"Jest dobrze gdy sportowcy piją ale będzie źle jak alkoholicy zostaną sportowcami"
Dober dan.
Tatry jakie są - wielu widziało. Ze szlaków pieszych, powietrznych, lodowych itd. Po pewnym czasie człek czuję potrzebę zobaczenia Tatr poza utartymi, oficjalnymi szlakami. Parę razy tak mi się zdarzyło. Tylko z tymi szlakami poza szlakami jest czasami tak, że lepiej samemu w nieznane miejsca nie iść. Można np. prawie dwie godziny chodzić po odnogach Doliny Białej Wody a na końcu walczyć ze żmiją słowacką. Należy skorzystać z wiedzy, doświadczenia osób innych. Dlatego często chodziłem z niejakim Donem ( Lodowy, Baranie, Żółta Ściana, Cubryna i parę innych ), z niejakim Alim żerowaliśmy w Bielskich, niejaki BB wprowadził nas zimą w Kraków ( osobniki znane na innych Forach ), itd. Nie chwaląc się późniejszymi czasy i mi zdarzyło się wprowadzać adeptów sztuki na te szlaki. Z różnym efektem Wink Ale wszyscy żyją. Tym razem było tak , że ja skorzystałem z tatrzańskiego doświadczenia niejakiej Pauliny ( Górski Świat ). Okazało się, że Jej relacje nie kłamały Wink Bywała w tych miejscach co opisała, potrafi wprowadzić w miejsca mało znane i nawet potrafi Wink doprowadzić do celu. I sprowadzić - co akurat w tą sobotę było lekko dramatyczne.
Ale zacznijmy od początku.
Sobota 22 czerwca tego roku - godzina 01.15. Po około 30 minutach snu z piątku na sobotę czekam pod domem, auto podjeżdża. Paulina i Jacek - witam się i jedziemy w stronę Korbielowa, Słowacji, Polski i znowu Słowacji. Rozmawiamy co by kierowca nie zasnął, mgły się przetaczają nad ziemią, policja udaje, że przestrzega przepisy drogowe, księżyc w prawie pełni, zwierzęta przebiegają przez drogi. W takich to okolicznościach docieramy do Szczyrbskiego Plesa. Na parking - o dziwo pusty. Albo nie o dziwo ? W sumie jest 3.50 rano. Za to jasno jak o 9 rano. Pojawia się w międzyczasie kolejny uczestnik wyprawy - pseudo Miś Taternik. No dobra - czas ruszyć na szlak - o 4.04 wchodzimy na szlak prowadzący do Popradzkiego Plesa - wchodzimy do Doliny Mięguszowickiej. Jak już pisałem jest tak jasno, że idziemy świecąc tylko oczyma. I tak oto o 5.08 docieramy nad Popradzki Staw, Popradzkie Schronisko i to drugie schronisko. Ludzi brak. Za to na Popradzkim dobudowali taras widokowo - spożywczy. W sumie to bym kiedyś tam zasiadł. I dopingował straceńców idących czwórkami zakosami na Przełęcz pod Osterwą. Cześć ich pamięci !!! Ale to w przyszłości. Obecnie przechodzimy potoki, mostki a tu nagle tablica stoi. Z napisami w językach obcych. No cóż - ja znam tylko polski i rosyjski więc nie wiem co tam jest napisane. Inni też nie wiedzieli. Z tej oto okazji skręcamy w lewo. I wzdłuż pięknego potoka, zwanego Zmarzłym ( zaczynającego swój żywot w Zmarzłym Stawie pod Żelaznymi Wrotami ) udajemy się w głąb Doliny Złomisk. Ja tam idę pierwszy raz. Wcześniej widzialem ją z góry, np z Tępej i Kończystej. Teraz czas zobaczyć to cudo z bliska. A jest to cudo. W koło jedne z najpiękniejszych szczytów Tatr, dnem płynie wspaniały potok, najbardziej płaska część doliny to wręcz łąka z rzeczką i wysepkami. Sielanka połaczona z majestatyczną grozą. Zbocza Tępej, szczyty Żelaznych, Rumanowy, Żłobisty, grań Siarkana, Kozia Strażnica, pojawiająca się Wysoka. Tylko stawów na razie nie widać. Z tyłu widać schronisko nad stawem, wyłania się Grań Baszt. I w takiej to scenerii docieramy do rzeczonej łąki. Tu musiało być kiedyś jezioro. Albo może nawet morze. Zasłużona przerwa, dysputy, zdjęcia. Miejscowe zwierzęta obserwują nas za krzaków. I za złomów - w końcu nazwa doliny zobowiązuje. Następnie podnosimy się w terenie, odbijając w lewo - Złomiska Zatoka czeka. Razem ze swoimi kolebami i co raz piękniejszymi widokami na okolicę. Zbocza Złomiskiej Turni, Siarkana, Wysokiej, Smoczego Szczytu ( z Igłą w Wysokiej na czole ), Szarpane Turnie. Przewodniczka opowiada o nich, słuchacze słuchają. Bardzo Pani za to dziękujemy. Odwiedzamy koliby, trawersujemy zbocze i wnikamy na Siarkańską Przełęcz - 2223 m pod poziomem morza. Razem z nami wnika na Przełęcz deszcz i całkowite zamglenie. Tak więc leżącej po lewicy Smoczej Dolinki ze Smoczymi Stawami nie widzimy. Nawet smoków nie słyszymy. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Licząc na to , że pogoda się zmieni ( zmieniała się ... ) wnikamy trochę w lewo w głąb Smoczej, potem ruszamy zakosami po wrednych ścieżkach w prawo w górę i docieramy do niejakiej Ławicy ( ? ). W tym oto miejscu siadamy, coś się widokowo wyłania ( np Popradzka Grań, Mięguszowickie Szczyty, Grań Siarkana i Smoczy Staw ), zakładamy na łby kaski, sluchamy przewodniczki, zbieramy siły, koncentrujemy się i wchodzimy w żleb prowadzący na Przełączkę w Wysokiej. Żleb jak to Żleb - stromy, usypujący się, niepewny moralnie, zaśnieżony. A śniegu nie lubię ... Bardzo nie lubię zalodzonego śniegu leżakującego w czerwcu na wysokości prawie 2500 metrów. Trzeba było po nim przejść ... Niby tylko parę metrów a w duszy osiwiałem. Może na starość mi ta antyśnieżna fobia przejdzie. Następnie dalej w górę, za przewodniczką. Szukanie pewnych ( bo niepewnych i kruchych było bardzo dużo ) chwytów, szukanie oparcia dla nóg dolnych i docieramy do pochyłej płyty - jedyne miejsce w okolicy ozdobione żelastwem - 4 ( 5 ? ) malutkimi klamrami i jedną bardzo długą ( chyba nawet dłuższą od tej na trasie na Zawrat ) - spotkałem się z nazwą : Droga przez Pazdury. Prawda to ? Przechodzimy płytę, zakręcamy w prawo, przechodzimy ostatnie głazy przed szczytem ( bokiem, konno i na nogach ), ostatnie podciągnięcie i oto witamy się z krzyżem. Pisząc w skrócie - o 9.59 wchodzimy na szczyt !!!!!! Jeszcze pusty Wink Emocje opadają, mordeczki się cieszą, choć na gratulacje dajemy sobie czas do zejścia w milsze tereny. Oto Wysoka - 2560 metrów ( lub 2547 m wg Słowaków ). Widoki ... Popradzka Grań, Rysy, Niżne Rysy, Młynarz, Żabi Niżni, Mięguszowickie, Świnica, Koprowy, Giewont, Miedziane, Szeroka Jaworzyńska, Tatry Bielskie, od Galeri do Żłobistego, Staroleśny, Gerlach, Lodowy, Łomnica, Kończysta i z 56 innych. Stawy w Dolinie Ciężkiej, w Mięguszowickiej, w Smoczej. Widać też było jeziora na Mazurach oraz Jezioro Żywieckie. Cieszymy się widokami oraz pustką. Trzeba korzystać z czasu ponieważ ludzie kolejne nadciągają. W sporej ilości. Już w Złomiskowej Zatoce zauważyliśmy goniących nas. Potem widzieliśmy jak z prawej strony ( my z lewej ) weszli w żleb. I oto są - Słowacy z przewodnikami. 11 lub 12 osobników, powiązanych linami, z metalstawami u pasa. W pełnej kulturze witamy się, dyskutujemy. A tu nagle zaczynaja się spiewy. Jeden z nich mial 50 urodziny. Potem zobaczylismy jak można wykorzystać krzyż na szczycie. jako barek. Częstują i nas - zwłaszcza jak się dowiadują , że nasza Pani Przewodnik Paulina tego dnia kończy 30 lat !!!
Urodziny na szczycie - piękna rzecz. Już myślę gdzie tu w październiku wyjść. Ale już czas na powrót, koniec imprezowania, czas iść w dół. Zbieramy się a tu padają tytułowe słowa ... Piękne motto ... I fajne koszulki pojawiły się na Słowakach - to rzeczywiście był jakiś klub sportowy. Kiedyś na Szerokiej Przełęczy Bielskiej spotkaliśmy z Alim Klub Sportowy z Rużemberoka. Też pili. Taka to widać ich tradycja. My postanawiamy opuścić ten szczyt, wejść na drugi i przeczekać aż sportowcy zejdą w dół żlebu. Nie chcieliśmy mieć nad głowami kilkunastu osób. Już kilku turystów zginęło w tym żlebie od spadających kamieni. Tak więc zeszliśmy z kopuły szczytowej, przeszliśmy płytę i skierowaliśmy się na prawo na Przełączkę w Wysokiej. No i pisząc w skrócie - na drugi szczyt nie wyszedłem. Na wrednej, "lakierowanej" skale poślizgnąłem się, stuknąłem łbem ( odzianym w kask ) w ścianę i postanowiłem poleżeć sobie pod szczytem. Dobre i to. W międzyczasie pooglądałem schodzących "masowców", poczułem na rękach pierwsze krople deszczu, poczekałem na pozostałych i czas na zejście. Lekko nerwowe jak się okazało. Nie dość, że sama ta ścianka opadająca z Przełączki jest wredna to jeszcze deszcz zmienił się w grad. Oj, było ciekawie. Szukanie w miarę suchych chwytów, malutkich stopni pod nogi, kluczenie w ścianie i nerwy czy nie rozpada się bardziej. Nie rozpadało, doszliśmy do połączenia z płytą. Tam czas na kolejny etap rozrywki - zejście żlebem ze śniegiem do skalnej półki, na której zakończyło się użycie rąk górnych. Powoli, czujnie, noga za nogą, ręka za ręką, stale trzy punkty podparcia. Tym razem śnieg zdeptaliśmy tylko z boku, pozostałą część obeszliśmy po skałkach górą. Następnie przewinięcie się na drugą stronę żlebu ( tutaj spotkaliśmy trzech Polaków idących w górę ), trawers i ... czas na gratulacje. I wbicie się w dumę Wink oraz podziękowania dla Pani Przewodnik. Siadamy na skałach, zdjęcia, radość. A w międzyczasie chmury poszły w odstawkę, góry się wyłoniły z mroku. Już w końcówce żlebu skorzystałem z tego i porobiłem trochę zdjęć. Reszta wycieczki to zejście na Siarkańską ( tym razem Smoczy łeb był widoczny w całej okazałości ), podziwianie z tego miejsca Igły w Wysokiej, Szarpanych Turni. Przed nami zejście do Złomiskiej Zatoki. Zejście w ... deszczu i wśród pomrukujących za granią piorunów. Cudnie mrocznie się zrobiło. Kończysta w czapce z sinych chmur wyglądała wręcz piekielnie pięknie. Ja tylko czekałem aż czekan ( nie użyliśmy ani razu ) zacznie mi syczeć za głową. Nie zaczął. Mijamy koliby, zniżamy się i docieramy do cudnej łąki na wypłaszczeniu Doliny Złomisk. Tu taj akurat nie pada tylko topi słońcem. W takich to warunkach docieramy do Popradzkiego Stawu, moczymy w nim nogi i w nogi do Szczyrbskiego Plesa. Przez moment znowu w deszczu. Tak dla odmiany. Idziemy, idziemy, rzut oka na pojawiającą się Wysoką ( chmury znowu się zbliżają ) i o 16.39 docieramy do auta. A tu jak nie walnie w górach ... Padało potwornie do wyjazdu ze Słowacji, nad Tatrami była wręcz czarna ściana deszczu. Jak szczęście to do końca.
Było wspaniale.
Do kolejnego !!!
Tytuł znajdziecie w relacji ;)
Tytuł znajdziecie w relacji ;)
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
A nie wiem, znam go tylko z widzenia, ale w porządku gość! Słowacy ogólnie wszyscy są jacyś tacy pozytywni i nigdy się tam niczego nie czepiają, za to o naszej gawiedzi przewodnickiej to szkoda gadać... Oczywiście nie można wszystkich do jednego worka wrzucać, ale faktem jest, że polscy przewodnicy w Tatrach na Słowacji to zawsze mają bardzo dużo do powiedzenia... pieklą się, zwady narobią, najczęściej sprawa o pieniądze idzie jak się im nie da zarobić. No ale pewnie i wśród naszych są tacy ok, tylko ja mam pecha, że zawsze na osłów trafiam
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości