Kraina ognia i lodu - Islandia 2016

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
TNT'omek
Posty: 2517
Rejestracja: 2013-08-14, 16:27
Lokalizacja: Beskid Mały
Kontakt:

Kraina ognia i lodu - Islandia 2016

Postautor: TNT'omek » 2016-08-10, 23:01

Cześć wszystkim!
Żeby nie było ,że gdzieś przepadłem ...
Byłem w paru miejscach, nawet ciekawych... ;)
Podzielę się tym co widziałem...

Niestety Picasa nam zlikwidowali, ale w G+ też coś widać ;)

Zapraszam do oglądnięcia zdjęć: Islandia 2016

Obrazek
Ostatnio zmieniony 2016-11-22, 16:22 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 2 razy.
in omnia paratus...
Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2016-08-11, 07:13

Nie zazdroszczę, ale tereny wprost kosmiczne. Poczekam aż na księżycowym krajobrazie powstanie infrastruktura turystyczna, bo namiot już nie dla mnie. Czy to ta eskapada, o której tajemniczo wspominałeś w marcu? Jeśli tak, to wówczas myślałem o koczowniczym wypadzie po buszu, z dala od ludzi, np. środkowa Azja, Australia, Ameryka Południowa lub "Tomek na czarnym lądzie" (wprawdzie safari już było). Dzięki za możliwość obejrzenia cudów natury - robią wrażenie ;)
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Awatar użytkownika
TNT'omek
Posty: 2517
Rejestracja: 2013-08-14, 16:27
Lokalizacja: Beskid Mały
Kontakt:

Postautor: TNT'omek » 2016-08-11, 17:13

ceper pisze:Poczekam aż na księżycowym krajobrazie powstanie infrastruktura turystyczna,

Infrastruktura jest ale za odpowiednią cenę... Bogaci nawet wymiękają :D

ceper pisze:myślałem o koczowniczym wypadzie po buszu, z dala od ludzi

Było koczowniczo i w przeważającej części z dala od ludzi... tylko buszu brak. Poprawię się na przyszłość :ops
in omnia paratus...
Awatar użytkownika
Iva
Posty: 1544
Rejestracja: 2013-09-04, 23:31
Lokalizacja: łódzkie

Postautor: Iva » 2016-08-11, 19:31

A ja zazdroszczę. Zdjęcia świetne. Dachy porośnięte trawą wyglądają niesamowicie. :o-o ;)
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."
Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2016-08-12, 19:09

Jeszcze jestem pod wrażeniem, ale nie zazdroszczę, bo stosunkowo bliski i niedrogi wypad. ;)
Tomku wrzuciłbyś szerszą opisówkę, co warto zobaczyć. Być może w przyszłym roku na 9 dni wyskoczylibyśmy rodzinnie, więc rad byłbym za porady praktyczne, czego unikać i czego nie przeoczyć.
TNT'omek pisze:Infrastruktura jest ale za odpowiednią cenę... Bogaci nawet wymiękają
Ja nie spod Małego ani ze Ślůnska, którzy by wymiękali ;)
Finansowo bilans 9 dni może być ujemny (ze wskazaniem na słowo "może"), to jednak w skali miesiąca...
Pisałem przecież, że chociaż ja nie rolnik, to spokojnie śpię i mi rośnie ;)
Ostatnio zmieniony 2016-08-12, 19:10 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12375
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2016-08-15, 21:31

Piękne pejzaże, inny świat.
No, z taką tamtejszą kozicą to bym się spotkać chyba nie chciał....
Awatar użytkownika
TNT'omek
Posty: 2517
Rejestracja: 2013-08-14, 16:27
Lokalizacja: Beskid Mały
Kontakt:

Postautor: TNT'omek » 2016-11-21, 23:11

Obiecana relacja została... sklecona. Kto chętny do czytania i oglądania to zapraszam :)

27.06.2016 - dzień I
5.40- Bielsko-Biała,dworzec kolejowy. Wyruszamy w naszą podróż na Islandię z fasonem ;) Pendolino do Gdańska odjeżdża o czasie, a podróż przebiega w atmosferze radosnej ekscytacji wyjazdowej. Bagażu nawet nie pilnujemy, kto by zwinął bety ważące po ..32kg ? :D Na całej trasie pociąg złapał 45min. opóźnienie, ale i tak niczym poza samolotem, nie dotarlibyśmy z Bielska do Gdańska poniżej 7h. Aż na drugi koniec Polski, bo stąd mieliśmy kupione, niedrogie bilety WizzAir do Keflaviku.

Obrazek

Wylot mamy ok.18.00, wiec trochę pokręciliśmy się po mieście zjadając pyszny wegetariański obiad. Lądujemy na Islandii po 3,5h lotu w pięknej słonecznej pogodzie. Jest godzina 21 z groszem a słońce nadal wysoko.
Biorąc pod uwagę,że wschód słońca jest ok. godziny 3.00 , a zachód o 24.00 to Islandia jest idealnym krajem do zwiedzania. Można to robić całą dobę, bo jest tu non-stop jasno :)
W wypożyczalni okazuje się, że naszego opłaconego 5 miesięcy temu auta nie ma :/ Dlatego wybraliśmy i zarezerwowaliśmy kombi, bo jesteśmy w 5 osób i mamy 3 duże pakunki i 5 małych plecaków...
Po negocjacjach i naszym kręceniu nosem na różne samochodowe oferty, pani przyprowadza nowiuteńkiego Nissana Qashqai'a. Ten wybór nas satysfakcjonuje, a wręcz uszczęśliwia. Po wymontowaniu paru półek i rolety w bagażniku, auto nadaje się do jazdy. Ten model ma napęd 4x4. Hurra! Będziemy mogli wjechać na drogi typu F. To się nazywa upgrade :)

Obrazek

Jakoś, z wielkim trudem, udaje nam się wszystko zapakować. Dopiero w okolicach 3-go dnia, pakowanie bagażnika i układanie się w aucie idzie nam naprawdę nieźle ;)
Po 5 min. jazdy już wiemy, że jest tu nienaturalnie pięknie, że trzeba się przygotować na mocne doznania... ,że widoki zapierają dech w piersiach i zacznie nam brakować słów, aby właściwie określić otaczające nas zewsząd piękno przyrody.
Pierwszą rzeczą jaką wizytujemy jest most łączący płyty kontynentalne- euroazjatycką z północnoamerykańską. Jest późno, po całym dniu w drodze , pobudce o 4 rano, jesteśmy wypompowani i szukamy miejsca na rozbicie namiotów. Pole geotermalne ?

Obrazek

Czemu nie! Wprawdzie wszystko syczy, bulgocze, pachnie siarką i jest gorące, ale zakładamy ,że dzisiaj nie wybuchnie. Spacerujemy po okolicy, pożeramy widoki i kolację. Następnie rozkładamy namioty i kładziemy się spać. Aha! wypadałoby przedstawić ekipę... Od tyłu(od lewej) - Marek, Kazik, Ola, Sławek i ja.

Obrazek

28.06.2016 - dzień II
Wstajemy wyspani, ale głodni. Niestety nie mamy na czym zagotować wody.W samolotach nie wolno przewozić takich sprzętów jak butle z gazem. Pierwszą rzeczą jaką robimy, to wizyta na stacji paliw N1 i zakup nakręcanych kartuszy .Tu pierwszy raz poznajemy islandzką gościnność. Zostajemy poczęstowani kawą i ciastkami. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale my jesteśmy nader sympatyczną brygadą, więc może to dlatego ;) Ruszamy na śniadanie. Znalezienie stolika z ławkami i zjedzenie posiłku nie zajmuje nam dużo czasu ;)
Szerokim łukiem omijamy komercyjną atrakcję wyspy - Blue Lagoon i udajemy się w stronę tzw. Golden Cirkle. Najpierw wizytacja wybrzeża (piękne skaliste z czarnymi plażami) i ruszamy dalej.

Obrazek

Po drodze mijamy przepiękne pole geotermalne i świetne jezioro.

Obrazek

Obrazek

Pingvellir, miejsce gdzie zbierał się średniowieczny parlament. Fajnie widać "pęknięcie" między płytami kontynentalnymi. Wodospad, rzeka z rozlewiskiem tworzy urocze miejsce. Dużo tu tras turystycznych , ale też i sporo ludzi.

Obrazek

Przy dobrej pogodzie można by tu spędzić więcej czasu, ale wieje i jest chłodno.Tak się nam przynajmniej wydaje.Jeszcze nie wiemy,że trafiliśmy na najcieplejsze islandzkie lato od dekady. Stamtąd jedziemy w rejon Geysir, gdzie ziemia wyrzuca w powietrze słupy gorącej wody. Strokkur- gejzer strzelający w niebo co ok.10 min, na wysokość 30-35m robi na nas wrażenie... i na dziesiątkach innych turystów też...

Obrazek

Główne atrakcje w Golden Cirkle są niestety mocno obłożone ludźmi :( Niektóre biura podróży ograniczają pobyt na tej pięknej wyspie tylko do tego rejonu+ Reykjavík.
Ogromne wrażenie robi na nas najsłynniejszy islandzki wodospad - Gullfoss. Dwa progi : 11 i 21 m , z których woda spada z impetem i płynie dalej 2km wąwozem szerokim na 70m. Pogoda jest...islandzka, ale łazimy po okolicy. Wzdłuż wodospadu są poprowadzone ścieżki i można go oglądać z różnych stron.

Obrazek

Po obejrzeniu tego cuda, zmarznięciu i zmoknięciu :( ( woda spada i pyli jak diabli) ruszamy drogą F-35 w stronę Kjólur. Interior jest dziki ,piękny i prawie bezludny. Kilkanaście kilometrów po przekroczeniu szlabanu zakazującego jazdę samochodom bez napędu na cztery koła, znajdujemy duży schron turystyczny. Nasze lokum jest świetne, czyste i co najważniejsze suche. W środku są prycze na ok. 20 osób. Żeby było cieplej rozkładamy w środku namioty. Świętujemy zakończenie dnia w pięknych okolicznościach przyrody jedzeniem , piciem i wesołymi rozmowami ;) Chłopaki mają ze sobą "czarną walizkę", która jest w rzeczywistości granatowa. To ich przenośna spiżarnia ;) Tutaj jedzenie jest tak bardzo drogie, że warto było je przywieźć ze sobą. Walizka mogłaby zostać bohaterem wielu historii i i dużo by opowiadać co zawierała :) Mówiąc krótko - wszystko! Wszystko, a nawet więcej co potrzebuje do wykwintnego żywienia 3 facetów. A jeszcze i nas podkarmiali ;) i to nie chlebem ze smalcem. Szynka,sery,jaja gotowane, avocado, pomidory w różnych postaciach czy zioła z różnych zakątków świata... Takie specjały mieściła czarna waliza. I chyba nie miała dna ;)

Obrazek

29.06.2016 - dzień III
Budzimy się po pięknie przespanej nocy, pomimo ulewy na zewnątrz. Już jest lepiej, nie pada, przeciera się.;) Kibelek jest na zewnątrz nieopodal zimnej i mętnej rzeki lodowcowej, w której dokonujemy porannej toalety. Na ściano-suficie zostawiamy naklejkę Klubu Kulinarnego Podróżnika i coś jeszcze... Mieliśmy flagę biało-czerwoną, taką do zamocowania na szybie samochodu, ale przez pomyłkę została w schronie :( I szlag wziął patriotyzm :/
Ruszamy żwawo przez interior w kierunku Blónduós, żeby na drodze nr 1 odbić w prawo na Akureyri. To kawał drogi. I nie asfaltowej tylko szutrowej. Pogoda nam dopisuje. Świeci słońce, jest pięknie. Na takiej nawierzchni jest fajna "zabawa" tym bardziej, że ruch drogowy jest...żaden :) Krajobrazy powalają! Jedziemy między dwoma lodowcami, których czoła zdają się spływać na coś w rodzaju kamienistej pustyni. Jeden z nich nazywa się Langjókull (długi lodowiec), drugi Hofsjókull (wysoki lodowiec).

Obrazek

Co kawałek rwące potoki i wodospady, ogromne łąki porośnięte wełniankami i ta przestrzeń...Kierowcy, rzadko spotykanych samochodów, pozdrawiają się serdecznie.

Obrazek

Na takim bezludziu człowiek czuje się malutki i bezbronny. Ta nasza wyprawa to taki typowy "film drogi". Walimy kilometry, świetnie się przy tym bawiąc, a krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Lubię ten rodzaj podróży, bo dużo się dzieje.

Obrazek

Po drodze zaliczamy kąpiel w przepięknych naturalnych basenach Hveravellir w "dolinie gorących źródeł". Okolica jest geotermalna - wszystko dymi i bulgocze. Do "naszego basenu", rurą jest wlewana lodowata woda, żeby się nie poparzyć! Jest przepięknie dla duszy i ciała :) No i to nasza pierwsza kąpiel od 3 dni. Należało się nam ;) To podobno najlepsze miejsce do kąpieli na Kjólur.

Obrazek

Ludzi trochę jest, większość spaceruje, nieliczni decydują się na kąpiel. Dziwne, bo miejsce jest do tego przygotowane i aż się prosi żeby wejść do wody. Sama woda pachnie trochę jajecznie ;) i jest tłusta w dotyku. Łańcuszek Marka cudownie zmienił kolor ze srebrnego na bliżej nie określony... Pewnie miał podróbę ;) Dojazd tutaj tylko autem 4x4. Zdarzają się też duże autokary na terenowym zawieszeniu. Tak tutaj podróżują zorganizowane grupy.

Obrazek

Coś o aucie... Marna z niego terenówka , ale daje radę.

Obrazek

Jest nam trochę ciasno. Ja z przodu, za kierownicą mam dobrze do jazdy, Kazik z boku też spoko - coś ma tylko pod nogami. Ola z chłopakami mają lekki ścisk. Nic nie narzekają, bo rekompensat jest wiele, ale nie ma im czego zazdrościć ;) Z pakowaniem doszliśmy już do jako takiej wprawy. Robimy to szybko i sprawnie. Posiłek w plenerze, który wiąże się z rozpakowaniem całego bagażnika to pikuś! Po wielu różnych, wybieramy wspólnie tę jedyną...płytę wyjazdu. Wiązanka mojej produkcji z najlepszymi utworami Dire Straits, będzie już do końca wyjazdu, słuchana na okrągło :) I na zawsze będzie się nam kojarzyć z Islandią. Śpiewamy i jedziemy dalej...do Akureyri.

Obrazek

Fiord wita nas deszczem i wiatrem. Kiepska pogoda na zwiedzanie miasta.Kręcimy się trochę po mieście, zaglądamy do IT. Nie czekamy na poprawę, choć na Islandii może ona nastąpić na przykład za ok...5 min. W planach mamy Goóafoss. Szeroki na 30 i wysoki na 12m wodospad, jest nie tylko piękny, ale i ważny historycznie. To tu, po przyjęciu chrześcijaństwa, przewodniczący parlamentu, wrzucił posągi pogańskich bóstw. Stąd nazwa "wodospad bogów". Pada deszcz i jest chłodno. Przydaje się parasol. Szczególnie przy robieniu zdjęć. Podchodzimy dosyć blisko, ale śliska skała nie jest bezpieczna...Po krótkim spacerze udajemy się w dalszą drogę.

Obrazek

Na naszej trasie wyłania się jezioro Myvatn. Piękne, z całą masą małych wysepek. Z krystalicznie czystą wodą mającą w najgłębszym miejscu 4,5m. Jest późno, ale jasno wiec postanawiamy zobaczyć jeszcze Dimmuborgir. Skalne miasto pozostałe po jeziorze lawy sprzed 2tys.lat. Wikingowie wierzyli, że mieszkają tu elfy i trolle. Zza chmur wychodzi słońce i pięknie oświetla skały. Bajkowo. Poza tym jest zimno i mamy spory kłopot z rozbiciem namiotów. Jesteśmy w PN i wszędzie są tablice informujące o zakazie biwakowania. Około 23.30 trafiamy przypadkiem na całkiem duże pole namiotowe, leżące przy głównej drodze. Turystów mało i o tej godzinie nie ma już nikogo z obsługi ...

Obrazek

30.06.2016 - dzień IV
Śpimy jak zwykle szybko i intensywnie ;) Wstajemy i wyruszamy ok. 7.00. O tej godzinie jeszcze nie ma nikogo z obsługi ... Jedziemy ponownie nad jezioro, by zobaczyć go w porannym słońcu. Jest piękne i fajnie byłoby tu popływać kajakami. Ale nie mamy sprzętu pływającego, wiec ruszamy dalej.

Obrazek

Przed nami, albo właściwie nad nami Hverfjall (425m n.p.m., a ok.200m nad poziomem Myvatn). Wychodzimy na koronę i robimy sobie tam mały spacer. Wulkan ma ponad kilometr szerokości. W dole (140m) kaldera, zasypana popiołem, zadziwia nas swoją wielkością. Wieje, że głowy chce pourywać :( Szybko schodzimy i po krótkiej przejażdżce trafiamy do gorących źródeł w... jaskini. Grjótagja. Miejsce odlotowe, ale niestety nie można się tu kąpać :( Pomnik natury. Trudno, nie to nie. Posuwając się nadal "1" wjeżdżamy na Bjarnarflag - duże pole geotermalne.

Obrazek

Następnym cudem natury na naszej trasie jest Hverarónd. Pole termalne pełne dymiących kopczyków i bulgocących błotnych oczek. W okolicy unosi się mocny siarkowy smrodek. Nad wszystkim góruje zbocze Namafiall z pokładami niewydobytej przed wiekami siarki. Ponieważ turyści się często dotkliwie parzyli, zbudowano drewniane kładki i pomosty, po których można się bezpiecznie przemieszczać. Duża dawka kolorów dla oka :) Przepiękne miejsce, choć z racji bliskości drogi nr1, mocno oblegane. Wjeżdżamy w rejon Krafla. Nazwa pochodzi od wulkanu, dziś uznawanego za wygasły. W latach 70 XX w. wybudowano tu elektrownię, wykorzystującą drzemiącą pod ziemią energię. Odwiedzamy ciekawą salę multimedialną. Dokładnie tu przedstawiono procesy erupcji wulkanów i metodę zamiany ciepła z ziemi na prąd elektryczny. Do tego jeszcze islandzka gościnność - kawa, herbata, mleko. I ciepła czyściutka toaleta :) Kawałek za elektrownią leży Viti, co oznacza "piekło". Wchodzimy na koronę malowniczego, częściowo wypełnionego wodą krateru. Jest tu kilka tras trekkingowych.

Obrazek

Po rozgrzewającej wizycie na "gorącej ziemi" czeka nas ochłodzenie...Takie z reguły następuje w pobliżu wielkich wodospadów. A właśnie jesteśmy nad najpotężniejszym wodospadem w Europie. Dettifoss ma szerokość 100m, a woda z lodowca Vatnajókull spada tu z wysokości 45m. Piorunujące wrażenie. Na widok ilości i szybkości wody otwierają się nam buzie. Trasa widokowa jest poprowadzona tak, że można oglądać to cudo z różnych stron. Jest oczywiście zimno i mokro.

Obrazek

Kilometr w górę rzeki jest kolejny wodospad. Selfoss jest dużo mniejszy, ma tylko 10m wysokości, ale dość oryginalny. Woda spada z progu, nie zwyczajowo usytuowanego w poprzek , ale wzdłuż rzeki. To pierwszy taki wodospad jaki widziałem :)Idzie się sporym klifem, a dołem płynie rzeka.

Obrazek

Pogoda się wyraźnie popsuła. Wieje, leje i zimno jak diabli, a trzeba jechać dalej. Przy drodze dostrzegamy sporych rozmiarów drewniany wigwam. Opodal jest motel czy temu podobny przybytek. Postanawiamy się zapytać czy możemy skorzystać ze schronienia i coś zjeść pod dachem. Oczywiście wigwam jest do naszej dyspozycji, tylko prośba żebyśmy nie palili ogniska, bo drewno jest przygotowane na wieczór... A jak po jedzeniu będziemy mieli ochotę na relaks, to pani zaprasza do jakuzi usytuowanego za budynkiem motelu. Oczywiście nieodpłatnie...takie rzeczy w Polsce się nie dzieją! Wymoczeni i wymyci w solidnym węźle sanitarnym, pomykamy radośnie, pomimo fatalnej pogody, na wschód. Dzisiaj mecz Polska- Portugalia, a chłopaki są wielkimi kibicami i chcą zorganizować na 21.00 jakiś telewizor. Postanawiamy zatrzymać się w Egilsstadir i na stacji benzynowej obejrzeć mecz. Po nerwowym poszukiwaniu stacji, siedzimy przed telewizorem. Ale obsługa nie potrafi zmienić kanału na ten właściwy! Nerwowo poszukujemy innej stacji z meczem w telewizorze. Znajdujemy i razem z nami kibicuje chłopak, który się do nas dosiadł. Ted (33l.) mieszka w Australii, większość życia spędził w Ameryce, a urodził się w ...Polsce. Pięknie mówi po polsku i jedzie na urodziny do babci do Ciechocinka :) Spotkanie pierwsza klasa. Mecz się skończył. Dostaliśmy baty, na dodatek leje i jest paskudnie, a namioty gdzieś trzeba rozłożyć... Okolica jest nieprzyjazna. Nic płaskiego i suchego. Jedziemy przez góry na wschód. Tu leży śnieg! Potoki chcą wyskoczyć z koryt...Robi się mało sympatycznie :( Przy drodze jest coś w rodzaju bazy dla robotników drogowych. Wszystko pozamykane na cztery spusty. Otwarty jest tylko...kontener ;) Chłopaki liczą na piękną suchą polankę, więc jedziemy dalej, ale ja nie mam złudzeń. Po 30min. wracamy do blaszanego hotelu. Rozbijamy w środku namiot, bo jest okropnie zimno. Jemy i pijemy. Na frasunek dobry trunek ;) Kładziemy się spać w przyzwoitych warunkach, a nie w deszczu i chłodzie. Niby błaha rzecz, a cieszy :)

Obrazek

1.07.2016 - dzień V

Słońce nie wyszło, śnieg nie stopniał :( Nic się w pogodzie nie zmieniło. Jest paskudna! Po sytym śniadanku opuszczamy nasz kontener i drogą nr1 , miejscami szutrową, jedziemy na Hófn. Leje, wieje, błoto obryzguje przednią szybę. Stajemy w miejscu z widokiem na piękny i duży wodospad. Aura nie sprzyja kontemplacji. Wiatr jest tak silny, że o mało co nie wywraca Oli. W Djupivogur oglądamy Langabud - jeden z najstarszych domów na Islandii ( XVIIIw.)

Obrazek

Budynek zachował oryginalny wystrój i znajduje się w nim muzeum, punkt IT i kawiarnia. Smakołyki nas kusiły, ale niestety ceny szybko ostudziły nasze apetyty. Nie żeby się sknerzyć, ale kawałek tortu czekoladowego z żurawiną za ...60zł to chyba przesada ;) Nie cały tort- 1 kawałek! Jak już jesteśmy przy jedzeniu, to warto wspomnieć o innym islandzkim smakołyku, jakim jest skyr. Produkowany z odtłuszczonego mleka, bogaty w białka i witaminy, a zarazem ubogi w kalorie. Spożywa się go na wiele sposobów. Coś w rodzaju naszego jogurtu- w różnych smakach. Dobrze smakuje i pachnie. Nie można tego powiedzieć o hakarlu - gnijącym mięsie rekina, które przed spożyciem zakopuje się na pół roku w ziemi. Smakuje, podobno nieco lepiej niż pachnie. W sklepie, obok półki na której leżał hakarl w opakowaniu!, cuchnęło jak diabli. To dorzućmy jeszcze coś do picia ;) Miejscowym specjałem jest maltextrakt - bezalkoholowe piwo słodowe.

Obrazek

No to do Höfn. Tu wpadamy do muzeum trudu rybackiego, urządzonego w najstarszym budynku w mieście. Nie ma nikogo z obsługi, a eksponaty, nawet te bardzo stare, leżą niczym nie zabezpieczone. Wszystko można dotknąć czy wziąć do ręki. U nas wszystko to, zaraz znalazłoby się na jednym z portali aukcyjnych :) Pogoda nie rozpieszcza, ale robi się coraz jaśniej i przestaje padać. Wyjeżdżamy z Höfn na zachód. Po drodze oglądamy ciekawie położony cmentarz, z którym związana jest jeszcze inna historia. Po prawej stronie od pewnego czasu, mamy przez cały czas rozciągnięte, wielkie cielsko lodowca Vatnajökull.

Obrazek

Jest ogromny, trzeci co do wielkości lodowiec świata. Kusi nas swoimi jęzorami, spływającymi co jakiś czas w stronę drogi. Dajemy się namówić i skręcamy w stronę jęzora. Szutrową drogą dojeżdżamy możliwie daleko, potem na nogach, dochodzimy do jeziorka utworzonego przed lodowcem. Samo czoło lodowca jest brudne, umorusane gliną i kamieniami. Okolica i ogrom lodu robią duże wrażenie. Świetne są te nasze spacery.

Obrazek

Po dużej ilości zamrożonej wody, odmiana - gorące źródło. Tak gorące, że nie wiemy jak do niego wejść ;) Wygrzani i wymoczeni rozglądamy się za miejscem pod namiot. Okolica jest mocno kamienista i pofałdowana. A była ostatnio zielona trawka i płaski teren. Ale na ...cmentarzu. Wracamy, oglądamy i ...rozbijamy namioty tuż przy bramie cmentarza. Kolacja, kieliszeczek na dobry sen i dobranoc.

Obrazek
Ostatnio zmieniony 2017-01-03, 21:51 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 1 raz.
in omnia paratus...
Awatar użytkownika
TNT'omek
Posty: 2517
Rejestracja: 2013-08-14, 16:27
Lokalizacja: Beskid Mały
Kontakt:

Postautor: TNT'omek » 2016-11-21, 23:12

2.07.2016 - dzień VI
Jak zwykle wczesna pobódka. Poza Markiem, którego coś straszyło (ciekawe co??) wszyscy się dobrze wyspali. Śniadanie, zwijanie obozowiska i w drogę! Do następnych lodowców. A właściwie jęzorów tego samego Vatnajökull. Podjeżdżamy szutrem do rzeki lodowcowej, przez most już na nogach i dalej w stronę wiecznej zmarzliny. Po drodze zawieramy przyjaźnie z miejscowymi ;)

Obrazek

Lodu jest od groma! Tam gdzie nie jest brudny, mieni się odcieniami błękitu. Trzeszczy i pęka co chwila.

Obrazek

Jeszcze nam mało - jedziemy jeszcze w inne miejsce. Nad spore jeziorko lodowcowe z kamienistą plażą. Przed nami wulkan z obszarpanym kraterem i kawały lodu unoszące się w wodzie. Obłęd!

Obrazek

Można tu wynająć kajaki i popływać pomiędzy dryfującym lodem. Cena mało przystępna - 600zł :/ Po wyczerpującym spacerze posiłek i dalsza jazda. Tuż przy drodze nr1 jest przepiękna laguna Jökulsárlón. Lagunę tworzą wody topniejącego lodowca. Po jeziorze pływają bryły, kostki, góry lodowe. Białe, niebieskie, błękitne, przeźroczyste płyną do morza. Cuda!

Obrazek

Obrazek

A nad tym stada krzykliwych ptaków. Pomiędzy lodem goście na Zodiakach. Ruch i gwar. Ale co tam, takie widoki rekompensują wszystko.

Obrazek

10km dalej, już nie przy drodze, kolejna zatoka - Fjallsárlón.

Obrazek

Obrazek

Tu już jest garstka ludzi, spokój. Bliskość lodowca, dryfującego lodu, cisza przerywana jego pękaniem jest powalająca! Próbujemy, liżemy kostki lodu. Marek po smaku rozpoznaje, że mają... ok. 1000 lat :) Można by tu siedzieć i siedzieć i patrzeć i...patrzeć bez końca. Następne atrakcje czekają. Przy drodze nr1 są one co kawałek. Dobrze oznaczone, zapraszają. Trzeba mieć tylko ochotę i czas. W interiorze jest inaczej. Trzeba mieć czas na przejazd, a cała droga jest mega atrakcją. Trafiamy do Hof i oglądamy jeden z ostatnich torfowych kościółków.

Obrazek

Trochę inny niż te w Polsce... Dzień zbliża się ku końcowi, ale my jesteśmy niezmordowani. Trafiamy pod Svartifoss. Piękny wodospad (20m) otoczony uformowanymi z lawy charakterystycznymi ciemnymi sześciobocznymi bazaltowymi kolumnami od których barwy pochodzi jego nazwa.

Obrazek

Obrazek

Podobno, kolumny otaczające Svartifoss, posłużyły za inspirację dla architekta Samúelssona przy projektowaniu fasady kościoła Hallgrímskirkja w Rejkiawiku. Chodzi nam po głowach by zostać na noc na kempingu położonym w okolicy, ale ilość ludzi i gwar tego miejsca nas odstrasza. Przesuwamy się jeszcze parę kilometrów na zachód i zjeżdżamy z drogi, by zabiwakować w przepięknym miejscu.

Obrazek

Piknik pod wiszącą skałą... Potoczek płynie tuż przy namiotach. Rozkładamy plandekę i raczymy się czym możemy ;) Widokami, klimatem, wódką i kubańskim cygarem...

3.07.2016 - dzień VII
Biwak w takim miejscu ma taką zaletę, że wychodzimy z namiotu i od razu jest pięknie :) Tradycyjnie śniadanko, kawa i w drogę. Po krótkiej jeździe w miasteczku Kirkjubæjarklaustur (spróbujcie to wypowiedzieć!) skręcamy w prawo i trafiamy do Fjaðrárgljúfur - przepięknego kanionu, utworzonego w ciągu tysiącleci, przez płynącą z lodowca wodę. Ok. 100m głębokości i 2km długości.

Obrazek

Obrazek

Przeszliśmy całą trasę górą, choć można i dołem. Miejsce szczególnie piękne w słońcu :) Zachowane w wyjątkowej czystości dzięki takim znakom ;) Jadąc dalej natrafiamy na wielohektarowe pola zastygłej lawy porośniętej wszelkiego rodzaju mchami. Miękki i gruby na 10-15 cm dywan. Bajka! Tylko hobbitów czy innych władców pierścieni brakowało...

Obrazek

Kawałek za Vik naszym oczom ukazuje się Reynisfjara - jedna z najpiękniejszych plaż świata. Gdzie z wody wystają piękne formacje skalne, na plaży są ogromne bazaltowe organy, a piasek jest czarny.

Obrazek

Obrazek

Do tego wszędzie w skałach gniazdują ptaki w tym te, z których słynie ta wyspa - maskonury :)

Obrazek

Obrazek

Niektórzy je jedzą (lokalny przysmak)-ja tylko zrobiłem parę zdjęć. Spędzamy tu dużo czasu i nie możemy stąd wyjechać, ani nawet oczu oderwać...

Obrazek

No dobra jedziemy dalej. Teraz w planie mamy wodospad Skógafoss. 60m wysokości, 25m szerokości , okolica bardzo zielona. Mgiełka wzbudzona impetem spadającej wody daje ochłodę w ten prawie upalny dzień. W okolicy duże trawiaste pole namiotowe, gdzie pomagam rozbić ultranowoczesny namiot MSR, megazaawansowanym technologicznie Japończykom ;) Sukces!- namiot stoi. Japończyk jest obrażony na swoją dziewczynę...dobrze, że nie na mnie ;)

Obrazek

Obiadujemy ,sycąc oczy widokami. I jazda dalej. Przejeżdżamy niemal u podnóża Eyjafjallajökull, podlodowcowego wulkanu, który w 2010 roku zapylił niemal pół Europy. Lekko dymił...

Obrazek

Tuż za masywem wulkanu skręcamy na Seljaland i po krótkim trekkingu docieramy do Seljavallalaug, najstarszego basenu na Islandii. Tu się odbywały pierwsze "oficjalne" lekcje pływania w tym kraju. Świetna okolica, ale sam basen- kamienno-betonowe koryto ok.25m długości, bez rewelacji. Woda zawiesista, glonowo-zielona. Temperatura taka sobie...

Obrazek

Ogólnie miejsce mocno zaniedbane. Kierując się w stronę Hekli trafiamy do Keldur. Gospodarstwo składające się z ponad dwudziestu torfowych budynków, istnieje nieprzerwanie od niemal tysiąca lat. I jak czegoś takiego nie zobaczyć? Okolica tonie w soczystej zieleni traw. Nad domkami pokrytymi darnią góruje biały kościółek.

Obrazek

Obrazek

Romantyczna okolica i żywej duszy... Postanawiamy, że skoro mamy 4x4, warto pojechać do Landmannalaugar. Podobno to najpiękniejszy region w Islandii – zachwyca niezliczoną ilością barw, form skalnych i niezwykłą roślinnością. Podobno- bo wybrańcy, którzy to zobaczyli dojechali tam drogą północną, a my wybraliśmy się południowo- zachodnią :( Po kilkudziesięciu kilometrach trudnego szutru, zaczął się arcytrudny off-road. Jazda jak po księżycu bo i takie krajobrazy.

Obrazek

Po kilku kilometrach trafiamy na wracających Anglików, jadących dużym Jeep'em, którym strażnik parku powiedział, że mają za słabe auto i może ich... porwać potok. Był wielki, ryczący i cholernie wartki, a nasz Qashqai wyglądał na jego brzegu jak zabawka :( Zapada decyzja o odwrocie. Po paru kilometrach zjeżdżamy z super wyboistej, skalistej niby-drogi na ścieżkę, którą zamierzamy dojechać do jakiegoś płaskiego terenu i zabiwakować.

Obrazek

Trafiamy na coś w rodzaju łąki pod sporym nasypem. Okolica spoko, tylko miliony much nie dają nam spokojnie zjeść i pogadać. Całą noc coś huczy, ale tak przyjemnie, monotonnie. Dopiero rano Marek odkrywa, że 150m od namiotów jest piękny wodospad.

Obrazek

Obrazek

Nie widzieliśmy go, bo nie spadał z góry, ale z poziomu łąki w rozpadlinę. Uciekamy od much i nieziemskiego krajobrazu w stronę Hveragerdi. Parę kilometrów za miasteczkiem jest parking, z którego po krótkim ( 9km tam i z powrotem) trekkingu dochodzimy do Reykjadalur - Parującej Doliny. Jest piękna!

Obrazek

Zielona z mnóstwem parujących, gorących źródeł, dziur w ziemi z bulgoczącym błotem oraz z tym po co tu przyszliśmy- gorącą rzeką, albo raczej potoczkiem górskim. Położyć się w takim potoku...hm, bajka! Woda gorąca, widoki zniewalające. Bardzo się cieszymy wszyscy ,że tu dotarliśmy.

Obrazek

Obrazek

Byliśmy w tej okolicy parę dni temu, ale lało jak z cebra i nie byłoby takiej frajdy. Gdyby nie to,że niebawem mamy samolot i że woda jest ciut ;) za ciepła, można by tu siedzieć i podziwiać cuda natury. Po drodze do Keflaviku oglądamy jeszcze klify i urwiska.

Obrazek

Mijamy się też z reprezentacją Islandii w piłce nożnej, wracającą po Mistrzostwach Europy do domu. Po kilku uśmiechach i machaniu łapkami, jedziemy w swoje strony.

Obrazek

Do domu. Po krótkim locie, lądujemy nad ranem w Gdańsku i od razu wsiadamy w Pendolino do Krakowa. Stąd już busem tylko chwila i jesteśmy w domu. Ale po co?! My chcemy na Islandię! Sporo zobaczyliśmy, ale wiele ciekawych miejsc jeszcze zostało...Będzie po co wrócić :)

Obrazek
in omnia paratus...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 50 gości