Dzień Trzeci w Izerach, kiedyś wszystko się kończy...
Miałem tę noc również przespać w wiacie. Gdzieś pod Smrkiem, ale z racji pogody jak pisałem zmieniłem plany. Lało całą noc, więc przynajmniej nie zmarzłem, w Chatce.
Dziś ruszam powoli w stronę domu.
Jak widać, nie tylko padało, ale i nieźle wiało...
Moja droga:
Wieje zimny wiatr. Wkładam opaskę, przynajmniej uszy mi nie zmarzną
Żegnam Halę Izerską,
Chatka Górzystów się oddala
W końcu też dostrzegam Izerę:
Coś dla miłośników bokehu:
Mijam Kobylą Łąkę i widzę kolejną wiatę:
Nie uszedłem daleko, a odzywa się stopa. Wczoraj już w powrocie ze Stogu Izerskiego zaczęła mnie kuć, dziś dość szybko ból powraca. Dobrze, że jednak wczoraj nie naszło mnie próbować do niej, bo ta wiata mimo, że należy do tych większych, jednak nie ma osłony przed wiatrem.
Obok mocno szumi Izera:
Rzeczywiście wyglądem przypomina rzekę z dalekich krajów...
Woda w strumieniach, potokach, czy wszelakich bajorach ma różne kolory, a to zielony
a to rudy, a raczej rdzawy
Sama Izera też ma barwę ciemno rdzawą. No i oczywiście od początku wycieczki wszelakie cieki wodne cały czas mi bardziej, lub mniej szumią. Jedynie pod wiatą, gdzie nocowałem, była cisza.
Mijam odbicie szlaku w kierunku mostu na Izerze
bo chcę zobaczyć, Schronisko Orle:
z racji wczesnej pory nie wstępuje w jego progi, ale skręcam w stronę Izery. Mimo bólu, stwierdzam, że choć cały dzień w planach miał być po stronie czeskiej, to choć na koniec zajrzę do sąsiadów
Mijam fajny kamyk
i przed przekroczeniem rzeki, wstępuje do wiaty.
Pozdrawiam czeską parę, zbierającą się do drogi po nocy i gdy oni się pakują, ja wyciągam maszynkę
by zrobić sobie ciepłą herbatę i popić ją czekoladę, która zaś ma poprawić nastrój, który się psuje z powodu bólu stopy i barku. Wiata fajna, ale widać, że na deszcz to płachta się przydałaby, skrajne podesty są mokre, a środkowy to pewnie nieźle przewiewa. No i huk rzeki jest spory.
Jak już mam ten humor zdecydowanie lepszy, to ruszam dalej. Wody dziś w Izerze sporo, nie przypomina mi ona wcale tej znanej mi ze zdjęć innych relacji:
Dziś lepiej w jej nurt nie wchodzić... Zresztą i Jizerka grzmi wściekle, gdy ja kieruje się w stronę Jizerki osady. Po drodze mijam naparstnice:
I zbliżam się do domostw:
Jizerka:
Przechodzę przez potok
mijam muzeum, Panský dům. Ruszam asfaltem, idzie mi się lepiej, stopa na równym tak nie boli, w przeciwieństwie do barku.
Mijam Bukowiec, również z każdym krokiem nabierając wysokości:
osada Jizerka:
Przy Chacie pod Bukovcem sporo aut, ja ruszam czerwonym szlakiem ku stacji pociągu
Ostatnie spojrzenie za siebie:
I wchodzę w las. Zostaje mi do zrobienia z 5km starym asfaltem...nuda...no nie do końca.
Mijam fajne strumienie
łąki na skale
i wiadukty kolejowe
I tu zamiast sobie pójść na stację ČD Kořenov, to ja mam jakieś zaćmienie umysłu i idę w stronę stacji w Harrachovie. Więc ominęła mnie podróż po owym wiadukcie i w tunelu...
ech no cóż, kiedyś to nadrobię.
Przechodzę przez most na Izerze:
mijam najwyżej położone w Czechach pole golfowe
i widząc budynki stacji, wydaje mi się, że słyszę pociąg (wcześniej go na pewno słyszłem), włącza mi się speed i prawię biegiem dolatuję na miejsce. Po czym, wiem, że za wiaduktem słyszałem jadący do Szklarskiej, a mój pociąg, czyli następny mam za 1,5godziny.
knajpa na dworcu zamknięta, więc postanawiam ostatnią ciepłą herbatę zrobić sobie na końcu peronu, zajadając też kromki ze smalcem i obserwując jak od czeskiej strony przyjeżdża pociąg, a drugi, ze Szklarskiej rusza w stronę stacji docelowej...
Następnie dojeżdżam do Szkalskiej, przesiadam się do auta i ruszam do domu...
W pociągu jest tłok, więc mając wielki plecak nic nie widzę, bo nie pcham się do siedzeń przy oknie, tylko siadam przy drzwiach wejściowych, akurat od zachodniej strony...
Dzisiejsze wyniki:
16,5 km oraz 453 m podejść i 567m w dół.
W sumie: ok 52km, 1773 m w górę i 1732m w dół.
galerie:
wieczór ,
dzień drugi ,
trzeci
Jeszcze raz Włodarzowi dziękuje za inspirację, oraz porady, bubie za opisy wiat
Ps i na koniec mała dygresja. Kiedyś min z sokołem zastanawiałem się jak może wrócić taka ciekawość, gorączka z powodu wyjazdu w góry. Ja tym wyjazdem jarałem się od trzech miesięcy, po jednodniowych wycieczkach taki wypad w sumie dwu dobowy to był nowy inpuls. Czułem się jadąc w nieznane, jak podczas pierwszych wyjść.
to tyle