Dwa tysiące siedemnastka Neski!
Dwa tysiące siedemnastka Neski!
Pora się podsumować! Jak wyglądał mój 2017 rok? Na pewno nie był zgodny z oczekiwaniami. Pusty marzec, wypadek w październiku. Nie byłam w górach tak często, jak chciałam, ale nie mam też powodów do narzekania. Tym razem poćwiartowałam relację na pasma.
Beskid Sądecki to pasmo, w którym w tym roku lądowałam najczęściej. Zresztą to właśnie w nim obudziłam się 1 stycznia 2017 r. Poranek w Chacie Magóry przywitał nas słonecznie, lecz mgliście. Taka sama była reszta dnia. Mróz szczypał w nos, ale słońce sprawiało dużą przyjemność. Nie zdobywaliśmy żadnych szczytów, a jedynie deptaliśmy z Chaty Magóry przez Piwowarówkę do Piwnicznej, gdzie liczyliśmy na autobus do domu.
Kolejny wyjazd w Beskid Sądecki również obfitował w białe kolory. Tym razem wyruszyłam znów trafiłam do Piwnicznej, skąd przez Halę Łabowską dotarłam do Bacówki nad Wierchomlą. Widoków wprawdzie nie było żadnych, przynajmniej pierwszego dnia, ale było pięknie dzięki zabielonym drzewom.
Faktycznie kolejnego dnia było widać nieco więcej, choć o dalekich obserwacjach można było zapomnieć. Szlak żółty z Bacówki nad Wierchomlą do Szczawnika jest jednak jednym z moich ulubionych w Beskidzie Sądeckim.
Beskid Sądecki jest doskonały o każdej porze roku, dlatego nie zapomniałam o nim także pod koniec wiosny, kiedy góry zostały zaatakowane przez soczystą zieleń...i muchy! Pamiętam, że było ich mnóstwo, ale i tak nie potrafiły odgonić od Koziarza, który zdobywałam idąc z Tylmanowej, a schodząc do Łącka - obie trasy są doskonałe i powtórzone przeze mnie wielokrotnie w różnych warunkach.
Wróciliśmy tutaj i w lecie. Wprawdzie pogoda nas trochę zniesmaczyła, gdy lunął na nas dosyć mocny deszcz, ale kabanosy mocy, parasolka i torebka przeciwdeszczowa pozwoliła nam przetrwać trudne chwile, ciągnące się aż do Bacówki nad Wierchomlą...
Nasze trudy pogoda wynagrodziła już późnym popołudniem, zsyłając nam słońce, tęczę, wielką ucieczkę chmur, a ostatecznie o poranku widok na Tatry, choć w takim towarzystwie zapewne przeżylibyśmy także bez nich... Kolejny wyjazd wakacyjny to Śpiewanki w bazie namiotowej Muszyna-Złockie, z których nie udało mi się przywieźć ani jednego zdjęcia.
W tym roku nie udało mi się dotrzeć w Beskid Sądecki jesienią, ale poszukałam jej zimą. I udało się! Boże Narodzenie 2017 roku zafundowało piękną jesień tej zimy. Kolejny raz wyruszyłam na Halę Łabowską, by po drodze móc podziwiać choćby Tatry.
Oprócz jesieni można było załapać się tęż na trochę bieli, ale tylko powyżej 900 m.n.p.m. Chwilami nawet było tyle śniegu, że można było się dość głęboko zapaść, co mi się oczywiście znakomicie udawało!
Kolejne trzy razy w Beskidzie Sądeckim były połączone z wyjazdami w Pieniny. Pierwszy z nich to krążenie pomiędzy Beskidem, a Pieninami. Rozpoczęłam przygodę w zupełnie zimnej Wątorówce, w której udało nam się podnieść temperaturę z -2 stopni do +25, ale pracowaliśmy na to ładnych kilka godzin. Następnie pomaszerowaliśmy w kierunku Wysokiej, ale mnie dopadł leń i bóle brzucha, dlatego ograniczyłam się tylko do Polany pod Wysoką i Wąwozu Homole...
Schodząc do Jaworek złapałam stopa, którym dojechałam do Szczawnicy, by wyjść do Bacówki pod Bereśnikiem, gdzie później dołączyła do mnie reszta ekipy, by następnego dnia znów grzecznie zejść na dół, dlatego że nadciągał wielkimi krokami wyjazd w zimowe Tatry *_*
W kwietniu marzyła mi się ładna pogoda, wiosna i piękne widoki z Wysokiego Wierchu. Był natomiast śnieg i mnóstwo chmur, czyli na spełnienie marzeń trzeba było jeszcze poczekać. Tym razem znów po przejściu pienińskiego szlaku wylądowałam w Bacówce pod Bereśnikiem, skąd następnego dnia przez Dzwonkówkę dotarłam do Krościenka.
Ostatni wyjazd pienińsko-beskidzki miał miejsce pod koniec lata, ale już po wakacjach. Tym razem w pierwszy dzień dotarłam z Rytra czerwonym szlakiem do Niemcowej. Pogoda dopisywała, zieleń znów atakowała, a na Niemcowej była cisza, ja i herbata miętowa.
Następnego dnia odbiłam ku Pieninom, w które dotarłam przez Wielki Rogacz i Litawcową Polanę. Po raz kolejny zdobyłam Wysoką, choć i tak najlepsze widoki z niej miałam oczywiście w zimie. W związku z tym, że pod Durbaszką odmówiono mi noclegu, wróciłam do domu...
W Pieninach byłam także nie zahaczając o Beskid Sądecki. Wróciłam pod Durbaszkę, gdzie zgodnie z obietnicą nie było już problemu z noclegiem. Dzięki temu udało mi się wstać na wschód słońca, co czynię baaaaardzo rzadko. Następnie wyruszyłam na słowacką stronę Pienin.
Pogoda była odrobinę kapryśna, jednak przeważało słońce. Pierwszy raz dotarłam do Czerwonego Klasztoru, by wieczorem wrócić na polską stronę Pienin, czyli do Schroniska Orlica.
Następnego dnia wyruszyłam na Sokolicę, gdzie znów zastałam piękną jesienną aurę. Z niej przez Przełęcz Szopka dotarłam do Krościenka. Jesień jednak dopiero się zaczynała...
Ostatni tegoroczny wyjazd w Pieniny to rekreacyjny spacerek w zimowej aurze. Trzy Korony okazały się być zbyt wysoko, więc podziwiałam je tylko z dołu. Dwudniowa wycieczka kończyła się dojściem do Przełęczy Szopka, skąd w jeden dzień nie można było zobaczyć nic poza mgłą, a w drugi już udało się bez problemu dojrzeć Tatry.
Nie uciekając zbyt daleko pięć razy trafiłam także w Gorce. Pierwszy z wyjazdów to kwietniówka na Turbaczu, gdzie dotarłam jednym z moich ulubionych gorczańskich szlaków, czyli żółtym przez Kudłoń. Czuć było wiosnę! Okazało się jednak, że to fałszywy alarm, bo parę dni później wróciła zima, ale mimo wszystko udało się wygrzać na polanie, zjeść mięso z kangura, pośpiewać ze znajomymi i zobaczyć krokusy.
Poczekałam do maja i wróciłam tutaj faktycznie wiosną. Tym razem stacjonowałam w Gorczańskiej Chacie, a udało mi się odwiedzić dwie wieże - na Gorcu i na Magurkach. Pogoda dopisywała, chociaż widoczność była adekwatna do panujących temperatur. Nie obyło się bez przygód, dlatego od tego wyjazdu mam pod ręką gaz pieprzowy ;-))
Jak co roku w wakacje trafiłam do Bazy namiotowej na Lubaniu. Tym razem wyruszyłam z Krościenka nad Dunajcem, a zeszłam do Grywałdu. Udało się tego dokonać bez żadnej burzy na horyzoncie, co w przypadku tej bazy rzadko mi się zdarzało. Do niej oczywiście wrócę w przyszłym roku...
Przedostatnia wycieczka w Gorce to pierwsze spotkanie z Kolibą na Łapsowej Polanie, na którą "chorowałam" już od dawna. Przy okazji wyskoczyliśmy na Turbacz, jednak to poranek przy chacie obfitował w najlepsze widoki i utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę tam wrócić!
Ostatni wyjazd w Gorce to powrót do GoChy i choć przyjechałam tam na GSM, udało się na chwilę wyjść w góry, by znów wdepnąć na wieżę na Magurkach - pewnie nie ostatni raz. Do Gorczańskiej chaty przyjechałam jesienią, a wracałam z niej "zimą"
Kolejnym pasmem, do którego zawitałam już na początku 2017 roku były Bieszczady. Tym razem czekał na nas w nich przenikający mróz sięgający -30 stopni, dużo śniegu i niezapomniana Chatka na Końcu Świata w Starym Łupkowie. To właśnie w tamtych okolicach kręciliśmy się podczas pierwszego długiego weekendu w roku.
Bieszczady są blisko... ale daleko, więc kolejny raaz wróciłam tutaj dopiero w lecie. Tym razem założyłam na plecy namiot i postawiłam na niezależność... Aby uniknąć tłumów wychodziłam na szlaki dosyć późno, a tym samym schodziłam... przez ciemny las.
Był to kolejny niezapomniany wakacyjny wyjazd, piękna pogoda, wspaniali ludzie oraz mimo sezonu turystycznego odrobina ciszy i samotności
Ostatni tegoroczny wyjazd w Bieszczady był zorganizowany głównie dla Czartgrania, jednak udało mi się w jeden dzień wyjść w góry. Zejść się niestety nie udało :O ...
W sąsiadujący z Bieszczadami Beskid Niski dotarłam dopiero w wakacje! Zawsze marzę o tym, żeby być tam jak najczęściej, po czym okazuje się, że to wcale nie jest proste.
Tym razem przygodę rozpoczęliśmy w Rymanowie-Zdroju, skąd przez Przymiarki dotarliśmy do Bazy w Wisłoczku, następnie odwiedziliśmy Polany Surowiczne, zostaliśmy na dłużej w Jaśliskach, by spędzić czas w Czeremsze. Dreptaliśmy przez Lipowiec do Chatki w Zyndranowej i wreszcie odwiedziliśmy skansen. Następnie trafiliśmy do mojej ukochanej Zawadki Rymanowskiej, by ostatecznie po tych przygodach wrócić na chwilę do domu.
I gdy jesienią zaczynałam marudzić, że byłam tylko raz w Beskidzie Niskim w tym roku, że tęsknię, że chcę... usłyszałam: "To może Beskid Niski?" I nieważne, że padał deszcz. Że później zamienił się w śnieg.
W Beskid Wyspowy w tym roku dotarłam tylko raz i raptem na chwilę. Wszystko dzięki bacowaniu na Jasieniu. W czerwcu spotkaliśmy się bardzo fajną grupą, by wspólnie posiedzieć, pogadać i pośpiewać przy ognisku, a przy okazji po raz kolejny wskoczyłam na Mogielicę, którą bardzo lubię.
Dwa razy natomiast byłam w Beskidzie Żywieckim. Za pierwszym razem widzieliśmy głównie mgłę i śnieg w paśmie Policy. Znów jednak nie stało to na przeszkodzie by śmiać się, śpiewać i prowadzić nocne rozmowy. Humory dopisywały, a wyjazd można zaliczyć do udanych.
Drugi wyjazd to początek wakacji, przywitanie sezonu baz namiotowych oraz żywieckie klasyki czyli Babia Góra i Pilsko. Nie mogło zabraknąć mojej świni, która dosyć często uczestniczy w górskich podróżach.
Było to doskonałe rozpoczęcie wakacji! Wprawdzie wakacyjna przejrzystość powietrza rzadko pozwala na dalekie obserwacje, ale było ciepło, słonecznie, przyjemnie, co zwiastowało naprawdę dobry czas!
Ostatni Beskid, który udało mi się odwiedzić w tym roku kalendarzowym, to Beskid Makowski. W lutym odwiedziliśmy Chatkę na Lasku, a przy okazji udało mi się wyczołgać na Jałowiec, na którym regularnie zapadałam się w śniegu. Końcówka lutego, a ja natknęłam się na bazie! Kolejny fałszywy alarm 8)
W tym roku wróciłam także w Góry Stołowe. Tym razem jednak nie jesienią, a latem. Chodziliśmy nie tylko po polskiej stronie, ale także zahaczyliśmy o stronę czeską. Jako że liczna grupa była tam po raz pierwszy, nie mogło zabraknąć klasyków!
Po czeskiej stronie odwiedziliśmy Broumovské stěny z moją ukochaną huśtawką na Korunie, Adršpašsko-teplické skály oraz Ostaš.
Wróciliśmy także w Rudawy Janowickie, gdzie po raz kolejny odbył się Wędrowny Przegląd Piosenki Turystycznej "Polana". Jak co roku pomiędzy znakomitymi koncertami i wieczorami przy ognisku, udało nam się zrobić parę kroków po rudawskich szlakach.
W tym roku udało mi się wreszcie znaleźć towarzyszkę na zimowe Tatry, w których spędziłyśmy kilka wolnych dni podczas szkolnych ferii. Bywało pięknie, słonecznie, cicho, spokojnie...
Bywało także śnieżnie, pochmurnie, ale mimo wszystko pięknie.
Majówka to jeden z moich ulubionych okresów w roku. Namiot, ogniska, pustki na szlaku, niekontrolowanie uciekającego czasu, funkcjonowanie we własnym rytmie. Tym razem odwiedziliśmy Góry Wołowskie, gdzie weszliśmy m.in. na Kojszowską Halę.
Odwiedziliśmy także Kloptan. Aura dopisywała, na ogół świeciło słońce, wiosna budziła się do życia. Był to jeden z bardziej udanych wyjazdów.
Podsumowując - w górach spędziłam w tym roku 85 dni (zaraz będzie więcej) podczas 29 wyjazdów (zaraz będzie 30;-)). Dwanaście razy byłam sama, dziesięć razy w parze, a 7 w większej grupie. Cztery razy byłam zmotywowana spotkaniami muzyczno-koncertowo-śpiewankowymi. Nocowałam w 9 chatkach, 5 bazach namiotowych, 2 bacówkach, 1 szałasie, 12 schroniskach i 3 namiotach (jednym swoim i dwóch cudzych;-)). Raz postanowiłam zrobić jajecznicę, ale rozbiłam jajka po drodze do chatki. Wiele razy się przewróciłam. Raz potłukłam rękę. Raz skręciłam nogę. (Ostatni?) Raz dzwoniłam po GOPR. Raz leciałam helikopterem nad Bieszczadami. Nazimniejszym wyjazdem był styczniowy wypad do Łupkowa. Najdziwniejszym pokarmem było mięso kangura i parówki sojowe. Udręczyłam mnóstwo schroniskowych kotów. Wstałam na kilka wschodów słońca. Obejrzałam mnóstwo zachodów - to przychodzi zdecydowanie łatwiej. Zrobiłam wiele selfie, co ponoć jest symptomem zaburzeń psychicznych. To co? Pora pakować się w góry ^^
Z tego miejsca dziękuję Pudelkowi, który tolerował mnie najczęściej z forumowiczów, a także innym, z którymi było dane mi się spotkać jeden lub więcej razy - bton1owi, Vlado, darkheushowi, vidraru, Rudej, eco
Do zobaczenia na szlaku!
Beskid Sądecki to pasmo, w którym w tym roku lądowałam najczęściej. Zresztą to właśnie w nim obudziłam się 1 stycznia 2017 r. Poranek w Chacie Magóry przywitał nas słonecznie, lecz mgliście. Taka sama była reszta dnia. Mróz szczypał w nos, ale słońce sprawiało dużą przyjemność. Nie zdobywaliśmy żadnych szczytów, a jedynie deptaliśmy z Chaty Magóry przez Piwowarówkę do Piwnicznej, gdzie liczyliśmy na autobus do domu.
Kolejny wyjazd w Beskid Sądecki również obfitował w białe kolory. Tym razem wyruszyłam znów trafiłam do Piwnicznej, skąd przez Halę Łabowską dotarłam do Bacówki nad Wierchomlą. Widoków wprawdzie nie było żadnych, przynajmniej pierwszego dnia, ale było pięknie dzięki zabielonym drzewom.
Faktycznie kolejnego dnia było widać nieco więcej, choć o dalekich obserwacjach można było zapomnieć. Szlak żółty z Bacówki nad Wierchomlą do Szczawnika jest jednak jednym z moich ulubionych w Beskidzie Sądeckim.
Beskid Sądecki jest doskonały o każdej porze roku, dlatego nie zapomniałam o nim także pod koniec wiosny, kiedy góry zostały zaatakowane przez soczystą zieleń...i muchy! Pamiętam, że było ich mnóstwo, ale i tak nie potrafiły odgonić od Koziarza, który zdobywałam idąc z Tylmanowej, a schodząc do Łącka - obie trasy są doskonałe i powtórzone przeze mnie wielokrotnie w różnych warunkach.
Wróciliśmy tutaj i w lecie. Wprawdzie pogoda nas trochę zniesmaczyła, gdy lunął na nas dosyć mocny deszcz, ale kabanosy mocy, parasolka i torebka przeciwdeszczowa pozwoliła nam przetrwać trudne chwile, ciągnące się aż do Bacówki nad Wierchomlą...
Nasze trudy pogoda wynagrodziła już późnym popołudniem, zsyłając nam słońce, tęczę, wielką ucieczkę chmur, a ostatecznie o poranku widok na Tatry, choć w takim towarzystwie zapewne przeżylibyśmy także bez nich... Kolejny wyjazd wakacyjny to Śpiewanki w bazie namiotowej Muszyna-Złockie, z których nie udało mi się przywieźć ani jednego zdjęcia.
W tym roku nie udało mi się dotrzeć w Beskid Sądecki jesienią, ale poszukałam jej zimą. I udało się! Boże Narodzenie 2017 roku zafundowało piękną jesień tej zimy. Kolejny raz wyruszyłam na Halę Łabowską, by po drodze móc podziwiać choćby Tatry.
Oprócz jesieni można było załapać się tęż na trochę bieli, ale tylko powyżej 900 m.n.p.m. Chwilami nawet było tyle śniegu, że można było się dość głęboko zapaść, co mi się oczywiście znakomicie udawało!
Kolejne trzy razy w Beskidzie Sądeckim były połączone z wyjazdami w Pieniny. Pierwszy z nich to krążenie pomiędzy Beskidem, a Pieninami. Rozpoczęłam przygodę w zupełnie zimnej Wątorówce, w której udało nam się podnieść temperaturę z -2 stopni do +25, ale pracowaliśmy na to ładnych kilka godzin. Następnie pomaszerowaliśmy w kierunku Wysokiej, ale mnie dopadł leń i bóle brzucha, dlatego ograniczyłam się tylko do Polany pod Wysoką i Wąwozu Homole...
Schodząc do Jaworek złapałam stopa, którym dojechałam do Szczawnicy, by wyjść do Bacówki pod Bereśnikiem, gdzie później dołączyła do mnie reszta ekipy, by następnego dnia znów grzecznie zejść na dół, dlatego że nadciągał wielkimi krokami wyjazd w zimowe Tatry *_*
W kwietniu marzyła mi się ładna pogoda, wiosna i piękne widoki z Wysokiego Wierchu. Był natomiast śnieg i mnóstwo chmur, czyli na spełnienie marzeń trzeba było jeszcze poczekać. Tym razem znów po przejściu pienińskiego szlaku wylądowałam w Bacówce pod Bereśnikiem, skąd następnego dnia przez Dzwonkówkę dotarłam do Krościenka.
Ostatni wyjazd pienińsko-beskidzki miał miejsce pod koniec lata, ale już po wakacjach. Tym razem w pierwszy dzień dotarłam z Rytra czerwonym szlakiem do Niemcowej. Pogoda dopisywała, zieleń znów atakowała, a na Niemcowej była cisza, ja i herbata miętowa.
Następnego dnia odbiłam ku Pieninom, w które dotarłam przez Wielki Rogacz i Litawcową Polanę. Po raz kolejny zdobyłam Wysoką, choć i tak najlepsze widoki z niej miałam oczywiście w zimie. W związku z tym, że pod Durbaszką odmówiono mi noclegu, wróciłam do domu...
W Pieninach byłam także nie zahaczając o Beskid Sądecki. Wróciłam pod Durbaszkę, gdzie zgodnie z obietnicą nie było już problemu z noclegiem. Dzięki temu udało mi się wstać na wschód słońca, co czynię baaaaardzo rzadko. Następnie wyruszyłam na słowacką stronę Pienin.
Pogoda była odrobinę kapryśna, jednak przeważało słońce. Pierwszy raz dotarłam do Czerwonego Klasztoru, by wieczorem wrócić na polską stronę Pienin, czyli do Schroniska Orlica.
Następnego dnia wyruszyłam na Sokolicę, gdzie znów zastałam piękną jesienną aurę. Z niej przez Przełęcz Szopka dotarłam do Krościenka. Jesień jednak dopiero się zaczynała...
Ostatni tegoroczny wyjazd w Pieniny to rekreacyjny spacerek w zimowej aurze. Trzy Korony okazały się być zbyt wysoko, więc podziwiałam je tylko z dołu. Dwudniowa wycieczka kończyła się dojściem do Przełęczy Szopka, skąd w jeden dzień nie można było zobaczyć nic poza mgłą, a w drugi już udało się bez problemu dojrzeć Tatry.
Nie uciekając zbyt daleko pięć razy trafiłam także w Gorce. Pierwszy z wyjazdów to kwietniówka na Turbaczu, gdzie dotarłam jednym z moich ulubionych gorczańskich szlaków, czyli żółtym przez Kudłoń. Czuć było wiosnę! Okazało się jednak, że to fałszywy alarm, bo parę dni później wróciła zima, ale mimo wszystko udało się wygrzać na polanie, zjeść mięso z kangura, pośpiewać ze znajomymi i zobaczyć krokusy.
Poczekałam do maja i wróciłam tutaj faktycznie wiosną. Tym razem stacjonowałam w Gorczańskiej Chacie, a udało mi się odwiedzić dwie wieże - na Gorcu i na Magurkach. Pogoda dopisywała, chociaż widoczność była adekwatna do panujących temperatur. Nie obyło się bez przygód, dlatego od tego wyjazdu mam pod ręką gaz pieprzowy ;-))
Jak co roku w wakacje trafiłam do Bazy namiotowej na Lubaniu. Tym razem wyruszyłam z Krościenka nad Dunajcem, a zeszłam do Grywałdu. Udało się tego dokonać bez żadnej burzy na horyzoncie, co w przypadku tej bazy rzadko mi się zdarzało. Do niej oczywiście wrócę w przyszłym roku...
Przedostatnia wycieczka w Gorce to pierwsze spotkanie z Kolibą na Łapsowej Polanie, na którą "chorowałam" już od dawna. Przy okazji wyskoczyliśmy na Turbacz, jednak to poranek przy chacie obfitował w najlepsze widoki i utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę tam wrócić!
Ostatni wyjazd w Gorce to powrót do GoChy i choć przyjechałam tam na GSM, udało się na chwilę wyjść w góry, by znów wdepnąć na wieżę na Magurkach - pewnie nie ostatni raz. Do Gorczańskiej chaty przyjechałam jesienią, a wracałam z niej "zimą"
Kolejnym pasmem, do którego zawitałam już na początku 2017 roku były Bieszczady. Tym razem czekał na nas w nich przenikający mróz sięgający -30 stopni, dużo śniegu i niezapomniana Chatka na Końcu Świata w Starym Łupkowie. To właśnie w tamtych okolicach kręciliśmy się podczas pierwszego długiego weekendu w roku.
Bieszczady są blisko... ale daleko, więc kolejny raaz wróciłam tutaj dopiero w lecie. Tym razem założyłam na plecy namiot i postawiłam na niezależność... Aby uniknąć tłumów wychodziłam na szlaki dosyć późno, a tym samym schodziłam... przez ciemny las.
Był to kolejny niezapomniany wakacyjny wyjazd, piękna pogoda, wspaniali ludzie oraz mimo sezonu turystycznego odrobina ciszy i samotności
Ostatni tegoroczny wyjazd w Bieszczady był zorganizowany głównie dla Czartgrania, jednak udało mi się w jeden dzień wyjść w góry. Zejść się niestety nie udało :O ...
W sąsiadujący z Bieszczadami Beskid Niski dotarłam dopiero w wakacje! Zawsze marzę o tym, żeby być tam jak najczęściej, po czym okazuje się, że to wcale nie jest proste.
Tym razem przygodę rozpoczęliśmy w Rymanowie-Zdroju, skąd przez Przymiarki dotarliśmy do Bazy w Wisłoczku, następnie odwiedziliśmy Polany Surowiczne, zostaliśmy na dłużej w Jaśliskach, by spędzić czas w Czeremsze. Dreptaliśmy przez Lipowiec do Chatki w Zyndranowej i wreszcie odwiedziliśmy skansen. Następnie trafiliśmy do mojej ukochanej Zawadki Rymanowskiej, by ostatecznie po tych przygodach wrócić na chwilę do domu.
I gdy jesienią zaczynałam marudzić, że byłam tylko raz w Beskidzie Niskim w tym roku, że tęsknię, że chcę... usłyszałam: "To może Beskid Niski?" I nieważne, że padał deszcz. Że później zamienił się w śnieg.
W Beskid Wyspowy w tym roku dotarłam tylko raz i raptem na chwilę. Wszystko dzięki bacowaniu na Jasieniu. W czerwcu spotkaliśmy się bardzo fajną grupą, by wspólnie posiedzieć, pogadać i pośpiewać przy ognisku, a przy okazji po raz kolejny wskoczyłam na Mogielicę, którą bardzo lubię.
Dwa razy natomiast byłam w Beskidzie Żywieckim. Za pierwszym razem widzieliśmy głównie mgłę i śnieg w paśmie Policy. Znów jednak nie stało to na przeszkodzie by śmiać się, śpiewać i prowadzić nocne rozmowy. Humory dopisywały, a wyjazd można zaliczyć do udanych.
Drugi wyjazd to początek wakacji, przywitanie sezonu baz namiotowych oraz żywieckie klasyki czyli Babia Góra i Pilsko. Nie mogło zabraknąć mojej świni, która dosyć często uczestniczy w górskich podróżach.
Było to doskonałe rozpoczęcie wakacji! Wprawdzie wakacyjna przejrzystość powietrza rzadko pozwala na dalekie obserwacje, ale było ciepło, słonecznie, przyjemnie, co zwiastowało naprawdę dobry czas!
Ostatni Beskid, który udało mi się odwiedzić w tym roku kalendarzowym, to Beskid Makowski. W lutym odwiedziliśmy Chatkę na Lasku, a przy okazji udało mi się wyczołgać na Jałowiec, na którym regularnie zapadałam się w śniegu. Końcówka lutego, a ja natknęłam się na bazie! Kolejny fałszywy alarm 8)
W tym roku wróciłam także w Góry Stołowe. Tym razem jednak nie jesienią, a latem. Chodziliśmy nie tylko po polskiej stronie, ale także zahaczyliśmy o stronę czeską. Jako że liczna grupa była tam po raz pierwszy, nie mogło zabraknąć klasyków!
Po czeskiej stronie odwiedziliśmy Broumovské stěny z moją ukochaną huśtawką na Korunie, Adršpašsko-teplické skály oraz Ostaš.
Wróciliśmy także w Rudawy Janowickie, gdzie po raz kolejny odbył się Wędrowny Przegląd Piosenki Turystycznej "Polana". Jak co roku pomiędzy znakomitymi koncertami i wieczorami przy ognisku, udało nam się zrobić parę kroków po rudawskich szlakach.
W tym roku udało mi się wreszcie znaleźć towarzyszkę na zimowe Tatry, w których spędziłyśmy kilka wolnych dni podczas szkolnych ferii. Bywało pięknie, słonecznie, cicho, spokojnie...
Bywało także śnieżnie, pochmurnie, ale mimo wszystko pięknie.
Majówka to jeden z moich ulubionych okresów w roku. Namiot, ogniska, pustki na szlaku, niekontrolowanie uciekającego czasu, funkcjonowanie we własnym rytmie. Tym razem odwiedziliśmy Góry Wołowskie, gdzie weszliśmy m.in. na Kojszowską Halę.
Odwiedziliśmy także Kloptan. Aura dopisywała, na ogół świeciło słońce, wiosna budziła się do życia. Był to jeden z bardziej udanych wyjazdów.
Podsumowując - w górach spędziłam w tym roku 85 dni (zaraz będzie więcej) podczas 29 wyjazdów (zaraz będzie 30;-)). Dwanaście razy byłam sama, dziesięć razy w parze, a 7 w większej grupie. Cztery razy byłam zmotywowana spotkaniami muzyczno-koncertowo-śpiewankowymi. Nocowałam w 9 chatkach, 5 bazach namiotowych, 2 bacówkach, 1 szałasie, 12 schroniskach i 3 namiotach (jednym swoim i dwóch cudzych;-)). Raz postanowiłam zrobić jajecznicę, ale rozbiłam jajka po drodze do chatki. Wiele razy się przewróciłam. Raz potłukłam rękę. Raz skręciłam nogę. (Ostatni?) Raz dzwoniłam po GOPR. Raz leciałam helikopterem nad Bieszczadami. Nazimniejszym wyjazdem był styczniowy wypad do Łupkowa. Najdziwniejszym pokarmem było mięso kangura i parówki sojowe. Udręczyłam mnóstwo schroniskowych kotów. Wstałam na kilka wschodów słońca. Obejrzałam mnóstwo zachodów - to przychodzi zdecydowanie łatwiej. Zrobiłam wiele selfie, co ponoć jest symptomem zaburzeń psychicznych. To co? Pora pakować się w góry ^^
Z tego miejsca dziękuję Pudelkowi, który tolerował mnie najczęściej z forumowiczów, a także innym, z którymi było dane mi się spotkać jeden lub więcej razy - bton1owi, Vlado, darkheushowi, vidraru, Rudej, eco
Do zobaczenia na szlaku!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
O zesz kurde! Ale udany rok! Fajnie takim ludziom co kazda pore roku na szlaku lubia! zawsze znajda cos dla siebie! czy w zieleni czy w bieli!
I mile dla oka podsumowanie, az sie troche w glowie zakrecilo od tego kalejdoskopu!
Z ciekawosci- jezdzilas tez w tym roku gdzies na jakies rowninne wycieczki? nad jezioro, do plaskatych lasów albo zwiedzac jakies miasta? czy kazdy wypad to byly gory?
I mile dla oka podsumowanie, az sie troche w glowie zakrecilo od tego kalejdoskopu!
Z ciekawosci- jezdzilas tez w tym roku gdzies na jakies rowninne wycieczki? nad jezioro, do plaskatych lasów albo zwiedzac jakies miasta? czy kazdy wypad to byly gory?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Inia, podsumowanie miażdży jak każdy Twój górski rok. Żałuję, że nie zmajstrowaliśmy jeszcze ze trzech wyjazdów, ale wiadomo jakie okoliczności wynikły..
Oby kolejny rok nie był gorszy pod względem wycieczkowym i każdym innym. Mam nadzieję, że uda się zmontować jakąś eskapadę.. Byle do przodu!
PS. To ja dziękuję za towarzystwo!!!
Oby kolejny rok nie był gorszy pod względem wycieczkowym i każdym innym. Mam nadzieję, że uda się zmontować jakąś eskapadę.. Byle do przodu!
PS. To ja dziękuję za towarzystwo!!!
Ostatnio zmieniony 2017-12-27, 23:00 przez bton1, łącznie zmieniany 1 raz.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
Piotrek pisze:poleczyć uraz kolana
Ano, tylko ja nie mam urazu kolana... Skręciłam staw skokowy Uraz jest w okolicach kostki. W styczniu mam wizytę u ortopedy - zobaczymy
bton1 pisze:Mam nadzieję, że uda się zmontować jakąś eskapadę.. Byle do przodu!
Damy radę! Ostatecznie zmontujemy eskapadę po krakowskich pubach 8)
Z ciekawosci- jezdzilas tez w tym roku gdzies na jakies rowninne wycieczki? nad jezioro, do plaskatych lasów albo zwiedzac jakies miasta? czy kazdy wypad to byly gory?
Służbowo spędziłam kilka dni na Pogórzach, ale dzieciaki też pościgałam po okolicznych szczytach.
W zasadzie byłam głównie w górach. Pozostałe weekendy spędzałam z harcerzami, ze znajomymi, którzy nie chodzą po górach (a ich mam większość, zwłaszcza w pobliżu) i ewentualnie w domu, oglądając brzydką pogodę za oknem
W ramach spędzania czasu niegórsko ( ) ostatnimi czasy jeżdżę w środy do Krakowa na Krakowskie Śpiewanki Okołogórskie i w poniedziałki na Śpiewogrania
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:Damy radę! Ostatecznie zmontujemy eskapadę po krakowskich pubach 8)
To bez dwóch zdań. Grono zainteresowanych jest liczne.
W każdym razie i tak liczę na to, że i górki w brygadzie się trafią
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
Piotrek pisze:Doceń jednak, że sie martwię i nie śpię po nocach
Powinieneś zostać posłem PiS - u
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Jesień odeszła tydzień temu i już mam planować/rezerwować/ na następną?sokół pisze:szykujcie sobie jesiennie czas... szykuje się coś na miarę Starych Wierchów
Będą chyba zapisy i głosowanie na wybór odpowiedniego weekendu? Jeśli nie, to się nie piszę...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 31 gości