Monochromatyczna zima
Monochromatyczna zima
Zainspirowana relacją laynna i sokoła z ostatniego wypadu na Halę Jaworową, na niedzielny, ponoć słoneczny dzień, planuję tę właśnie pętlę.
Tym razem na wycieczkę wybieramy się z naszą przyjaciółką Martą. Jadąc samochodem w stronę Brennej z niepokojem spoglądam w niebo – gdzie to słońce, gdzie te przejaśnienia? Znów prognozy okazały się bardziej optymistyczne niż rzeczywistość, która jest, co tu dużo mówić, szarobura.
Parkujemy pod kościołem w Brennej i ruszamy zielonym szlakiem pod górę, obok wyciągu narciarskiego.
Wystarczy jednak kawałek podejścia, a już otacza nas inny świat. Monochromatyczny, a jednak na swój sposób piękny. „Ileż odcieni może mieć biel!” – stwierdza Marta, focąc kolejne oblepione śniegiem gałązki i szukając prześwitów na mgliste szaro-szare panoramy. No tak, zima w górach fajna jest, nawet jeśli nie ma słońca.
Dość szybko osiągamy grzbiet i tam zmieniamy znaki na czarne. Na Horzelicy, która daje tylko przedsmak czekających nas tu przy dobrej pogodzie widoków, grzejemy się herbatką z rumem.
I ruszamy dalej, mijając po drodze całe grupy biegaczy z klubu Ultra Beskid Sport, którzy ćwiczą tu pętelki przed kolejnymi, marcowymi zawodami, czyli Górską Pętlą UBS 12:12. Bardzo przyjemni ludzie – mimo wysiłku pozdrawiają nas za każdym razem, a niekiedy nawet dwukrotnie, gdy po popasie w chacie pod Grabową ruszamy na szczyt, a oni pokonują tę trasę kolejny raz.
Jest też rowerzysta – jedzie na normalnych oponach pod górę stwierdzając, że jazda z kolcami to nie zabawa. Poza tym turystów mało. Większa ich ilość pojawia się dopiero przy chacie.
Zanim tam dotrzemy, zdobywamy wieżę na Starym Groniu.
Widoki są dość marne, ale widać, że coś widać! Przy fajnej pogodzie musi tu być świetnie. Z braku laku, czyli panoram, sprawdzamy wytrzymałość konstrukcji. Marta zawołała nas na ładne zdjęcie, a my wleźliśmy na słupy. Co tam będziemy sztywno stać!
Droga do Chaty Grabowa mija nam szybko. Znów przyjemny szlak, znów widoki na widoki w czasie łaskawszej aury.
W środku zamawiamy tylko coś ciepłego do picia, bo kanapki czekają w plecaku, a w środku nie można spożywać swojego papu. Na drugie śniadanie postanawiamy zaczekać do Kotarza i swe kulinarne skarby skonsumować w szałasie na szczycie. Tymczasem za schroniskowym oknem coś zaczyna się dziać!
Nieśmiałe przebłyski słońca liżą niedalekie polany, więc czym prędzej wyskakujemy na zewnątrz, by złapać je w obiektyw. Pogoda rzeczywiście się poprawia, gdzieś tam pojawiają się plamy błękitu, ale słońce do nas nie dociera.
Na moment tylko oświetla okolice szałasu na Kotarzu, gdy zajadamy się tam kanapkami. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zimową wędrówkę w słońcu.
Nasi tu byli…
Nie jest jednak źle! Przejrzystość jest o niebo lepsza niż nad ranem, a kolejne miejsce na trasie, Hala Jaworowa, po prostu nas zachwyca. Głupio pisać o zachwytach, achach i ochach – co? Przecież takie górskie roztkliwianie się nie jest popularne. Ale co tam, podobało nam się szalenie i już! Mimo że szlak niebieski przebiega skrajem polany, nie mogę sobie odmówić podejścia dalej, do charakterystycznego drzewka w pobliżu. Zdjęciom nie ma końca, tym bardziej, że wiemy, iż to nasze ostatnie widokowe miejsce na trasie. Zaraz wejdziemy w las.
Wędrówka w dół trochę się dłuży, szczególnie po dotarciu do drogi. Następnym razem wybierzemy pewnie bezszlakowe zejście do doliny Hołcyny przez Halę Jaworową. Nie ma co jednak narzekać na trochę asfaltu, gdy całość spełniła nasze zimowe oczekiwania. Jak tak nam się podobało przy niespecjalnej pogodzie, to aż strach się bać, co będzie, gdy ona dopisze!
I na koniec, dzięki, chłopaki, za pomysł! Chyba zaczynam lubić coraz bardziej Beskid Śląski .
Tym razem na wycieczkę wybieramy się z naszą przyjaciółką Martą. Jadąc samochodem w stronę Brennej z niepokojem spoglądam w niebo – gdzie to słońce, gdzie te przejaśnienia? Znów prognozy okazały się bardziej optymistyczne niż rzeczywistość, która jest, co tu dużo mówić, szarobura.
Parkujemy pod kościołem w Brennej i ruszamy zielonym szlakiem pod górę, obok wyciągu narciarskiego.
Wystarczy jednak kawałek podejścia, a już otacza nas inny świat. Monochromatyczny, a jednak na swój sposób piękny. „Ileż odcieni może mieć biel!” – stwierdza Marta, focąc kolejne oblepione śniegiem gałązki i szukając prześwitów na mgliste szaro-szare panoramy. No tak, zima w górach fajna jest, nawet jeśli nie ma słońca.
Dość szybko osiągamy grzbiet i tam zmieniamy znaki na czarne. Na Horzelicy, która daje tylko przedsmak czekających nas tu przy dobrej pogodzie widoków, grzejemy się herbatką z rumem.
I ruszamy dalej, mijając po drodze całe grupy biegaczy z klubu Ultra Beskid Sport, którzy ćwiczą tu pętelki przed kolejnymi, marcowymi zawodami, czyli Górską Pętlą UBS 12:12. Bardzo przyjemni ludzie – mimo wysiłku pozdrawiają nas za każdym razem, a niekiedy nawet dwukrotnie, gdy po popasie w chacie pod Grabową ruszamy na szczyt, a oni pokonują tę trasę kolejny raz.
Jest też rowerzysta – jedzie na normalnych oponach pod górę stwierdzając, że jazda z kolcami to nie zabawa. Poza tym turystów mało. Większa ich ilość pojawia się dopiero przy chacie.
Zanim tam dotrzemy, zdobywamy wieżę na Starym Groniu.
Widoki są dość marne, ale widać, że coś widać! Przy fajnej pogodzie musi tu być świetnie. Z braku laku, czyli panoram, sprawdzamy wytrzymałość konstrukcji. Marta zawołała nas na ładne zdjęcie, a my wleźliśmy na słupy. Co tam będziemy sztywno stać!
Droga do Chaty Grabowa mija nam szybko. Znów przyjemny szlak, znów widoki na widoki w czasie łaskawszej aury.
W środku zamawiamy tylko coś ciepłego do picia, bo kanapki czekają w plecaku, a w środku nie można spożywać swojego papu. Na drugie śniadanie postanawiamy zaczekać do Kotarza i swe kulinarne skarby skonsumować w szałasie na szczycie. Tymczasem za schroniskowym oknem coś zaczyna się dziać!
Nieśmiałe przebłyski słońca liżą niedalekie polany, więc czym prędzej wyskakujemy na zewnątrz, by złapać je w obiektyw. Pogoda rzeczywiście się poprawia, gdzieś tam pojawiają się plamy błękitu, ale słońce do nas nie dociera.
Na moment tylko oświetla okolice szałasu na Kotarzu, gdy zajadamy się tam kanapkami. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zimową wędrówkę w słońcu.
Nasi tu byli…
Nie jest jednak źle! Przejrzystość jest o niebo lepsza niż nad ranem, a kolejne miejsce na trasie, Hala Jaworowa, po prostu nas zachwyca. Głupio pisać o zachwytach, achach i ochach – co? Przecież takie górskie roztkliwianie się nie jest popularne. Ale co tam, podobało nam się szalenie i już! Mimo że szlak niebieski przebiega skrajem polany, nie mogę sobie odmówić podejścia dalej, do charakterystycznego drzewka w pobliżu. Zdjęciom nie ma końca, tym bardziej, że wiemy, iż to nasze ostatnie widokowe miejsce na trasie. Zaraz wejdziemy w las.
Wędrówka w dół trochę się dłuży, szczególnie po dotarciu do drogi. Następnym razem wybierzemy pewnie bezszlakowe zejście do doliny Hołcyny przez Halę Jaworową. Nie ma co jednak narzekać na trochę asfaltu, gdy całość spełniła nasze zimowe oczekiwania. Jak tak nam się podobało przy niespecjalnej pogodzie, to aż strach się bać, co będzie, gdy ona dopisze!
I na koniec, dzięki, chłopaki, za pomysł! Chyba zaczynam lubić coraz bardziej Beskid Śląski .
Ja też mam trochę przesyt tej monochromatyczności, dlatego kilka godzin w Karkonoszach spędziłam mówiąc: "Chcę do domu."
Mimo wszystko trzeba przyznać, że te oblepione śniegiem drzewa faktycznie wyglądają urokliwie. Dwa tygodnie temu w Śląskim tego nie mieliśmy. Było tak, że nawet aparatu nie chciało mi się wyciągać, więc z 3 dni mam 30 zdjęć ;-))
Mimo wszystko trzeba przyznać, że te oblepione śniegiem drzewa faktycznie wyglądają urokliwie. Dwa tygodnie temu w Śląskim tego nie mieliśmy. Było tak, że nawet aparatu nie chciało mi się wyciągać, więc z 3 dni mam 30 zdjęć ;-))
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
pogodę mieliście lepszą, niż my, ale zadowoleni jesteście
my też w sumie bylismy zadowoleni, więc chyba o to w tym głównie chodzi
a trasę jak najbardziej powtórz, najlepiej wiosną.
my też w sumie bylismy zadowoleni, więc chyba o to w tym głównie chodzi
a trasę jak najbardziej powtórz, najlepiej wiosną.
Ostatnio zmieniony 2018-02-15, 20:00 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiolcia pisze:A gdzie byłaś w Śląskim?
W Śląskim byłam w rejonie Baraniej, ale to jak mówiłam dwa tygodnie temu, więc była zupełnie inna aura Wy przynajmniej tutaj mieliście jakieś przebłyski niebieskiego nieba. My mieliśmy mgłę, śnieg i śnieg z deszczem
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:Wiolcia pisze:A gdzie byłaś w Śląskim?
W Śląskim byłam w rejonie Baraniej, ale to jak mówiłam dwa tygodnie temu, więc była zupełnie inna aura Wy przynajmniej tutaj mieliście jakieś przebłyski niebieskiego nieba. My mieliśmy mgłę, śnieg i śnieg z deszczem
To i tak szacun, że w taką pogodę się w góry wybierasz. Ja to jednak prognozy sprawdzam i odpuszczam, jak ma być pogodowa kicha.
sokół pisze:a trasę jak najbardziej powtórz, najlepiej wiosną.
Koniecznie. Może z jakąś lekką modyfikacją, bo dzień dłuższy będzie, to i pochodzić dłużej można. A tak przy okazji Brennej - czy Krzyż Zakochanych jeszcze istnieje? Nie znalazłam go na aktualnej mapie Compassa (a nie pamiętam, czy na wcześniejszych wydaniach był), a w internecie info, że zdemontowany i poddany renowacji, a od czerwca znów na swym miejscu. Ktoś był ostatnio?
Piotrek pisze:Tak sobie myślę, że te dziwaczne ostatnio zimy powodują, iż człowiek już ma radochę jeżeli w górach jest ładny, puszysty śnieg. Nawet słońca nie trzeba, byleby było biało
Co to się, panie, porobiło...
laynn pisze:Ej, mieliście lepsze widoki niż my. No i więcej śniegu, pod Kotarzem to przepięknie wygląda!
marekw pisze:Zima w górach zrobiła się bardzo fajna, tylko do szczęścia brakuje właśnie BŁĘKITNEGO NIEBA,które tak fajnie podkreśla oszronione drzewa.Wycieczka pierwsza klasa
Mogło być rzeczywiście gorzej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości