Moje równinno-pagórkowate wędrówki
Moje równinno-pagórkowate wędrówki
Na sobotę zapowiadali deszcz...i burzę. Deszcz bym jakoś jeszcze przeżyła, ale burzy się boję, zwłaszcza w górach, więc góry odpadają. Wymyśliłam,że będą Dobczyce. Byliśmy tam wprawdzie ze dwa razy, ale pierwszy raz to 10 lat temu, jeszcze przed remontem zamku, a za drugim razem trafiliśmy tak,że wszystko było pozamykane (w Boże Ciało chyba czy coś w tym stylu).
No więc jadę, tym razem sama, mąż zostaje kosić ogród.
Rynek w Dobczycach jest mało ciekawy-ulica otwarta dla ruchu, pełno samochodów, wokół kilka sklepów. W rynku wyróżnia się budynek remizy strażackiej, ciekawa jest też figurka św. Floriana pochodząca z XVIII wieku.
Wąską uliczką biegnącą w górę ruszam w kierunku Starego Miasta.
Z daleka widoczne są mury miejskie, do których powoli się zbliżam.
Wchodzę po schodach na basztę, jest to świetny punkt widokowy na Beskid Makowski, Pogórze Wielickie, Jezioro Dobczyckie oraz Dobczyce.
Schodzę na dół i idę dalej.
Mijam kościół i zabytkową dzwonnicę.
Na kościelnym placu rośnie lipa "Marysieńka", która ma ponad 300 lat.
Od kościoła rzut kamieniem do zamku i skansenu.
Zamek w Dobczycach istniał od XIII wieku. W tej chwili są raczej ruiny, w części zrekonstruowanej znajduje się muzeum.Wstęp 7 zł, ale razem w wejściem do Skansenu Drewnianego Budownictwa Ludowego i nowość jak dla mnie- nie trzeba dodatkowo płacić za robienie fotek . Dawniej niestety tak było.
Z punktu widokowego w zamku ładne widoki na Jezioro Dobczyckie oraz zaporę. Korona zapory otwarta dla ruchu turystycznego.
Po schodkach do góry i zaczynam zwiedzać.
Do zwiedzania są trzy sale(historyczna, kominkowa, hutnicza)oraz kaplica.
Jest i studnia, jak na dawny zamek przystało.
Jest nawet mała knajpka, w zasadzie bufet, a z dawnych czasów pamiętam porządną karczmę z klimatem. No cóż czasy się zmieniają. Opuszczam zamek i ruszam w stronę skansenu.
Witają mnie... trumny poukładane pod ścianą i karawan z aniołami. Ku..a ale widok
Dalej jakieś średnio jak dla mnie interesujące rupiecie.
Ostatni z budynków stylizowany na chatę wiejską okazuje się być interesujący. Jego wnętrze zwiedzam z prawdziwą przyjemnością. Jako miłośniczka staroci czuję się jak w domu .
Podobne maszyny mam w domu dwie.
Po zwiedzeniu skansenu schodzę schodkami w dół i opuszczam Stare Miasto.
Fajna wycieczka, pogoda dopisała. Burza z ulewą dopada mnie, ale dopiero przed bramką własnego domu.
No więc jadę, tym razem sama, mąż zostaje kosić ogród.
Rynek w Dobczycach jest mało ciekawy-ulica otwarta dla ruchu, pełno samochodów, wokół kilka sklepów. W rynku wyróżnia się budynek remizy strażackiej, ciekawa jest też figurka św. Floriana pochodząca z XVIII wieku.
Wąską uliczką biegnącą w górę ruszam w kierunku Starego Miasta.
Z daleka widoczne są mury miejskie, do których powoli się zbliżam.
Wchodzę po schodach na basztę, jest to świetny punkt widokowy na Beskid Makowski, Pogórze Wielickie, Jezioro Dobczyckie oraz Dobczyce.
Schodzę na dół i idę dalej.
Mijam kościół i zabytkową dzwonnicę.
Na kościelnym placu rośnie lipa "Marysieńka", która ma ponad 300 lat.
Od kościoła rzut kamieniem do zamku i skansenu.
Zamek w Dobczycach istniał od XIII wieku. W tej chwili są raczej ruiny, w części zrekonstruowanej znajduje się muzeum.Wstęp 7 zł, ale razem w wejściem do Skansenu Drewnianego Budownictwa Ludowego i nowość jak dla mnie- nie trzeba dodatkowo płacić za robienie fotek . Dawniej niestety tak było.
Z punktu widokowego w zamku ładne widoki na Jezioro Dobczyckie oraz zaporę. Korona zapory otwarta dla ruchu turystycznego.
Po schodkach do góry i zaczynam zwiedzać.
Do zwiedzania są trzy sale(historyczna, kominkowa, hutnicza)oraz kaplica.
Jest i studnia, jak na dawny zamek przystało.
Jest nawet mała knajpka, w zasadzie bufet, a z dawnych czasów pamiętam porządną karczmę z klimatem. No cóż czasy się zmieniają. Opuszczam zamek i ruszam w stronę skansenu.
Witają mnie... trumny poukładane pod ścianą i karawan z aniołami. Ku..a ale widok
Dalej jakieś średnio jak dla mnie interesujące rupiecie.
Ostatni z budynków stylizowany na chatę wiejską okazuje się być interesujący. Jego wnętrze zwiedzam z prawdziwą przyjemnością. Jako miłośniczka staroci czuję się jak w domu .
Podobne maszyny mam w domu dwie.
Po zwiedzeniu skansenu schodzę schodkami w dół i opuszczam Stare Miasto.
Fajna wycieczka, pogoda dopisała. Burza z ulewą dopada mnie, ale dopiero przed bramką własnego domu.
Ostatnio zmieniony 2017-06-20, 21:30 przez Majka, łącznie zmieniany 2 razy.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Byłem tu chyba 2 lata temu - zamek był zamknięty, wejście na zaporę też. Pochodziłem trochę, popatrzyłem...
Takie maszyny do szycia w spadku miałem dwie, chyba obie trafiły na złom (jedna na 100%) podczas wstępnych porządków.
Takie maszyny do szycia w spadku miałem dwie, chyba obie trafiły na złom (jedna na 100%) podczas wstępnych porządków.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze:.
Takie maszyny do szycia w spadku miałem dwie, chyba obie trafiły na złom (jedna na 100%) podczas wstępnych porządków.
U mnie jedna służy jako stolik na starocie, z drugiej zrobiliśmy biurko pod kompa. Nie wyobrażam sobie tak pięknych rzeczy na śmietniku. Mam w domu meble, które robił mój pradziadek grubo przed wojną, nie zamienię ich na nowoczesne badziewie nigdy w życiu.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Te maszyny do szycia pamiętały czasy młodości babci (zmarła w wieku 92 lat) i cioci (siostra babci), nie były używane już wiele lat, ząb czasu przez te 50 lat je trochę nadgryzł...
Nie posiadamy fachu krawieckiego (czasem igła z nitką), więc ów mebel nie był niezbędny.
Już od pół roku znajomy się zbiera, by wziąć za darmo (chyba jeszcze) sprawny "es", czyli ciągnik rolniczy-składak z silnikiem wysokoprężnym z Andrychowa odpalanym korbą. Stoi w szopie nieużywany od 5 lat, postoi jeszcze chwilę i tylko na złom będzie się nadawał. Taki mini-skansenik mam w pobliżu działki.
Nie posiadamy fachu krawieckiego (czasem igła z nitką), więc ów mebel nie był niezbędny.
Już od pół roku znajomy się zbiera, by wziąć za darmo (chyba jeszcze) sprawny "es", czyli ciągnik rolniczy-składak z silnikiem wysokoprężnym z Andrychowa odpalanym korbą. Stoi w szopie nieużywany od 5 lat, postoi jeszcze chwilę i tylko na złom będzie się nadawał. Taki mini-skansenik mam w pobliżu działki.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Z tych maszyn można robić biurka, stoliki( wymienia się tylko blat), ich piękne ozdobne "nogi" można wykorzystać do foteli, krzeseł. Widać Ceper, że ze starociami nie masz do czynienia, ale nie każdy musi się na tym znać. Moje maszyny też pochodziły sprzed wojny. Właśnie o to chodzi, im coś starsze, tym cenniejsze i ciekawsze. A renowacja to fajna zabawa, a jaki człowiek potem jest dumny.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
W ostatnim tygodniu roku szkolnego jadę na jednodniową wycieczkę z uczniami. Pogoda piękna...aż za piękna. Błękitne niebo i ponad 30 w cieniu.
Głównym celem są Ciężkowice, w zasadzie Skamieniałe Miasteczko. Zatrzymujemy się jeszcze po drodze w kilku miejscach, ale to tylko na krótko, przejazdem.
Po dotarciu do Ciężkowic najpierw idziemy do Wąwozu Czarownic zobaczyć wodospad, który niestety okazuje się być zupełnie suchy. Pomimo wszystko miejsce bardzo urokliwe i odwiedzić warto.
Powrót jest tą samą drogą czyli schodkami w górę.
Po chwili odpoczynku wchodzimy na teren Skamieniałego Miasteczka i idąc niebieskim szlakiem zatrzymujemy się przy kolejnych skalnych formacjach. Przy jednej z pierwszych mamy ładny widok na miasto oraz Pogórze Ciężkowickie.
Przechodzimy przez malowniczą polankę.
Dalej szlak prowadzi w zasadzie w dół obok kolejnych ciekawych skałek.
W którymś momencie szlak staje dość urozmaicony, można trochę pochodzić po skałkach, poprzeciskać się między niektórymi.
Docieramy do parking, a potem idziemy jeszcze chwilę do góry i przechodzimy przez wiszący mostek na drugą stronę ulicy. Jest tam platforma widokowa.
Docieramy też do ciekawej formacji skalnej o nazwie Czarownica.
Po powrocie na parking idziemy jeszcze zobaczyć skałę Grunwald i dwa miecze.
Przy bramie wejściowej kończymy naszą wycieczkę.
Teraz tylko lody, zapiekanki, pamiątki i powrót zadowolonych uczestników wycieczki do domu.
Głównym celem są Ciężkowice, w zasadzie Skamieniałe Miasteczko. Zatrzymujemy się jeszcze po drodze w kilku miejscach, ale to tylko na krótko, przejazdem.
Po dotarciu do Ciężkowic najpierw idziemy do Wąwozu Czarownic zobaczyć wodospad, który niestety okazuje się być zupełnie suchy. Pomimo wszystko miejsce bardzo urokliwe i odwiedzić warto.
Powrót jest tą samą drogą czyli schodkami w górę.
Po chwili odpoczynku wchodzimy na teren Skamieniałego Miasteczka i idąc niebieskim szlakiem zatrzymujemy się przy kolejnych skalnych formacjach. Przy jednej z pierwszych mamy ładny widok na miasto oraz Pogórze Ciężkowickie.
Przechodzimy przez malowniczą polankę.
Dalej szlak prowadzi w zasadzie w dół obok kolejnych ciekawych skałek.
W którymś momencie szlak staje dość urozmaicony, można trochę pochodzić po skałkach, poprzeciskać się między niektórymi.
Docieramy do parking, a potem idziemy jeszcze chwilę do góry i przechodzimy przez wiszący mostek na drugą stronę ulicy. Jest tam platforma widokowa.
Docieramy też do ciekawej formacji skalnej o nazwie Czarownica.
Po powrocie na parking idziemy jeszcze zobaczyć skałę Grunwald i dwa miecze.
Przy bramie wejściowej kończymy naszą wycieczkę.
Teraz tylko lody, zapiekanki, pamiątki i powrót zadowolonych uczestników wycieczki do domu.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Miałem koleżankę, do której ze względu na urodę zwracaliśmy się Anka-cyganka, ale skała nie jest podobna do cyganki.
Fajnie wędrować pracując i pracować wędrując - przyjemne z pożytecznym.
Fajnie wędrować pracując i pracować wędrując - przyjemne z pożytecznym.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
ceper pisze: ale skała nie jest podobna do cyganki.
Fajnie wędrować pracując i pracować wędrując - przyjemne z pożytecznym.
Zgadzam się z tym, ta skała w ogóle jest jedną z najmniej atrakcyjnych w Miasteczku. A wycieczki z uczniami są rzeczywiście super, ale jest to też praca i wielka odpowiedzialność.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Skamieniałe Miasto jest bardzo ładne i większe niż się wydaje (przynajmniej ja miałem takie wrażenie spodziewając się wcześniej czegoś skromniejszego).
Gdzieś w pobliżu jest też ciekawe muzeum przyrodnicze ale...nie pamiętam miejscowości .W każdym razie są w nim dostępne fajne książeczki/przewodniki o SM, a i same ekspozycje warte zobaczenia.
Gdzieś w pobliżu jest też ciekawe muzeum przyrodnicze ale...nie pamiętam miejscowości .W każdym razie są w nim dostępne fajne książeczki/przewodniki o SM, a i same ekspozycje warte zobaczenia.
Tak, jest tam muzeum przyrodnicze. Jest też Dworek Pendereckiego , tyle,że zwiedzanie Miasta Skamieniałego i wąwozu zajęło nam sporo czasu. Później rekreacja, zapiekanki itp. to następna godzina. A wcześniej w drodze do Ciężkowic zatrzymaliśmy się jeszcze w Wierzchosławicach w Muzeum Witosa. Dzieciaki były więc już mocno zmęczone.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Przy okazji sierpniowego pobytu w Wadowicach odwiedzam Lanckoronę-jedno z moich ukochanych miejsc. Odwiedzam ją po raz drugi w tym roku, bo w kwietniu też byłam, tyle,że z wędrówką do Kalwarii Zebrzydowskiej. Teraz mam podobny zamiar, ale chce przejść nieco inną trasą.Jest jednak tak gorąco(chyba najbardziej upalny dzień tego lata),że postanawiam jednak odpuścić dalsze łażenie i dzień spędzić w całości w "Mieście Aniołów".
Najpierw spacer po rynku. Pomimo upalnej pogody i tego,że jest środek tygodnia, w Lanckoronie sporo turystów. Znajduję sobie jednak ławkę w rynku, w cieniu między drzewami i podziwiam z niej cudny krajobraz tej oderwanej od świata miejscowości.
Muzeum Etnograficzne Ziemi Lanckorońskiej:
Niebieska kawiarenka -niestety w tym roku nieczynna.
Rynek z pomniczkiem anioła :
Stare domy z XIX wieku:
Budynek dawnego schroniska młodzieżowego:
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Historia budowli sięga XIV wieku.
Leniwie idę na Lanckorońską Górę. Ruiny niestety sypią się, z roku na rok jest gorzej. Pisano o renowacji, ale póki co, temat przycichł, a szkoda, bo jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat zostanie tylko kupa kamieni.
Zaszywam się na dłużej w lesie na ławeczce, jest cień i przyjemny chłód. Póżniej przechodzę na drugą stronę góry i leśnym traktem ruszam w stronę najbardziej znanej lanckorońskiej willi -Tadeusz.
Koło willi opalają się turyści, więc nie chcę im przeszkadzać w odpoczynku. Wykonuję tylko kilka fotek i wracam.
W drodze powrotnej do centrum wsi zwracam uwagę na ciekawe drzewo przy jednej z posesji.
Mijam też pięknie położoną na wzgórzu willę Bajka.
Następnym punktem mojej wycieczki jest Arka Cafe-klimatyczna kawiarnia w centrum.Ponieważ tym razem nigdzie mi się nie spieszy spędzam sporo czasu w tym uroczym miejscu popijając herbatę i delektując się smakiem cytrynowego sernika.
W drodze na przystanek busa robię jeszcze zdjęcie galerii, w której można kupić dość odlotowe i specyficzne ciuchy zaprojektowane i uszyte przez artystkę.
Blisko przystanku jedna z zabytkowych studni:
I w temacie Lanckorona to pewnie tyle na ten rok.
Najpierw spacer po rynku. Pomimo upalnej pogody i tego,że jest środek tygodnia, w Lanckoronie sporo turystów. Znajduję sobie jednak ławkę w rynku, w cieniu między drzewami i podziwiam z niej cudny krajobraz tej oderwanej od świata miejscowości.
Muzeum Etnograficzne Ziemi Lanckorońskiej:
Niebieska kawiarenka -niestety w tym roku nieczynna.
Rynek z pomniczkiem anioła :
Stare domy z XIX wieku:
Budynek dawnego schroniska młodzieżowego:
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Historia budowli sięga XIV wieku.
Leniwie idę na Lanckorońską Górę. Ruiny niestety sypią się, z roku na rok jest gorzej. Pisano o renowacji, ale póki co, temat przycichł, a szkoda, bo jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat zostanie tylko kupa kamieni.
Zaszywam się na dłużej w lesie na ławeczce, jest cień i przyjemny chłód. Póżniej przechodzę na drugą stronę góry i leśnym traktem ruszam w stronę najbardziej znanej lanckorońskiej willi -Tadeusz.
Koło willi opalają się turyści, więc nie chcę im przeszkadzać w odpoczynku. Wykonuję tylko kilka fotek i wracam.
W drodze powrotnej do centrum wsi zwracam uwagę na ciekawe drzewo przy jednej z posesji.
Mijam też pięknie położoną na wzgórzu willę Bajka.
Następnym punktem mojej wycieczki jest Arka Cafe-klimatyczna kawiarnia w centrum.Ponieważ tym razem nigdzie mi się nie spieszy spędzam sporo czasu w tym uroczym miejscu popijając herbatę i delektując się smakiem cytrynowego sernika.
W drodze na przystanek busa robię jeszcze zdjęcie galerii, w której można kupić dość odlotowe i specyficzne ciuchy zaprojektowane i uszyte przez artystkę.
Blisko przystanku jedna z zabytkowych studni:
I w temacie Lanckorona to pewnie tyle na ten rok.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Klimat trochę jak z wierszy Ziemianina . Choć on bardziej o Muszynie, Krynicy ale jednak nastrój podobny.
Ostatnio zmieniony 2018-08-22, 22:36 przez Piotrek, łącznie zmieniany 1 raz.
Inwałdu nikomu pewnie przedstawiać nie trzeba, więc zastanawiałam się czy w ogóle jest sens wrzucać tu tą relację, ale ...może ktoś skorzysta.
Na drugi dzień po wycieczce do Lanckorony upał dalej taki sam, w dodatku bębnią o gwałtownych burzach , co rzeczywiście w godzinach popołudniowych i wieczornych ma miejsce. Póki co ranek bezchmurny i bardzo ciepły. O dziewiątej wysiadam z busa w Inwałdzie i kieruję się do kasy. Są tu cztery parki rozrywki i mini zoo, które po mojemu jest nudne. Zwierzęta to w większości ptactwo, w szczególności różne odmiany kur i kogutów, więc kto nie jest zainteresowany drobiem może sobie odpuścić. Park czynny od dziewiątej, ale wszelkie atrakcje dla dzieci dopiero od dziesiątej. Mnie ta sytuacja bardzo odpowiada, bo mogę oglądać miniatury na spokojnie.
Płacę za bilet do Parku Miniatur i Warowni około pięciu dych. Dinozaury mnie niespecjalnie interesują, ciekawsze w Zatorze.
Przez godzinkę krążę sobie po pustym Parku Miniatur.Wrzucam tylko kilka fotek, ciekawszych moim zdaniem i najbardziej rozpoznawalnych obiektów.
Akcent górski
Teren bardzo zadbany, liczne oczka wodne, stawy, ławki.
W kolorowym, bajkowym wręcz budynku znajduje się restauracja.
O dziesiątej zaczyna robić się tłum, a ja właśnie kończę oglądanie miniatur, opuszczam park i idę dalej do Warowni.Miejsce jest szczególnie atrakcyjne dla dzieciaków z wielu względów. W domach w Podegrodziu mogą zobaczyć jak dawniej pracował np. garncarz czy tkacz. Sami mogą spróbować tkać, ulepić naczynie z gliny.Na dziedzińcu zamkowym odbywają się też pokazy z mieczami laserowymi.
Można wejść na wieżę widokową , można też obejść dookoła widokowym tarasem.
Widoki głównie na okoliczne łąki
oraz Wioskę Mongolską.Można wykupić sobie noclegi w wypasionych namiotach mongolskich. Cena jak w wielogwiazdkowym hotelu, ale z tego, co wiem w sezonie nie brakuje chętnych.
Największą atrakcją dla dzieciaków jest tu smok, który o każdej pełnej godzinie wychodzi z jamy, zieje ogniem, pryska wodą i śpiewa piosenkę.Za 5 jedenasta przed jamą czeka już tłum gapowiczów.
Cały cyrk ze smokiem trwa 5 minut. Po tym czasie opuszczam warownię i kieruję się do Parku JPII, choć wcale nie mam zamiaru go zwiedzać, bo i nic interesującego dla mnie tam nie ma oprócz jednej rzeczy. W czerwcu otworzono wieżę widokową.O tej atrakcji bębniono już od zimy,więc idę się rozejrzeć co i jak. Za wstęp płacę 15 zeta. Wieża ma 22,5 m wysokości, można na nią wejść lub wjechać windą, co też czynię. Mój lęk wysokości daje o sobie znać, ale tylko trochę.Widoki stąd ładne-na warownię, okolicę, Pasmo Bliźniaków, a nawet dalej...
Wieżę jednak usytuowano w niezbyt dobrym miejscu, rozczarują się ci,którym zależy na widoku JPII w otoczeniu dwóch bazylik ( oczywiście mowa o kompozycji z roślin). Głowę papieża widać dość wyraźnie, ale nic poza tym.
Schodzę z wieży i na tym kończy się moja zabawa. W samo południe wracam do miasta samochodem z małżeństwem,z którym podziwiałam widoki z wieży.
Na drugi dzień po wycieczce do Lanckorony upał dalej taki sam, w dodatku bębnią o gwałtownych burzach , co rzeczywiście w godzinach popołudniowych i wieczornych ma miejsce. Póki co ranek bezchmurny i bardzo ciepły. O dziewiątej wysiadam z busa w Inwałdzie i kieruję się do kasy. Są tu cztery parki rozrywki i mini zoo, które po mojemu jest nudne. Zwierzęta to w większości ptactwo, w szczególności różne odmiany kur i kogutów, więc kto nie jest zainteresowany drobiem może sobie odpuścić. Park czynny od dziewiątej, ale wszelkie atrakcje dla dzieci dopiero od dziesiątej. Mnie ta sytuacja bardzo odpowiada, bo mogę oglądać miniatury na spokojnie.
Płacę za bilet do Parku Miniatur i Warowni około pięciu dych. Dinozaury mnie niespecjalnie interesują, ciekawsze w Zatorze.
Przez godzinkę krążę sobie po pustym Parku Miniatur.Wrzucam tylko kilka fotek, ciekawszych moim zdaniem i najbardziej rozpoznawalnych obiektów.
Akcent górski
Teren bardzo zadbany, liczne oczka wodne, stawy, ławki.
W kolorowym, bajkowym wręcz budynku znajduje się restauracja.
O dziesiątej zaczyna robić się tłum, a ja właśnie kończę oglądanie miniatur, opuszczam park i idę dalej do Warowni.Miejsce jest szczególnie atrakcyjne dla dzieciaków z wielu względów. W domach w Podegrodziu mogą zobaczyć jak dawniej pracował np. garncarz czy tkacz. Sami mogą spróbować tkać, ulepić naczynie z gliny.Na dziedzińcu zamkowym odbywają się też pokazy z mieczami laserowymi.
Można wejść na wieżę widokową , można też obejść dookoła widokowym tarasem.
Widoki głównie na okoliczne łąki
oraz Wioskę Mongolską.Można wykupić sobie noclegi w wypasionych namiotach mongolskich. Cena jak w wielogwiazdkowym hotelu, ale z tego, co wiem w sezonie nie brakuje chętnych.
Największą atrakcją dla dzieciaków jest tu smok, który o każdej pełnej godzinie wychodzi z jamy, zieje ogniem, pryska wodą i śpiewa piosenkę.Za 5 jedenasta przed jamą czeka już tłum gapowiczów.
Cały cyrk ze smokiem trwa 5 minut. Po tym czasie opuszczam warownię i kieruję się do Parku JPII, choć wcale nie mam zamiaru go zwiedzać, bo i nic interesującego dla mnie tam nie ma oprócz jednej rzeczy. W czerwcu otworzono wieżę widokową.O tej atrakcji bębniono już od zimy,więc idę się rozejrzeć co i jak. Za wstęp płacę 15 zeta. Wieża ma 22,5 m wysokości, można na nią wejść lub wjechać windą, co też czynię. Mój lęk wysokości daje o sobie znać, ale tylko trochę.Widoki stąd ładne-na warownię, okolicę, Pasmo Bliźniaków, a nawet dalej...
Wieżę jednak usytuowano w niezbyt dobrym miejscu, rozczarują się ci,którym zależy na widoku JPII w otoczeniu dwóch bazylik ( oczywiście mowa o kompozycji z roślin). Głowę papieża widać dość wyraźnie, ale nic poza tym.
Schodzę z wieży i na tym kończy się moja zabawa. W samo południe wracam do miasta samochodem z małżeństwem,z którym podziwiałam widoki z wieży.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości