Niedaleko za granica zatrzymujemy sie przy zrodelku. Oprocz nas nabiera tam wody tez koles, ktory przyjechal dziwnym pojazdem- zadaszona furmanka, ktora kojarzy mi sie z filmami kowbojskimi.
Gosc wola toperza i pokazuje gestami, ze chce zebysmy mu dali pieniadze- po czym wskazuje na siedzacego obok chlopca. Toperz odpokazowuje, ze tez chce pieniadze i pokazuje na kabaka. Rumun wznosi oczy ku niebu, wzrusza ramionami i odjezdza. Chyba sie dogadali
W Zalau mijamy budynki pofabryczne o scianach udekorowanych mozaikami,
Zdobione sa tez bloki z wielkiej plyty.
Nie brakuje tez w rejonie moich ulubionych kablowisk.
Mijane wioski, mimo ze przy dosc glownej drodze obfituja w rozne scenki rodzajowe i sielskie klimaty.
W wiosce Poarta Salajului rzuca sie w oczy drewniany kosciolek polozony na gorce, o ksztalcie przypominajacym cerkiewki z okolic Bukowiny i Maramureszu, tylko ze wieza jest nizsza.
Kukam przez zasiatkowane okno do srodka- wnetrze jest stare i ciekawe. Trzymajac sie okiennej obudowy wciagam zapach impregnatu do drewna, swiec i wykrochmalonych ręczniczkow. Drzwi sa jednak zamkniete i brak mi pomyslow gdzie szukac kogos z kluczem.
Wokol kosciolka jest kilka drewnianych, podrzezbianych krzyzy.
Probujemy szukac miejsca na nocleg nad jeziorkami kolo Gilau (J. Gilau, Somesul Cald i Tarnita) ale zbocza sa albo zabudowane czy ogrodzone albo pionowo opadajace do wody i pokryte trudnym do przebycia chaszczem ktory łapie sie skal. Na drodze, ktora z mapy wydawala mi sie boczna, jest potworny ruch i ciezko sie nawet zatrzymac aby obejrzec jakies miejsce bo zaraz ma sie w bagazniku 5 trąbiacych aut ktorym gdzies sie potwornie spieszy. Na domiar zlego zaczyna lac. Na noc zatrzymujemy sie ostateczznie na obrzezach Gilau ,na kempingu “Eldorado”, a cala noc gra nam do snu glowna rumunska droga nr 1. Wieczorem doznajemy olsnienia, ze spadzista maska skodusi moze sie swietnie nadawac na stol- wystarczy tylko zaparkowac na odpowiednio nierownym gruncie
Posilamy sie wiec w ten sposob a biwakujacy w okolicy ludzie patrza na nas jak na jakies ufo bo wszyscy woza tu ze soba stoliki. Tokaj kupiony na ostatniej wegierskiej stacji benzynowej okazuje sie byc calkiem nienajgorszy, mimo ze ja bardzo nie lubie bialego wina.
Aha! Jakies pol godziny po przyjechaniu dostrzegamy pasazera na gape. Teraz pytanie- uwil sobie domek w niecale pol godziny czy z nami jechal? Chyba to pierwsze bo raczej ped powietrza by mu porozrywal te cienki sieci..
Rano kabaczek pomaga w skladaniu namiotu, trwa to kolo godziny ale ile radosci! I ludzie mowia ze dzieciom na wyjazd trzeba zabierac pol domu zabawek!
Gdy ide do kibla zaczepia mnie jakas babka z Holandii - chce ode mnie kupic koszulke. Moze moglam wlasnie zrobic interes zycia ale zbytnio ją lubie aby tak po prostu sprzedac. Co innego dac komus w prezencie, np. bedac w gosciach, po wspolnej biesiadzie. To bym nie miala oporow. Potem para w srednim wieku z Niemiec zachwyca sie kabakiem i skodusia. Co oni tam na tym calym zachodzie nie maja ubran, dzieci i aut?
Zostajemy nawet bohaterami kilku zdjec robionych mniej lub bardziej ukradkiem. A glownie kabak! Smiesznie byc po tej drugie stronie obiektywu i zamiast fotografowac z biodra lumpikow i babuszki, samej robic za bialego niedzwiedzia
Teraz jeszcze tego nie wiem, ale na tym wyjezdzie bede musiala do tego przywyknac
Potem dochodze do tego ze rzeczywiscie zasiedlony przez nas kawalek kempingu wyglada nieco inaczej. Po pierwsze jestesmy jedynym namiotem, wszedzie stoja tylko kampery. I nikt nie suszy prania.
A tak na marginesie- ktos wie czemu wiekszosc orginalnych kamperow jest bialych? Bo np. busy juz maja umaszczenie we wszystkich kolorach tęczy.
W Turdzie i kolejnych miejscowosciach mijamy cyganskie palace. Ogromne wille kapiące od zdobien. Zwlaszcza wykonczenia daszkow robia wrazenie, ile tam jest detali i zawijasow. Albo to jest z plastiku, albo w okolicy byc kowalem to niezla fucha.
Brama tez nie moze byc gorsza.
Ciekawe jest to ze Cygan to nawet jak jest bogaty to ma w dupie obecne mody i trendy w budownictwie. Ma wlasny gust, wlasne upodobania i nie ozdabia domow tak jak pokazali ze nalezy w telewizji czy zachodnim folderku. Podoba mi sie to w roznych narodowosciach czy grupach etnicznych- nie poddawanie sie unifikacji i chec pozostania soba. Mijamy wioski, ktore z oddali sie czerwienia dachami z prawdziwej dachowki, z daleka to takie rude plamy wsrod plowosci letnich pol.
Upal doskwiera rowniez bydlatkom
Pierwszy raz widze taki znak na drodze. Wiem co znaczy ale na zywo nigdy nie spotkalam. Ciekawe tez czemu 19 t a nie 20? Sprawdzal to ktos ze 20 byloby juz za duzo?
Milo sie jedzie przez rumunskie wsie, nawet glownymi drogami. Wsie nadal pozostaja tu wsiami, nie to co u nas… Od czasu do czasu zdarzaja sie ciekawe domki, takie jakby lepione z gliny, przysadziste, o krzywych scianach, jakby grubsze u dolu a wezsze u gory.
W wioskach mijamy tez klimatyczne knajpy lub sklepobary. W zadymionych wnetrzach siedza faceci w roznistych kapelusikach i skorzanych tloczonych pasach. Wymieniamy zwykle uprzejmosci powitalne, szczerzymy do siebie zęby i tyle by bylo z rozmow o zyciu. Coz zrobic- taki kraj.. A moze warto sie zaczac uczyc rumunskiego? Noszone w rejonie kapelusze sa bardzo roznego fasonu.
Na ktoryms etapie przegapiamy jakis skręt i zjezdzamy w droge, ktorej nie planowalismy. I tak trafiamy do wsi Bahnea. Jest tam cerkiew ktora z zewnatrz wyglada calkiem zwyczajnie
Akurat przy wejsciu kreci sie dziadek z chlopcem wiec idziemy zajrzec do srodka. I tu stajemy z otwarta gębą- cale wnetrze jest pelne malowidel, wszystko łącznie z gankiem, sufitem.
Malowidla przedstawiaja rozne opowiesci biblijne,ale tez jakby historie zwiazane z ta cerkwia, przedstawiony jest pozar jakiejs drewnianej cerkiewki, moze to jej poprzedniczka? Sa tez podobizny innych znanych cerkiewek z terenow Rumunii np. z Densus. Mi sie najbardziej podoba obraz piekla- krwawa rzeka ktora wypija smok
Dziadek z chlopcem wyraznie na kogos czekaja w swiatyni i chyba nie chodzilo tu o trojke zblakanych turystow z Polski
Potem idziemy zobaczyc palac ktory wyglada na opuszczony. Otwarte pomieszczenia sluza za smietnik a inne sa zamkniete. Pod daszkiem grupka starszych panow spozywa coca- cole. Nie wiem czy mieli cos do niej domieszane czy raczyli sie orginalnym napojem orzezwiajacym.
Spod palacu udaje sie wypatrzec procesje, z jakimis sztandarami zmierzaja w strone cerkwi.
W Fantanele przejezdzamy obok opuszczonego zakladu przemyslowego o ogromnych grubasnych kominach. Na jednym z nich mozna dojrzec resztki komunistycznych napisow. Ktos przetlumaczy? Ze wszyscy kochamy "slonce Karpat" czy cos w ten desen?
W nastepnym miasteczku odwiedzam market. Zwykle w Polsce czy w krajach gdzie potrafie sie porozumiec unikam jak ognia takich miejsc stawiajac na bazary albo malutkie wiejskie sklepiki. Zawsze milej i ciekawiej. Tu jednak sklep samoobslugowy bardzo ulatwia pozyskiwanie pozywienia a pokazywanie w sklepie na migi ze chce kupic np. srajtasme jest dla mnie nieco krepujace
Jak pokazuje dzisiejszy dzien w marketach tez czasem bywa ciekawie. W Sangeoriu de Padure jest zadyma z Cyganami. Grube baby w kwiecistych sukniach pija co popadnie z butelek, chmara dzieciakow łapczywie zjada lody. Sprzedawczynie sie dra, ze tak nie wolno. Cyganki machaja plikiem banknotow, co zapewne ma oznaczac ze maja pieniadze i zaplaca. Chwile pozniej juz nikt nie wie ile lodow zjadla dzieciarnia, maluchy znikaja, Cyganki placa w kasie za 3 lody i wychodza. W sklepie zostaje pobojowisko, papierki, rozdeptane lody i rozrzucone niedopite butelki. Wczoraj w innym markecie, chyba w Gilau tez byla ciekawa scenka. Wsrod polek z towarem i nowoczesnych reklam pojawilo sie dwoch pasterzy. Wygladali jakby sie teleportowali prosto z dzikich gor. W futrzanych szubach, podpierajac sie sękatymi kijami, roztaczajac wokol siebie won prawdziwej bacowki- owcy, dymu i wiatru. Miedzy tymi sterylnymi regalami wygladali jak zjawy, jak przybysze z innej planety. Kupili piwo ursus w ilosci duzo i odjechali skodusia taka sama jak nasza tylko bardziej poobijana. Hmmmm.. Znaczy ze skodusia potrafi dojechac do rumunskich bacowek na hali? Hmmmmm… skodusią przez rumunskie Karpaty? Hmmmm… Toperz szybko gasi moje galopujace plany. Jak rozwalimy skodusie juz w Rumunii to bedzie bardzo szybkie i smutne zakonczenie dlugich wakacji.. Co racja to racja! To kij z Karpatami- suniemy w takim razie nad jezioro. Jedno z tych jezior z ktorego wystaje ruina zatopionego kosciola. Nad jezioro nie prowadzi zadna asfaltowa droga…
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..