22-27.08.2017 Neskove StoLove
PIĄTEK, 25.08.2017
Teoretycznie w czwartek miałam wracać do domu, aby w piątek pojawić się w pracy, ale zadzwoniłam do szkoły, wybadałam sytuację, przekalkulowałam wszystko i postanowiłam zostać do niedzieli. Ubrań spakowałam wprawdzie trochę za mało, a zwykle byłam zbyt zmęczona, żeby prać, ale ostatecznie sobie jakoś z tym poradziłam.
W piątek częściowo powielałam trasę, ale czekało na mnie również "nowe". Poza tym ostatnio robiłam tę trasę w barwach jesiennych, a tym razem byliśmy w lecie. Zaczęliśmy tam, gdzie kiedyś z Pudlem skończyliśmy czyli w Slavnym. Kierowcy zaparkowali samochody i zapłacili za parking, a my byliśmy już zwarci i gotowi do drogi. Łąki stoją, jak stały...
Coś tu stoi, ale to nie żabkowóz! Zmartwiła mnie ta sytuacja, ponieważ się go tu spodziewałam. Dodatkowo przeczytałam na "Sudetach z plecakiem", że huśtawki na Korunie może nie być?!
Praca wre, a my się urlopujemy - taki los
Ruszyliśmy asfaltową, a później ubitą szutrową drogą ku skalnemu zoo.
W międzyczasie sceneria zmieniła się z pól i łąk na drogę leśną.
Dosyć szybko dotarliśmy do miejsca, gdzie odbijało się do zwierzątek. Zrobiliśmy chwilowy postój przy wiacie, po czym ruszyliśmy w kierunku wiewiórek, kotków, żółwi i innych cudów.
...a także skałek nienazwanych, choć pewnie można by się w każdej czegoś dopatrzeć.
W pewnym momencie udało mi się nawet rzucić swój kijek w otchłań, bo gdzieś JA go mogłam położyć, jeśli nie w szparze, którą przeleciał, spadając kilkadziesiąt metrów w dół. Już miałam po niego schodzić, gdy okazało się, że jakaś czeska dziewczynka pobiegła po niego, więc poczekałam na nią, a jedna z towarzyszek podróży uratowała mnie cukierkami, które dałam małej w podziękowaniu. Po odzyskaniu kijka ruszyliśmy dalej
Po przejściu żółtego szlaku znów zrobiliśmy przerwę, żeby skompletować załogę, po czym ruszyliśmy zielonym w dalszą trasę. Z niego odbiliśmy na szlak wiodący na Korunę - ja z niecierpliwością, gdyż chciałam się dowiedzieć, czy jest tam moja huśtawka!
Po drodze wskoczyliśmy na krótką chwilę na punkt widokowy znajdujący się tuż przy szlaku.
I do huśtawki!
Okazało się, że na szczęście wszystko stoi jak stało. Huśtawka jest, wszystko jest w porządku. Oczywiście zaatakowałam huśtawkę, ale później ustąpiłam NA CHWILKĘ miejsca innym, żeby wrócić na nią z powrotem. Tutaj zrobiliśmy więc dosyć długą przerwę, choćby po to, żebym mogła wyhuśtać się do woli. Inni mogli np. podziwiać widoki
Stąd ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w kierunku Kamennej Brany
To też punkt, który widziałam, ale który jednocześnie jest urzekający - nie przeszkadza mi absolutnie, że jestem w którymś miejscu drugi, trzeci, piąty bądź dziesiąty raz...
Teraz pozostało wrócić prawie do punktu wyjścia...
..i udało się!
Postanowiliśmy iść dalej czerwonym szlakiem w kierunku schroniska Hvezda.
A żabkowóz był! Pilnowały go byczki!
Idąc czerwonym szlakiem już na początku odbiliśmy na Kamenné Hřiby. Stąd było widać różne skałki, choć w większości przysłonięte przez wysokie drzewa.
Później jednak wróciliśmy z powrotem na "właściwy szlak".
Nie potrwało to jednak długo, ponieważ Vlado wywabił nas na szlak żółty, na Ovčín. Ja jednak nie odważyłam się wyjść na skałę, która wyglądała mimo wszystko przerażająco - długa pionowa ściana. Popatrzyłam tylko przez nią jak przez balustradę na widoki i na tym skończyłam
Inni śmiałkowie wyszli na nią, ale znając życie ja pewnie byłabym tą, która by spadła Wróciliśmy do czerwonego szlaku...
Tutaj szliśmy w przewadze lasem. Czasem tylko przebijały się jakieś widoki.
Kolejnym punktem widokowym było Supí hnízdo, czyli skałka, na której można wyjść po schodkach.
Nie zabawiłam tu jednak długo, ponieważ były miliony latających mrówek, więc tylko rzuciłam okiem na widoki i zeszłam na dół.
Z tego miejsca ruszyliśmy dalej do tego, co urzekło mnie najbardziej!
...a było to Skalní divadlo. Szczęka mi opadła!
Nie jestem pewna, czy zdjęcie oddaje to, co widzieliśmy na żywo, ale te skały wyglądają znakomicie, wystające spomiędzy drzew!
Stąd ruszyliśmy dalej w kierunku Hvezdy.
Wyglądała na zamkniętą, ale okazało się, że tak nie jest, więc przycupnęliśmy tam na chwilę...
I doszliśmy tam do wniosku, że nie ma sensu schodzić na dół w ciemnościach jeszcze dłuższy czas, więc nasza pani kierowca przyjechała po nas pod schronisko
Razem jeszcze skoczyłyśmy na Skalni divadlo, mijając po drodze kolejną kicię
Wskoczyłyśmy też na Supi hnizdo, ale słońce już zaszło za górami i chmurami
...i razem ruszyliśmy w drogę do Pasterki.
Teoretycznie w czwartek miałam wracać do domu, aby w piątek pojawić się w pracy, ale zadzwoniłam do szkoły, wybadałam sytuację, przekalkulowałam wszystko i postanowiłam zostać do niedzieli. Ubrań spakowałam wprawdzie trochę za mało, a zwykle byłam zbyt zmęczona, żeby prać, ale ostatecznie sobie jakoś z tym poradziłam.
W piątek częściowo powielałam trasę, ale czekało na mnie również "nowe". Poza tym ostatnio robiłam tę trasę w barwach jesiennych, a tym razem byliśmy w lecie. Zaczęliśmy tam, gdzie kiedyś z Pudlem skończyliśmy czyli w Slavnym. Kierowcy zaparkowali samochody i zapłacili za parking, a my byliśmy już zwarci i gotowi do drogi. Łąki stoją, jak stały...
Coś tu stoi, ale to nie żabkowóz! Zmartwiła mnie ta sytuacja, ponieważ się go tu spodziewałam. Dodatkowo przeczytałam na "Sudetach z plecakiem", że huśtawki na Korunie może nie być?!
Praca wre, a my się urlopujemy - taki los
Ruszyliśmy asfaltową, a później ubitą szutrową drogą ku skalnemu zoo.
W międzyczasie sceneria zmieniła się z pól i łąk na drogę leśną.
Dosyć szybko dotarliśmy do miejsca, gdzie odbijało się do zwierzątek. Zrobiliśmy chwilowy postój przy wiacie, po czym ruszyliśmy w kierunku wiewiórek, kotków, żółwi i innych cudów.
...a także skałek nienazwanych, choć pewnie można by się w każdej czegoś dopatrzeć.
W pewnym momencie udało mi się nawet rzucić swój kijek w otchłań, bo gdzieś JA go mogłam położyć, jeśli nie w szparze, którą przeleciał, spadając kilkadziesiąt metrów w dół. Już miałam po niego schodzić, gdy okazało się, że jakaś czeska dziewczynka pobiegła po niego, więc poczekałam na nią, a jedna z towarzyszek podróży uratowała mnie cukierkami, które dałam małej w podziękowaniu. Po odzyskaniu kijka ruszyliśmy dalej
Po przejściu żółtego szlaku znów zrobiliśmy przerwę, żeby skompletować załogę, po czym ruszyliśmy zielonym w dalszą trasę. Z niego odbiliśmy na szlak wiodący na Korunę - ja z niecierpliwością, gdyż chciałam się dowiedzieć, czy jest tam moja huśtawka!
Po drodze wskoczyliśmy na krótką chwilę na punkt widokowy znajdujący się tuż przy szlaku.
I do huśtawki!
Okazało się, że na szczęście wszystko stoi jak stało. Huśtawka jest, wszystko jest w porządku. Oczywiście zaatakowałam huśtawkę, ale później ustąpiłam NA CHWILKĘ miejsca innym, żeby wrócić na nią z powrotem. Tutaj zrobiliśmy więc dosyć długą przerwę, choćby po to, żebym mogła wyhuśtać się do woli. Inni mogli np. podziwiać widoki
Stąd ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem w kierunku Kamennej Brany
To też punkt, który widziałam, ale który jednocześnie jest urzekający - nie przeszkadza mi absolutnie, że jestem w którymś miejscu drugi, trzeci, piąty bądź dziesiąty raz...
Teraz pozostało wrócić prawie do punktu wyjścia...
..i udało się!
Postanowiliśmy iść dalej czerwonym szlakiem w kierunku schroniska Hvezda.
A żabkowóz był! Pilnowały go byczki!
Idąc czerwonym szlakiem już na początku odbiliśmy na Kamenné Hřiby. Stąd było widać różne skałki, choć w większości przysłonięte przez wysokie drzewa.
Później jednak wróciliśmy z powrotem na "właściwy szlak".
Nie potrwało to jednak długo, ponieważ Vlado wywabił nas na szlak żółty, na Ovčín. Ja jednak nie odważyłam się wyjść na skałę, która wyglądała mimo wszystko przerażająco - długa pionowa ściana. Popatrzyłam tylko przez nią jak przez balustradę na widoki i na tym skończyłam
Inni śmiałkowie wyszli na nią, ale znając życie ja pewnie byłabym tą, która by spadła Wróciliśmy do czerwonego szlaku...
Tutaj szliśmy w przewadze lasem. Czasem tylko przebijały się jakieś widoki.
Kolejnym punktem widokowym było Supí hnízdo, czyli skałka, na której można wyjść po schodkach.
Nie zabawiłam tu jednak długo, ponieważ były miliony latających mrówek, więc tylko rzuciłam okiem na widoki i zeszłam na dół.
Z tego miejsca ruszyliśmy dalej do tego, co urzekło mnie najbardziej!
...a było to Skalní divadlo. Szczęka mi opadła!
Nie jestem pewna, czy zdjęcie oddaje to, co widzieliśmy na żywo, ale te skały wyglądają znakomicie, wystające spomiędzy drzew!
Stąd ruszyliśmy dalej w kierunku Hvezdy.
Wyglądała na zamkniętą, ale okazało się, że tak nie jest, więc przycupnęliśmy tam na chwilę...
I doszliśmy tam do wniosku, że nie ma sensu schodzić na dół w ciemnościach jeszcze dłuższy czas, więc nasza pani kierowca przyjechała po nas pod schronisko
Razem jeszcze skoczyłyśmy na Skalni divadlo, mijając po drodze kolejną kicię
Wskoczyłyśmy też na Supi hnizdo, ale słońce już zaszło za górami i chmurami
...i razem ruszyliśmy w drogę do Pasterki.
Ostatnio zmieniony 2017-10-02, 17:52 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
SOBOTA 26.08.2017
W sobotę kontynuowaliśmy czeskie spacery. Tym razem już ominęliśmy Broumovské stěny i poszliśmy w klasyk, czyli Adršpašsko-teplické skály. Zrobiliśmy je na dwie rundy. Najpierw dojechaliśmy do miejscowości Teplice nad Metují, by przejść niebieskim szlakiem.
Niestety musieliśmy zapłacić za każde wejście osobno, choć da się iść łącznikiem, ale zrobiliśmy to dla wygody i po to, aby przejść wszystko, co nas interesowało
Pogoda znów dopisywała, przynajmniej na początku.
Później juz bywało różnie, ale śmigaliśmy, podziwiając otaczające nas skały.
Niektóre nazwy musiałabym sobie zapewne przypominać, ale to był bodajże koński łeb.
Głowa psa...
A to chyba był jakiś Indianin.
Była też mała jaskinia, ale nie weszłam po tych schodach - jeszcze bym się przyklinowała ;p
Ogólnie skalne miasto bardzo przyjemne.
Wąskie przejścia, drzwi i inne atrakcje.
Nie brakowało także wspinaczy.
I ciemnych chmur, z których w końcu popadało...
Nie zepsuło to jednak uroku tego miejsca. Nie przewracaliśmy się też na ludziach, więc nie było tragedii - spodziewałam się, że może być ich więcej.
Udało mi się też jakimś cudem pokonać tych kilkaset schodów, aby wyjść na platformę widokową.
Lekko nie ma, ale jakoś to przeżyłam - wciąż wolę schodzić ;p
Dotarłszy z powrotem na parking zrobiliśmy krótki postój.
...i podjechaliśmy od innej strony, czyli Adršpachu, by przejść tym razem zielonym szlakiem. Tutaj zakup biletu był mniej wygodny, bo jeżeli nie miało się koron czeskich (a oczywiście zapomniałam je wziąć w domu, a w kantorze na dworcu wrocławskim ich nie było ;p), trzeba było udać się do sklepiku w celu zakupu biletu. W końcu jednak całą ekipą ruszyliśmy.
Pogoda znów szła ku lepszemu.
Jako że niedawno padało, a było ciepło, pojawiła się para.
Mając jeszcze inne plany, nie zatrzymywaliśmy się na długo, lecz ruszyliśmy w drogę.
Światło wpadało w szczeliny Od razu robi się lepiej, gdy zaświeci słońce!
Skały lepiej wyglądają, jak niebo nie jest pochmurne... Życie jest piękniejsze ;p...
Podeszliśmy do Małego Wodospadu...
Do dużego też, ale był nieczynny... Mała panorama.
I promienie słońca wdzierające się między skały.
A to bodajże Kochankowie, o ile dobrze pamiętam...
I coś, co chyba najbardziej mnie urzekło, czyli smugi światła, wpadające do skalnego miasta;)
No tak, miałam zachwycać się skałami
Duża panorama...
I wspinacze!
W końcu dotarliśmy do punktu wyjścia.
Stąd jeszcze podjechaliśmy w okolice Ostasza, licząc na zachód słońca. Tam mogliśmy obejrzeć kolejne ciekawe formacje skalne.
Tegoż przerażającego stwora!
I inne, mniej przerażające skały.
Nie zabrakło również wspinaczy
Dzień chylił się ku końcowi, a ja oczywiście nie zdążyłam na zachód słońca, wlekąc się gdzieś z tyłu
Usłyszałam więc tylko, że spóźniłam się o jakąś minutę...
Zeszliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu.
W niedzielę również wyruszliśmy na trasę, ale były trzy różne wersje. Ja obrałam tę najkrótszą, gdyż zdecydowałam się wracać do domu za dnia. Nie zrobiłam zbyt wielu zdjęć, toteż nie będę tutaj wrzucać. Krążyliśmy Mieroszowskimi Ścianami. Ja zrobiłam tylko krótki odcinek z Golińska do przejścia granicznego Zdoňov / Łączna i wraz z kilkoma panami ruszyłam samochodem w stronę Wrocławia, gdzie zostałam dowieziona do dworca PKP. Dalej już tylko pociągiem do domu...
Zdjęcia:
22-23.08.17 StoLove po polsku, czyli Skały Puchacza, Błędne Skały i Szczeliniec
24.08.2017 W Muzeum Zabawek
24.08.17 Polami, lasami i wioskami na Grodziec
25-26. StoLove w wersji CZ, czyli Broumovské stěny i Adršpašskoteplické skály oraz Ostaš
W sobotę kontynuowaliśmy czeskie spacery. Tym razem już ominęliśmy Broumovské stěny i poszliśmy w klasyk, czyli Adršpašsko-teplické skály. Zrobiliśmy je na dwie rundy. Najpierw dojechaliśmy do miejscowości Teplice nad Metují, by przejść niebieskim szlakiem.
Niestety musieliśmy zapłacić za każde wejście osobno, choć da się iść łącznikiem, ale zrobiliśmy to dla wygody i po to, aby przejść wszystko, co nas interesowało
Pogoda znów dopisywała, przynajmniej na początku.
Później juz bywało różnie, ale śmigaliśmy, podziwiając otaczające nas skały.
Niektóre nazwy musiałabym sobie zapewne przypominać, ale to był bodajże koński łeb.
Głowa psa...
A to chyba był jakiś Indianin.
Była też mała jaskinia, ale nie weszłam po tych schodach - jeszcze bym się przyklinowała ;p
Ogólnie skalne miasto bardzo przyjemne.
Wąskie przejścia, drzwi i inne atrakcje.
Nie brakowało także wspinaczy.
I ciemnych chmur, z których w końcu popadało...
Nie zepsuło to jednak uroku tego miejsca. Nie przewracaliśmy się też na ludziach, więc nie było tragedii - spodziewałam się, że może być ich więcej.
Udało mi się też jakimś cudem pokonać tych kilkaset schodów, aby wyjść na platformę widokową.
Lekko nie ma, ale jakoś to przeżyłam - wciąż wolę schodzić ;p
Dotarłszy z powrotem na parking zrobiliśmy krótki postój.
...i podjechaliśmy od innej strony, czyli Adršpachu, by przejść tym razem zielonym szlakiem. Tutaj zakup biletu był mniej wygodny, bo jeżeli nie miało się koron czeskich (a oczywiście zapomniałam je wziąć w domu, a w kantorze na dworcu wrocławskim ich nie było ;p), trzeba było udać się do sklepiku w celu zakupu biletu. W końcu jednak całą ekipą ruszyliśmy.
Pogoda znów szła ku lepszemu.
Jako że niedawno padało, a było ciepło, pojawiła się para.
Mając jeszcze inne plany, nie zatrzymywaliśmy się na długo, lecz ruszyliśmy w drogę.
Światło wpadało w szczeliny Od razu robi się lepiej, gdy zaświeci słońce!
Skały lepiej wyglądają, jak niebo nie jest pochmurne... Życie jest piękniejsze ;p...
Podeszliśmy do Małego Wodospadu...
Do dużego też, ale był nieczynny... Mała panorama.
I promienie słońca wdzierające się między skały.
A to bodajże Kochankowie, o ile dobrze pamiętam...
I coś, co chyba najbardziej mnie urzekło, czyli smugi światła, wpadające do skalnego miasta;)
No tak, miałam zachwycać się skałami
Duża panorama...
I wspinacze!
W końcu dotarliśmy do punktu wyjścia.
Stąd jeszcze podjechaliśmy w okolice Ostasza, licząc na zachód słońca. Tam mogliśmy obejrzeć kolejne ciekawe formacje skalne.
Tegoż przerażającego stwora!
I inne, mniej przerażające skały.
Nie zabrakło również wspinaczy
Dzień chylił się ku końcowi, a ja oczywiście nie zdążyłam na zachód słońca, wlekąc się gdzieś z tyłu
Usłyszałam więc tylko, że spóźniłam się o jakąś minutę...
Zeszliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu.
W niedzielę również wyruszliśmy na trasę, ale były trzy różne wersje. Ja obrałam tę najkrótszą, gdyż zdecydowałam się wracać do domu za dnia. Nie zrobiłam zbyt wielu zdjęć, toteż nie będę tutaj wrzucać. Krążyliśmy Mieroszowskimi Ścianami. Ja zrobiłam tylko krótki odcinek z Golińska do przejścia granicznego Zdoňov / Łączna i wraz z kilkoma panami ruszyłam samochodem w stronę Wrocławia, gdzie zostałam dowieziona do dworca PKP. Dalej już tylko pociągiem do domu...
Zdjęcia:
22-23.08.17 StoLove po polsku, czyli Skały Puchacza, Błędne Skały i Szczeliniec
24.08.2017 W Muzeum Zabawek
24.08.17 Polami, lasami i wioskami na Grodziec
25-26. StoLove w wersji CZ, czyli Broumovské stěny i Adršpašskoteplické skály oraz Ostaš
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
laynn pisze:Piękne są te góry. I mnie tym bardziej szkoda, że w nie we wrześniu, nie dotarłem, córka się rozchorowała i trzeba było się z zaliczką pożegnać...
Super są, polecam Mój brat teraz się wybiera, ale nie zabiera mnie, paskudnik ;p
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 34 gości