Grudzień był trudnym miesiącem, więc ciężko było mi zmobilizować się do jakichkolwiek wyjazdów w góry. Ostatecznie do mojego wyjazdu przyczyniła się śmierć mojego kota w wigilię. Postanowiłam nawiać z domu, żeby przestać beczeć, a że Hala Łabowska na pewno nie organizowała żadnych wigilii i pakietów świątecznych, to postawiłam w tym terminie na nich.
W pierwszy dzień świąt niestety autobusy nie kursują, więc skierowałam się do Piwnicznej pociągiem, a że pociągów nie było zbyt wiele, to o 6.30 już musiałam jechać... Około 9.00 byłam na miejscu. Piękna zima.
Nie zapowiadało się, że kiedykolwiek dotrę do warunków zimowych tego dnia.
...bo widoki w Piwnicznej przedstawiały się mniej więcej tak:
Wyruszyłam żółtym szlakiem w kierunku Hali Pisanej, gdyż pamiętałam go z pięknej złotej jesieni jako bardzo fajny.
Teraz był fajny trochę mniej, ale mimo wszystko szło się dosyć przyjemnie.
W oddali widać było jakieś ochłapy śniegu na "wysokościach".
Ja natomiast stąpałam wyłącznie po błocie.
Byłam dopiero nieco powyżej 700 m.n.p.m., więc nadzieje na śnieg jeszcze się tliły.
Kolejne nadzieje dotyczyły rozpogodzenia, chociaż nic na to nie wskazywało. Ale.. na Jarzębakach zaczęłam się przyglądać chmurom i wydawało mi się, że widzę kawałek Tatr, co przy mojej krótkowzroczności było sztuką!
Mały zoom i proszę! Faktycznie miałam rację.
W związku z tym zamiast iść stanęłam sobie na chwilę i zerkałam w ich stronę.
Nadzieja matką głupich, ale może akurat...
Doszłam do kapliczki znajdującej się na osiedlu. W kapliczce siła! xD
Wcześniej szłam osowiała i nieszczęśliwa, ale jak zobaczyłam Tatry, to humor mi od razu podskoczył do góry. Wszelkie smutki minęły i stwierdziłam, że to będzie dobry dzień
W końcu jednak postanowiłam zmierzać ku górze i zostawić Jarzębaki za sobą.
Dowlokłam się do Hali Szałasy Jarzębackie i na razie dalej nie było widać śniegu.
Dopiero u góry hali zaczął nieśmiało się pojawiać i taka ilość w zupełności by mi wystarczyła
Okazało się jednak, że będzie go ciut więcej. W okolicy Hali Bukowina zaczęłam już zakładać stuptuty, bo zapadałam się czasem po kolana.
W zamian za to miałam też widoki, więc trzeba to było przełknąć z pokorą.
Podejście na Halę Pisaną było już małym piekiełkiem. Zapadałam się co i rusz, klnąc radośnie:D
W końcu jednak się doczołgałam, więc postanowiłam zrobić chwilę przerwy.
Następnie ruszyłam w kierunku Hali Łabowskiej. Droga była straszna. Szłam w zasadzie dwa razy dłużej niż powinnam, zapadałam się czasem po uda, narobiłam sobie pięćset siniaków na nogach
Szczególnej "radości" dostarczyła mi Hala Barnowiecka.
Dobrze chociaż, że bycie na niej oznaczało zbliżanie się do celu, bo przejście przez tę halę było bardzo wyczerpujące. Aż żałowałam, że rakiety leżą za szafą w domu, ale przecież do 900 m.n.p.m. nie było śniegu
Skoczyłam jeszcze przez Krajnią. Śladów narciarzy nie było - ani jednej sztuki.
Gdy ujrzałam schronisko, byłam przeszczęśliwa, choć nawet ostatnie kroki do niego, czyli od punktu robienia zdjęcia, były męczące i trwały długo.
Poszłam spać dosyć szybko, a następnego dnia nie przywitało mnie słońce zgodnie z prognozami, ale chmury i silny wiatr
Ze schroniska jeszcze wychodziłam w samym polarze, ale dochodząc do pierwszych drzew założyłam kurtkę, chusty, czapkę, rękawiczki...
I do Łomnicy-Zdrój żółtym! Tutaj śniegu było trochę mniej.
Zapadałam się najwyżej po łydki, więc szło się zdecydowanie lepiej niż poprzedniego dnia. Słońce co jakiś czas się przebijało, ale dominowały chmury i przenikliwy wiatr.
Jeszcze przed osiedlami skończył się śnieg i zaczął lód albo błoto.
Na osiedlu była zalodzona wyłącznie droga.
Dookoła znów nie było widać krzty śniegu.
...a ja oczywiście pełna sprytu i inteligencji przez chwilę szłam tą drogą, co skończyło się mocnym potłuczeniem dłoni po klasycznym ślizgu.
Wtedy dopiero zdecydowałam, że lepiej iść bokiem niż lodową drogą
Minęłam kapliczkę, która urzekła mnie w dawnej relacji Gosi (to ona mnie zmobilizowała do dwukrotnego już przejścia tym szlakiem )
I po solidnym błocie schodziłam na dół.
...a tam trawa była tak zielona, jakby zima miała się już skończyć :O
Okazją dojechałam z Łomnicy-Zdrój do Nowego Sącza, a stamtąd już autobusem wróciłam do domu... na obiad oczywiście
Świąteczna cisza na Hali Łabowskiej
25/26.12.2017 Beskidzkie "Wesołych Świąt!"
25/26.12.2017 Beskidzkie "Wesołych Świąt!"
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 59 gości