Feriowe Karkonosze czyli jak nie weszliśmy na Śnieżkę
Feriowe Karkonosze czyli jak nie weszliśmy na Śnieżkę
W Karkonoszach nie byłem prawie od dekady! Jakoś tak ciągle wychodziło, że były mi nie po drodze. Co prawda poprzedniego lata miałem je w całości jak na dłoni ze skałek Rudaw Janowickich, ale to jednak nie to samo... Kiedy więc nadarzyła się okazja dołączyć do wyjazdu i wrócić, to trzeba było wykorzystać tą okazję.
Pobudka o wściekłej godzinie jaką jest 4.30. Kolejne środki transportu i przesiadki... W Kolejach Dolnośląskich dostaję informację od Neski, że jej pociąg złapał opóźnienie z powodu jakiegoś zdarzenia na torach. A to właśnie ona postanowiła odwiedzić Góry Olbrzymie, ja tylko wcisnąłem się jako towarzystwo do szlaku... No i plany zaczęły się sypać.
Busikiem docieram do Kowar (Schmiedeberg). Miasteczko wita mnie smrodem z kominów i zachmurzonymi lasami w tle. Zimy brak.
Okolica dworca kolejowego sprawia przygnębiające wrażenie. Ostatni pociąg osobowy odjechał stąd bodajże w 2000 roku, są niby jakieś plany reaktywacji, lecz na razie to raczej pobożne życzenia...
Dawne kino wygląda jak po przejściu frontu...
Budynki gazowni miejskiej z 1872 roku także mogłyby grać w jakimś wojennym filmie.
Do centrum dreptam wzdłuż Jedlicy (Iselbach), wypływając w pobliżu przełęczy Okraj, która to jest moim dzisiejszym celem.
Kościół Najświętszej Maryi Panny jest zamknięty, ale można pokręcić się dookoła niego, a tam znaleźć kilka ciekawych rzeczy.
W barokowych kaplicach pochowano miejscowych notabli z XVIII wieku, łącznie z burmistrzem. Z kolei nagrobek z krzyżem kryje ofiary wojny prusko-austriackiej z 1866 roku: dwóch poddanych Hohenzollernów i jednego z państwa Habsburgów.
Kamienna płyta to jedyna pozostałość po Pomniku Poległych, stojącym niegdyś za ratuszem. Synom Kowar, którzy zginęli za Ojczyznę, ku pamięci.
Ulica 1 Maja (ex-Friedrichstrasse) to kowarski rynek. Opisywany jako ładne miejsce mnie jakoś nie zachwycił. Część budynków wyremontowano, z innych wszystko odpada.
Ma to swoje plusy, bowiem spod tynku wychodzi sporo starych napisów.
Dzisiaj na olimpiadzie polscy skoczkowie mieli zdobyć worek medali, więc nawet zastanawiałem się, czy nie obejrzeć tego wiekopomnego wydarzenia gdzieś na mieście. Pora była jednak jeszcze za wczesna, w dodatku nie znalazłem żadnego odpowiedniego lokalu, zatem bez zwłoki opuściłem jądro Kowar.
Na osiedlu domków jednorodzinnych w trawie leży kilka kamieni, które z bliższa okazują się resztkami nagrobków. Czyżby kiedyś tu był cmentarz, czy raczej przytargano je z innego miejsca? Dziwne.
Na polach wznosi się kopiec z żółtawą kaplicą św. Anny.
Wdrapuję się do góry i robię krótki postój. Szkoda, że pogoda tak marna, ale prognozy pogody to przewidziały.
W dole Kowary Średnie (Mittel Schmiedeberg). Zabudowa niemal w całości autorstwa Niemców.
Zachodzę do niewielkiego sklepiku spożywczego: drogo, a wybór niewiele lepszy niż za komuny. Kawałek dalej ozdoba dzielnicy - wysokie wiadukty na zamkniętej linii do Kamiennej Góry. Tory poprowadzono nie tylko nad drogą, ale też nad Jedlicą, obok której w przeszłości szło przejść mostkiem.
Za wiaduktem znajdowała się fabryka filców technicznych, początkowo także dywanów (Akteingesellschaft C. G. Güttler Filztuchfabrik Schmiedeberg). Zbudowana w 1863 roku eksportowała swe towary do Europy, Ameryki i Azji. Teraz to pusty zarośnięty plac.
Niebieski szlak prowadzi do Kowar Górnych. Co rusz mijam ślady dawnego przemysłu i mniej lub bardziej zniszczone domostwa.
Za potokiem pozostałości po Zakładzie Przemysłowym R-1, czyli kopalni rud żelaza i uranu. Ten ostatni odkryli jeszcze Niemcy i rozpoczęli wydobycie, ale na szerszą skalę kopano dopiero w okresie PRL-u, kiedy to tajny obiekt wspomagał radziecki program nuklearny.
Wreszcie zaczyna pojawiać się śnieg. Końcowym akcentem cywilizacji są parkingi dla turystów zwiedzających kowarskie sztolnie.
Czarny szlak wbija w las. Robi się cicho i zimowo . No i górsko.
Częściowo zamarznięte strumyki i kilkaset metrów lodowiska na ścieżce.
Zza drzew słychać miarowe warkoty samochodów, co oznacza, że wkrótce będę na miejscu.
Przełęcz Okraj (Grenzbauden Pass, Schlesische Grenzbaude) to początek głównego grzbietu karkonoskiego, zatem dobry punkt startowy do poważniejszej wędrówki. Nocleg zarezerwowany mamy w schronisku PTTK, które jest dość nietypowe, bo składa się z dwóch budynków. Śpi się w bacówce, która kompletnie nie pasuje do Sudetów, bo to styl beskidzki. Nieco lepiej prezentuje się obiekt główny z recepcją, będący dawną gospodą.
Tymczasem opóźnienie Neski wzrosło do ponad 3 godzin i na razie jest w czarnej d..e. Będzie problem z dotarciem, ale na razie dopiero godzina 15-ta, więc trzeba czekać.
Zameldowałem się i przeszedłem w część noclegową, gdzie akurat... Kamil Stoch szykował się do oddania pierwszego skoku . Jak wiadomo w drugiej rundzie wiatr i sędziowie okazali wybitnie antypolską postawę, ale przynajmniej mogłem to zobaczyć na żywo .
Największym plusem schroniska na przełęczy Okraj jest położenie: za kilkadziesiąt metrów zaczyna się terytorium Republiki Czeskiej. Kraj pilsnera, nakladanego hermelina i pustych kościołów leży więc o przysłowiowy rzut beretem...
Horní Malá Úpa (Ober Kleinaupa) przeistoczyła się z niewielkiej wioski górskiej w znaną osadę turystyczną, choć z racji przebiegu drogi przez przełęcz turyści pojawiali się w niej już kilkaset lat temu. Na 91 mieszkańców przypada aż 116 domów.
Jedną z atrakcji jest otwarty w 2015 roku browar Trautenberk.
Zastanawiałem się skąd ta niemiecko brzmiąca nazwa? Okazuje się, iż pochodzi od bohatera czechosłowackiej bajki, który miał nieustanne konflikty ze słynnym Krakonošem. Trautenbergowie byli także szlachtą posiadającą swoje dobre w tych okolicach.
Zaglądam oczywiście do środka. Zamawiam škvarkovą pomazankę oraz APĘ. Wszystko smakowało znakomicie! Niestety, podczas kolejnych wizyt jedzenie nie było już tak rewelacyjne, a chleb trafiał na stół chyba prosto z lodówki.
Dostaję informację od Neski, że jest już w Jeleniej Górze. Wracam do schroniska i dyskutuję z panią z obsługi, czy można załatwić jakiś transport zamiast trzech godzin drałowania po nocy.
- Na pewno coś wykombinujemy, może pojadą nasi znajomi, wezmą itp..
Kombinowanie skończyło się zamówieniem taksówki na przełęcz, ale to w końcu są góry .
Wieczór upłynął na stołowaniu się po czeskiej stronie i przeglądaniu prognoz pogody. Dzisiejszego dnia tylko ja miałem takie zachmurzenie, najwyższe szczyty na grani wystawały ponad chmury!
Po schronisku latają dwa szalone koty, które uwielbiają plecaki. W dodatku młoda kotka ma pierwszą ruję i krzyczy wniebogłosy jakby chciano ją od razu sterylizować 😛.
Nocujących komplet. Pojawiła się duża grupa, która przyszła do nas z Rudaw i to z nią uskutecznia się integracja w świetlicy bacówki. Niestety, ściany tego przybytku są tak cienkie, że jeśli ktoś głośniej pierdnie, to słychać to w drugim końcu budynku, a co dopiero podniesione głosy, więc nie wszyscy byli zadowoleni z przebiegu zdarzeń... Kiedyś Okraj słynął też z serwowanej turystom zimnicy, tym razem kaloryfery w nocy grzały na full!
W niedzielę o poranku rzut oka przez okna daje jeszcze nadzieję...
...która szybko znika po wyjściu na zewnątrz.
Chmury, chmury i chmury. Ale to nic - iść trzeba. Chcemy dzisiaj przejść przez Śnieżkę, a że na widoki szans nie ma, to wybieramy krótki żółty szlak po czeskiej stronie. Początkowo mija on kilka podsypanych domów, następnie wchodzi w las.
W dobrym tempie docieramy do Jelenki. W dawnym Emma-quelen-baude sporo ludzi, lecz jakoś znajdujemy miejsce. Ceny wyższe niż na przełęczy...
Nieoczekiwanie podczas zbierania się wychodzi słońce i podświetla okolicę. Gdzieś w oddali pojawiają się nawet skromne widoki.
Niestety, tuż nad schroniskiem zaczyna wiać. GOPR ostrzegał, że w wyższych partiach wiatr może sięgać 80 km/h, ale jednak nie sądziliśmy, że będzie to takim problemem.
Na razie da się iść w miarę normalnie. Z boku widać "cycki" Rudaw Janowickich - Krzyżną Górę i Sokolika.
Wkrótce biała kołdra przykrywa wszystko. Hasło "okno pogodowe" nabiera realnego znaczenia.
Za Czarną Kopą (Svorová hora, Schwarze Koppe) duje już tak konkretnie, że utrudnia poruszanie się do przodu. Momentami wiatr prawie nas przewraca, rzuca w różne strony, uniemożliwia oddychanie. Czasem nie mogę się ruszyć do przodu pod jego naporem!
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=8jFYaPVhKeE[/youtube]
Nie wiem, jaka mogła być jego prędkość, lecz na pewno grubo powyżej setki! Przeszliśmy jeszcze kawałek i podjęliśmy decyzję o odwrocie - skoro na nieco ponad 1400 metrów tak to wygląda, to co będzie 200 metrów wyżej?? Możliwość zdmuchnięcia razem z plecakami nie była wcale tak nieprawdopodobna!
Wycofanie się było słuszne, ale jednocześnie byliśmy wściekli. Tak przy okazji okazało się, iż ze strony GOPR zniknęła informacja o silnym wietrze, według nich na Śnieżce była prawie cisza! To nie pierwszy raz kiedy ich komunikaty o warunkach pogodowych są, delikatnie pisząc, kompletnie nietrafione!
Spotkana przez nas para opowiadała, że na Śnieżce prawie kładli się na ziemi, aby wichura ich nie porwała, a przy szczycie chronili się w... śnieżnej jamie.
Im bardziej schodziliśmy w dół tym podmuchy stawały się ponownie słabsze, a niebo znów zaczęło się odsłaniać. W przecince widać Malą Úpę.
Drugi raz zajrzeliśmy do Jelenki i zjedliśmy pseudo-obiad. Jako trasę powrotną wybraliśmy tym razem niebieski szlak graniczny przez Skalny Stół, który przez chwilę podświetlało słońce.
Za przełęczą Sowią, podchodząc w górę, mieliśmy za plecami pokaz siły natury z całą siłą napierającej na grań i okolice Czarnej Kopy.
Skalny Stół (Tabule, Tafelstein) - najwyższy szczyt Kowarskiego Grzbietu.
Nie robimy postoju, bo zaczyna się ściemniać. Maszerujemy przez las, a następnie gubi nam się szlak, więc na oko schodzimy wzdłuż wyciągu w kierunku Okraju.
W schronisku dzisiaj pustki. Jednym z nocujących jest Mirek, pomysłodawca "Klubu Zdobywców Koron Górskich Rzeczpospolitej Polskiej". Taka forma wędrowania po górach - zaliczanie kolejnych szczytów według listy - jest coraz bardziej popularna.
Na obiado-kolację znów przechodzimy na czeską stronę. Oczywiście na piwo też .
Pogoda spieprzyła nam plany - a mieliśmy dziś spać w Śląskim Domu! Zastanawiamy się co dalej... Jedną z opcji jest zjazd autobusem do Pecu pod Śnieżką i wjazd na najwyższy szczyt Śląska gondolką.
Rano dzwonię do Czechów i dowiaduję się, że ta jeździ tylko do połowy, wyżej za bardzo wieje. Niech to szlag! Pozostaje opcja druga...
Na pożegnanie z Okrajem robię jeszcze kilka zdjęć przy dawnym przejściu granicznym, akurat wtedy, gdy trochę się rozjaśniło.
Przy ścianie byłego budynku odpraw wisi pamiątkowa tablica upamiętniająca czechosłowackiego wachmistrza, który zginął w październiku 1938 roku, spalono wówczas również urząd celny. Czesi zrewanżowali się w 1945 zabijając siedmiu przypadkowo wybranych Niemców.
Inez stwierdza, że chce do domu. Ja nie, bo wiem, że raczej prędko tu nie wrócę. Ostatecznie busikiem zjeżdżamy aż do Karpacza, aby zaatakować wyższe partie Karkonoszy z tamtej strony. Podczas podróży odkrywam, że zostawiłem w schronisku wszystkie moje klucze! Licho dalej nie śpi...
Pobudka o wściekłej godzinie jaką jest 4.30. Kolejne środki transportu i przesiadki... W Kolejach Dolnośląskich dostaję informację od Neski, że jej pociąg złapał opóźnienie z powodu jakiegoś zdarzenia na torach. A to właśnie ona postanowiła odwiedzić Góry Olbrzymie, ja tylko wcisnąłem się jako towarzystwo do szlaku... No i plany zaczęły się sypać.
Busikiem docieram do Kowar (Schmiedeberg). Miasteczko wita mnie smrodem z kominów i zachmurzonymi lasami w tle. Zimy brak.
Okolica dworca kolejowego sprawia przygnębiające wrażenie. Ostatni pociąg osobowy odjechał stąd bodajże w 2000 roku, są niby jakieś plany reaktywacji, lecz na razie to raczej pobożne życzenia...
Dawne kino wygląda jak po przejściu frontu...
Budynki gazowni miejskiej z 1872 roku także mogłyby grać w jakimś wojennym filmie.
Do centrum dreptam wzdłuż Jedlicy (Iselbach), wypływając w pobliżu przełęczy Okraj, która to jest moim dzisiejszym celem.
Kościół Najświętszej Maryi Panny jest zamknięty, ale można pokręcić się dookoła niego, a tam znaleźć kilka ciekawych rzeczy.
W barokowych kaplicach pochowano miejscowych notabli z XVIII wieku, łącznie z burmistrzem. Z kolei nagrobek z krzyżem kryje ofiary wojny prusko-austriackiej z 1866 roku: dwóch poddanych Hohenzollernów i jednego z państwa Habsburgów.
Kamienna płyta to jedyna pozostałość po Pomniku Poległych, stojącym niegdyś za ratuszem. Synom Kowar, którzy zginęli za Ojczyznę, ku pamięci.
Ulica 1 Maja (ex-Friedrichstrasse) to kowarski rynek. Opisywany jako ładne miejsce mnie jakoś nie zachwycił. Część budynków wyremontowano, z innych wszystko odpada.
Ma to swoje plusy, bowiem spod tynku wychodzi sporo starych napisów.
Dzisiaj na olimpiadzie polscy skoczkowie mieli zdobyć worek medali, więc nawet zastanawiałem się, czy nie obejrzeć tego wiekopomnego wydarzenia gdzieś na mieście. Pora była jednak jeszcze za wczesna, w dodatku nie znalazłem żadnego odpowiedniego lokalu, zatem bez zwłoki opuściłem jądro Kowar.
Na osiedlu domków jednorodzinnych w trawie leży kilka kamieni, które z bliższa okazują się resztkami nagrobków. Czyżby kiedyś tu był cmentarz, czy raczej przytargano je z innego miejsca? Dziwne.
Na polach wznosi się kopiec z żółtawą kaplicą św. Anny.
Wdrapuję się do góry i robię krótki postój. Szkoda, że pogoda tak marna, ale prognozy pogody to przewidziały.
W dole Kowary Średnie (Mittel Schmiedeberg). Zabudowa niemal w całości autorstwa Niemców.
Zachodzę do niewielkiego sklepiku spożywczego: drogo, a wybór niewiele lepszy niż za komuny. Kawałek dalej ozdoba dzielnicy - wysokie wiadukty na zamkniętej linii do Kamiennej Góry. Tory poprowadzono nie tylko nad drogą, ale też nad Jedlicą, obok której w przeszłości szło przejść mostkiem.
Za wiaduktem znajdowała się fabryka filców technicznych, początkowo także dywanów (Akteingesellschaft C. G. Güttler Filztuchfabrik Schmiedeberg). Zbudowana w 1863 roku eksportowała swe towary do Europy, Ameryki i Azji. Teraz to pusty zarośnięty plac.
Niebieski szlak prowadzi do Kowar Górnych. Co rusz mijam ślady dawnego przemysłu i mniej lub bardziej zniszczone domostwa.
Za potokiem pozostałości po Zakładzie Przemysłowym R-1, czyli kopalni rud żelaza i uranu. Ten ostatni odkryli jeszcze Niemcy i rozpoczęli wydobycie, ale na szerszą skalę kopano dopiero w okresie PRL-u, kiedy to tajny obiekt wspomagał radziecki program nuklearny.
Wreszcie zaczyna pojawiać się śnieg. Końcowym akcentem cywilizacji są parkingi dla turystów zwiedzających kowarskie sztolnie.
Czarny szlak wbija w las. Robi się cicho i zimowo . No i górsko.
Częściowo zamarznięte strumyki i kilkaset metrów lodowiska na ścieżce.
Zza drzew słychać miarowe warkoty samochodów, co oznacza, że wkrótce będę na miejscu.
Przełęcz Okraj (Grenzbauden Pass, Schlesische Grenzbaude) to początek głównego grzbietu karkonoskiego, zatem dobry punkt startowy do poważniejszej wędrówki. Nocleg zarezerwowany mamy w schronisku PTTK, które jest dość nietypowe, bo składa się z dwóch budynków. Śpi się w bacówce, która kompletnie nie pasuje do Sudetów, bo to styl beskidzki. Nieco lepiej prezentuje się obiekt główny z recepcją, będący dawną gospodą.
Tymczasem opóźnienie Neski wzrosło do ponad 3 godzin i na razie jest w czarnej d..e. Będzie problem z dotarciem, ale na razie dopiero godzina 15-ta, więc trzeba czekać.
Zameldowałem się i przeszedłem w część noclegową, gdzie akurat... Kamil Stoch szykował się do oddania pierwszego skoku . Jak wiadomo w drugiej rundzie wiatr i sędziowie okazali wybitnie antypolską postawę, ale przynajmniej mogłem to zobaczyć na żywo .
Największym plusem schroniska na przełęczy Okraj jest położenie: za kilkadziesiąt metrów zaczyna się terytorium Republiki Czeskiej. Kraj pilsnera, nakladanego hermelina i pustych kościołów leży więc o przysłowiowy rzut beretem...
Horní Malá Úpa (Ober Kleinaupa) przeistoczyła się z niewielkiej wioski górskiej w znaną osadę turystyczną, choć z racji przebiegu drogi przez przełęcz turyści pojawiali się w niej już kilkaset lat temu. Na 91 mieszkańców przypada aż 116 domów.
Jedną z atrakcji jest otwarty w 2015 roku browar Trautenberk.
Zastanawiałem się skąd ta niemiecko brzmiąca nazwa? Okazuje się, iż pochodzi od bohatera czechosłowackiej bajki, który miał nieustanne konflikty ze słynnym Krakonošem. Trautenbergowie byli także szlachtą posiadającą swoje dobre w tych okolicach.
Zaglądam oczywiście do środka. Zamawiam škvarkovą pomazankę oraz APĘ. Wszystko smakowało znakomicie! Niestety, podczas kolejnych wizyt jedzenie nie było już tak rewelacyjne, a chleb trafiał na stół chyba prosto z lodówki.
Dostaję informację od Neski, że jest już w Jeleniej Górze. Wracam do schroniska i dyskutuję z panią z obsługi, czy można załatwić jakiś transport zamiast trzech godzin drałowania po nocy.
- Na pewno coś wykombinujemy, może pojadą nasi znajomi, wezmą itp..
Kombinowanie skończyło się zamówieniem taksówki na przełęcz, ale to w końcu są góry .
Wieczór upłynął na stołowaniu się po czeskiej stronie i przeglądaniu prognoz pogody. Dzisiejszego dnia tylko ja miałem takie zachmurzenie, najwyższe szczyty na grani wystawały ponad chmury!
Po schronisku latają dwa szalone koty, które uwielbiają plecaki. W dodatku młoda kotka ma pierwszą ruję i krzyczy wniebogłosy jakby chciano ją od razu sterylizować 😛.
Nocujących komplet. Pojawiła się duża grupa, która przyszła do nas z Rudaw i to z nią uskutecznia się integracja w świetlicy bacówki. Niestety, ściany tego przybytku są tak cienkie, że jeśli ktoś głośniej pierdnie, to słychać to w drugim końcu budynku, a co dopiero podniesione głosy, więc nie wszyscy byli zadowoleni z przebiegu zdarzeń... Kiedyś Okraj słynął też z serwowanej turystom zimnicy, tym razem kaloryfery w nocy grzały na full!
W niedzielę o poranku rzut oka przez okna daje jeszcze nadzieję...
...która szybko znika po wyjściu na zewnątrz.
Chmury, chmury i chmury. Ale to nic - iść trzeba. Chcemy dzisiaj przejść przez Śnieżkę, a że na widoki szans nie ma, to wybieramy krótki żółty szlak po czeskiej stronie. Początkowo mija on kilka podsypanych domów, następnie wchodzi w las.
W dobrym tempie docieramy do Jelenki. W dawnym Emma-quelen-baude sporo ludzi, lecz jakoś znajdujemy miejsce. Ceny wyższe niż na przełęczy...
Nieoczekiwanie podczas zbierania się wychodzi słońce i podświetla okolicę. Gdzieś w oddali pojawiają się nawet skromne widoki.
Niestety, tuż nad schroniskiem zaczyna wiać. GOPR ostrzegał, że w wyższych partiach wiatr może sięgać 80 km/h, ale jednak nie sądziliśmy, że będzie to takim problemem.
Na razie da się iść w miarę normalnie. Z boku widać "cycki" Rudaw Janowickich - Krzyżną Górę i Sokolika.
Wkrótce biała kołdra przykrywa wszystko. Hasło "okno pogodowe" nabiera realnego znaczenia.
Za Czarną Kopą (Svorová hora, Schwarze Koppe) duje już tak konkretnie, że utrudnia poruszanie się do przodu. Momentami wiatr prawie nas przewraca, rzuca w różne strony, uniemożliwia oddychanie. Czasem nie mogę się ruszyć do przodu pod jego naporem!
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=8jFYaPVhKeE[/youtube]
Nie wiem, jaka mogła być jego prędkość, lecz na pewno grubo powyżej setki! Przeszliśmy jeszcze kawałek i podjęliśmy decyzję o odwrocie - skoro na nieco ponad 1400 metrów tak to wygląda, to co będzie 200 metrów wyżej?? Możliwość zdmuchnięcia razem z plecakami nie była wcale tak nieprawdopodobna!
Wycofanie się było słuszne, ale jednocześnie byliśmy wściekli. Tak przy okazji okazało się, iż ze strony GOPR zniknęła informacja o silnym wietrze, według nich na Śnieżce była prawie cisza! To nie pierwszy raz kiedy ich komunikaty o warunkach pogodowych są, delikatnie pisząc, kompletnie nietrafione!
Spotkana przez nas para opowiadała, że na Śnieżce prawie kładli się na ziemi, aby wichura ich nie porwała, a przy szczycie chronili się w... śnieżnej jamie.
Im bardziej schodziliśmy w dół tym podmuchy stawały się ponownie słabsze, a niebo znów zaczęło się odsłaniać. W przecince widać Malą Úpę.
Drugi raz zajrzeliśmy do Jelenki i zjedliśmy pseudo-obiad. Jako trasę powrotną wybraliśmy tym razem niebieski szlak graniczny przez Skalny Stół, który przez chwilę podświetlało słońce.
Za przełęczą Sowią, podchodząc w górę, mieliśmy za plecami pokaz siły natury z całą siłą napierającej na grań i okolice Czarnej Kopy.
Skalny Stół (Tabule, Tafelstein) - najwyższy szczyt Kowarskiego Grzbietu.
Nie robimy postoju, bo zaczyna się ściemniać. Maszerujemy przez las, a następnie gubi nam się szlak, więc na oko schodzimy wzdłuż wyciągu w kierunku Okraju.
W schronisku dzisiaj pustki. Jednym z nocujących jest Mirek, pomysłodawca "Klubu Zdobywców Koron Górskich Rzeczpospolitej Polskiej". Taka forma wędrowania po górach - zaliczanie kolejnych szczytów według listy - jest coraz bardziej popularna.
Na obiado-kolację znów przechodzimy na czeską stronę. Oczywiście na piwo też .
Pogoda spieprzyła nam plany - a mieliśmy dziś spać w Śląskim Domu! Zastanawiamy się co dalej... Jedną z opcji jest zjazd autobusem do Pecu pod Śnieżką i wjazd na najwyższy szczyt Śląska gondolką.
Rano dzwonię do Czechów i dowiaduję się, że ta jeździ tylko do połowy, wyżej za bardzo wieje. Niech to szlag! Pozostaje opcja druga...
Na pożegnanie z Okrajem robię jeszcze kilka zdjęć przy dawnym przejściu granicznym, akurat wtedy, gdy trochę się rozjaśniło.
Przy ścianie byłego budynku odpraw wisi pamiątkowa tablica upamiętniająca czechosłowackiego wachmistrza, który zginął w październiku 1938 roku, spalono wówczas również urząd celny. Czesi zrewanżowali się w 1945 zabijając siedmiu przypadkowo wybranych Niemców.
Inez stwierdza, że chce do domu. Ja nie, bo wiem, że raczej prędko tu nie wrócę. Ostatecznie busikiem zjeżdżamy aż do Karpacza, aby zaatakować wyższe partie Karkonoszy z tamtej strony. Podczas podróży odkrywam, że zostawiłem w schronisku wszystkie moje klucze! Licho dalej nie śpi...
Fajna relacja. To pecha mieliście. Mnie na Śnieżce też w listopadzie walnęło wiatrem o glebę z plecakiem a schodząc przez Kocioł Łomniczki praliśmy sobą regularnie o zalodzoną ścieżkę. Wtedy też odmroziłam sobie twarz. Z litości gospodarze schroniska Pod Łomniczką pozwolili nam nocować na ławkach (ciekawe czemu tam nie ma noclegów, chyba, że coś się zmieniło?) a herbata była za free Czekam na ciąg dalszy relacji. BTW relacja na FB Neski też bardzo fajna Pozdrawiam!
Pudelek pisze:Neska w ogóle ma ładne galerie z wyjazdu,
Potwierdzam
nes_ska pisze:"Chcę do domu"
A ja chcę w góry, nawet za cenę marudzenia... Niestety nie dam rady na razie... W Karki chętnie, dają po dupie w zimie, ale są cudne.
https://www.facebook.com/barbara.bartus ... 618&type=3
Prawda chyba jest zupełnie inna. Oto bardziej prawdopodobne przyczyny odwrotu spod Śnieżki.
1. Sknerstwo - w mieszku Pudla rzadko mieszka Mieszko, a z miedziakami się nie przyszaleje na Śnieżce, gdy pić się chce.
2. Zbyt procentowa integracja dnia poprzedniego lub słabsza kondycja górska (pierwsze oznaki starości). Bez problemu kilka lat temu śmignąłem od dworca PKP w Karpaczu (z dworca PKP Jelenia Góra dojechałem tam z maszynistą) przez )( Sowią na Śnieżkę, taszcząc nie tylko jednostkę centralną.
3. Brak silnej woli (hartu ducha).
Oglądając filmik z Czarnej Kopy, to warunki mieliście zdecydowanie lepsze niż ja. Nie dotyczy to tylko bardzo dobrej widoczności (ja miałem na kilka metrów) czy małej pokrywy śnieżnej (nie pisałeś o zapadaniu się w śnieg powyżej pasa i wygrzebywaniu przez 5 minut). Wiatr też taki sobie, można rzec wiosenny i orzeźwiający. Przyczyna problemów z utrzymaniem pionu tkwi w pkt. 2.
Trudniej idzie się do góry niż z górki, chociaż w życiu miałem raczej z górki i nie dotyczy to tylko Śnieżki.
Nes_ska - taxi w cenie jednego pogana? Też raz jechałem taxi, ale ze schroniska na dworzec PKP (brakowało mi 30m)
1. Sknerstwo - w mieszku Pudla rzadko mieszka Mieszko, a z miedziakami się nie przyszaleje na Śnieżce, gdy pić się chce.
2. Zbyt procentowa integracja dnia poprzedniego lub słabsza kondycja górska (pierwsze oznaki starości). Bez problemu kilka lat temu śmignąłem od dworca PKP w Karpaczu (z dworca PKP Jelenia Góra dojechałem tam z maszynistą) przez )( Sowią na Śnieżkę, taszcząc nie tylko jednostkę centralną.
3. Brak silnej woli (hartu ducha).
Oglądając filmik z Czarnej Kopy, to warunki mieliście zdecydowanie lepsze niż ja. Nie dotyczy to tylko bardzo dobrej widoczności (ja miałem na kilka metrów) czy małej pokrywy śnieżnej (nie pisałeś o zapadaniu się w śnieg powyżej pasa i wygrzebywaniu przez 5 minut). Wiatr też taki sobie, można rzec wiosenny i orzeźwiający. Przyczyna problemów z utrzymaniem pionu tkwi w pkt. 2.
Trudniej idzie się do góry niż z górki, chociaż w życiu miałem raczej z górki i nie dotyczy to tylko Śnieżki.
Nes_ska - taxi w cenie jednego pogana? Też raz jechałem taxi, ale ze schroniska na dworzec PKP (brakowało mi 30m)
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Bistro (przy lanovce) i poczta po czeskiej stronie też nieczynne? Bez dutków lub po godz. 16 niemożliwe zaszaleć.Pudelek pisze:z niczym się nie poszaleje na Śnieżce, ponieważ obecnie nic tam nie działa
Zerkam na kamery i trochę luda jest.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Prawdopodobnie nie działały, ponieważ nie działała też czeska gondola. Osoby które były na Śnieżce twierdziły, że nie było gdzie się schować przed wiatrem, dlatego kryli się w śnieżnych jamach.
Ostatnio zmieniony 2018-02-16, 15:41 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Pudelek pisze:nie było gdzie się schować przed wiatrem, dlatego kryli się w śnieżnych jamach.
Może szukali odrobiny intymności? Ach ta dzisiejsza młodzież bez odrobiny romantyzmu, nie mogli wstrzymać się do Walentynek? Tylko tu i teraz jak miejscowi pod spelunką.Pudelek pisze:na Śnieżce prawie kładli się na ziemi
Edit: wiatr nie wieje dookoła, zatem z jednej strony UFO zawsze jest zacisze lub przy poczcie.
Ostatnio zmieniony 2018-02-16, 16:04 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Jakiś przygnębiający dla mnie ten początek relacji. Okolice urodą nie grzeszą, jeszcze ten brak słońca... Od razu lepiej, jak się pojawił śnieg. I w sumie myślałam, że będziecie mieć kaplicę pogodową, a całkiem sporo przejaśnień się Wam zdarzyło. A kolejne dni (jak facebook donosi) to naprawdę nieźle, a nawet powiem, że super. Zobaczyć błękitne niebo nad Karkonoszami - to jeden z moich celów na przyszłość. Jak na razie pogoda sudecka mnie nie puszczała nigdy.
A w sumie przez myśl mi przeszło, czyby do neski nie dołączyć, ale zdrowotne obowiązki w środku wyjazdu przekreśliły me uczestnictwo. Może kiedyś się uda .
A w sumie przez myśl mi przeszło, czyby do neski nie dołączyć, ale zdrowotne obowiązki w środku wyjazdu przekreśliły me uczestnictwo. Może kiedyś się uda .
Po nieudanej próbie zdobycia Śnieżki przy pomocy autobusu dotarliśmy do Karpacza (Krummhübel), a konkretnie do Karpacza Górnego (Brückenberg; do ubiegłego roku oficjalną polską nazwą były... Bierutowice).
O dziwo, wyszło słońce, jest nawet trochę śniegu. Podążamy za tłumem: mijamy mniej lub bardziej odrzucające przybytki gastronomiczne, galerię kiczowatych pamiątek (wielką popularnością cieszyły się tradycyjne, karkonoskie łuki) i stajemy pod płotem Kościoła Wang.
Norwesko-pruską świątynię zwiedzałem już przed laty, teraz chciałem tylko pokręcić się trochę po placu kościelnym, ale wstęp na niego kosztuje... złotówkę! To chyba jedyny w Polsce przypadek, że trzeba bulić za chodzenie PRZED kościołem! Gdybym był członkiem miejscowej gminy ewangelickiej to byłoby mi wstyd...
Kawałek dalej budka Karkonoskiego PN i pobierany haracz za wstęp... Przyroda niby należy do wszystkich, ale jednak nie do końca.
Niebieski szlak wznosi się łagodnie szeroką drogą. Ludzi masa, bo niektóre województwa mają ferie. Dzieciaki zjeżdżają w dół na dupolotach i sankach, niektóre w kaskach. Za niedługo to na huśtawkę będą włazić w ochraniaczach...
Rodzice dopingują pociechy do wędrówki. Większość latorośli jęczy, niektóre padają na kolana ze zmęczeniea. Jakiś chłopaczek widząc, że za zakrętem nie ma schroniska, zaczyna głośno wołać: "Nie, nie, nieeee"! Myślę, że jakby obiecać im nowego srajfona w nagrodę, to pędziliby jak stado jeleni!
Pierwsze widoki na wyższe partie wraz ze Śnieżką, która czasem wyłania się zza chmur.
Przed nami Polana. Nie byle jaka, bo Stara. W przeszłości stały na niej trzy schroniska, w tym największe - Schlingelbaude, po wojnie im. Bronka Czecha.
Spłonęło w 1966, według teorii spiskowych pożar miał ukryć defraudację. Bardziej prozaiczna przyczyna to niedopałek papierosa w koszu, zamiast w popielniczce. Mimo planów odbudowy nigdy do niej nie doszło. Szkoda, bo zmniejszyłoby dalszy ruch stonki Śląskim Traktem w kierunku Małego Stawu.
Wbrew często powtarzanym opiniom widoczne na zdjęciu podmurówki nie są pozostałościami po owym schronisku (te stało po drugiej stronie drogi), ale po innym budynku, towarzyszącym głównemu obiektowi.
Robimy krótką przerwę i odbijamy na prawo w żółty szlak. Od razu radykalnie spada ilość innych turystów.
Na górnej części Polany także kiedyś stało schronisko: Hasenbaude, rozebrane w 1954. Obecnie szlak ogrodzono płotkami, aby nie włazić w torfowiska.
Na przeciwległym stoku szeroka sylwetka Strzechy Akademickiej (Hampelbaude), uważanej za najstarsze schronisko w Karkonoszach.
W lesie czekają Pielgrzymy (Dreisteine, Pilgersteine).
Może coś wymodlili, gdyż na zachodzie zaczyna się przejaśniać.
Zaczynamy najbardziej męczący odcinek dzisiejszego dnia - podejście pod Główny Szlak Sudecki. Poprawiająca się pogoda sprzyja zmniejszeniu zmęczenia i uśmiech powoli wraca na gębę .
Nad granicą lasu widać już panoramę. Znowu najbardziej wyróżniają się Rudawy Janowickie z Krzyżną Górą i Sokolikiem (ok. 18 kilometrów od nas). Za nimi m.in. Góry i Pogórze Kaczawskie.
Niebieska plama to zbiornik Sosnówka. Ciekawie uzupełnia krajobraz.
Śnieżka raz wychodzi z bieli, raz znów się w nią chowa. Kapryśna.
W tą stronę pójdziemy za chwilę...
...na razie odsadziłem Neskę, która cyka kolejne piękne zdjęcia, i jako pierwszy melduję się przy Słoneczniku. Zastanawiam się co kierowało osobami, która nadały im taką nazwę? Dla Niemców i Czechów, którym wskazywał południe, był znany jako Mittagstein i Polední kámen. Na krótko przemianowano go Gerhard-Hauptmann-Stein. Ale słonecznik?
Skały są najlepiej widoczną formacją w całych Karkonoszach i pewnie jedną z najczęściej odwiedzanych. W poniedziałkowe popołudnie kręci się tutaj ledwie kilka osób, niemal wszyscy kierują się w kierunku wschodnim. Ponieważ zaczęło wiać to momentami chronię się w niewielkim zagłębieniu ubarwionym śladami moczu.
Śnieżka ładnie się odsłoniła. Miód, cud i rock'n'roll.
Jeszcze trochę zdjęć, jeszcze trochę cieszenia się... Wczoraj najwyższy szczyt Śląska i Czech dał nam kopa, dziś próbuje się zrewanżować. Aż chciałoby się na niego wdrapać tak jak dziesiątki małych ludzików podążających od Śląskiego Domu.
Z czeskiej strony znowu nadciągają chmury i to właśnie tam, gdzie i my idziemy.
Szlak prowadzi po zboczu, mocno rozdeptanym. O ile podejście pod Słonecznik było bezproblemowe - po twardym, zamarzniętym śniegu - to tutaj mocno się męczymy. Mimo, iż jesteśmy poniżej grani (którą biegnie granica), to podmuchy smagają nas po twarzy. Nie tak mocno jak wczoraj, ale nieprzyjemnie.
A w dole przyroda rozgrywa inny spektakl.
Od dawna widzimy przed sobą zabudowania. Byłem przekonany, że to Špindlerova bouda. Inez upiera się, że coś innego. Każde z nas jest przekonane, że ma rację. Im bliżej tych obiektów, tym większe mam wątpliwości co do mojej racności .
Oczywiście byłem w błędzie, bo to Petrova bouda. No cóż, po dziesięciu latach człowiek może się czasem pomylić . Špindlerka jest bliżej i zasłonięta przez Mały Szyszak (Malý Šišák, Kleine Sturmhaube), na którego nielegalnie właziło kilku narciarzy.
Za Tępym Szczytem (Kleines Rad) do GSS dochodzi czeski zimowy trawers z Luční boudy.
Zima potrafi być wspaniałym rzeźbiarzem - tutaj Słoń :D.
Momentami nawierzchnia szlaku się wypłaszcza i śnieg staję się twardy; wtedy tempo wędrówki od razu wzrasta. Mija nas kilka osób idących z przeciwnej strony, głównie narciarze, przeważnie mówiący po czesku.
A gdzieś w oddali słońce nadal nie odpuszcza i próbuje się przebijać do ziemi.
Wreszcie robi się szerzej i zaczynamy schodzić do przełęcz Karkonoskiej (Slezské sedlo, Spindlerpass).
Lekko prószy śnieg. Po prawej schronisko Odrodzenie, gdzie będziemy dziś nocować. Neska od dawna ma rezerwację, ja nie, lecz znajdzie się dla mnie trochę placu .
Obiekt pełen jest narciarzy spędzających tu z rodzinami urlopy. Po korytarzach i jadalniach biegają drące się dzieciaki, niektóre jeżdżą na rolkach. Słychać stuków "piłkarzyków" i ping-ponga. W recepcji trwają ustalenia odnośnie śniadania na następny dzień.
- Czy jest możliwość domówienia smażonych kiełbasek?
- A może chociaż parówki z wody?
- Dla mnie rano miseczka ciepłego mleka. Tylko miseczka, płatki mam swoje.
I tak dalej... Plecakowicze wyglądają jak z innej planety, tym bardziej, że nikt inny nie dostał się tu z buta, większość zostawiła samochód na czeskim parkingu odległym o kilkaset metrów.
Mając w kieszeni jeszcze trochę koron idę się przejść na posiłek do Czech, podczas gdy Inez wybiera ciepły prysznic . Na dworze całkiem ładny wieczór.
Przełęcz Karkonoska wykorzystywana była już w średniowieczu jako punkt przekraczania gór na trakcie handlowym z miast po południowej stronie na Śląsk. W 1740 stanęła na niej pierwsza gospoda. W 1824 wybudowano Špindlerovą boudę (Spindlerbaude), która dwukrotnie padała ofiarą pożarów, ale zawsze ją podnoszono z gruzów.
Z Czech można tu dojechać samochodem i autobusem. Na parkingu dominują auta na wielkopolskich blachach, więc wiadomo, kto ma ferie. Sporo osób wyszło na mróz aby na smartfonach uwiecznić ostatnie promienie słońca.
Schodzę nieco w dół do znanego mi kompleksu należącego do wojska - VZ Malý Šišák. Kiedyś nosiło nazwę Adolf-baude, ale nie od imienia führera, tylko od nazwiska pierwszych właścicieli, którzy postawili je jeszcze przed Wielką Wojną.
Pensjonat także pełen jest miłośników narciarstwa, ale i tak spokojniej tu niż w Špidlerovej. O niższych cenach nie wspominając...
W przedsionku zwracają uwagę drewniane rzeźby podtrzymujące strop.
Wracając na Śląsk zahaczam jeszcze o Špindlerkę. Hotel ma osobliwą kategorię: trzy i pół gwiazdki. W restauracji kelnerzy w muchach i krawatach (nawet kobiety płci odmiennej), stoliki tematyczne, więc nawet tam nie wchodzę, tylko zamawiam piwo przy barze. Dostaję 0.4, a płacę jak za złote zboże (bez rachunku!) - wiadomo, że bogaci ludzie pół litra nie wleją w siebie... Co jakiś czas przemykają korytarzem niekompletnie ubrane osobniki, ktoś domaga się podania czterech browarów do sauny... Z ulgą opuszczam ten przybytek.
Wieczór w Odrodzeniu mija na lekturze .
Dzisiaj pogoda nieco się zrehabilitowała za niedzielę, z nadzieją myślimy o jutrze.
A zamiast podsumowania wpis ze schroniskowej księgi gości:
I chwała Panu najwyższemu
naszemu najwyższemu - my
wdzięczni i pełni miłości
ku chwale ojczyzny
Amen
Niech żyje Polska Nasza
Ojczyzna umiłowana
w Chrystusie Panu
Amen
Wdzięczni (...)
Chyba ktoś rzeczywiście był bardzo wdzięczny, że dotarł aż tu .
O dziwo, wyszło słońce, jest nawet trochę śniegu. Podążamy za tłumem: mijamy mniej lub bardziej odrzucające przybytki gastronomiczne, galerię kiczowatych pamiątek (wielką popularnością cieszyły się tradycyjne, karkonoskie łuki) i stajemy pod płotem Kościoła Wang.
Norwesko-pruską świątynię zwiedzałem już przed laty, teraz chciałem tylko pokręcić się trochę po placu kościelnym, ale wstęp na niego kosztuje... złotówkę! To chyba jedyny w Polsce przypadek, że trzeba bulić za chodzenie PRZED kościołem! Gdybym był członkiem miejscowej gminy ewangelickiej to byłoby mi wstyd...
Kawałek dalej budka Karkonoskiego PN i pobierany haracz za wstęp... Przyroda niby należy do wszystkich, ale jednak nie do końca.
Niebieski szlak wznosi się łagodnie szeroką drogą. Ludzi masa, bo niektóre województwa mają ferie. Dzieciaki zjeżdżają w dół na dupolotach i sankach, niektóre w kaskach. Za niedługo to na huśtawkę będą włazić w ochraniaczach...
Rodzice dopingują pociechy do wędrówki. Większość latorośli jęczy, niektóre padają na kolana ze zmęczeniea. Jakiś chłopaczek widząc, że za zakrętem nie ma schroniska, zaczyna głośno wołać: "Nie, nie, nieeee"! Myślę, że jakby obiecać im nowego srajfona w nagrodę, to pędziliby jak stado jeleni!
Pierwsze widoki na wyższe partie wraz ze Śnieżką, która czasem wyłania się zza chmur.
Przed nami Polana. Nie byle jaka, bo Stara. W przeszłości stały na niej trzy schroniska, w tym największe - Schlingelbaude, po wojnie im. Bronka Czecha.
Spłonęło w 1966, według teorii spiskowych pożar miał ukryć defraudację. Bardziej prozaiczna przyczyna to niedopałek papierosa w koszu, zamiast w popielniczce. Mimo planów odbudowy nigdy do niej nie doszło. Szkoda, bo zmniejszyłoby dalszy ruch stonki Śląskim Traktem w kierunku Małego Stawu.
Wbrew często powtarzanym opiniom widoczne na zdjęciu podmurówki nie są pozostałościami po owym schronisku (te stało po drugiej stronie drogi), ale po innym budynku, towarzyszącym głównemu obiektowi.
Robimy krótką przerwę i odbijamy na prawo w żółty szlak. Od razu radykalnie spada ilość innych turystów.
Na górnej części Polany także kiedyś stało schronisko: Hasenbaude, rozebrane w 1954. Obecnie szlak ogrodzono płotkami, aby nie włazić w torfowiska.
Na przeciwległym stoku szeroka sylwetka Strzechy Akademickiej (Hampelbaude), uważanej za najstarsze schronisko w Karkonoszach.
W lesie czekają Pielgrzymy (Dreisteine, Pilgersteine).
Może coś wymodlili, gdyż na zachodzie zaczyna się przejaśniać.
Zaczynamy najbardziej męczący odcinek dzisiejszego dnia - podejście pod Główny Szlak Sudecki. Poprawiająca się pogoda sprzyja zmniejszeniu zmęczenia i uśmiech powoli wraca na gębę .
Nad granicą lasu widać już panoramę. Znowu najbardziej wyróżniają się Rudawy Janowickie z Krzyżną Górą i Sokolikiem (ok. 18 kilometrów od nas). Za nimi m.in. Góry i Pogórze Kaczawskie.
Niebieska plama to zbiornik Sosnówka. Ciekawie uzupełnia krajobraz.
Śnieżka raz wychodzi z bieli, raz znów się w nią chowa. Kapryśna.
W tą stronę pójdziemy za chwilę...
...na razie odsadziłem Neskę, która cyka kolejne piękne zdjęcia, i jako pierwszy melduję się przy Słoneczniku. Zastanawiam się co kierowało osobami, która nadały im taką nazwę? Dla Niemców i Czechów, którym wskazywał południe, był znany jako Mittagstein i Polední kámen. Na krótko przemianowano go Gerhard-Hauptmann-Stein. Ale słonecznik?
Skały są najlepiej widoczną formacją w całych Karkonoszach i pewnie jedną z najczęściej odwiedzanych. W poniedziałkowe popołudnie kręci się tutaj ledwie kilka osób, niemal wszyscy kierują się w kierunku wschodnim. Ponieważ zaczęło wiać to momentami chronię się w niewielkim zagłębieniu ubarwionym śladami moczu.
Śnieżka ładnie się odsłoniła. Miód, cud i rock'n'roll.
Jeszcze trochę zdjęć, jeszcze trochę cieszenia się... Wczoraj najwyższy szczyt Śląska i Czech dał nam kopa, dziś próbuje się zrewanżować. Aż chciałoby się na niego wdrapać tak jak dziesiątki małych ludzików podążających od Śląskiego Domu.
Z czeskiej strony znowu nadciągają chmury i to właśnie tam, gdzie i my idziemy.
Szlak prowadzi po zboczu, mocno rozdeptanym. O ile podejście pod Słonecznik było bezproblemowe - po twardym, zamarzniętym śniegu - to tutaj mocno się męczymy. Mimo, iż jesteśmy poniżej grani (którą biegnie granica), to podmuchy smagają nas po twarzy. Nie tak mocno jak wczoraj, ale nieprzyjemnie.
A w dole przyroda rozgrywa inny spektakl.
Od dawna widzimy przed sobą zabudowania. Byłem przekonany, że to Špindlerova bouda. Inez upiera się, że coś innego. Każde z nas jest przekonane, że ma rację. Im bliżej tych obiektów, tym większe mam wątpliwości co do mojej racności .
Oczywiście byłem w błędzie, bo to Petrova bouda. No cóż, po dziesięciu latach człowiek może się czasem pomylić . Špindlerka jest bliżej i zasłonięta przez Mały Szyszak (Malý Šišák, Kleine Sturmhaube), na którego nielegalnie właziło kilku narciarzy.
Za Tępym Szczytem (Kleines Rad) do GSS dochodzi czeski zimowy trawers z Luční boudy.
Zima potrafi być wspaniałym rzeźbiarzem - tutaj Słoń :D.
Momentami nawierzchnia szlaku się wypłaszcza i śnieg staję się twardy; wtedy tempo wędrówki od razu wzrasta. Mija nas kilka osób idących z przeciwnej strony, głównie narciarze, przeważnie mówiący po czesku.
A gdzieś w oddali słońce nadal nie odpuszcza i próbuje się przebijać do ziemi.
Wreszcie robi się szerzej i zaczynamy schodzić do przełęcz Karkonoskiej (Slezské sedlo, Spindlerpass).
Lekko prószy śnieg. Po prawej schronisko Odrodzenie, gdzie będziemy dziś nocować. Neska od dawna ma rezerwację, ja nie, lecz znajdzie się dla mnie trochę placu .
Obiekt pełen jest narciarzy spędzających tu z rodzinami urlopy. Po korytarzach i jadalniach biegają drące się dzieciaki, niektóre jeżdżą na rolkach. Słychać stuków "piłkarzyków" i ping-ponga. W recepcji trwają ustalenia odnośnie śniadania na następny dzień.
- Czy jest możliwość domówienia smażonych kiełbasek?
- A może chociaż parówki z wody?
- Dla mnie rano miseczka ciepłego mleka. Tylko miseczka, płatki mam swoje.
I tak dalej... Plecakowicze wyglądają jak z innej planety, tym bardziej, że nikt inny nie dostał się tu z buta, większość zostawiła samochód na czeskim parkingu odległym o kilkaset metrów.
Mając w kieszeni jeszcze trochę koron idę się przejść na posiłek do Czech, podczas gdy Inez wybiera ciepły prysznic . Na dworze całkiem ładny wieczór.
Przełęcz Karkonoska wykorzystywana była już w średniowieczu jako punkt przekraczania gór na trakcie handlowym z miast po południowej stronie na Śląsk. W 1740 stanęła na niej pierwsza gospoda. W 1824 wybudowano Špindlerovą boudę (Spindlerbaude), która dwukrotnie padała ofiarą pożarów, ale zawsze ją podnoszono z gruzów.
Z Czech można tu dojechać samochodem i autobusem. Na parkingu dominują auta na wielkopolskich blachach, więc wiadomo, kto ma ferie. Sporo osób wyszło na mróz aby na smartfonach uwiecznić ostatnie promienie słońca.
Schodzę nieco w dół do znanego mi kompleksu należącego do wojska - VZ Malý Šišák. Kiedyś nosiło nazwę Adolf-baude, ale nie od imienia führera, tylko od nazwiska pierwszych właścicieli, którzy postawili je jeszcze przed Wielką Wojną.
Pensjonat także pełen jest miłośników narciarstwa, ale i tak spokojniej tu niż w Špidlerovej. O niższych cenach nie wspominając...
W przedsionku zwracają uwagę drewniane rzeźby podtrzymujące strop.
Wracając na Śląsk zahaczam jeszcze o Špindlerkę. Hotel ma osobliwą kategorię: trzy i pół gwiazdki. W restauracji kelnerzy w muchach i krawatach (nawet kobiety płci odmiennej), stoliki tematyczne, więc nawet tam nie wchodzę, tylko zamawiam piwo przy barze. Dostaję 0.4, a płacę jak za złote zboże (bez rachunku!) - wiadomo, że bogaci ludzie pół litra nie wleją w siebie... Co jakiś czas przemykają korytarzem niekompletnie ubrane osobniki, ktoś domaga się podania czterech browarów do sauny... Z ulgą opuszczam ten przybytek.
Wieczór w Odrodzeniu mija na lekturze .
Dzisiaj pogoda nieco się zrehabilitowała za niedzielę, z nadzieją myślimy o jutrze.
A zamiast podsumowania wpis ze schroniskowej księgi gości:
I chwała Panu najwyższemu
naszemu najwyższemu - my
wdzięczni i pełni miłości
ku chwale ojczyzny
Amen
Niech żyje Polska Nasza
Ojczyzna umiłowana
w Chrystusie Panu
Amen
Wdzięczni (...)
Chyba ktoś rzeczywiście był bardzo wdzięczny, że dotarł aż tu .
Edit: na święconą wodę, bo ziemię świętą należy odkazić po wizycie niewiernych.Pudelek pisze:chciałem tylko pokręcić się trochę po placu kościelnym, ale wstęp na niego kosztuje... złotówkę!
Drogo, ale ja się pokręciłem kilka razy. Zdzierstwo jest w kościele, ostatnim razem odpuściłem sobie, bo chciał jeszcze za fotografowanie zedrzeć, więc oddałem bilet (jeszcze dutki nie były przetransferowane z mieszka do jego rąk).
Pomiędzy szlakiem na wprost a Wang-em odchodzi w prawo przy płocie szeroka, brukowa droga, by przy najbliższym skrzyżowaniu ruszyć w lewo i wrócić na szlak 200m za budką haraczu i zostałyby miedziaki na piwo. Ponieważ piwa nie piję, miedziaków nie lubię oraz doceniam trud włożony w budowę i utrzymanie szlaków, z radością wziąłem bilet wstępu do KPN za 6 zeta.Pudelek pisze:Kawałek dalej budka Karkonoskiego PN i pobierany haracz za wstęp...
Wydawało mi się, że tym razem staniecie na wysokości zadania i ruszycie (podobnie jak ja w maju 2017 aż na Okraj) od Słonecznika na Śnieżkę. Nie wszystkim dane jest zaliczyć królewnę. Jak nie daje się rady z przodu, to się bierze... Jednym zdaniem: wstyd mi za Was.
Nawet nie pytam, dlaczego preferujesz ów obiekt zamiast Špindlerki. Co to za dziwadło na talerzu? Szarlotka w rosole? Uważasz, że w Špindlerce z rachunkiem byłoby taniej/drożej/?Pudelek pisze:Schodzę nieco w dół do znanego mi kompleksu należącego do wojska - VZ Malý Šišák.
Odrodzenie przeszło generalny remont (podobno 2 lata temu) - jakie wrażenia?
Wpis z księgi gości dowodzi, że docierają tu niepoganie z poganami, zaś Twa relacja o poganach bez pogan.
Ostatnio zmieniony 2018-02-20, 16:46 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:bo chciał jeszcze za fotografowanie zedrzeć
fotografowanie jest ekstra płatne?
ceper pisze:Pomiędzy szlakiem na wprost a Wang-em odchodzi w prawo przy płocie szeroka, brukowa droga, by przy najbliższym skrzyżowaniu ruszyć w lewo i wrócić na szlak 200m za budką haraczu i zostałyby miedziaki na piwo.
wiem, kiedyś tak szliśmy z ekipą, ale teraz wypadło mi to z głowy
ceper pisze:Wydawało mi się, że tym razem staniecie na wysokości zadania i ruszycie (podobnie jak ja w maju 2017 aż na Okraj) od Słonecznika na Śnieżkę.
ale nocleg był zaklepany w Odrodzeniu, więc nie bardzo ta Śnieżka była ze Słonecznika po drodze
Na Śnieżce już kilka razy byłem, więc nie musiałem koniecznie i teraz
ceper pisze:Co to za dziwadło na talerzu? Szarlotka w rosole?
nakladany hermelin
ceper pisze:Uważasz, że w Špindlerce z rachunkiem byłoby taniej/drożej/?
biorąc pod uwagę, że za 0,4 piwa zapłaciłem 50 koron (bez rachunku), więc taniej raczej by nie było
ceper pisze:Odrodzenie przeszło generalny remont (podobno 2 lata temu) - jakie wrażenia?
nasz pokój na wyremontowany nie wyglądał. Kibel damski - wszem, nowiutki, kibel męski - stare dziadostwo.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości