Po wschodzie wrociłyśmy na śniadanie i prysznic, więc wyruszyłyśmy w dalszą drogę (dopiero?) ok. 9:30. Dla mnie to zdecydowanie wcześnie, dziewczyny uważały, że dosyć późno.
Nie szłyśmy bardzo szybkim tempem, bo już na początku trasy urzekły nas wrzosy, obok których nie mogłyśmy przejść obojętnie
Nad Śnieżką, która była za naszymi plecami, intensywnie świeciło słońce.\
Nad nami jednak co jakiś czas pojawiał się cień z unoszących się na niebie chmur - w zasadzie to dobrze, choć w krótkim rękawie przy tej temperaturze i braku słońca, dało się odczuć chłód.
Jedną z naszych towarzyszek zostawiłyśmy w tyle, my z Anią natomiast poszłyśmy w kierunku Samotni.
Widoczność nie była idealna, ale Rudawy i pobliskie miejscowości oczywiście było widać.
Przy Strzesze zatrzymałyśmy się dosłownie na chwilę, żeby zrobić zdjęcia. Rzuciłyśmy okiem na ceny, zbliżone do tych w Domu Śląskim.
Utrwaliłyśmy swoje mordki przy schronisku.
...i poszłyśmy dalej ku Samotni.
Oczywiście najlepsze widoki są jeszcze przed dojściem do schroniska, dlatego co i rusz przystawałyśmy.
Wykorzystałam okazję, że chodzę z kimś, więc udało się zrobić kolejne zdjęcie ku pamięci
Zanim zbliżyłyśmy się do schroniska zrobiłyśmy jeszcze trzysta pięćdziesiąt siedem zdjęć
Spod samego Małego Stawu nie wygląda on już tak efektownie, bo jest za blisko
Poza tym było dosyć sporo ludzi, a gromadziło się jeszcze więcej, więc po ponad godzinie udałyśmy się dalej
Decyzję o dalszej trasie podjęłyśmy w zasadzie przy schronisku. Na początku miałyśmy wrócić na górę i przejść czerwonym, ale uznałyśmy, że nie chce nam się wracać, więc poszłyśmy w kierunku Pielgrzymów. Minus był taki, że trzeba było jeszcze trochę zejść, aby później to wszystko musieć podejść
Tym razem mogłyśmy popatrzeć na Strzechę z dołu.
Zejście w dół było nawet przyjemne, a widoki, które miałyśmy za plecami, też były urocze
I udawało nam się wyłuskiwać takie momenty, gdy nie było tych wszystkich ludzi!
W lesie miałyśmy chwilę wytchnienia od słońca, chociaż nie było ono bardzo dokuczliwe, bo temperatury nie były wysokie.
Na Polanie zatrzymałyśmy się tylko na sekundę, ponieważ tłumy, które tam były, delikatnie nas przerażały. Po zjedzeniu i napiciu się, ruszyłyśmy dalej.
Jako że teren jest podmokły, szlak prowadził długim mostkiem. Obracając się do tyłu mogłyśmy dostrzec m.in. Śnieżkę.
...a przed nami pierwsze skałki, czyli Koci Zamek.
U góry natomiast widziałyśmy Słonecznik. Tak też mi się wydawało, ale zapytałam Anię, aby się upewnić i jakiś pan mi wmawiał, że "Przecież to Pielgrzymy!". Nie chciało mi się wierzyć, skoro do Pielgrzymów miało być raptem 10 minut drogi, a tam bym się na pewno w 10 minut nie wyczołgała ;D
Na Kocim Zamku, jak i na wszystkich następnych skałkach, jak na złość non stop siadali ludzie, uniemożliwiając zrobienie ładnego zdjęcia
I jeszcze jeden rzut okiem na Śnieżkę!
Później już weszłyśmy w las, w którym znajdowały się Pielgrzymy.
Trzeba było się nagimnastykować, żeby zrobić tam zdjęcie bez ludzi na skałkach. Szczerze mówiąc lepiej zachowywali się gimnazjaliści, którzy byli z przewodnikiem, niż podstarzałe chojraki
Z Pielgrzymów drewnianymi schodkami zmierzałyśmy ku Słonecznikowi.
Co jakiś czas obracałyśmy się, by zerknąć w stronę nieodległych miejscowości.
W pewnym momencie mogłyśmy też zobaczyć Pielgrzymy wyłaniające się z niższych od nich drzew.
W końcu poczułyśmy też bliskość Słonecznika. W międzyczasie usłyszałyśmy krzepiące teksty w stylu "Już blisko", "Już prawie jesteście!" "Ciężko tutaj z tymi plecakami." Eeee, cały czas jest ciężko
Jest i ławeczka przy Słoneczniku!
Obok siedziała dziewczyna, kreśląc piórem obraz tychże. Pokazała mi obraz schroniska, który zrobiła wcześniej. Piękny!
Jest i sam Słonecznik!
Nie zatrzymywałyśmy się na długo. Zamierzałyśmy w miarę szybko dotrzeć do Odrodzenia, czyli w kierunku przeciwnym do tego na zdjęciu.
Czym prędzej do schroniska! Już nas trochę zmagał głód, a obiad zaplanowałyśmy dopiero w Odrodzeniu
Droga była dosyć niewygodna, więc kiedy tylko dało się ominąć kamienie, szłyśmy obok nich, ale i tak w pewnym momencie bolały nas już stopy.
W końcu jednak dotarłyśmy do schroniska, więc czekała nas kąpiel i upragniony obiad
