01-02.04.2017 Gorce, Gorce, ach, to wy!
01-02.04.2017 Gorce, Gorce, ach, to wy!
Daaaaaaaaaawno nie było mnie w górach. Cały marzec na zero. Problemy zdrowotne, harcerze, różne zawirowania i w końcu lenistwo spowodowały, że w góry wybrałam się dopiero w kwietniu, a to za sprawą bton1a!
Błażej jak zawsze zajął się organizacją, noclegami, komunikacją. Tymczasem im bliżej, tym lepsze prognozy, śnieg topniał, więc postanowiłam w sobotę dołączyć do grupy dopiero na miejscu, a powłóczyć się szlakiem 10 polan!
Szlak krótki, więc mogłam się wyspać. Wstałam o 7.30, a na Przysłop dokulałam się dopiero o 11.30.
Pożarłam kanapkę mocy. Przebrałam się adekwatnie do pogody i ruszyłam żółtym szlakiem w poszukiwaniu wiosny! Gdybym faktycznie stanęła przy pierwszej "wiośnie", to nie zeszłabym nawet z asfaltu.
Liczyłam jednak na to, że chociaż na Jaworzynce będzie bezśnieżnie, bo parę dni temu czytałam już obiecanki-krokusianki. Nie było innego wyjścia, jak przeć dalej!
Pogoda oczywiście zgodnie z prognozami dopisywała, więc nie było powodów, aby się spieszyć. Jako stworzenie wygłodniałe gór, musiałam brać po kilka dawek naraz!
Najpierw delikatnie, bez krokusów, trochę zza krzaka
Trochę bezkrzaczkowo, ale również bezkwiatowo. Noo, dobra, był tam jakiś jeden krokus, ale jeszcze nie miałam jakichś dzikich zapędów, żeby się nad nim pochylać. W końcu przede mną dopiero miały pojawić się schody!
A "zza płota" wyłaniał się Beskid Wyspowy z Mogielicą.
Będąc w lesie, zmierzając w górę, pocieszałam się, że już za chwilę pojawi się pierwsza z nich - Polana pod Jaworzynką. W końcu się doczekałam!
Krokusy też się pojawiły, ale ja nie jestem super-mistrzem-foto i nie lubię leżeć na glebie tylko po to, żeby robić krokusikowe zdjęcia (choć lubię leżeć na glebie po to, żeby sobie poleżeć ).
Oprócz krokusów było też kilka zawilców!
Żeby nie być posądzoną o niszczenie tych cudów natury, musiałam naprawdę uważać, gdyż krokusy były nawet na szlaku! Te niemądre stwory - powinny wyrastać tylko w wyznaczonych miejscach, aby ktoś taki nieogarnięty jak ja, nie sieknął ich butem!
Ja tu sobie szłam i podziwiałam widoki...
...a w pewnym momencie coś wystrzeliło z chaty prosto w górę!
I nagle krokusy się rozmnożyły!
Trochę ich tam było! Nie tyle, co w Chochołowskiej, ale ludzi też było zdecydowanie mniej. Raptem kilkanaście osób spotkałam na trasie Rzeki-Kudłoń.
Skończywszy podziwianie widoków, ruszyłam dalej w kierunku kolejnej polany.
Ale jeszcze tutaj ostatni raz łypnęłam okiem w stronę krokusów.
Komu w drogę, temu w las...
W końcu dotarłam na Podskały i tutaj znów poczułam się głodna, a że na każdej polanie są ławeczki, mogłam znów zadokować. Choć nawet na trawie można było się rozpłaszczyć, bo już była w dużej mierze sucha
Miałam problem z machnięciem sobie ostrego zdjęcia, więc tylko uskuteczniłam selfie i stwierdziłam, że mi się beznadziejnie włosy ułożyły ;p
Po czym zajęłam się oglądaniem gór bliższych i dalszych (głównie bliższych).
Tutaj też można było zobaczyć kwiaty na k....
Niektóre były ukryte w krokusochronach, aby żaden nikczemnik ich nie zadeptał!
Inne bezwstydnie wylegiwały się na polanie.
Zapewne niektóre nieszczęśniki czekały jeszcze pod resztkami śniegu, by wyjść na światło dzienne!
Obróciwszy się w kierunku przeciwnym do swoich zamiarach, mogłam się im przyjrzeć z bliska.
Znajdowały się wśród nich krokusy-albinosy! Ciekawe, co na to pozostałe!
Ostatnie spojrzenie w kierunku polany Podskały, aby za chwilę ruszyć w dalszą drogę.
Wystarczyła odrobina drogi przez las i krótkie schody, aby wyjść na Adamówkę.
Tutaj już było trochę więcej śniegu, co budziło trochę moich obaw, co będzie dalej!
Choć były też miejsca bezśnieżne. Ale i polana raczej mało widokowa.
W związku z tym nie zabawiłam tutaj długo. Ruszyłam w kierunku Gorca Troszackiego.
Znów musiałam przejść kawałek lasem, by za chwilę móc podziwiać piękne widoki!
Już na skraju polany okazało się, że jest prawie bezśnieżnie, co mnie baaaaaaaaardzo ucieszyło!
Postanowiłam poszukać dogodnego miejsca do leżenia, aby nie zniszczyć żadnego biednego krokusiątka, a jednocześnie mieć je na wyciągnięcie ręki i móc pooglądać.
Było zatem wszystko - krokusy, Tatry, ciepło. Tylko tłumów zabrakło :<
Tym razem uskuteczniłam wyłącznie wodopój i rozpoczęłam swoją godzinę plażowania.
Widoki przede mną...
\
I same kwiatki na "K".
I mój piagowaty ryjek też uwieczniłam na zdjęciu.
Po godzinnym leniuchowaniu w końcu ruszyłam dalej.
Mogłam wtedy zobaczyć też coś innego niż tylko Tatry
Tutaj w lesie było trochę chlapy, trochę śniegu...
I mimo że wytracałam wysokość, śniegu było nieco więcej - kwestia kierunku nachylenia.
Zostało mi ostatnie zejście do Przełęczy Borek, a następnie podejście na Turbacz. Najpierw mijałam polanę Pustak.
Tutaj znalazłam kluczyki do samochodu, z którymi nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Brać czy nie brać? Idę na Turbacz, więc trochę głupio wlec je aż tam, bo ktoś będzie musiał po nie wychodzić pod górę. Zostawić, aby tutaj leżały? Dawno mnie nikt nie mijał? Może też nie pamiętać, gdzie je zgubił... W końcu wzięłam.
Idąc pytałam ludzi, czy szli wcześniej z mojej strony i czy nie zgubili kluczyków do samochodu. Jednej parze, która szła w dół dałam na wszelki wypadek mój numer telefonu i to była chyba najgłupsza rzecz jaką mogłam zrobić, ale o tym później
Za Przełęczą Borek, kiedy dalej nie spotkałam żadnego zdesperowanego szukacza kluczy, oddałam je ludziom, którzy schodzili na parking do Rzek, aby oni zostawili je parkingowemu. Wymieniliśmy się też numerami telefonu.
Tymczasem ja poszłam pod górę licząc na to, że osoba, która zgubiła klucze, w końcu się odnajdzie. Włączyłam dźwięki i czekałam na radosny telefon "Jest!" Przez kluczowe zawirowania na czoło Turbacza dotarłam dosyć późno.
Na Hali Turbacz też nie było jakichś przerażających tłumów.
Było trochę śniegu, ale również raczej resztki.
Miałam widok na Halę Długą, na którą chciałam jeszcze pójść, ale jednocześnie czułam się trochę zmęczona.
Pewnie zdążyłabym jeszcze na zachód słońca, ale... lenistwo mnie pokonywało!
Za Szałasowym Ołtarzem weszłam już w śnieg i w nim szłam aż do schroniska.
Przy schronisku ludzie jeszcze wypoczywali na leżakach
Ja natomiast spojrzałam tylko jednym okiem na Tatry i weszłam do schroniska...
Rozpakowałam się, posiliłam obiadokolacją i jeszcze raz wyszłam na dwie sekundy na zewnątrz.
Później wróciłam do schroniska, gdzie piliśmy herbatę i dżem oraz jedliśmy mięso z kangurów.
Wieczór jak zwykle skończył się za szybko, ale następnego dnia czekała nas równie wspaniała aura, a bonusem miało być przemieszczanie się w doborowym towarzystwie
Błażej jak zawsze zajął się organizacją, noclegami, komunikacją. Tymczasem im bliżej, tym lepsze prognozy, śnieg topniał, więc postanowiłam w sobotę dołączyć do grupy dopiero na miejscu, a powłóczyć się szlakiem 10 polan!
Szlak krótki, więc mogłam się wyspać. Wstałam o 7.30, a na Przysłop dokulałam się dopiero o 11.30.
Pożarłam kanapkę mocy. Przebrałam się adekwatnie do pogody i ruszyłam żółtym szlakiem w poszukiwaniu wiosny! Gdybym faktycznie stanęła przy pierwszej "wiośnie", to nie zeszłabym nawet z asfaltu.
Liczyłam jednak na to, że chociaż na Jaworzynce będzie bezśnieżnie, bo parę dni temu czytałam już obiecanki-krokusianki. Nie było innego wyjścia, jak przeć dalej!
Pogoda oczywiście zgodnie z prognozami dopisywała, więc nie było powodów, aby się spieszyć. Jako stworzenie wygłodniałe gór, musiałam brać po kilka dawek naraz!
Najpierw delikatnie, bez krokusów, trochę zza krzaka
Trochę bezkrzaczkowo, ale również bezkwiatowo. Noo, dobra, był tam jakiś jeden krokus, ale jeszcze nie miałam jakichś dzikich zapędów, żeby się nad nim pochylać. W końcu przede mną dopiero miały pojawić się schody!
A "zza płota" wyłaniał się Beskid Wyspowy z Mogielicą.
Będąc w lesie, zmierzając w górę, pocieszałam się, że już za chwilę pojawi się pierwsza z nich - Polana pod Jaworzynką. W końcu się doczekałam!
Krokusy też się pojawiły, ale ja nie jestem super-mistrzem-foto i nie lubię leżeć na glebie tylko po to, żeby robić krokusikowe zdjęcia (choć lubię leżeć na glebie po to, żeby sobie poleżeć ).
Oprócz krokusów było też kilka zawilców!
Żeby nie być posądzoną o niszczenie tych cudów natury, musiałam naprawdę uważać, gdyż krokusy były nawet na szlaku! Te niemądre stwory - powinny wyrastać tylko w wyznaczonych miejscach, aby ktoś taki nieogarnięty jak ja, nie sieknął ich butem!
Ja tu sobie szłam i podziwiałam widoki...
...a w pewnym momencie coś wystrzeliło z chaty prosto w górę!
I nagle krokusy się rozmnożyły!
Trochę ich tam było! Nie tyle, co w Chochołowskiej, ale ludzi też było zdecydowanie mniej. Raptem kilkanaście osób spotkałam na trasie Rzeki-Kudłoń.
Skończywszy podziwianie widoków, ruszyłam dalej w kierunku kolejnej polany.
Ale jeszcze tutaj ostatni raz łypnęłam okiem w stronę krokusów.
Komu w drogę, temu w las...
W końcu dotarłam na Podskały i tutaj znów poczułam się głodna, a że na każdej polanie są ławeczki, mogłam znów zadokować. Choć nawet na trawie można było się rozpłaszczyć, bo już była w dużej mierze sucha
Miałam problem z machnięciem sobie ostrego zdjęcia, więc tylko uskuteczniłam selfie i stwierdziłam, że mi się beznadziejnie włosy ułożyły ;p
Po czym zajęłam się oglądaniem gór bliższych i dalszych (głównie bliższych).
Tutaj też można było zobaczyć kwiaty na k....
Niektóre były ukryte w krokusochronach, aby żaden nikczemnik ich nie zadeptał!
Inne bezwstydnie wylegiwały się na polanie.
Zapewne niektóre nieszczęśniki czekały jeszcze pod resztkami śniegu, by wyjść na światło dzienne!
Obróciwszy się w kierunku przeciwnym do swoich zamiarach, mogłam się im przyjrzeć z bliska.
Znajdowały się wśród nich krokusy-albinosy! Ciekawe, co na to pozostałe!
Ostatnie spojrzenie w kierunku polany Podskały, aby za chwilę ruszyć w dalszą drogę.
Wystarczyła odrobina drogi przez las i krótkie schody, aby wyjść na Adamówkę.
Tutaj już było trochę więcej śniegu, co budziło trochę moich obaw, co będzie dalej!
Choć były też miejsca bezśnieżne. Ale i polana raczej mało widokowa.
W związku z tym nie zabawiłam tutaj długo. Ruszyłam w kierunku Gorca Troszackiego.
Znów musiałam przejść kawałek lasem, by za chwilę móc podziwiać piękne widoki!
Już na skraju polany okazało się, że jest prawie bezśnieżnie, co mnie baaaaaaaaardzo ucieszyło!
Postanowiłam poszukać dogodnego miejsca do leżenia, aby nie zniszczyć żadnego biednego krokusiątka, a jednocześnie mieć je na wyciągnięcie ręki i móc pooglądać.
Było zatem wszystko - krokusy, Tatry, ciepło. Tylko tłumów zabrakło :<
Tym razem uskuteczniłam wyłącznie wodopój i rozpoczęłam swoją godzinę plażowania.
Widoki przede mną...
\
I same kwiatki na "K".
I mój piagowaty ryjek też uwieczniłam na zdjęciu.
Po godzinnym leniuchowaniu w końcu ruszyłam dalej.
Mogłam wtedy zobaczyć też coś innego niż tylko Tatry
Tutaj w lesie było trochę chlapy, trochę śniegu...
I mimo że wytracałam wysokość, śniegu było nieco więcej - kwestia kierunku nachylenia.
Zostało mi ostatnie zejście do Przełęczy Borek, a następnie podejście na Turbacz. Najpierw mijałam polanę Pustak.
Tutaj znalazłam kluczyki do samochodu, z którymi nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Brać czy nie brać? Idę na Turbacz, więc trochę głupio wlec je aż tam, bo ktoś będzie musiał po nie wychodzić pod górę. Zostawić, aby tutaj leżały? Dawno mnie nikt nie mijał? Może też nie pamiętać, gdzie je zgubił... W końcu wzięłam.
Idąc pytałam ludzi, czy szli wcześniej z mojej strony i czy nie zgubili kluczyków do samochodu. Jednej parze, która szła w dół dałam na wszelki wypadek mój numer telefonu i to była chyba najgłupsza rzecz jaką mogłam zrobić, ale o tym później
Za Przełęczą Borek, kiedy dalej nie spotkałam żadnego zdesperowanego szukacza kluczy, oddałam je ludziom, którzy schodzili na parking do Rzek, aby oni zostawili je parkingowemu. Wymieniliśmy się też numerami telefonu.
Tymczasem ja poszłam pod górę licząc na to, że osoba, która zgubiła klucze, w końcu się odnajdzie. Włączyłam dźwięki i czekałam na radosny telefon "Jest!" Przez kluczowe zawirowania na czoło Turbacza dotarłam dosyć późno.
Na Hali Turbacz też nie było jakichś przerażających tłumów.
Było trochę śniegu, ale również raczej resztki.
Miałam widok na Halę Długą, na którą chciałam jeszcze pójść, ale jednocześnie czułam się trochę zmęczona.
Pewnie zdążyłabym jeszcze na zachód słońca, ale... lenistwo mnie pokonywało!
Za Szałasowym Ołtarzem weszłam już w śnieg i w nim szłam aż do schroniska.
Przy schronisku ludzie jeszcze wypoczywali na leżakach
Ja natomiast spojrzałam tylko jednym okiem na Tatry i weszłam do schroniska...
Rozpakowałam się, posiliłam obiadokolacją i jeszcze raz wyszłam na dwie sekundy na zewnątrz.
Później wróciłam do schroniska, gdzie piliśmy herbatę i dżem oraz jedliśmy mięso z kangurów.
Wieczór jak zwykle skończył się za szybko, ale następnego dnia czekała nas równie wspaniała aura, a bonusem miało być przemieszczanie się w doborowym towarzystwie
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
O matko! O kluczykach miało być już tutaj, ale zgubiłam wątek! Para numer jeden, czyli posiadacze wyłącznie mojego mumeru w przypływie... (no właśnie, czego?) rozdysponowała mój numer za wycieraczki wszystkich samochodów znajdujących się na parkingu, pisząc im karteczkę "Kluczyki 511.......". Zaowocowało to tym, że pół wieczoru odbierałam telefony zaczynające się od "Znalazłem za wyvieracKą taką karteczkę...";). Para numer dwa odnalazła na parkingu dziewczyny, które były na wycieczce z panem od kluczyków. Ten w międzyczasie wrócił się, aby ich szukać, ale dostał telefon, że się znalazły. Pytał mnie później telefonicznie, gdzie je znalazłam i spodziewał się, że w zupełnie innym miejscu;) Po jego telefonie wyciszyłam dźwięki i przestałam odbierać telefony od całego parkingu;p.
Kieliszki to na dżem pitny! Robią furorę! Kangur był suszony, w paskach. Zalatywał trochę karmą dla psów;p
Kieliszki to na dżem pitny! Robią furorę! Kangur był suszony, w paskach. Zalatywał trochę karmą dla psów;p
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:Kieliszki to na dżem pitny!
Haha! Dżem pitny prosto z alkoholfrei Durbaszki!
nes_ska pisze:Kangur był suszony, w paskach. Zalatywał trochę karmą dla psów;p
Dodajmy, że karmą podłej jakości..
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
No to się przejedliście - 50g na 8 osób. Podczas degustacji 50g wciągam nosem.nes_ska pisze:Kangur był suszony, w paskach. Zalatywał trochę karmą dla psów
Przecież widzisz, że cisowianka otwarta, to kulturalna integracja.Pudelek pisze:mięso z kangurów to w kieliszkach?
Nie cierpię tej wody jak Carlsberga - kiedyś z braku laku zmoczyłem usta - ohyda. Lepsza czysta woda ze strumyka.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Ale nie będzie się Wam Turbacz kojarzył z suszonym kangurem ?
W jednej restauracji w moim miasteczku mieli w menu ... kangura i ... bobra
( chyba, na pewno było to coś dziwnego ). Kolega w przypływie szaleństwa zapytał kelnera czy poleca. Obrzydzenie na jego twarzy było odpowiedzią.
W jednej restauracji w moim miasteczku mieli w menu ... kangura i ... bobra
( chyba, na pewno było to coś dziwnego ). Kolega w przypływie szaleństwa zapytał kelnera czy poleca. Obrzydzenie na jego twarzy było odpowiedzią.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Wolę Muszyniankę - płacą mi za lokowanie produktu albo zawiera ona prawie 10x więcej minerałów?
W weekend byłem trochę w Bełchatowie, ale w sobotę wybrałem się na rowerówkę, drugi dzień na działce pełnej zieleni (tuż za ogrodzeniem własny las, jeszcze nie sezon na prawdziwki) - nie będę drażnił osób ze Ślůnska, bo wrzuciłbym fotę.
W weekend byłem trochę w Bełchatowie, ale w sobotę wybrałem się na rowerówkę, drugi dzień na działce pełnej zieleni (tuż za ogrodzeniem własny las, jeszcze nie sezon na prawdziwki) - nie będę drażnił osób ze Ślůnska, bo wrzuciłbym fotę.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 66 gości