Rowerowy Eurotrip 2017
Dzień 3 - 24.07.2017 - Przez Węgry w upale...
Kolejną noc podczas wyprawy spędzam już na Węgrzech. Jest pogodnie i przyjemnie ciepło. Chętnie pospałbym dłużej, ale nie pozwalają mi na to jeżdżące od świtu ciężarówki po polnej drodze tuż obok. Pogoda o poranku wyborna. Dość szybko robi się ciepło, aż za bardzo. Ulgę od upału dają silne boczne podmuchy wiatru. Wiatr jednocześnie utrudnia mi trochę jazdę.
Po lewej stronie towarzyszy mi widok Gór Zemplińskich.
Jazda jest trochę monotonna. Zatrzymuję się tylko by zjeść śniadanie czy też zrobić jakieś zdjęcie. W miejscowości Vizsoly jest stary nieczynny kamieniołom, a tuż obok niego żydowski kirkut.
W dali widoczna trzynastowieczna twierdza Boldogkőváralja(Szczęśliwy Kamień).
W koło widoki pól słoneczników i po niedawno wykoszonej pszenicy z balami słomy. Takie widoki bardzo lubię
Dość wcześnie docieram do południowych rubieży Gór Zemplińskich. Z daleka widoczna jest charakterystyczna sylwetka góry pochodzenia wulkanicznego Tokaj, a więc jestem już krainie słynącej z produkcji wybornych win. Za winem nie przepadam, ale stolicę regionu winiarskiego, którym jest miasto Tokaj chętnie odwiedzę
Ostatnie kilka kilometrów do miasta jadę po przyjemnej ścieżce rowerowej. Pierwsze co robię w Tokaju to dość spore zakupy(w szczególności płyny i nie o wino się rozchodzi).
Ze względu na walory przyrodnicze, architektoniczne i kulturalne oraz miejscowe tradycje winiarskie w 2002 tokajski region winiarski został umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Miasto leży u zbiegu Bodrogu i Cisy u podnóża szczytu o tej samej nazwie.
Miasto przyjemne w odbiorze, rynek ładny, a przy mim kościół serca Jezusa z początku XX wieku.
Przy przedsionku piwnic Rakoczego stoi fontanna Bachusa. Ponoć labirynt tutejszych podziemnych korytarzy sięga 1,5 km w głąb góry. Cały system piwnic ciągnący się po dzisiejszym centrum miasta liczy sobie kilkaset lat, w niektórych piwnicach przechowywano wina już w XV – XVI wieku.
Jeszcze w domu wyznaczając trasę aplikacja poprowadziła mnie na przeprawę promową w Tiszatardos. Niestety nie mam węgierskiej waluty, a kartą raczej za prom nie zapłacę Szukam więc alternatywy skoro nie chce mi się wracać do Tokaju gdzie jest najbliższy most Ten błąd nawigacyjny kosztuje mnie stratę trzech godzin bo jadę wzdłuż rzeki na zachód. Ciągle w krajobrazie dominuje szczy Tokaj no i pełno w koło plantacji tytoniowych.
Robi się coraz bardziej gorąco. Częstsze robię więc przerwy. Cisę udaje się pokonać w miejscowości Tiszadob. Znajduje się tam most pontonowy.
Później jazda staje się strasznie monotonna. Okolica zupełnie płaska bo przemierzam Wielką Nizinę Węgierską. W zasadzie przez trzy godziny same nudy. Około 17tej odwiedzam Hajdúdorog. Pogoda zaczyna się zmieniać.
Hajdúböszörmény to stolica Hajduków. Miasto znajduje się kilkanaście kilometrów na północ od Debreczyna. Zatrzymuję się na rynku. Jest ogromny. Sporo tu zieleni, kilka pomników i fontann. Niestety zaczyna siąpić delikatny deszczyk. Jak na razie nie jest on zbyt uciążliwy...
Po czterdziestu minutach docieram do Debreczyna drugiego pod względem wielkości miasta Węgier. Liczbą mieszkańców jest jednak aż ośmiokrotnie mniejszy od stolicy - Budapesztu
Nie zdążyłem dotrzeć do centrum bo właśnie łapie mnie potężna nawałnica. Przeszło godzinę siedzę pod dachem jakiejś galerii handlowej. Na drogach tyle wody, że nie widać torowisk tramwajowych. Jazda rowerem w takich warunkach to gwarantowana kontuzja.
O 21szej uspokaja się na tyle, że mogę zajrzeć choć na moment do centrum. Deszcz jednak ciągle pada i na głównym placu w mieście pustki, tylko czasami przemknie tramwaj. W północnej części placu stoi symbol miasta - Wielki Kościół Ewangelicki.
https://3.bp.blogspot.com/-xdHt6n1Qn74/ ... C_3915.JPG
Jest też kilka fontann. Pewnie ładnie wyglądają podświetlone nocą, ale aktualnie wszystko wyłączone.
Zrobiło się już naprawdę późno. Powoli trzeba myśleć o szukaniu miejscówki na biwak. Wiem, że będzie z tym problem bo ciągle pada deszcz. Jadę kilka kilometrów za miasto. Droga zawalona konarami drzew po niedawnej nawałnicy. Miejscami cała jezdnia pod wodą. Decyduję się rozwiesić płachtę biwakową w lesie, a pod nią hamak....
Statystyki dzień 3
Galeria ze zdjęciami pod adresem: https://photos.app.goo.gl/1oPXXVJOaZsrVOZV2
cdn
Kolejną noc podczas wyprawy spędzam już na Węgrzech. Jest pogodnie i przyjemnie ciepło. Chętnie pospałbym dłużej, ale nie pozwalają mi na to jeżdżące od świtu ciężarówki po polnej drodze tuż obok. Pogoda o poranku wyborna. Dość szybko robi się ciepło, aż za bardzo. Ulgę od upału dają silne boczne podmuchy wiatru. Wiatr jednocześnie utrudnia mi trochę jazdę.
Po lewej stronie towarzyszy mi widok Gór Zemplińskich.
Jazda jest trochę monotonna. Zatrzymuję się tylko by zjeść śniadanie czy też zrobić jakieś zdjęcie. W miejscowości Vizsoly jest stary nieczynny kamieniołom, a tuż obok niego żydowski kirkut.
W dali widoczna trzynastowieczna twierdza Boldogkőváralja(Szczęśliwy Kamień).
W koło widoki pól słoneczników i po niedawno wykoszonej pszenicy z balami słomy. Takie widoki bardzo lubię
Dość wcześnie docieram do południowych rubieży Gór Zemplińskich. Z daleka widoczna jest charakterystyczna sylwetka góry pochodzenia wulkanicznego Tokaj, a więc jestem już krainie słynącej z produkcji wybornych win. Za winem nie przepadam, ale stolicę regionu winiarskiego, którym jest miasto Tokaj chętnie odwiedzę
Ostatnie kilka kilometrów do miasta jadę po przyjemnej ścieżce rowerowej. Pierwsze co robię w Tokaju to dość spore zakupy(w szczególności płyny i nie o wino się rozchodzi).
Ze względu na walory przyrodnicze, architektoniczne i kulturalne oraz miejscowe tradycje winiarskie w 2002 tokajski region winiarski został umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Miasto leży u zbiegu Bodrogu i Cisy u podnóża szczytu o tej samej nazwie.
Miasto przyjemne w odbiorze, rynek ładny, a przy mim kościół serca Jezusa z początku XX wieku.
Przy przedsionku piwnic Rakoczego stoi fontanna Bachusa. Ponoć labirynt tutejszych podziemnych korytarzy sięga 1,5 km w głąb góry. Cały system piwnic ciągnący się po dzisiejszym centrum miasta liczy sobie kilkaset lat, w niektórych piwnicach przechowywano wina już w XV – XVI wieku.
Jeszcze w domu wyznaczając trasę aplikacja poprowadziła mnie na przeprawę promową w Tiszatardos. Niestety nie mam węgierskiej waluty, a kartą raczej za prom nie zapłacę Szukam więc alternatywy skoro nie chce mi się wracać do Tokaju gdzie jest najbliższy most Ten błąd nawigacyjny kosztuje mnie stratę trzech godzin bo jadę wzdłuż rzeki na zachód. Ciągle w krajobrazie dominuje szczy Tokaj no i pełno w koło plantacji tytoniowych.
Robi się coraz bardziej gorąco. Częstsze robię więc przerwy. Cisę udaje się pokonać w miejscowości Tiszadob. Znajduje się tam most pontonowy.
Później jazda staje się strasznie monotonna. Okolica zupełnie płaska bo przemierzam Wielką Nizinę Węgierską. W zasadzie przez trzy godziny same nudy. Około 17tej odwiedzam Hajdúdorog. Pogoda zaczyna się zmieniać.
Hajdúböszörmény to stolica Hajduków. Miasto znajduje się kilkanaście kilometrów na północ od Debreczyna. Zatrzymuję się na rynku. Jest ogromny. Sporo tu zieleni, kilka pomników i fontann. Niestety zaczyna siąpić delikatny deszczyk. Jak na razie nie jest on zbyt uciążliwy...
Po czterdziestu minutach docieram do Debreczyna drugiego pod względem wielkości miasta Węgier. Liczbą mieszkańców jest jednak aż ośmiokrotnie mniejszy od stolicy - Budapesztu
Nie zdążyłem dotrzeć do centrum bo właśnie łapie mnie potężna nawałnica. Przeszło godzinę siedzę pod dachem jakiejś galerii handlowej. Na drogach tyle wody, że nie widać torowisk tramwajowych. Jazda rowerem w takich warunkach to gwarantowana kontuzja.
O 21szej uspokaja się na tyle, że mogę zajrzeć choć na moment do centrum. Deszcz jednak ciągle pada i na głównym placu w mieście pustki, tylko czasami przemknie tramwaj. W północnej części placu stoi symbol miasta - Wielki Kościół Ewangelicki.
https://3.bp.blogspot.com/-xdHt6n1Qn74/ ... C_3915.JPG
Jest też kilka fontann. Pewnie ładnie wyglądają podświetlone nocą, ale aktualnie wszystko wyłączone.
Zrobiło się już naprawdę późno. Powoli trzeba myśleć o szukaniu miejscówki na biwak. Wiem, że będzie z tym problem bo ciągle pada deszcz. Jadę kilka kilometrów za miasto. Droga zawalona konarami drzew po niedawnej nawałnicy. Miejscami cała jezdnia pod wodą. Decyduję się rozwiesić płachtę biwakową w lesie, a pod nią hamak....
Statystyki dzień 3
Galeria ze zdjęciami pod adresem: https://photos.app.goo.gl/1oPXXVJOaZsrVOZV2
cdn
Dzień 4 - 25.07.2017 - Witamy w Rumunii !
Rozwieszenie płachty biwakowej było dobrym posunięciem. Deszcz pada przez całą noc. Pada też z rana tak do dziewiątej następnego dnia. Nie mam zamiaru moknąć, więc leżę w hamaku opisując w notesie miniony dzień. W końcu przychodzi jednak pora ruszyć tyłek i zbierać się do dalszej drogi.
Do granicy z Rumunią pozostało mi kilkadziesiąt kilometrów. Przemierzane okolice są mało ciekawe. Pogoda odrobinę się poprawiła i przez moment nawet wyszło zza chmur słońce. Ostatnie kilka kilometrów do granicy jadę po ścieżce rowerowej. Okolica samego przejścia granicznego strasznie zaśmiecona. Nie zrobiło to na mnie dobrego wrażenia i pewnie na nikim by nie zrobiło.
Pierwszy sklep po rumuńskiej stronie i pierwsze dzisiaj zakupy. Dość spore bo skończyły mi się wszystkie zapasy
Po dziesięciu kilometrach docieram na przedmieścia Oradei. Miasto znajduje się w top 10 rumuńskich miast pod względem wielkości. Słynie z ogromnej ilości świątyń, który jest tu około setki oraz z niebanalnej zabudowy starówki. Architektura Oradei jest mieszanką między budowlami ery socjalistycznej oraz barokową i secesyjną architekturą z czasów monarchii austro-węgierskiej.
Na początek podjeżdżam pod pałac biskupi. Tuż obok barokowa katedra Wniebowzięcia NMP. Pałac wraz z katedrą uważany jest za największy zespół w stylu barokowym w Rumunii.
Niestety i dziś zaczyna padać deszcz. Następuje to zdecydowanie wcześniej jak w poprzednich dniach. I właśnie w padającym deszczu jadę zatłoczonymi ulicami na plac Unirii. Jako pierwszy rzuca się w oczy stojący pośrodku kościół św.Władysława, wybudowany w latach 1720-1733. Naprzeciw kościoła stoi budynek ratusza miejskiego, wybudowany w 1903 r.
Przed siedzibą grekokatolickiego episkopatu stoi pomnik Michała Walecznego (Mihai Viteazul). To właśnie Michał jako pierwszy zjednoczył Mołdawię, Wołoszczyznę i Transylwanię - czyli większość ziem składających się obecnie na państwo rumuńskie.
Mijam też nową synagogę. Obok starej też przejeżdżałem, ale cały teren w jej najbliższej okolicy kompletnie rozkopany i nie sposób było wykonać sensowne zdjęcie.
Odwiedzam jeszcze na moment park "1 Grudnia".
Padający ciągle deszcz powoduje, że człowiekowi odechciewa się wszystkiego, jednak powoli jadę przed siebie. Wybieram krajową jedynkę. W padającym deszczu i przy masakrycznie dużym natężeniu ruchu(szczególnie tirów) to nie był najlepszy wybór trasy. Podążam doliną wzdłuż rzeki Szybki Keresz(Crişul Repede). Po dwóch godzinach zmieniam główną trasę na jakieś podrzędne drogi wiodące po zadupiach. Znacznie mniejszy stres no i jest zdecydowanie ciekawiej.
Przejeżdżam przez kilka niewielkich miejscowości. Można tam poczuć wiejski klimat...
Od zachodu goni mnie burza. W ostatnim momencie chowam się pod jakimś niewielkim sklepem rumuńskiej sieci handlowej. Leje na całego, więc robię spokojne zakupy i spokojne przeczekuję ulewę konsumując tabliczkę czekolady. Jest sieć wifi, więc mogę poczytać w necie co tam słychać w świecie Po przeciwnej stronie jezdni mała zadyma. Garstka romskich dzieciaków obrzucała czymś samochód policyjny. Dwóję z nich złapali, a gówniarze jak gdyby nigdy nic rżną głupa. Nie wiem jaki był finał tej sprawy bo deszcz ustał i zbieram się do dalszej drogi...
W Aleșd wjeżdżam ponownie na krajówkę z myślą o tym by trochę podgonić kilometrów. To był nawigacyjny błąd. Okazuje się, że muszę pokonać konkretny podjazd przy bardzo dużym ruchu na drodze. Powinienem pozostać na tych podrzędnych drogach bo dystans wyszedłby mi bardzo podobny, a nie musiałbym się wspinać na przełęcz. Jest za to dobra wiadomość... Przestało padać, a od zachodu idą rozpogodzenia !
Na przełęczy szybkie piwo i kilkuminutowy szybki zjazd do miejscowości Bucea.
Początkowo miałem nadzieję dotrzeć w okolice Kluż-Napoka(Cluj-Napoca) i nawet był moment, że dość szybko ubywało kilometrów na słupkach przy drodze. Jednak też dość szybko zapada zmrok.
Po zapadnięciu zmroku odchodzi mi ochota do dalszej jazdy i postanawiam zatrzymać się na noc w okolicy miasta Huedin mimo małej ilości przejechanych kilometrów...
Statystyki dzień 4
Cała Galeria: https://photos.app.goo.gl/Pa6XNTcuqREXKP602
cdn
Rozwieszenie płachty biwakowej było dobrym posunięciem. Deszcz pada przez całą noc. Pada też z rana tak do dziewiątej następnego dnia. Nie mam zamiaru moknąć, więc leżę w hamaku opisując w notesie miniony dzień. W końcu przychodzi jednak pora ruszyć tyłek i zbierać się do dalszej drogi.
Do granicy z Rumunią pozostało mi kilkadziesiąt kilometrów. Przemierzane okolice są mało ciekawe. Pogoda odrobinę się poprawiła i przez moment nawet wyszło zza chmur słońce. Ostatnie kilka kilometrów do granicy jadę po ścieżce rowerowej. Okolica samego przejścia granicznego strasznie zaśmiecona. Nie zrobiło to na mnie dobrego wrażenia i pewnie na nikim by nie zrobiło.
Pierwszy sklep po rumuńskiej stronie i pierwsze dzisiaj zakupy. Dość spore bo skończyły mi się wszystkie zapasy
Po dziesięciu kilometrach docieram na przedmieścia Oradei. Miasto znajduje się w top 10 rumuńskich miast pod względem wielkości. Słynie z ogromnej ilości świątyń, który jest tu około setki oraz z niebanalnej zabudowy starówki. Architektura Oradei jest mieszanką między budowlami ery socjalistycznej oraz barokową i secesyjną architekturą z czasów monarchii austro-węgierskiej.
Na początek podjeżdżam pod pałac biskupi. Tuż obok barokowa katedra Wniebowzięcia NMP. Pałac wraz z katedrą uważany jest za największy zespół w stylu barokowym w Rumunii.
Niestety i dziś zaczyna padać deszcz. Następuje to zdecydowanie wcześniej jak w poprzednich dniach. I właśnie w padającym deszczu jadę zatłoczonymi ulicami na plac Unirii. Jako pierwszy rzuca się w oczy stojący pośrodku kościół św.Władysława, wybudowany w latach 1720-1733. Naprzeciw kościoła stoi budynek ratusza miejskiego, wybudowany w 1903 r.
Przed siedzibą grekokatolickiego episkopatu stoi pomnik Michała Walecznego (Mihai Viteazul). To właśnie Michał jako pierwszy zjednoczył Mołdawię, Wołoszczyznę i Transylwanię - czyli większość ziem składających się obecnie na państwo rumuńskie.
Mijam też nową synagogę. Obok starej też przejeżdżałem, ale cały teren w jej najbliższej okolicy kompletnie rozkopany i nie sposób było wykonać sensowne zdjęcie.
Odwiedzam jeszcze na moment park "1 Grudnia".
Padający ciągle deszcz powoduje, że człowiekowi odechciewa się wszystkiego, jednak powoli jadę przed siebie. Wybieram krajową jedynkę. W padającym deszczu i przy masakrycznie dużym natężeniu ruchu(szczególnie tirów) to nie był najlepszy wybór trasy. Podążam doliną wzdłuż rzeki Szybki Keresz(Crişul Repede). Po dwóch godzinach zmieniam główną trasę na jakieś podrzędne drogi wiodące po zadupiach. Znacznie mniejszy stres no i jest zdecydowanie ciekawiej.
Przejeżdżam przez kilka niewielkich miejscowości. Można tam poczuć wiejski klimat...
Od zachodu goni mnie burza. W ostatnim momencie chowam się pod jakimś niewielkim sklepem rumuńskiej sieci handlowej. Leje na całego, więc robię spokojne zakupy i spokojne przeczekuję ulewę konsumując tabliczkę czekolady. Jest sieć wifi, więc mogę poczytać w necie co tam słychać w świecie Po przeciwnej stronie jezdni mała zadyma. Garstka romskich dzieciaków obrzucała czymś samochód policyjny. Dwóję z nich złapali, a gówniarze jak gdyby nigdy nic rżną głupa. Nie wiem jaki był finał tej sprawy bo deszcz ustał i zbieram się do dalszej drogi...
W Aleșd wjeżdżam ponownie na krajówkę z myślą o tym by trochę podgonić kilometrów. To był nawigacyjny błąd. Okazuje się, że muszę pokonać konkretny podjazd przy bardzo dużym ruchu na drodze. Powinienem pozostać na tych podrzędnych drogach bo dystans wyszedłby mi bardzo podobny, a nie musiałbym się wspinać na przełęcz. Jest za to dobra wiadomość... Przestało padać, a od zachodu idą rozpogodzenia !
Na przełęczy szybkie piwo i kilkuminutowy szybki zjazd do miejscowości Bucea.
Początkowo miałem nadzieję dotrzeć w okolice Kluż-Napoka(Cluj-Napoca) i nawet był moment, że dość szybko ubywało kilometrów na słupkach przy drodze. Jednak też dość szybko zapada zmrok.
Po zapadnięciu zmroku odchodzi mi ochota do dalszej jazdy i postanawiam zatrzymać się na noc w okolicy miasta Huedin mimo małej ilości przejechanych kilometrów...
Statystyki dzień 4
Cała Galeria: https://photos.app.goo.gl/Pa6XNTcuqREXKP602
cdn
Ostatnio zmieniony 2017-09-07, 21:57 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 5 - 26.07.2017 - Drugi dzień przez Rumunię...
Budzi się kolejny dzień podczas tej wyprawy. Jest pogodnie, ale dość chłodno. Termometr wskazuje tylko 7 stopni powyżej zera. Z powodu chłodu budzę się dość wcześnie. Zapowiada się bardzo ładny dzień(przynajmniej najbliższe godziny). Słońce wstaje tu kilkadziesiąt minut wcześniej jak u mnie. Miejscówka może i nie najlepsza, ale i tak ładnie wyglądają okoliczne górki oświetlone pierwszymi promieniami słońca. Dziś ruszam w trasę zdecydowanie wcześniej jak we wczorajszym dniu i dlatego też mam nadzieję pokonać trochę więcej kilometrów
Jadąc krajową "jedynką" docieram do miasta Huedin. Miasto ulokowane przy jednej z tras tranzytowych. Niewiele tu zabytków, ale nie sposób przejechać przez miasto obojętnie. Turyści będą zaszokowani gdy zobaczą cygańskie pałace. Krzykliwe kilkupiętrowe budowle, które przeważnie są niezamieszkane i niedokończone. Właścicieli nie ma na miejscu, bo zarabiają na kolejne piętro gdzieś na zachodzie, a budynku się nie kończy, by nie płacić za niego podatków.
Z dbałością wykończa się tylko dach, który sprawia wrażenie jakby był wyklejony z puszek po piwie.
Na wieżyczkach umieszcza logo marek samochodowych, do których właściciel ma sentyment. Przeważa marka mercedes, ale zdarza się audi czy ferrari
Samo miasto ma niewiele do zaoferowania turystom.
Godzinę później mijam źródło Szybkiego Kereszu. Pokonuję stromy podjazd na końcu, którego mam ładne widoki na całą okolicę. Okoliczne wzniesienia to same pastwiska.
Po dziewiątej docieram do Kluż-Napoka(Cluj-Napoca). Jest ono drugim miastem w Rumunii pod względem liczby ludności. Okolice te były zamieszkane od czasów prehistorycznych. Gdy Cesarstwo rzymskie podbiło Dację na początku II wieku, cesarz Trajan założył obóz legionu o nazwie Napoca. W 1270 r. Kluż otrzymał prawa miejskie i zaczęło się szybko rozwijać. W 1405 roku Kluż zostało wolnym miastem. Tutaj urodził się król Maciej Korwin.
W mieście z racji długiej historii znajduje się wiele cennych zabytków. Ja przejeżdżam przez ścisłe centrum gdzie zatrzymuję się na głównym placu (Plac Uniri) z gotyckim kościołem św. Michała. Jest to największy kościół w Rumunii. Przed kościołem stoi pomnik króla Macieja Korwina.
Przez centrum wiedzie ścieżka rowerowa, którą przemieszczam się od placu do placu oglądając co ciekawsze zabytki miasta. Chociaż i tak zwiedzanie ograniczam do minimum.
Na placu Avrama Iancu stoi prawosławna Katedra Zaśnięcia Matki Bożej. Świątynia wybudowana w latach 1923-33. Po południowej stronie placu budynek teatru narodowego...
I to by było na tyle jeżeli chodzi o Kluż.... Kolejny etap podróży to przejazd do odległego o ponad 100 kilometrów Târgu Mureș. Trasa wiedzie przez niewielkie miejscowości. Bardzo dużo mam do pokonania niewysokich, ale wkurzających podjazdów. W krajobrazie dominują wzniesienia zupełnie ogołocone z drzew, a nawet z trawy bo tą wymłóciły pasące się jak okiem sięgnąć owce
Częstym widokiem na drogach Rumunii są wozy cygańskie.
Wiele razy gonią mnie psy. Czasami po kilka naraz. Nieźle można najeść się strachu. Inna sprawa, że jeżeli już jakieś zwierze zostanie potrącone przez samochód to jego truchło leży na poboczu i po prostu gnije wydzielając niemiłosierny smród.
Przy drodze, którą jechałem stoi wiele samochodów, które miały jakąś stłuczkę. Nie wiem jak w Rumunii jest z pomocą drogową, ale pojazdy stoją tak z tego co zauważyłem kilka dni. Romowie wiedzą już jak się za taki samochód zabrać bo przeważnie brak w nich kół
Dość późno docieram do Târgu Mureș. Niestety pogoda zaczyna się zmieniać. Jeszcze nie pada, ale deszcz wisi w powietrzu. Miasto oferuje kilka godnych polecenia miejsc jak na przykład pałac kultury, teatr narodowy, prawosławną cerkiew, Pałac Apolla.
Jednym z najciekawszych zabytków Târgu Mureş jest rozległa średniowieczna twierdza. Warownia ta wzniesiona została w XV wieku, a swój obecny kształt uzyskała dwa stulecia później. Do czasów obecnych zachowało się 7 potężnych baszt oraz większość łączących je murów obronnych w obrębie których znajduje się najcenniejszy zabytek miasta, gotycki kościół reformowany, służący kalwinom.
Kolejny cel to Sighișoara. Dziś jednak już tam nie dotrę z racji późnej pory. Krajobraz terenów przez które przejeżdżam ma charakter bardziej rolniczy. Przez niemal godzinę czasu siąpi deszcz, ale tuż przed zachodem słońca pogoda się poprawia.
Ostatni podjazd dnia dał mi nieźle popalić. Zatrzymuję się w najwyższym punkcie na dzisiejszej trasie. Jutro na początek będzie przyjemny zjazd
Statystyki dzień 5
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/YdWQG2kaZHhyz5xx2
cdn
Budzi się kolejny dzień podczas tej wyprawy. Jest pogodnie, ale dość chłodno. Termometr wskazuje tylko 7 stopni powyżej zera. Z powodu chłodu budzę się dość wcześnie. Zapowiada się bardzo ładny dzień(przynajmniej najbliższe godziny). Słońce wstaje tu kilkadziesiąt minut wcześniej jak u mnie. Miejscówka może i nie najlepsza, ale i tak ładnie wyglądają okoliczne górki oświetlone pierwszymi promieniami słońca. Dziś ruszam w trasę zdecydowanie wcześniej jak we wczorajszym dniu i dlatego też mam nadzieję pokonać trochę więcej kilometrów
Jadąc krajową "jedynką" docieram do miasta Huedin. Miasto ulokowane przy jednej z tras tranzytowych. Niewiele tu zabytków, ale nie sposób przejechać przez miasto obojętnie. Turyści będą zaszokowani gdy zobaczą cygańskie pałace. Krzykliwe kilkupiętrowe budowle, które przeważnie są niezamieszkane i niedokończone. Właścicieli nie ma na miejscu, bo zarabiają na kolejne piętro gdzieś na zachodzie, a budynku się nie kończy, by nie płacić za niego podatków.
Z dbałością wykończa się tylko dach, który sprawia wrażenie jakby był wyklejony z puszek po piwie.
Na wieżyczkach umieszcza logo marek samochodowych, do których właściciel ma sentyment. Przeważa marka mercedes, ale zdarza się audi czy ferrari
Samo miasto ma niewiele do zaoferowania turystom.
Godzinę później mijam źródło Szybkiego Kereszu. Pokonuję stromy podjazd na końcu, którego mam ładne widoki na całą okolicę. Okoliczne wzniesienia to same pastwiska.
Po dziewiątej docieram do Kluż-Napoka(Cluj-Napoca). Jest ono drugim miastem w Rumunii pod względem liczby ludności. Okolice te były zamieszkane od czasów prehistorycznych. Gdy Cesarstwo rzymskie podbiło Dację na początku II wieku, cesarz Trajan założył obóz legionu o nazwie Napoca. W 1270 r. Kluż otrzymał prawa miejskie i zaczęło się szybko rozwijać. W 1405 roku Kluż zostało wolnym miastem. Tutaj urodził się król Maciej Korwin.
W mieście z racji długiej historii znajduje się wiele cennych zabytków. Ja przejeżdżam przez ścisłe centrum gdzie zatrzymuję się na głównym placu (Plac Uniri) z gotyckim kościołem św. Michała. Jest to największy kościół w Rumunii. Przed kościołem stoi pomnik króla Macieja Korwina.
Przez centrum wiedzie ścieżka rowerowa, którą przemieszczam się od placu do placu oglądając co ciekawsze zabytki miasta. Chociaż i tak zwiedzanie ograniczam do minimum.
Na placu Avrama Iancu stoi prawosławna Katedra Zaśnięcia Matki Bożej. Świątynia wybudowana w latach 1923-33. Po południowej stronie placu budynek teatru narodowego...
I to by było na tyle jeżeli chodzi o Kluż.... Kolejny etap podróży to przejazd do odległego o ponad 100 kilometrów Târgu Mureș. Trasa wiedzie przez niewielkie miejscowości. Bardzo dużo mam do pokonania niewysokich, ale wkurzających podjazdów. W krajobrazie dominują wzniesienia zupełnie ogołocone z drzew, a nawet z trawy bo tą wymłóciły pasące się jak okiem sięgnąć owce
Częstym widokiem na drogach Rumunii są wozy cygańskie.
Wiele razy gonią mnie psy. Czasami po kilka naraz. Nieźle można najeść się strachu. Inna sprawa, że jeżeli już jakieś zwierze zostanie potrącone przez samochód to jego truchło leży na poboczu i po prostu gnije wydzielając niemiłosierny smród.
Przy drodze, którą jechałem stoi wiele samochodów, które miały jakąś stłuczkę. Nie wiem jak w Rumunii jest z pomocą drogową, ale pojazdy stoją tak z tego co zauważyłem kilka dni. Romowie wiedzą już jak się za taki samochód zabrać bo przeważnie brak w nich kół
Dość późno docieram do Târgu Mureș. Niestety pogoda zaczyna się zmieniać. Jeszcze nie pada, ale deszcz wisi w powietrzu. Miasto oferuje kilka godnych polecenia miejsc jak na przykład pałac kultury, teatr narodowy, prawosławną cerkiew, Pałac Apolla.
Jednym z najciekawszych zabytków Târgu Mureş jest rozległa średniowieczna twierdza. Warownia ta wzniesiona została w XV wieku, a swój obecny kształt uzyskała dwa stulecia później. Do czasów obecnych zachowało się 7 potężnych baszt oraz większość łączących je murów obronnych w obrębie których znajduje się najcenniejszy zabytek miasta, gotycki kościół reformowany, służący kalwinom.
Kolejny cel to Sighișoara. Dziś jednak już tam nie dotrę z racji późnej pory. Krajobraz terenów przez które przejeżdżam ma charakter bardziej rolniczy. Przez niemal godzinę czasu siąpi deszcz, ale tuż przed zachodem słońca pogoda się poprawia.
Ostatni podjazd dnia dał mi nieźle popalić. Zatrzymuję się w najwyższym punkcie na dzisiejszej trasie. Jutro na początek będzie przyjemny zjazd
Statystyki dzień 5
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/YdWQG2kaZHhyz5xx2
cdn
Ostatnio zmieniony 2017-09-10, 22:49 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 6 - 27.07.2017 - Przez Fogarasze...
Ze snu wybudza mnie padający deszcz. Otwieram oczy i widzę, że nic nie widać... Jestem w chmurze ! 5/6 dni podczas tej wyprawy trafia się, że moknę, ale spokojnie najbliższe dni wynagrodzą mi wszystko z nawiązką
Zanim dotarłem do Sighișoary po deszczu nie ma już śladu, ale jest szaro, buro i kiepskie zdjęcia wychodzą.... Miasto polecił mi odwiedzić znajomy.
Od 1999 roku starówka wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Sighișoara jest znana ze znakomicie zachowanego Starego Miasta. Punktem charakterystycznym miasta, a zarazem wizytówką jest stara wieża zegarowa wysoka na 64 m, wzniesiona w 1556 roku. Niegdyś miejsce zgromadzeń rady miejskiej i punkt obserwacyjny. Stanowiła jeden z elementów całej fortyfikacji obronnej, która miała chronić przed najazdami między innymi Turków. W 1648 roku zamontowano w niej zegar, który działa do dzisiaj.
Wartym odnotowania jest fakt urodzenia w mieście pierwowzoru literackiego Drakuli - Vlada Țepeșa zwanego również Vlad Palovnik lub Vlad Drakula. Dom Draculi (Casa Dracula) znajduje się w okolicy Wieży Zegarowej. Łatwo go znaleźć, bo jego fasada została pomalowana na kolor ochry. Sama postać Vlada miała niezwykle ciekawy życiorys. Żył on w latach 1431–1476. W dzieciństwie został porwany przez Turków (przetrzymywano go jako zakładnika). W samej Turcji spędził 7 lat. W 1448 roku z polecenia Turków zasiadł na tronie wołoskim i stał się hospodarem Wołoszczyzny.
Hospodar słynął z okrucieństwa. Swoich wrogów i przeciwników kazał nabijać na pal. Z drugiej jednak strony wspierał mieszczaństwo i kupców wołoskich. Za jego życia zaczęto używać współczesnej nazwy miasta.
Obecnie jego dom to jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych miasta. Znajduje się tu ekskluzywna restauracja i Muzeum Broni. Nad wejściem natomiast wisi herb smoka (od nazwy Zakonu Smoka, do którego przynależał ojciec Vlada).
Schody Szkolne (Scara şcolarilor) – drewniane stopnie prowadzące z miasta na wzgórze. Obiekt jest zadaszony i powstał prawdopodobnie w 1662 roku.
Kościół na Wzgórzu (Biserica din Deal) – obiekt sakralny położony na Wzgórzu Szkolnym. Budowano go w latach 1345–1525.
Katedra Trójcy Świętej (Biserica „Sfânta Treime” din Sighișoara) – prawosławna katedra, która została wybudowana w latach 1934–1937. Położona nad rzeką, poniżej Starego Miasta. Reprezentuje styl bizantyński.
Ja wiem, że 1,5 godziny na zwiedzanie takiego miasta jakim jest Sighișoara to niewiele, ale i tak udało mi się zobaczyć najważniejsze zabytki miasta.
Jako, że dziś mam w planach przedostać się na drugą stronę Fogaraszy to obieram najkrótszy wariant by dostać się w to pasmo. Jadąc na południe przejeżdżam przez kilka miejscowości , w których znajdują się ufortyfikowane kościoły. Nie są one tak okazałe jak chociażby ten w miejscowości Biertan, ale na pewno są godne uwagi.
Wsie przez które przejeżdżam sprawiają wrażenie jakby czas tu zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. W Apold znajduje się jeden z warownych kościołów. Kolejny w Brădeni i jeszcze jeden w Netuș. Ten ostatni nie posiada już pierścienia murów obronnych.
W miasteczku Agnita znajduje się masywny kościół warowny, bez otaczających go murów, trochę zaniedbany.
W Chirpăr jest kolejny. W ogóle jakby tak przyjrzeć się mapie okolicy to okaże się, że w niemal każdej miejscowości jest podobny obiekt.
W Carcie nie ma warownego kościoła, znajdziemy tu natomiast ruiny cysterskiego opactwa. Bardzo sympatyczne i zadbane ruiny.
Przecinam drogę E68. W miejscowości Cârțișoara robię ostatnie dziś zakupy. Tuż obok sklepu niewielki skansen z przykładami wiejskiej architektury.
Przede mną 30 kilometrów podjazdu trasą Transfogaraska. Zobaczymy czy jest tak fajna jak o niej mówią Wiem jedno..., widoków nie będzie bo góry skryte w chmurach
Droga Transfogaraska przecina najwyższe pasmo rumuńskich Karpat - Fogarasze. Wybudowana na początku lat 70-tych przez żołnierzy, z których aż 40-stu straciło życie podczas jej budowy. Wiele słyszałem pochlebnych opinii na temat tej trasy. Osobiście po jej pokonaniu muszę powiedzieć, że jestem trochę rozczarowany. Nawierzchnia jezdni jest w opłakanym stanie, wiadukty się sypią. Widoki szpecą linie wysokiego napięcia no i wszędzie spacerują owce, a psy pasterskie gonią za rowerzystami... Pewnie ładna pogoda trochę podniosłaby na plus moją ocenę, ale do ładnej pogody to ja mam ostatnio mało szczęścia
Na przełęczy kramy z pamiątkami. Widoczność może z 50 metrów. Ubieram się ciepło i pokonuję najdłuższy tunel w Rumunii liczący 884 metry.
Po drugiej stronie aura odrobinę lepsza. Droga również w lepszym stanie. Zjazd dość szybki. W kilku miejscach zaparkowane terenówki na polskich i czeskich blachach. Właściciele rozbijają biwaki bo zbliża się wieczór.
Zapada noc, a ja jestem w czarnej d.... Strasznie dłuży mi się trasa wzdłuż jeziora zaporowego Vidraru. Przy zaporze mierzącej 160 metrów wysokości robię kilka zdjęć. Wychodzi strażnik i rozpoczynamy rozmowę. W pewnym momencie pyta się mnie czy nie boję się tak podróżować po nocy bo tutejsze niedźwiedzie są bardzo niebezpieczne... No ładnie myślę. Kilka osób mnie przed niedźwiedziami przestrzegało, ale jak robi to miejscowy to chyba trzeba być bardziej ostrożnym. Wskazuje mi też fajną miejscówkę gdzie mogę spędzić noc...
Statystyki dzień 6
To był dzień szósty..., jeszcze tylko szesnaście...
Cała galeria pod linkiem: https://photos.app.goo.gl/Vz49OX5pnvaaCx2o2
cdn
Ze snu wybudza mnie padający deszcz. Otwieram oczy i widzę, że nic nie widać... Jestem w chmurze ! 5/6 dni podczas tej wyprawy trafia się, że moknę, ale spokojnie najbliższe dni wynagrodzą mi wszystko z nawiązką
Zanim dotarłem do Sighișoary po deszczu nie ma już śladu, ale jest szaro, buro i kiepskie zdjęcia wychodzą.... Miasto polecił mi odwiedzić znajomy.
Od 1999 roku starówka wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Sighișoara jest znana ze znakomicie zachowanego Starego Miasta. Punktem charakterystycznym miasta, a zarazem wizytówką jest stara wieża zegarowa wysoka na 64 m, wzniesiona w 1556 roku. Niegdyś miejsce zgromadzeń rady miejskiej i punkt obserwacyjny. Stanowiła jeden z elementów całej fortyfikacji obronnej, która miała chronić przed najazdami między innymi Turków. W 1648 roku zamontowano w niej zegar, który działa do dzisiaj.
Wartym odnotowania jest fakt urodzenia w mieście pierwowzoru literackiego Drakuli - Vlada Țepeșa zwanego również Vlad Palovnik lub Vlad Drakula. Dom Draculi (Casa Dracula) znajduje się w okolicy Wieży Zegarowej. Łatwo go znaleźć, bo jego fasada została pomalowana na kolor ochry. Sama postać Vlada miała niezwykle ciekawy życiorys. Żył on w latach 1431–1476. W dzieciństwie został porwany przez Turków (przetrzymywano go jako zakładnika). W samej Turcji spędził 7 lat. W 1448 roku z polecenia Turków zasiadł na tronie wołoskim i stał się hospodarem Wołoszczyzny.
Hospodar słynął z okrucieństwa. Swoich wrogów i przeciwników kazał nabijać na pal. Z drugiej jednak strony wspierał mieszczaństwo i kupców wołoskich. Za jego życia zaczęto używać współczesnej nazwy miasta.
Obecnie jego dom to jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych miasta. Znajduje się tu ekskluzywna restauracja i Muzeum Broni. Nad wejściem natomiast wisi herb smoka (od nazwy Zakonu Smoka, do którego przynależał ojciec Vlada).
Schody Szkolne (Scara şcolarilor) – drewniane stopnie prowadzące z miasta na wzgórze. Obiekt jest zadaszony i powstał prawdopodobnie w 1662 roku.
Kościół na Wzgórzu (Biserica din Deal) – obiekt sakralny położony na Wzgórzu Szkolnym. Budowano go w latach 1345–1525.
Katedra Trójcy Świętej (Biserica „Sfânta Treime” din Sighișoara) – prawosławna katedra, która została wybudowana w latach 1934–1937. Położona nad rzeką, poniżej Starego Miasta. Reprezentuje styl bizantyński.
Ja wiem, że 1,5 godziny na zwiedzanie takiego miasta jakim jest Sighișoara to niewiele, ale i tak udało mi się zobaczyć najważniejsze zabytki miasta.
Jako, że dziś mam w planach przedostać się na drugą stronę Fogaraszy to obieram najkrótszy wariant by dostać się w to pasmo. Jadąc na południe przejeżdżam przez kilka miejscowości , w których znajdują się ufortyfikowane kościoły. Nie są one tak okazałe jak chociażby ten w miejscowości Biertan, ale na pewno są godne uwagi.
Wsie przez które przejeżdżam sprawiają wrażenie jakby czas tu zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. W Apold znajduje się jeden z warownych kościołów. Kolejny w Brădeni i jeszcze jeden w Netuș. Ten ostatni nie posiada już pierścienia murów obronnych.
W miasteczku Agnita znajduje się masywny kościół warowny, bez otaczających go murów, trochę zaniedbany.
W Chirpăr jest kolejny. W ogóle jakby tak przyjrzeć się mapie okolicy to okaże się, że w niemal każdej miejscowości jest podobny obiekt.
W Carcie nie ma warownego kościoła, znajdziemy tu natomiast ruiny cysterskiego opactwa. Bardzo sympatyczne i zadbane ruiny.
Przecinam drogę E68. W miejscowości Cârțișoara robię ostatnie dziś zakupy. Tuż obok sklepu niewielki skansen z przykładami wiejskiej architektury.
Przede mną 30 kilometrów podjazdu trasą Transfogaraska. Zobaczymy czy jest tak fajna jak o niej mówią Wiem jedno..., widoków nie będzie bo góry skryte w chmurach
Droga Transfogaraska przecina najwyższe pasmo rumuńskich Karpat - Fogarasze. Wybudowana na początku lat 70-tych przez żołnierzy, z których aż 40-stu straciło życie podczas jej budowy. Wiele słyszałem pochlebnych opinii na temat tej trasy. Osobiście po jej pokonaniu muszę powiedzieć, że jestem trochę rozczarowany. Nawierzchnia jezdni jest w opłakanym stanie, wiadukty się sypią. Widoki szpecą linie wysokiego napięcia no i wszędzie spacerują owce, a psy pasterskie gonią za rowerzystami... Pewnie ładna pogoda trochę podniosłaby na plus moją ocenę, ale do ładnej pogody to ja mam ostatnio mało szczęścia
Na przełęczy kramy z pamiątkami. Widoczność może z 50 metrów. Ubieram się ciepło i pokonuję najdłuższy tunel w Rumunii liczący 884 metry.
Po drugiej stronie aura odrobinę lepsza. Droga również w lepszym stanie. Zjazd dość szybki. W kilku miejscach zaparkowane terenówki na polskich i czeskich blachach. Właściciele rozbijają biwaki bo zbliża się wieczór.
Zapada noc, a ja jestem w czarnej d.... Strasznie dłuży mi się trasa wzdłuż jeziora zaporowego Vidraru. Przy zaporze mierzącej 160 metrów wysokości robię kilka zdjęć. Wychodzi strażnik i rozpoczynamy rozmowę. W pewnym momencie pyta się mnie czy nie boję się tak podróżować po nocy bo tutejsze niedźwiedzie są bardzo niebezpieczne... No ładnie myślę. Kilka osób mnie przed niedźwiedziami przestrzegało, ale jak robi to miejscowy to chyba trzeba być bardziej ostrożnym. Wskazuje mi też fajną miejscówkę gdzie mogę spędzić noc...
Statystyki dzień 6
To był dzień szósty..., jeszcze tylko szesnaście...
Cała galeria pod linkiem: https://photos.app.goo.gl/Vz49OX5pnvaaCx2o2
cdn
Ostatnio zmieniony 2017-09-12, 21:32 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 7 - 28.07.2017 - Kierunek Bułgaria !
Noc mija mi dość niespokojnie. Zbyt mocno zapadła mi w pamięci rozmowa ze strażnikiem odnośnie tutejszych niedźwiedzi. Każdy, nawet najdrobniejszy szmer powodował, że się budziłem. Nie powiem, ale trochę ciary mi po plecach przechodziły gdy próbowałem przeniknąć wzrokiem ciemność i wsłuchiwałem się w odgłosy nocy. Najbardziej byłem wystraszony gdy zapaliłem latarkę i zobaczyłem malutka myszkę dosłownie pół metra ode mnie, która wyjadała okruchy pieczywa pozostałe po kolacji.
O szóstej ruszam w drogę. Początkowo mam ostro w dół. Nawierzchnia na wysokości tamy na zbiorniku retencyjnym, aż do okolic ruin zamku Poenari jest w fatalnym stanie. Dziur większych nie ma, ale asfalt jest tak wyboisty, że wybija mi kierownicę z uścisku. O szybkim zjeździe można zapomnieć...
Zamek Poenari został wybudowany na wzgórzu nad doliną uformowaną przez rzekę Ardżesz. Jego strategiczne usytuowanie spowodowało, że Vlad Palownik zrobił z niej jedną ze swoich warowni. Właśnie świadomość, że obiekt należał w przeszłości do słynnego Vlada powoduje, że jest on chętnie odwiedzanym miejscem przez turystów.
Wieje bardzo silny wiatr. Na szczęście wieje od północy i pomaga mi w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Dzięki temu dość wcześnie docieram do Curtea de Argeș gdzie robię tylko potrzebne zakupy. Z samego miasta niewiele pamiętam bo nawet zdjęć tam nie robiłem
Po dwóch godzinach z okładem docieram do do Pitesti dość dużego miasta będącego stolicą okręgu Ardżesz. Miasto zadbane i czyste, ale brzydkie. Podobać będzie się fanom betonowych blokowisk i pozostałości z czasów komunizmu. Nawet rynek otoczony z każdej strony bardzo wysokimi blokami.
Pozostała część dnia to jazda praktycznie po płaskich terenach. Były momenty, że nie zatrzymywałem się przez kilkadziesiąt kilometrów bo po prostu nie było po co. Półtora godziny drogi od Pistesti zatrzymuję się w Găești bo muszę uzupełnić zapasy wody. Dzień robi się strasznie upalny i płynów ubywa bardzo szybko. Trzeba też od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcie na potrzeby relacji
Zauważyłem też, że po tej stronie Karpat jest jakby mniej Romów, a miejscowości są bardziej zadbane. Przemierzam Wołoszczyznę ku jej południowym granicom czyli Dunajowi.
Około pierwszej popołudniu gdzieś na wysokości stolicy Rumunii - Bukaresztu, dopada mnie krótka, ale intensywna burza. Nie było możliwości by się gdziekolwiek schować. Późnym popołudniem wraca ładna pogoda i bardzo wysoka temperatura, która będzie o sobie dawać znać przez następny tydzień albo i dłużej.
Trafiam też na świeżutki położony asfalt, który konkretnie trzyma ogumienie nie pozwalając rozwinąć większej prędkości. Trzy kilometry pokonane w żółwim tempie
Trochę po zachodzie docieram nad Dunaj w Giurgiu. Rumuński strażnik tylko macha mi bym jechał dalej. Na moście "przyjaźni" ogromny korek do odprawy po bułgarskiej stronie. W większości stoją w nim TIRy. Przeciskam się w miarę możliwości do przodu, ale i tak zajmuje mi to sporo czasu. Do Bułgarii wjeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno.
Na przedmieściach Ruse (bułg. Русе) robię pierwsze i to dość spore zakupy w Bułgarii. Mam zamiar zobaczyć miasto nocą. Do centrum dojazd bezproblemowy bo ruch na drodze znikomy. Dopiero w okolicy samego centrum ruch się wzmaga, ale nie samochodowy tylko pieszy. Ludzie są bardzo mili i rozmowni. Co kawałek ktoś mnie zaczepia i zagaduje. Szczególnie jeden Bułgar na wypasionym "góralu" nie daje mi spokoju i wypytuje dosłownie o wszystko co związane z rowerem i moją całą wyprawą. Rozmawiamy chyba z godzinę, a ja po prostu zapomniałem robić zdjęcia
Ruse to nowoczesny ośrodek miejski uważany za najbardziej europejskie miasto Bułgarii. Miasto znane jest ze swojej XIX i XX wiecznej architektury w stylu neoklasycyzmu i secesjonizmu. Wieczorową porą ładnie wygląda gdy wszystko jest oświetlone. Serce miasta stanowi plac "Swoboda", z usytuowanym w jego centralnym punkcie Pomnikiem Wolności. Pomnik ten jest jednym z symboli miasta.
Wiele tu kolorowo podświetlonych fontann. Szczególnie ładnie wygląda ta na starym rynku.
Na miejsce biwaku wybieram rozległy park na obrzeżach miasta. Plus jest taki, że mogę rozwiesić hamak. Minusem jest odbywająca się jakaś impreza karaoke w nieodległym hotelu nad Dunajem. Coraz bardziej pijane głosy wyją do mikrofonu do momentu gdy zaczyna świtać...
Statystyki dzień 7
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/qM0pDWaQGzo27t2v1
cdn
Noc mija mi dość niespokojnie. Zbyt mocno zapadła mi w pamięci rozmowa ze strażnikiem odnośnie tutejszych niedźwiedzi. Każdy, nawet najdrobniejszy szmer powodował, że się budziłem. Nie powiem, ale trochę ciary mi po plecach przechodziły gdy próbowałem przeniknąć wzrokiem ciemność i wsłuchiwałem się w odgłosy nocy. Najbardziej byłem wystraszony gdy zapaliłem latarkę i zobaczyłem malutka myszkę dosłownie pół metra ode mnie, która wyjadała okruchy pieczywa pozostałe po kolacji.
O szóstej ruszam w drogę. Początkowo mam ostro w dół. Nawierzchnia na wysokości tamy na zbiorniku retencyjnym, aż do okolic ruin zamku Poenari jest w fatalnym stanie. Dziur większych nie ma, ale asfalt jest tak wyboisty, że wybija mi kierownicę z uścisku. O szybkim zjeździe można zapomnieć...
Zamek Poenari został wybudowany na wzgórzu nad doliną uformowaną przez rzekę Ardżesz. Jego strategiczne usytuowanie spowodowało, że Vlad Palownik zrobił z niej jedną ze swoich warowni. Właśnie świadomość, że obiekt należał w przeszłości do słynnego Vlada powoduje, że jest on chętnie odwiedzanym miejscem przez turystów.
Wieje bardzo silny wiatr. Na szczęście wieje od północy i pomaga mi w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Dzięki temu dość wcześnie docieram do Curtea de Argeș gdzie robię tylko potrzebne zakupy. Z samego miasta niewiele pamiętam bo nawet zdjęć tam nie robiłem
Po dwóch godzinach z okładem docieram do do Pitesti dość dużego miasta będącego stolicą okręgu Ardżesz. Miasto zadbane i czyste, ale brzydkie. Podobać będzie się fanom betonowych blokowisk i pozostałości z czasów komunizmu. Nawet rynek otoczony z każdej strony bardzo wysokimi blokami.
Pozostała część dnia to jazda praktycznie po płaskich terenach. Były momenty, że nie zatrzymywałem się przez kilkadziesiąt kilometrów bo po prostu nie było po co. Półtora godziny drogi od Pistesti zatrzymuję się w Găești bo muszę uzupełnić zapasy wody. Dzień robi się strasznie upalny i płynów ubywa bardzo szybko. Trzeba też od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcie na potrzeby relacji
Zauważyłem też, że po tej stronie Karpat jest jakby mniej Romów, a miejscowości są bardziej zadbane. Przemierzam Wołoszczyznę ku jej południowym granicom czyli Dunajowi.
Około pierwszej popołudniu gdzieś na wysokości stolicy Rumunii - Bukaresztu, dopada mnie krótka, ale intensywna burza. Nie było możliwości by się gdziekolwiek schować. Późnym popołudniem wraca ładna pogoda i bardzo wysoka temperatura, która będzie o sobie dawać znać przez następny tydzień albo i dłużej.
Trafiam też na świeżutki położony asfalt, który konkretnie trzyma ogumienie nie pozwalając rozwinąć większej prędkości. Trzy kilometry pokonane w żółwim tempie
Trochę po zachodzie docieram nad Dunaj w Giurgiu. Rumuński strażnik tylko macha mi bym jechał dalej. Na moście "przyjaźni" ogromny korek do odprawy po bułgarskiej stronie. W większości stoją w nim TIRy. Przeciskam się w miarę możliwości do przodu, ale i tak zajmuje mi to sporo czasu. Do Bułgarii wjeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno.
Na przedmieściach Ruse (bułg. Русе) robię pierwsze i to dość spore zakupy w Bułgarii. Mam zamiar zobaczyć miasto nocą. Do centrum dojazd bezproblemowy bo ruch na drodze znikomy. Dopiero w okolicy samego centrum ruch się wzmaga, ale nie samochodowy tylko pieszy. Ludzie są bardzo mili i rozmowni. Co kawałek ktoś mnie zaczepia i zagaduje. Szczególnie jeden Bułgar na wypasionym "góralu" nie daje mi spokoju i wypytuje dosłownie o wszystko co związane z rowerem i moją całą wyprawą. Rozmawiamy chyba z godzinę, a ja po prostu zapomniałem robić zdjęcia
Ruse to nowoczesny ośrodek miejski uważany za najbardziej europejskie miasto Bułgarii. Miasto znane jest ze swojej XIX i XX wiecznej architektury w stylu neoklasycyzmu i secesjonizmu. Wieczorową porą ładnie wygląda gdy wszystko jest oświetlone. Serce miasta stanowi plac "Swoboda", z usytuowanym w jego centralnym punkcie Pomnikiem Wolności. Pomnik ten jest jednym z symboli miasta.
Wiele tu kolorowo podświetlonych fontann. Szczególnie ładnie wygląda ta na starym rynku.
Na miejsce biwaku wybieram rozległy park na obrzeżach miasta. Plus jest taki, że mogę rozwiesić hamak. Minusem jest odbywająca się jakaś impreza karaoke w nieodległym hotelu nad Dunajem. Coraz bardziej pijane głosy wyją do mikrofonu do momentu gdy zaczyna świtać...
Statystyki dzień 7
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/qM0pDWaQGzo27t2v1
cdn
Ostatnio zmieniony 2017-09-14, 22:23 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn pisze:Symbol deszczu, złej widocznościRobert J pisze:laynn napisał/a:
Masz moją maszynkę?
Nie wiem o co biega ?
To może sprzedaj ją albo zakop gdzieś w piwnicy
Ostatnio zmieniony 2017-09-16, 19:18 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 8 - 29.07.2017 - Upalna Bułgaria....
Wczoraj minął tydzień od mojego wyjazdu z domu. Powoli się przyzwyczajam do tak długiego czasu spędzanego na rowerze
A miniona noc była bardzo ciepła, często się budziłem, ale to nie wysoka temperatura była tego powodem tylko głośna impreza w hotelu obok. Budzę się wcześnie, ale jakoś za bardzo to mi się nie chce wstawać. Trochę odczuwam wczorajszy dzień. Z formą nie jest tak źle jak chociażby w zeszłym roku i wiem, że szybko rozruszam bolące mięśnie.
Ruszam w trasę. Nie zajrzałem do mapy z rana i teraz ponoszę tego konsekwencje. Jadę drogą krajową gdzie jest bardzo duży ruch, a ja chętnie bym stąd uciekł na jakąś podrzędną drogę. Sęk w tym, że żadna droga nie odbija przez kilka ładnych kilometrów. Dopiero po dziesięciu kilometrach udaje się odbić na Dve Mogili (Две могили). Na skrzyżowaniu stoi wysoki pomnik, na którym umieszczono najważniejsze daty z historii państwa.
Jadę wzdłuż linii kolejowej powoli nabierając wysokości. Mozolnie mi to idzie bo jest strasznie gorąco. Kończą mi się zapasy wody, a ciepłe piwo, które znalazłem w bagażach smakuje beznadziejnie. W mijanych miejscowościach nie mogę znaleźć sklepu.
Zjeżdżam do miasta Byala(Бяла) wytracając w kilka minut tak mozolnie zdobywaną wysokość. W centrum duża ilość zieleni, stoi też niewielka cerkiew prawosławna pod wezwaniem św. Jerzego oraz wieża zegarowa.
Robię w końcu solidne zakupy. Przede wszystkim płynów. Opuszczam miasto starym kamiennym mostem wybudowanym w latach 1865-67 przez architekta Nikoła Ficzewa, którego pomnik stoi obok mostu. W 1897 roku częściowo zniszczony przez powódź. Odbudowany w 1922-23. Obecnie jego funkcje przejął niedawno wybudowany nowy obiekt, a ten służy pieszym i rowerzystom.
Przejeżdżam przez kilka miejscowości o ciekawie brzmiących nazwach np. Polsko Kosovo czy też Polski Trambesh
Gdzieś w dali majaczy mój dzisiejszy cel - pasmo górskie Stara Płanina. Jednak zanim tam dotrę upłynie jeszcze trochę czasu.
Jednym z większych miast przez które dzisiaj przejeżdżam jest Wielkie Tyrnowo (Велико Търново). Miasto położone na kilku wzniesieniach oddzielonych silnie w tym miejscu meandrującą rzeką Jantrą. Jest jednym z najstarszych miast w Bułgarii, historycznie trzecią stolicą państwa, symbolem bułgarskiej niepodległości i państwowości. Na jednym ze wzniesień znajduje się zespół dawnej twierdzy Carewec z XII–XIV wieku i obwarowań XIII wieku. W najwyższym punkcie stoi odrestaurowany patriarszy sobór Wniebowstąpienia Pańskiego.
W centrum pod pomnikiem ofiar wielkiej wojny robię dłuższą przerwę w zacienionym miejscu. Chwila wytchnienia od upału jest bardziej niż wskazana
Jadę na południe wzdłuż wijącej się rzeki Drjanowska. Niestety droga nie jest łatwa bo są krótkie i strome podjazdy, na których szybko wypacam to co wypijam. Płynów znowu zaczyna brakować i żeby zrobić zakupy muszę zjechać do Drjanowa (Дряново). Jest sobotnie popołudnie i wszystko już zamknięte. Widzę miejscowego grzebiącego w śmietniku ten na pewno będzie wiedział gdzie będę mógł kupić coś do picia. Zagaduję go. Próbuje mi wskazać drogę do sklepu, który będzie o tej godzinie jeszcze czynny, ale w końcu postanawia mnie tam zaprowadzić bo w sumie niedaleko. Sam bym raczej sklepu nie znalazł bo jest w ustronnym miejscu, a wszystko w koło to puste lokale.
Robię ostatnie w dniu dzisiejszym zakupy. Muszą mi one starczyć na bardzo długo. Imad bo tak na imię ma bezdomny, wskazuje mi które produkty spożywcze są warte zakupu. Piwo też mi poleca
Oczywiście daje mu jakieś klepaki w zamian za pomoc. Później dłuższą chwilę siedzimy pod sklepem sącząc przyjemnie zimne piwo i rozmawiając na różne tematy. Imad okazuje się być Turkiem, który przed przeszło trzydziestu laty przywędrował tu z Turcji pokonując duży dystans pieszo, a jego podróż trwała trzy miesiące.
Słońce coraz niżej nad horyzontem, a ja zbliżam się do celu, który jest coraz wyraźniej widoczny.
Przed zachodem słońca docieram do Gabrowa (Габрово). Miasta położonego w bezpośrednim sąsiedztwie Starej Płaniny. Szybki przejazd przez centrum...
... i rozpoczynam podjazd na najważniejszą przełęcz drogową pasma - Szipka. Przyjdzie mi zrobić na koniec dnia łącznie prawie 15 kilometrów podjazdu. Dobrze, że na drodze znikomy ruch. i jedzie się całkiem przyjemnie. W kilku miejscach są źródełka z lodowato zimną wodą.
Na przełęczy jestem długo po zapadnięciu zmroku. Początkowo myślałem by podjechać na nieodległy szczyt o tej samej nazwie co przełęcz zobaczyć i porobić nocne zdjęcia pomnikowi wolności, który się tam znajduje, ale właśnie wyłączyli jego oświetlenie. Jadę więc ku mojemu celowi, oddalonemu o jakieś 17 km bardzo dziurawej drogi. Mam kilka podjazdów i kilka zjazdów. Do celu, którym jest Buzłudża nie docieram. Rozbijam się niedaleko szczytu. Przed snem wykonuję jeszcze kilka nocnych zdjęć.
W okolicy wiele osób porozbijało swe obozy i jest dość wesoło. W nocy wieje bardzo silny wiatr, ale miejsce, w którym śpię jest osłonięte wysokim murem innego pomnika...
Statystyki dzień 8
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/BSodG6KUnPKNDvhe2
cdn
Wczoraj minął tydzień od mojego wyjazdu z domu. Powoli się przyzwyczajam do tak długiego czasu spędzanego na rowerze
A miniona noc była bardzo ciepła, często się budziłem, ale to nie wysoka temperatura była tego powodem tylko głośna impreza w hotelu obok. Budzę się wcześnie, ale jakoś za bardzo to mi się nie chce wstawać. Trochę odczuwam wczorajszy dzień. Z formą nie jest tak źle jak chociażby w zeszłym roku i wiem, że szybko rozruszam bolące mięśnie.
Ruszam w trasę. Nie zajrzałem do mapy z rana i teraz ponoszę tego konsekwencje. Jadę drogą krajową gdzie jest bardzo duży ruch, a ja chętnie bym stąd uciekł na jakąś podrzędną drogę. Sęk w tym, że żadna droga nie odbija przez kilka ładnych kilometrów. Dopiero po dziesięciu kilometrach udaje się odbić na Dve Mogili (Две могили). Na skrzyżowaniu stoi wysoki pomnik, na którym umieszczono najważniejsze daty z historii państwa.
Jadę wzdłuż linii kolejowej powoli nabierając wysokości. Mozolnie mi to idzie bo jest strasznie gorąco. Kończą mi się zapasy wody, a ciepłe piwo, które znalazłem w bagażach smakuje beznadziejnie. W mijanych miejscowościach nie mogę znaleźć sklepu.
Zjeżdżam do miasta Byala(Бяла) wytracając w kilka minut tak mozolnie zdobywaną wysokość. W centrum duża ilość zieleni, stoi też niewielka cerkiew prawosławna pod wezwaniem św. Jerzego oraz wieża zegarowa.
Robię w końcu solidne zakupy. Przede wszystkim płynów. Opuszczam miasto starym kamiennym mostem wybudowanym w latach 1865-67 przez architekta Nikoła Ficzewa, którego pomnik stoi obok mostu. W 1897 roku częściowo zniszczony przez powódź. Odbudowany w 1922-23. Obecnie jego funkcje przejął niedawno wybudowany nowy obiekt, a ten służy pieszym i rowerzystom.
Przejeżdżam przez kilka miejscowości o ciekawie brzmiących nazwach np. Polsko Kosovo czy też Polski Trambesh
Gdzieś w dali majaczy mój dzisiejszy cel - pasmo górskie Stara Płanina. Jednak zanim tam dotrę upłynie jeszcze trochę czasu.
Jednym z większych miast przez które dzisiaj przejeżdżam jest Wielkie Tyrnowo (Велико Търново). Miasto położone na kilku wzniesieniach oddzielonych silnie w tym miejscu meandrującą rzeką Jantrą. Jest jednym z najstarszych miast w Bułgarii, historycznie trzecią stolicą państwa, symbolem bułgarskiej niepodległości i państwowości. Na jednym ze wzniesień znajduje się zespół dawnej twierdzy Carewec z XII–XIV wieku i obwarowań XIII wieku. W najwyższym punkcie stoi odrestaurowany patriarszy sobór Wniebowstąpienia Pańskiego.
W centrum pod pomnikiem ofiar wielkiej wojny robię dłuższą przerwę w zacienionym miejscu. Chwila wytchnienia od upału jest bardziej niż wskazana
Jadę na południe wzdłuż wijącej się rzeki Drjanowska. Niestety droga nie jest łatwa bo są krótkie i strome podjazdy, na których szybko wypacam to co wypijam. Płynów znowu zaczyna brakować i żeby zrobić zakupy muszę zjechać do Drjanowa (Дряново). Jest sobotnie popołudnie i wszystko już zamknięte. Widzę miejscowego grzebiącego w śmietniku ten na pewno będzie wiedział gdzie będę mógł kupić coś do picia. Zagaduję go. Próbuje mi wskazać drogę do sklepu, który będzie o tej godzinie jeszcze czynny, ale w końcu postanawia mnie tam zaprowadzić bo w sumie niedaleko. Sam bym raczej sklepu nie znalazł bo jest w ustronnym miejscu, a wszystko w koło to puste lokale.
Robię ostatnie w dniu dzisiejszym zakupy. Muszą mi one starczyć na bardzo długo. Imad bo tak na imię ma bezdomny, wskazuje mi które produkty spożywcze są warte zakupu. Piwo też mi poleca
Oczywiście daje mu jakieś klepaki w zamian za pomoc. Później dłuższą chwilę siedzimy pod sklepem sącząc przyjemnie zimne piwo i rozmawiając na różne tematy. Imad okazuje się być Turkiem, który przed przeszło trzydziestu laty przywędrował tu z Turcji pokonując duży dystans pieszo, a jego podróż trwała trzy miesiące.
Słońce coraz niżej nad horyzontem, a ja zbliżam się do celu, który jest coraz wyraźniej widoczny.
Przed zachodem słońca docieram do Gabrowa (Габрово). Miasta położonego w bezpośrednim sąsiedztwie Starej Płaniny. Szybki przejazd przez centrum...
... i rozpoczynam podjazd na najważniejszą przełęcz drogową pasma - Szipka. Przyjdzie mi zrobić na koniec dnia łącznie prawie 15 kilometrów podjazdu. Dobrze, że na drodze znikomy ruch. i jedzie się całkiem przyjemnie. W kilku miejscach są źródełka z lodowato zimną wodą.
Na przełęczy jestem długo po zapadnięciu zmroku. Początkowo myślałem by podjechać na nieodległy szczyt o tej samej nazwie co przełęcz zobaczyć i porobić nocne zdjęcia pomnikowi wolności, który się tam znajduje, ale właśnie wyłączyli jego oświetlenie. Jadę więc ku mojemu celowi, oddalonemu o jakieś 17 km bardzo dziurawej drogi. Mam kilka podjazdów i kilka zjazdów. Do celu, którym jest Buzłudża nie docieram. Rozbijam się niedaleko szczytu. Przed snem wykonuję jeszcze kilka nocnych zdjęć.
W okolicy wiele osób porozbijało swe obozy i jest dość wesoło. W nocy wieje bardzo silny wiatr, ale miejsce, w którym śpię jest osłonięte wysokim murem innego pomnika...
Statystyki dzień 8
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/BSodG6KUnPKNDvhe2
cdn
Dzień 9 - 30.07.2017 - Buzłudża, Dolina Królów Trackich i najstarsze miasto Bułgarii...
Jak na tą wysokość gdzie spędzam noc to jest bardzo ciepło i to pomimo bardzo silnego wiatru. Gdzieś w oddali było słychać łamiące się drzewa... Ja spałem w bezpiecznym miejscu bo pozbawionym drzew Plan miałem taki by wstać skoro świt porobić zdjęcia, ale nie chciało mi się Wczorajsza jazda do późna w nocy jednak zrobiła swoje.
Mimo wszystko wcześnie się zbieram bo jakoś po szóstej..., a figa z makiem ! Po siódmej ! Zapomniałem, że w Bułgarii jest godzina do przodu, ale ja nie przestawiłem zegarka Z rozgrzewką nie ma problemu ponieważ przede mną około dwa kilometry podjazdu. Okazuje się, że w okolicy jest kilka hoteli czy też pensjonatów. Część z nich jest zamknięta na głucho, ale większość obiektów funkcjonuje. Po lesie porozstawiane jest kilkanaście namiotów. Okolica bardzo zaśmiecona tym co pozostawiają pseudoturyści. Jakaś miejscowa grupa Romów jeździ białym transitem i rozpiernicza zawartość wszystkich koszy ze śmieciami wybierając to co im się przyda.
Buzłudża(bułg. Бузлуджа) to szczyt mierzący 1441 m n.p.m., położony w środkowej części pasma górskiego Stara Płanina. W roku 1942 przemianowano go na Hadżi Dimityr (od nazwiska bułgarskiego bohatera narodowego). Jednak stara nazwa wciąż jest w potocznym użyciu, tym bardziej, że kojarzona jest z niezwykłą budowlą, która się tam znajduje.
Chodzi o monument Dom-Pomnik Komunistycznej Partii Bułgarii, wzniesiony w roku 1981 przez ówczesne władze. Miejsce jego budowy wybrano nieprzypadkowo. To tutaj w roku 1868 miała miejsce ważna bitwa powstańców dowodzonych przez Hadżiego Dimityra z Turkami, a 23 lata później w okolicy odbyło się tajne spotkanie założycielskie bułgarskich socjalistów zwane kongresem buzłudżańskim.
Futurystyczny budynek projektu Georgija Stoiłowa ma kształt spodka o średnicy 42 m i wysokości 14,5 m. W środku mieściła się sala konferencyjna bogato zdobiona mozaikami o powierzchni 550 metrów kwadratowych. Przy "spodku" wznosi się 70-metrowa wieża ozdobiona dwoma pięcioramiennymi gwiazdami, wysokimi na 12 m.
Po upadku komunizmu budowla została opuszczona i z wolna zaczęła popadać w ruinę. Surowy górski klimat temu bardzo sprzyja. Obecnie miejsce odwiedzane przede wszystkim przez wandali i miłośników opuszczonych obiektów. Nie ma możliwości wejścia do wewnątrz bo wszystkie wejścia porządnie zamurowane i zaspawane. Dach jest dziurawy jak przysłowiowe sito. Wszędzie hula wiatr, a jedynymi stworzeniami są tam ptaki.
Widoki ze szczytu są bardzo ładne i to mimo słabej przejrzystości powietrza. Trochę szpecą krajobraz farmy elektrowni wiatrowych, ale to coraz częściej spotykany element w krajobrazie i trzeba się z tym po prostu pogodzić.
Pomnik Wolności na szczycie Szipka bardzo dobrze widoczny.
Szczyt okupuję samotnie przeszło godzinę. Aż dziwne to bo o kilkaset metrów od szczytu tylu turystów....
W końcu przychodzi jednak pora opuścić to miejsce. Rozpoczynam zjazd na południową stronę do "Doliny Róż". Mimo nie najlepszego stanu nawierzchni zjeżdżam dość szybko. Cała trasa w lesie i widoków brak. Zdziwiłem się za to jak wielu minąłem rowerzystów podjeżdżających pod górę.
Dolina Róż to obszar pomiędzy Starą Planiną, a Niziną Górnotracką. Okolice znane z produkcji olejku różanego. Tereny te zamieszkiwane były przez starożytnych Traków, po których pozostały liczne trackie kurhany. Sprawiło to, że miejsce to nazywane jest często drugą nazwą – Dolina Trackich Królów. Olbrzymia nekropolia rozciąga się na bardzo dużym terenie. Wszędzie jak wzrokiem sięgnąć wyrastają ziemne kopce. Specjaliści szacują, że w Bułgarii znajduje się przeszło 10 tysięcy takich grobowców. Żeby zostać pochowanym w takim grobowcu trzeba było sobie na to w społeczności trackiej zasłużyć. Czyli być królem, arystokratą lub przynajmniej wojownikiem. Wraz z nimi chowano ich konie, psy, a także żonę.
Będąc w Dolinie Trackich Królów koniecznie trzeba zobaczyć wieś Szipka gdzie znajduje się duża cerkiew wotywna Sweti Nikołaj. Zbudowana została ona przez Rosjan na pamiątkę wojny rosyjsko-tureckiej prowadzonej w latach 1877-1878, a w jej kryptach pochowani są żołnierze, którzy oddali życie w krwawej wojnie.
Jadę główną drogą na zachód. Droga jest główną, ale chyba tylko na mapie. Jej stan jest tragiczny. W wielu miejscach jest zwykłą polną drogą. Wiele zaprzęgów konnych tędy jeździ, a co kawałek spotkać można poidła dla zwierząt.
Jeszcze przed południem temperatura osiąga wartość +40. Jadąc ciągle przez nie osłonięty teren słońce pali niemiłosiernie. Na tej niby głównej drodze łapię jedynego kapcia podczas całego wyjazdu. Koło przebija mi coś co wygląda na drucik z linki rowerowej
Krajową drogą nr. 6 jedzie się znacznie lepiej. Omija ona jednak niemal wszystkie miejscowości. Po prawej stronie ciągle towarzyszy mi widok Starej Płaniny, konkretnie najwyższej jej części wchodzącej w skład Parku Narodowego Centralnych Bałkanów. Najwyższy szczyt pasma Botew 2376 m jest łatwo rozpoznawalny za sprawą nadajnika zlokalizowanego na jego szczycie.
Na niebie przybywa obłoków, które przysłaniają najwyższe okoliczne szczyty. Zmieniam kierunek jazdy na południowy. Mój kolejny cel to drugie pod względem ilości mieszkańców miasto Bułgarii - Płowdiw (bułg. Плoвдив). Ciężko mi się jedzie przez te 60 kilometrów. Częste robię przerwy bo w tym upale trzeba uzupełniać płyny
Płowdiw jest jednym z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanym miastem w Europie. Wyrosło ono z kultury trackiej, później przeszło przez burzliwe czasy z kulturą grecką, rzymską, bułgarską oraz - przez pięć wieków osmańskiej okupacji. Materialne świadectwa zamierzchłych czasów są widoczne obecne w całym mieście, czyniąc je bez wątpienia jednym z najciekawszych miast w Bułgarii. Trakom Płowdiw zawdzięcza lokację w sąsiedztwie rzeki Maritsy oraz siedmiu wzgórz. Na wzgórzu Nebet znajdują się ruiny trackiego miasta Eurnolpias, pierwszego wcielenia Płowdiw.
Jednym z najbardziej znanych zabytków Bułgarii z czasów rzymskich jest antyczny teatr odkryty przypadkowo po obsunięciu się ziemi. Obiekt posiadał widownię na 7 tyś. miejsc.
Wyobraźnię porusza antyczny stadion... Tor dla rydwanów miał długość 600 metrów, a widownia mogła pomieścić 30 tysięcy widzów - wszystko to pozostaje skryte pod powierzchnią głównego deptaka Płowdiw. Widoczny jest tylko ostatni fragment z jednym z wejść. Jak wyglądała całość obrazuje makieta stadionu. Możemy sobie tylko wyobrazić jak ogromne antyczne ruiny ukryte są pod reprezentacyjną ulicą miasta.
Antyczna budowla sąsiaduje ze wspomnieniem tureckiej okupacji - meczetem Dzhumaya wzniesionym zaraz po podbiciu Bułgarii w XIV wieku.
Przyjemną rzeczą jest na pewno spacer po wybrukowanych wąskich uliczkach i odkrywanie zakamarków miasta. Czasami uliczki pną się bardzo strono pod górę. Ja z racji wpychania roweru z bagażami do przyjemności tego zaliczyć nie mogę
Warto podejść do pozostałych zabytków pamiętających czasy rzymskie np. Forum Odeon zlokalizowanego w południowej części centrum w bezpośrednim sąsiedztwie parku miejskiego.
Opuszczam to niewątpliwie ciekawe miasto bo najwyższa pora jechać dalej. Dzień chyli się ku końcowi, a przede mną jeszcze solidny podjazd na koniec dnia. W ostatnich promieniach słońca przejeżdżam przez tereny porośnięte stepową roślinnością.
Od miasta Pesztera przyczepia się do mnie jakiś młody psiak. Z racji stromego podjazdu nie mogę go zgubić. Idzie za mną w niewielkiej odległości i co pewien czas skowycze. Dopiero przed miastem Batak zmienia zainteresowanie z mojej osoby na stojącą na poboczu parę w średnim wieku. Liczyłem, że trafię jeszcze na jakiś czynny lokal, ale musiałem obejść się smakiem. Dzień kończę na wysokości około 1650 metrów po mozolnej wspinaczce na przełęcz. Robiąc ten podjazd nocą nic nie straciłem bo droga wiedzie ciągle przez las i widoków i tak by nie było....
Statystyki dzień 9
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/p17wZipYIphOyEuW2
cdn
Jak na tą wysokość gdzie spędzam noc to jest bardzo ciepło i to pomimo bardzo silnego wiatru. Gdzieś w oddali było słychać łamiące się drzewa... Ja spałem w bezpiecznym miejscu bo pozbawionym drzew Plan miałem taki by wstać skoro świt porobić zdjęcia, ale nie chciało mi się Wczorajsza jazda do późna w nocy jednak zrobiła swoje.
Mimo wszystko wcześnie się zbieram bo jakoś po szóstej..., a figa z makiem ! Po siódmej ! Zapomniałem, że w Bułgarii jest godzina do przodu, ale ja nie przestawiłem zegarka Z rozgrzewką nie ma problemu ponieważ przede mną około dwa kilometry podjazdu. Okazuje się, że w okolicy jest kilka hoteli czy też pensjonatów. Część z nich jest zamknięta na głucho, ale większość obiektów funkcjonuje. Po lesie porozstawiane jest kilkanaście namiotów. Okolica bardzo zaśmiecona tym co pozostawiają pseudoturyści. Jakaś miejscowa grupa Romów jeździ białym transitem i rozpiernicza zawartość wszystkich koszy ze śmieciami wybierając to co im się przyda.
Buzłudża(bułg. Бузлуджа) to szczyt mierzący 1441 m n.p.m., położony w środkowej części pasma górskiego Stara Płanina. W roku 1942 przemianowano go na Hadżi Dimityr (od nazwiska bułgarskiego bohatera narodowego). Jednak stara nazwa wciąż jest w potocznym użyciu, tym bardziej, że kojarzona jest z niezwykłą budowlą, która się tam znajduje.
Chodzi o monument Dom-Pomnik Komunistycznej Partii Bułgarii, wzniesiony w roku 1981 przez ówczesne władze. Miejsce jego budowy wybrano nieprzypadkowo. To tutaj w roku 1868 miała miejsce ważna bitwa powstańców dowodzonych przez Hadżiego Dimityra z Turkami, a 23 lata później w okolicy odbyło się tajne spotkanie założycielskie bułgarskich socjalistów zwane kongresem buzłudżańskim.
Futurystyczny budynek projektu Georgija Stoiłowa ma kształt spodka o średnicy 42 m i wysokości 14,5 m. W środku mieściła się sala konferencyjna bogato zdobiona mozaikami o powierzchni 550 metrów kwadratowych. Przy "spodku" wznosi się 70-metrowa wieża ozdobiona dwoma pięcioramiennymi gwiazdami, wysokimi na 12 m.
Po upadku komunizmu budowla została opuszczona i z wolna zaczęła popadać w ruinę. Surowy górski klimat temu bardzo sprzyja. Obecnie miejsce odwiedzane przede wszystkim przez wandali i miłośników opuszczonych obiektów. Nie ma możliwości wejścia do wewnątrz bo wszystkie wejścia porządnie zamurowane i zaspawane. Dach jest dziurawy jak przysłowiowe sito. Wszędzie hula wiatr, a jedynymi stworzeniami są tam ptaki.
Widoki ze szczytu są bardzo ładne i to mimo słabej przejrzystości powietrza. Trochę szpecą krajobraz farmy elektrowni wiatrowych, ale to coraz częściej spotykany element w krajobrazie i trzeba się z tym po prostu pogodzić.
Pomnik Wolności na szczycie Szipka bardzo dobrze widoczny.
Szczyt okupuję samotnie przeszło godzinę. Aż dziwne to bo o kilkaset metrów od szczytu tylu turystów....
W końcu przychodzi jednak pora opuścić to miejsce. Rozpoczynam zjazd na południową stronę do "Doliny Róż". Mimo nie najlepszego stanu nawierzchni zjeżdżam dość szybko. Cała trasa w lesie i widoków brak. Zdziwiłem się za to jak wielu minąłem rowerzystów podjeżdżających pod górę.
Dolina Róż to obszar pomiędzy Starą Planiną, a Niziną Górnotracką. Okolice znane z produkcji olejku różanego. Tereny te zamieszkiwane były przez starożytnych Traków, po których pozostały liczne trackie kurhany. Sprawiło to, że miejsce to nazywane jest często drugą nazwą – Dolina Trackich Królów. Olbrzymia nekropolia rozciąga się na bardzo dużym terenie. Wszędzie jak wzrokiem sięgnąć wyrastają ziemne kopce. Specjaliści szacują, że w Bułgarii znajduje się przeszło 10 tysięcy takich grobowców. Żeby zostać pochowanym w takim grobowcu trzeba było sobie na to w społeczności trackiej zasłużyć. Czyli być królem, arystokratą lub przynajmniej wojownikiem. Wraz z nimi chowano ich konie, psy, a także żonę.
Będąc w Dolinie Trackich Królów koniecznie trzeba zobaczyć wieś Szipka gdzie znajduje się duża cerkiew wotywna Sweti Nikołaj. Zbudowana została ona przez Rosjan na pamiątkę wojny rosyjsko-tureckiej prowadzonej w latach 1877-1878, a w jej kryptach pochowani są żołnierze, którzy oddali życie w krwawej wojnie.
Jadę główną drogą na zachód. Droga jest główną, ale chyba tylko na mapie. Jej stan jest tragiczny. W wielu miejscach jest zwykłą polną drogą. Wiele zaprzęgów konnych tędy jeździ, a co kawałek spotkać można poidła dla zwierząt.
Jeszcze przed południem temperatura osiąga wartość +40. Jadąc ciągle przez nie osłonięty teren słońce pali niemiłosiernie. Na tej niby głównej drodze łapię jedynego kapcia podczas całego wyjazdu. Koło przebija mi coś co wygląda na drucik z linki rowerowej
Krajową drogą nr. 6 jedzie się znacznie lepiej. Omija ona jednak niemal wszystkie miejscowości. Po prawej stronie ciągle towarzyszy mi widok Starej Płaniny, konkretnie najwyższej jej części wchodzącej w skład Parku Narodowego Centralnych Bałkanów. Najwyższy szczyt pasma Botew 2376 m jest łatwo rozpoznawalny za sprawą nadajnika zlokalizowanego na jego szczycie.
Na niebie przybywa obłoków, które przysłaniają najwyższe okoliczne szczyty. Zmieniam kierunek jazdy na południowy. Mój kolejny cel to drugie pod względem ilości mieszkańców miasto Bułgarii - Płowdiw (bułg. Плoвдив). Ciężko mi się jedzie przez te 60 kilometrów. Częste robię przerwy bo w tym upale trzeba uzupełniać płyny
Płowdiw jest jednym z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanym miastem w Europie. Wyrosło ono z kultury trackiej, później przeszło przez burzliwe czasy z kulturą grecką, rzymską, bułgarską oraz - przez pięć wieków osmańskiej okupacji. Materialne świadectwa zamierzchłych czasów są widoczne obecne w całym mieście, czyniąc je bez wątpienia jednym z najciekawszych miast w Bułgarii. Trakom Płowdiw zawdzięcza lokację w sąsiedztwie rzeki Maritsy oraz siedmiu wzgórz. Na wzgórzu Nebet znajdują się ruiny trackiego miasta Eurnolpias, pierwszego wcielenia Płowdiw.
Jednym z najbardziej znanych zabytków Bułgarii z czasów rzymskich jest antyczny teatr odkryty przypadkowo po obsunięciu się ziemi. Obiekt posiadał widownię na 7 tyś. miejsc.
Wyobraźnię porusza antyczny stadion... Tor dla rydwanów miał długość 600 metrów, a widownia mogła pomieścić 30 tysięcy widzów - wszystko to pozostaje skryte pod powierzchnią głównego deptaka Płowdiw. Widoczny jest tylko ostatni fragment z jednym z wejść. Jak wyglądała całość obrazuje makieta stadionu. Możemy sobie tylko wyobrazić jak ogromne antyczne ruiny ukryte są pod reprezentacyjną ulicą miasta.
Antyczna budowla sąsiaduje ze wspomnieniem tureckiej okupacji - meczetem Dzhumaya wzniesionym zaraz po podbiciu Bułgarii w XIV wieku.
Przyjemną rzeczą jest na pewno spacer po wybrukowanych wąskich uliczkach i odkrywanie zakamarków miasta. Czasami uliczki pną się bardzo strono pod górę. Ja z racji wpychania roweru z bagażami do przyjemności tego zaliczyć nie mogę
Warto podejść do pozostałych zabytków pamiętających czasy rzymskie np. Forum Odeon zlokalizowanego w południowej części centrum w bezpośrednim sąsiedztwie parku miejskiego.
Opuszczam to niewątpliwie ciekawe miasto bo najwyższa pora jechać dalej. Dzień chyli się ku końcowi, a przede mną jeszcze solidny podjazd na koniec dnia. W ostatnich promieniach słońca przejeżdżam przez tereny porośnięte stepową roślinnością.
Od miasta Pesztera przyczepia się do mnie jakiś młody psiak. Z racji stromego podjazdu nie mogę go zgubić. Idzie za mną w niewielkiej odległości i co pewien czas skowycze. Dopiero przed miastem Batak zmienia zainteresowanie z mojej osoby na stojącą na poboczu parę w średnim wieku. Liczyłem, że trafię jeszcze na jakiś czynny lokal, ale musiałem obejść się smakiem. Dzień kończę na wysokości około 1650 metrów po mozolnej wspinaczce na przełęcz. Robiąc ten podjazd nocą nic nie straciłem bo droga wiedzie ciągle przez las i widoków i tak by nie było....
Statystyki dzień 9
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/p17wZipYIphOyEuW2
cdn
Dzień 10 - 31.07.2017 - Przez góry i doliny do Grecji........
Miejscówkę mam całkiem fajną bo oprócz zadaszonej wiaty turystycznej jest np. kran z bieżącą wodą. A miniona noc była zdecydowanie chłodniejsza od wcześniejszej. W górach Welijszko-Wideniszki djał, w Rodopach Zachodnich tereny są bardziej zalesione i więcej tu też cieków wodnych aniżeli np. w Starej Płaninie. Przełęcz gdzie przyszło mi spędzić noc jest zabudowana, ale nie ma tu niczego w postaci hotelu czy pensjonatu. Budynki wyglądają na zwykłe domostwa i są prawdopodobnie opuszczone lub co najwyżej zamieszkiwane sezonowo z tego co zauważyłem.
Rozpoczynam zjazd. Nie wiem czego się spodziewać po dzisiejszej trasie. Co będzie to będzie.
Kilkaset metrów dalej stoi pod lasem niewielka cerkiew św. Jana Chrzciciela.
Jazda jest bardzo męcząca. Raz wytracam wysokość by po chwili piąć się ponownie pod górę. Okolica zupełnie pozbawiona widoków bo jadę ciągle przez las. Jest zimno, ubieram długie spodnie i kurtkę. Jakieś widoki pojawiają się w okolicy jeziora Golyam Beglik(Голям беглик). Tama oddana do użytku w 1951 roku.
Kilka kilometrów dalej znajduje się rezerwat przyrody Shiroka Polyana(Широка поляна). Dużą część rezerwatu zajmuje jezioro o tej samej nazwie.
Po 30 kilometrach interwałowej jazdy w końcu mam jakiś konkretny zjazd. Z punktu widokowego ładnie widać jezioro Dospat. Na zjeździe mijam bardzo wiele źródeł z wodą pitną. Większość z nich jest ładnie obudowana.
W końcu jakaś cywilizacja. Robię solidne zakupy bo według mapy przez dość długi dystans może się zdarzyć, że nie uda mi się trafić na jakikolwiek sklep Dospat( Доспат) to również niewielkie miasto ulokowane nad jeziorem. Jest ono ponoć najbardziej górzystym miastem w Bułgarii. Gdzieś tak wyczytałem, ale nie potrafię tego zweryfikować Jeszcze na moment zatrzymuję się w centrum przy budynku urzędu miejskiego. Tuż obok meczet bijący po oczach białą elewacją.
Z centrum zjeżdżam stromo w dół, a zaraz potem jeszcze bardziej stromy podjazd. Zaczynam odczuwać jak bardzo wzrosła już temperatura powietrza.
Najbliższa większa miejscowość to Satovcha (Сатовча), ale to dopiero za kolejne 30 km. Ponownie trasa przybiera charakter interwałowy z tym, że teraz znacznie częściej mam widoki np. na będące już w Grecji góry Falakro.
W powietrzu coraz większa spiekota. Przede mną zjazd do miasta Satovcha. Na zachodzie wyrasta pasmo górskie Piryn.
Moją uwagę zwrócił szczyt Ореляк o wysokości 2099 m ze znajdującym się na jego wierzchołku nadajnikiem. Sprawdzam na mapie i widać, że wiedzie tam droga. Co prawda jest ona o nawierzchni szutrowej, ale trzeba sobie zapamiętać to miejsce na przyszłość
W centrum Satovcha zakupy i długa jazda wzdłuż kanionu gdzie płynie rzeka Bistritza. Przez kilkanaście kilometrów ciągle mijam mniejsze i większe kamieniołomy. Tuż przy drodze ludzie ręcznie rozłupują skałę i układają na palety...
Teraz ostatni etap zjazdu do kotliny Razłog ulokowanej między łańcuchem Pirynu, a zachodnim skrajem Rodopów. Doliną płynie rzeka Mesta (Места), którą przekraczam w miejscowości Blatska.
Ostatnie dziesięć kilometrów do granicy z Grecją jadę główną drogą. Jest ostro pod górę, pot zalewa mi oczy, ale prę powoli naprzód. Ruch na drodze znikomy. Minęło mnie kila tirów i to tyle. Szybka odprawa po bułgarskiej stronie i przekraczam graniczny tunel. Grek z kolei tylko mi machnął bym jechał dalej
Po greckiej stronie droga w znacznie lepszym stanie. Pierwsza większa miejscowość to Kato Nevrokopi. Robię zakupy, przede wszystkim płynów. W sklepie tylko jeden rodzaj piwa, ale spoko takiego jeszcze nie piłem
Jadąc przez Grecję nie sposób nie zauważyć stojących na poboczach, malutkich kapliczek. Różnią się wielkością, wiekiem, poziomem zadbania oraz kunsztem wykonania. Są ich tysiące, ale żadna się nie powtarza. Co jednak znaczą? Przyczyna powstania takiej kapliczki jest jedna – wypadek samochodowy. Intencje ich stawiania są natomiast dwie. Pierwsza to podziękowanie za to, że pomimo wypadku uszło się z życiem, druga natomiast to prośba o spokojny spoczynek w „lepszym świecie” gdy taki wypadek zakończył się tragicznie.
Dość długo przemierzam względnie płaskie tereny rolnicze. Analizując mapę wiem, że czeka mnie solidny podjazd. Ale takiego nachylenia drogi to się zupełnie nie spodziewałem. Na bardzo krótkim dystansie zdobywam kilkaset metrów w pionie. Temperatura powietrza miała bardzo duży wpływ na tempo podjazdu. Na szczęście przy drodze jest kilka źródełek z przyjemnie zimną wodą
Przede mną na koniec dnia kilkadziesiąt kilometrów jazdy po zupełnym bezludziu. Nie ma po drodze żadnej miejscowości, a jedyna cywilizacja to pasterze wypasający stada kóz. Te z kolei lezą jak im się podoba i czasami jest problem z przejazdem.
Ogólnie greckie widoki są całkiem spoko tylko ta kiepska przejrzystość powietrza...
O zachodzie słońca rozpoczynam zjazd do Serres i to taki konkretny. Hamulce na tej stromiźnie zaczynają aż śmierdzieć. Gdyby nie brak znajomości drogi to spokojnie można by się rozbujać do 80-90 km/h na luzie
Przez miasto przejeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno. O dziesiątej wieczór jest 31 stopni na plusie. Panuje straszy zaduch. Wypijam szybkie piwo w knajpie i lecę dalej.
Jakimiś mniej uczęszczanymi drogami jadę w kierunku Salonik. Do pokonania jest około 70 kilometrów i raczej nikłe szanse bym tam dotarł tego samego dnia. Strasznie denerwują mnie psy pasterskie. Jest ich w okolicy od groma. Kilka razy opuszczają one stado owiec, które pilnują i puszczają się w pogoń za mną. Są bardzo agresywne. Jeden swymi kłami rozrywa mi skarpetkę na lewej kostce....
Za miejscowością Kalokastro przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym dziś podjazdem. Jednak dość wcześnie rezygnuję z dalszej walki o kolejne metry i rozbijam się na noc na polance przy drodze. Kolejny dzień z dystansem ponad 200 km zaliczony, więc po co się dalej męczyć....
Statystyki dzień 10
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/a2JdQAeh62PeZmsa2
cdn[img]http://[/img]
Miejscówkę mam całkiem fajną bo oprócz zadaszonej wiaty turystycznej jest np. kran z bieżącą wodą. A miniona noc była zdecydowanie chłodniejsza od wcześniejszej. W górach Welijszko-Wideniszki djał, w Rodopach Zachodnich tereny są bardziej zalesione i więcej tu też cieków wodnych aniżeli np. w Starej Płaninie. Przełęcz gdzie przyszło mi spędzić noc jest zabudowana, ale nie ma tu niczego w postaci hotelu czy pensjonatu. Budynki wyglądają na zwykłe domostwa i są prawdopodobnie opuszczone lub co najwyżej zamieszkiwane sezonowo z tego co zauważyłem.
Rozpoczynam zjazd. Nie wiem czego się spodziewać po dzisiejszej trasie. Co będzie to będzie.
Kilkaset metrów dalej stoi pod lasem niewielka cerkiew św. Jana Chrzciciela.
Jazda jest bardzo męcząca. Raz wytracam wysokość by po chwili piąć się ponownie pod górę. Okolica zupełnie pozbawiona widoków bo jadę ciągle przez las. Jest zimno, ubieram długie spodnie i kurtkę. Jakieś widoki pojawiają się w okolicy jeziora Golyam Beglik(Голям беглик). Tama oddana do użytku w 1951 roku.
Kilka kilometrów dalej znajduje się rezerwat przyrody Shiroka Polyana(Широка поляна). Dużą część rezerwatu zajmuje jezioro o tej samej nazwie.
Po 30 kilometrach interwałowej jazdy w końcu mam jakiś konkretny zjazd. Z punktu widokowego ładnie widać jezioro Dospat. Na zjeździe mijam bardzo wiele źródeł z wodą pitną. Większość z nich jest ładnie obudowana.
W końcu jakaś cywilizacja. Robię solidne zakupy bo według mapy przez dość długi dystans może się zdarzyć, że nie uda mi się trafić na jakikolwiek sklep Dospat( Доспат) to również niewielkie miasto ulokowane nad jeziorem. Jest ono ponoć najbardziej górzystym miastem w Bułgarii. Gdzieś tak wyczytałem, ale nie potrafię tego zweryfikować Jeszcze na moment zatrzymuję się w centrum przy budynku urzędu miejskiego. Tuż obok meczet bijący po oczach białą elewacją.
Z centrum zjeżdżam stromo w dół, a zaraz potem jeszcze bardziej stromy podjazd. Zaczynam odczuwać jak bardzo wzrosła już temperatura powietrza.
Najbliższa większa miejscowość to Satovcha (Сатовча), ale to dopiero za kolejne 30 km. Ponownie trasa przybiera charakter interwałowy z tym, że teraz znacznie częściej mam widoki np. na będące już w Grecji góry Falakro.
W powietrzu coraz większa spiekota. Przede mną zjazd do miasta Satovcha. Na zachodzie wyrasta pasmo górskie Piryn.
Moją uwagę zwrócił szczyt Ореляк o wysokości 2099 m ze znajdującym się na jego wierzchołku nadajnikiem. Sprawdzam na mapie i widać, że wiedzie tam droga. Co prawda jest ona o nawierzchni szutrowej, ale trzeba sobie zapamiętać to miejsce na przyszłość
W centrum Satovcha zakupy i długa jazda wzdłuż kanionu gdzie płynie rzeka Bistritza. Przez kilkanaście kilometrów ciągle mijam mniejsze i większe kamieniołomy. Tuż przy drodze ludzie ręcznie rozłupują skałę i układają na palety...
Teraz ostatni etap zjazdu do kotliny Razłog ulokowanej między łańcuchem Pirynu, a zachodnim skrajem Rodopów. Doliną płynie rzeka Mesta (Места), którą przekraczam w miejscowości Blatska.
Ostatnie dziesięć kilometrów do granicy z Grecją jadę główną drogą. Jest ostro pod górę, pot zalewa mi oczy, ale prę powoli naprzód. Ruch na drodze znikomy. Minęło mnie kila tirów i to tyle. Szybka odprawa po bułgarskiej stronie i przekraczam graniczny tunel. Grek z kolei tylko mi machnął bym jechał dalej
Po greckiej stronie droga w znacznie lepszym stanie. Pierwsza większa miejscowość to Kato Nevrokopi. Robię zakupy, przede wszystkim płynów. W sklepie tylko jeden rodzaj piwa, ale spoko takiego jeszcze nie piłem
Jadąc przez Grecję nie sposób nie zauważyć stojących na poboczach, malutkich kapliczek. Różnią się wielkością, wiekiem, poziomem zadbania oraz kunsztem wykonania. Są ich tysiące, ale żadna się nie powtarza. Co jednak znaczą? Przyczyna powstania takiej kapliczki jest jedna – wypadek samochodowy. Intencje ich stawiania są natomiast dwie. Pierwsza to podziękowanie za to, że pomimo wypadku uszło się z życiem, druga natomiast to prośba o spokojny spoczynek w „lepszym świecie” gdy taki wypadek zakończył się tragicznie.
Dość długo przemierzam względnie płaskie tereny rolnicze. Analizując mapę wiem, że czeka mnie solidny podjazd. Ale takiego nachylenia drogi to się zupełnie nie spodziewałem. Na bardzo krótkim dystansie zdobywam kilkaset metrów w pionie. Temperatura powietrza miała bardzo duży wpływ na tempo podjazdu. Na szczęście przy drodze jest kilka źródełek z przyjemnie zimną wodą
Przede mną na koniec dnia kilkadziesiąt kilometrów jazdy po zupełnym bezludziu. Nie ma po drodze żadnej miejscowości, a jedyna cywilizacja to pasterze wypasający stada kóz. Te z kolei lezą jak im się podoba i czasami jest problem z przejazdem.
Ogólnie greckie widoki są całkiem spoko tylko ta kiepska przejrzystość powietrza...
O zachodzie słońca rozpoczynam zjazd do Serres i to taki konkretny. Hamulce na tej stromiźnie zaczynają aż śmierdzieć. Gdyby nie brak znajomości drogi to spokojnie można by się rozbujać do 80-90 km/h na luzie
Przez miasto przejeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno. O dziesiątej wieczór jest 31 stopni na plusie. Panuje straszy zaduch. Wypijam szybkie piwo w knajpie i lecę dalej.
Jakimiś mniej uczęszczanymi drogami jadę w kierunku Salonik. Do pokonania jest około 70 kilometrów i raczej nikłe szanse bym tam dotarł tego samego dnia. Strasznie denerwują mnie psy pasterskie. Jest ich w okolicy od groma. Kilka razy opuszczają one stado owiec, które pilnują i puszczają się w pogoń za mną. Są bardzo agresywne. Jeden swymi kłami rozrywa mi skarpetkę na lewej kostce....
Za miejscowością Kalokastro przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym dziś podjazdem. Jednak dość wcześnie rezygnuję z dalszej walki o kolejne metry i rozbijam się na noc na polance przy drodze. Kolejny dzień z dystansem ponad 200 km zaliczony, więc po co się dalej męczyć....
Statystyki dzień 10
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/a2JdQAeh62PeZmsa2
cdn[img]http://[/img]
Ostatnio zmieniony 2017-09-28, 05:44 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości