BLOG https://www.facebook.com/nogiwgore/ PRESENTS:
CZERWONA ŁAWKA. KREW (DOSŁOWNIE) POT I ŁZY
#gory #tatry #slovakia #slowacja #mountains #czerwonalawka #juniorstress #lsm #dziecikorzeni
- no i co ja mam z tym robić, to się bardziej do chirurga nadaje – mówi kosmetyczka.
-weź, daj spokój – zrób tak żeby było dobrze – poradzisz sobie.
- postaram się, ale będzie ciężko.
- chcesz posłuchać, co to znaczy ciężko? To opowiem ci to od początku.
i siedząc w gabinecie, w wygodnym fotelu, kiedy to kosmetyczka stara się naprawić mojego paznokcia opowiadam.
W październiku, kiedy to znowu kończę kolejny rok mojego zaskakującego cały świat życia, w prezencie dla siebie i swojego radosnego żywota wspięłam się z moim serdecznym kolegą na oba tatrzańskie Mnichy. Przygoda to niesamowita, ale to było wczoraj. Dzisiaj, trochę zmęczeni i rozentuzjazmowani wczorajszą wspinaczką idziemy już we trójkę – ze Starym – gdzieś. Kto wymyślił, żeby dojść do chaty Teryho? Ktoś z nas – żeby się przejść, rozprostowac kości i napić się piwa podziwiając ładną panoramę. Dojście do schroniska – jak to dojście. Chodniki, kamyki, widoki, październik – ludzi mało, pogoda dopisuje – po prostu górski spacer. Stary ma pewnie nas dosyć, bo opowiadamy mu Mnichy krok po kroku, tu szczelinka, tam linka, tu kamyczek, a wiesz jaki był fajny zjazd, a później padał deszcz… wczoraj tłukąc buciorami w skały nic się złego nie działo, teraz tez jest okej, nie czuję, żeby obcierały mnie buty. Trochę nogi wchodzą w tyłek, ale idę tym szlakiem po raz pierwszy i ta droga w nieznane zawsze jest pełna niespodzianek. Chce już dojść do Teryho i wypić dobre, zimne piwo – popodziwiać widoki i tak skończyć któryś tam rok życia.
Widok jest… beznadziejny. Siedze na ławeczce przed ową chatą i widzę… mgłę. Nie ma różnych odcieni, nie rusza się, nie pachnie. Jest szaro bura zawiesiną, która zasłania wszystko. Są czasami piękne mgły – ruchome, jak delikatne firanki, woale, które to odsłaniają, to zasłaniają krajobrazy. Są mgły magiczne. Są straszne. Ta jest nijaka. Patrzymy na nią zniesmaczeni, trochę wkurzeni, że odebrała nam dzisiejszy cel. Cisza i każdy myśli to samo. To jest fajne – znamy się dobrze, wiemy co chcemy i już patrzymy na siebie, na zegarki i na mapę. Opis szlaku o najdłuższych w Tatrach łańcuchach nęci i odstrasza jednocześnie, ale z racji na krótki cxas podejścia idziemy – zobaczymy co tam się dzieje a w tym czasie może mgła ustąpi. Po drodze spotykamy pięknego lisa i kozice. Jest życie. W tym księżycowym padole z szarych skał, przykrytym szarym niebem, otoczonym szarymi górami i spowitym szarą mgłą pomarańczowy lis jest jak kometa. Spacer robi się fajny. Jestesmy naprawdę na innej planecie. But mnie trochę uwiera, albo noga pobolewa – coś się dzieje, ale na tyle jest to niegroźne, że nawet nie wspominam.
Kiedy złośliwa mgła trochę ucieka – niech spiernicza hen daleko szarzyć inne światy – widac w górach szczerbę – taką małą przełęcz. Fascynuje mnie widziana jeszcze z szarego padołu prawie bez życia – fantastyczny widok, w ogóle co za miejsce! Tam idziemy przecież – uświadamiają mnie Marcel i Stary. No i tutaj stały element „chyba was pogięło, ja nigdzie nie idę, po co myśmy tu przyszli… bla bla bla… „ z perspektywy czasu to smiac mi się chce z tego mojego mędzenia, teraz już się cieszę, inaczej absorbuje wyzwania i perspektywy, ale wtedy to wyglądało na naprawdę nieosiągalne. Musze tam wrócić. No to jak panowie mówią, że idziemy to chodźmy. Boli mnie noga. W momencie, kiedy zaczynają się łańcuchy widze, jak kilka osób naprawdę się męczy. Czy ta ściana z łańcuchami do wejścia jest do wejścia? Nie jest bardzo bezpiecznie, bo mgła – złośnica jedna jak odchodziła to zostawiła po sobie wilgotne skały a tam – w ich układzie nie jest to dobre. Szaro, pionowo, zapach mokrego łańcucha – niepowtarzalny, uderzenia o skałę, zimno. Ludzie się męczą. Zastany obrazek nie reklamował na pewno radosnego chodzenia po górach i nie miał nic wspólnego z górską satysfakcją. Chłopaki moje bez większych problemów – ale oni mają styl kozic – wskakują na górę a ja na końcu krok po kroku z coraz bardziej bolącą nogą. Ze Starym nie znoszę takich odcinków, bo kiedy ja próbuję znaleźć pewny stopień, albo chwyt – on stojąc już na górze udziela porad. Poradnictwo tym razem polegało na wykrzykiwaniu „dupa przy ścianie”. To nie było bezpieczne, bo inni wspinający się ludzie mogli pospadać ze śmiechu słysząc, jak facet z góry krzyczy osiemdziesiąty piąty raz do babeczki „dupa przy scianie”. A ja sobie myślę – ty stary capie, rzuć sobie pustaka na stopę a później idź tędy a ja z góry pokrzyczę „dupa przy ścianie”. Nie wiem czy z prawidłowo ułożona dupa przy ścianie, ale doszłam na przełęcz i siadłam zmęczona na mokrym kamieniu. W szarościach i gestym powietrzu jest to naprawdę inna planeta. Ludzie tak opisują księżyc. Bardzo ta planeta jest dziwna. Nie zaprasza, ale jest tak ładna, że chce się na niej pobyć chociaż chwilę. Poza tym dość śmieszne, że górskie wycieczki zazwyczaj mają swój finał na szczycie. A teraz/ jestem w jakiejś szczerbie między dużymi, ostrymi górskimi kłami. Chcę iść dalej, bo noga boli. Rozwiązałabym buta, sprawdziła co się dzieje. mam plaster, mam bandaż, ale chodźmy na dół – weszliśmy to trzeb zejść.
Zejście jest jeszcze bardziej księżycwe, b znowu opada mgła, która osadza się na wielkich głazach – tak dziwny świat. Ale wiecie, jak się schodzi i stopa czuje czub własnego buta, czasami po bardzo długim trekkingu w najwygodniejszych butach – po prostu boli. A jeszcze jak się jest księżniczką o wąziutkiej czterdziestce jedynce to tym bardziej. Staram się iść na pięcie, jakoś na boku, przekładac ciężar ciała tylko na prawą nogę. Nic nie daje. Jeszcze na tym etapie dzielnie się nie przyznaję, że coś nie działa. Mówię, że jestem zmęczona. Marcel idzie do przodu swoim, czyli normalnym tempem a my się wleczemy – no szkoda jeszcze, żeby mnie Stary zostawił (Stary to mój małżonek, nie tata i wcale nie jest stary). Droga do Zbójnickiej Chaty niemalże na jednej nodze wydaje się być tak cholernie długa i pusta, ze w pewnym momencie zaczynam podejrzewać, że się zgubiliśmy. To fajny moment bo moja dość zadanowa gowa się nie martwi, tylko rozgląda się skąd wziąć gałązki na szałas i oblicza ile ma jeszcze kanapek w plecaku, żebyśmy do rana nie umarli z głodu, tudzież mieli czym nakarmić Niedźwiadka, gdyby się okazało, że chciałby się do nas przybliżyć. Tylko, cholera, co z tą nogą? Niestety plan awaryjnego dzikiego kempingu upada, kiedy w końcu jawi się budynek schroniska. Marcel na nas czeka. Z piwem, bo znamy się trzydzieści lat – kto pierwszy, ten czeka z piwem, czy tam z herbata, czy z kanapką… takie tam nasze w’witamy was chlebem i solą”. Chwila odpoczynku wcale nie jest takie dobre jak się okazuje, bo wiecie jak to jest jak boli noga – dopóki idziesz to idziesz ale jak siądziesz to nie chcesz już isć dalej. zaczynam powaznie narzekać. Nawet chcą się ze mną wymienić butami – chłopaki – chodźmy.
Chodźmy, chodźmy tylko – kurde – ja ledwo idę i jest mi naprawdę niedobrze. Opuszczamy już ostatnie zębate góry – traz tylko chodnik, jedynie kilka kilometrów i kolejka. Dupa! Jak doczłap ujemy do stacji kolejki to ostatnia odjechała – drałujemy dalej. Zęby mnie zaczynają bardziej boleć niż ta stopa, od zaciskania. Jestem w totalnej dupie. W ciemności po płaskiej już ścieżce schodząc do miasteczka ide kilka metrów dalej za chłopakami i wyję. Lecą mi łzy. I to bardzo dobrze pamiętam – płaczę z bólu, chociaż nawet nie wiem co mi jest, ale jednocześnie przepełnia mnie radość, że zaraz usiądę i zdejmę buty i jeszcze to wszytsko co się przez dwa dni wydarzyło… dwa Mnichy, Czerwona Ławka i to wszystko na urodziny. Boli, bo jestem kaleka straszną w tym momencie, ale szczęśliwą. Kiedy opadam na fotel w samochodzie i ściągam ze łzami w oczach buta – krew się leje, boli, nie mam paznokcia w dużym palcu.. Czerwona skarpeta. Czerwony but, czerwona krew.. ale Czerowna Ławka.
- no to ty może nie powinnaś po tych górach chodzić, jak masz taki delikatny ten paznokieć – sugeruje kosmetyczka.
- może nie powinnam – przytakuje, myśląc o kolejnej górze.
EPILOG
Paznokieć schodzi mi regularnie, bez względu na numer, jakość i typ buta. Nauczyłam się z nim postępować tak, by działo się to bezboleśnie i bezkrwawo – nie stanowi to żadnych problemów. A kosmetyczka może robić na mnie doktorat
Udanego Dnia!
CZERWONA ŁAWKA - KREW POT I ŁZY
-
- Posty: 67
- Rejestracja: 2017-07-17, 15:56
-
- Posty: 67
- Rejestracja: 2017-07-17, 15:56
niestety, ale po raz kolejny zawiode - tak samo jak nie ma zdjęcia z wiszenia na łańcuchu - nie będzie zdjęcia z krwią i od razu na przyszłość się usprawiedliwię - nie będzie fotografii z upadku na Łomnicy, który już opisany czeka w kolejce. Ale po ostatniej reprymendzie będe już dokumentowac każdy upadek
-
- Posty: 67
- Rejestracja: 2017-07-17, 15:56
@nogiwgore pisze:dajcie mi jednak opisac jeszcze kilka spektakularnych porażek, wypadków i zadrapań - naprawdę - to jeszcze nie wszystko...
Dajemy. Ale krwi nie odpuścimy.
Szlak Krwi Tatrzańskiej.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 34 gości