Moje urodziny w rytmie walca wiedeńskiego
Następnym punktem programu jest śliczne małe miasteczko Hallstatt leżące nad jeziorem Hallstättersee w Alpach. Miasteczko wpisane na listę UNESCO. Centrum to w zasadzie jedna ulica wzdłuż jeziora. Ze względu na małą powierzchnię domy budowane są piętrowo, a drzewa owocowe pną się po murach domów. Najpierw całą grupą z przewodniczką spacerujemy wzdłuż jeziora.
Mijamy maleńkie przydrożne sklepiki z pamiątkami.
Ponieważ mamy aż dwie godziny czasu do dyspozycji, wykupujemy sobie bilety na rejs statkiem po jeziorze. Nie jesteśmy jedyni, znaczna część osób z naszej wycieczki robi to samo. Rejs trwa około 50 minut, koszt 15 EURO od łebka. Warto, bo widoki przepiękne i w ogóle bardzo przyjemnie, choć momentami mocno wieje.
Pozostały czas wolny spędzamy na zwiedzaniu i robieniu fotek. Wstępujemy też do marketu na zakupy, głównie uzupełniamy napoje. Z Hallstatt ciężko wyjeżdżać. Jak dla mnie najpiękniejsze miejsce na trasie całej wycieczki.
Kolejnym miejscem jest Bad Ischl , miasto uzdrowiskowe z deptakiem, parkiem zdrojowym, niby ładne, zadbane, uwielbiane przez rodzinę cesarską i często przez nią odwiedzane, ale... nie robi na mnie większego wrażenia. Jakoś tak dziwnie przypomina mi Krynicę. Na szczęście nie zatrzymujemy się tam na dłużej. Jakieś półtorej godziny spaceru i chwila wolnego czasu.
Nocleg wypada nam znowu w klimatycznym, urządzonym w starym stylu pensjonacie, tym razem w malutkiej miejscowości Ebansee, położonej nad ślicznym jeziorkiem. Podobnie jak i poprzedniego dnia, zostawiamy bagaże w pokoju i idziemy na spacer. Najpierw jeszcze zahaczamy o knajpkę , gdzie spożywamy smaczną pokaźnych rozmiarów pizzę wegetariańską, a później ruszamy nad jezioro. A tam cicho, pusto i...cudnie.
Jezioro i szczyty gór to jeden z najpiękniejszych widoków, jaki mam w ciągu tych kilku dni wycieczki.
A w nocy zaczyna padać, krople deszczu uderzają o parapet.Pewnie znów pogoda się spierniczy...
Mijamy maleńkie przydrożne sklepiki z pamiątkami.
Ponieważ mamy aż dwie godziny czasu do dyspozycji, wykupujemy sobie bilety na rejs statkiem po jeziorze. Nie jesteśmy jedyni, znaczna część osób z naszej wycieczki robi to samo. Rejs trwa około 50 minut, koszt 15 EURO od łebka. Warto, bo widoki przepiękne i w ogóle bardzo przyjemnie, choć momentami mocno wieje.
Pozostały czas wolny spędzamy na zwiedzaniu i robieniu fotek. Wstępujemy też do marketu na zakupy, głównie uzupełniamy napoje. Z Hallstatt ciężko wyjeżdżać. Jak dla mnie najpiękniejsze miejsce na trasie całej wycieczki.
Kolejnym miejscem jest Bad Ischl , miasto uzdrowiskowe z deptakiem, parkiem zdrojowym, niby ładne, zadbane, uwielbiane przez rodzinę cesarską i często przez nią odwiedzane, ale... nie robi na mnie większego wrażenia. Jakoś tak dziwnie przypomina mi Krynicę. Na szczęście nie zatrzymujemy się tam na dłużej. Jakieś półtorej godziny spaceru i chwila wolnego czasu.
Nocleg wypada nam znowu w klimatycznym, urządzonym w starym stylu pensjonacie, tym razem w malutkiej miejscowości Ebansee, położonej nad ślicznym jeziorkiem. Podobnie jak i poprzedniego dnia, zostawiamy bagaże w pokoju i idziemy na spacer. Najpierw jeszcze zahaczamy o knajpkę , gdzie spożywamy smaczną pokaźnych rozmiarów pizzę wegetariańską, a później ruszamy nad jezioro. A tam cicho, pusto i...cudnie.
Jezioro i szczyty gór to jeden z najpiękniejszych widoków, jaki mam w ciągu tych kilku dni wycieczki.
A w nocy zaczyna padać, krople deszczu uderzają o parapet.Pewnie znów pogoda się spierniczy...
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Piątego dnia rano budzimy się w szarej, ponurej rzeczywistości-leje i jest mgła.Po śniadaniu ciągniemy bagaże do autokaru. Mamy przed sobą ponad 4 godziny drogi. Pilot pociesza, że we Wiedniu jest pogoda lepsza. Opuszczamy alpejskie pejzaże...
A więc Wiedeń.Przyjeżdżamy do niego koło południa, to znaczy wjeżdżamy na peryferie miasta. Korki są spore. Zgarniamy po drodze przewodniczkę. Najpierw zatrzymujemy się, aby zobaczyć willę zbudowaną według projektu Hundertwassera. Mała uliczka z kramami , sklepikami i na końcu uliczki ten budynek. Jestem zachwycona. I jest to jedyne miejsce, które zachwyca mnie w tym mieście.
Zaglądamy do malutkiego sklepiku . Jest tam kibel urządzony w tym stylu, co ta willa. I w ogóle cały sklepik fajny. Kupuję sobie kilka gadżetów i trochę słodyczy. Następnym miejscem, które odwiedzamy jest Belweder. Tu zatrzymujemy się na dłużej, tak,żeby każdy mógł swobodnie pospacerować i pofocić.
Po opuszczeniu Belwederu mamy kilkunastominutowy objazd autokarem po centrum miasta. Przewodniczka pokazuje najciekawsze obiekty. Fotki wykonywane na szybko przez okno autobusu wiadomo jakie są. Wrzucam więc tylko dwie-pierwsza to gmach Opery Wiedeńskiej, druga to Parlament.
A później jest trwający ze trzy godziny grupowy spacer po mieście. Na szczęście nie pada, a jest dość chłodno.
Wiedeń to miasto, w którym postawiono sporo pomników.
Ten najciekawszy to pomnik Mozarta.
Są parki, fontanny i budowle, wszystkich tych nazw spamiętać mój łeb nie potrafił.
Ogród Volksgarten-tam można sobie hodować róże, są one podpisane.
Świątynia Tezeusza
Pałac Hofburg
Pawilon motyli
Mijamy raz jeszcze Operę Wiedeńską
Kolumna Morowa
I od groma klasztorów i kościołów. Do niektórych z nich wchodzimy.Mamy też w planie zwiedzać Katedrę, ale okazuje się, że nie ma takiej możliwości, bo właśnie odbywa się jakiś przegląd chórów czy coś w tym stylu, więc tylko zaglądamy przez kraty do środka.
A to właśnie owa Katedra:
A na jej murach takie ozdobniki
Zwiedzamy też dzielnicę żydowską.
Krążymy jeszcze po zaułkach i ciasnych uliczkach w pobliżu centrum. Nareszcie dostajemy 2 godziny czasu wolnego.Ja chcę na zakupy
Najpierw idziemy rozejrzeć się za jakimś żarciem. Trafiamy na małą restauracyjkę, w której nie trzeba bardzo długo czekać. Po obiedzie ruszamy na zakupy. Prezenty trza pokupić, bo pilot zapowiada, że jutro nie za bardzo będzie gdzie, co zresztą nie do końca okazuje się prawdą. Na nocleg udajemy się na peryferie Wiednia do ogromnego hotelu, w którym jest i sklep i knajpa.
Szósty, ostatni, całkiem już deszczowy dzień naszej wycieczki to zwiedzanie Pałacu Schönbrunn.W komnatach oczywiście zakaz fotografowania, w powozowni wolno robić zdjęcia,ale bez użycia lampy błyskowej.
Karawan
Stroje cesarskie
Po zwiedzeniu powozowni mamy jeszcze półtorej godziny wolnego czasu. Wykorzystujemy go na spacer po ogrodach pałacowych, na fotki. Niestety pada coraz mocniej.
Glorietta, nie wchodzimy na nią ze względu na pogodę i ograniczony czas.
Na terenie pałacu jest kilka sklepów z pamiątkami i słodyczami, dla mnie raj Problem tylko taki -gdzie to wszystko pomieścić? Ale na to też jest rada. Kupuję sobie pojemną torbę w hipisowskim stylu.
Zalany deszczem Wiedeń opuszczamy zaraz z południa. Teraz czeka nas tylko długi powrót do Polski. W domu jesteśmy równo o północy.
Wycieczka bardzo udana, pomimo zmiennej pogody. Na szczęście nie było upałów. Numer jeden jak dla mnie zdecydowanie Hallstatt i rejs po jeziorze, na drugim miejscu Orle Gniazdo Hitlera(pomimo kiepskiej pogody i marnych widoków). Na trzecim miejscu Twierdza w Werfen. Wielkie miasta raczej nie dla mnie...
A więc Wiedeń.Przyjeżdżamy do niego koło południa, to znaczy wjeżdżamy na peryferie miasta. Korki są spore. Zgarniamy po drodze przewodniczkę. Najpierw zatrzymujemy się, aby zobaczyć willę zbudowaną według projektu Hundertwassera. Mała uliczka z kramami , sklepikami i na końcu uliczki ten budynek. Jestem zachwycona. I jest to jedyne miejsce, które zachwyca mnie w tym mieście.
Zaglądamy do malutkiego sklepiku . Jest tam kibel urządzony w tym stylu, co ta willa. I w ogóle cały sklepik fajny. Kupuję sobie kilka gadżetów i trochę słodyczy. Następnym miejscem, które odwiedzamy jest Belweder. Tu zatrzymujemy się na dłużej, tak,żeby każdy mógł swobodnie pospacerować i pofocić.
Po opuszczeniu Belwederu mamy kilkunastominutowy objazd autokarem po centrum miasta. Przewodniczka pokazuje najciekawsze obiekty. Fotki wykonywane na szybko przez okno autobusu wiadomo jakie są. Wrzucam więc tylko dwie-pierwsza to gmach Opery Wiedeńskiej, druga to Parlament.
A później jest trwający ze trzy godziny grupowy spacer po mieście. Na szczęście nie pada, a jest dość chłodno.
Wiedeń to miasto, w którym postawiono sporo pomników.
Ten najciekawszy to pomnik Mozarta.
Są parki, fontanny i budowle, wszystkich tych nazw spamiętać mój łeb nie potrafił.
Ogród Volksgarten-tam można sobie hodować róże, są one podpisane.
Świątynia Tezeusza
Pałac Hofburg
Pawilon motyli
Mijamy raz jeszcze Operę Wiedeńską
Kolumna Morowa
I od groma klasztorów i kościołów. Do niektórych z nich wchodzimy.Mamy też w planie zwiedzać Katedrę, ale okazuje się, że nie ma takiej możliwości, bo właśnie odbywa się jakiś przegląd chórów czy coś w tym stylu, więc tylko zaglądamy przez kraty do środka.
A to właśnie owa Katedra:
A na jej murach takie ozdobniki
Zwiedzamy też dzielnicę żydowską.
Krążymy jeszcze po zaułkach i ciasnych uliczkach w pobliżu centrum. Nareszcie dostajemy 2 godziny czasu wolnego.Ja chcę na zakupy
Najpierw idziemy rozejrzeć się za jakimś żarciem. Trafiamy na małą restauracyjkę, w której nie trzeba bardzo długo czekać. Po obiedzie ruszamy na zakupy. Prezenty trza pokupić, bo pilot zapowiada, że jutro nie za bardzo będzie gdzie, co zresztą nie do końca okazuje się prawdą. Na nocleg udajemy się na peryferie Wiednia do ogromnego hotelu, w którym jest i sklep i knajpa.
Szósty, ostatni, całkiem już deszczowy dzień naszej wycieczki to zwiedzanie Pałacu Schönbrunn.W komnatach oczywiście zakaz fotografowania, w powozowni wolno robić zdjęcia,ale bez użycia lampy błyskowej.
Karawan
Stroje cesarskie
Po zwiedzeniu powozowni mamy jeszcze półtorej godziny wolnego czasu. Wykorzystujemy go na spacer po ogrodach pałacowych, na fotki. Niestety pada coraz mocniej.
Glorietta, nie wchodzimy na nią ze względu na pogodę i ograniczony czas.
Na terenie pałacu jest kilka sklepów z pamiątkami i słodyczami, dla mnie raj Problem tylko taki -gdzie to wszystko pomieścić? Ale na to też jest rada. Kupuję sobie pojemną torbę w hipisowskim stylu.
Zalany deszczem Wiedeń opuszczamy zaraz z południa. Teraz czeka nas tylko długi powrót do Polski. W domu jesteśmy równo o północy.
Wycieczka bardzo udana, pomimo zmiennej pogody. Na szczęście nie było upałów. Numer jeden jak dla mnie zdecydowanie Hallstatt i rejs po jeziorze, na drugim miejscu Orle Gniazdo Hitlera(pomimo kiepskiej pogody i marnych widoków). Na trzecim miejscu Twierdza w Werfen. Wielkie miasta raczej nie dla mnie...
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
laynn pisze:Majka pisze:na końcu uliczki ten budynek
Rewelacja!
I ten dom zainspirował mnie do bliższego poznania twórczości Hundertwassera. Fajny facet z niego był, oryginalny. Ciekawe miał pomysły. Ten budynek to jeden z kilku, które zaprojektował.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Český Krumlovto jedno z najpiękniejszych miasteczek.
Tu spędziłem 3 romantyczne noce /dni też/ z narzeczoną i której pokazałem chyba wszystko.
Byliśmy też rodzinnie z dziećmi, ale to już nie ten klimat ani smak...
Tu spędziłem 3 romantyczne noce /dni też/ z narzeczoną i której pokazałem chyba wszystko.
Byliśmy też rodzinnie z dziećmi, ale to już nie ten klimat ani smak...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:Český Krumlovto jedno z najpiękniejszych miasteczek.
Tu spędziłem 3 romantyczne noce /dni też/ z narzeczoną i której pokazałem chyba wszystko.
Byliśmy też rodzinnie z dziećmi, ale to już nie ten klimat ani smak...
Tak, piękne miasto.A ta narzeczona to żona czy jakaś inna narzeczona, jeśli można zadać tak osobiste pytanie?
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Majka pisze:ta narzeczona to żona czy jakaś inna narzeczona, jeśli można zadać tak osobiste pytanie
Dawna miłość ze szkolnej ławki. (poznali się za snopem siana, w Bełchatowie) sorki Laynn,,,
Ostatnio zmieniony 2017-08-05, 15:02 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
sokół to ma dobre oko - dokładnie tak wyglądaliśmy na zdjęciu ślubnym, bo braliśmy go w stroju ludowym.
Kupa lat, sam się nie poznaję na zdjęciu, gdy już jako żona pchnęła mnie w kopkę siana i zrobiła fotę.
Sentymentów miałem kilka, ale tylko jedną narzeczoną, z perspektywy czasu reszta to...
Kupa lat, sam się nie poznaję na zdjęciu, gdy już jako żona pchnęła mnie w kopkę siana i zrobiła fotę.
Sentymentów miałem kilka, ale tylko jedną narzeczoną, z perspektywy czasu reszta to...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 61 gości