Słabo wypadła w tym roku polska złota jesień. Zaledwie jedna różnokolorowa wycieczka i koniec. Teraz drzewa są już prawie bez liści, też jest ładnie jak przyświeci słońce, ale to już nie to.
Celem wycieczki było odnalezienie Jaskini Gorenickiej. Nie wiązałem sobie z tym jakiś wielkich nadziei, na coś super ekstra fajnego. Ot po prostu, żeby nie łazić bez celu po lesie, szukaliśmy jaskini zaznaczonej na mapie. Znaleźliśmy.
Jaskinia typowa z tych mało znanych. Wnęka na parę metrów.
Badając najbliższą okolicę, znalazłem jednak coś jakby kolejną jaskinię. Ta wydawała się być czymś więcej.
Początkowo niski korytarz. Taki, ze trzeba się było trochę wczołgać.
A potem więcej miejsca. Rzekłbym nawet mały labirynt. Jakieś okno od góry, przez które wpada sporo światła. Zabawa na całego.
Przyszedł mi go głowy nawet pomysł, żeby spróbować wnętrzem jaskini dojść do tego pierwszego otworu, który początkowo uznałem za ślepą wnękę. Udało się, chociaż było dość ciasno.
Ponieważ jaskinia bardzo mi się spodobała posiedziałem tam trochę dłużej i zapoznałem sie z jej mieszkańcami. Na ścianach tysiące komarów, na szczęścia jakby spały, pewnie próbują tak przezimować.
Jakieś kolorowe ćmy podobnie.
Pająki na pewno nie będą głodne
Na koniec jeszcze odnaleźliśmy trzecie, górne wejście. Ponad 5-metrowy prawie poziomy komin.
Jaskinia okazała się być bardzo ciekawym obiektem. Lubię takie niespodzianki