek
Obrazek

Połonina Równa (Полонина Рівна) zamglona i mocno zaśnieżona. Nie ma co porównywać z wczorajszą widocznością (to ledwie niecałe 40 kilometrów od nas). Na lewo Ostra Hora.
Obrazek

Gdzieś w lesie mijamy... kontener. Ktoś sobie urządził tu garaż? Kolor może wskazywać na słowacką straż graniczną.
Obrazek

Osiągamy Kremenaros (Krzemieniec, Kremenec, Кременець). Najbardziej wysunięty na wschód punkt Słowacji, trójstyk trzech krajów. Tą rolę pełni dopiero od 1945 roku, przedtem Czechosłowacja ciągnęła się znacznie dalej niż współczesna sukcesorka.
Obrazek

Granica słowacko-ukraińska z pomalowanymi słupami. Tamtędy też można zejść do Novej Sedlicy, a według mapy Eco znajduje się kolejna wiata (znów chyba nieistniejąca).
Obrazek

To mój debiut na ukraińskiej ziemi ;).
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W czasie postoju pojawia się starszy facet, pierwszy widziany dzisiaj turysta. Chwilę gadamy, po czym robi nam pamiątkowe zdjęcie :).
Obrazek

Plecaki sukcesywnie robią się coraz lżejsze ;).
Obrazek

Pozostało nam ostatnie podejście dzisiejszego dnia, oczywiście poprzedzone zejściem do przełęczy. Cały czas w obrębie polsko-ukraińskiego pasa granicznego.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Śniegu jest miejscami tak dużo, że kamienne słupki są niewidoczne, a ta większe tylko w części. Miejscami można zapaść się po kolana, a nawet i jajka. A tak w ogóle stan słupów zdaje się obrazować kondycję obu krajów:
* ukraińskie są masywne, lecz zaniedbane: tu coś odpada, tam farba się łuszczy, na części nie ma godła i widać tylko dziury po starych śrubach,
* polskie są nowsze i plastikowe, ale puste w środku.
Obrazek
Obrazek

Jedyna ukraińska tablica jaką widzieliśmy: kiedyś od ich strony na trójstyk prowadził szlak, ale raczej go zlikwidowano.
Obrazek

Za przełęczą śnieg zaczyna znikać i podejście na samą połoninę mamy już po trawie :). Mimo, iż ostre, to od razu idzie się lepiej.
Obrazek

Na skraju łąki granica odłącza się od szlaku. Sycimy wzrok panoramą Tarnicy.
Obrazek
Obrazek

Słowackie Biesy. W dolinie majaczy Nová Sedlica.
Obrazek

Ustrzyki Górne. To tam jeszcze mamy zejść??
Obrazek

Wdrapanie się na Wielką Rawkę poszło nam ciut szybciej, niż zakładaliśmy. Na najwyższym (1304 lub 1307 metrów n.p.m.) szczycie pasma granicznego zostawiamy plecaki i na lekko ruszamy w kierunku najbardziej charakterystycznego punktu góry.
Obrazek

Jesteśmy tu sami (nie licząc drugiego i ostatniego turysty spotkanego na naszej drodze). Majestat gór możemy podziwiać bez niepotrzebnego hałasu.
Obrazek

To już za nami. Dawno się tak nie umęczyłem, jak przez ten @%#& mokry śnieg. W buciorach mam rzekę, może nawet wodospad.
Obrazek

W drodze do słupa geodezyjnego, który ustawili jeszcze Austriacy, mijamy... ławeczki. Ktoś je tu wniósł i postawił na skałkach, już na terenie gdzie turyści nie powinni wchodzić.
Obrazek

Chwila odpoczynku i relaksu...
Obrazek
Obrazek

Zostało nam jeszcze zejście z Rawki do doliny Rzeczycy. Zejście bardzo, bardzo strome, do tego częściowo znów w śniegu. Z plecakiem momentami zjeżdżam w dół nie mogąc się zatrzymać. Nie wyobrażam sobie tutaj podejścia z obciążeniem w takich warunkach.
Obrazek
Obrazek

Mniej więcej od połowy trasy (za znakiem straszącym lawinami) szlak łagodnieje i prowadzi przez las.
Obrazek

Ostatni postój uskuteczniamy pod trzecim deszczochronem autorstwa Parku Narodowego. Końcówka ścieżki prowadzi wzdłuż potoku.
Obrazek

Na asfalt wychodzimy krótko po zachodzie słońca. Ruchu na szosie brak, więc nie mamy szans na stopa, zresztą zostało nam już bardzo niedużo do przejścia.
Obrazek

Ustrzyki Górne (Устрики Горішні) witają nas około godziny 20-tej. Zarezerwowałem nocleg w schronisku Kremenaros, dzisiaj jest pierwszy dzień, kiedy mają otwarte po zimowej przerwie. Ceny są niższe niż "pod Honem", ale w obiekcie wieje chłodem, więc nic nam nie wyschnie. Pod prysznicem także nie doczekaliśmy się ciepłej wody, zatem polecam ten przybytek dla morsów i lubiących zimne kąpiele ;). Na pocieszenie dodam, iż w standardowa opłata obejmuje pościel, więc można się obyć bez śpiwora (chyba, że ktoś nie lubi marznąć)...
Obrazek

Przy Kremenarosie zagaduje do nas jakiś facet - Daniel, jak się okazało. On nas zna, my go nie :D. Skąd? Z internetu oczywiście ;). Pozdrawiamy!

Ponieważ bar schroniskowy nie serwuje już jedzenia, to udajemy się do karczmy w centrum wsi. Musieliśmy ściągnąć buty, bo można je było wykręcać i po Ustrzykach maszerujemy jak prawdziwi klapkowicze :D.
Obrazek

W zajeździe drogo, ale przynajmniej coś zjemy, a piwo mają lepsze, niż kremenaroskie sikacze. W schronisku zasypiamy szybko, zmęczenie robi swoje. Ostatni raz tak wykończył mnie śnieg kilka lat temu, gdy wiosną przebijałem się z Wielkiej Raczy na Przegibek... Z drugiej strony to i tak poruszaliśmy się niezłym tempem, bo odejmując postoje na szczytach prawie wszystkie odcinki robiliśmy według prognoz na tabliczkach.

Pobudka wczesna, bo o 5.30. Wolimy wsiąść w pierwszy autobus niż stresować się przy następnym. Ustrzyki jeszcze śpią, przypałętał się tylko jeden gościu, który nerwowo czeka na otwarcie sklepu. Słysząc moje kaszlanie fachowo stwierdza:
- Ooo, za mało się drinkowało.
- Niee, to od mokrych butów - odpowiadam.
- Jasne, jasne - rzuca znawca ;).
Obrazek

Obok przystanku dwie reklamy "bieszczadzkiego piwa", obie tak samo kantujące turystów: BiesCzadowe warzy browar w Raciborzu na zlecenie hurtowni z Rzeszowa, natomiast Uherce Mineralne także w Bieszczadach nie leżą...
Obrazek

Spoglądam na ten szlakowskaz i w głowie rodzi się już pomysł na inną wyprawę w Biesy, kiedyś tam w przyszłości :)...
Obrazek

Przyjeżdża autobus. Na początku pustawy, potem powoli się zapełnia, zaliczamy też niespodziewaną przesiadkę w drodze na Zatwarnicę. Następne połączenia bez problemu, mamy nawet ponad godzinę czasu na piwo w Sanoku.
Obrazek

Kolejna bieszczadzka przygoda dobiegła końca. Męcząca, ale satysfakcjonująca. Inna od wcześniejszych i zapewne także różna od przyszłych. Bo takie są w końcu Bieszczady - poza popularnymi połoninami mają wiele zakątków do zaoferowania :).
Awatar użytkownika
sprocket73
Posty: 5935
Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
Kontakt:

Postautor: sprocket73 » 2018-04-24, 16:36

Bieszczadzcy wojownicy! :)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości