Pilsko. Pięć minut od szczytu
Tegoroczna zima jaka jest, każdy widzi. Tę szarość, burość i ponurość miała przełamać, według optymistycznych prognoz, słoneczna niedziela. Postanowiliśmy więc wybrać się gdzieś wyżej, by mieć pewność, że gdzieś tam śnieg jeszcze będzie leżał i zaznamy trochę białej zimy. Myślałam o Rycerzowej i Raczy, w końcu padło na Pilsko. Bo miało nie wiać, bo nigdy zimą tam nie byliśmy, bo w ogóle na Pilsku wieki już nie byliśmy. Ostatni raz tak dawno, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Gdy jeszcze dodatkowo przed wyjazdem znalazłam na forum informację, że na wschód na Pilsko wybiera się RobertJ, stwierdziłam, że myśl jest dobra. Może będzie okazja się spotkać gdzieś na szlaku?
Problem był tylko jeden. W sobotę mieliśmy spotkanie naszej paczki i perspektywa wczesnego wstania po nocnych hulankach, by na jakąś przyzwoitą porę dojechać pod szlak, nie bardzo mi się uśmiechała. Ale co tam, odeśpi się innym razem.
Człowiek wszystkiego jednak nie przewidzi. Impreza nam się przeciągnęła (pierwsza po naszym powrocie, więc trzeba było nadrobić zaległości) i do domu wróciliśmy o trzeciej nad ranem. Kłaść się na chwilę i wstać rano nieprzytomnym było już bez sensu, wymyśliłam więc, by jechać od razu i, w związku z tym, na wschód słońca!
Zmycie makijażu, zamiana wieczorowej kiecki na strój górski, tradycyjne „poranne” śniadanie o 3:30 (ja podziękowałam), równie tradycyjna „poranna” kawa (też odmówiłam) i znów byliśmy na powrót w samochodzie. Senność w aucie nas nie ogarnęła, po pustych drogach dobrze się jechało, więc kilka minut po piątej meldujemy się na pustym parkingu w Korbielowie.
W ciemności ruszamy żółtym szlakiem w kierunku Hali Miziowej. Domy się kończą, ostatnie światła cywilizacji znikają, nad nami gwiazdy, wokół spokój, a my zastanawiamy się, czy jest już na tyle zimno, by oporne niedźwiedzie, o których ostatnio było głośno, poszły wreszcie spać. Żadne dźwięki z boku jednak nie dochodzą, a ciszę przerywa tylko odgłos kijków uderzających o kamienie.
Z początku śniegu ni chu chu, dopiero wyżej pojawiają się pierwsze oznaki zimy – zmrożony śnieg i lód na szlaku. Na dobre zimowo (i jaśniej!) zaczyna się robić dopiero w miejscu, gdzie szlak żółty spotyka się z zielonym. Odtąd wyratrakowana trasa prowadzi nas prosto pod Halę Miziową. Tu już nasze przystanki są częstsze, choć na dobre zdjęcia jest jeszcze za ciemno. Ale nad Babią już zaczyna się coś dziać, a oblepione świerki w tej porze przedświtu wyglądają bajecznie.
Zza kolejnej górki wyłania nam się wreszcie schronisko. Poświata nad górami wskazuje, że do wschodu już niedaleko.
Podchodząc stromo czarnym szlakiem na Pilsko wiem, że w 10 minut trudno będzie zdążyć i wypadałoby się pośpieszyć. Ale i tak nie mogę się powstrzymać przed pstrykaniem kolejnych zdjęć.
Niebieskawo-różowa poświata i oblepione śniegiem iglaki. Jest epicko, jak powiedzieliby moi bratankowie.
Niedawno jeszcze nieruchomy wyciąg pod szczytem nagle rusza. Wędrujemy krajem nartostrady, choć, co odkrywamy potem, szlak prowadzi kawałek dalej, za świerkami. W tym śniegu niewiele jednak widać.
Pierwsze osoby zjeżdżają w dół, ale nikt się nie czepia. Jeden z panów nawet zagaja, mówiąc o dobrym dniu na wycieczkę i obiecując, że zaraz zobaczę Tatry. No cóż, co do pory na góry się nie pomylił, co do Tatr już tak.
Pokonuję ostatnią małą górkę i widzę już swój cel przed oczami. W tym samym momencie czuję też, że coś się zmienia.
Czubki upudrowanych choin zaczynają się zapalać, plamy światła pojawiają się już w dole, na przeciwległych grzbietach pojawiają się jasne świetliste paski, a Babia zdaje się płonąć w pomarańczowej poświacie. Słońce wyszło. Pięć minut od szczytu.
Co zrobić? Staram się łapać te ulotne chwile tu, gdzie jesteśmy, bo do wierzchołka i tak nie dotrzemy. Tym bardziej, że coraz to nowe osoby schodzą już z Pilska, bo przedstawienie się skończyło. Gdzieś tam po kilku krokach do góry dociera do mnie wreszcie słońce, ale na szczyt trzeba podejść jeszcze trochę.
Za to gdy docieramy tam po chwili, jeden z chłopaków z dość pokaźnej grupki wita nas słowami „Spóźniliście się pięć minut”. No coś ty, naprawdę?
Krajobraz przez ten czas się zmienił. Światło, które łapaliśmy w dole jeszcze parę chwil temu, jest już inne. Ale i tak jest pięknie.
Jest szczyt, powinien więc być i RobertJ. Nad słowackim wierzchołkiem Pilska lata dron, więc tylko upewniam się w przekonaniu, że zaraz się spotkamy. Trzech droniarzy lokalizujemy poniżej szczytu i szybko zmierzamy w ich kierunku, by się przywitać. Chyba są zdziwieni, że ktoś pozaszlakowo do nich idzie. Tak jak i my, że to jednak nie Robert i jego ekipa. Ucinamy sobie jednak krótką pogawędkę z sympatycznymi chłopakami, którzy są uszczęśliwieni świetną pogodą, a potem idziemy na Słowację, do krzyża.
Ostatnie osoby zeszły już ze szczytu, więc jesteśmy sami. Jak zwykle zresztą, bo tak mamy w zwyczaju – albo na coś nie zdążyć, albo wybrać się wtedy, gdy inni już dawno kończą. Tatry, wbrew oczekiwaniom pana narciarza, są praktycznie niewidoczne i toną w chmurach. Ale to nieważne. To, co wokół w zupełności nam wystarcza.
Jak to na Pilsku, nawet lekki wietrzyk wymraża, więc po chwili nie czujemy już palców. Trzeba schodzić, by się rozgrzać i odpocząć w schronisku. Na stoku całkiem sporo już narciarzy, choć tłumów nie ma, a my schodzimy wolno, bo miejscami jest stromo i ślisko.
Schronisko robi na nas dobre wrażenie. Pamiętam, że wieki temu bardzo mi się tu nie podobało i uprosiliśmy goprowców, by spać u nich. Teraz jest spokojnie, turystów niewielu, narciarzy jeszcze mniej, a obsługa wydaje się sympatyczna. Zajadamy kanapki, pijemy gorącą herbatę i to ciepło nas rozleniwia. Zaczyna nam się robić sennie, a nieprzespana noc wyłazi i zlepia oczy. Nie na długo jednak. Donośny głos z mikrofonu informujący, że „numer 35, jajecznica na maśle” potrafiłby obudzić umarlaka.
W końcu się mobilizujemy i wychodzimy. Słońce dotarło wreszcie i na Miziową, więc ochoczo, w zimowym anturażu, ruszamy szlakiem zielonym w stronę hal.
Wchodzimy w las, gdzie też jest ładnie, a potem mijamy kolejne hale: Górową i Jodłowcową. Zima przeplata się tu z jesienią, a żółte trawy kontrastują z oblepiającym je szronem. Szkoda tylko, że wbrew prognozom, z pogodą coś zaczyna się dziać i za sobą zostawiamy coraz więcej chmur.
Zmęczenie coraz bardziej daje nam się we znaki, więc schodzimy spacerowo, w iście emeryckim tempie. Co jakiś czas mijamy turystów, którzy zaczęli wędrówkę rano i dopiero idą w stronę Pilska. Pewna para ma nawet dwa psy. Zaraz, zaraz… Coś te psy znajomo wyglądają! Oglądam się i rozpoznaję. „Tobi?” pytam nie psa, a oddalającego się chłopaka. „Tobi!” – potwierdza on. Sprocket we własnej osobie z Ukochaną. I z Juniorem, który ostatecznie mnie już przekonał, z kim mam do czynienia. Wymieniamy kilka uwag (z Tobim nie, bo zupełnie nas ignoruje), ale wkrótce ulegamy przed… psem właśnie. Bo Tobi to prawdziwy pies wyczynowy i szczekaniem daje nam do zrozumienia, że nie czas na stanie i gadki szmatki i że trzeba iść dalej. Sprocket nieźle go wyszkolił…
Wniosek po spotkaniu nasuwa nam się jeden. Równowaga w przyrodzie musi być i jak nie RobertJ, to Sprocket!
A my, mijając kolejne hale: Uszczawne i Murońkę, schodzimy w dół. Śniegu coraz mniej, ale drzewa dość długo jeszcze oblepione są szronem. Przyjemna aura towarzyszy nam prawie do Przełęczy Przysłopy, gdzie zima ustępuje miejsca wiośnie (albo jesieni?). Jest bezśnieżnie, ciepło, a my grzejemy się w tym słońcu, którego niestety coraz mniej. Nam aura jednak dzisiaj dopisała. Było zimowo i słonecznie. Było pięknie.
Pilsko. Pięć minut od szczytu
- sprocket73
- Posty: 5939
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
no popatrz, my też nie... co za zbieg okolicznościWiolcia pisze:bo nigdy zimą tam nie byliśmy
Nie ma co rozpaczać, że byliście 5 minut po wschodzie. Trafiliście na cudowną porę.
Ale najbardziej podziwiam za to, że prosto z imprezy pojechaliście w góry. Piękna postawa!
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:no popatrz, my też nie... co za zbieg okolicznościWiolcia pisze:bo nigdy zimą tam nie byliśmy
Nie ma co rozpaczać, że byliście 5 minut po wschodzie. Trafiliście na cudowną porę.
Ale najbardziej podziwiam za to, że prosto z imprezy pojechaliście w góry. Piękna postawa!
Normalnie chyba byśmy się nie zmobilizowali, by wstać. Ale jak już człowiek nie spał...
laynn pisze:Zdjęcia jakby bajeranckie. Ala Disney
Ee, za mało różu...
laynn pisze:zawsze podziwiam, że komuś się chce po nieprzespanej nocy jechać...a potem sobie przypominam ileż to ja mam takich nocy. A to już się nie mogłem doczekać, a to spałem 2,3 godziny... gorszy jest potem powrót.
W sumie to chyba pierwszy raz było i tak przez przypadek się zdarzyło, bo plan był taki, by jechać rano. Powrót nawet minął bez problemu, za to jak padłam wieczorem, to wstałam po 13 godzinach...
Baaaaaaaaaaaardzo fajne wyjście, ciekawe, nietypowe warunki jak na styczeń. Światło przy wschodzie świetne, może i dobrze, że się nieco spóźniliście, wszyscy zapewne mają zdjęcia wschodu ze szczytu, takie jak zawsze, a Wy dzięki temu opóźnieniu mogliście zwrócić uwagę na to, co zwykle by Wam mogło umknąć.
Gdyby nie nocka i w niedzielę i brak możliwości jej odespania to byłaby duuuża szansa na spotkanie sokoła... No ale... pozostaje mi tylko pooglądać, poczytać i pozazdrościć nieco.
Gdyby nie nocka i w niedzielę i brak możliwości jej odespania to byłaby duuuża szansa na spotkanie sokoła... No ale... pozostaje mi tylko pooglądać, poczytać i pozazdrościć nieco.
marekw pisze:Jak to mówią,kto rano wstaje.Fajne zdjęcia no i poczuliście choć trochę zimy,która jakaś słaba w tym roku.
No właśnie w górach jest. Nawet na niższych szczytach można ją było w weekend znaleźć. A teraz znów napadało śniegu (choć z drugiej strony jest kolejne ocieplenie).
sokół pisze:Baaaaaaaaaaaardzo fajne wyjście, ciekawe, nietypowe warunki jak na styczeń. Światło przy wschodzie świetne, może i dobrze, że się nieco spóźniliście, wszyscy zapewne mają zdjęcia wschodu ze szczytu, takie jak zawsze, a Wy dzięki temu opóźnieniu mogliście zwrócić uwagę na to, co zwykle by Wam mogło umknąć.
Gdyby nie nocka i w niedzielę i brak możliwości jej odespania to byłaby duuuża szansa na spotkanie sokoła... No ale... pozostaje mi tylko pooglądać, poczytać i pozazdrościć nieco.
Czytałam, że się zastanawiasz. Teraz będę buszować po tych okolicach (B. Śląski, Żywiecki, Mały), więc myślę, że okazja się jeszcze znajdzie na spotkanie.
włodarz pisze:A ja czytając tytuł pomyślałem, że będąc pięć minut od szczytu musieliście zawrócić, bo coś strasznego z pogodą się porobiło, ale widzę, że wszystko w porządku.
Piotrek pisze:Ja też. Albo że chmura naszła na szczyt i kicha...a tu taka ładna niespodzianka
No to mi się podtytuł udał .
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 64 gości