Wzgórza Strzelińskie
ech... zeby jeszcze w tym ramach "naturowych" szlakow postawili jakies porzadne wiaty np. jak ta pod Debem! jakby zebrac do kupy te wszystkie tablice to chyba fajna zaciszna wiatka by mogla powstac!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wiata na Rozdrożu pod Dębami nie jest "naturowa", tylko jest inwestycją sprzed kilkunastu lat Towarzystwa Wzgórz Strzelińskich (z inicjatywy TWS powstały też kamienne stoły na tych wzgórzach). Wieloletni prezes TWS, pan Wacław Prorok, chyba bardziej czuje turystykę niż "dwutysięczni naturowcy" (przed laty wydawnictwo "Sport i Turystyka" wydało dwa jego bardzo dobre przewodniki: "Polanica Zdrój i okolice" oraz "Duszniki Zdrój i okolice"), zresztą od wielu lat równie mocno jak ze Wzgórzami Strzelińskimi, związany jest p. Prorok z Górami Bystrzyckimi i Spaloną.
Cisy2 pisze:Wiata na Rozdrożu pod Dębami nie jest "naturowa", tylko jest inwestycją sprzed kilkunastu lat Towarzystwa Wzgórz Strzelińskich (z inicjatywy TWS powstały też kamienne stoły na tych wzgórzach). Wieloletni prezes TWS, pan Wacław Prorok, chyba bardziej czuje turystykę niż "dwutysięczni naturowcy" (przed laty wydawnictwo "Sport i Turystyka" wydało dwa jego bardzo dobre przewodniki: "Polanica Zdrój i okolice" oraz "Duszniki Zdrój i okolice"), zresztą od wielu lat równie mocno jak ze Wzgórzami Strzelińskimi, związany jest p. Prorok z Górami Bystrzyckimi i Spaloną.
Czyli wiate nie oni, ale nie omieszkali pod cudzą wiata swoich tablic postawic...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kręte i błotniste jesienne drogi Wzgórz Strzelińskich gdzieś w rejonach Nowiny, Płosy, Kalinki, Buczka…
Widoczki na faliste linie łagodnych pagórów.
I ten czas, gdy powoli robi się kolorowo wszędzie wokół!
W rejonie Gębczyc krajobraz staje się bardziej zróżnicowany - bo tu są kamieniołomy! Nowe i stare, czynne i opuszczone, zalane i pełne poszarpanych skałek.
Pierwsze z nich wygląda jak zwyczajne jeziorko.
Witają nas tu dywanami!
Mijamy leśną osadę niewielkich barakowatych domków.
Kawałek dalej wkraczamy na teren czynnych wyrobisk. Nie omieszkamy zajrzeć do wielkiej dziury!
Kiedyś już tu byliśmy, w tym samym składzie. Acz myślę, że kabak może nie pamiętać tamtej wycieczki - miała chyba 2 miesiące! Zmieniła się trochę przez te kilka lat, nie?
A i kamieniołom się zmienił. Teraz w tym miejscu już nie ma tego malowniczego, seledyowego jeziorka!
Mijamy jakiś mocno zarośnięty dom położony na terenie zakładu górniczego.
Do wapienników obecnie na legalu już się nie da podejść. Jeszcze 5 lat temu biegł obok nich szlak... Teraz przebieg szlaku jest zmieniony, skręca on w lewo. Drogę do wapienników przegradza szlaban i tabliczka, że teren prywatny... Wychodzi na to, że mieszkańom pobliskiego domu przeszkadzało, że ktoś chodzi tą droga...
Zdjęcia z października 2015
Cobyśmy nie zapomnieli gdzie łazimy
Mijane lasy są zdecydowanie “grzybne”.
Nie brakuje też orzechów włoskich. Napychamy nimi kieszenie, a potem rozbijamy kamieniami i pałaszujemy w ilościach hurtowych. Jak nas brzuchy nie rozbolą to będzie cud
Jeszcze trochę i zakaz zostanie pożarty!
Udaje się nam dziś złapać stopa! I to nie byle jakiego! Tzn. stop łapie nas sam. Jadący nieopodal traktor zatrzymuje się i proponuje czy nas nie podwieźć. Wprawdzie jedzie w przeciwną stronę niz planowaliśmy, ale oczywiście się zgadzamy!
Potem jako bonus możemy uczestniczyć w wysiewaniu pszenicy. Nigdy nie miałam okazji mieć tak bliski kontakt z pracami rolniczymi! Zbełtana ziemia intensywnie pachnie i chrzęści w zębach, czerwone nasionka sypią się gdzieś z bocznych podajnikow. Kabak jest zachwycony. Nie chce zejść. Miała być jedna rundka wokół pola, a kończy się na chyba piętnastu!
Mała rzecz a cieszy! I zmienia zwykłą, przecietną wycieczkę w niezapomnianą przygodę!
A spaliśmy w naszych ulubionych wagonach! Relacja tutaj: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
Dla porównania - tak bywało w wagonach i na Wzgórzach Strzelińskich wiosenna porą: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
Widoczki na faliste linie łagodnych pagórów.
I ten czas, gdy powoli robi się kolorowo wszędzie wokół!
W rejonie Gębczyc krajobraz staje się bardziej zróżnicowany - bo tu są kamieniołomy! Nowe i stare, czynne i opuszczone, zalane i pełne poszarpanych skałek.
Pierwsze z nich wygląda jak zwyczajne jeziorko.
Witają nas tu dywanami!
Mijamy leśną osadę niewielkich barakowatych domków.
Kawałek dalej wkraczamy na teren czynnych wyrobisk. Nie omieszkamy zajrzeć do wielkiej dziury!
Kiedyś już tu byliśmy, w tym samym składzie. Acz myślę, że kabak może nie pamiętać tamtej wycieczki - miała chyba 2 miesiące! Zmieniła się trochę przez te kilka lat, nie?
A i kamieniołom się zmienił. Teraz w tym miejscu już nie ma tego malowniczego, seledyowego jeziorka!
Mijamy jakiś mocno zarośnięty dom położony na terenie zakładu górniczego.
Do wapienników obecnie na legalu już się nie da podejść. Jeszcze 5 lat temu biegł obok nich szlak... Teraz przebieg szlaku jest zmieniony, skręca on w lewo. Drogę do wapienników przegradza szlaban i tabliczka, że teren prywatny... Wychodzi na to, że mieszkańom pobliskiego domu przeszkadzało, że ktoś chodzi tą droga...
Zdjęcia z października 2015
Cobyśmy nie zapomnieli gdzie łazimy
Mijane lasy są zdecydowanie “grzybne”.
Nie brakuje też orzechów włoskich. Napychamy nimi kieszenie, a potem rozbijamy kamieniami i pałaszujemy w ilościach hurtowych. Jak nas brzuchy nie rozbolą to będzie cud
Jeszcze trochę i zakaz zostanie pożarty!
Udaje się nam dziś złapać stopa! I to nie byle jakiego! Tzn. stop łapie nas sam. Jadący nieopodal traktor zatrzymuje się i proponuje czy nas nie podwieźć. Wprawdzie jedzie w przeciwną stronę niz planowaliśmy, ale oczywiście się zgadzamy!
Potem jako bonus możemy uczestniczyć w wysiewaniu pszenicy. Nigdy nie miałam okazji mieć tak bliski kontakt z pracami rolniczymi! Zbełtana ziemia intensywnie pachnie i chrzęści w zębach, czerwone nasionka sypią się gdzieś z bocznych podajnikow. Kabak jest zachwycony. Nie chce zejść. Miała być jedna rundka wokół pola, a kończy się na chyba piętnastu!
Mała rzecz a cieszy! I zmienia zwykłą, przecietną wycieczkę w niezapomnianą przygodę!
A spaliśmy w naszych ulubionych wagonach! Relacja tutaj: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
Dla porównania - tak bywało w wagonach i na Wzgórzach Strzelińskich wiosenna porą: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Tą wędrówkę rozpoczynamy w Nowolesiu, wśród krzyży pokutnych i starej dolnośląskiej zabudowy.
Dzień jest parny i duszny. Szare niebo szczelnie zaciągneła opona chmur. Powietrze jest totalnie nieruchome, zero wiatru, choćby najmniejszego powiewu. Człowiek idzie i ma poczucie, że nie ma czym oddychać, jakby zabrali całe powietrze.
Szlak na Nowoleską Kopę od tej strony nie jest chyba bardzo uczęszczany.
Sporo tu wystaje skałek, wyglądających jak mocno już zarosnięte ściany dawnych kamieniołomów.
Czasem widzimy jakiś widoczek.
Nagle pojawia się tabliczka z nazwą szczytu. Cooo??? Juz tutaj?? Ale...
Czuję się oględnie mówiąc... dziwnie. Rozglądam się wokół z rozdziawioną japą, jakby szukając czegoś czego już nie ma, co odeszło i rozpłyneło się w niebycie. Jakiegoś śladu przeszłości, który pozostał już chyba tylko w mojej pamięci. Bo byliśmy tutaj, dokładnie tutaj, 14 lat temu. Tzn. byliśmy na szczycie, który nazywał się tak samo. I wtedy szumiał tu gęsty, zielony las. Las, po którym teraz nie ma śladu, a miejsce jest kompletnie nie do poznania. Po lesie zostały takie oto podarte wypluwki...
Darowano też życie temu okazowi pełnemu tajemnych inskrypcji.
Do niektórych drzew nie dobrali sie drwale, ale one i tak postanowiły ruszyć śladem swoich dawnych współtowarzyszy... Tak wygląda jakby nie chciały tu sterczeć w samotności.
Jedno z takowych utworzyło dogodną ławeczkę, więc tutaj rozsiadamy się na mały piknik.
W krajobrazie dominują żółcie i brązy. Horyzonty mocno przyćmione - wszystko spowija gęsta, mokra mgła.
Dwa rodzaje płowych traw.
Dla porównania - tak wyglądały zbocza Nowoleskiej Kopy w maju 2008. Zupełnie inny świat! Cienisty, przesycony świeżością.
A tak było na szczycie. Pocięte belki, kawałki betonu i blach to resztki ze świeżo wtedy zlikwidowanej wieży widokowej. Była bardzo specyficzna - wąska i bardzo wysoka. Właziło się po drabinach zabezpieczonych metalowymi obręczami jak kominy fabryczne. W ostatnich latach istnienia była już mocno nadgryziona zębem czasu. Chcieliśmy ją jeszcze zobaczyć - wchodzić pewnie byśmy nie mieli odwagi. Niestety nie zdążyliśmy... Zabrakło nam niewiele - kilka miesięcy. Do wyjazdu tam zainspirował mnie ten artykuł - link: http://www.gorypolski.pl/a-2007_Nowoleska.php
Tak wyglądała wieża. Zdjecie pochodzi ze stronki - link: https://bialykosciol.pl/?page_id=364
No to powspominaliśmy sobie dawne dzieje, a my tymczasem ruszamy dalej, tzn. z powrotem do Nowolesia, ale inną drogą. Wędrówki szlakami nie zawsze są nudne. Naszego zielonego szukamy dłuższą chwilę. Kabak zaglądał nawet pod kamienie - bo kto wie gdzie taki mógł się schować
Chyba tu ostanio mocno lało, gdy takie jamy wyrwały okresowe potoki. A może górka pozbawiona drzewostanu - zaczyna się po prostu rozłazić?
Nie pamietam o co dokładnie tu chodziło. Chyba próbują policzyć ile drzewo miało lat
Złazimy nad jakieś robaczywe potoczki. Wszystka latająca i kąsająca gadzina ma chyba siedzibę w tym jarze. Komary, meszki, gzy, muchy końskie, strzyżaki oblepiają nas całymi rojami. Zatęchłość powietrza i brak wiatru zdają się bardzo temu sprzyjać. Za każdym naszym krokiem podnoszą się ich dosłownie kłęby i zamiast wrócić do siedzenia na ziemi - siadają na nas... Acz wizualnie miejsce bardzo ładne - meandrujący potok, piaszczyste brzegi, wysokie skarpy, rozlewiska.
Nad potoczkiem stoi samotny krzyż. Nie wygląda ani na pokutny ani na kapliczkę. Ot taki z lastriko. Jak z cmentarza komunalnego... Podobne napotkaliśmy nad Odrą na TEJ: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nicho.html wycieczce.
Dalej idziemy słabo widoczną drogą wśród pól do osady zwanej Zimne Doły.
Znajdują się tutaj tylko dwa gospodarstwa.
Poprzednio byliśmy tu jesienią 2014. Jesteśmy tu więc drugi raz, w odstępie sporej ilości czasu. I zarówno wtedy jak i teraz, mamy okazję spotkać sympatycznych, ciekawych, nietuzinkowych ludzi (i to za każdym razem innych!). Zatrzymać się, wpaść w gościnę, pogadać na niecodzienne tematy. Coś, co niesamowicie ubarwia wędrówkę i pozwala ją zachować w pamięci na długie lata!
Na nocleg wybieramy się w znane i lubiane miejsce - do wagonów u Jurka! Byliśmy już tu kilkakrotnie i zawsze było rewelacyjnie! Relacje z poprzednich wyjazdów:
LIPIEC 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... agony.html
SIEPRPIEŃ 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... agony.html
MAJ 2020: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
PAŹDZIERNIK 2020: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
Każdy wyjazd w to magiczne miejsce łączy się z odnalezieniem nowych, nieodkrytych wcześniej zakamarków, malowideł, napisów. Czy umknęły one naszej uwadze? Czy właśnie powstały niedawno, w czasie naszej nieobecności? Bo na kolejnym festiwalu czy spotkaniu jakaś grupa artystów postanowiła jeszcze bardziej ubarwić to miejsce?
Zatem najnowsze odkrycia i znaleziska - malowidła, rzeźby, wycinanki, wiersze...
Zabudowania wykazują tu właściwy stopień sprzężenia ze światem roślinnym. Tu nie niszczy się drzew, krzewów czy ziół z samej nienawiści do zieleni. Tu żyje się z nimi w symbiozie, starając się wzajemnie szanować, przyjaźnić i znajdować kompromisy dla wspólnego bytowania na tym samym terenie.
Stoły, ławy, krzesła, siedziska to nie tylko zwykłe meble. Każdy to osobna historia, zapewne godna bliższego poznania i zatopienia się w nią.
Zakamarki ulepione z gliny.
Nawet do łazienki zaprasza nie byle kto, ale takowa miła owieczka!
No i to co nas najbardziej interesuje - wagon! Dziś z racji na ciepłą pogodę wybieramy ten bez pieca - na szczycie pagórka. Wśród płowych traw i tabunów galopujących koni!
Konie obserwujemy z daleka...
lub czasem nawiązujemy z nimi nieco bliższą relację.
Rozpalamy ognisko, ale niedługo przychodzi się nim cieszyć. Chyba niecałe pół godziny...
Burzowe chmury, które cały dzień krążyły po okolicach i tylko mruczały gdzieś z oddali - w końcu nas znalazły i postanowiły dopuckać...
Zaczyna lać koło 17 i praktycznie nie przestaje do rana... Intensywność deszczu jest taka, że łąki szybko zmieniają się w bagna..
Solidnie rozpalone ognisko tli się jeszcze z pół godziny. W sam raz wystarcza, aby dosmażyć zakopane w żarze kukurydze.
Resztę wieczoru spędzamy więc wyłącznie w przytulnych wnętrzach wagonika. Bardzo się cieszymy, że w ostatniej chwili zmieniliśmy plany i jednak nie pojechalismy dziś na wycieczkę z namiotem.
Po zmroku wagonik wypełnia ciepłe światło świec.
Dobranoc! W szumie deszczu w zaroślach, bębnieniu kropel o dach, które od czasu miesza się z tętentem biegających koni (przechodzących czasem w pluskot
Dzień jest parny i duszny. Szare niebo szczelnie zaciągneła opona chmur. Powietrze jest totalnie nieruchome, zero wiatru, choćby najmniejszego powiewu. Człowiek idzie i ma poczucie, że nie ma czym oddychać, jakby zabrali całe powietrze.
Szlak na Nowoleską Kopę od tej strony nie jest chyba bardzo uczęszczany.
Sporo tu wystaje skałek, wyglądających jak mocno już zarosnięte ściany dawnych kamieniołomów.
Czasem widzimy jakiś widoczek.
Nagle pojawia się tabliczka z nazwą szczytu. Cooo??? Juz tutaj?? Ale...
Czuję się oględnie mówiąc... dziwnie. Rozglądam się wokół z rozdziawioną japą, jakby szukając czegoś czego już nie ma, co odeszło i rozpłyneło się w niebycie. Jakiegoś śladu przeszłości, który pozostał już chyba tylko w mojej pamięci. Bo byliśmy tutaj, dokładnie tutaj, 14 lat temu. Tzn. byliśmy na szczycie, który nazywał się tak samo. I wtedy szumiał tu gęsty, zielony las. Las, po którym teraz nie ma śladu, a miejsce jest kompletnie nie do poznania. Po lesie zostały takie oto podarte wypluwki...
Darowano też życie temu okazowi pełnemu tajemnych inskrypcji.
Do niektórych drzew nie dobrali sie drwale, ale one i tak postanowiły ruszyć śladem swoich dawnych współtowarzyszy... Tak wygląda jakby nie chciały tu sterczeć w samotności.
Jedno z takowych utworzyło dogodną ławeczkę, więc tutaj rozsiadamy się na mały piknik.
W krajobrazie dominują żółcie i brązy. Horyzonty mocno przyćmione - wszystko spowija gęsta, mokra mgła.
Dwa rodzaje płowych traw.
Dla porównania - tak wyglądały zbocza Nowoleskiej Kopy w maju 2008. Zupełnie inny świat! Cienisty, przesycony świeżością.
A tak było na szczycie. Pocięte belki, kawałki betonu i blach to resztki ze świeżo wtedy zlikwidowanej wieży widokowej. Była bardzo specyficzna - wąska i bardzo wysoka. Właziło się po drabinach zabezpieczonych metalowymi obręczami jak kominy fabryczne. W ostatnich latach istnienia była już mocno nadgryziona zębem czasu. Chcieliśmy ją jeszcze zobaczyć - wchodzić pewnie byśmy nie mieli odwagi. Niestety nie zdążyliśmy... Zabrakło nam niewiele - kilka miesięcy. Do wyjazdu tam zainspirował mnie ten artykuł - link: http://www.gorypolski.pl/a-2007_Nowoleska.php
Tak wyglądała wieża. Zdjecie pochodzi ze stronki - link: https://bialykosciol.pl/?page_id=364
No to powspominaliśmy sobie dawne dzieje, a my tymczasem ruszamy dalej, tzn. z powrotem do Nowolesia, ale inną drogą. Wędrówki szlakami nie zawsze są nudne. Naszego zielonego szukamy dłuższą chwilę. Kabak zaglądał nawet pod kamienie - bo kto wie gdzie taki mógł się schować
Chyba tu ostanio mocno lało, gdy takie jamy wyrwały okresowe potoki. A może górka pozbawiona drzewostanu - zaczyna się po prostu rozłazić?
Nie pamietam o co dokładnie tu chodziło. Chyba próbują policzyć ile drzewo miało lat
Złazimy nad jakieś robaczywe potoczki. Wszystka latająca i kąsająca gadzina ma chyba siedzibę w tym jarze. Komary, meszki, gzy, muchy końskie, strzyżaki oblepiają nas całymi rojami. Zatęchłość powietrza i brak wiatru zdają się bardzo temu sprzyjać. Za każdym naszym krokiem podnoszą się ich dosłownie kłęby i zamiast wrócić do siedzenia na ziemi - siadają na nas... Acz wizualnie miejsce bardzo ładne - meandrujący potok, piaszczyste brzegi, wysokie skarpy, rozlewiska.
Nad potoczkiem stoi samotny krzyż. Nie wygląda ani na pokutny ani na kapliczkę. Ot taki z lastriko. Jak z cmentarza komunalnego... Podobne napotkaliśmy nad Odrą na TEJ: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nicho.html wycieczce.
Dalej idziemy słabo widoczną drogą wśród pól do osady zwanej Zimne Doły.
Znajdują się tutaj tylko dwa gospodarstwa.
Poprzednio byliśmy tu jesienią 2014. Jesteśmy tu więc drugi raz, w odstępie sporej ilości czasu. I zarówno wtedy jak i teraz, mamy okazję spotkać sympatycznych, ciekawych, nietuzinkowych ludzi (i to za każdym razem innych!). Zatrzymać się, wpaść w gościnę, pogadać na niecodzienne tematy. Coś, co niesamowicie ubarwia wędrówkę i pozwala ją zachować w pamięci na długie lata!
Na nocleg wybieramy się w znane i lubiane miejsce - do wagonów u Jurka! Byliśmy już tu kilkakrotnie i zawsze było rewelacyjnie! Relacje z poprzednich wyjazdów:
LIPIEC 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... agony.html
SIEPRPIEŃ 2019: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... agony.html
MAJ 2020: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
PAŹDZIERNIK 2020: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ennie.html
Każdy wyjazd w to magiczne miejsce łączy się z odnalezieniem nowych, nieodkrytych wcześniej zakamarków, malowideł, napisów. Czy umknęły one naszej uwadze? Czy właśnie powstały niedawno, w czasie naszej nieobecności? Bo na kolejnym festiwalu czy spotkaniu jakaś grupa artystów postanowiła jeszcze bardziej ubarwić to miejsce?
Zatem najnowsze odkrycia i znaleziska - malowidła, rzeźby, wycinanki, wiersze...
Zabudowania wykazują tu właściwy stopień sprzężenia ze światem roślinnym. Tu nie niszczy się drzew, krzewów czy ziół z samej nienawiści do zieleni. Tu żyje się z nimi w symbiozie, starając się wzajemnie szanować, przyjaźnić i znajdować kompromisy dla wspólnego bytowania na tym samym terenie.
Stoły, ławy, krzesła, siedziska to nie tylko zwykłe meble. Każdy to osobna historia, zapewne godna bliższego poznania i zatopienia się w nią.
Zakamarki ulepione z gliny.
Nawet do łazienki zaprasza nie byle kto, ale takowa miła owieczka!
No i to co nas najbardziej interesuje - wagon! Dziś z racji na ciepłą pogodę wybieramy ten bez pieca - na szczycie pagórka. Wśród płowych traw i tabunów galopujących koni!
Konie obserwujemy z daleka...
lub czasem nawiązujemy z nimi nieco bliższą relację.
Rozpalamy ognisko, ale niedługo przychodzi się nim cieszyć. Chyba niecałe pół godziny...
Burzowe chmury, które cały dzień krążyły po okolicach i tylko mruczały gdzieś z oddali - w końcu nas znalazły i postanowiły dopuckać...
Zaczyna lać koło 17 i praktycznie nie przestaje do rana... Intensywność deszczu jest taka, że łąki szybko zmieniają się w bagna..
Solidnie rozpalone ognisko tli się jeszcze z pół godziny. W sam raz wystarcza, aby dosmażyć zakopane w żarze kukurydze.
Resztę wieczoru spędzamy więc wyłącznie w przytulnych wnętrzach wagonika. Bardzo się cieszymy, że w ostatniej chwili zmieniliśmy plany i jednak nie pojechalismy dziś na wycieczkę z namiotem.
Po zmroku wagonik wypełnia ciepłe światło świec.
Dobranoc! W szumie deszczu w zaroślach, bębnieniu kropel o dach, które od czasu miesza się z tętentem biegających koni (przechodzących czasem w pluskot
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
A my wracamy w miejsce znane i lubiane. Wzgórza Strzelińskie to zawsze dobry plan na wycieczkę. Wybór pada na wagon na górce - najładniej położony, z najlepszym widokiem, z biegającymi wokół tabunami koni, ale bez pieca. No ale tego dnia piec nam potrzebny nie jest Cudowny, upalny, bezpiecowy czas!
To jeden z tych wyjazdów, którego celem nie jest poznawanie nowych miejsc i odkrywanie nieznanych ścieżek. To raczej czas by zagapić się w dal i zawiesić w niebycie.
Relacja:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ch-ak.html
To jeden z tych wyjazdów, którego celem nie jest poznawanie nowych miejsc i odkrywanie nieznanych ścieżek. To raczej czas by zagapić się w dal i zawiesić w niebycie.
Relacja:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... ch-ak.html
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Buba ty to zawsze potrafisz humor poprawić i pokazać coś co się zapiszę w głowie.
Jak wygląda logistycznie nocleg w tym miejscu ?
Jak wygląda logistycznie nocleg w tym miejscu ?
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Coldman pisze:Jak wygląda logistycznie nocleg w tym miejscu ?
To jest miejsce działajace na zasadzie agroturystyki. Mozna wynajac nocleg w pokoju, mozna w wagonie. Gospodarz wystepuje na fejsie jako Jurek Trawinski - piszesz do niego na pw i sie jakos umawiacie
Do wynajecia jest jeden wagonik z piecykiem i dwa bez ogrzewania (z czego jeden chyba nie ma tez drzwi). W wagonie z piecem jest chyba prąd, w pozostałych nie ma (ale to by sie trzeba dopytac bo glowy nie dam) Kibelek/łazienka/kran z wodą jest na dole przy domu gospodarza (wagony połozone są troche wyzej). Pod dom mozna dojechac autem, pod sam wagon nie. Mozna na miejscu kupic kozie mleko i rozne ekologiczne przetwory. Mozna pojezdzic konno po okolicy. Czesto mozna trafic na koncerty, warsztaty, itp
Ostatnio zmieniony 2024-02-26, 22:31 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości