Weekend zapowiadal sie burzowo. Chcielismy wyjechac w piatek kolo 16 ale udaje sie dopiero dwie godziny pozniej- taka jest sciana wody przed domem. Potem tez chmury ukladaja sie w ciekawe desenie, mruczac groznie.
Miedzy Chojnowem a Białą natrafiamy na malutkie jeziorko. Na nocleg czy rybałke by sie nadalo- acz na kapiel nie bardzo. Suniemy wiec szukajac szczescia dalej.
Na pierwszy nocleg zawijamy nad opuszczone wyrobisko w Rokitkach. Slady ognisk i smieci swiadcza, ze dosc czesto biwakuja tu miejscowi. Dzis jednak jestesmy tu sami. Przewijają sie tylko jakies kuny szeleszczace w porzuconych w krzakach papierach. Dzieki rozwłóczajacym wszystko zwierzakom znajdujemy kratke grilowa, ktora fajnie sie nam nadaje do pieczenia oscypkow.
Przez pol wieczoru strasza nas przewalajace sie nad okolicami burze. Czarne chmury podswietlane co chwile błyskiem zdaja sie zblizac i oddalac, dwa razy nawet zaczyna cos padac, ale na tyle slabo ze nie zagasza ogniska. Niebo wciaz do nas zagaduje cichym pomrukiem. Odpuszczamy sobie nocną kapiel- ponoc nie ma nic gorszego nic zarobic piorunem siedzac w jeziorze
Kabaczek ma nową milosc kulinarną- krakersy! Zeżera ich chyba pol opakowania. No i nie kladziemy jej dzis spac o 20. W koncu jest juz na tyle duza, ze moze z nami posiedziec na wieczornej imprezie. No i malenstwo dzis po raz pierwszy chyba dostrzega ksiezyc! Kwiku radosci jest wiec co niemiara.
W nocy podnoszą sie zewszad mgły a okraglak prawie w pełni podswietla wszystko seledynowym swiatłem.
Nasze spanko.
Poranna dzika plaża pełna kwiatow.
W krzakach nieopodal znajdujemy ruiny jakiegos domku, baraków czy gospodarstwa. Calosc byla niegdys otoczona murem.
Rano odwiedza nas dwoch panow, ktorzy jak sie okazuje sa straznikami pobliskiej kopalni i mowią, ze rozbilismy sie tu gdzie juz nie wolno (mimo ze wyrobisko jest nieczynne). Ale sa jednoczesnie bardzo mili i ucinamy sobie pogawedke. Nie mamy do nich zalu- taka maja prace... A i tak sie juz zbieralismy. Szkoda tylko bo juz myslalam, ze mamy upatrzone fajne miejsce na kolejne biwaki- wyjatkowo miły zakątek... Az za miły... Gadalismy sobie wieczorem, ze czujemy sie tu jak gdzies na wschodzie... i ze ten nasz kraj nie jest taki zly, skoro takie miejsca istnieją....
Zaglądamy tez nad inne pobliskie glinianki. Jedna z nich ma niesamowicie błękitna wode.
Na jej brzegach nie mozna przebywac, kąpac sie ale domy budowac to juz i owszem
Nad drugim zalanym wyrobiskiem jest piaszczysta plaza z widokiem na maszyny.
Za Rakowem odkrywamy jeszcze jedna glinianke, na odmiane dosc płytką.
W razie deszczu czy checi noclegowej mozna sie tu schronic w pordzewiałej przyczepie czy fragmencie ciezarowki. Wewnatrz mozna odnalezc troche starych, rosyjskich napisow.
Polnymi drogami suniemy gdzies w strone Chocianowa.
Mijamy ciekawe zespoly nadrzewnych kapliczek.
Dalszy ciag wycieczki ma charakter rowerowy. Jedziemy z Przemkowa do Studzianki i potem w okolice Wilkocina. Juz kilka razy przymierzalismy sie do tych tras. Skodusią sie nie udalo- staly znaki zakazu wjazdu. Pieszo tez nie bardzo- za daleko i toperz narzekal, ze droga jest strasznie monotonna. Fakt - proste, rowne, mało urozmaicone, ale na rowerze czlowiek szybciej sie przemieszcza to jest jakos inaczej.
Po drodze mijamy ptasi domek typ umocniony! Bunkier jak sie patrzy!
Nóżka… Dziczyzna? Hmmmm… nada sie na obiad?
Dlugi czas jedziemy przez wrzosowiska! Musimy wrocic tu jesienia gdy to wszystko zakwitnie!
Bory Dolnoslaskie mowili, rowniny mówili… Co chwile trafiamy na głębokie siodła, ktore staram sie brac z rozpędu a i tak raz musze zsiadac i prowadzic rower. Toperz i kabak patrza zdumieni na te moje rozpaczliwe proby forsowania kolejnych i kolejnych gorek A ja wciaz twierdze, ze przerzutki sa niesportowe! Jak mi juz kiedys bedzie calkiem za trudno to se zaloze motorek!
Ostatecznie cos mylimy droge bo wyjezdzamy na szose- i to nie w Wilkocinie jak podejrzewalismy a w Jakubowie! Jest juz dosc pozno a moja mapa jest oglednie mowiac nie za bardzo dokladna, wiec wracamy do Przemkowa szosą. Jak na trzycyfrowke nie jest zle! A i ruch nie za duzy- mijają nas dwa auta, trzy skutery i jedna furmanka!
Ruszamy na poszukiwania jakiegos kolejnego zbiornika wodnego, nad ktorym zasiadziemy przy ognisku i ulozymy sie do snu wpatrzeni w ksiezyc odbijajacy sie w rownej tafli bajora...
cdn
Rowerowo-gliniankowe Bory Dolnośląskie
Rowerowo-gliniankowe Bory Dolnośląskie
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na nocleg mielismy namierzone miejsce koło Świetoszowa. Ale niestety postanowilismy tam jechac od polnocnej strony. I na drodze nam stanal zamkniety most. Bocznymi drogami niesposob go objechac bo wszedzie wokol poligony… Ostatecznie lądujemy wiec przy gliniankach koło Małomic. Jeziorko jest niezbyt odludne, wszedzie obsiadniete rybakami. Ponoc byly tu trzy takie oczka wodne a teraz jest jedno bo pozostale ktos kupil i zamknal. Z rozmow wedkarzy wynika, ze rowniez łowienie na okolicznych rzekach nie zawsze jest proste z podobnych przyczyn- drogi dojazdowe na łowiska tez wiodą przez tereny prywatne. Jako ze kurczą sie wolne tereny to i zwieksza sie zageszczenie wedkujacych. Jak to jest, ze jeszcze jakies ryby tu przezyły?
Ta rybka trafia spowrotem do wody. Jest za mała, nie spelnia jakis tam ustalonych parametrow aby ją zjesc. Rybak tylko pokazuje ją kabaczkowi i ryba chluuuup wraca na łono przyrody.
Wieczor mija nam ogniskowo.
A poranek kąpielowo. Rybacy sa tu dogadani z plazowiczami - sa miejsca do łowienia a na “półwyspie” wypada sie wykąpac.
A potem znow dosiadamy rowery. Ruszamy z Nowej Koperni. Tu, podobnie jak na Wzgorzach Strzelinskich, tez mozna uzyc na bialych tablicach!
Polami, lasami suniemy w strone Stawow Bobrowickich.
Stawy juz raczej przypominaja bagienka.
Nad rozlewiskami i młakami polozone jest fajne miejsce biwakowe.
Chyba mają tu problem ze smieceniem- odezwy sa pisane juz nawet wierszem!
Dalej jedziemy wzdluz linii kolejowej. Popularne tu sa kamienne drogowskazy.
Na przydroznej macierzance motylowy szał!
Mijamy wioske Bobrowice, ktora oferuje takie klimaty jakie lubimy najbardziej! Muczenie krów miesza sie gdakaniem wolno biegajacych kurek, a brukowana jezdnia przenika z pylistymi objazdami o bardziej rownej nawierzchni. Przed domami rosną gdzieniegdzie sady i przyjemne dla oka ogrodowe kwiaty i pnącza...
Na koniec dnia podjezdzamy jeszcze w okolice Trzebienia i szukamy tam opuszczonego Osrodka Wypoczynkowego “Falklandy”. Byl to kiedys wojskowy osrodek ale mogl w nim wypoczywac kazdy. Niektorzy mowia, ze zostal zniszczony przez powodz w 97 roku. Inni twierdza, ze to nie powodz ale poprzedni wlasciciel doprowadzil wszystko do ruiny. Fakt jest taki, ze tutejsze domki i inne zabudowania sa w juz w stanie totalnego rozpizdzielu.
Jest kilka stawkow, chyba niegdys kąpielowych, acz teraz sa juz dosyc pozarastane. Miejsce o dosc ciekawym klimacie i rokujace na dzikie noclegi. Kiedys tu pewnie wrocimy!
Ta rybka trafia spowrotem do wody. Jest za mała, nie spelnia jakis tam ustalonych parametrow aby ją zjesc. Rybak tylko pokazuje ją kabaczkowi i ryba chluuuup wraca na łono przyrody.
Wieczor mija nam ogniskowo.
A poranek kąpielowo. Rybacy sa tu dogadani z plazowiczami - sa miejsca do łowienia a na “półwyspie” wypada sie wykąpac.
A potem znow dosiadamy rowery. Ruszamy z Nowej Koperni. Tu, podobnie jak na Wzgorzach Strzelinskich, tez mozna uzyc na bialych tablicach!
Polami, lasami suniemy w strone Stawow Bobrowickich.
Stawy juz raczej przypominaja bagienka.
Nad rozlewiskami i młakami polozone jest fajne miejsce biwakowe.
Chyba mają tu problem ze smieceniem- odezwy sa pisane juz nawet wierszem!
Dalej jedziemy wzdluz linii kolejowej. Popularne tu sa kamienne drogowskazy.
Na przydroznej macierzance motylowy szał!
Mijamy wioske Bobrowice, ktora oferuje takie klimaty jakie lubimy najbardziej! Muczenie krów miesza sie gdakaniem wolno biegajacych kurek, a brukowana jezdnia przenika z pylistymi objazdami o bardziej rownej nawierzchni. Przed domami rosną gdzieniegdzie sady i przyjemne dla oka ogrodowe kwiaty i pnącza...
Na koniec dnia podjezdzamy jeszcze w okolice Trzebienia i szukamy tam opuszczonego Osrodka Wypoczynkowego “Falklandy”. Byl to kiedys wojskowy osrodek ale mogl w nim wypoczywac kazdy. Niektorzy mowia, ze zostal zniszczony przez powodz w 97 roku. Inni twierdza, ze to nie powodz ale poprzedni wlasciciel doprowadzil wszystko do ruiny. Fakt jest taki, ze tutejsze domki i inne zabudowania sa w juz w stanie totalnego rozpizdzielu.
Jest kilka stawkow, chyba niegdys kąpielowych, acz teraz sa juz dosyc pozarastane. Miejsce o dosc ciekawym klimacie i rokujace na dzikie noclegi. Kiedys tu pewnie wrocimy!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
A my znow zawijamy nad glinianki w Rokitkach. Trzy tygodnie nas tu nie bylo to sie stesknilismy. Tym razem, dla odmiany, rozbijamy sie nad innym jeziorkiem. W piatek i sobote jacys ludzie sie wprawdzie czasem kręca (glownie wędkarze) ale jest znosnie jak na lipiec.
Wieczorami teren nadjeziorny spowija mgła pomieszana z dymami ognisk...
Jedno z jeziorek. Przy samym brzegu woda czysta, dalej gęsty spętlony glon. Widac dokladnie wyrazna linie gdzie sie zaczyna. Zapewne porastalby cale bajoro ale aktywnie je oczyszczają.
Na plazy jestesmy sami. Towarzyszy nam jedynie traktor, ktory zbiera wydłubane z dna i toni wodnej glony. Kabaczę zachwycone, obecnie traktory i wiatraki to jej najwieksza milosc!
Potem idziemy połazic wokol jeziora. I tak trafiamy na teren miedzy torami kolejowymi a czynna zapewnie w tygodniu żwirownią. Teren jest cichy, pusty i pylisty. Pachnie rozmiękłym piachem, smarem do maszyn i karbolem.
Tymi milymi okolicami dochodzimy do stacyjki. Tu najbardziej przypadają nam do gustu przejscia miedzyperonowe pokryte patyną i miejscami naciekami jak z jaskin. Chyba kiedys musial tu byc duzy ruch. Obecnie jest kilka pociagow dziennie i chyba czynny jeden tor.
Pod sklepem chwile siedzimy racząc sie roznymi zakupionymi tu dobrami. Zapoznajemy pana Mirka. Mieszka w miejscowosci 10 km stad- ale tam zlikwidowali sklep.. Czasem wiec zawija tu, by wypic piwko podsklepowe jak dawniej u siebie. Opowiada o wielu ciekawych miejscach w okolicy- kempingach, ruinach, knajpach, chatkach lokalnych artystow.. Szkoda, ze wiekszosc opowiesci jest juz nieaktualna- pochodza one glownie z lat 90 tych. Koles roztacza wokol siebie zapach chatki studenckiej z dawnych lat- ni to dymu, ni to drewna, ni ubrania pranego w potoku i suszonego na gorskim wietrze..
Nieopodal sklepu jest małe, pyliste blokowisko pełne garazy, szop, schowkow, przydomowych ogrodkow pelnych kwiatów i gdakajacych kur. Jakis dziadek naprawia motor, obok powiewa pranie a kwiatki zwane kosmos uciekly z ogrodka i rosna rowniez przy drodze..
Plywamy tez w drugim jeziorku, ktore wyroznia sie niesamowicie niebieska woda, praktycznie prawie bez roslinnosci.
W niedziele dosc szybko sie zwijamy bo zaczyna sie masakra. Zjezdzaja takie tłumy, ze trzeba uciekac gdzie pieprz rosnie.. Niedziele wszedzie sa straszne!
Zawijamy tez nad wyrobiska w Chocianowie. Jest tu jakas ruina cegielni czy czegos w ten desen.
Na teren wchodzi sie przez brame, przy ktorej stoja tablice sugerujace jakby to byl jakis osrodek wypoczynkowy.
Dalej jednak jakby wszystko bylo opuszczone i zapomniane. Resztki rowerka wodnego zarasta trawa, bajoro najdogodniejsze jest dla zab.. Ale jest miejsce na ognisko gdzie tli sie jeszcze cieply popiol. Nieopodal jest dom, stoja dwa auta ale ludzi jakby wymiotło.
Wracajac zagladamy jeszcze na kilka fajnych podsklepi, z ktorych najbardziej do gustu przypadł nam ten - chyba w Karczowiskach.
W Rakoszycach juz kiedys bylismy, szukajac tu ruin pałacu. Ale te zabudowania folwarczne z wielkimi stodolami wtedy przegapilismy!
Ot takie spokojne, sielskie kilka dni. Niby nic spektakularnego ale tereny tchnace atmosferą wolnosci, odpoczynku i przyjaznych miejsc gdzies na koncu swiata.
Wieczorami teren nadjeziorny spowija mgła pomieszana z dymami ognisk...
Jedno z jeziorek. Przy samym brzegu woda czysta, dalej gęsty spętlony glon. Widac dokladnie wyrazna linie gdzie sie zaczyna. Zapewne porastalby cale bajoro ale aktywnie je oczyszczają.
Na plazy jestesmy sami. Towarzyszy nam jedynie traktor, ktory zbiera wydłubane z dna i toni wodnej glony. Kabaczę zachwycone, obecnie traktory i wiatraki to jej najwieksza milosc!
Potem idziemy połazic wokol jeziora. I tak trafiamy na teren miedzy torami kolejowymi a czynna zapewnie w tygodniu żwirownią. Teren jest cichy, pusty i pylisty. Pachnie rozmiękłym piachem, smarem do maszyn i karbolem.
Tymi milymi okolicami dochodzimy do stacyjki. Tu najbardziej przypadają nam do gustu przejscia miedzyperonowe pokryte patyną i miejscami naciekami jak z jaskin. Chyba kiedys musial tu byc duzy ruch. Obecnie jest kilka pociagow dziennie i chyba czynny jeden tor.
Pod sklepem chwile siedzimy racząc sie roznymi zakupionymi tu dobrami. Zapoznajemy pana Mirka. Mieszka w miejscowosci 10 km stad- ale tam zlikwidowali sklep.. Czasem wiec zawija tu, by wypic piwko podsklepowe jak dawniej u siebie. Opowiada o wielu ciekawych miejscach w okolicy- kempingach, ruinach, knajpach, chatkach lokalnych artystow.. Szkoda, ze wiekszosc opowiesci jest juz nieaktualna- pochodza one glownie z lat 90 tych. Koles roztacza wokol siebie zapach chatki studenckiej z dawnych lat- ni to dymu, ni to drewna, ni ubrania pranego w potoku i suszonego na gorskim wietrze..
Nieopodal sklepu jest małe, pyliste blokowisko pełne garazy, szop, schowkow, przydomowych ogrodkow pelnych kwiatów i gdakajacych kur. Jakis dziadek naprawia motor, obok powiewa pranie a kwiatki zwane kosmos uciekly z ogrodka i rosna rowniez przy drodze..
Plywamy tez w drugim jeziorku, ktore wyroznia sie niesamowicie niebieska woda, praktycznie prawie bez roslinnosci.
W niedziele dosc szybko sie zwijamy bo zaczyna sie masakra. Zjezdzaja takie tłumy, ze trzeba uciekac gdzie pieprz rosnie.. Niedziele wszedzie sa straszne!
Zawijamy tez nad wyrobiska w Chocianowie. Jest tu jakas ruina cegielni czy czegos w ten desen.
Na teren wchodzi sie przez brame, przy ktorej stoja tablice sugerujace jakby to byl jakis osrodek wypoczynkowy.
Dalej jednak jakby wszystko bylo opuszczone i zapomniane. Resztki rowerka wodnego zarasta trawa, bajoro najdogodniejsze jest dla zab.. Ale jest miejsce na ognisko gdzie tli sie jeszcze cieply popiol. Nieopodal jest dom, stoja dwa auta ale ludzi jakby wymiotło.
Wracajac zagladamy jeszcze na kilka fajnych podsklepi, z ktorych najbardziej do gustu przypadł nam ten - chyba w Karczowiskach.
W Rakoszycach juz kiedys bylismy, szukajac tu ruin pałacu. Ale te zabudowania folwarczne z wielkimi stodolami wtedy przegapilismy!
Ot takie spokojne, sielskie kilka dni. Niby nic spektakularnego ale tereny tchnace atmosferą wolnosci, odpoczynku i przyjaznych miejsc gdzies na koncu swiata.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 42 gości