Kilka migawek z lubuskiego
Z Lubska kierujemy sie na MRU, ale zdecydowanie nie najkrotszą i nie najprostszą drogą. Czy najciekawszą? Tez napewno nie. Po prostu sobie jedziemy!
W miejscowosci Koźla mają w centrum wlasciwy i odpowiadajacy nazwie pomniczek.
Mają tez pałac, ale niestety ciezki w ogladaniu - bo za tak wysokim murem, ze chyba po raz pierwszy w zyciu stwierdzam, ze moje długie ręce sa jednak za krótkie.
Na jednym z domow dopatrujemy sie zatartego, chyba przedwojennego napisu, ale jego odcyfrowanie moze nastręczac juz pewne trudnosci. Jesli ktos potrafilby pomoc w czytaniu byloby przefajnie.
Potem jedziemy do Letnicy. Czemu tam jedziemy? Ano bo mamy nieaktualne wiadomosci. Zobaczylam na zdjeciu w necie palac, milo otoczony krzaczkami, ponoc mial go zamieszkiwac jakis artysta. Brzmi i wyglada calkiem klimatycznie, nie? O np. tu
Artysty juz tam nie ma. Krzaczkow rozniez. Zielen wydarta do ziemi. Remont. Zamkniete bramy. Wylatujące z okien całe wiadra kamieni, cegieł i tynków. Po powrocie sprawdzilam. Informacje zawarte w tekscie byly z 2010 roku. Szkoda, ze nie trafilismy tam owe 7 lat temu.
Na otarcie łez z niezbyt udanego pałacykowania w rejonie - fabryczka w Letnicy. Tez pozamykana ale przynajmniej miła dla oka.
I na koniec rewelacja! Przyjechanie tu miało jednak głeboki sens i dobrze, ze to zrobilismy. Ano jest tu przystanek autobusowy. Chyba jeden z niewielu polskich przystanków wyłozony drobną mozaiką.
Na jednej ze scian podpisy wykonawców- imiona, nazwiska, ksywki.
Daty nie wypatrzyłam. Kto i dlaczego ten przystanek tak przyozdobilł? Chłopaki z wioski sie skrzyknęły bo im sie nudzilo, a ile mozna chlac pod sklepem? Jakas akcja zorganizowana przez szkołe, dom kultury, swietlice wiejską? A moze artysta z pałacu mial w tym jakis swoj udział? Nie wiem. Probuje dopytac osoby czekajace na przystanku, ale twierdzą ze: “mamy wazniejsze sprawy na głowie niz jakis zapchlony wiejski przystanek" i łypia na mnie niezbyt przyjaznie. Zapchlony to on raczej nie jest. Raczej zamieszkany przez stworzenia wodne. A dokladniej nie sam przystanek a pobliska fontanna, utrzymana w rownie mozaikowym klimacie i chyba przez tych samych artystow w tym samym czasie wykonana.
Dalej na naszej trasie jest Drzonów, gdzie wreszcie za trzecim podejsciem udaje sie nam zwiedzic muzeum, ale o tym bedzie osobna relacja. W Drzonowie tez zadbali aby ich przystanek byl ciekawy. Tu akurat postawili na malunki, sport, ogolnie promocja patriotyzmu lokalnego!
Odre przekraczamy tak jak lubimy najbardziej- promem! Przez cała przeprawe przysłuchuje sie rozmowie przewoznika z kumplami. Gadają cały czas, mówia po polsku, a ja po 15 minutach słuchania nie potrafie powiedziec o czym oni mowili. Tak totalnie o niczym i bez jakiejkolwiek mysli przewodniej. Takie ble ble ble.. Moja babcia zawsze mowila na cos takiego “mowa-trawa”, ale tak dosadnego przykladu to jeszcze na swojej drodze nie spotkalam!
Za promem oczywiscie kibelek. I bardzo sie przydał bo dzien jest dzis wietrzny i nie trzeba kupra na wiatr wystawiac, wnetrze jest bardzo zaciszne!
Skrót z Nietkowic do Sycowic wychodzi zdecydowanie krotszy pod wzgledem odleglosci ale z czasem przejazdu jest juz gorzej. Zwlaszcza w tak błotnistą i mokra pore roku. Ale na dobre nie zarylismy sie ani razu!
Kolejny pałacyk odwiedzamy w malutkiej, zagubionej wsrod lasow wiosce Zawisze. Budynek stoi na uboczu, w parku przechodzącym w las. Z zewnatrz wyglada calkiem niezle.
Wnetrza jednak pokazują obraz juz mocnego podupadku, deszcze, wiatry i złomiarze zrobili swoje. Dachy przeciekają, ściany chrupią, nie mam na tym etapie odwagi wejsc do srodka. Robie tylko pare zdjec z progów.
A pare lat temu ponoc jeszcze lokalne dzieciaki biegały po dachach, wspinały sie na kominy, na tarasie młodziez robiła ogniska, a parki prowadzały sie po dawnych komnatach w ciepłe letnie noce. Szkoda, ze nie przyjechalismy tu gdy 8 lat temu, jadac na pierwsze nasze bunkrowe Mikołajki. Zapewne wtedy stan budynku byl dla mnie idealny!
Miejsce musi byc cudne wiosną, bo wszystko oplatają bluszcze a ptactwo napewno czuje sie tu jak w raju. Ludzie poki co trzymają sie z daleka od tego miejsca ze swoimi remontami i obsesyjną manią niszczenia wszystkich roslin. Tu poki co rządzą ptaki, koty i nietoperze.
Błotnista droga pachnąca przygodą prowadzi w las.
Owa droga ciągnie nas troche w swoją strone, ale nie mozemy dzis skorzystac z jej sympatycznych kolein.. Dzis mamy inne plany- trzeba zmierzac ku północy.
Ostatni dzisiejszy pałacyk jest w Błoniu, miejscowosci, przez ktorą przejezdzalismy juz chyba kilkadziesiat razy. Ale nie wpadlismy na to aby zboczyc 500 metrow w lewo, w boczną wioskową droge. Poza tym trzeba aktywnie szukac i wiedziec gdzie patrzec. Bo łatwo mozna przeoczyc.
Nawet teraz, w bezlistną i zwiędłą pore roku gąszcz jest tam nieziemski. Latem musi stanowic bariere nie do przebycia bez maczety i napalmu! Dziś udaje sie jakos przeleźć acz ze 4 razy ląduje na twarzy - bo za nogi chwyciły mnie jakies kolczaste macki, pokazujące swiatu zewnetrznemu, ze one tu rządzą!
Od frontu jest mała łączka- zaczyna byc widac budynek.
Drzwi sa otwarte, a zaraz za nimi ślady jakiegos starego barłogu.
W pomieszczeniu obok stoją szafki, naczynia, garnki przywalone przez grube dachowe krokwie, ktore odmówily pozostania na swym pierwotnym miejscu…
Mchy mają sie tu znakomicie. Dawne schodki.
Dawny płot…
No i tym sposobem dzionek nam sie pstryk i skonczyl. Dalej mamy juz grudniową noc.
A przed nami jeszcze bruki! Nie decydujemy sie wiec jechac z Sieniawy ani na Żarzyn ani na Staropole/Boryszyn bo tam było mocno nierowno. Dobry bruk pamietam z trasy Wielowieś - Templewo. Ale jednak sie pomyliłam. Tam są jeszcze wieksze wądoły! Zwlaszcza, ze droge mocno namuliła i zniszczyła niedawna zrywka… Sa tez odcinki bardzo malownicze. Ciche, puste, o poboczach zaroslych zeschłymi, wysokimi trawami...
Nie mijamy zadnego auta. Ale za to trzy sarny i dwa zające. I cos wyglądające jak kudłaty wąż na czterek krótkich łapkach!
U celu podrozy czeka juz wiele sympatycznych a dawno niewidzianych pysków. Leje sie bimber kirgiski, ormianski, a i rodzimych paliw rakietowych tez nie brakuje. Ani domowych specjałow na zagryche - przeglad wszelakiej masci grzybkow, ogoreczkow, papryczek i karminadli jest jak zwykle imponujacy. W swietle swiec i brzękach gitary miło płyną kolejne godziny lubuskiej chłodnej nocy…..
cdn
W miejscowosci Koźla mają w centrum wlasciwy i odpowiadajacy nazwie pomniczek.
Mają tez pałac, ale niestety ciezki w ogladaniu - bo za tak wysokim murem, ze chyba po raz pierwszy w zyciu stwierdzam, ze moje długie ręce sa jednak za krótkie.
Na jednym z domow dopatrujemy sie zatartego, chyba przedwojennego napisu, ale jego odcyfrowanie moze nastręczac juz pewne trudnosci. Jesli ktos potrafilby pomoc w czytaniu byloby przefajnie.
Potem jedziemy do Letnicy. Czemu tam jedziemy? Ano bo mamy nieaktualne wiadomosci. Zobaczylam na zdjeciu w necie palac, milo otoczony krzaczkami, ponoc mial go zamieszkiwac jakis artysta. Brzmi i wyglada calkiem klimatycznie, nie? O np. tu
Artysty juz tam nie ma. Krzaczkow rozniez. Zielen wydarta do ziemi. Remont. Zamkniete bramy. Wylatujące z okien całe wiadra kamieni, cegieł i tynków. Po powrocie sprawdzilam. Informacje zawarte w tekscie byly z 2010 roku. Szkoda, ze nie trafilismy tam owe 7 lat temu.
Na otarcie łez z niezbyt udanego pałacykowania w rejonie - fabryczka w Letnicy. Tez pozamykana ale przynajmniej miła dla oka.
I na koniec rewelacja! Przyjechanie tu miało jednak głeboki sens i dobrze, ze to zrobilismy. Ano jest tu przystanek autobusowy. Chyba jeden z niewielu polskich przystanków wyłozony drobną mozaiką.
Na jednej ze scian podpisy wykonawców- imiona, nazwiska, ksywki.
Daty nie wypatrzyłam. Kto i dlaczego ten przystanek tak przyozdobilł? Chłopaki z wioski sie skrzyknęły bo im sie nudzilo, a ile mozna chlac pod sklepem? Jakas akcja zorganizowana przez szkołe, dom kultury, swietlice wiejską? A moze artysta z pałacu mial w tym jakis swoj udział? Nie wiem. Probuje dopytac osoby czekajace na przystanku, ale twierdzą ze: “mamy wazniejsze sprawy na głowie niz jakis zapchlony wiejski przystanek" i łypia na mnie niezbyt przyjaznie. Zapchlony to on raczej nie jest. Raczej zamieszkany przez stworzenia wodne. A dokladniej nie sam przystanek a pobliska fontanna, utrzymana w rownie mozaikowym klimacie i chyba przez tych samych artystow w tym samym czasie wykonana.
Dalej na naszej trasie jest Drzonów, gdzie wreszcie za trzecim podejsciem udaje sie nam zwiedzic muzeum, ale o tym bedzie osobna relacja. W Drzonowie tez zadbali aby ich przystanek byl ciekawy. Tu akurat postawili na malunki, sport, ogolnie promocja patriotyzmu lokalnego!
Odre przekraczamy tak jak lubimy najbardziej- promem! Przez cała przeprawe przysłuchuje sie rozmowie przewoznika z kumplami. Gadają cały czas, mówia po polsku, a ja po 15 minutach słuchania nie potrafie powiedziec o czym oni mowili. Tak totalnie o niczym i bez jakiejkolwiek mysli przewodniej. Takie ble ble ble.. Moja babcia zawsze mowila na cos takiego “mowa-trawa”, ale tak dosadnego przykladu to jeszcze na swojej drodze nie spotkalam!
Za promem oczywiscie kibelek. I bardzo sie przydał bo dzien jest dzis wietrzny i nie trzeba kupra na wiatr wystawiac, wnetrze jest bardzo zaciszne!
Skrót z Nietkowic do Sycowic wychodzi zdecydowanie krotszy pod wzgledem odleglosci ale z czasem przejazdu jest juz gorzej. Zwlaszcza w tak błotnistą i mokra pore roku. Ale na dobre nie zarylismy sie ani razu!
Kolejny pałacyk odwiedzamy w malutkiej, zagubionej wsrod lasow wiosce Zawisze. Budynek stoi na uboczu, w parku przechodzącym w las. Z zewnatrz wyglada calkiem niezle.
Wnetrza jednak pokazują obraz juz mocnego podupadku, deszcze, wiatry i złomiarze zrobili swoje. Dachy przeciekają, ściany chrupią, nie mam na tym etapie odwagi wejsc do srodka. Robie tylko pare zdjec z progów.
A pare lat temu ponoc jeszcze lokalne dzieciaki biegały po dachach, wspinały sie na kominy, na tarasie młodziez robiła ogniska, a parki prowadzały sie po dawnych komnatach w ciepłe letnie noce. Szkoda, ze nie przyjechalismy tu gdy 8 lat temu, jadac na pierwsze nasze bunkrowe Mikołajki. Zapewne wtedy stan budynku byl dla mnie idealny!
Miejsce musi byc cudne wiosną, bo wszystko oplatają bluszcze a ptactwo napewno czuje sie tu jak w raju. Ludzie poki co trzymają sie z daleka od tego miejsca ze swoimi remontami i obsesyjną manią niszczenia wszystkich roslin. Tu poki co rządzą ptaki, koty i nietoperze.
Błotnista droga pachnąca przygodą prowadzi w las.
Owa droga ciągnie nas troche w swoją strone, ale nie mozemy dzis skorzystac z jej sympatycznych kolein.. Dzis mamy inne plany- trzeba zmierzac ku północy.
Ostatni dzisiejszy pałacyk jest w Błoniu, miejscowosci, przez ktorą przejezdzalismy juz chyba kilkadziesiat razy. Ale nie wpadlismy na to aby zboczyc 500 metrow w lewo, w boczną wioskową droge. Poza tym trzeba aktywnie szukac i wiedziec gdzie patrzec. Bo łatwo mozna przeoczyc.
Nawet teraz, w bezlistną i zwiędłą pore roku gąszcz jest tam nieziemski. Latem musi stanowic bariere nie do przebycia bez maczety i napalmu! Dziś udaje sie jakos przeleźć acz ze 4 razy ląduje na twarzy - bo za nogi chwyciły mnie jakies kolczaste macki, pokazujące swiatu zewnetrznemu, ze one tu rządzą!
Od frontu jest mała łączka- zaczyna byc widac budynek.
Drzwi sa otwarte, a zaraz za nimi ślady jakiegos starego barłogu.
W pomieszczeniu obok stoją szafki, naczynia, garnki przywalone przez grube dachowe krokwie, ktore odmówily pozostania na swym pierwotnym miejscu…
Mchy mają sie tu znakomicie. Dawne schodki.
Dawny płot…
No i tym sposobem dzionek nam sie pstryk i skonczyl. Dalej mamy juz grudniową noc.
A przed nami jeszcze bruki! Nie decydujemy sie wiec jechac z Sieniawy ani na Żarzyn ani na Staropole/Boryszyn bo tam było mocno nierowno. Dobry bruk pamietam z trasy Wielowieś - Templewo. Ale jednak sie pomyliłam. Tam są jeszcze wieksze wądoły! Zwlaszcza, ze droge mocno namuliła i zniszczyła niedawna zrywka… Sa tez odcinki bardzo malownicze. Ciche, puste, o poboczach zaroslych zeschłymi, wysokimi trawami...
Nie mijamy zadnego auta. Ale za to trzy sarny i dwa zające. I cos wyglądające jak kudłaty wąż na czterek krótkich łapkach!
U celu podrozy czeka juz wiele sympatycznych a dawno niewidzianych pysków. Leje sie bimber kirgiski, ormianski, a i rodzimych paliw rakietowych tez nie brakuje. Ani domowych specjałow na zagryche - przeglad wszelakiej masci grzybkow, ogoreczkow, papryczek i karminadli jest jak zwykle imponujacy. W swietle swiec i brzękach gitary miło płyną kolejne godziny lubuskiej chłodnej nocy…..
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze: ale musza byc obsrane wydmy
Nie jest aż tak źle. Większość ludzi coś w knajpach je więc i korzysta. Sporo korzysta z toalet w swoich pensjonatach/ośrodkach/pokojach. Część korzysta z toalet publicznych (są takowe) - zazwyczaj około 2-2,5 zł. Tych którzy korzystają z wydm jest dzięki temu nie tak wielu. Może też chodzi jakaś służba i goni miłośników wydm, ale tego nie jestem pewien.
gar pisze:Część korzysta z toalet publicznych (są takowe) - zazwyczaj około 2-2,5 zł.
Aaaa Bo nie wiem czemu pomyslalam ze wszystkie toalety kosztuja 5 zl
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Z bunkrowej imprezy, jak to zwykle bywa, zbieramy sie dosyc pozno. Na tyle pozno, ze dzisiejsze dokladniejsze zwiedzanie w okolicach musimy raczej przelozyc na blizej nieokreslona przyszlosc.
Rzut oka na zapłotowany palacyk w Debrznicy. Chyba niezamieszkany, ale rozne rozrzucone sprzety swiadcza, ze jednak czasem ktos tu bywa i zajmuje sie tym miejscem. Kłódka tez dosyc nowa na bramie…
Koło Trzebiechowa zaglądamy do opuszczonego PGRu, folwarku, nie wiem jak to nazwac. Jest budynek mieszkalny typu barakowatego, jest ogromna stajnio-stodoła z pozostalosciami siana i nawozu. Wszystko odbija sie w ogromnym błotnym jeziorze, ktore jest wszedzie wokol.
A potem juz sie spieszymy. Promy pływają zwykle do zmroku. A ciemnieje z kazdą minutą. Gnamy wiec do Połęcka krętymi wyboistymi drogami, mając swiadomość, ze jak sie nie uda to czeka nas trasa przez Krosno Odrzanskie i nadrabianie chyba 60 km. Gdy docieramy prom płynie na przeciwległy brzeg. Wyglada, ze jest to jego ostatni kurs. Czekamy jednak. Moze po nas wroca? Wracają. Zaintrygowały ich nasze zamiejscowe blachy.
W Gubinie nocujemy w jednej z wielu kwater pracowniczych. Miejsce sympatyczne, z knajpą w tym samym budynku gdzie podają normalne obiadowe jedzenie a nie pizze, kebaby czy inne hotdogi. Jego wadą sa jedynie cienkie sciany. Slychac dokladnie o czym gadają Ukraincy spod dwojki, co słucha w telewizorze pan z naprzeciwka. Najciekawszy jest jednak koncert z konca korytarza, gdzie lokator zaprosił sobie chyba panią z agencji. Tak przynajmniej wynika z ich krótkich i zdawkowych rozmow- “płace wymagam”. Oglednie mowiac nie jest dla niej zbyt miły…
Hotelik w mrozny poranek.
Za Lubskiem zjezdzamy w boczne drogi- Golin, Jaryszów, Pietrzykow… I wpadamy nagle w inny swiat! Wszedzie pojawia sie snieg w ilosci duzo! Pola białe, drzewa przycukrzone, drogi zasypane! W Gubinie byly klimaty jesienne, tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Na skraju wsi Brzostowa odnajdujemy pałacyk. Jest zamieszkany przez kilka rodzin. Jakas babka dostrzega mnie z okna, woła zebym nie uciekła i pospiesznie biegnie sie ubrac. Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale czekam. Okazuje sie, ze ucieszył ją widok turysty we wsi. Ponoc rzadko tu takowi zaglądają. Gdy sie dowiaduje, ze nie trafilam tu przypadkowo, tylko celowo w poszukiwaniu pałacyku, ktory wczesniej wyszperałam w internecie- to juz calkiem rozpływa sie z radosci. Opowiada nam rozne historie o pałacu, miedzy innymi co, kogo i kiedy tu straszyło. Opuszczam to miejsce z usmiechem na twarzy i takim sympatycznym ciepłem w srodku, ktore pojawia sie gdy czlowiek na swojej drodze spotka fajną istote.
Kolejnego pałacyku szukamy w Sieciejowie- i tu mamy kubeł zimnej wody na glowe. Widac suma dobra i zła musi sie rownowazyc Pałac nie jest ogrodzony, ale tez wyglada na zamieszkany. Stoją przed nim jakies samochody, wisi kartka o złych psach. Nie jest tez jakis zbyt ciekawy. Nie podchodzimy wiec blizej, robie zdjecie z drogi, przez okno, nawet nie wysiadajac z samochodu..
Nie przypada to do gustu jakiemus kolesiowi, ktory nagle wyskoczyl zza drzewa albo wyrósł spod ziemi. Biegnie w naszą strone drąc jape, ze mamy sie wynosic, ze nie wolno robic zdjec. Wyzwiska, grozby itp… Ciekawe, ze chyba wlasnie wsrod wlascicieli i dozorcow pałacow wystepuje najwiekszy odsetek ludzi agresywnych i bezinteresownie niemiłych. Zwykle tez sa tak zaślepieni wsciekłoscią i nienawiścią do nieznajomego, ze jakakolwiek proba rozmowy jest niemozliwa i nie ma najmniejszego sensu. Zwykle powtarzają jak mantre jeden argument: “to prywatne, nikomu nie wolno w ta strone nawet patrzec” a zrobienie zdjecia z publicznej drogi, mimo ze w pełni zgodne z prawem, zdaje sie byc takim pogwałceniem ich pozycji i autorytetu, ze żółć strzyka uszami. Odjezdzamy z duzym niesmakiem...
Dwa miejsca odwiedzone w ciagu tej samej godziny.. Tak samo utopione w sniegu i błocie bocznych, wiejskich drog. Pozornie podobne do siebie, a tak naprawde krancowo inne bo zamieszkane przez dobrą i zła energie…
Kolejna wioska na naszej trasie to Lipinki Łużyckie. Od dawna chcialam tu przyjechac, ale poki co jakos sie nie złozyło. Co mogło kogos skłaniac aby zawitac wlasnie tutaj? Z czego Lipinki Łużyckie sa sławne? Ono z tego, ze tutaj dopala sie styrta!!!!! Jak ktos nie zna: https://www.youtube.com/watch?v=StBTOpmUEjw
Głowna bohaterka filmiku ponoc po calej historii dostała od policji odszkodowanie 40 tys, ze udostepnili tajne nagranie. Jesli to prawda to rozni internetowi celebryci, youtuberzy, mogli by sie uczyc od starowinki kunsztu i fachu- jak zdobyc sobie popularnosc, wyswietlenia i zarabiac krocie na internetowej sławie!
Styrty nie znalezlismy ale wpadamy za to na niewielki dworek.
Jest tez drugi pałacyk, opuszczony, zruinowany, ale bardzo szczelnie poogradzany.
Nawet w dzisiejsza bezlistną pore roku ciezko jest zrobic jakies zdjecie…
W poblizu pasie sie, tzn. ryje w sniegu, stadko tłustych byczków.
Drogi przypominają dzis rzeki, przydałby sie ponton z lodołamaczem!
Zmierzamy dalej ku Żarom, jako ze jadąc tedy w czwartek cos fajnego wypatrzylismy. Tu śnieg sie konczy jak uciecie noża. Zime w tym roku widac zamówili tylko miedzy Lubskiem a Żarami!
cdn
Rzut oka na zapłotowany palacyk w Debrznicy. Chyba niezamieszkany, ale rozne rozrzucone sprzety swiadcza, ze jednak czasem ktos tu bywa i zajmuje sie tym miejscem. Kłódka tez dosyc nowa na bramie…
Koło Trzebiechowa zaglądamy do opuszczonego PGRu, folwarku, nie wiem jak to nazwac. Jest budynek mieszkalny typu barakowatego, jest ogromna stajnio-stodoła z pozostalosciami siana i nawozu. Wszystko odbija sie w ogromnym błotnym jeziorze, ktore jest wszedzie wokol.
A potem juz sie spieszymy. Promy pływają zwykle do zmroku. A ciemnieje z kazdą minutą. Gnamy wiec do Połęcka krętymi wyboistymi drogami, mając swiadomość, ze jak sie nie uda to czeka nas trasa przez Krosno Odrzanskie i nadrabianie chyba 60 km. Gdy docieramy prom płynie na przeciwległy brzeg. Wyglada, ze jest to jego ostatni kurs. Czekamy jednak. Moze po nas wroca? Wracają. Zaintrygowały ich nasze zamiejscowe blachy.
W Gubinie nocujemy w jednej z wielu kwater pracowniczych. Miejsce sympatyczne, z knajpą w tym samym budynku gdzie podają normalne obiadowe jedzenie a nie pizze, kebaby czy inne hotdogi. Jego wadą sa jedynie cienkie sciany. Slychac dokladnie o czym gadają Ukraincy spod dwojki, co słucha w telewizorze pan z naprzeciwka. Najciekawszy jest jednak koncert z konca korytarza, gdzie lokator zaprosił sobie chyba panią z agencji. Tak przynajmniej wynika z ich krótkich i zdawkowych rozmow- “płace wymagam”. Oglednie mowiac nie jest dla niej zbyt miły…
Hotelik w mrozny poranek.
Za Lubskiem zjezdzamy w boczne drogi- Golin, Jaryszów, Pietrzykow… I wpadamy nagle w inny swiat! Wszedzie pojawia sie snieg w ilosci duzo! Pola białe, drzewa przycukrzone, drogi zasypane! W Gubinie byly klimaty jesienne, tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Na skraju wsi Brzostowa odnajdujemy pałacyk. Jest zamieszkany przez kilka rodzin. Jakas babka dostrzega mnie z okna, woła zebym nie uciekła i pospiesznie biegnie sie ubrac. Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale czekam. Okazuje sie, ze ucieszył ją widok turysty we wsi. Ponoc rzadko tu takowi zaglądają. Gdy sie dowiaduje, ze nie trafilam tu przypadkowo, tylko celowo w poszukiwaniu pałacyku, ktory wczesniej wyszperałam w internecie- to juz calkiem rozpływa sie z radosci. Opowiada nam rozne historie o pałacu, miedzy innymi co, kogo i kiedy tu straszyło. Opuszczam to miejsce z usmiechem na twarzy i takim sympatycznym ciepłem w srodku, ktore pojawia sie gdy czlowiek na swojej drodze spotka fajną istote.
Kolejnego pałacyku szukamy w Sieciejowie- i tu mamy kubeł zimnej wody na glowe. Widac suma dobra i zła musi sie rownowazyc Pałac nie jest ogrodzony, ale tez wyglada na zamieszkany. Stoją przed nim jakies samochody, wisi kartka o złych psach. Nie jest tez jakis zbyt ciekawy. Nie podchodzimy wiec blizej, robie zdjecie z drogi, przez okno, nawet nie wysiadajac z samochodu..
Nie przypada to do gustu jakiemus kolesiowi, ktory nagle wyskoczyl zza drzewa albo wyrósł spod ziemi. Biegnie w naszą strone drąc jape, ze mamy sie wynosic, ze nie wolno robic zdjec. Wyzwiska, grozby itp… Ciekawe, ze chyba wlasnie wsrod wlascicieli i dozorcow pałacow wystepuje najwiekszy odsetek ludzi agresywnych i bezinteresownie niemiłych. Zwykle tez sa tak zaślepieni wsciekłoscią i nienawiścią do nieznajomego, ze jakakolwiek proba rozmowy jest niemozliwa i nie ma najmniejszego sensu. Zwykle powtarzają jak mantre jeden argument: “to prywatne, nikomu nie wolno w ta strone nawet patrzec” a zrobienie zdjecia z publicznej drogi, mimo ze w pełni zgodne z prawem, zdaje sie byc takim pogwałceniem ich pozycji i autorytetu, ze żółć strzyka uszami. Odjezdzamy z duzym niesmakiem...
Dwa miejsca odwiedzone w ciagu tej samej godziny.. Tak samo utopione w sniegu i błocie bocznych, wiejskich drog. Pozornie podobne do siebie, a tak naprawde krancowo inne bo zamieszkane przez dobrą i zła energie…
Kolejna wioska na naszej trasie to Lipinki Łużyckie. Od dawna chcialam tu przyjechac, ale poki co jakos sie nie złozyło. Co mogło kogos skłaniac aby zawitac wlasnie tutaj? Z czego Lipinki Łużyckie sa sławne? Ono z tego, ze tutaj dopala sie styrta!!!!! Jak ktos nie zna: https://www.youtube.com/watch?v=StBTOpmUEjw
Głowna bohaterka filmiku ponoc po calej historii dostała od policji odszkodowanie 40 tys, ze udostepnili tajne nagranie. Jesli to prawda to rozni internetowi celebryci, youtuberzy, mogli by sie uczyc od starowinki kunsztu i fachu- jak zdobyc sobie popularnosc, wyswietlenia i zarabiac krocie na internetowej sławie!
Styrty nie znalezlismy ale wpadamy za to na niewielki dworek.
Jest tez drugi pałacyk, opuszczony, zruinowany, ale bardzo szczelnie poogradzany.
Nawet w dzisiejsza bezlistną pore roku ciezko jest zrobic jakies zdjecie…
W poblizu pasie sie, tzn. ryje w sniegu, stadko tłustych byczków.
Drogi przypominają dzis rzeki, przydałby sie ponton z lodołamaczem!
Zmierzamy dalej ku Żarom, jako ze jadąc tedy w czwartek cos fajnego wypatrzylismy. Tu śnieg sie konczy jak uciecie noża. Zime w tym roku widac zamówili tylko miedzy Lubskiem a Żarami!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Widzisz jak pięknie się zrobiło.
Co do tego robienia zdjęć. Czytałem na fb Twoje pytanie i odpowiedzi. Tak mi przyszło do głowy. No to zachęcić pana do dzwonienia na Policję. Ciekawe co by zrobił...
Choć sam mam mieszane uczucie, nie lubię takich zdjęć robić.
Kiedyś w Sławkowie, w starym domu było fajne okno, brama, drzwi? Nie pamiętam, musiałbym do galerii zajrzeć, nie istotne, też za firanki, poleciały wyzwiska, żebym sobie szedł. Ot Polska!
Podobną sytuację miałem raz, gdy przejeżdżając rowerem obok prawdziwej rudery (nie uświadczy się takiej w powiecie bełchatowskim ani w relacjach buby), czyli totalny syf u miejscowego wsioka, którego posesja pasowałaby mi do hasła "Polska w ruinie". Zrobiłem chyba dwa zdjęcia (gdzieś na nich jest). Gdy ruszyłem dalej, to zaczął się buldoczyć i wyszedł na drogę, więc zawróciłem i spokorniał po wyjaśnieniach prawnych, w przeciwnym wypadku poznałby poza siłą argumentów także argumenty siły.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
(nie uświadczy się takiej w powiecie bełchatowskim ani w relacjach buby)
Nie moze byc! To brzmi jak wyzwanie! najwieksza rudera w Polsce a ja nie mam jej foty??? To skandal!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wiolcia pisze:Wiem, że zimy nie lubisz, ale te zimowe klimaty na Twoich zdjęciach najbardziej mi się podobają.
Te pocukrzone drzewa to byly nawet calkiem ladne tak wizualnie, takie cale oblepione - gorzej z mieszaniem nogami snieznej kaszy podczas chodzenia! Z zimowych klimatow to lubie trzy rzeczy- szron, szadz i sople!
Wiolcia pisze:Te hoteliki/kwatery pracownicze to wcześniej macie już zarezerwowane?
Tak. Dosyc ciezko jest w Polsce ostatnimi czasy znalezc przyjemny i niedrogi nocleg bez wczesniejszej rezerwacji.. Zanim znalazlam te trzy - to zadzwonilam chyba w 30 miejsc. O calej historii z rezerwacjami przed tym wyjazdem pisalam na poczatku relacji- bo bylo to dosc ciekawe doswiadczenie
"Znalezienie noclegow (ciepłych i niedrogich) na pograniczu Dolnego Slaska i lubuskiego nie nalezy do prostych. Dzwonie chyba w 40 miejsc i ciagle ta sama spiewka- nie ma wolnych miejsc. Kwatery zamieszkują albo pracownicy KGHMu, albo Ukraincy, a w miastach przygranicznych Polacy z innych regionow kraju, ktorzy sezonowo pracują po niemieckiej stronie a mieszkają tu bo taniej. Tzw. kwatery pracownicze sa wiec zabombione pod sufit i mozna skladac rezerwacje na kwiecien. Najciekawsze sa jednak moje rozmowy z kilkoma obiektami typu agroturystyka. Az zaluje, ze nie nagrałam tych dialogow, bo ich publikacja moglaby byc bardzo ciekawa. Nastepnym razem powaznie to rozwaze! Wydawaloby sie, ze obiekty oferujace usługi zwiazane z udzielaniem noclegow powinny do potencjalnego klienta podchodzic przyjaznie a przynajmniej z zachowaniem podstawowych zasad kultury. Mam natomiast wrazenie, ze kilka osob robi wielką łaske, ze odbiera telefon i zachowuje sie wręcz odpychajaco aby zniechecic. “Na jedna noc nie przyjmujemy, wybijcie to sobie z glowy raz na zawsze! Nikt nie bedzie po was sprzatał”, “Odbiło wam? Chyba trzeba byc pojeb*** zeby przyjezdzac w grudniu w lasy i jeziora”, “Na za tydzien? Prosze pani- u nas sie rezerwuje przynajmniej z rocznym wyprzedzeniem, biegusiem wpłaca zaliczke a i tak nie dla wszystkich starczy miejsc”, “Prosze mi nie przeszkadzac teraz, mam wlasnie kuriera”... Bardzo jestem ciekawa czy naprawde pol Polski marzy o tym i planuje całe swoje urlopy na dolnoslaskich i lubuskich wsiach buląc po 80-100 zl od osoby (bo z takimi cenami nieraz wyskakują) i to zmanierowało wlasciciceli takich obiektow? Czy moze mamy do czynienia z jakimis pralniami brudnych pieniedzy, gdzie zbłąkany turysta jest raczej problemem - bo akurat moze cos wywąchac?"
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
A ile za te hoteliki, w których się zatrzymujecie, chcą? Z tymi negatywnymi reakcjami to mnie zdziwiłaś - ludziom chyba dobrze się powodzi, skoro na jedną noc nie chce im się kogoś brać. Mnie ostatnio za drugim strzałem się udało na jedną noc nocleg znaleźć (w pierwszym wszystko zajęte), ale tanich pokoi nie było (Ukraińcy), zostały tylko droższe.
Tutaj ceny byly za osobe - Lubsko 40 zl, Gubin 50 zl, Chocianow 60 zl. Nic tanszego nie udalo sie znalezc... W rejonie fajny jest hotelik przy stadionie w Kożuchowie zwany "pawilon noclegowy" tam chyba chca 30 zl ale niestety na ten termin nie mieli zadnych wolnych miejsc... A szkoda bo w ogole strasznie lubie to miasteczko!
Ostatnio zmieniony 2017-12-16, 23:29 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wiolcia pisze:Z tymi negatywnymi reakcjami to mnie zdziwiłaś - ludziom chyba dobrze się powodzi, skoro na jedną noc nie chce im się kogoś brać
To ze nie chca brac na jedna noc to jedna sprawa acz ich wybor i zawsze moga powiedziec "nie mamy juz miejsc", "niestety nie" i tyle... Mnie najbardziej jednak zdziwiło jacy niektorzy byli agresywni i nieuprzejmi przez telefon, niektorzy to wrecz jakby jakiejs furii dostali ze ktos smial zadzwonic.. bardzo dziwne takie... Nastepnym razem chyba dam na glosnomowiacy i to jakos ponagrywam bo mix bylby naprawde zabawny!
Ostatnio zmieniony 2017-12-16, 23:33 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 36 gości