W ubiegłym roku mieliśmy być w Popradzkim, chodzić całkiem gdzie indziej, ale, że pobyt od stycznia podrożał znacznie (dla ciekawych wyszło nam 59 E za dwie osoby za dobę plus jedzenie), więc trzy dni przed wyjazdem szybki telefon do Miro, potem drugi do naszej pani w Smokowcu i możemy jechać, ( o wiele, wiele taniej ). Przyjeżdżamy pierwszego dnia późno, korki okrutne, jeszcze ubezpieczenie, jeszcze musimy zostawić samochód w pensjonacie i już późnym popołudniem rozpoczynamy marsz do Terinki, rezygnuję z pomysłu, by zabrać dużo wody ( na miejscu butelka 3.50E), ale i tak paraduję z reklamówką z Lidla, wolę to i lekki plecak, niż mojego Alpinusa 70l plus przyległosci.
Pierwszego dnia pobliski szczyt, już po raz trzeci, ale żona jeszcze nie była latem, a ja mam nadzieję po raz pierwszy coś zobaczyć z wierzchołka. Widoki nie rozczarowują:
Wchodząc na przełęcz dopiero teraz ciarki mi przechodzą po głowie i wyzywam się od kretynów, że żywcowaliśmy tam zimą po kiepskim podłożu, cóż, zimą ginie dobra ocena stromości stoku, dopiero latem to widać.
Po zejściu zaczynamy wejście na zwornik o tej samej, co szczyt nazwie, ale docieramy jedynie na przełęcz, zaczyna padać i schodzimy do schroniska. Ostatnie zdjęcie na grani robię znanej powszechnie igle:
Oczywiście jak tylko zeszliśmy, padać przestaje, więc wieczór przy piwku i opowieściach w schronisku
Następnego dnia kolejny ze szczytów, na którym mam nadzieję w końcu coś zobaczyć. Ku naszemu zdziwieniu łańcuch na przełęcz prowadzącą do szczytu poprowadzony jest inaczej, w dość gładkich płytach, dalej od żlebu i mniej przyjemnie. Jak się już weń wejdzie, trudno nawet ominąć kogoś, chyba lepiej w tłoczny dzień iść po starych skałach tuż obok żlebu, jeśli się nie chce czekać w zatorach. Na szczęście my wychodzimy raniutko i problemów nie ma. Wychodzimy na zwornik i króciutką granią na szczyt.
Kusi, by zejść granią na inną przełęcz w tym rejonie, ale plecaki zabrane ze schroniska ze wszystkimi rzeczami ciut za ciężkie, więc schodzimy do pięknej doliny, gdzie robię kolejną panoramę
i omijając schronisko i tłumy turystów udajemy się z powrotem do Smokowca
Kwaterujemy w pensjonacie (penzion Sibir) i miła niespodzianka, po pierwsze taniej, po drugie w ramach pobytu mamy elektrickę gratis, mogę bez wahania polecić.
Kolejny dzień - odpoczynek (miał być, ale wyszło, jak wyszło - spacer pieszo do Popradu przez Wielki Sławków, Matejowce i Spiską Sobotę). Na szczęście wracamy kolejką.
Bardzo poznawcza i ciekawa wycieczka
Kolejny dzień to, jak się okazuje, mordercza, 15 godzinna trasa. Wyruszamy ze Smokowca do ładnej, ale obdarzonej ohydnym hotelem doliny, wkrótce skręcamy ze ścieżki i kierujemy się ku widocznej na zdjęciu przełęczy:
Po wejściu na przełęcz wchodzimy na pobliski szczyt:
a następnie schodzimy potwornie osuwistym i pieruńsko długim żlebem do cudownej doliny, tak wygląda jej górne piętro:
, a tak dolne:
Następnie wchodzimy na kolejną, słynną przełęcz i siedząc tuz poniżej i odpoczywając, podziwiamy szczyt, z którego niedawno zleźliśmy:
oraz 600 metrowy żleb, w którym jechało wszystko równo, a po bokach nie było żadnych skał, jako alternatywy. Schodziliśmy ponad 2 godziny, z przygodami (u Paryskiego godzinka)
Z przełęczy widzimy koleją dolinę i kolejną przełęcz do zdobycia:
Z dna doliny oglądamy nasz cel:
oraz przebytą Przełęcz:
W trakcie wspinania się na kolejną, juz trzecią tego dnia, Przełęcz spotyka nas dziwna przygoda, w załupie, na którą musimy się wspiąć, stoi koza, mówię "przepraszam" , odsuwa się na 5 metrów i możemy wejść w ściankę:
Z tej ostatniej już tego dnia przełęczy kapitalnie wyglądają niektóre szczyty, n.p.
Jesteśmy trochę poturbowani po tej trasie, więc dzień odpoczynku i kolejna nie za długa - nietrudny szczyt usadowiony w sercu tej samej doliny, którą musnęliśmy dwa dni wcześniej
Widok ze szczytu:
Spoglądam na piarżysko, gdzie ewentualnie mieliśmy wejść, by przejść znaną granią o pokrewnej nazwie, co szczyt, na którym jesteśmy, i czuję, że zwyczajnie mi się nie chce,
Schodzimy nieco niżej i przez 3 godziny obserwujemy łojantów robiących Orolina na turni omenomen o nazwie znów takiej, jak szczyt, na którym byliśmy:
Ciekawie wyglądają stąd Rysy:
kolejny dzień to jeżdżenie elektricką, ( wszak mamy darmo), na stacji w Strbie niesamowite muzeum, w tym roku mieszkając 50 metrów od stacji zwiedziliśmy je dogłębniej, polecam przy okazji zobaczć
Ostatni dzień to wyprawa na szczyt, skąd spodziewam się zrobić piękną panoramę, teoretycznie piękna i widokowa wycieczka, a w praktyce widoków nie ma, wszystko zamglone, droga jest jakaś nieciekawa, a jedynymi spotkanymi "turystami" były całe wycieczki Cyganów zbierające jagody i grzyby.
Dobrze, ze chociaż kozy jak zwykle nie zawiodły:
To i ja sobie rzucę retrospekcję z ubiegłego roku
To i ja sobie rzucę retrospekcję z ubiegłego roku
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez dagomar, łącznie zmieniany 2 razy.
luknij na moje panoramy i galerie
Bardzo fajnie się czytało i oglądało. Tym bardziej, że nie napisałeś wprost, co zwiedziłeś, więc musiałem się troszkę skupić. Jak się okazało, nie było to zbyt trudne, żeby odgadnąć miejsca Twoich wycieczek. W sumie to nie wiem, co mi się najbardziej spodobało, chyba przejście przełęczami wokół pewnego masywu i szczyt na Ś.
dagomar pisze:sokół pisze:szczyt na Ś.
?
Na Słowacji prawie każdy to ścit "štít"
dagomar pisze:Dobrze, ze chociaż kozy jak zwykle nie zawiodły
No to fakt, fajnie Ci wyszły...
dagomar pisze:ale i tak paraduję z reklamówką z Lidla,
Uważaj, żebyś gwiazdą internetu nie został.
A tak poza tym to zacny urlop.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości